10. Seungmin x Reader

Zamówienie od Lu_Kri_Tao

Seungmin x Reader
Dramat

Porwanie

Wróciłam do domu dzisiaj dosyć późno. Po nieprzyjemnych zdarzeniach z dzisiejszego dnia, poszłam najpierw do biblioteki po nowe książki, aby się oderwać od natarczywych oraz czarnych myśli, a potem chodziłam po mieście z dwie, marne godziny.

Wchodząc do domu miałam nadzieję, że w spokoju będę mogła szybko się umyć i usiąść z meliską, książkami i ciepłym kocykiem w swoim pokoju. Niestety powoli traciłam na to nadzieję, gdy zobaczyłam wyraz twarzy mojej mamy. Zdecydowanie nie miała dobrego humoru. Oczami mogłaby sprawiać, że dusze uciekają ze strachu z ciał, a kwiaty zaczną więdnąć po kolei.

- Wiesz która godzina? - wiedziałam, że to pytanie retoryczne, więc nie odpowiedziałam, więc jedynie rzuciłam plecak na podłogę i zaczęłam rozwiązywać sznurówki. - Mogłabyś nie niszczyć rzeczy, za które ja płaciłam?

- Mogłabym, ale jest dosyć ciężki. - spojrzałam na nią z dołu. - Możesz podnieść i zobaczyć.

- Nie mów do mnie tak bezczelnym tonem! - podniosła głos. - Więcej szacunku do własnej matki!

- Oczywiście. - westchnęłam, zawiązując znowu sznurówki.

- A ty się gdzieś wybierasz znowu? Nie ma mowy! - złapała mnie za ramię, ale szybko wstałam i odepchnęłam jej rękę.

- Ja też mam jakieś prawa, więc ładnie proszę o zachowanie przestrzeni osobistej. - syknęłam.

- Jaka przestrzeń osobista? Marsz do pokoju i szykuj się do szkoły jutro, a nie łazisz po nocach i zawalasz swoje obowiązki!

- A może ja potrzebuję czasami coś zrobić poza nauką i wrócić później do domu?! - odkrzyknęłam jej, za co dostałam z liścia.

- Nie takim tonem do mnie! Gówniara, która nie potrafi docenić tego, co ma!

- A co mam teraz docenić, co?!

- Na przykład to, że masz dach nad głową? Że możesz się uczyć? Że masz co jeść?

- Ale nie mam rodziny. - syknęłam znowu i szybko wybiegłam z domu, nie zwracając uwagi na nawoływania mojej rodzicielki.

Nie wiedziałam ile biegłam, ale zgaduję, że dobre trzy minuty, bo dotarłam do pobliskiego parku. Kiedyś przychodziłam tu regularnie po szkole, nie chcąc wrócić do domu. Tata pijak, a mama choleryczka, będąca rok w psychiatryku. Nikt by nie chciał tam w ogóle mieszkać.

Generalnie mieszkam sama, dlatego miałam nadzieję na spokój i lepsze życie. Jednak po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego nie miała gdzie się podziać. Trafiła więc do mnie, jedynej rodziny.

Przesiaduje i żeruje w moim mieszkaniu już sześć dni i mam dość. Cały czas mnie krytykuje i w głowie ma tylko to, abym umiała cokolwiek ze szkoły. Dobija mnie. Na początku liczyłam, że będzie dużo lepiej z jej zachowaniem i zdrowiem. Jednak się przeliczyłam. Po lekach jest praktycznie nieprzytomna, a bez nich jest strasznie nerwowa i dociekliwa, wręcz hipokrytka. Niestety tabletki pewnego wieczoru spóściła w toalecie, twierdząc, że ich nienawidzi. Zastanawiałam się, czy zgłosić się z tym do specjalisty, ale dałam jej szansę na poprawę. Teraz widzę, że to kompletnie nie miało sensu.

Sięgnęłam do kieszeni kurtki po telefon. Drżącymi palcami od próby nie wybuchnięcia płaczem kliknęłam w kontaktach na numer Seungmina. Był mi najbliższy i bardzo dobrze mnie rozumie. Miałam cichą nadzieję, czekając, aż chłopak odbierze, że będzie miał dla mnie poradę i będę mogła u niego przenocować. Po długich sekundach odebrał.

- Halo? - usłyszałam jego głos po drugiej stronie.

- H-hej Minnie. - powiedziałam, nadal powstrzymując płacz. - Jak tam?

- [T.I.], wszystko w porządku?

- Em... - pociągnęłam nosem. - Czemu tak myślisz?

- Wystarczająco Cię znam, aby wiedzieć, że jest coś nie tak. Chciałbym tylko wiedzieć co.

Słyszałam przez telefon, że nie było u niego cicho. Mogłam się domyślić przez to, że pewnie jego przyjaciele go gdzieś zabrali. Wzięłam głęboki, aczkolwiek niespokojny wdech.

- [T.I.]...

- Jesteś pewnie gdzieś na imprezie, nie będę Ci przeszkadzać. - przerwałam mu.

- [Z.T.I.], bo się pogniewamy. Mów co się stało.

- Matka wczoraj wyrzuciła leki i jest nie do zniesienia. - w końcu poczułam łzy spływające po piekącym policzku. - Tylko weszłam do domu, a ona już na mnie zaczęła narzekać, a potem krzyczeć. Nie chcę tam wracać, nie do tego potwora...

- Spokojnie, oddychaj. - odezwał się wyraźnie zdenerwowany całą sytuacją Seungmin. - Gdzie jesteś teraz?

- W... - rozejrzałaś się i natknęłaś wzrokiem na zakapturzonego mężczyznę, który stał na małym moście nieopodal. Przerażało Cię to, że nie było widać jego twarzy przez cień kaptura, ale głowę miał skierowaną w Twoją stronę.

- [T.I.]? - oderwał Cię od transu, przez co aż podskoczyłam przestraszona i odwróciłam wzrok.

- W parku niedaleko mojego domu. - odezwałam się nieco ciszej i zaczęłam iść w drugą stronę, byle jak najdalej od tajemniczego mężczyzny.

- Kurde, to ode mnie dość daleko teraz. - westchnął. - Ale jeżeli tylko chcesz, przyjadę do Ciebie. Wystarczy, że poprosisz.

Chciałam mu już odpowiedzieć, ale ktoś nagle stanął na mojej drodze, wymijając mnie od tyłu. Była to zakapturzona postać z małego mostu. Zamarłam w bezruchu, otwierając lekko usta. Gdy cofnęłam się o krok, on zbliżył się o dwa. Byłam w pułapce.

- [T.I.]? Znowu się zawieszasz. - usłyszałam z telefonu.

Nieznajomy chyba usłyszał, że ktoś coś do mnie powiedział. Znowu zaczął do mnie iść w moją stronę. Im był bliżej tym widziałam, że ma budowę, jakby pół swojego życia siedział na siłowni. Czyli nie masz szans siłowo.

Zaczęłam biec w drugą stronę, nadal trzymając telefon przy uchu. Seungmin w razie czego będzie wiedział co i jak.

- Przyjedź! - powiedziałam zdyszana do telefonu. Nic więcej nie zdążyłam zrobić, bo zostałam mocno złapana przez silne łapsko. Szybko wyrwano mi telefon z ręki i rzucono gdzieś w krzaki.

Zaczęłam się szarpać z całych moich nikłych sił, ale to nic nie dawało. Bydlak był dla mnie zbyt silny, nawet pięciokrotnie. Jednak niespodziewanie się zamachnął i dostałam mocno czymś twardym skroń. Straciłam przytomność...

... I obudziłam się z wielkim bólem głowy. Chciałam się skulić albo dotknąć w ogóle miejsca, gdzie mnie uderzono, jednak nie było takiej możliwości. Miałaś związane ręce za oparciem krzesła. Nogi to samo. Nie mogłaś ich ruszyć przez to, że ktoś je przywiązał do nóg drewnianego, niewygodnego mebla.

Było mi niezwykle zimno. Wtedy dopiero się zorientowałam, że jestem u góry w samym staniku. Na szczęście dół był nietknięty, ale czułaś się obolała i skrępowana w obu tego słowa znaczeniu. Mimo tego, że włosy zasłaniały większość mojego obrazu, lampka skierowana w moją stronę bolała w oczy. Niezwykle agresywny strumień światła padał prosto na mnie.

Poruszyłam palcami u dłoni. Nieprzyjemne mrowienie przeszło przez moje żyły na całą długość ramion. Bardzo nieprzyjemne uczucie. Potwierdzało to tylko moją bezradność wobec sytuacji.

Nagle poczułam coś jeszcze ma moim ramieniu. Coś chłodnego, co przyprawiało mnie o dreszcze. Mogłam mieć tylko podejrzenia, co to mogło być. Szło w stronę mojej szyi, wspinając się ku górze, zbliżając się do żuchwy.

- Nie śpisz, prawda?

Usłyszałam pytanie. Był to szept przy moim uchu po drugiej stronie, niż zimny dotyk. Mężczyzna oddalił się ode mnie i stanął naprzeciwko mnie. Zdjął kaptur i zaczął się śmiać.

- Poznajesz mnie? - spytał, pokazując na siebie palcami wskazującymi obu rąk.

Zwężyłam oczy, próbując mimo niewystarczającego światła i włosów na twarzy, móc przypatrzeć się porywaczowi. Po chwili sobie przypomniałam.

- To ty mi się przyglądałeś w psychiatryku, jak przyszłam na odwiedziny... - powiedziałam z lekkim strachem.

- Tak! - krzyknął, aż podskoczyłam. - Dokładnie, haha! Przyglądałem ci się! Wpatrywałem się w cudo, które nie powinno mieć miejsca na tej planecie! - kucnął, przybliżając się do mnie. - I wiesz co? Przyglądałem ci się też dzisiaj. Wczoraj. Przedwczoraj. Tydzień temu. A nawet miesiąc temu, jak mnie wypuścili!

On rozłożył ręce na boki, a ja byłam przerażona coraz bardziej. Wstał z ziemi i odszedł w cień, przez co nie mogłam go zobaczyć.

- Pewnie zadajesz sobie wiele trudu, aby odpowiedzieć na pytania, które męczą twoją główkę... Ale powiem Ci tylko jedno. Człowiek najlepiej nie ukrywa się w cieniu czy w ciemnościach nocy, bo wtedy umysł homo sapiensa się boi i dużo więcej widzi. W ciągu dnia jest najlepiej. Dzięki temu, że jest światło, jesteśmy przekonani, że nie istnieje cień, gdzie ukrywa się niebezpieczeństwo. Ale istnieją tłumy ludzi, którzy służą za najlepszy cień.

Nagle pojawił się z ciemności, trzymając nóż. Zbliżał się do mnie powoli, a mój oddech stawał się coraz płytszy i szybszy. Gdy był już przy mojej twarzy, zaczął badać wzrokiem każdy centymetr mojego dekoltu, idąc ku górze. Odgarnął delikatnie moje włosy zimną, szorstką dłonią.

- Wiesz... Nienawidzę ideałów, bo nie istnieją. Tak samo mam z Bogiem. Dlatego postanowiłem cię naprawić, abyś pasowała. Abyś... Nie czuła się samotna. Abyś była zrozumiana, nie musiała sama chadzać ulicami, jak dzisiaj.

Mężczyzna zaczął mocno jechać wzdłuż mojego obojczyka nożem. Czułam piekący ból, przez co się cała napięłam i wydałam z siebie syk. Czułam, jak krew zaczyna cieknąć po moich piersiach, powoli też po brzuchu.

- Powiem ci, że coraz bardziej mi się podobasz... Bo pięknie ci z tą czerwienią. - powiedział z podekscytowaniem.

Poczułam znowu ten sam ból wzdłuż drugiego obojczyka. Najbardziej jedna się bałam, gdy ostrze znalazło się na moim policzku. Pojedyńcza łza opuściła moje skronie. Już myślałam, że to będzie koniec mojego bezbolesnego uśmiechania się do świata, do Mina. Jednak stało się coś naprawdę niespodziewanego.

Zza okien opuszczonego budynku ujrzeliśmy migoczące światła samochodów policyjnych i krzyki mężczyzn. Psychopata odsunął się ode mnie o zaledwie dwa kroki i zaczął uciekać. Jednak na próżno. Wparowała policja i przytachała w stronę pobliskiej ściany, aby założyć mu kajdanki.

- [T.I.]! - usłyszałam od strony wejścia. Był to Seungim.

Od razu się do mnie przytulił, nie przejmując się, że ubrudzi ubranie krwią. Byłam niezwykle wdzięczna losowi, że mnie znalazł właśnie on.

- Czekaj, rozwiążę ją i zmykamy. - usłyszałam Chrisa i po chwili już mogła sama przytulić Mina, swoimi własnymi rękami. Nogami też wkrótce mogłam ruszać.

- Weźmiemy ją do szpitala? - spytał Jisung. Zgadywałam, że przyszedł razem ze wszystkimi swoimi przyjaciółmi.

- Nie. Wszystkich zapraszam do mnie. - uśmiechnął się smutno. - Nie można opuścić jej teraz na krok. A przynajmniej na pewno ja.

Seungmin oddał mi swoją kurtkę, którą od razu się okryłam. Wziął mnie na ręce i już mieliśmy wychodzić na zewnątrz, gdy usłyszeliśmy krzyki mojego porywacza.

- Nie zabieraj jej! Jeszcze nie skończyłem! Ona nie zasługuje na takie życie w męczarniach! Ja chciałem dla niej dobrze!

- Powiedz to w sądzie ze szczegółami. - rzucił Min i wszyscy wyszliśmy.

Słysząc jeszcze jego krzyki, wtuliłam się mocniej w mojego wybawiciela i znowu zasnęłam. Tym razem z własnej woli.

W dodatku przy kimś, kogo kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top