42. Jisung x Reader

Zamówienie od KPOPALICE

Jisung x Reader
Romans

Sernik po pracy

No i się doczekałam. Dostałam się do Akademii Muzycznej w stolicy Korei Południowej. Konkretnie na wokalistykę. Na razie jest ona ogólna, dopiero z biegiem lat oraz zdobytej wiedzy będę mogła wybrać swoją specjalizację, jak to jest na przykład w przypadku geografii czy medycyny. A to dlatego, ponieważ nie miałam wykształcenia muzycznego. Od zawsze uczyłam się sama, polegając na swoim słuchu, który podobno odziedziczyłam po moim tacie, który jest Polakiem. Mama natomiast jest Japonką, co mi dosyć pomogło w dostaniu się właśnie na tę akademię. Zna i swój rodowity język, jak i ten, którym muszę się teraz posługiwać, więc siadała wraz ze mną i wcielała się w rolę mojej prywatnej nauczycielki, chociaż zawodowo nie miała z tym za dużo wspólnego.

Dobra, wróćmy do teraźniejszości. Wyszłam właśnie ze swojego akademika i żując gumę skierowałam się w stronę wyjścia. Po pewnym czasie zebrała się wokół mnie grupka nowych studentów, zapewne idąca w tym samym celu, co ja. Nie mogłam wyjść z podziwu, że to pierwszy dzień tutaj, w salach wielkiej, słynnej akademii.

Jednak czar nieco prysł, gdy doszło do zajęć...

Tak, jak pisałam, jestem samoukiem. Niektórzy tutaj kompletnie nic nie wiedzą o muzyce i są tu tylko z tego powodu, bo mieli pieniądze, aby tu przyjechać, płacić czesne (a raczej ich rodzina) i myślą, że to ich przyszłość. Bycie sławnym. Ego na poziomie muru chińskiego.

- Ty myślisz, że wiedzą nas pokonasz? Pewnie tym próbujesz się zakryć, bo tak naprawdę to skrzeczysz, jak stare prosię!

To usłyszałam od swoich nowych koleżanek z grupy.

Jednak musiałam się skupić na sobie, póki jeszcze to wszystko nie trafiło do mnie, jak nabój od pistoletu. Tuż po zajęciach, które trwały dzisiaj krócej, postanowiłam pozwiedzać miasto. I poskutkowało to tym, że po tygodniu byłam już w nowej pracy, którą była kawiarnia.

- Fart cię strzelił, kochana! - powiedział starszy kolega, który miał mnie prowadzić na stanowisku na kasie. - To jedna z popularniejszych kawiarni. Pierwszy tydzień będzie najtrudniejszy, bo tu nie może pracować byle kto. Ale spokojnie, możesz zawsze na mnie liczyć i będę razem z tobą w parze.

- Dzięki... Dam z siebie wszystko. - uśmiechnęłam się do niego lekko, a on to odwzajemnił z jeszcze większym entuzjazmem.

- Mam nadzieję, liczę na super współpracę! - i przybiliśmy sobie żółwika.

Moja zmiana była od szesnastej do dwudziestej, wraz z braniem pod uwagę sprzątania kawiarnii po dniu. Plus cały weekend, od rana do wieczora z przerwami na coś do zjedzenia. W ten sposób mogłam jeszcze ćwiczyć w specjalnych salach w akademii w nocy. Niestety, trzeba pogodzić pracę z nauką. Rodzice opłacają mi akademik i studia, a ja na samą siebie muszę zarobić jako tako. Nie ma lekko w życiu, w szczególności, gdy dopiero co wchodzisz w życie dorosłości i niezależności.

Tego wieczoru w piątek jednak znów się przeliczyłam, nastawiając się na nowe przyjaźnie. Mój partner, który mnie prowadził powiedział swoim koleżankom, że jestem nieznośna i robi to tylko, aby zaimponować naszemu szefowi. Skąd to wiem? Chciałam zanieść mopa do łazienki dla pracowników, która jest na końcu korytarza. A on stał po środku drogi. Mogła bym przejść, minąć ich i strzelić jakimś tekstem, ale moja samoocena znów upadła wprost do wiadra z brudną wodą. Przez to postanowiłam jeszcze raz przelecieć szmatką po stolikach, zatapiając się we własnych myślach. Zapadła w mojej głowie ciemność po raz kolejny, odkąd tu przyjechałam. Ciemność, jak ta za witrynami.

- Um... - usłyszałam czyiś głos niespodziewanie i aż podskoczyłam w miejscu, a szmatka mi wypadła z ręki. - S-sorki, nie chciałem cię przestraszyć.

- Nie szkodzi, spokojnie. - uśmiechnęłam się lekko i zmierzyłam obcą postać od góry do dołu.

Chłopak w maseczce, zwykłych okularach z okrągłymi oprawkami i bluzie z kapturem, ubrany w ciemną, poszarzałą zieleń. Oprócz butów, one były czarne, jak jego oczy.

- W czym mogę pomóc? - postanowiłam przerwać ciszę. - Niby zamknięte już, ale mogę w razie czego...

- Zamknięte? Nie jest do dwudziestej pierwszej? - spytał zdezorientowany.

- Do dwudziestej. - poprawiłam go, przypominając sobie przy okazji o szmatce, która leży na ziemi. Szybko ją podniosłam.

- Kurczę, a ja ci tu wbijam w butach, kiedy tak ładnie podłoga umyta... - zaśmiał się nerwowo, zdejmując jednym ruchem ręki kaptur, ukazując nieco niesforne, przydługie włosy.

- Oj tam - machnęłam ręką. - Zdarza się. - kontynuowałam, zdając sobie uwagę za późno, że zapomniałam o profesjonalizmie.

Minutkę trwaliśmy w ciszy. Spojrzałam w kierunku wyjścia na zaplecze. Nadal świeciło się tam światło, jednakże nikt stamtąd nie zamierzał chyba rezygnować z przyjścia mi na pomoc. I to jakąkolwiek.

- To czyyy mógłbym poprosić o kawałeczek serniczka? - od razu spojrzałam na swojego klienta. I pokazał palcami. - Taki mały kawałeczek?

- Oczywiście, że tak - uśmiechnęłam się lekko i powędrowałam wraz z tą nieszczęsną szmatką do lady z ciastami. Ratunku, nigdy nie nakładałam ciasta! Jak to Hyerin robiła?! - Coś do picia do tego?

- A nie, dziękuję - oparł się o blat przy kasie. - Po prostu nieprawdopodobnie mnie naszła ochota na sernik. Jak u jakiejś baby, ja nie wiem.

Zaśmiałam się cicho na to, wycierając dokładnie ręce ręcznikiem po umyciu dłoni i nałożyłam specjalne rękawice. Muszę się skupić... Przyłożyłam nóż na powierzchni ciasta, ale zarazem tak, żeby go jakkolwiek nie naruszyć.

- Tyle? - spytałam i podniosłam wzrok na chłopaka.

Ten aż zamrugał nagle i przeniósł wzrok ze mnie na nóż i sernik.

Czekajcie, on się tak na mnie patrzył cały czas?

- Dokładnie tyle. - odpowiedział z uśmiechem i spojrzał gdzieś w bok.

Odrzucając gdzieś w kąt zawstydzenie, ukroiłam powoli kawałek ciasta i nałożyłam na talerzyk. Hm, coś jeszcze? A, sztuciec! Nawet nie wiedziałam jak go podać, więc ułożyłam obok talerzyka na razie.

- Może pan zająć miejsce przy którymś stoliku, a ja zaniosę.

- Hm... - no nad czym się zastanawiasz niby... - Pod warunkiem, że ze mną usiądziesz, bo chcę ci coś powiedzieć.

Z lekka... Nie, dobra. Nie z lekka. Zamurowało mnie. I nie wiem ile trwałym tak w osłupieniu, ale ten aż się zaśmiał. Ze mnie?

- Wybacz, to było cringowe... - znowu odgarnął włosy z czoła, co okazało się bezcelowe, bo wróciły na swoje miejsce. - Jak masz na imię?

Dobra, na to mogę odpowiedzieć raczej... Co nie?

- Jestem [T.I.]. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Jesteś z zagranicy?

- W sumie to z Polski, ale moja mama to Japonka. - wyjaśniłam po krótce.

- Ach, okej. To ja nazywam się Jisung. I... Nie wiem, czy mnie kojarzysz.

Zmarszczyli brwi. Fakt, moje miejsce pracy charakteryzuje podobno to, że jest odwiedzana przez jakiś aktorów czy inne sławne osobistości, ale...

- A, czekaj! - i zdjął maseczkę. Aż się zaśmiał sam z siebie. Tym razem przynajmniej widzę, jak uśmiecha się w pełni, a nie tylko jego oczy.

- Hm... Może? - odpowiedziałam jedynie i podniosłam talerz z serniczkiem. - Wybieraj stolik, panie Jisungu.

- Ej no weź, po prostu Jisung. Nie postarzaj mnie, aż tak staro wyglądam? - i oderwał się od blatu, kierując się w stronę najdalszej stolika, konkretnie tego w samym rogu.

Poszłam więc za nim. Ostrożnie trzymałam talerzyk wraz z jego zamówionym kawałkiem ciasta i położyłam na stoliku, gdy ten usiadł. Ja również zajęłam swoje miejsce naprzeciw chłopaka.

- Zauważyłem, że jak jesteś nad czymś skupiona to śpiewasz. - powiedział, a ja szerzej otworzyłam oczy.

Co ja robię?

- Ym... - zawsze jestem w takim stopniu wygadana, kiedy czuję totalny dyskomfort.

No jakbyście się poczuli, słysząc coś takiego? Ja nawet nie wiem, że śpiewam, a co dopiero, gdy jakiś Jisung, który jest chyba jakiś znany w tym kraju, mówi ci coś takiego. Totalny chaos w głowie, ubóstwo wyjaśnień.

- Nikt wcześniej ci tego nie powiedział?

- N-nie... - powiedziałam zgodnie z prawdą, którą pamiętam. - W sumie pierwszy raz to słyszę, że śpiewam poza moją kontrolą. Może to od czasu, jak przeprowadziłam się tutaj na studia?

- Może i tak... Studiujesz wokal?

Mrug mrug.

- Czy ty jesteś Jisung stalker? - spojrzałam na niego podejrzliwie.

- Nie, haha! Ja tylko zgadywałem, bo serio masz uroczy głos. - i zabrał się w końcu za sernik.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Siedziałam jedynie cicho, wpatrując się w chłopaka, jak zahipnotyzowana, a ręce męczyły krawędzie pracowniczego fartucha. Chyba to nie uległo uwadze młodego mężczyzny, bo podniósł wzrok. Mimo to nie uciekłam oczami w inne miejsce. Nadal nie dowierzałam jego słowom. Spojrzał za siebie, po czym znowu na mnie.

- Tego też nie słyszałaś od nikogo?

Przełknęłam ślinę.

- Jedynie od jednego nauczyciela i moich rodziców oraz przyjaciółek, które zostały hen daleko... Ostatnio jest odwrotnie - westchnęłam. - Jisung, ile masz lat?

- Mam dwadzieścia jeden. - jego wzrok zaczął być bardziej urzekający przez stopień uwagi, jaka mi poświęcał. A był to wysoki stopień.

- No to prawie jesteśmy rówieśnikami. Możliwe, że tak zareagowałam, bo od tygodnia słyszę, że jestem nikim, bo nie pochodzę stąd i jestem samoukiem.

- Nie jesteś po szkole muzycznej żadnej? Ani nie miałaś lekcji?

- Nie, uczyłam się sama, bo miałam nadzieję, że coś może mi to przyniesie. Lubię sobie ponucić, poczytać o kompozytorach i poznawać instrumenty. Ale nikt u mnie w rodzinie nie jest muzykiem, tak samo ja w sumie.

Chłopak chwilę myślał. Po upływie czasu spojrzał na swój sernik, a ja na moje dłonie. Koniuszki palców już były zaczerwienione od tego męczenia materiału mojego ubioru z logo kawiarni. Puściłam materiał i wypuściłem ciężko powietrze.

- [T.I.]? - podniosłam wzrok i przed nosem ukazał się kawałek sernika na widelcu. - Zjedz.

Jak powiedział, tak zrobiłam. Zjadłam ostrożnie podaną mi odrobinę ciasta i chłopak zabrał mi sprzed nosa widelec. Byłam bardzo zdziwiona i nie wiedziałam co chciał mi przez to pokazać. Może pocieszyć? Nie miałam bladego pojęcia.

- Better? - spytał.

- ... Better. - nie wiem czy na pewno, ale już niech będzie.

- To od dzisiaj pamiętaj, że Stray Kids są po twojej stronie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top