7. Woojin x Reader
Woojin x Reader
Romans
Kroplówka dosercowa
Byłaś w tym szpitalu od pół roku. Rzadko komu mówiłaś o swojej historii, dlaczego tutaj jesteś. Nie dlatego, że było to wielce dramatyczne, w końcu masz dziewiętnaście lat i jesteś silna oraz dojrzała. Jednak zawsze coś wtedy w tobie pękało.
Pewnego wieczoru wprowadzono do twojej sali chłopaka. Nie byłaś z tego powodu zadowolona. Bałaś się, że nieznajomy będzie ci przeszkadzał w twojej codziennej rutynie, czyli pisaniu pamiętnika, czytaniu książek czy oglądaniu jakiś filmów. Tylko na tyle było cię stać...
Gdy lekarze zostawili chłopaka nieprzytomnego na łóżku, zaczęłaś mu się przypatrywać. Miał złamaną nogę, rękę i bandaż na twarzy zasłaniających polik. Zaczęłaś sobie cicho w głowie analizować co mogło się stać, wtulając się w poduszkę i zasnęłaś niespodziewanie.
Nazajutrz obudziłaś się o dziwo pełna energii. Zwykle budziłaś się jakoś pół dnia. Wzięłaś głęboki oddech, spoglądając na białą, szpitalną ścianę, zastanawiając się, na jaki kolor można by ją pomalować. Jednak rozmyślania przerwał ci lekarz, który wszedł do twojego pokoju. Zaczął rozmawiać z nieznajomym. Byłaś tyłem do nich i postanowiłaś, że nie będziesz zwracała na siebie uwagi, udając że nadal śpisz.
- Dzień dobry. - powiedział lekarz, podchodząc do łóżka poszkodowanego chłopaka.
- Dzień dobry. - odpowiedział lekarzowi.
Pomyślałaś od razu, że nieznajomy ma całkiem miły dla ucha głos. Ale szybko odrzuciłaś tę myśl, skupiając się dalej na dialogu.
- Jak się miewasz? Podobno nieźle się zabawiliście na tych całych motocyklach. - doktor nie dając mu odpowiedzieć, kontynuował. - Zawsze trzeba być ostrożnym. Gdyby nie jakaś pani starsza z naprzeciwka to byłoby po was i jedyne co mógłbym zrobić to przynieść wam kwiatki na grób.
- Wiem wiem, panie doktorze. - powiedział chłopak, po czym westchnął ciężko. - I nie jest najgorzej, tylko trochę mrowi mnie ta noga.
- Możemy ją trochę obniżyć, wtedy będzie do niej lepiej krew dopływała i będzie mniej mrowiło. Na początku, jak tu przyszedłeś byłoby to niestosowne. Mógłby być ponowny problem z krwawieniem.
- Rozumiem... I poproszę, będzie wtedy pewnie lepiej, jak pan mówi. - odpowiedział chłopak.
- Zaraz przyprowadzę kogoś, kto się tym zajmie. I niedługo pewnie przyjdzie śniadanie, jak coś. - odpowiedział lekarz, jakby zadowolony z tego faktu, że nie umrzecie chociaż z głodu.
- Dobra, dzięki. - odpowiedział nieznajomy.
Po tym usłyszałaś otwierane, a potem zamykane drzwi. Zaczęłaś się wtedy zastanawiać czy od razu usiąść i zagadać do chłopaka czy zaczekać na odpowiednią chwilę. Postawiłaś jednak na pierwszą opcję. Usiadłaś powoli na łóżku, poprawiając poduszkę za plecami, abyś nie musiała czuć przez koszulę szpitalną metaliczne zimno oparcia twojego łóżka.
Gdy już usadowiłaś się wygodnie, spojrzałaś w stronę nieznajomego, poszkodowanego chłopaka. On już ci się przypatrywał. Przestałaś zwracać uwagę na to, że słońce cię trochę zaślepiało i nie mogłaś skupić wzroku tak, jakbyś chciała. Trochę, jakby cię zahipnotyzował swoim skupionym na twojej osobie spojrzeniem.
- Hej. - powiedział, uśmiechając się przyjaźnie, poprawiając się, aby mógł siedzieć tak, jak ty.
- Hej... - odpowiedziałaś niepewnie. - Nie lepiej, żebyś leżał? Przez tą nogę będzie ci niewygodnie.
- Łaj tam. - machnął ręką. - Trochę rozciągania mi nie zaszkodzi w tym wieku.
Zaśmiałaś się cicho, a on po chwili razem z tobą. Po tym przyszło dwóch lekarzy i pomogli mu z nogą. Niezbyt długo to trwało, doktorzy wyszli po niedługiej chwili. Znowu skierował twój wzrok na ciebie, od razu zadając ci pytanie.
-Jak masz na imię?
- [T.I.] - odpowiedziałaś z uśmiechem. - A ty?
- Woojin. - odpowiedział. - Masz naprawdę ładne imię [T.I.]
- Dziękuję... - odpowiedziałaś nieco onieśmielona.
Dobra, nie "nieco". Bardzo onieśmielona.
Z każdym dniem poznawaliście się coraz bliżej, jednak on nie poznał prawdy o twojej przypadłości. Nie umiałaś się przed nim otworzyć całkowicie, ponieważ uwielbiałaś słuchać jego historii oraz jego śpiewu. Nie mogłaś zawsze doczekać się wieczora po ostatnich kontrolach lekarskich, gdy on z wielką chęcią śpiewał ci kołysanki na dobranoc.
Minął już rok, odkąd się znacie. Gdy tylko wyzdrowiał i wyszedł ze szpitala, przychodził do ciebie zawsze wieczorem trzy razy w tygodniu lub kiedy tylko miał więcej czasu wolnego. Bardzo to ceniłaś, bo rodzina przychodziła do ciebie tylko raz na pół roku lub rzadziej. Zresztą zwykle to było przepełnione sztucznymi emocjami. Bardzo tego nie lubiłaś i chwilami się zastanawiałaś czy lepiej żeby lepiej nie przychodzili czy żeby w ogóle ich nie było.
Dzisiaj dla przykładu odwiedziła cię twoja matka. Kobieta wiecznie zapracowana w biurze swojego szefa, do którego mogłaś się jedynie domyślać jakie ma stosunki. Dzisiaj pękłaś pod wpływem emocji i powiedziałaś jej co myślisz o tym wszystkim. O niej, o całej rodzinie i stosunku do twojej choroby, która wcale nie była taka mała. Dało się jej tylko powiedzieć krótkie "stop", ale nie zatrzymać. W tym cały problem. Kobieta wyszła w szoku, a twój lekarz chciał ci dać jakieś leki na uspokojenie. Nie zgodziłaś się. Schowałaś twarz w szpitalną poduszkę i zaczęłaś się zastanawiać nad wieloma sprawami.
- Hejka. - usłyszałaś nagle nad sobą szept.
Wiedziałaś, że to był Woojin. Na początku nie chciałaś wstawać, jednak się na to musiałaś zdobyć, bo by zadawał wiele niezręcznych pytań. Usiadłaś więc i od razu go przytuliłaś z uśmiechem. Gdy tylko minęło pięć sekund odsunęłaś go od siebie i pokazałaś mu palcem krzesło przy łóżku. Usiadł wyraźnie zaskoczony, ale na razie się nie odzywał. Widocznie się bał, że masz zły humor albo powie coś nie tak.
- Dlaczego nigdy nie spytałeś mnie, czemu jestem tutaj? - spytałaś ledwo słyszalnie.
- No bo... Stwierdziłem, że jak sama nie poruszasz tego tematu to nie chcesz o tym rozmawiać... - powiedział zbity z tropu, a zarazem zawstydzony.
- A chcesz wiedzieć? - zadałaś kolejne pytanie, przechylając głowę na bok.
- Chcę. - powiedział po chwili namysłu.
- Mam Hashimoto po matce. To znaczy... - zaczęłaś niepewnie. - Ta choroba nie jest dziedziczna, ale wada jest po matce, przez co choroba mi się rozwinęła tak samo. Na szczęście dosyć szybko mi to wykryto, lecz trafiliśmy na złego lekarza. Podał mi złe leki oraz hormony, które doprowadziły do tak zwanej osteoporozy wtórnej. - spojrzałaś na niego niepewnie. - Muszę być tutaj, bo nie ma kto się mną zająć w domu. Nie ma kto pilnować, opiekować się mną, podawać odpowiednie leki... - pociągnęłaś nosem, próbując powstrzymać łzy. - Ja boję się chodzić...
Woojin od razu cię wręcz na siebie rzucił i schował w swoich ramionach. Pewnie nie mógł słuchać, jak łamie ci się dalej głos. Twoje łzy poszerzały mokrą plamę na jego koszuli, a dłonie ścisnęły materiał garderoby chłopaka w piąstki. Dzisiaj zdecydowanie był dzień, gdy musiałaś światu powiedzieć, co trzymasz w sobie...
- [T.I.]. - zaczął Woojin. - Wiesz... chciałem to zostawić na kiedy indziej, ale wolę to powiedzieć dzisiaj. Czuję, że teraz będzie najlepiej.
- O czym ty mówisz? - spytałaś zdezorientowana.
On cię puścił, klęknął przy łóżku, złapał delikatnie twoje dłonie w swoje i spojrzał ci głęboko w oczy z lekkim uśmiechem. Skupiłaś na nim swój wzrok, ignorując przyjemne dreszcze, które szły od twoich dłoni do reszty ciała.
- [T.I.]. Jesteś dla mnie w tym momencie najważniejszą osobą na świecie. Nie wyobrażam sobie dnia bez ciebie. I nie obchodzi mnie to, że jesteś ciężko chora. Teraz masz mnie i gdy tylko nadarzy się okazja i się zgodzisz, wezmę cię do siebie. [T.I.], kocham cię. Nie jako przyjaciółkę. Ta miłość jest silniejsza i cały czas rośnie.
Byłaś w totalnym szoku, że chłopak wyznaje ci swoje uczucia, mimo tego, że właśnie powiedziałaś mu o swojej chorobie, której nie da się wyleczyć w żaden sposób. Patrzyłaś na niego zahipnotyzowana, jak tego dnia, gdy pierwszy raz spojrzeliście sobie w oczy.
- [T.I.] - przerwał ciszę między wami. - Czy chciałabyś być moją dziewczyną?
W twojej głowie usłyszałaś cichy szum, który powoli przeradzał się w pewne słowo. Słyszałaś je coraz lepiej, coraz wyraźniej, krystaliczniej.
- Tak... - to było właśnie to słowo, z którym od teraz byłaś w zgodzie w tej sprawie.
Bo mimo, iż choroby nie można zatrzymać, miłości nie powiesz "stop". Ona zawsze będzie. Nieprzerwanie.
//Wcale nie pisałam od środka...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top