I. To właśnie ciebie pokochałem

Nie chciał tam być wtedy. Nie chciał być tu i teraz. Steve - jego najlepszy przyjaciel od zawsze, cofnął się w czasie i spędził życie inaczej. Wrócił już jako starzec i zmarł. 
Bucky nie chciał tego widzieć, ale jednak widział. Jego pogrzeb był skromny, jedynie paru najbliższych mu ludzi. 
W tym i ona…

Ona straciła wszystkich. Rodziców, brata i przyjaciół. Zupełnie jak on. Byli tak podobni do siebie. Z jedną różnicą. Ona była młodziutka, a on stary.
Wpatrywał się ostatnio w nią coraz częściej. W jej piękne zielone oczęta, w których się topił. Nie dopuszczał jednak do siebie myśli, że mógłby się w niej zakochać. A jednak.
Przy niej czuł się sobą, przy niej mógł być sobą. To jedynie ona ostatnimi czasy sprawiała, że się uśmiechał. I to dla niej się tylko uśmiechał. 
Stał właśnie przed drzwiami jej małego mieszkanka, razem z pojedynczą, krwistą i długą różą w ręku. Kiedy do nich zapukał, rudowłosa otworzyła drzwi, ubrana już w wyjściowe ciuchy.

- Wow… - wyszeptał pod nosem - Pięknie wyglądasz. To dla ciebie - podał jej różę.

- Dziękuję bardzo- uśmiechnęła się - wejdź na chwilę - rzekła i zniknęła razem z różą za drzwiami od kuchni. 

- Poczekam tutaj - odpowiedział.
Wanda wróciła już z wazonem z wodą, wstawiła do niego kwiatka i ułożyła na szafce. Następnie chwyciła torebkę i udała się do wyjścia. 

- Gdzie dziś idziemy? - zapytała z szerokim uśmiechem.

- Przekonasz się, jak dojedziemy - otworzył drzwi od strony pasażera, a młoda kobieta wsiadła.

- Nie lubię niespodzianek takich, wolę wiedzieć, czy mnie nie wywozisz gdzieś do lasu, czy gdzieś daleko - parsknęła śmiechem.

- To jest moja i tylko moja tajemnica, dowiesz się na miejscu, czy to las, czy to łąką, czy jezioro, żeby cię zatopić - również się  zaśmiał - choć patrząc na mój wiek to obstawialiby ludzie raczej muzeum czy kościół, mimo że święty nie jestem. 

- Każdym ma coś za uszami, a w muzeum raczej zbrodni byś nie popełnił.

- Kto wie… - uśmiechnął się - Jednak żal by mi było ciebie.

- Słodko, ale zobaczysz, że jeszcze trochę i będziesz mieć mnie dosyć - zaśmiała się lekko Wanda.

Do miejsca docelowego dojechali po krótkim czasie. Roztaczające się wokół pola i łąki, a na jednej z łąk, pośród kwiatów stało wielkie, samotne drzewo.
Mężczyzna wyjął z bagażnika parę rzeczy, w tym koc oraz kosz piknikowy i razem z kobietą udali się usiąść pod drzewem. Rozłożył koc i rzeczy, które przygotował m.in. owoce i ciasto, a także parę innych słodyczy. Kolejnie wyjął coś winopodobne. 

- Spokojnie, to bezalkoholowe- wytłumaczył, gdy Wanda posłała mu pytające spojrzenie dotyczące butelki.

- No ja mam nadzieję - usiadła obok niego i zaczęła zaplatać wianek - ładnie tutaj, skąd znasz to miejsce?

- Steve mi je pokazał już dawno… - westchnął cicho - Twierdził, że tu zabierze kiedyś wybrankę na piknik. Kto wie, czy to zrobił…

- Na pewno stał się szczęśliwy - oparła głowę o jego ramię - A co robisz tu ty? I ja?

- Będziemy jeść piknik, pić sztuczny alkohol i leżeć w aucie na pace, oglądając gwiazdy, a ja będę grać na gitarze - odparł.

- Masz gitarę? Umiesz grać? - zaczęła dopytywać młoda kobieta.

- Mam i coś tam nawet umiem - zaśmiał się pod nosem ~Teraz albo nigdy Bucky~ powiedział sobie w myślach - Wanda, myślałaś kiedyś nad przyszłością? Co chcesz w niej robić? Jak ją widzisz? 

- Czasem… wyobrażam sobie, jak by to mogło wyglądać, ale jest mała szansa, że tak się stanie.

- A jak ją widzisz?

- Chciałabym mieć dom, pracę, kochającego męża i może dzieci… ale na pewno też psa.

- A znalazłaś już tego jedynego?

- Nie chyba… a ty? Masz kogoś na oku?

- W sumie to mam… taką jedną kobietkę. Jest cudowna, choć po przejściach, ale kto po nich nie jest w tym świecie? Jest przekochana, ale… ale nie wiem jak odważyć się, żeby jej to wyznać. - mówił to, jak gdyby nigdy nic, natomiast w Wandzie coś pękło. A może to wyszła zazdrość? Miałaby go stracić na rzecz kogoś innego? Kolejna osoba chce ją zostawić? - Boję się to zrobić. Masz jakiś pomysł na to?

- Wiesz no… - tak bardzo chciała wyczytać, o kogo chodzi, jednak obiecywała, że nie będzie używać na nim swoich czarów - musisz być szczery z nią i powiedzieć jej wprost, bez owijania w bawełnę. Na pewno odwzajemnia uczucie, błąd by popełniła, gdyby tego nie odwzajemniała nie wiedziałaby, co traci…

- A co traci? Starego żołnierza z problemami. Też mi coś.

- Wspaniałego człowieka, jakim jesteś pod maską, którą przybierasz na co dzień, kochanego przyjaciela, troskliwego i opiekuńczego człowieka. Naprawdę szczęściara z niej musi być, że to właśnie twoje serce rozkochała - gdy to wypowiadała łzy pojawiły się w jej oczach, więc szybko odwróciła twarz w drugą stronę.

- Wiesz, tylko jest jeden problem. Ta dziewczyna nie jest jakąś dziewczyną, tylko mowa o tobie Wanda - odwrócił jej głowę z powrotem w jego stronę - To właśnie Ciebie pokochałem, Wando Maximoff. To chcę byś ty była przy mnie, jako ktoś więcej niż przyjaciółka. Proszę, uczyń mnie tym szczęśliwcem i pozwól dbać o ciebie, jak o najdrobniejszą i najkruchszą rzecz. Proszę cię, czy zostaniesz moją dziewczyną?

Łzy w jej oczach przestały się trzymać i zaczęły spływać po polikach. Teraz już nie były to łzy smutku i zazdrości, a łzy szczęścia. Szczęścia, ale też strachu. Czy dać im szansę, czy się nie skrzywdzą oboje?
Kiedy jej odpowiedź się dłużyła, mężczyzna się przestraszył, że ona tego nie chce.

- Przepraszam, co za głupoty sobie myślałem, przecież nie jestem w twoim typie, jestem zdecydowanie za stary, nie nadawałbym się. Przepraszam, zapomnij o tym - zaczął szybko mówić z nerwów i wydawanego zbłaźnienia się.

- Kocham cię Bucky - wypaliła szybko, starając się załagodzić sytuację - Kocham cię już od jakiegoś czasu, ale nie sądziłam, że to może być odwzajemnione… po prostu zaskoczyłeś mnie tym wyznaniem…

- To jak? - podrapał się po karku - zostaniesz moją partnerką?

- Zostanę z przyjemnością - podarowała mu szybkiego całusa w polik, jednak on się przesunął i złożył na jej ustach długi pocałunek, pełen miłości i pożądania. 

Gdy oderwali się od siebie, rudowłosa ponownie wtuliła się w Jamesa i zaczęli konsumować przygotowane przez niego jedzenie oraz popijać to czymś winopodobnym. Gdy doszli do wniosku, że pora porobić już coś innego, posprzątali po sobie, a resztki spakowali z powrotem do koszyka i schowali to w aucie, natomiast sami położyli się na pace auta, gdzie Bucky już wcześniej włożył koce i poduszki oraz swoją gitarę, więc spędzili resztę tego dnia w miłej atmosferze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top