28. Bang Chan x Reader

Zamówienie dla wangowy_ryz

Bang Chan x Reader
Romans

Cierpliwości

- Ja już nie wytrzymam... No nie wytrzymam! - rzuciłam zła telefonem na pościel, po czym sama na niej wylądowałam.

Czułam w tym momencie totalną bezradność. Wiem, kobiety zawsze zwracają uwagę na daty. Datę urodzin przyjaciela, datę pierwszego pocałunku, datę pierwszego picia alkoholu i inne takie rzeczy...

Ale dzisiaj wypada rocznica związku. Mojego i Chrisa związku. Gdy wstałam z łóżka, jego już nie było. A teraz, gdy już niezłe popołudnie, nie mogę się do niego nawet dodzwonić. Nie mogę nic zaplanować i jestem już prawie pewna, że zapomniał o tak ważnym dla mnie dniu. Ba, nie tylko dla mnie przecież!

Nie wiedziałam czy mam płakać czy zrobić coś innego, więc spróbowałam po raz kolejny się dodzwonić. Z każdym sygnałem, który wpadał mi w ucho, czułam coraz większą żałość i złość. Gdy już się dowiedziałam, że nie odbierze, wzięłam swoje rzeczy, czyli jedynie telefon z kluczami do mieszkania i wyszłam w kierunku wytwórni.

Pogoda była tak piękna, że aż mnie to denerwowało. Niebo było przysnute coraz większą ilością złota pomieszanego z różem, które przypominało ci coraz bardziej, jak Chris zabrał mnie do parku kwitnących wiśni w Japonii na jednym z jego wyjazdów.

Wtedy mi wyznał swoje uczucia...

Szłam ulicami miasta, zastanawiając się nad tym wszystkim. Może nie zapomniał, a coś się stało? Może reszta zespołu nic mi nie mówi, żeby mnie nie martwić? Albo znowu zatopił się w wirze pracy i nie zamierza nawet włączyć telefonu...

Weszłam z coraz większym zwątpieniem do wytwórni, powiadamiając, kim jestem. Na szczęście wszyscy w samym Jyp wiedzą o moim istnieniu, także nie dostałam się tam z wielkim problemem, mając maseczkę na twarzy. W wytwórni i tak ją zdjęłam. A idąc korytarzem...

- [T.I.]? - usłyszałam obok siebie. Zza drzwi którejś z sal pojawił się Hyunjin. - Co ty tu robisz?

- Postanowiłam odwiedzić Chrisa. - odparłam spokojnie, splatając palce u dłoni na wysokości brzucha.

- Tyle, że... Chris teraz nie ma czasu się z nikim widzieć - otworzyłam szerzej oczy, ale kontynuował. - Może chciałabyś iść ze mną i Jisungiem na jakieś dobre jedzenie i zaczekamy razem czy coś?

Jednak tylko na niego patrzyłam jeszcze przez moment i odwróciłam się, idąc swoim poprzednio wyznaczonym kierunkiem do studia Chrisa.

- [T.I.]! Czekaj! - zawołał za mną i wtem mnie wyprzedził stając naprzeciwko mnie. - Nikt nie może mu teraz przeszkadzać, nie żartuję.

- Nie wiem jak ty, ale ja mu nie mogę przeszkadzać przez dwadzieścia trzy godziny w ciągu doby. A ta jedna godzina to ta, kiedy mi się żali, jaki to ciężko dzień miał, prosi o przytulaska i zasypia albo znowu wraca do pracy. Więc się odsuń.

Chłopak westchnął zrezygnowany, drapiąc się po karku, widocznie zgaszony tym, co powiedziałam. A gdy go chciałam minąć...

- [T.I.]! - usłyszałam zza pleców Hyunjina dwa głosy. Był to Jisung i Changbin.

Co oni? Czatują?

- Tak, mi też miło, ale...

- Ale szliśmy akurat coś zjeść! - przerwał mi Jisung. Czułam coraz większe zdenerwowanie. - Może pójdziesz z nami?

- Ja tu przyszłam do Chrisa, nie do was, ludzie! - odparłam już totalnie wyprowadzona z równowagi.

- [T.I.], uspokój się i zrozum, że Chris teraz serio jest zajęty i musisz poczekać..

- To powiedz mi, czemu praca zawsze jest ważniejsza ode mnie?!

Chłopaki mieli szeroko otwarte oczy, które wpatrywały się wprost we mnie. Zanim zdążyli cokolwiek jednak powiedzieć, wracałam do wyjścia z wytwórni i cieszyłam się, że miałam maseczkę. W ten sposób zakryłam to, że chciało mi się mocno płakać.

Wróciłam bardzo szybkim marszem do domu, czując napięcie we wszelkich miejscach w moim ciele. I pierwsze co, gdy weszłam do mieszkania było rzucenie maseczki gdzieś w bok wraz z telefonem i zjechanie po ścianie, jak moje łzy po policzkach.

Czułam gorycz. Gorycz gorszą od mocnego piwa. Gorycz, która truła moje serce i przez to traciłam wszelką nadzieję. Siedziałam tak...

I siedziałam...

I siedziałam...

Nie wiem ile siedziałam, ale obudził mnie dźwięk domofonu. Ktoś wpisał kod do mieszkania...

Ktoś...

Jezu, ja leżę na podłodze z na sto procent rozmazanym makijażem!

W

stałam prędko z podłogi i pobiegłam do łazienki. Zmyłam prędkością światła pozostałości makijażu pod oczami i akurat ktoś zapukał do drzwi.

... Kto może znać kod do mojego mieszkania i pukać?

Wyszłam z łazienki i podeszłam do drzwi wejściowych, po czym je niepewnie i powoli otworzyłam. Stał tam o dziwo Chris. Uśmiechnięty, jak małe dziecko, trzymał coś za plecami. Nie wiem co, ale nad jego głową wisiał balonik wypełniony helem w kształcie różowego serca.

- Dzień dobry - powiedział szarmanckim głosem, który mnie wręcz powalił mentalnie z nóg. - Mogę wejść?

To twoje mieszkanie, głupku...

- Proszę bardzo. - otworzyłam szerzej drzwi, jak i uśmiechnęłam się, jak głupia i wpuściłam go do środka.

On ostrożnie wszedł do mieszkania, starając się, abym nie zauważyła co ma za sobą. Wręcz nie powstrzymałam się od chichotu, widząc jego pingwinowy chód. Gdy zamknęłam drzwi, stanęłam naprzeciwko niego ciekawa.

- [Z.T.I.] - zaczął, wyciągając zza pleców gitarę, do której był przywiązany balonik, którego już zauważyłam nad jego głową wcześniej - Wiesz, jak ja nie umiem w przemówienia, a dzisiejszy dzień jest dla nas bardzo ważny... - pociągnął mnie w stronę łóżka, na którym usiedliśmy obok siebie. - Pozwolisz, że zaśpiewam ci pewną piosenkę. Jest ona prosto z mojego serca, specjalnie dla ciebie.

Już czułaś skurcz na twarzy od uśmiechu oraz podekscytowania. Gdy chłopak zaczął grać i śpiewać, miałaś wrażenie, jakbyś odpłynęła na łódce, otoczona płatkami kwiatów wiśni, która była dla was wręcz symboliczna. A słowa mówiły same za siebie...

"Gdy zobaczyłem cię ten pierwszy raz,
Wiedziałem tylko jedno.
Że poruszyłaś moim sercem.
Gdy usłyszałem twój piękny głos,
Myślałem, że trafiłem do raju.
Nigdy, nigdy, przenigdy
Nie pomyślałbym,
Że zasłużę na taki dar, jak ty.
Gdy pierwszy raz złapałaś mną dłoń,
Miałem wrażenie, jakby to motyl przysiadł, aby odpocząć.
Gdy nadszedł dzień naszego pierwszego pocałunku,
Straciłem zmysły dla ciebie.
Nie pomyślałbym,
Że zasłużę na taki dar, jak ty.
Przepraszam za wszelkie moje błędy,
Za które żałuję od samego początku.
Ale obiecuję, że dla ciebie
Cały świat stanie przed nami otworem.
A teraz,
Połączeni na tle złotego nieba, jak twoje serce,
Jak płatki kwiatów wiśni, delikatnych, jak twoja dusza...
Nie pomyślałbym,
Że trafi mi się taki raj
Jak ty."

Moje oczy zaszkliły się. Czułam szczęście, wzruszenie, ale było mi także głupio za swoje zachowanie w wytwórni. Patrzyłam tak na niego. Ma człowieka poerfekcyjnego, który daje z siebie wszystko, a ja myślałam tylko o tym "jaki dzisiaj dzień".

Jestem jednak egoistką...

- Yah, [T.I.]... - odłożył gitarę na bok i od razu mnie do siebie przesunął, zamykając w szczelnym uścisku. - To ja powinienem płakać, nie ty.

- Dlaczego niby ty? - pociągnęłam nosem.

- Słyszałam, że byłaś w wytwórni... I wiem, że nie tego oczekiwałaś oraz się na mnie zawiodłaś.

- Chris... - odkleiłam się od niego, nie mogąc już tego słuchać. Ujęłam jego twarz w dłonie, abyśmy mogli sobie spojrzeć w oczy. - Ty absolutnie nie jesteś niczemu winien. To ja zachowałam się samolubnie i powiedziałam za dużo.

- Ale... - nie dałam mu nawet dokończyć, bo złączyłam zachłannie nasze usta w pocałunku, który po krótkiej chwili odwzajemnił.

Myślę, że tego brakowało naszej dwójce... Uczuć, które zostały rozerwane na pół przez pracę i brak rozmów. A ten pocałunek złączył to wszystko od nowa, sprawiając, że dzisiejsze niebo, które teraz jest przysnute nieprzyjemnym niebieskim indygo, nie ma teraz znaczenia. Liczy się teraz to, że znów mamy chwilę dla siebie...

I to w tak wyjątkowym dniu...

Dla nas obojga.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top