37. Jeongin x Reader

Zamówienie dla HaByung94

Jeongin x Reader
Romans

Wrócimy?

Minęło parę długich lat. Lat samotności. Lat, które miały być moim lekiem na zranione serce.

Te cztery lata temu byłam z nim w związku. Z roześmianym Jeonginem, który nagle się zmienił i stwierdził, że nie jestem mu potrzebna w życiu.

Bardzo to zabolało... Nie wiem nawet czy wiecie nawet jak bardzo...

Ale minęły te cztery lata i ja mam dwadzieścia lat, a on dziewiętnaście. Długi czas, aby nie wypominać sobie tej okropnej chwili, jak i słów, które przebiły mnie wtedy na wskroś. Cztery lata bez niego. Uciekł, zostawiając słowa wbite we mnie, krwawiącą i łkającą. Ale nie ma co.

Zresztą teraz jest bardzo dobrze, a aktualnie jestem u mojego znajomego ze studiów. Czekamy na gości, innych jego znajomych. Dzisiaj jego urodziny, dwudzieste. Piękna liczba. Osobiście się cieszę, że mam to za sobą.

Po kolei witaliśmy się z nowymi gośćmi, aż w końcu impreza się rozpoczęła, nie czekając na spóźnialskich. Muzyka zaczęła próby dobijania się do sąsiadów swoimi decybelami, a alkohol powoli się otwierał, pomijając szampana.

- Ty to zawsze musiałaś być taka niewychowana, nie wierzę w metamorfozy. - odparł mój kolega, a zarazem jubilat, widząc, że zabieram kolejnego jagodowego papierosa, które zresztą dostał ode mnie.

- Ja zapłaciłam, więc nadal należą częściowo do mnie. - uśmiechnęłam się chytrze i zaciągnęłam się nikotyną z nutką aromatu owocowego.

- Ty na prawdę masz to we krwi... - sam się uśmiechnął flirciarsko i wrócił na parkiet.

Wygrałam.

Jak zwykle.

- A tak szczerze jestem taka od jakiś czterech lat... - szepnęłam do siebie.

Przez to dopadła mnie nieprzyjemna nostalgia. Piętnastoletnia uczennica, ułożona dziewczyna, córeczka z dobrego domu. Jednak się dowiedziałam, że złamane serce potrafi niezmiernie człowieka zmienić. Ja taką metamorfozę przeszłam, aby nie spotkać więcej kogoś takiego, jak Jeongin.

- Ej, [T.I.]! - wzięła mnie z zaskoczenia moja koleżanka z roku, która także była gościem. Podskoczyłam nieco. - Oj, sorki, nie chciałam cię przestraszyć.

Westchnęłam jedynie słyszalnie.

- Co się stało? - odwróciłam się do niej, wciągając znowu dym do płuc.

- Jakiś szatyn się na ciebie gapił dziwnie przed chwilą. I to z pełne parę minut chyba, wręcz go zamurowało chyba.

Zmarszczyłam brwi.

- A niech się gapi, jak chce. I tak nie dostanie tego, czego chce. - odparłam obojętnym tonem i wcisnęłam papierosa w popielniczkę.

- Nie no, laska, on jest nawet nie taki sobie akurat. - powiedziała, na co przewróciłam oczami.

- Dobra, pokaż mi go. - postanowiłam się poddać, dla świętego spokoju.

- Teraz to będzie zbyt trudne... O! Zaraz będzie dwudziesta pierwsza, wtedy będzie tort i toast. Pokażę ci go wtedy.

- Dobra. - pokiwałam głową na zgodę.

No i odczekałyśmy w ciszy tę parę minut, badając wzrokiem otoczenie. Już nie chciało mi się palić, nie czułam takiej potrzeby. W sumie tak samo miałam z wyczajeniem tego kogoś, kto się we mnie rzekomo wcześniej wpatrywał. Postanowiłam to tylko zrobić po to, aby ta koleżanka dała mi spokój.

W końcu ludzie zaczęli się zbierać na środku salonu i wyłączono światła. Zgaduję, że moja koleżanka w myślach właśnie klnie w niebogłosy, bo nic nie widać. Ale gdy tylko już zapach dymu ze zdmuchniętych świeczek rozniósł się po pokoju, zapalono światło.

Zaklaskałam niemrawo, jak wszyscy inni, ale moją uwagę przykuł chłopak, który mnie jeszcze nie zauważył. Stał nieopodal jubilata, a ponieważ tworzyliśmy wszyscy niezgrabne koło, mieliśmy siebie praktycznie naprzeciwko.

- O, właśnie na niego patrzysz - skomentowała koleżanka, szepcząc mi mało dyskretnie do ucha. - Skąd wiedziałaś?

Bo to mój były, barani łbie.

Nasze spojrzenia jednak w końcu musiały się spotkać. Czas jakby się zatrzymał. Wszyscy byli nieważni, w naszych zasięgu wzroku punktem zaczepienia stały się nasze sylwetki. Miałam wrażenie, że wpadłam do lodowatej wody w paraliżu. Nagły zwrot akcji, niespodziewanie wraca przeszłość.

- Dziękuję, dziękuję, ale idźcie imprezować, bo cały tort jest dla mnie! - odrzekł jubilat, co nieco mnie wybudziło z transu.

Spojrzałam na niego, na kolegę z roku na studiach, jak wpychają mu rękami kawałek ciasta, aby już nic więcej nie mówił. Jednak wydawało mi się to być w zwolnionym tępie. Wręcz skołowana, powędrowałam do najbliższych mi drzwi, które akurat były tymi od pokoju właściciela domu.

Zamknęłam za sobą drzwi niezbyt głośno i padłam na łóżko. Nie wiedziałam co zrobić. Czułam się zagubiona w tunelu i przemarznięta po wyjściu z lodowatej wody pełnej wspomnień przypominających piranie.

Siedziałam więc tak w tym pokoju, patrząc krzywo na sufit. Bałam się wyjść z tego pokoju, za co karciłam się w myślach. Miałam przez to wrażenie, jakbym wracała do dawnej siebie. Do tej dobrze ułożonej, bezbronnej [T.I.]. A nie mogę do tego wrócić. Takie najłatwiej skrzywdzić. A mam dosyć tego typu cierpień i samotności. Nie zniosłabym kolejnego takiego przejścia w kolczasty cień.

Słysząc otwierające się drzwi, podniosłam się gwałtownie. W przejściu stał Jeongin, który zamykał powoli drzwi do pokoju. Jego mina ukazywała jak czuje się niezręcznie. Ale brnął dalej i zrobił krok w moją stronę. Teraz zresztą zauważyłam, że trzyma dwa talerzyki z kawałkami tortu.

- Pomyślałem, że... Chciałabyś kawałek. - odezwał się.

Śmiałam się wewnątrz tak, że aż zaczęłam chichot wywalać ma zewnątrz. To w moich oczach było takie żałosne, że nie wiem co mnie tak rozbawiło. Ale fakt. Śmiałam się złośliwie. A Jeongin stał, jak jakaś sierotka z dwoma talerzykami.

Wypuściłam w końcu powoli powietrze i zaczęłam się zastanawiać nad tym, co powiedzieć. Jednak zanim cokolwiek postanowiłam, zmieniłam położenie mojego wzroku na okno. Ciemno za szybą przyprawiało aż nieco o dreszcze, myśląc o niezbyt wysokiej temperaturze.

Poczułam, jak materac nieco się zniżać przez chłopaka, który usiadł obok mnie. Spojrzałam na talerzyk, który mi podsunął praktycznie pod nos. Niechętnie wzięłam naczynie z tortem i zajęłam się krojeniem kremu widelcem. Czy jakoś tak. Odczuwałam przez obecność mojego byłego coraz większą niezręczność.

- Wiesz, [T.I.]... - zaczął nieśmiało. Dałam mu mówić. - Minęło sporo czasu... I myślałem, że już się nie spotkamy. A strasznie bałem się tego, jeżeli już taka miałaby się zdarzyć.

- Miałam podobnie. - odparłam, ale nie oderwałam wzroku od masakrowania tego kawałka tortu leniwym ruchem.

- ... Przepraszam - aż na to słowo spojrzałam w źrenice Jeongina. - Wiem, że to za mało. Wiem, że teraz dla ciebie te słowa nie mają znaczenia, bo masz zupełnie inne życie i też się zmieniłaś bardzo. Ale nie umiem sobie wybaczyć jakim dupkiem byłem, zrywając z tobą i zostawiając cię kompletnie samą, chociaż absolutnie na to nie zasłużyłaś.

- Proszę cię, Jeongin, nie zaczynajmy nawet rozmawiać o tym - i wróciłam do ciasta. Albo nie, coś dopowiem. - Tak, zraniłeś mnie bardzo te cztery lata temu. Na tyle, że bałam się wchodzić w jakikolwiek inny związek. I na tyle, żeby w ogóle zmienić swoje postrzeganie świata.

- Więc spróbujmy zacząć od nowa.

Gdy rzucił to zdanie, zamurowało mnie. Aż nie wiedziałam jak zareagować. Zaśmiałam się słabo, odgarniając włosy za siebie. Niepojęte.

- Ty tak na serio? Po tylu latach milczenia proponujesz mi coś takiego? Yang, ty jesteś normalny w ogóle?

- A co jest nienormalnego w tym, że chcę naprawić swoją przeszłość?

- Jesteś jebanym tchórzem, Jeongin.

- Wiem. I chcę go naprawić.

- I myślisz, że ja ci w tym pomogę?

- Tylko ty możesz mi pomóc.

Odłożyłam talerzyk na bok i schowałam twarz w dłonie, opierając się łokciami o uda. Teraz mam próbę nieotwierania dla niego znowu serca.

- Nie wiem czy mam nienawidzić siebie czy ciebie za to, że chcę się zgodzić. - powiedziałam szczerze co mam w głowie.

- A więc... Może ustalmy, że możesz mnie zadźgać i nie wiadomo co jeszcze, jeżeli zrobię coś nie tak.

- Jeongin, to nie tak działa. - znowu na niego spojrzałam.

- To błagam, powiedz mi, jak. Naprawdę mi zależy, abym mógł ci wynagrodzić te wszystkie lata... Uwierz mi, ja też cierpiałem. Oboje cierpieliśmy za MOJĄ głupotę i egoizm. Jestem okropny, ja to...

Przerwałam mu, łapiąc za jego kołnierz i złączając nasze wargi ze sobą. I w ten oto sposób...

Zaczęłam nowy początek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top