A. Wellinger & G. Schlierenzauer part IV

- Czym mnie dzisiaj zaskoczysz? - zapytałem, gdy jechaliśmy w kierunku centrum miasta.

- Nic nie powiem - uśmiechnął się.

- Powiedzieć ci coś? - zagryzłem dolną wargę.

- Oczywiście - zerknął na mnie.

- Lubię patrzeć jak prowadzisz - złapałem go za rękę i splotłem nasze palce. - Wyglądasz wtedy mega seksownie - wymruczałem, a Gregor zaśmiał się lekko.

Wyjąłem telefon, aby zrobić mu zdjęcie, więc puściłem jego dłoń, ale on złapał mnie za udo.

Doskonale widział co chcę zrobić, więc tylko pokręcił głową z uśmiechem, ale nic nie powiedział.

- I na instastory - zaśmiałem się, ale naprawdę miałem zamiar to zrobić. Dodałem zdjęcie na story, wcześniej znajdując lokalizację. - Kochanie, dokąd jedziemy?

- Do moich rodziców - zatrzymał się na światłach i zmienił bieg na pierwszy.

- Ale jak to? Dlaczego mnie nie uprzedziłeś?! Przecież...

- Żebyś nie panikował... Wyluzuj - znowu złapał mnie za udo. - Przecież cię nie zjedzą, skarbie - ruszył, bo światło zmieniło się na zielone.

- Powinieneś mi powiedzieć wcześniej... Żebym mógł się przygotować psychicznie...

- Ja cię przygotuję psychicznie... Mam gdzieś zjechać?

- Głupi - uderzyłem go w ramię. - Mówię poważnie.

- Ja też... Seks świetnie rozładowuje napięcie.

- Mieliśmy nie uprawiać seksu w samochodzie - przypomniałem.

- Teraz jestem przygotowany... Mam koc w bagażniku.

- Serio? - oderwałem wzrok od drogi i spojrzałem na niego.

- Tak.

- Ale jest rano, jest jasno, a jak ktoś nas złapie?

- Kochanie - zerknął na mnie - myślisz, że pozwoliłbym żeby ktoś widział cię nagiego, albo dochodzącego?

- No nie.

- Właśnie - uśmiechnął się.

Podobała mi się wizja kolejnego seksu w samochodzie. Wtedy było świetnie.

- Sądzę, że przed wizytą u twoich rodziców to nie jest dobry pomysł.

- Chyba masz rację - przyznał z uśmiechem.

- Wcale nie miałeś zamiaru nigdzie zjechać - stwierdziłem.

- Oczywiście, że nie, chciałem odwrócić twoją uwagę.

- Kocham cię - oznajmiłem.

- Ja ciebie też.

Resztę drogi rozmawialiśmy na różne lekkie tematy. Ale gdy Gregor wjechał na podjazd domu rodziców zamilkłem.

- Kochanie - zaczął, gdy zgasił silnik, oparł się o podłokietnik i patrzył na mnie. - Wszystko będzie ok. Skoro twoi rodzice polubili mnie, a nie do końca akceptują, że masz chłopaka, to moi cię wręcz pokochają.

- Na pewno? - spojrzałem mu w oczy.

- Tak, na pewno - zapewnił mnie.

- Pocałuj mnie - zażądałem, a on się zaśmiał i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.

- Możemy iść?

- Tak - odparłem.

Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę wejścia do domu. Gregor złapał mnie za rękę, a ja mocno ściskałem jego palce.

Mężczyzna otworzył drzwi bez pukania i weszliśmy do środka.

- Hej! - krzyknął, gdy zamknął za nami drzwi. - Jesteśmy.

- Cześć, synu - z salonu wyłonił się starszy mężczyzna. - Całe szczęście, że jesteście. Mama już się nie mogła was doczekać... - uściskał syna, a do mnie wyciągnął rękę. - Paul.

- Andreas - uśmiechnąłem się.

- Miło mi w końcu poznać - zaśmiał się lekko. - Nawet nie wiesz ile się o tobie nasłuchaliśmy - poklepał mnie po ramieniu.

- Naprawdę? - uśmiechnąłem się, zerkając na Gregora, ale ten tylko przewrócił oczami.

- Oczywiście - przyznał Paul.

Przeszliśmy do salonu, który był połączony z jadalnią.

- Gdzie mama? - zapytał Gregor, gdy usiedliśmy na kanapie.

- Na górze, zaraz przyjdzie... Zrobię zrobię wam kawy, co chłopaki?

- Nie piję kawy - powiedziałem.

- Już jesteście - usłyszałem damski głos i do salonu weszła ładna kobieta po 50-tce. - Cześć, chłopcy - podeszła do nas, więc wstaliśmy, aby się z nią przywitać. Zaskoczyła mnie, najpierw przytulając mnie.  - Angelika - podała mi dłoń, gdy się odsunęła.

- Andreas - uścisnąłem jej dłoń.

- Dlaczego nie zrobiłeś im jeszcze nic do picia? - spojrzała na męża. - Czy ja muszę robić wszystko sama? - wyszła z salonu.

Wymieniłem spojrzenie z ojcem Gregora i zagryzłem wargę, aby się nie roześmiać.

- Ta kobieta mnie wykończy - oznajmił, siadając w fotelu, a my ponownie zajęliśmy miejsca na kanapie.

Czy czułem się nieswojo?

Bardzo.

Dopóki nie zaczął się temat skoków. Ojciec Gregora powiedział, że oglądając co weekend zawody musi stwierdzić, że mam talent i żebym nie przejmował się tym sezonem za bardzo, bo po tym co było w poprzednim sezonie każdy musi odpocząć.

- Widzę jak odpoczywa Kamil Stoch - zaśmiałem się, a oni obaj mi zawtórowali.

- Kamil jest z innej planety.

- Ale to nie jest jego dobry sezon - powiedział Gregor. - Jak na niego jest przeciętny... Nie jest słaby, ale nie jest najlepszy.

- No tak.

- To kwestia doświadczenia - stwierdził Paul. - Tak myślę.

- Dobrze myślisz. Pamiętasz co mówił Thomas? - spojrzał na mnie.

- Z tego co mówił to pamiętam tylko nasza ostatnią rozmowę - odparłem.

- To nieważne - pokręciłem głowę.

- Nie przepadacie za sobą, co? - zaśmiał się Paul.

- Skoczyli sobie do gardeł - zaśmiał się Gregor.

- Bez przesady... To była po prostu ostrzejsza wymiana zdań...

- Wyobrażam sobie - zaśmiała się Angelika, wchodząc do salonu. Postawiła na stoliku przed nami trzy kawy i herbatę. Posłałem jej uśmiech. - Znam Thomasa, przez te kilka lat zdążyłam go dobrze poznać i... To jest uparty człowiek... Więc nie wątpię, że mogłoby dojść do rękoczynów.

- Z moim udziałem nie doszło. Prawda kochanie? - szturchnąłem Gregora barkiem.

- Nie wiem, o czym mówisz - uśmiechnął się.

- Gregor? - matka nie odezwała od niego wzroku.

- I bardzo dobrze. Należało mu się dostać w gębę za to wszystko i koniec - oznajmił Paul.

- Nie powiedziałam, że to źle, ale...

- Tak to zabrzmiało - przerwał jej mąż.

- Przemoc to nie wyjście.

- Nic nie rozumiesz, kobieto - objął żonę ramieniem i pocałował ją w skroń.

- I tego wolę nie rozumieć - odparła, pijąc kawę.

- Bo... - zaczął Gregor, ale przerwał mu telefon. Wyjął go z kieszeni spodni, więc zerknąłem kto dzwoni. Zdziwiłem się widząc nazwisko jego trenera. - Przepraszam, muszę odebrać - wstał i wyszedł z salonu, zostawiając mnie samego ze swoimi rodzicami.

- Gregor dużo nam o tobie opowiadał, ale nigdy nie mówił kiedy dokładnie się poznaliście.

- Jak zacząłem skakać w pucharze świata... A bliżej to cztery lata temu... I tak się jakoś wszystko potoczyło...

- Pamiętam, jeszcze jak Gregor spotykał się z Thomasem, jak coś o tobie wspominał... - uśmiechnęła się. - A Thomas był bardzo zazdrosny... To było aż dziwne...

- Jak widać miał powody - uśmiechnąłem się.

- Gregor dobrze na tym wyszedł... Widzę, że z tobą jest dużo szczęśliwszy.

- Chcę go uszczęśliwiać... Kocham go - powiedziałem wprost.

- To dobrze... Bardzo się z tego cieszę - oznajmiła Angelika.

Gregor wrócił do salonu, gdzie zajął miejsce obok mnie. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu u jego rodziców, a potem wróciliśmy do domu Gregora.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top