| bet | S. Leyhe & D. Prevc
Pamiętam, że gdy pierwszy raz opublikowałam tego shota wzbudził... Różne emocje... Po drobnych poprawkach wstawiam go jeszcze raz, miłego czytania ❤️
Wystawiłem głowę z pokoju i rozejrzałem się po korytarzu. Kiedy nikogo nie dostrzegłem, wyszedłem, zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem do pokoju mojego chłopaka. Gdy byłem pod drzwiami zapukałem mocno i wszedłem do środka.
- Hej! - rzuciłem i zauważyłem niedomknięte drzwi od łazienki. Zamknąłem nas i położyłem się na łóżku.
- Cześć. Już do ciebie idę.
- Nie spiesz się - wziąłem telefon Domena, który leżał na łóżku i chciałem go odblokować, ale hasło nie pasowało. - Zmieniłeś hasło? - zapytałem, gdy wszedł do pokoju.
- Musiałem. Peter się domyślił - rzucił mokry ręcznik na krzesło i położył się obok mnie.
- Jakie jest teraz? - objąłem go ramieniem.
- Zero pięć zero jeden - pocałował mnie w szyję, a ja uśmiechnąłem się, bo to była data moich urodzin.
- Urocze - musnąłem jego czoło ustami. Włączyłem snapa i przeglądałem story jego znajomych. - Zmęczony?
- Trochę... Jestem z ciebie dumny - uniósł się na łokciu. - Bardzo.
- Dziękuję - podniosłem głowę i pocałowałem go. - Ja z ciebie też, Domi.
- Poszło mi dziś fatalnie - zaśmiał się.
- Nieprawda, było...
- Poniżej moich oczekiwań - dokończył za mnie. - Wymagam od siebie więcej.
- Domen... - zablokowałem telefon i odłożyłem go na szafkę. - Nie możesz stawiać sobie poprzeczki zbyt wysoko. To...
- Wiem, Steph - przerwał mi. - Ale jestem nadambitny. Nic na to nie poradzę... I ty też.
- To fakt. Mogę ci tylko kibicować... I motywować - przyznałem.
- Lubię, gdy mnie motywujesz - zagryzł dolną wargę.
- Tak? - przesunąłem ręką po jego plecach. - A który sposób lubisz najbardziej? - uśmiechnąłem się. - Bo motywowałem cię na kilka sposobów... Krzyczałem na ciebie, spokojnie tłumaczyłem, próbowałem przemówić do rozumu i po prostu byłem.
- I ostatnią opcję lubię najbardziej... Ale rozmawiać z tobą też lubię - pochylił się i złączył nasze usta. Nie pozwoliłem mu się odsunąć, a on zaśmiał się w moje usta.
- Gdzie Timi? - wskazałem na puste łóżko.
- Zaraz wróci. Jest u trenera.
- Więc mamy jeszcze chwilę? - pociągnąłem go na siebie.
- Tak. Ale dosłownie chwilę. Wyszedł jak tylko wróciliśmy - powiedział, a ja jęknąłem niezadowolony. - Zawsze możemy iść na spacer - zaproponował.
- Jest strasznie zimno. Za tydzień postaram się mieć pokój sam - przytuliłem go mocno do siebie.
Usłyszeliśmy jak drzwi do pokoju się otwierają. Podniosłem głowę i zobaczyłem młodego Słoweńca.
- Cześć chłopaki... Zostawić was samych? - zaśmiał się.
- Hej - uśmiechnąłem się. - Nie trzeba... W sumie to ja już wychodzę - podniosłem się. - Zobaczymy się jutro - pochyliłem się nad Domenem i złączyłem nasze usta w czułym pocałunku. - Pa.
- Hej - rzucił za mną.
Wróciłem do swojego pokoju, który dzieliłem z Andim.
- I jak gorący romans? - zaśmiał się. - Widzę, że ktoś wam przerwał.
- Kwestia czasu - również się roześmiałem. - Zaliczę go. Możesz już odkładać kasę.
- Nie sądzę.
- Stary... Zaliczyłbym go dziś, gdyby miał sam pokój... Dlatego za tydzień bierzemy oddzielny... Nie mam tu auta - znowu się zaśmiałem.
- Dobra, dobra, Alvaro. Masz jeszcze dwa tygodnie - założył ręce na piersi.
- Czuję się jak dupek... To w sumie fajny chłopak...
- To się z nim spotykaj później, co mnie to obchodzi - wzruszył ramionami. - On nie musi wiedzieć, że się o niego założyłeś... Ode mnie się nie dowie, obiecuję... Masz wolną łazienkę.
- Nie będę się z nim spotykał... Przecież on jest ode mnie 7 lat młodszy - zaśmiałem się. - I spotkam się z nim tylko dla tych 600 euro, które wygram - podszedłem do walizki i wyjąłem swoje rzeczy. - Poza tym... - zacząłem zanim zniknąłem w łazience. - Obaj wiemy, że nie nadaję się do stałego związku - zamknąłem drzwi od łazienki. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top