A. Wellinger & K. Stoch
Dla sabotarzystka
- Hej - ucieszyłem się na widok Andiego. - Co ty tu robisz? - podszedłem do niego, przytulić się.
- Cześć - chłopak objął mnie mocno. - Przyjechałem popatrzeć jak skaczesz... Myślisz, że dlaczego tak daleko poleciałeś? - spojrzał mi w oczy. - Bo trzymałem kciuki i dmuchałem ci od narty.
- Kurcze... A ja się łudziłem, że to dobra forma i talent - westchnąłem. - Czyli Turniej Czterech Skoczni poza moim zasięgiem?
- Dwa orły ci wystarczą, mógłbyś się trochę podzielić - zaśmiał się.
- No dobra - uśmiechnąłem się. - W tym roku twoja kolej.
- Obaj wiemy, że nie z tą formą... Na TCS też będę trzymał za ciebie kciuki i dmuchał pod narty - obiecałem.
- Czyli jednak jest szansa? - spytałem.
- Liczę, że to wygrasz... Jak nie ty to kto?
- Kobayashi? Żyła? Forfang? Lista jest długa.
- Nie gadaj głupot. Liczę na Ciebie, Kamil - uśmiechnął się. - I nie tylko ja - kiwnąłem głową w stronę kibiców.
- To dużo dla mnie znaczy... Muszę iść, Zobaczymy się potem?
- Tak, zatrzymałem się w hotelu niedaleko skoczni.
- Dobrze.
- Wygraj to. Kocham cię.
- Postaram się... I ja ciebie też.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top