Odpowiedz [Maedhros|Maitimo]

Pisane w ramach Fëanorian Week 2019.

Category: Gen, M/M, M & M
Fandoms: The Silmarillion and other histories of Middle-earth
Relationships: Maedhros|Maitimo & Maglor|Makalaurë, Maedhros|Maitimo/Fingon|Findekáno

~~~~~~~~~~

To miało grać w uszach Belega Strongbowa aż do momentu, gdy czarny miecz Túrina Turambara wbił mu się w pierś aż po rękojeść.

Niejeden wojownik budził się zlany zimnym potem na to wspomnienie.

Nawet Maglor nigdy nie słyszał czegoś takiego. Był doświadczony, widział niejedną krwawą torturę, śmierć niewinnej kobiety czy dziecka. Ale ten dźwięk...

Nic nie było w stanie opisać krzyku Maitimo. Rozbłysk światła z rozdartego wpół hełmu - fëa uchodząca do Mandosa - i ten koszmarny dźwięk, wbijający się w mózg każdego, kto był w pobliżu. Niemożliwe, żeby wytworzyły go tylko struny głosowe. Akurat o tym Maglor coś wiedział i był pewien, że tak właśnie brzmi krzyk duszy.

Przed oczami czarnowłosego wystąpiły ciemne plamy. Słabo widział wysoką sylwetkę brata. Później mu opowiadano, że książę Noldorów rzucił zaklętym sztyletem w Gothmoga, poważnie go raniąc.

Gdy zawroty głowy ustąpiły, Maglor spojrzał znów w stronę brata i zobaczył coś przerażającego. Maitimo klęczał sam jeden, pochylony, cały w błocie i posoce, otoczony tłumem orków i elfów... a po jego twarzy spływały krwawe łzy. Z kącików zielonych oczu sączył się szkarłatny płyn... aż Nelyafinwë wybuchnął śmiechem.

Śmiał się głośno, odwracając zalane krwią oczy od zmasakrowanego ciała wgniecionego w ziemię przed nim. Powoli wstał; wysoka sylwetka górowała nad walczącymi.

Maglor kogoś w nim rozpoznał. W oczach księcia płonął ogień, na twarzy malował się szaleńczy uśmiech. I ten opętańczy śmiech...

Niebo pociemniało. Maitimo stał sam niby w oku cyklonu, śmiejąc się głośno. W końcu wyciągnął miecz z pochwy i wykrzyczał jakieś przerażające słowa. Maglor rozpoznał ohydny dźwięk Czarnej Mowy, ale nie zrozumiał jej znaczenia. Poczuł jednak uderzenie przerażającej grozy bijącej teraz od Maedhrosa, i nie była to chwalebna, piękna groza książąt elfów w bitwie. To była groza pełna obrzydliwej, czarnej, głębokiej nienawiści.

Żaden ork nie podszedł do ciała Fingona. Maedhros z ogromnym mieczem w lewej ręce i ostrzem doprawionym do kikuta prawej wzbudzał we wszystkich przerażenie. Po twarzy ściekała mu krew płynąca z oczu, piękne usta - stworzone wszak do poezji i pieśni - miotały przekleństwa w języku ciemności, obrzydliwym i znienawidzonym przez elfów, stworzonym przez sługę Morgotha, czarnoksiężnika kalającego swoimi okrutnymi zaklęciami istotę i piękno magii. Niejeden z Eldarów za nic w świecie nie wypowiedziałby w tej mowie ani słowa, lecz oto jeden z Noldorów z dzikim ogniem w oczach dobrowolnie krzyczał w niej najgorsze klątwy. Nieprzyjaciele ginęli w przerażeniu i zdumieniu, słysząc język śmierci z ust księcia elfów.

***

Pogrzeb Króla był cichy. Nie śpiewano żałobnych pieśni, nie lamentowano. Przeraźliwa cisza była najgłębszym wyrazem rozpaczy.

Ku zdumieniu zgromadzonych Maedhros nie został dłużej na grobie Fingona. Odszedł jako jeden z pierwszych, nie roniąc ani jednej łzy.

***

- Tu rozbijamy obóz - zadecydował głośno Maglor.

Elfowie z ulgą zrzucili pakunki i torby na ziemię. Z koni zdjęto juki, w pobliżu zaczęły wznosić się namioty.

Maedhros rozkulbaczył konia i przyłączył się do żołnierzy rozkładających jego namiot. Elfowie byli nieco zdziwieni udziałem dowódcy, ale nic nie mówili. Po Nirnaeth mało kto miał odwagę się do niego odezwać.

- Flaga na maszt! - zarządził Maglor. Wkrótce fëanoriańska gwiazda załopotała nad obozem.

Przed namiotami przygotowywano grunt na ogniska. Kilkunastu elfów pobiegło do lasu po chrust na opał.

Maglor podejrzliwie obserwował brata wnoszącego do namiotu wielką, gładko ociosaną skrzynię i kilka worków. Nie wiedzieć czemu czuł się nieswojo w ich pobliżu. Miał wrażenie, że Maitimo nie zdradził im ani ułamka tego, co widział w Angbandzie. Nie naciskał jednak; nie miał prawa zmuszać brata do przeżywania tych katuszy na nowo.

***

To wcale nie było trudne, Maedhros widział ten proces setki razy. Błysk noża, krew tryskająca do miski, ciało padające na ziemię, parę ingrediencji, kilka słów w Czarnej Mowie, ciało wstające z ziemi. Błysk noża, krew tryskająca do miski, ciało padające na ziemię, parę ingrediencji, kilka słów w Czarnej Mowie, ciało wstające z ziemi. No a potem cała armia ślicznych, bladych jak kreda elfów o pustych oczach i zimnych palcach.

Jedyną ofiarą byłby jakiś tam elf ze świty. Nie trzeba przecież znać jego imienia ani mieć z nim żadnej relacji. Maedhros pozbył się już skrupułów, poderżnie mu po cichu gardło i tyle. Fëa za fëę, uczciwa wymiana. Nelyafinwë niewątpliwie jest też na tyle potężny, by wielokrotnie rzucać taki czar, a wystarczy przecież tylko jeden raz. Wszystkie składniki da się jakoś skombinować.

Przede wszystkim jednak nie można dać się zabić. Trafienie przed tron Mandosa po czymś takim poskutkuje karą przechodzącą wszelkie pojęcie. Námo będzie miał świetną rozrywkę, wymyślając tortury dla elfa, który zrobił coś tak potwornego.

Maedhros włożył sztylet do pochwy przy pasku, zdecydowany, co należy zrobić. Widział wcześniej młodego pachołka; chłopak stracił rodziców i siostrę, nikt nie będzie po nim płakał. Pewnie mało kto zauważy jego zniknięcie.

Szybkim krokiem podszedł do drzwi namiotu.

***

- Myślisz, że to dobry pomysł, by robić to przy nim, o panie?

- A dlaczegóż by nie?

- Nie wiem, o panie... mógłby to kiedyś wykorzystać przeciw nam.

Morgoth zwrócił przerażającą twarz na wychudzonego, nagiego elfa zakutego w zaczarowane łańcuchy i drżącego z zimna. Ohydne, czarne usta wykrzywił grymas szyderczego uśmiechu.

- Nie wykorzysta tej wiedzy przeciw nam. Wykorzysta ją przeciw samemu sobie.

Nekromanta nic nie odpowiedział, tylko skłonił się głęboko.

Był wysoki i szczupły, miał ładną trójkątną budowę ciała, oczy świecące ognistym blaskiem, bladą, chudą twarz oraz sine, długie palce. Proste włosy spływały po plecach; nosił zazwyczaj powłóczyste, czarne szaty.

Spojrzał płomiennymi oczyma na zziębniętego Maedhrosa. Wąskie, ciemne wargi wykrzywił w uśmiechu, ukazując spiczaste zęby.

- Chodź, Fëanorionie. Nauczę cię prawdziwych czarów, niedostępnych w Valinorze. Jeszcze ci się to przyda - zaśmiał się nienawistnie.

***

Maedhros zawrócił.

Nie wykona woli Morgotha, choćby miał cierpieć samotność przez wieki.

***

Maglor nie wiedział, dlaczego w namiocie brata unosił się taki dziwny zapach. Był nieprzyjemny i kojarzył się ze śmiercią.

Czy Nelyo jest ranny? To byłoby w jego stylu: bycie zbyt dumnym na przywołanie uzdrowiciela i udowadnianie samemu sobie swojej siły poprzez próby leczenia zakażenia. Choroba lub rana jak najbardziej mogły być źródłem tego zapachu.

Maglor miał świadomość, że nawet jeśli zapyta, to Maedhros nie powie mu prawdy. Dlatego też cichcem zakradł się za jego namiot i spojrzał przez szparę między połami materiału, z którego był uszyty. Wówczas zobaczył najbardziej makabryczny, ale i najsmutniejszy widok, jaki było mu pisane dostrzec w życiu.

Oto Maedhros klęczał nad otwartą skrzynią; po jego policzku spływały łzy. Maglor dostrzegł, co było w kufrze.

Trudno było rozpoznać to częściowo rozłożone już ciało. Jednak podarty niebieski płaszcz i zaplamione krwią wstążki w czarnych włosach otaczających zmasakrowaną twarz nie pozostawiały wątpliwości co do tożsamości martwego elfa.

- Finno, dlaczego nie odpowiadasz?! - zaszlochał Maedhros, ujmując w dłonie gnijącą twarz. - Odezwij się! Błagam, tak cię kocham! Finno, odpowiedz...

Maglor nie mógł już na to dłużej patrzeć. Odwrócił wzrok, gdy Maitimo dotknął sztywnych warg Fingona swoimi, wplatając lewą dłoń w jego potargane włosy. Serce złamało mu się wpół.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top