M. Hayböck & S. Kraft
Wybrałem numer mojego chłopaka, do którego próbowałem się dodzwonić od godziny.
- Świetnie! - warknąłem, kiedy znowu włączyła się poczta głosowa.
Rozumiem, że Michi był teraz u rodziców i chciał spędzić czas z rodziną, ale chyba mógł odebrać głupi telefon! Przecież się martwię!
Wstałem wściekły z kanapy i skierowałem się do wyjścia z domu. Ubrałem się, wziąłem klucze i wyszedłem. Chodziłem po okolicy, zastanawiając się, czy coś się stało.
A może miał wypadek i jest teraz w szpitalu?
Może powinienem zadzwonić do jego brata? Przecież Stefan mi powie, czy wszystko dobrze.
I tak zrobiłem. Wracając do domu, wybrałem numer Stefana Hayboecka. Już po dwóch sygnałach odebrał.
- Cześć, no co tam? - zapytał.
- Hej, słuchaj nie mogę się dodzwonić do Michaela. To trochę dziwne. Od ponad godziny próbuję się z nim skontaktować.
- Taaa... Michi... On... Spiął się z rodzicami... I to tak ostro. Nie wiem dokładnie o co poszło. Słyszałem jak mówił, że nigdy więcej jego noga w tym domu nie stanie. Zabrał wszystkie swoje rzeczy, nawet te, które trzymał tam w razie gdyby przyjechał spontanicznie, no wiesz... - urwał na chwilę. - Ojciec jest na niego wściekły. Alex próbował się czegoś dowiedzieć od mamy, ale ona tylko powiedziała, że Michi podjął pewne decyzje i to są tego konsekwencje - oznajmił, a ja zrozumiałem co się dzieje.
- Kurwa - mruknąłem. - Muszę kończyć - rzuciłem, bo zbliżałem się do domu i zobaczyłem zaparkowany samochód Hayboecka.
- Ty wiesz co się dzieje, prawda?
- Domyślam się... Naprawdę muszę kończyć.
- Ok, tylko... Daj mi znać, co z Michim. Martwię się o niego.
- Właśnie siedzi w samochodzie pod moim domem. Nic mu nie jest. Na razie - rozłączyłem się.
Zbliżałem się do auta. Widziałem, że Michi siedzi z rękami założonymi na kierownicy i opartą na nich głową. Podszedłem do samochodu od strony kierowcy i zapukałem w szybę. Blondyn poderwał głowę, a gdy mnie zobaczył, opuścił szybę.
- Wsiadaj - rzucił.
- Nie ma takiej opcji - otworzyłem mu drzwi. - Chodź - poprosiłem. Mężczyzna popatrzył na mnie przez chwilę. Zamknął okno i wysiadł. - Zamknij samochód - złapałem go za łokieć. Michi spojrzał na mnie marszcząc brwi. Cofnął się, wyjął kluczyki ze stacyjki i dopiero zamknął auto.
Weszliśmy do domu, zdjęliśmy kurtki i buty, i usiedliśmy w salonie.
- Powiedziałeś im, tak? - zapytałem przeczesując palcami włosy blondyna. Michi siedział opierając łokcie o kolana i patrzył na swoje stopy.
- Można tak powiedzieć. Zdążyłem tylko rzucić, że spotykam się z mężczyzną... Nawet nie chcieli słuchać tego, co mam do powiedzenia - pokręcił głową. Złapałem go za lewą rękę i zdjąłem ją z jego nogi, a potem wpakowałem mu się na kolana. Uśmiechnął się lekko i objął mnie, chowając twarz w mojej szyi. Przytuliłem go mocno i pocałowałem w głowę. - Kurwa - odsunął się. - To moi rodzice. Nie oczekuję, że to zrozumieją, ale... Mogliby chociaż spróbować to zaakceptować... - szepnął. - Nigdy nie sądziłem... - w jego oczach pojawiły się łzy - że powiemy sobie tyle przykrych słów... Sądziłem, że jakoś to przejdzie, że chociaż spróbują sobie z tym poradzić, a oni...
- Hej - wziąłem jego twarz w dłonie i starłem łzy, które spłynęły po jego twarzy. - Pamiętaj, że masz mnie.
- Pamiętam - złapał moje nadgarstki. - Dlatego tu jestem - pocałował moje dłonie. - Bo wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
- Rozmawiałem ze Stefanem... Martwi się o ciebie. Powiedziałem mu, że jesteś u mnie - oznajmiłem, a on pokiwał głową. - Dzwoniłem do ciebie.
- Wiem, przepraszam, ale... Wyłączyłem telefon. Ojciec cały czas dzwonił... Poza tym prowadziłem. A wiesz, że na autostradzie nie odbieram.
- W ogóle nie powinieneś odbierać jak prowadzisz... Nie dzwoniłbym gdybym wiedział, że...
- Wiem - westchnął i wtulił się we mnie, mocno obejmując mnie ramionami.
- Może połóż się na chwilę? - przeczesałem palcami jego jasne włosy.
- Nie chcę - wyszeptał. - Wiesz... - podniósł głowę w momencie, gdy zadzwonił mój telefon. - Odbierz - pocałował mój obojczyk. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni i zdziwiony patrzyłem na wyświetlacz.
- To twoja mama.
- Jak chcesz to z nią gadaj - oznajmił. - Ja nie mam zamiaru - pocałował moje usta. - Zejdź - poprosił, a ja usiadłem na kanapie. - Idę się doprowadzić do porządku - wyszedł z salonu, a ja odebrałem.- Słucham?
- Powiedz, że on u ciebie jest - usłyszałem.
- Jest. Cały i zdrowy.
- Dzięki Bogu. Stefan... Mógłbyś mi go dać do telefonu?
- Nie chce z panią rozmawiać - odparłem.
- To przekaż mu, aby do mnie zadzwonił. To ważne.
- Doprawdy? Myślę, że ważne było to, że on oczekiwał choć trochę akceptacji. Nie zrozumienia, ale akceptacji... A pani mu tego nie dała. Sądzę, że jeśli nie chce go pani przeprosić i powiedzieć, że to z kim się spotyka nie ma znaczenia, to nie powinna pani dzwonić.
- Od jak dawna wiesz? - chciała wiedzieć.
- Od początku.
- To z tobą się spotyka, prawda?
- Tak.
- Jak długo to trwa?
- Od trzech lat. Jeszcze jakieś pytania?
- Kochasz go? - zapytała, jakby nie słyszała ironii w moim głosie.
- Oczywiście, że tak. Świata poza nim nie widzę.
- To... No dobrze... Przekaż mu proszę, aby do mnie zadzwonił... Tylko do mnie, nie do ojca. To ważne.
- Powiem mu. Do widzenia - rozłączyłem się. Rzuciłem telefon na kanapę. Pokręciłem głową i wstałem, kierując się do łazienki. - Michi? - zapukałem do drzwi. - Mogę wejść?
- Nie! Przecież nigdy nie widziałeś mnie nago - odparł, a ja uśmiechnąłem się, bo humor mu się trochę poprawił.
- Chętnie zobaczę - wsadziłem głowę do łazienki, a po chwili wszedłem do środka. Michi leżał w wannie pełnej wody. Ramiona opierał o jej brzegi, a dłonie trzymał na głowie. - Skarbie - usiadłem na brzegu wanny. Michi od razu położył dłoń na moim udzie.
- Co chciała? - zapytał.
- Prosiła żebyś do niej zadzwonił. Tylko do niej, a nie do ojca - oznajmiłem, a on pokiwał głową.
- Nie rozumiem tego - szepnął. - Przecież... Cholera, ja tylko cię kocham, to tak trudno zaakceptować? To tak dużo? - spojrzał mi w oczy.
- Kochanie... - wyciągnąłem rękę i pogłaskałem go po policzku. - Obaj wiemy, że są bardzo... Konserwatywni.
- Tak, ale... Jestem ich synem. Zawsze powtarzali, że mogę na nich liczyć, że wszystko zrozumieją, za zawsze będą mnie wspierać... A nagle co? Co się zmieniło?
- Musisz z nimi jeszcze porozmawiać, skarbie - oparłem się ręką o drugi brzeg wanny.
- Wiem. Ale nie wiem, czy chcę.
- Daj sobie i im trochę czasu.
- Powiedziałem, że nigdy więcej nie pojawię się w ich domu... A ojciec powiedział, że bardzo dobrze, bo... - zawahał się. Patrzyłem na niego, a on lekko się uniósł i wygodniej oparł o wannę. - Powiedział, że bardzo dobrze, bo nie chce pedała pod swoim dachem.
- Mocne słowa.
- Nie mam zamiaru mieć z nim jakiegokolwiek kontaktu. Z matką też nie wiem, czy chcę, bo zamiast się odezwać to pozwoliła żebym i ja, i ojciec... Żebyśmy powiedzieli to wszystko - oznajmił.
- Rozumiem, skarbie - pochyliłem się i oparłem czoło o jego. Michi położył dłoń na moim przedramieniu. - Mam dla ciebie propozycję... Michi, nie - chciałem się odsunąć, ale nie zdążyłem i chłopak wciągnął mnie do wanny. Woda zaczęła się wylewać, zalewając łazienkę. - Hayboeck, zaraz oberwiesz - oznajmiłem, a on się roześmiał. Objął mnie mocno ramionami, a ja leżałem na nim, wspierając się o jego ramiona.
- To jaka była ta propozycja? - zapytał, a ja się zaśmiałem.
- Żebyśmy zjedli coś dobrego i napili się wina.
- Podoba mi się ten plan - pocałował mnie lekko.
- Musisz mnie puścić - śmiałem się.
- Za chwilę - odparł.
- Więc chociaż mnie pocałuj - przewróciłem oczami, a Michael id razu złączył nasz usta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top