| friendzone | A. Wellinger & S. Leyhe part II

Od pojawienia się Stephana w moim mieszkaniu minęło dwa miesiące.

Dwa miesiące.

Przez ten czas nie miałem z nim żadnego kontaktu. Nie dzwoniłem, nie pisałem. Chciałem dać mu przestrzeń. Chyba tego potrzebował.

On też się ze mną nie kontaktował. Nie miałem o nim żadnych wieści, oprócz tego, że żyje, co powiedziała mi Laura.

Kilka razy miałem ochotę do niego zadzwonić. Usłyszeć jego głos. Tylko tyle. Ale nie zrobiłem tego. Chciałem...

Z jednej strony chciałem dać mu swobodę. Przestrzeń. Chciałem dać mu odpocząć od mojej osoby.

Ale z drugiej... Z drugiej strony chcę go dla siebie. Tylko i wyłącznie dla siebie.

Dlatego teraz jak kompletny mięczak leżę na łóżku w sypialni z naszym wspólnym zdjęciem w dłoni i płaczę, jak frajer, za kimś kto ma mnie gdzieś i kto nawet nie chce ze mną gadać.

Naprawdę czułem się jak największy przegryw. Straciłem miłość mojego życia. Człowieka, na którego czekałem. Bo liczyłem... Liczyłem, że między nami kiedyś coś będzie. Chciałem żeby to on był tym, kto pokaże mi jak cudowna jest bliskość między dwiema osobami, którym na sobie zależy.

To dlatego nigdy się nie całowałem. Chciałem, aby to on był tym pierwszym, kogo będę całował.

Chciałem, żeby to on był tym pierwszym, z którym będę się kochać.

Chciałem... Chciałem go mieć przy sobie już do końca życia.

A on?

Co zrobił?

Złamał mi serce!

Pokruszył je na maleńkie kawałki!!!

Nawet...

- Kurwa! - usiadłem gwałtownie na łóżku. Podarłem zdjęcie i rzuciłem je na podłogę. Zerwałem się z łóżka i już miałem strącić z szafki wszystkie nasze zdjęcia, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.

Nadal nabuzowany złością i bezsilnością poszedłem tam. Zamaszyście otworzyłem drzwi i zamarłem.

Stephan.

Stał na przeciw mnie i patrzył na mnie smutnym wzrokiem.

- Ja tak nie umiem - wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Zbliżył się do mnie. - Nie umiem nie mieć z tobą kontaktu. Nie umiem o tobie nie myśleć, nie martwić się o ciebie... Nie umiem bez ciebie.

- Steph...

Przytulił się do mnie. Przez chwilę stałem zaszokowany, ale potem go objąłem o oparłem policzek o jego głowę.

- Jeśli mówisz to... - zacząłem, ale Stephan podniósł głowę z stanął na palcach i złączył nasze usta. Kompletnie mnie tym zaskoczył, lecz odwzajemniłem pieszczotę.

Mężczyzna przyparł mnie do ściany i pogłębił pocałunek. Wczepiłem palce w jego włosy, a Stephan wsunął dłonie pod moją koszulkę, która po chwili wylądowała na podłodze. Potem dołączyła do niej kurtka Stephana, którą z siebie zrzucił i jego bluza, bo ja ją z niego zdjąłem.

Odepchnąłem się od ściany i przycisnąłem go do siebie mocniej, mężczyzna uśmiechnął się w moje usta, przerywając pocałunek. Oparłem czoło o jego i też się uśmiechnąłem. Patrzyliśmy na siebie uśmiechając się aż w końcu Steph ponownie mnie pocałował. Popchnął mnie delikatnie w głąb mieszkania. Skierowaliśmy się do sypialni po drodze wpadając na każdy możliwy mebel.

Na pewno będę miał mnóstwo siniaków, ale jakoś się tym nie przejąłem.

Wpadliśmy do sypialni, prawie się przewracając, bo Stephan całował mnie, jednocześnie rozpinając moje spodnie. Zaśmiał się w moje wargi, kiedy wpadłem na szafę.

- Uważaj - śmiał się, przytrzymując mnie.

- Zawsze uważam.

Spojrzał na mnie z rozbawieniem i już miał się odezwać, ale zamknąłem mu usta pocałunkiem.

Wylądowaliśmy w końcu na łóżku. Steph ściągnął ze mnie spodnie, a kiedy chciał się nade mną pochylić, ja usiadłem i rozpiąłem jego dżinsy. Zdjął je z siebie, wcześniej pozbywając się butów. Pociągnąłem go na siebie i... Nie wiedziałem co dalej.

To znaczy... Wiem co dalej, ale...

Nigdy tego nie robiłem. I Stephan musiał wyczuć moje wahanie, bo oderwał usta od moich, a jego dłonie zniknęły z mojego ciała i oparł je o materac.

- Co się dzieje? - wyszeptał.

- Wszystko ok.

- Nieprawda. Zawahałeś się - podniósł się i ukląkł między moimi nogami, a potem usiadł na piętach, opierając dłonie o moje uda. - Zrobiłem coś nie tak? - zmarszczył brwi.

- Nie, tylko... - uniosłem się na łokciach. - Nigdy tego nie robiłem - wyszeptałem. Czułem się kompletnie zażenowany.

- Ja też. Nigdy nie byłem z facetem - uśmiechnął się i przesunął dłonie w górę moich ud. Zatrzymał je dopiero na moich biodrach. - Proponujesz filmik instruktażowy? - zapytał, a ja czułem jak moje policzki stają się gorące. - Słodko się rumieniesz - musnął moje usta swoimi.

- Nigdy nie uprawiałem seksu, Steph. Z nikim. Ani z facetem, ani z kobietą.

- Ale... Myślałem, że... Przyjaźniliśmy się i ja o tym nie wiedziałem?

- No... Jakoś nigdy o tym nie rozmawialiśmy... Nie lubię rozmawiać o seksie i... Dlaczego się śmiejesz? - zepchnąłem jego dłonie z mojego ciała.

- Nie obrażaj się. Nie chciałem cię urazić - dosłownie się na mnie położył żeby mnie przytulić, więc opadłem na plecy na łóżko. - Wiesz... - podniósł się na przedramionach. - Nie musimy się nigdzie spieszyć... Ty będziesz nadawać tempo - pocałował moje usta.

- Podoba mi się takie rozwiązanie - objąłem go ramionami. - Chyba powinniśmy pogadać - zauważyłem.

- Tak, masz rację - Leyhe ze mnie zszedł i położył się obok, więc od razu się do niego przytuliłem, kładąc głowę na jego piersi. - Ale z ciebie przylepa - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło.

- Korzystam - przeciągnąłem palcami po jego brzuchu i piersi. - Dlaczego wróciłeś?

- Przez te dwa miesiące... Dużo o tobie myślałem... A raczej mało kiedy o tobie nie myślałem. Nie mogłem... Nie mogłem zapomnieć... A chciałem. Wtedy naprawdę chciałem. Cały czas sobie powtarzałem, że to po prostu wyrzuty sumienia, bo złamałem ci serce... Nie chciałem do siebie dopuścić, że mogę poczuć do Ciebie coś więcej... Aż dziś rano... Jedząc śniadanie... Uświadomiłem sobie, że nie mogę się dłużej oszukiwać i muszę przyznać sam przed sobą, że nie umiem bez ciebie funkcjonować. Że chcę żebyś był obok mnie... Że... Cholernie mi się podobało, kiedy cię pocałowałem i... Że chcę tego codziennie. Rano, wieczorem... W ciągu dnia... Że chcę cię mieć dla siebie... Więc... Wsiadłem w samochód i jestem.

- Cieszę się, że jesteś - wyszeptałem. - Lepiej późno niż wcale - podniosłem głowę i spojrzałem na niego. Steph przeniósł wzrok z sufitu i nasze oczy się spotkały. - Kocham cię.

- Wiem, Andi... I... Ja chyba ciebie też... I coraz bardziej się w tym upewniam.

- Pocałuj mnie - szepnąłem. Leyhe się uśmiechnął i złączył nasze usta.

I w tej właśnie chwili zadzwonił telefon.

- Kurwa - zaklął Stephan. - Miałem być u rodziców dziś... To znaczy teraz... - spojrzał na zegarek, który nadal był na jego nadgarstku. - A nawet od godziny - oznajmił. - Muszę odebrać - pocałował mnie w czoło i zszedł z łóżka, przechodząc nade mną. Podszedł do miejsca gdzie leżały jego spodnie i wyjął z kieszeni smartfon. - Cześć, mamo - odebrał. - Nie, wszystko w porządku... Jestem u Andiego... Tak... Mhym... Dogadaliśmy się... No nie bardzo, bo ja jestem u niego... Przecież powiedziałem... Mhym... Dobrze... Wpadniemy kiedyś... Nie, mamo. Kiedyś.... Tak... Tak, zostaję, chyba, że mnie wyrzuci - puścił mi oczko. - W następny weekend wpadnę... Tak... Muszę kończyć... Ja ciebie też, cześć - rozłączył się. Przeszedł dookoła łóżka, aby przejść na wolną połowę, a nagle się zatrzymał. Schylił się i podniósł coś z podłogi. - Dlaczego podarłeś? - położył zdjęcie na szafce nocnej i położył się obok mnie.

- Z bezsilności. Z wściekłości... - wzruszyłem ramionami.

- Chodź do mnie - wyciągnął ramiona, a ja się w niego wtuliłem. - Już jestem i nigdzie nie nie wybieram - pocałował mnie w czoło, a ja się do niego mocniej przytuliłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top