| first date | K. Stoch & P. Prevc part III
Obiecałam shota z pierwszą randką Procha :-D Więc jest :-D
Patrzyłem na Pero, który uśmiechał się do mnie nieśmiało. Lubiłem go w takiej wersji. Miałem wrażenie, że tylko ja go takim widziałem. Wszystkim pokazywał tą drugą twarz, tą twardą i pewną siebie, a ja miałem przyjemność oglądać go jako nieśmiałego chłopaka, który nie jest pewien tego na ile może sobie pozwolić względem mnie.
Trzymał w dłoniach filiżankę z kawą i unikał mojego wzroku.
- Chcesz już wracać? - zapytałem, bo miałem wrażenie, że trochę żałował, że zgodził się tu przyjść.
- Nie, dlaczego? - spojrzał mi prosto w oczy. - Cieszę się, że jestem tu z tobą - uśmiechnął się. To był ten uśmiech, w którym się zakochałem.
- Na pewno? Bo odnoszę wrażenie, że wręcz przeciwnie.
- Przepraszam, po prostu... - spuścił wzrok. - Nie do końca wiem, jak mam się zachować - zerknął na mnie.
- Jak to na randce - posłałem mu uśmiech. - Przecież byłeś na nie jednej randce.
- Tak, ale... Nie mogę złapać cię za rękę, nie mogę objąć, pocałować... Więc... Chyba wolę nic nie zrobić niż zrobić za dużo i cię odstraszyć.
- Nie mógłbyś mnie odstraszyć - mój uśmiech się poszerzył. - Jestem w tobie zakochany na maksa...
- Tak, ale powiedz szczerze... Jakbym cię pocałował to byś się wkurzył.
- No tak, ale tylko dlatego, że jest tu mnóstwo ludzi, którzy nasz obserwują, a oni nie powinni jeszcze o nas wiedzieć. Zwłaszcza, że jesteśmy na pierwszej randce.
- Masz rację... Wiesz... Naprawdę się cieszę, że tu jesteśmy... Trochę żałuję, że wcześniej nie powiedziałem ci, że cię kocham.
-Ja też - przyznałem. - Poznaję twoją drugą twarz.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Bo - pochyliłem się w jego stronę - zawsze jesteś taki pewny siebie, grasz twardziela, a teraz... Jesteś nieśmiały.
- Bo nie wiem, jak mam się zachować... Bo... Z jednej strony... Nie chciałbym żeby zbyt wiele się między nami zmieniło. Nadal chcę żebyś był moim przyjacielem, ale... Chciałbym też żebyś stał się moim partnerem... Moim wszystkim.
- To było słodkie - oznajmiłem, a on się zarumienił. - Jesteś uroczy - oznajmiłem, a Peter stał się jeszcze bardziej czerwony. - I ja też tego chcę. Naprawdę.
- Cieszę się - zagryzł dolna wargę, a ja zatrzymałem wzrok na dłuższą chwilę na jego wargach. Pero odchrząknął, a ja spojrzałem mu w oczy. Był zawstydzony.
- Chodźmy stąd - zaproponowałem.
- Dokąd?
- Na spacer - uśmiechnąłem się i wstałem. Zapłaciłem za nas mimo sprzeciwów Petera, który uważał, że powinien sam zapłacić za siebie. Wyszliśmy z kawiarni i skierowaliśmy się do parku.
Chodziliśmy alejkami, cicho rozmawiając i śmiejąc się z własnych żartów, i wspomnień. Naprawdę cieszyłem się, że Pero powiedział mi o swoich uczuciach, cieszyłem się, że jest tu teraz ze mną, bo to oznaczało, ze widzi przyszłość dla nas. Dla nas razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top