M. Hayboeck & A. Wellinger
Dla KochamSkoki
Siedziałem nie odrywając wzroku od Austriaka, który siedział ze swoimi przyjaciółmi i śmiał się głośno.
Jest taki przystojny. Naprawdę nie mogłem się powstrzymać i co chwilę na niego zerkałem.
- Andi - Stephana zwrócił na siebie moją uwagę. - Może mu powiedz, że ci się podoba - zasugerował.
- Oszalałeś?! - wykrzyknąłem, czym zwróciłem na siebie uwagę wszystkich. - Nie mogę. Przecież on ma dziewczynę... - ściszyłem głos. - Nawet nie zwróci na mnie uwagi.
- Nie ma dziewczyny... Stefan mi powiedział. Nigdy nie był z Claudią, to przyjaciółka... Spójrz teraz na niego - rzucił, a ja to zrobiłem. Michael na mnie patrzył. I nie odwrócił wzroku, kiedy nasze oczy się spotkały. Cały czas patrzył mi prosto w oczy. To spojrzenie było tak... Intensywne. Zrobiło mi się gorąco. Mój oddech przyspieszył.
Zerwałem się z miejsca i wyszedłem z hotelowej restauracji. Szybko kierowałem się do swojego pokoju.
- Andreas! - usłyszałem za sobą. To Michael. - Andreas! Poczekaj! - krzyknął. Nie zatrzymałem się. Ale po chwili poczułem szarpnięcie na nadgarstku. Zatrzymałem się i spojrzałem na blondyna.
- Czego chcesz? - zapytałem cicho.
- Musimy pogadać, nie sądzisz? - patrzył mi w twarz. Odwróciłem wzrok, kierowałem spojrzenie wszędzie byle nie na niego.
- O czym?
- O tym czego chcesz - wyszeptał. - Chyba już dość się na mnie napatrzyłeś - złapał mnie pod rękę. - Który twój pokój?
- 220 - powiedziałem cicho. Hayboeck skierował się w tamtą stronę, później wziął ode mnie klucz i weszliśmy do środka.
- No to słucham - stanął naprzeciw mnie, a ja się opierałem o kanapę.
- Ale czego?
- Wiem, że ci się podobam. Twoje spojrzenia i gapienie się na mnie wcale nie były takie dyskretne jak sądzisz - zbliżył się do mnie, a ja czułem się coraz mniej pewnie.
- Nie podchodź bliżej - poprosiłem, a on zatrzymał się jakieś pół metra ode mnie.
- Dlaczego?
- Bo cię o to proszę - wyszeptałem.
- A ja cię proszę żebyś był ze mną szczery - podszedł jeszcze bliżej. Wlepiłem wzrok w łańcuszek, który miał na szyi.
- Co chcesz usłyszeć? Że jestem zakochany?
- Tak, to właśnie chcę usłyszeć, tylko powiedz to patrząc mi w oczy.
- Dobrze - mruknąłem, wiedząc, że nie mam nic do stracenia. Spojrzałem mu w oczy. - Kocham cię.
- Świetnie - uśmiechnął się i przyparł mnie swoim ciałem do kanapy. Wziął moją twarz w dłonie i złączył nasze usta. Nie odwzajemniłem tego, chciałem go odepchnąć, lecz mi na to nie pozwolił. Przez chwilę się z nim szamotałem, aż w końcu ugryzłem go w dolną wargę. - Co ty wyprawiasz? - syknął i odsunął się. - Myślałem, że mnie chcesz - starł kciukiem krew z dolnej wargi.
- A ty mnie chcesz? Czujesz do mnie cokolwiek?
- A myślisz, że byłbym tu i rozmawiał z tobą gdybym nie był zakochany? - zapytał ostro.
- Michael... - nie wiedziałem, co mam powiedzieć.
- Podoba mi się jak wypowiadasz moje imię - uśmiechnął się lekko.
- Mam teraz kompletny mętlik w głowie - wyszeptałem.
- Domyślam się. Nie codziennie obiekt twoich westchnień i mokrych snów mówi, że jest w tobie zakochany - zaśmiał się, a ja się zaczerwieniłem. - Jesteś uroczy.
- Przepraszam - wyciągnąłem rękę i przyłożyłem ją na jego policzku, a kciukiem dotknąłem jego dolnej wargi.
- Nie jestem zły - złapał mnie za nadgarstek. - Chociaż trochę boli.
- Więc tym bardziej przepraszam - teraz to ja do niego przysunąłem i drugą ręką objąłem go za szyję.
- Pocałuj to przestanie boleć - zażartował, a ja to zrobiłem. Musnąłem delikatnie jego usta swoimi. - Jeszcze raz. Nie postarałeś się - oznajmił, a ja ponowiłem czynności, ale Michael nie pozwolił mi się odsunąć. Pogłębił pieszczotę, a gdy ją odwzajemniłem, odsunął się z jękiem i przyłożył dłoń do ust, przekręcając głowę na bok.
- Przepraszam - oparłem czoło o jego skroń.
- Nic mi nie będzie - oznajmił. - Tylko nie będę mógł cię całować przez jakiś czas...
- Na moje własne życzenie - zauważyłem.
- To prawda - jego dłonie zsunęły się po moich plecach i zatrzymały się tuż nad pośladkami. - Ale nadal mogę cię gdzieś zabrać - odsunął głowę i spojrzał mi w oczy.
- Gdzie? Nie możemy zostać u mnie?
- Możemy, ale nie utrzymam rąk przy sobie - odparł, a ja znowu się zarumieniłem. - Jesteś piekielnie uroczy, Andi - wyszeptał i pogłaskał mnie po policzku.
- To znaczy co byś zrobił z rękami? - zapytałem, zagryzając dolną wargę. Nie wiem czemu to zrobiłem. Nie miałem pojęcia, co Michi może odpowiedzieć.
- Opisać ze szczegółami? Bo są bardzo ciekawe... Mam wiele pomysłów, miałem dużo czasu żeby to wymyślać.
- Od jak dawna ci się podobam?
- Od dawna... Tylko musiałem się upewnić, że ty też na mnie lecisz...
- Opowiedz mi coś byś zrobił - przerwałem mu.
- Sądziłem, że jesteś nieśmiały - zaśmiał się.
- Jestem. Dlatego będziesz mówił, a nie robił.
- A jeśli cię podniecę? - przesunął ustami po moim policzku.
- Chodźmy na kawę - odsunąłem się gwałtownie, a Michael się roześmiał. - Rusz się.
- Już idę - rzucił, gdy zakładałem kurtkę. - Musimy iść do mnie.
- Ok.
Poszliśmy do pokoju Austriaka po jego kurtkę i opuściliśmy hotel. Nie poszliśmy na kawę, chodziliśmy po mieście, bo wtedy Michi nie mógł mnie dotknąć.
Nie to, że tego nie chciałem, ale... Jeszcze nie teraz. Nie po to czekałem z seksem na tą właściwą osobę żeby teraz się nie upewnić.
- Nie zmarzłeś? - zapytał blondyn, gdy godzinę później nadal byliśmy na mieście.
- Nie, a ty? - zerknąłem na niego, a on się uśmiechnął.
- Trochę. Stawiam gorącą czekoladę - kiwnął głową na jakąś kawiarnię.
- Jestem twój - rzuciłem i ruszyłem w tamtą stronę. Hayboeck się zaśmiał i poszedł za mną.
W środku było bardzo przytulnie i ciepło. Chyba zmarzłem bardziej nic sądziłem.
- Michael...
- Naprawdę lubię, gdy wypowiadasz moje imię - przerwał mi.
- Cieszę się - uśmiechnąłem się. - Dlaczego...? Skąd miałeś pewność, że coś do ciebie czuję? Na pewno nie po samych spojrzeniach.
- A właśnie, że tak... Dziś w restauracji zademonstrowałem ci jak na mnie patrzyłeś - odpowiedział. - Gorąco się zrobiło, co?
- Bardzo - przyznałem.
- Ja tak miałem za każdym razem, gdy na mnie patrzyłeś.
- Więc masz cholernie silną wolę, Michi - szepnąłem, a w myślach pozbawiłem go już ubrań.
- Jest już na wyczerpaniu... Nie patrz tak na mnie.
- Jak? - poruszyłem się niespokojnie na krześle.
- Wiem o czym myślałeś - wymruczał. - I gdybyśmy byli sami to bym się dla ciebie rozebrał, nie musiałbyś nawet nic mówić.
- Naprawdę wszystko widać w oczach?
- Tak.
- Nie możesz patrzeć mi w oczy - zakryłem twarz dłońmi, a Hayboeck się roześmiał
- Jak dziecko - pokręcił głową, co dostrzegłem, bo opuściłem ręce.
Kilka minut później wróciliśmy do hotelu, Michael odprowadził mnie pod mój pokój, gdzie staliśmy jeszcze chwilę.
- Powinieneś już iść - wyszeptałem, gdy przycisnął mnie do drzwi.
- Najpierw cię pocałuję.
- Będzie cię bolało.
- Jak piłem czekoladę też mnie bolało - oparł czoło o moje.
- Ale... - nie dokończyłem, bo przycisnął usta do moich. I wszystko byłoby ok, gdyby drzwi, o które się opierałem, się nie otworzyły. Prawie się przewróciłem, ale na szczęście Michael trzymał mnie mocno.
- Sorry, chłopaki - zaśmiał się Stephan. - W ramach przeprosin zostawiam wam dziś wolny pokój. Nie wracam na noc - minął nas.
- Nie - oznajmiłem, zanim Hayboeck zdążył się odezwać - idziesz do siebie.
- Może jednak...
- Nie, Michi. Jeszcze nie.
- Co tylko sobie życzysz - pocałował mnie lekko. - Dobrej nocy.
- Dobranoc - szepnąłem i wszedłem do pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top