K. Stoch & P. Prevc
Wszedłem do pokoju Kamila. Mężczyzna nie leżał na łóżku tak jak oczekiwałem. Zamknąłem za sobą drzwi i dostrzegłem, że w łazience świeci się światło.
- Kamil? - rzuciłem.
- Moment! Już dochodzę! - rzucił, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
- Nie śpiesz się - odparłem ze śmiechem.
Po chwili Kamil wyszedł z łazienki i popatrzył na mnie z politowaniem.
- Łapiesz mnie za słówka? - założył ręce na piersi.
- Dochodziłeś beze mnie? - zapytałem, opierając się o parapet.
- A żeby to raz - zbliżył się do mnie
- Jeszcze coś masz do powiedzenia? - przyciągnąłem go do siebie.
- Tęskniłem za tobą w takim dobrym humorze - wtulił się we mnie.
- Nie jestem takim ponurakiem przecież - pocałowałem go w czoło.
- Czasami jesteś - zadarł głowę do góry. - Zwłaszcza w tym sezonie.
- Aż tak? - przytuliłem go.
- Tak trochę... Nie lubię, kiedy jesteś smutny - pogłaskał mnie po policzku. - Kocham cię i chcę żebyś zawsze był szczęśliwy.
- Wiem, skarbie - pocałowałem go lekko. - Wynagrodzić ci to?
- Jak najbardziej... Na początek mnie pocałuj - odparł, a ja pochyliłem głowę i złączyłem nasze usta. Kamil od razu odwzajemnił pieszczotę i objął ramionami moją szyję.
- Jesteś całym moim światem... Nigdy nie kochałem nikogo bardziej.
- Oprócz syna - zaśmiał się w moje usta.
- To inna miłość.
- Wiesz... Nawet mi nie przeszkadza, że teraz jestem numerem dwa - odchylił się do tyłu, ciągnąc mnie za szyję.
- Naprawdę? - zdziwiłem się trzymając go mocno.
- Tak. Rozumiem przecież... Ludvik jest ważniejszy.
- Owszem... Ale ciebie też kocham.
- Wiem - wyprostował się i stanął na palcach, a ja znowu go pocałowałem.
- Muszę ci coś powiedzieć - wyszeptałem w jego wargi.
- Co?
- Rozstałem się z Miną - spojrzałem mu w oczy. - Zakończyliśmy całą tą szopkę... Doszliśmy do wniosku, że to nie ma sensu...
- Czyli teraz tylko mój?
- Zawsze byłem tylko twój - zauważyłem.
- No tak, ale teraz tak bardziej oficjalnie - przylgnął do mnie.
- Owszem - odepchnąłem się od parapetu. - Kochanie - uśmiechnąłem się. - Chcę ci jeszcze coś powiedzieć.
- Chyba nie jesteś w ciąży? - zażartował.
- Nie - zaśmiałem się głośno. - Chociaż... Może... Ostatnio przytyłem dwa kilogramy - śmiałem się, a Kamil uderzył mnie w ramię.
- Kocham cię - pocałował mnie mocno.
- Muszę powiedzieć - roześmiałem się w jego wargi.
- Mów - pogłaskał mnie po policzku.
- Kamil... - ukląkłem przez nim, a ten popatrzył na mnie zaskoczony. - K...
- Tak! - rzucił mi się na szyję, także klękając. Zaśmiałem się lekko.
- A mogę chociaż zadać pytanie, skoro nie pozwoliłeś mi dokończyć tej całej przemowy?
- Jasne - odsunął się trochę.
- Zostaniesz moim mężem? - sięgnąłem do tylnej kieszeni i wyjąłem z niej pudełeczko.
- Zostanę - znowu rzucił mi się na szyję, a ja go pocałowałem. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.
- Wybacz, że obrączkami, ale pierścionka byś nie nosił, a sygnet to nie w twoim stylu.
- To nie ma znaczenia - zauważył i otworzył pudełeczko. - Śliczne - szepnął, a ja wyjąłem jedną z pudełeczka i złapałem jego prawą dłoń.
- Jesteś miłością mojego życia. Moim całym światem...
- Załóż ją już.
- Kamil, psujesz cały romantyzm - zaśmiałem się.
- Nie potrzebuję romantyzmu - odparł. - Ale ciebie dla siebie. Na wyłączność.
- Jestem cały twój i tylko twój - założyłem obrączkę na jego palec. Kamil uśmiechnął się szeroko. Wziął drugą obrączkę i złapał mnie za prawą dłoń.
- Ja też jestem twój. Cały i na wyłączność - założył mi obrączkę.
Wstaliśmy, a ja przytuliłem go mocno.
- Chciałem żeby to było romantyczne. Specjalnie czekałem aż będziemy obaj na podium.
- To trochę ryzykowne w tym sezonie - zauważył.
- Jakbym nie stanął na podium to zrobiłbym to w Planicy.
- Zaraz, zaraz - odsunął się. - Kiedy rozstałeś się z Miną?
- Na początku grudnia.
- I dopiero mi powiedziałeś?! - uderzył mnie w ramię.
- Tak, bo chciałem się od razu oświadczyć, a...
- A jakbyś mi powiedział wcześniej to co by się stało? - złożył ręce na piersi.
- Nic. Ale co to zmienia?
- Boże - ukrył twarz w dłoniach. - Z kim ja żyję? - wymamrotał.
- Ale mnie kochasz.
- Owszem - opuścił dłonie. - Chociaż czasem jesteś strasznym idiotą - położył ręce na mojej piersi. - Aaaa... Będziemy jakoś - przesunął dłonie na moją szyję - świętować podium?
- A wolałbyś świętować we dwoje, czy z resztą?
- Możemy iść na tą imprezę w sumie - stwierdziłem.
- To chodźmy tam na godzinę, a potem będziemy świętować we dwoje - pocałowałem go.
- Dobry plan - odparł.
Kamil ogarnął się trochę i wyszliśmy. Poszliśmy do hotelowej restauracji, gdzie reszta nacji świętowała dzisiejsze zawody.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top