K. Stoch & P. Prevc
Rozejrzałem się po korytarzu, a gdy nikogo niedostrzegłem, podszedłem do drzwi pokoju Kamila.
Zapukałem mocno.
Domyślałem się, że już śpi, więc musiałem go obudzić, a chciałem zrobić to szybko, aby jego trener ani nikt inny mnie nie widzieli.
Zapukałem po raz kolejny.
Czekałem niecierpliwie pod drzwiami, ale znowu nikt mi nie otworzył.
Cholera, a jak Stefan pomylił pokoje podając mi numer?
Zapukałem po raz trzeci i tym razem usłyszałem jakieś szmery za drzwiami, a kiedy Kamil otworzył, usłyszałem dźwięk windy, więc wepchnąłem się do pokoju, obejmując go i przytulając.
- Co tu robisz? - szepnął, kiedy zamknąłem drzwi. Zapalił światło, a potem objął moją szyję ramionami.
- Przyjechałem do ciebie - pochyliłem się i go pocałowałem. Kamil uśmiechnął się w moje usta i odwzajemnił pieszczotę, a potem nagle się odsunął. - Co jest? - zdziwiłem się.
- Zarażę cię - odparł, a gdy mimo to chciałem go pocałować, zasłonił mi usta dłonią. - Jestem przeziębiony. Naprawdę nie chcę cię zarazić - powiedział.
- Dobrze - musnąłem ustami jego czoło. - Ale przytulać cię chyba mogę, co?
- Jak najbardziej. Przytulaj, bo mi zimno - wtulił się we mnie mocno.
- Tak myślałem. Masz na sobie moją bluzę - pogłaskałem go na plecach. - Spałeś w niej?
- Było mi zimno... Położymy się? Chcę się do ciebie poprzytulać.
- Jasne, kochanie - odsunąłem się od niego, zdjąłem kurtkę. Kamil usiadł na łóżku i czekał. Zrzuciłem buty i podszedłem do niego.
- Ale zostaniesz ze mną, prawda? - zapytał cicho.
- Tak. Oczywiście.
- Więc się rozbieraj i chodź do mnie - ściągnął z siebie moją bluzę, a potem spodnie od piżamy i został w samych bokserkach. Rozebrałem się i dołączyłem do niego, a on mocno do mnie przylgnął. Przytuliłem go, okrywając szczelnie kołdrą.
- Ciepło ci, kochanie?
- Tak. Jest idealnie - wyszeptał. - Planowałeś przyjechać, czy to było spontaniczne?
- Planowałem. W samolocie oglądałem konkurs... Nie pogratulowałem ci jeszcze na żywo... Gratulacje, kochanie - przytuliłem go mocniej i pocałowałem w czoło. - Jestem z ciebie naprawdę dumny.
- Dziękuję - uniósł głowę, a ja go pocałowałem.
- Peter - uderzył mnie w ramię. - Będziesz chory.
- To nic... Chorować w takim towarzystwie to sama przyjemność - znowu złączyłem nasze usta, a Polak zaśmiał się w moje wargi. - Bardzo cię kocham, skarbie.
- Mogę cię o coś zapytać? - szepnął, a ja się lekko zaniepokoiłem, bo nie odpowiedział na moje wyznanie.
- Możesz, oczywiście.
- Po tylu latach... - uniósł się na łokciu. - No bo długo jesteśmy razem - uśmiechnął się.
- No tak. Pięć lat.
- Nie znudziło cię to jeszcze? To znaczy... - odezwał się zanim zdążyłem się oburzyć. - Źle się wyraziłem - zaśmiał się. - Chodziło mi o to, że... No wiesz, czy nie uważasz, że wdała się taka rutyna... Monotonia.
- A ty tak czujesz? - przeczesałem palcami jego włosy.
- Nie, nie o to mi chodziło - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. - Kocham cię przecież i nie chciałem żebyś tak mnie zrozumiał... Ale... No ktoś mi dał do zrozumienia, że po latach w stałych związkach może trochę powiać nudą i w ogóle... I zacząłem się zastanawiać, czy u nas tak jest... Bo ja tego nie czuję i chciałem wiedzieć czy ty to widzisz inaczej.
- Nie widzę tego inaczej - poczochrałem jego włosy. - Pamiętasz co po twoim podium powiedział o nas Johann?
- Nie... On w ogóle coś o nas mówił? Kiedy? - oparł przedramię na mojej piersi. Poprawiłem kołdrę na jego ciele.
- No masz prawo tego nie pamiętać - zaśmiałem się głośno. - Mówił, że ilekroć na nas patrzy ma wrażenie, że my jesteśmy razem pół roku, bo nie możemy oderwać od siebie wzroku.
- Naprawdę? - zdziwił się. - Nie pamiętam tego.
- Masz prawo, kochanie. Dużo wypiłeś - pocałowałem go.
- Przez ciebie! - uderzył mnie. - Zawsze mówiłeś żebym nie wypił za dużo i się tego trzymałem, a wtedy mi powiedziałeś, że mam powód do świętowania! Więc świętowałem - zaśmiał się.
- Bo miałeś. Przecież nie mam ci tego za złe... Mieliśmy spać, skarbie.
- Tak, masz rację - wtulił się we mnie. - Kochanie? - szepnął.
- Tak?
- Cieszę się, że tu jesteś - pocałował mnie w szyję.
- Wiem. Dlatego przyjechałem. Kocham cię - pocałowałem go w głowę.
- Ja ciebie też kocham... Dobranoc.
- Dobranoc, kochanie - wyszeptałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top