D. A. Tande
- Co ty wyprawiasz? - zapytałam mojego chłopaka.
Obudziłam się sama w łóżku, o czwartej rano, a gdy poszłam do salonu, zastałam Daniela siedzącego na środku dywanu i pakującego prezenty.
- Mieliśmy to skończyć wczoraj - oznajmił i dokleił kokardkę na już zapakowany prezent, a potem go podpisał.
- Kochanie - zaśmiałam się i podeszłam do niego. Ukucnęłam przy nim, zabrałam mu nożyczki i taśmę bezbarwną. - Spokojnie... Wigilia dopiero poniedziałek. Bez paniki - odłożyłam rzeczy na bok i wzięłam jego twarz w dłonie.
- Po prostu... - złapał mnie za nadgarstki - to nasze pierwsze wspólne święta i chciałem żeby wszystko było idealnie.
- Będzie idealnie, bo będziemy wszyscy razem - pocałowałam go w czoło. - Chodź - wstałam. - Idziemy się jeszcze przespać chwilę - uśmiechnęłam się.
- Jesteś aniołem, Paulina, wiesz? - wstał i objął mnie, mocno do siebie przytulając.
- Wiem, inaczej bym z tobą nie wytrzymała - zaśmiałam się.
- Mam anioła na własność... Co zrobiłaś, że się tu znalazłaś? - zażartował.
- A wiesz... Mały bunt i trafiłam do Oslo, a tam prawie zabiłam chłopaka na pasach - wzruszyłam ramionami, a on się zaśmiał.
- Uwielbiam cię.
- Tak? - objęłam jego szyję ramionami. - To mnie zanieś - śmiałam się.
- Oczywiście, wasza wysokość - roześmiał się głośno i wziął mnie na ręce, prawą dłoń zostawiając na moich plecach, a lewą złapał mnie pod kolanami.
- Idziemy - udawałam powagę, ale naprawdę ciężko mi było się nie śmiać.
- Chyba przytyłaś - oznajmił, gdy przekroczył próg sypialni.
- Słucham?! Chyba się przesłyszałam! - oburzyłam się. Ja się ze sobą dobrze czułam. Ale nie przytyłam! - Ty chyba sobie ze mnie kpisz! I postaw mnie natychmiast!!! - krzyknęłam. - Ja cię nie wyzywam od żeberek bez mięsa!!!
- Przepraszam, co?! - wybuchnął śmiechem. Ale, gdy zobaczył moją minę od razu zamilkł. - Kochanie, przecież to tylko żart. Nie chciałem...
- Możesz sobie żartować ze wszystkiego. Naprawdę ze wszystkiego oprócz mojej wagi - warknęłam. - Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam, gdy chciał mnie objąć. - Jak ci się nie podobam to możesz...
- Paulina, ja tylko żartowałem, do cholery!
- No to było bardzo zabawne! Uśmiałam się za wszystkie czasy... Moje fałdki też! - poklepałam się po brzuchu.
- Nie masz fałdek na brzuchu - próbował powstrzymać uśmiech.
- Na pewno? Przecież przytyłam.
- Kochanie... Nie powinienem był tego mówić, to się już więcej nie powtórzy... - obiecał. - I przecież wiesz, że jesteś szczuplutka... Kocham twoją figurę... To znaczy jakby się zmieniła, to też bym cię kochał, bo to tak naprawdę bez znaczenia, bo kocham cię za charakter, a nie za ciało. Jesteś wspaniała taka jaka jesteś i nikt nie kręci mnie bardziej niż ty w moich koszulkach... I niczym więcej.
- Wybrnąłeś - założyłam ręce na piersi. - Ale to był ostatni raz.
- Oczywiście, kochanie... Mogę cię już przytulić?
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę. Nic nie mówiłam. Tylko patrzyłam mu w oczy. Widziałam jak tracił pewność siebie w tej sytuacji.
- Co za głupie pytanie - westchnęłam i się uśmiechnęłam, a Daniel od razu mnie do siebie przyciągnął. - Jak ty mnie czasami wyprowadzasz z równowagi - wyszeptałam w jego klatkę piersiową.
- Wiem. Ale to wszystko z miłości, skarbie.
- Daniel - spojrzałam mu w oczy. - Słonko ty moje - pogłaskałam go po policzku, a on uśmiechnął się szeroko. - Wiecznie zaćmione - dodałam, a uśmiech zszedł z jego ust. Klepnął mnie w tyłek. - Ej! To bolało.
- Mnie też zabolało - zrobił naburmuszoną minę. Stanęłam na palcach i przyciągnęłam go do pocałunku.
- Kocham cię, chociaż czasami strasznie mnie wkurzasz - wyszeptałam mi w usta.
- To właśnie dlatego mnie kochasz - oparł. - Ja Ciebie też kocham, Mała - pocałował mnie w czoło, przytulając mocno do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top