A. Wellinger & G. Schlierenzauer part I

{ 422}

Leżałem na łóżku w sypialni, oglądając jakiś serial fantastyczny. Nie pamiętam tytułu, ale całkiem niezły. Czekałem aż Gregor się ogarnie i będziemy mogli wyjść z domu.

- Widziałeś moją koszulkę? - wpadł do pokoju mając na sobie tylko spodnie.

- Którą? - zlustrowałem go i straciłem zainteresowanie serialem

- Tą granatową - przeszukiwał komodę.

- Masz dużo granatowych koszulek - zauważyłem.

- Tak, ale... - odwrócił się do mnie, a ja znowu go zlustrowałem. - Masz ją na sobie.

- Nie oddam - oznajmiłem i schowałem się pod pościelą.

- Oczywiście, że oddasz - podszedł do mnie i ściągnął kołdrę z łóżka. Chciałem zwiać, ale złapał mnie za kostki i pociągnął na skraj łóżka. Ukląkł na materacu między moimi nogami. Złapał mnie za nadgarstki i uwięził mi je nad głową.

- Weź sobie inną - zaśmiałem się. Gregor chwycił moje ręce w jedną swoją i zaczął mnie łaskotać. - Gregor! - pisnąłem, ze śmiechem. Próbowałem złapać głębszy oddech, ale nie mogłem przez napady śmiechu. - Przestań! - wysapałem.

- Hmmm... - przerwał na chwilę. - Nie - zaczął mnie łaskotać jeszcze raz.

- Proszę!!! - krzyknąłem przez śmiech. Próbowałem się wyrwać, ale nie miałem siły się z nim szarpać. - Kochanie! Oddam ci! - powiedziałem, a on przestał mnie łaskotać.

- Super - pochylił głowę i pocałował mnie lekko. Chciał się odsunąć, ale oplotłem go nogami i przytrzymałem przy sobie. Puścił moje ręce, więc przyciągnąłem go do siebie i złączyłem nasze usta. Mężczyzna pogłębił pocałunek, a ja przylgnąłem do niego bardziej. Zmieniłem naszą pozycję, więc teraz siedziałem na jego biodrach.

- Wygrałem - wyszeptałem w jego usta, a on się tylko zaśmiał. Teraz ja unieruchomiłem jego ręce, a ten tylko przewrócił oczami.

Nie wiem, jak on to zrobił, ale zadarł nogę do góry i zrzucił mnie z siebie tą nogą, więc wylądowałem na materacu, a Gregor przytrzymał moją prawą rękę przy swojej głowie.

Założył mi, cholera, dźwignię.

- Nie ta liga, słonko - zaśmiał się, trzymając mnie lekko. Nie chciał mi zrobić krzywdy.

- Możesz mnie już puścić - zaśmiałem się.

- Musisz odklepać - oznajmił. Przewróciłem oczami i uderzyłem go lekko trzy razy w udo. Gregor zwolnił uścisk, a ja podniosłem się i przytuliłem go niego. Objął mnie ramionami.

- Więc chcesz tą koszulkę? - przesunąłem dłonią po jego nagim brzuchu.

- Nie, zostań w niej - pocałował mnie w czoło. - Założę inną - złapał mój nadgarstek i pocałował jego wewnątrzną stronę. - Idziemy?

- Tak. Tylko pocałuj mnie jeszcze - zadarłem głowę, a Gregor dał mi szybkiego buziaka. - Jeszcze raz.

- Nie. Jak cię pocałuję to nie wyjdziemy, a czekają na nas - klepnął mnie w tyłek. - Wstajemy, skarbie - jeszcze raz dał mi buziaka.

Podniosłem się z jękiem, Gregor założył jakiś szary t-shirt, więc wyszliśmy z sypialni. Na dole ubraliśmy kurtki i buty, a następnie opuściliśmy dom Schlierenzauera.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top