| bet | S. Leyhe & D. Prevc part III

- Rozmawiałeś z nim? - zapytał Kamil.

- Tak... Kamil, ja go kocham - czułem jak w moich oczach zbierają się łzy. - I tak, cholernie, chcę go z powrotem... I... -  głos mi się załamał, a Polak usiadł bliżej i mnie przytulił. - Jak go widzę, to jednocześnie cieszę się i chcę się do niego przytulić, i przywalić mu w twarz krzesłem.

- Ja twojemu bratu też mam ochotę przyłożyć...

- Pero zasłużył... Stephan niby też, ale... Kamil - odsunąłem się od niego. - Ja widzę, że on mnie kocha. Widzę to w każdym spojrzeniu... Nawet w tym, że stara mi się nie wchodzić w drogę, bo to, kurwa, obiecał... A ja chcę czasem przypadkiem na niego wpaść... Jestem na niego wściekły, zawiódł mnie, spieprzył wszystko, ale ja mimo to cholernie za nim tęsknię i nadal go kocham... I czuję się jak kompletny mięczak, bo znowu łzy - wytarłem policzki.

- Prawdziwy facet nie wstydzi się łez...

- Taaa... Pero mi powiedział żebym przestał się mazgaić i zachowywał się jak facet... Może źle to zabrzmi, ale cieszę się, że z nim zerwałeś... Maciek to lepszy wybór... Jest w ciebie wpatrzony jak w 8 cud świata.

- Maciek jest... Cudowny... Uszczęśliwia mnie, naprawdę... Myślałem, że z Peterem byłem szczęśliwy, ale myliłem się. To było złudzenie...

- Cieszę się, że go masz, bo mimo, że Peter to mój brat, to wiem, że bardzo cię zranił... Uderzyłem go za to... Pierwszy raz go wtedy uderzyłem... I Cene też... I chyba dopiero wtedy zrozumiał co stracił... Nie spotyka się z nikim od tamtej pory.

- Chodź... - Kamil wstał. -  Napiłbym się dobrej kawy.

Podniosłem się i już mieliśmy wyjść, gdy usłyszeliśmy jakiś hałas na korytarzu. Spojrzeliśmy po sobie z Kamilem, bo obaj rozpoznaliśmy głos Stephana i Petera, którego nie powinno tutaj być.

Wybiegliśmy szybko z pokoju. Zobaczyliśmy jak Pero przyciska do ściany Stephana, Kam bez zastanowienia rzucił się, żeby odciągnąć mojego brata, a ja stanąłem między nim, a Stephanem.

- Co ty wyprawiasz?! - krzyknąłem na Petera. Poczułem, jak Steph dotknął dłonią moich pleców, lecz nie odwróciłem się do niego.

- Zasłużył za to co zrobił - warknął.

- Odezwał się... Przykładny i kochający partner, który zaliczył większość skoczków  - usłyszałem za sobą. Odwróciłem się do Leyhe. Nie wiedziałem skąd miał takie informacje.

- Cieszę się, że ciebie nie ma na tej liście - odparł mój brat.

- Wystarczy!!! - krzyknąłem. - Ty - wskazałem na Petera - idziesz do pokoju 315, Kamil zaprowadź go, a ty - spojrzałem na Stephana - idziesz ze mną - oznajmiłem a brunet kiwnął głową.

Gdy mijali się, aby wejść do pokoi, Peter znowu rzucił się w kierunku Stephana, ale stanąłem między nimi, widziałem jak wymienili spojrzenia ponad moją głową. Pchnąłem Stephana w stronę mojego pokoju, a kiedy byliśmy w środku, zamknąłem drzwi.

- Co to miało znaczyć? - założyłem ręce na piersi.

- Ja nic nie zrobiłem... To on się na mnie rzucił... Dasz mi coś? Krew mi leci - wskazał na swój prawy łuk brwiowy.

- Moment - podszedłem do walizki. - Usiądź, nie stój tak, bo zaraz się przewrócisz - rzuciłem, bo wiem, że Steph nie lubi widoku krwi. Wyciągnąłem apteczkę z walizki i podszedłem do chłopaka, który usiadł na kanapie. Stanąłem przed nim i wyjąłem gazę z pudełka. - Ty mówisz, ja cię opatruję.

- Dobrze... - zgodził się, starłem krew z jego twarzy i odłożyłem wacik, potem wziąłem drugi, nasączyłem go wodą utlenioną i przemyłem ranę. Poczułem, że położył mi ręce na udach, ale wydawało mi się, że zrobił to nieświadomie, więc na to nie zareagowałem. - Szedłem korytarzem, wracałem od Markusa do siebie i wpadłem na twojego brata. Jak wiesz nigdy się nie lubiliśmy, a teraz jak mu powiedziałeś o zakładzie to już w ogóle nie będzie między nami miło.

- Nie powiedziałem mu o zakładzie - oczyściłem ranę. - Powiedziałem o tym tylko Kamilowi - dodałem i przykleiłem mi plaster na rozcięcie. - Zabierz ręce - poprosiłem.

- Przepraszam... No to skąd wie?

- Nie wiem... Rzucił się na ciebie, tak?

- Tak... Oczywiście mu oddałem, nigdy go nie lubiłem i też kumpluję się z Kamilem, więc miałem dwa powody...

- Peter jest w gorszym stanie niż ty - zebrałem brudne waciki i wyrzuciłem je, a apteczkę schowałem.

- Bo się nie umie bić. Bije jak baba - wzruszył ramionami. Spojrzałem na niego unosząc brwi.- Kochanie, nie patrz tak. Mówię prawdę. Naprawdę to on mnie pierwszy uderzył.

- Czegoś nie mówisz - usiadłem obok niego.

- To było też za Andiego - popatrzył na swoje dłonie.

- Jak to? - zdziwiłem się.

- Znajduje się na długiej liście chłopaków zaliczonych przez Petera... Zauroczył się nim, chociaż nie mam pojęcia co on w nim zobaczył... W każdym razie... Peter przespał się z nim kilka razy i stwierdził, że mu się znudził, więc zakończył jakąkolwiek relację z nim - podniósł na mnie wzrok.

- Brzmi znajomo? - zapytałem.

- Między nami było inaczej... Ja cię kocham, a Peter nie kochał Andiego. Ja za tobą tęsknię, cały czas o tobie myślę... I nie wykorzystałem cię, nie rozkochałem i zostawiłem - mówił. -  Dla mnie jesteś wszystkim Domi - złapał mnie za rękę.

- Przestań - wyrwałem mu dłoń.

- Wiem, że też za mną tęsknisz... Widzę to, gdy na mnie patrzysz.

- Nie ufam ci Stephan - oznajmiłem. -  A bez zaufania miłość nic nie znaczy.

- Odzyskam twoje zaufanie - zszedł z kanapy i ukląkł przede mną. - Zrobię wszystko, aby...

- Hej - drzwi do pokoju się otworzyły i stanął w nich Maciek. - Sorry, że wam przeszkadzam... Nie wiesz, gdzie jest Kamil?

- O Boże! - zerwałem się z miejsca. - Oni się pozabijają! - wybiegłem z pokoju, a Stephan i Maciek za mną. Wbiegłem do pomieszczenia, gdzie  był Kamil i Peter. Polak siedział na kanapie, a mój brat stał przy oknie i wyglądał przez nie. - Całe szczęście, wszyscy żyją... Kamil, możesz już iść, dzięki - uśmiechnąłem się do niego, a on w między czasie podszedł do nas i przytulił się do Maćka.

- Dla niego to była przyjemność - mruknął Peter.

- Maciek - przytrzymał swojego chłopaka. - Jedna bójka dziś wystarczy.

- Chociaż porządnie mu przyłożyłeś? - Kot spojrzał na Stephana.

- Wystarczająco.

- Idźcie już, ty przede wszystkim Stephan... Rozmowę dokończymy później - obiecałem.

- Napisz, jak już będziesz mógł rozmawiać - poprosił i odszedł. Zamknąłem drzwi.

- Dlaczego Jernej wybiegł, jak zobaczył mnie i Kamila? - spojrzał na mnie.

- Bo spodziewał się morderstwa. Co ty tu w ogóle robisz?

- Przyjechałem pogadać z Leyhe...

- Nie musisz, sam załatwiam swoje sprawy.

- Właśnie widziałem.

- Ty się lepiej martw żeby na korytarzu nie wpaść na kumpli Kamila, bo cię zabiją.

- Mam to gdzieś - wzruszył ramionami.

- Przyznasz to w końcu? - podszedłem do niego.

- Co?

- Że go kochasz.

- A co to zmieni? Już za późno. Straciłem go na zawsze...

- Jesteś idiotą, Peter. Miałeś takiego faceta, a... Zdradzałeś go na każdym kroku...

- Nie kochałem Kamila, Domen. Nigdy go nie kochałem - spojrzał mi w oczy. -  Idź lepiej do tego swojego Niemca... Coś czuję, że nie może się doczekać... Już wie, że cię urobił.

- Nie urobił. Nie wrócę do niego, ale to nie znaczy, że nie chcę mieć z nim dobrych relacji. 

- Jesteś miękki. Powinieneś dłużej go przetrzymać.

- Nie jesteś specjalistą od związków. Idę pogadać z moim Niemcem, a ty się doprowadź do porządku. 

- Domen - zatrzymał mnie, gdy miałem  wychodzić. - Widziałeś Andiego? - zapytał, a ja zmarszczyłem brwi.

- Ostatnio nie. Nie rozmawiam z nim odkąd zerwałem ze Stephanem. Dlaczego pytasz?

- Tak po prostu - znowu spojrzał w okno.

- Pero... Idź do mojego pokoju - położyłem klucz na łóżku. - Prześpij się trochę.

- Wynająłem sobie pokój. 425, jakbyś mnie szukał.

- Dobrze - zabrałem swoje klucze i wyszedłem z pokoju. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Stephana. - Nie śpisz jeszcze? - zapytałem, gdy odebrał.

- Nie. Już skończyłeś? Przyjść do ciebie?

- Powiedz mi, w którym pokoju jesteś, bo mam też sprawę do Andiego.

- 301... Do Andiego? Jaką sprawę? - chciał wiedzieć.

- Zaraz się dowiesz - rozłączyłem się i ruszyłem do odpowiedniego pokoju. Gdy byłem na miejscu zapukałem i wszedłem do środka. Zobaczyłem, że Andi leży na łóżku, przytulając do siebie mocno poduszkę i chyba przed chwilą płakał. Stephan siedział na podłodze przy łóżku i chyba przerwałem im rozmowę, wchodząc. - Stephan, zostawisz nas na chwilę? - zamknąłem za sobą drzwi.

- Dlaczego? - wstał i zbliżył się do mnie.

- Idź do mnie - rzuciłem mu klucze. - Zaraz przyjdę i pogadamy.

- Domi...

- Pięć minut.

- Dobra - wyszedł, a ja usiadłem na jego łóżku. Wellinger podniósł się do siadu. 

- Co się dzieje? Nie chcę rozmawiać o twoim bracie - pociągnął nosem.

- Wiem, ale... Muszę cię o coś zapytać... Wydawało mi się, że Peterowi bardzo zależy na Kamilu... Nawet powiedział coś, co od razu z nim skojarzyłem, ale dziś zrozumiałem, że jemu wcale nie zależy na Stochu...

- Nie rozumiem. Po co mi to mówisz?

- Peter powiedział  już za późno. Straciłem go na zawsze. Myślałem, że mówił o Kamilu, ale potem, gdy kazałem mu przyznać, że go kocha, oznajmił, że nie i nigdy go nie kochał... I zapytał mnie o ciebie... Nie chcę ci teraz dawać nadziei, ale... Może pogadajcie?

- Nie chcę go widzieć. Nie mogę na niego patrzeć.

-  A myślisz, że mi łatwo gadać ze Stephanem? Andi... Może warto spróbować? Pero jest w tym hotelu. Pokój 425.

- Myślisz, że powinienem z nim pogadać? - zapytał cicho.

- Co masz do stracenia?

- Nic.

- A do zyskania? - uśmiechnąłem się

- Dziękuję - uśmiechnął się lekko.

- Nie ma sprawy - wstałem i ruszyłem do wyjścia.

- Domen... - zatrzymał mnie. - Przepraszam. To ja podpuściłem Stephana.

- Ma swój rozum. Nie jest dzieckiem...

- Pozwól mu zawalczyć. On naprawdę się w tobie zakochał... I żałuje tego, że to wszystko się tak potoczyło.

- Cały czas mu pozwalam, tylko on chyba tego nie widzi.

- Uważam, że do siebie pasujecie... To był jeden z powodów dla których podpuściłem Stephana. Sam z siebie by cię nie podrywał... Zawsze był przeciwnikiem takich różnic wieku... Wiesz 8 lat to całkiem sporo...

- Wiem... Muszę iść... Do zobaczenia - uśmiechnąłem się i wyszedłem, a potem skierowałem się do swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top