Decyzja
Stiles ma dość swojego życia. Najpierw stracił mamę, a teraz tatę i najlepszego przyjaciela.
Boi się zaufać ludziom, już nieraz się na nich przejechał.
W tamtym roku spotkał (jak wtedy mu się wydawało) swoją drugą połówkę. Mężczyzna, jednak okazał się zwykłym przestępcą. Handlował ludźmi i Stilesa także chciał sprzedać, lecz uratował go tata i Scott.
Niestety podczas akcji, starszy Stilinski zginął. McCall za to zapadł w śpiączkę, a ich wspólni przyjaciele nie mogąc poradzić sobie z sytuacją, zrzucili winę na Stilinskiego.
Zawaliło się całe jego życie.
Nie chce żyć, bo niby po co? Nie ma rodziny, przyjaciół, chłopaka. Jest zupełnie sam.
Po wielu namysłach postanwia się zabić. Ma to zrobić wieczorem. W tym celu idzie do apteki i kupuje jakieś leki.
Gdy wychodzi na ulice, z impetem uderza w niego samochód.
Może to dobrze, teraz przynajmniej nikt nie pomyśli, że był na tyle słaby, że popełnił samobójstwo.
Powoli odchodzi w krainę zapomnienia, jednak wtedy dzieje się coś, co mu to uniemożliwia. Słyszy smutny i płaczliwy głos.
- Cholera jasna. Proszę nie umieraj. Nie rób mi tego.- słyszy męski głos.
Dlaczego, tak bardzo zależy mu na jego życiu? Może, nie chce trafić do więzienia.
Nie może odejść. Myślał, że to dobre wyjście, ale nie chce zepsuć komuś życia, przez swoje zachcianki.
Czuje na swoich ustach, inne. Są całkiem miękkie. Ta chwila jest wspaniała i co z tego, że to nie jest pocałunek, tylko usta usta? Od dłuższego czasu, nareszcie poczuł, że komuś na nim zależy. Nie zasługuje na to, ale to miłe.
Nie chce dłużej męczyć osoby, która właśnie przywraca mu życie, więc zaczyna oddychać.
Pare minut później otwiera oczy. Widzi mężczyznę po dwudziestce. Ma on lekki zarost, piękne zielone oczy, lekko przydługie włosy i strzałkowaty nos. Jego ciało jest mocno umięśnione. Tak Stilinski, zawsze wyobrażał sobie ideał mężczyzny. Ale czy to możliwe? Może, jednak umarł i jest w niebie, dlatego go widzi. Jednak po chwili, nieznajomy daje dowód na to, że jest prawdziwy.
-Hej spójrz na mnie!-mówi już prawie spokojnym głosem i łapie jego twarz w dłonie.- Karetka będzie za niecałe dziesięć minut, wytrzymasz? Proszę, zrób to dla mnie. -pyta i prosi mężczyzna.
-Ta... tak, raczej wytrzymam. Jest dobrze.- mówi Stilinski i przy ostatnim słowie, zaczyna go boleć klatka piersiowa. Stara się mniej oddychać, żeby nie czuć pulsującego bólu.
-Jak Ci na imię? -pyta po jakimś czasie nieznajomy. Już się uspokoił, ale ma ochrypły głos.
Siedzi przy Stilesie i trzyma go za rękę.
-Je... jestem Stil..es Stili..nski -mówi łapiąc powoli oddechy.
-Dobrze, nie mów już nic, za bardzo się męczysz. Ja jestem Derek. Derek Hale.-mówi z troską.- To ja w ciebie wjechałem, nie chciałem po prostu...-znowu zaczyna płakać. - Przepraszam Stil.
-Hej spokojnie.- Stilinski delikatnie ściska dłoń starszego.- Nic mi nie będzie, ale tobie? Co takiego się stało, że jechałeś tak szybko?- chce wiedzieć młodszy.
Może tak samo, jak on chciał się zabić? Może ma jakieś poważne problemy, których nie potrafi rozwiązać? Jeśli tak, to chciałby mu pomóc. Skoro wrócił do życia przez niego, to chce żeby wszystko było w porządku.
-Ja...-przerwał i znowu wybuchnął płaczem. To musi być coś naprawdę strasznego, skoro tak to przeżywa.- Ktoś...- w tym momencie przerwała mu syrena karetki.
Minutę później, znalazło się przy nich trzech ratowników. Wpakowali chłopaka do karetki i w ostatnim momencie, gdy drzwi się zamykały Derek odezwał się.
-Gdzie go zabieracie? -zapytał ze łzami spływającymi po policzkach.
-Beacon Hills Memorial Hospital - odpowiedział mu jeden z ratowników.
Stilesa przewieźli na sale operacyjną, zaraz po przybyciu. Nie obyło się bez operacji klatki piersiowej, gdyż przy wypadku jego brzuch rozciął się w kilku miejscach i różne rzeczy dostały się do ran. Aby nie miał problemów w przyszłości, musieli wszystko wyjąć. Zajęło im to cztery godziny, a potem musieli zszyć rany, założyć gips na połamaną nogę i rękę i zbadać głowę.
Przez ten cały czas, Derek siedział na korytarzu czekając na wieści o chłopaku.
Po kilku godzinach wszystko było gotowe i przenieśli Stilinskiego do jednej z sal.
Hale, miał trudności z dostaniem się do chłopaka, jednak pewna kobieta, która miała na imię Mellisa wpuściła go. Była ona, jak się później okazało, mamą Scotta i martwiła się bardzo o Stilinskiego, który po stracie ojca i jej syna, odciął się od wszystkich.
Gdy Hale wszedł do sali, Stiles spał. Podszedł cicho do jego łóżka i patrzył na niego. "O mało nie zabiłem człowieka", obijało się w jego głowie. A ten chłopak zamiast martwić się swoim stanem, przejmował się nim. To było naprawdę miłe.
Po paru minutach Stilinski powoli otworzył oczy.
-Cześć Der.- powiedział z uśmiechem. Chłopak, zawsze zdrabniał imiona osób, które lubił.
Przez cały czas, gdy zakładali mu gips, myślał o mężczyźnie. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się, co go trapi.
-Cześć Stil.-powiedział i także lekko się uśmiechnął. Nie rozumiał, jak ten chłopak może się uśmiechać, gdy jest w takim stanie.- Jak się czujesz?
-Jest dobrze.-powiedział. Nie chciał rozmawiać o sobie. Chciał się dowiedzieć, co przydarzyło się temu przystojnemu i uroczemu człowiekowi.- Derek?
-Tak? -zapytał ze zdziwieniem. Ciekawe o co chodzi, pomyślał.
-Przepraszam, ale chciałem się zapytać o ten wypadek. Opowiesz mi co się stało? Oczywiście jeśli chcesz. -dopowiedział. Nie chciał go do niczego zmuszać.
- Yhh tak. -powiedział i w jego oczach zaczęły się zbierać łzy.
-Spokojnie. - powiedział Stiles i nie chcąc by Derek płakał, złapał go za rękę. Przez ten niespodziewany ale przyjemny dotyk, Hale dostał gęsiej skórki. Pierwszy raz czuł się dobrze, w towarzystwie obcej osoby. Czuł, że może mu powiedzieć o wszystkim.
-Stało się dzisiaj coś strasznego.- spiął się lekko na samo wspomnienie, a Stiles mocniej ścisnął jego dłoń, dodając mu tym samym otuchy.- Ktoś podpalił mój dom rodzinny. Było to rano, kiedy ja i moja młodsza siostra byliśmy w szkole. Gdy wracałem do domu zauważyłem straż pożarną, policję i pogotowie. Z początku nie rozumiałem o co chodzi, lecz chwilę później zauważyłem w miejscu mojego domu, ruinę. Poniosły mnie emocje, nie mogłem na to dłużej patrzeć. Jechałem samochodem nie zwracając uwagi na prędkość i nie uważając, no i w pewnym momencie uderzyłem w ciebie. Kiedy wybiegłem z samochodu, przez jakieś dwie minuty nie oddychałeś, zacząłem resuscytacje i o to jesteś. Na pewno nie chcesz mnie więcej widzieć, rozumiem, przez moją nieuwagę prawie umarłeś. Przepraszam, już mnie nie ma.-pod koniec znowu zaczął płakać. Nie chciał tego wszystkiego, nie chciał, żeby ktoś przez niego ucierpiał.
Powoli wstawał z miejsa, ale Stilinski nie puszczał jego dłoni. Nie chciał, by Derek się obwiniał i został z tym wszystkim sam. Chciał mu pomóc.
-Czekaj. Przykro mi z powodu twojej rodziny, uwierz mi że wiem, jak to jest stracić wszystkich najbliższych w jednej chwili. Po pierwsze, proszę cię nie obwiniaj się o ten wypadek, bo i tak trafiłbym dzisiaj do szpitala, a może nawet do kostnicy. A po drugie, pozwól że to ja zadecyduje, czy chcę mieć kogoś takiego, jak ty w moim życiu.-powiedział poważnym i spokojnym głosem. Skoro Derek mu zaufał i powiedział wszystko, to on także powie mu prawdę.
-Dobrze.-powiedział i lekko uśmiechnął się do młodszego. Po chwili zrozumiał, że coś przeoczył w jego wypowiedzi.- Ale chwila, dlaczego miałbyś trafić tutaj dzisiaj tak czy siak? -zapytał zdziwiony.
-Yhh.-zarumienił się lekko Stilinski. Było mu tak cholernie wstyd, że chciał się zabić. Czy Hale to zrozumie? To, że on nie chciał już dłużej żyć, podczas gdy jego rodzina walczyła o każdą kolejną minute?
-Stiles możesz mi zaufać. Zrozumiem wszystko, naprawdę.-przekonywał go Derek. Chciał znać prawdę, o chłopaku. Otworzył się przed nim i miał nadzieję, że ten także to zrobi.
-Chciałem się zabić. -powiedział prosto z mostu Stilinski, jakby życie nic nie znaczyło. Dla niego w tamtej chwili nic nie znaczyło, jednak teraz, gdy poznał Hale'a, poczuł że ma po co żyć. Chciałby być przy nim, pomóc uporać się z całą sytuacją, tak jak nikt nie pomógł jemu.
-Dlaczego, chciałeś to zrobić? -zapytał przerażony. Nie rozumiał, jak ktoś może chcieć się pozbyć najcenniejszego daru, jakim jest życie. Teraz wie, że nie może zostawić chłopaka, musi mu pomóc, tylko na razie nie wie jak.
-Może znacznę od początku.-powiedział i już w tym momencie, w jego oczach zaczęły się zbierać łzy.- Rok temu poznałem mężczyznę. Zakochałem się w nim na zabój, był moim pierwszym i do tej pory jedynym chłopakiem. Po paru tygodniach zabrał mnie na wycieczkę, byłem taki szczęśliwy. Jednak to szczęście nie trwało długo. Okazało się, że handlował ludźmi i mnie także chciał sprzedać. Porwał mnie i przetrzymywał, ale po paru dniach znalazł mnie mój tata i przyjaciel, który był dla mnie jak brat. Wydostałem się temu kretynowi, jednak wtedy...-przerwał i zaczął płakać. Derek usiadł obok niego na łóżku i przytulił. Po kilku minutach Stiles uspokoił się i zaczął dalej mówić.- Wtedy przyszli jacyś dwaj mężczyźni i strzelili mojemu tacie prosto w głowę. Nie zdarzyłem nawet zareagować, a rozległ się kolejny strzał. Mój przyjaciel Scott dostał w klatkę piersiową. Podbiegłem do nich, mój tata już nie żył, lecz Scott oddychał. W tamtym momencie przybyła policja. Scotta uratowali, ale niestety jest w śpiączce od tamtego czasu. Nasi wspólni przyjaciele, nie mogąc pogodzić się ze stratą Scotta, zaczęli mnie o to wszystko obwiniać. Nie mam im tego za złe, wiem że mają racje. Trzymałem się jakoś, jednak parę tygodni temu się pogorszyło, no i postanowiłem się zabić. Kupiłem jakieś tabletki i wychodziłem akurat z apteki, kiedy nagle pojawiłeś się ty i zdarzył się ten nieszczęsny wypadek. Kiedy poczułem, że jestem bliski śmierci usłyszałem głos. Na początku chciałem go zignorować, ale nie mogłem odejść, wtedy zniszczył bym życie kolejnej osobie. Drugim powodem do zostania, były usta które dotykały moich... Yhm weź o tym zapomnij, nie powiedziałem tego.-Stilinski wszystko dokładnie opowiedział. Niestety zapędził się i powiedział za dużo. Od razu na jego policzkach pojawił się rumieniec.
-Przykro mi. Proszę nie obwiniaj się o to wszystko. Powinieneś być szczęśliwy, że miałeś przy sobie osoby, które oddały za ciebie życie. A co do tego yyy... usta usta, to... -zaczął mówić z głębi serca, nagle przerwał i zaczął się drapać po karku. Co ma mu teraz powiedzieć? Najlepsza chyba będzie prawda.- Chętnie zrobiłbym to jeszcze raz, ale tym razem chciałbym, żebyś był wtedy przytomny. -powiedział i na jego twarz wpłynął wielki rumieniec. Znają się nie cały dzień, a już wiedzą o sobie bardzo dużo i ufają sobie.
Stilesa zatkało, gdy usłyszał słowa mężczyzny. Boi się zaufać komukolwiek, uważa że podobnie jest z Derekiem, ale co mu szkodzi zaryzykować ten ostatni raz.
Po chwili, uśmiecha się szczerze do Hale'a i przybliża tak, że stykają się czołami.
-Też bym tego chciał. - powiedział i zachichotał młodszy. Hale lekko się uśmiechnął i złączył ich usta.
Nagle świat zatrzymał się i wszystkie problemy straciły znaczenie. Po paru minutach oderwali się od siebie.
-Cieszę się, że zostałeś.-powiedział Hale i po jego policzku spłynęła łza. Była to łza szczęścia.
-Też się cieszę.- powiedział i tym razem to on złączył ich usta.
W jeden dzień Hale zyskał osobę, która pomogła mu przejść przez tą całą sytuację z rodziną, a Stiles kogoś dla kogo warto żyć.
Jeden dzień.
Jeden wypadek.
Jedna decyzja.
Zmienione życie.
And I don't know how I can do without.
I just need you now,
I just need you now,
Ooo, baby, I need you now.
(I nie wiem, jak mógłbym obejść się bez ciebie.
Ja po prostu potrzebuję Cię teraz,
ja po prostu potrzebuję Cię teraz,
ooo Kochanie, potrzebuję Cię teraz.)
Koniec.
***
Taki długi one shot. Jeju prawie dwa tysiące słów, nie wierzę ^^. Mam nadzieję, że się spodobał. Nie jestem go pewna, chociaż bardzo długo to pisałam. Jeśli jest bardzo źle, to napiszcie w komentarzu, a usunę go. Dajcie znać. Dziękuję. xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top