S. Kraft & M. Hayboeck
Bo chorujący facet zawsze jest śmieszny 😂😂
Nie jest to mój autorski pomysł i jestem ciekawa, czy wiecie skąd te teksty 😂😂😂
{798}
- Stef! - rozległ się krzyk. - Stefan!!!
- Co? - odkrzyknął chłopak, przewracając oczami. Chorujący Michael to był istny kabaret.
- Co robisz?
- A co ja mogę robić w kuchni? Gotuję, zmywam, prasuję, sprzątam! Generalnie nudzę się! Wreszcie mam czas, aby oddać się swoim pasjom! - rzucił sakrastycznie.
- I tu wychodzi cały twój egoizm. Ty się poświęcasz pasjom, a ja tu umieram.
- Co ty znowu chcesz? - chłopak przyszedł z kuchni i stanął nad mężczyzną leżącym na kanapie.
- Fatalnie się czuję. Okropny ból głowy, gardło mam zaczerwienione. I kaszel zaraz będę miał.
- Ogarnij się... Zachowujesz się jak dziecko. To zwykłe przeziębienie.
- Nieprawda... Czuję, że to coś poważnego... I gorączkę mam - dodał. - Nie wierzysz? Czytaj wyrok - Michael podał mu termometr, którym zmierzył sobie temperaturę.
- O wow... Szał - rzucił. - 36,8... To już karetka nie zdąży dojechać.
- Ty widziałeś taką temperaturę w marcu kiedyś?!
- Tak, na Kanarach.
- Jest po 20, to jeszcze naciągnie.
- Wykończysz się chłopie, wykończysz. I mnie przy okazji... Zrobię ci mleka z czosnkiem... - Stefan siłą woli powstrzymywał śmiech.
- Nie - przerwał mu. - Tylko nie z czosnkiem. Po tym śmierdzi z buzi.
- To Gripex.
- Może być - odparł, a Stefan przewrócił oczami. Wyszedł z salonu, ale słyszał jak mężczyzna jeszcze powiedział. - Się doktor Queen znalazła. Czosnkiem mnie chciał otruć...
Michael jeszcze coś tam jęczał pod nosem, ale Kraft go ignorował. W kuchni zrobił mu Gripex i zaniósł do salonu.
- Trzymaj - podał mu kubek. - Twoje mojito. Pij... Trzepie co? - zapytał, gdy Hayboeck się skrzywił na zapachem leku. Mężczyzna wziął kubek i wziął kilka łyków.
- Ale to niedobre - jęczał. - Na to się patrzeć nie da, a ty mi to pić karzesz... Moja mamusia robiła lepsze.
Stefan popatrzył na niego mrużąc oczy.
- Jeszcze słowo o twojej mamusi to, to naprawdę będzie twój ostatni dzień.
- Stefi... Pomóż mi proszę...
- Co trzeba zrobić? Klepsydry porozwieszać? - zapytał. - Może ty od razu garnitur ubierz... Będę miał mniej roboty... Słuchaj... - położył mu dłoń na ramieniu. - Jest promocja w zakładzie pogrzebowym... Dwa pogrzeby w cenie jednego... Może jak się z mamusią dogadasz... Idealny prezent na Black Friday...
- Stef... Ty sobie żartujesz, a ja tu konam.
- Zagadujesz mnie, a w kuchni gary czekają... Wernisaż Śmieciowa na mnie czeka - chciał wyjść z salonu.
- Stefi, poczekaj... Kochanie... Zanim wrócisz do swojego naturalnego środowiska... - mówił, a Stefan wziął głęboki oddech. - Ostatnia prośba przed śmiercią. Już cię więcej o nic nie poproszę. Mam nadzieję, że to uszanujesz, bo to dla mnie ważne, kochanie. Ostatnia prośba, to taki testament. Ciężko mi o tym mówić... Ale... - patrzył na swojego męża wzrokiem błagającego szczeniaka. - Tak mi się kocyk w nogach zawinął...
Stefan wziął głęboki oddech i poprawił mu ten koc, po czym się wyprostował i chciał wyjść.
- Idę, zrobię ci rosołku.
- O nie - jęknął. - Tylko nie rosół... Fuuuj... Nienawidzę rosołu... Nie będę jadł wody z tłuszczem. Po moim trupie... Nie lubię rosołu i wiesz o tym.
- To pomidorową ci zrobię... - zaproponował.
- Super...
- Na rosole.
- Stef, proszę cię.
- To ja nie wiem jak mam cię wyleczyć... Rosół nie, czosnek nie, Gripex nie.
- I właśnie taka jest twoja empatia. Ja to przewidziałem. Zadzwoniłem do mamusi. Cieszysz się?
Stefan wziął kolejny głęboki oddech i spojrzał na niego zaskoczony.
- Wspaniała wiadomość! Ty chory, mama w domu! Dwie tragedie jednego dnia! Tylko czekać aż to na pasku w tv pokażą. Jeszcze mi tu mamusi brakowało! - podszedł do komody i upewnił się, że nie ma na niej kurzu. - Zaraz powie, że nie posprzątane, okna nie pomyte...
- Kochanie...
- Rozmowa z tobą nie ma sensu...
- Ale...
- Nie.
- Stefan...
- Nie gadam z tobą, powiedziałem coś - mruknął. Michi wziął oddech, a on spojrzał na niego morderczo.
- Powietrza chciałem nabrać.
- Po co?
- Bo już miałem mało.
- Trzeba było tak oddychać żeby ci wystarczyło... Zobacz na siebie, zobacz jak ty wyglądasz. Żadnego pożytku z ciebie nie ma. Ani w domu, ani w pracy, ani w łóżku. Nic.
- A co jest z naszym seksem nie tak? - zdziwił się.
- Co jest z naszym seksem nie tak? Co jest z naszym seksem nie tak? - powtórzył. Mężczyzna pokiwał głową. - Nie ma go prawie. Może ja powinienem... - przerwał mu telefon Michaela, który leżał na komodzie. Wziął go do ręki.
- Ze szpitala dzwonią? - zapytał.
- Nie, z prosektorium. Brakuje im jednego... - przyjął połączenie od przyjaciela męża. - No cześć - rzucił do telefonu. - Tak, jest. Już ci go daję - odwrócił się do Michaela, ale ten pokręcił głową. - Wiesz co... Nie może teraz podejść, bo jest chory... Umierający... To w zasadzie już końcóweczka... Za chwilę będziemy odłączać... Nie no, ma temperaturę 36,8, to nie jest do zbicia... No dobra... Przekażę mu... No na razie - rozłączyła się i odłożyła telefon.
- Kto dzwonił?
- Alex.
- Czego chciał?
- Stefan nowy samochód kupił. Ten swój wymarzony i dziś wieczorem świętują.
- Ile można chorować - wstał z kanapy i wyszedł z salonu zabierając ze sobą koc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top