32. Jisung x Reader

Zamówienie dla Oliwia_Malfoy123

Jisung x Reader
Romans/Dramat

Nie odpuszczę

Uśmiechnęłam się do telefonu, jak głupi do sera. Mój chłopak po mnie przyjdzie pod szkołę! Mniejsza z faktem, że przychodzi praktycznie codziennie mnie odebrać. Ale z każdego takiego dnia się jeszcze bardziej cieszę! Chodzimy razem na bubble tea, do parku, albo... W ogóle jest super!

Tak się zagapiłam w nasze wiadomości i skupiłam się w odpisaniu mu, że aż na kogoś wpadłam. No zgadnijcie na kogo...

- Chyba zabiorę ci ten telefon kiedyś. - odparł z lekkim uśmiechem mój chłopak, który nie wiadomo jak znalazł się przede mną.

- Też się cieszę, że cię widzę, Jisungie! - odparłam słodko, na co ten się cicho zaśmiał.

- Masz wszystko? Bo nawet nie masz plecaka, a jesteś już przy wyjściu z tej budy...

- Ach! No tak, zostawiłam w szatni! - ale zanim pobiegłam, Jisung zabrał mi telefon z ręki.

- U mnie będzie i to bezpieczne i ty sama. - odparł, na co tylko przewróciłam oczami i z piskiem "Zaraz będę!" pobiegłam do szatni.

Gdy już tam byłam, zaczęłam szukać swoich rzeczy, jednak na początku nie mogłam ich znaleźć. Wtedy w samym rogu gdzieś na końcu pomieszczenia zobaczyłam jego. Osobę, która od ostatniego czasu mnie prześladuje. Stał, oparty o ścianę, ubrany w bluzę z kapturem, który zresztą przysłaniał jego twarz, jak zwykle zresztą. Wymieniliśmy się spojrzeniami. Jego było puste, moje pełne strachu. Od samego początku nie wiedziałam co chce ode mnie ten chłopak. A trwa to już dobry miesiąc... Wypisuje do mnie oraz śledzi. Szczególnie wtedy, gdy jakimś cudem wie, jak Jisung nie może po mnie przyjść.

Po dłuższej chwili się odsunął, idąc w swoją stronę, przy okazji odsłaniając mój plecak leżący "grzecznie" na ławce.

Aż boję się podejść...

~Jisung's pov.~

To urocze, gdy widzi się ją taką roztrzepaną i niewinną... Chłopaki mi się dziwią dlaczego poświęcam jej aż tyle uwagi, jednak inaczej nie potrafię.

Gdy jej telefon zawibrował, odruchowo spojrzałem na podświetlony ekran. Nie powiem, zainteresowało mnie to. Wiadomość o treści "Ja to wygram." od obcego numeru. Gdyby nie ten ostatni fakt, nie wszedł bym w konwersację. Przy okazji przyszła kolejna wiadomość.

"Pozwoliła ci?"

Rozejrzałem się po korytarzu, ale nie zauważyłem nic niepokojącego ani, żeby ktokolwiek trzymał w ręce telefon. Przestałem się jednak po chwili rozglądać, jak głupi i skupiłem się na poprzednich wiadomościach.

To był jakiś chory monolog, ale jeszcze tydzień temu [T.I.] mu odpisywała. Aż zacisnąłem mocniej telefon w dłoni, bo to wyglądało... Strasznie. Ona wręcz błagała, aby ją zostawił w spokoju.

Jezu, on ją prześladuje w szkole?

~[T.I.] pov.~

Chyba patrzyłam na swój plecak pełną minutę. Bałam się sama podejść... Jednak szybko złapałam za rączkę i wybiegłam czym prędzej z szatni. Zresztą go minęłam przy ostatnim zakręcie. Zakapturzona postać trzymała swój telefon w ręce i obserwowała mnie uważnie. Zignorowałam to jednak i widząc Jisunga, podbiegłam i zrobiłam słodką, fochniętą minkę.

- Halo, co mi grzebiesz w telefonie? Oddaj! - chłopak wyciągnął telefon do góry i nie wydawał się bawić w cokolwiek. Jego mina była poważna, wręcz wydawał się zdenerwowany. Z tego powodu też mój uśmiech zniknął. - Co się stało..?

- To ja powinienem ci zadać to pytanie. I to z jakiś miesiąc temu. - schował dłonie wraz z moim telefonem do kieszeni i utkwił wzrok gdzieś za mnie.

- O czym ty... Jisung, oddaj mi telefon.

- Kiedyś na pewno ci go oddam. - znowu na mnie spojrzał.

- Aha. Kiedyś. Jisung, to MÓJ telefon... - nic więcej nie zdążyłam powiedzieć, bo chłopak na przytulił i pingwinim krokiem obracaliśmy się powoli wokół własnej osi.

- Czy to ten koleś za tobą? - szepnął mi do ucha nagle.

Aż mnie zmroziło. Nie wiem czy dlatego, bo akurat go zauważyłam czy z powodu pytania Jisunga. Odruchowo ścisnęłam jego bluzę mocniej. Zakapturzony chłopak stał na końcu korytarza, patrzący pusto przed siebie. Ludzie go mijali obojętnie, jakby w ogóle go nie było.

Gdy to wszystko się zaczęło miesiąc temu, niektórzy nawet nie wiedzieli o istnieniu tej postaci. Bałam się, że wręcz mam jakąś schizofrenię, dopóki w jakiś sposób nie zdobył mojego numeru, a po czasie nawet wysyłał mi zdjęcia mojej osoby, gdy wchodzę do domu lub rozmawiam ze sklepawczynią w sklepie spożywczym.

Chłopak pogłaskał mnie po głowie, czując, że się spięłam. Chyba nie potrzebował innej odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie. Chwilę się jeszcze tak kiwaliśmy, ale Jisung w końcu mnie puścił. Na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech, a w oczach zabłysnęła jakaś iskierka, przez kt9rą wcale mi nie ulżyło.

- Masz. - oddał mi nagle telefon...

... I odszedł.

W głąb korytarza.

Szedł do zakapturzonego chłopaka.

O nie, tylko nie to!

Jednak coś mnie powstrzymało, jak i sparaliżowało. Obserwowałam jedynie, jak coraz mniej ludzi mija mnie i wychodzi ze szkoły, a Jisung jest coraz bliższy mojemu prześladowcy. W końcu stanął naprzeciw niego. Nieznajomy podniósł leniwie wzrok i się wyprostował. Nie wiem czy spodziewał się takiej reakcji. Może on to wszystko wymyślił? Spojrzałam prędko na telefon.

Ostatnie dwie wiadomości...

Musiał zobaczyć Jisunga po wyjściu z szatni!

Jednak dźwięki, jaki dotarły do moich uszu szybko przeniosły mój wzrok na poprzednich ludzi. Jedyne, co widziałam to to, że obaj upadli na ziemi i zaczęła się ostra bójka. Ludzie zgromadzili się wokoło i obserwowali całe zajście, jakby byli na jakimś pokazie. Ja sama podbiegłam bliżej z przerażeniem kłębiącym się w całym ciele, rzucając gdzieś plecak w bok.

- Jisung! - zawołałam.

Bo nic więcej nie umiem zrobić. Co chwila któryś przeturlał ich obojga w bok lub w drugą stronę i na zmianę. Można wręcz powiedzieć, że byli sobie równi. Nie było ani gorszego, ani lepszego.

- Co się dzieje?! Rozejść się, co to za zbiorowisko?!

O nie...

Wicedyrektorka?!

Obcy chłopak i Jisung jakby tego nie usłyszeli. Tłum zresztą podobnie. W końcu jednak kobieta o niskiej posturze przebiła się przez uczniów i aż zawołała z zaskoczenia, unosząc ręce.

- Co wy wyprawiacie?! Przestańcie, Jezus Maria! - rozejrzała się po uczniach stojących dookoła. - Co wy tak stoicie?!

Wtedy sama postanowiłam zainterweniować, nie mogąc już na to patrzeć. Podeszłam truchtem do nich, jak akurat Jisung był na obcym chłopaku i złapałam jego rękę, gdy miał akurat uderzyć.

- Jisung, przestań! Obaj przestańcie! - zawołałam, bo byli w takim transie, że mojego normalnego tonu by pewnie nie odebrali.

Jisung szarpnął ręką, przez co go puściłam przypadkowo. Wtedy spojrzeliśmy sobie w oczy. I chyba oboje byliśmy przestraszeni.

- Rozejść się, co to ma być? Przedstawienie? Wrócić do swoich zajęć! - zawołała znowu wicedyrektorka.

Powoli ludzi się rozchodzili, a ja pomogłam mojemu chłopakowi wstać i pierwsze co, wytarłam rękawem swojego swetra krew cieknącą z nosa. Nie mogłam już na to patrzeć, naprawdę. Jisung ważniejszy od swetra, może się dopierze.

- Co wy sobie wyobrażacie? Pani [T.I.], nie wiem kim dla ciebie jest ten łobuz, ale nie chcę go tu więcej widzieć! - ukłoniłam się z szacunku z cichym "Przepraszam", bo tylko na to mnie było stać w tym momencie. - A pan Kim pójdzie ze mną, do dyrektora. Wszczynanie bójek jest zabronione! Ciesz się, że na tym nie oberwiesz. - wskazała na mnie palcem i razem z tym chłopakiem poszła korytarzem w kierunku gabinetu dyrektora szkoły.

Jisung od razu przytulił mnie mocno. Zawsze wie, kiedy tego potrzebuję w szczególności... A teraz najchętniej w tym samym momencie i bym mu dziękowała i wrzucała, jakim to trzeba być debilem, żeby odstawić coś takiego. Jednak wtuliłam się w jego ciało. Potrzebowałam teraz jego ciepła...

- Przepraszam... - szepnął mi do ucha, na co ja pokiwałam głową i pogłaskałam go po plecach.

- To ja powinnam przeprosić, że ci od razu nie powiedziałam... Może by nie doszło do takiej sytuacji...

Chłopak ujął moją twarz i złożył motyli pocałunek na czubku mojego nosa, a potem na czole. Nie wiem dlaczego, ale to jakby mnie rozluźniło, przez co całe napięcie zmieniło się w totalny smutek. Jisung, widząc moje zaszklone oczy, znowu mnie przytulił.

- Oj no nie becz... - poklepał mnie po głowie.

- ... Beee - odparłam niskim głosem, na co oboje cicho się zaśmialiśmy. - Chodźmy do domu...

- Czyjego?

- U ciebie pewnie łazienka jest w fatalnym stanie, a trzeba cię opatrzeć.

- Aleee w sypialni jest posprzątane.

Westchnęłam na to bezradnie z cichym "Głupek", na co ten się zaśmiał, złapał za rękę i poszliśmy korytarzem do wyjścia. Przy okazji sięgnął po mój plecak z podłogi.

- Yah, znowu go zapomniałaś...

- Cicho. - dałam mu kuksańca w ramię, na co ten udał wielce obolałego.

- Sława, kobieta mnie bije, łeeee...

- Też cię kocham, Jisungie. - odparłam z uśmiechem pełnym dumy.

- Tak tak, wiem - obrócił mną nagle o 360°. - A tak serio to naprawdę to bolało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top