K. Stoch & P. Prevc, S. Kraft & M. Hayboeck part I
{1773}
- Ej! - krzyknąłem na Petera. - Nie - chciałem się od niego odsunąć, ale mocno mnie trzymał.
- Wyniosę cię siłą - przylgnął bardziej do moich pleców.
- Ale ja nie chcę - roześmiałem się. - Pero... Nie chcę wychodzić z domu - jęknąłem i przestałem się wyrywać. - Proszę.
- Kamil - westchnął i oparł czoło o moją głowę. - Musisz w końcu wyjść z domu. Odkąd się ujawniliśmy nie wyszedłeś nawet na taras z tyłu... - pocałował lekko moje włosy. - Kocham cię i się martwię... Poza tym chłopaki na nas czekają.
- Peter, ale...
- Ja codziennie jestem na mieście i jeszcze żyję. Nikt mnie nie zabił, nie pobił, nie obraził. Wyluzuj, Kamil.... Nie jesteś pępkiem wszechświata, nie każdego obchodzi z kim sypiasz i w jakiej pozycji.
- No tak masz rację - przyznałem. - Ale pępkiem twojego świata jestem, co?
- Oczywiście. Jesteś moim wszystkim - poluzował uścisk swoich ramion, więc mogłem się odwrócić przodem do niego. Uśmiechnąłem się lekko i położyłem dłonie na jego szyi.
- Ale ty prowadzisz - rzuciłem, a Pero roześmiał się głośno.
- Dobrze, kochanie - pocałował mnie lekko. - Ubieraj się i wychodzimy.
Kilka minut później siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy w stronę mieszkania Michaela i Stefana, z którymi przyjaźniłem się od lat i przekonałem do nich Petera, chociaż on i Hayboeck nadal za sobą nie przepadają, przez to że zanim zacząłem spotykać się z Pero, ten kręcił trochę ze Stefanem. Jak widać zawsze miał słabość do ciemnowłosych facetów.
Po dotarciu na miejsce weszliśmy do odpowiedniej klatki schodowej i skierowaliśmy się do mieszkania. Gdy zapukaliśmy od razu otworzył nam Stefan, który wpuścił nas do środka.
Siedzieliśmy w salonie na kanapach rozmawiając i śmiejąc się. Stefan jak zwykle hejtował swojego faceta, a Michael też nie pozostawał mu dłużny.
Roześmiałem się głośno patrząc na nich.
- Co? - zdziwił się Kraft.
- Dobrze, że my mamy etap hejtowania się za sobą - przytuliłem do do Petera.
- Jak się tak zastanowić to my nigdy nie mieliśmy tego etapu - Pero pogłaskał mnie po plecach.
- Ty się ciesz, że ciągle jesteście na etapie, że seks to zabawa, a nie obowiązek - zaśmiał się Stefan.
- A u was jest inaczej? - zdziwił się Peter.
- Nie, no co ty! - Kraft położył dłoń na kolanie swojego chłopaka. - Do tego etapu to nam dużo brakuje.
- Fakt - przyznał Michi. - Stefi się ostatnio naoglądał Greya, więc teraz co chwilę coś wymyśla - oznajmił poważnie, a ja zakrztusiłem się winem.
- Nieprawda! - zaprotestował Stefan, który zrobił się cały czerwony.
- No dobra, nie oglądał - Hayboeck wzruszył ramionami, a Stefan sięgnął po swój kieliszek. - On woli czytać, lepiej wszystko opisane - oznajmił, a Stefan jeszcze bardziej się zarumienił.
- Byłem ciekawy, czym te laski się tak zachwycają, to przeczytałem...
- Trzy części w tydzień... A one mają ponad 500 stron... Zamiast się mną zajmować nocami to czytał - śmiał się Michi.
- Nie przesadzaj - Kraft szturchnął go ramieniem.
- Ja tylko uważam, że seks jest ważny w związku - blondyn wzruszył ramionami.
- Też tak uważam - przyznałem. - Bardzo zbliża.
- To fakt... - rzucił Peter. - Jest inaczej... Niby wcześniej też traktowaliśmy się tak samo i byliśmy ze sobą blisko, ale... Dużo się zmieniło.
- To jest takie... Jest tylko mój i go nie oddam - wtrącił Stefan, a Michi objął go ramieniem.
- I powiedzmy sobie szczerze, że moglibyśmy charakterami być świetnie dopasowani, ale jeśli nie odpowiadalibyśmy sobie w łóżku to taki związek by długo nie potrwał - stwierdziłem.
- Właśnie... - przyznał mi rację Stefan. - Na przykład wy - wskazał na mnie i Petra. - Jesteście razem 5 lat...
- Licząc od Sochi to tak - przyznał Pero.
- Jak to? - zdziwił się Hayboeck.
- No bo to było tak - zacząłem - że ja i Pero wróciliśmy do siebie w Sochi... Wcześniej byliśmy razem, ale nie wyszło i mieliśmy rok przerwy i wtedy wy ze sobą kręciliście - powiedziałem, patrząc na Stefana.
- Tego mi nie powiedziałeś... - spojrzał z wyrzutem na Pero. - W ogóle nie powiedział, że się spotykaliście.
- A co ci miałem powiedzieć? Że spieprzyłem po całości i Kamil miał dość, więc mnie rzucił? Wolałem to przemilczeć... Poza tym... I tak do tego nie wracamy... - pocałował mnie w głowę. - W Sochi zaczęliśmy od nowa, od zera.
- Dokładnie tak - spojrzałem na mojego faceta, a on pocałował mnie lekko. - Wrócimy do tego co chciałeś powiedzieć, Stefan - popatrzyłem na przyjaciela.
- Tak... Co ja chciałem powiedzieć? Hmmm... Dobra, już wiem... Jesteście razem dużo dłużej niż ja i Michi - zauważył. Pokiwałem głową i czułem, że Pero też, bo opierał policzek o moją głowę. - I musicie przyznać, że wdała się pewna rutyna.
- No tak... Chociaż wiesz... U nas ciężko o rutynę, ale można tak powiedzieć - powiedział Pero.
- Mam na myśli to, że nawet jak jesteśmy na zawodach i teoretycznie macie oddzielne pokoje, to zawsze jeden ma pojedynczy... Trenerom nie przeszkadza to, że jeden nocuje u drugiego, zawsze jesteście razem. W domu razem, w pracy razem... Wiecie co mam na myśli?
- Mhym...
- Tak - rzuciłem.
- Do czego zmierzasz, skarbie? - Michael przeczesał palcami włosy swojego chłopaka.
- Już mówię... Może to zabrzmi banalnie i jak z taniej komedii romantycznej, ale... Wszyscy mówią, że rutyna zabija miłości i namiętność, ale ja uważam, i jak widać słusznie - uśmiechnął się do mnie - że prawdziwej miłości nie da się zabić - oznajmił i przytulił się do Michaela.
- To brzmi jak z romansidła - przyznał Pero.
- Nie masz w sobie nic z romantyka - uderzyłem go w ramię.
- Wiedziałeś o tym gdy się ze mną wiązałeś - objął mnie mocno ramionami.
- Nie licząc randek, które muszę przyznać zawsze są świetne, to nie ma w nim nic z romantyka - zaśmiałem się. - Te randki to szczyt romantyzmu.
- I kwiaty - roześmiał się Pero.
- Pamięta o rocznicach i urodzinach? - zapytał Stefan.
- Zawsze pamiętam.
- Michi zapomniał o moich urodzinach - przyznał.
- Raz! - zaprotestował Hayboeck. - Raz zapomniałem! Będzie mi wypominał do końca życia! Byłem chory, mogłem leżeć w szpitalu.
- Hayboeck, miałeś 37 stopni - odwrócił się do niego.
- No to mówię przecież - pocałował go.
- Zadzwonił do mnie przed południem - zaczął Stefan, znowu patrząc na nas, a Michi obejmował go ramieniem. - Myślałem, że złoży życzenia... I miał przyjechać wieczorem, bo tak się umawialiśmy. A on dzwoni i mówi, że nie da rady przyjechać i bo jest chory... No to zacząłem się martwić... On mi jęczy do telefonu kochanie, jak mi słabo... Ja się tak źle czuję... Nie mam siły się ruszyć... Kazałem mu zmierzyć temperaturę, zrobił to, a jak mi powiedział, że ma 37,5 stopnia to mu kazałem wziąć coś na przeziębienie i się rozłączyłem.
- Cały dzień nie odbierał moich telefonów - zauważył Michi.
- Następnego dnia rano do mnie przyjechał. Z kaiwatami i prezentem - uniósł nadgarstek i pokazał zegarek. - Wmawiał mi, że nie chciał mi składać życzeń przez telefon, że wolał osobiście i z prezentem... Nawet mu uwierzyłem - zaśmiał się. - A w moje ostatnie urodziny się przyznał, że zapomniał...
- Każdemu się może zdarzyć - zaśmiał się Peter.
- Tobie niech się lepiej nie zdarzy - szturchnąłem go łokciem.
- Tylko teraz nie wiem, czy kupił ten zegarek wcześniej i zapomniał o moich urodzinach, że to akurat dziś, czy zapomniał o nich tak całkowicie i zegarek kupił na szybko.
- Stary, nie mów mu jak było - śmiał się Pero.
- Nie jestem głupi, nie powiem nic - roześmiał się.
- To ja wam opowiem, co odstawił Kamil, jak jeszcze mieszkaliśmy w Słowenii.
- Dużo tego było - zauważyłem. - Zwłaszcza jak postanowiłem, że będę się uczył języka - rzuciłem, a oni się zaśmiali, bo znali te wszystkie historie.
- Kamil uważa, że ja i Domen jesteśmy do siebie bardzo podobni - zaczął.
- Widać, że jesteście braćmi, ale czy jakoś bardzo to nie wiem - wtrącił Stefan.
- Jak się ich widzi od tyłu to są identyczni - broniłem się.
- Jak się zaczyna od zajścia od tyłu to zaczyna się nieźle - Michael się roześmiał.
- Więc byliśmy na zakupach we trzech. Ja, Kam i Domen... Kamil poszedł do łazienki, a my czekaliśmy na niego pod jakim sklepem.
- Pod jubilerem - poprawiłem go.
- Właśnie... Domen co chwilę puszczał oczka do jakiś dziewczyn, a one się na niego oglądały, co mnie strasznie wkurzało i dlatego chciałem żebyśmy już powoli szli. Wiedziałem, że Kamil nas dogoni... No i dogonił... Podbiegł do nas, przytulił się do Domena od tyłu i powiedział kochanie, mieliście na mnie poczekać - przerwał, bo Stefan wybuchnął śmiechem. - Ja w takim szoku się do niego odwracam, Domen nie wie co ma zrobić... Kamil odskoczył od niego jak oparzony - musiał urwać, bo zaczął się śmiać.
- Ale jak? - śmiał się Michael.
- Przecież Domen jest do ciebie niższy - zauważył Stefan.
- Bo to przez to, że byli podobnie ubrani. Mieli ciemne bluzy i jasne dżinsy... I Pero miał zwykłe trampki, a Domen te takie z grubą podeszwą... Więc ta różnica 5 centymetrów się zniwelowała - broniłem się. - Poza tym są podobni.
- Co było dalej? - zapytał Michi.
- Domen nie wiedział co się stało, w pierwszej chwili myślał, że Kamil zrobił to celowo, że to żart... Powiedział, że więcej z nami nie wychodzi i poszedł coś zjeść.
- A ja się musiałem tłumaczyć... Do dzisiaj jest za to zły.
- To było w Słowenii, tak? - upewnił się Stefan. - Od roku mieszkacie tutaj, więc kiedy to było?
- Kilka dni przed przeprowadzką - przyznałem.
- Po czterech latach związku - Pero mnie puścił, pochylił się do przodu i oparł łokcie bo kolana. - Po tyłu latach znajomości... Pomylił mnie z moim bratem... - pokręcił głową z uśmiechem.
- Przecież wiesz, że cię kocham - objąłem jego ramię i położyłem mu głowę na barku.
- Wiem - pocałował mnie w czoło. - Ja ciebie też.
- Który z was częściej mówi kocham? - zapytał Stefan.
- Kamil.
- A u was? - zapytałem.
- Michi - przyznał. - Ja więcej plotę o romantyzmie i miłości, ale to on zawsze mówi pierwszy kocham.
- Musiałbym mu przystawić pistolet do głowy żeby pierwszy powiedział, że mnie kocha - zażartował Hayboeck.
- Nieprawda... Kocham cię.
- Myliłem się... Wystarczy go podejść - zaśmiał się. - Ja ciebie też, skarbie - pocałował go w czoło.
- Miałem właśnie zapytać o malinki, ale już nie muszę - zaśmiał się Stefan.
- Dlaczego? - spytałem.
- Bo masz na szyi.
- Jak zawsze... Zawsze powtarzam, żeby nie robił mi malinek i zawsze kończy się tak, że mam jedną na środku szyi. Zawsze w tym samym miejscu...
- Stefan to doskonale rozumie - oznajmił Michi. - Bo ja nie znoszę malinek, a zawsze kończę z całą szyją w malinach.
- Zaznaczam, że jesteś mój - odparł Stefan.
- Kochanie, nikt inny mnie nie chce. Jestem twój - powiedział, a ja się zaśmiałem.
- Zdziwiłbyś się - rzucił Pero.
- Komu się podobam? - zapytał blondyn.
- Którą płeć najpierw wymienić? - zapytał.
- Wszytkojedno.
- Pomijając fanki skoków, które pewnie by ci nie odmówiły niczego... To znam osobiście kilka dziewczyn, które do ciebie wzdychają... I kilku facetów z naszego środowiska, nawet z waszej kadry...
- Mów, może jakaś niezła partia - zainteresował się.
- Ja ci dam niezłą partię! - Stefan uderzył go w pierś. - Tutaj siedzi miłości twojego życia. Mną się interesuj.
- Zawsze się tobą interesuję - przytulił go mocniej.
- Która jest godzina? - zapytałem.
- Pierwsza dwadzieścia cztery - odparł Stefan, zerkając na zegarek.
- Jezu... Powinniśmy już jechać, Pero
- Szkoda, bo miałem jeszcze jedno pytanie - oznajmił Stefan.
- Za mało wypiliśmy na to pytanie - oznajmił Michael, a ja się zaśmiałem, bo doskonale wiedziałem jakie ono było.
- Następnym razem - rzuciłem, wstając z kanapy.
Pożegnaliśmy się z chłopakami i wyszliśmy z ich mieszkania z aby wrócić do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top