36. Tęskniłem
Jechałem przez śpiące już miasto. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca w domu, nie potrafiłem tam wysiedzieć.
Źle mi było z tym, że tak dawno nie widziałem się z Markiem. Tęskniłem już za nim. Brakowało mi go. Chciałbym mieć go znowu przy sobie.
Jeżdżąc po mieście, nie zastanawiałem się nad tym, gdzie jadę, nie przywiązywałem do tego uwagi. Dopóki nie wjechałem na ulicę, na której mieszka Marek.
Wiem, że nie powinienem tu przyjeżdżać. Marek prosił mnie o to wielokrotnie. Jego rodzice nie powinni mnie widzieć. Dlatego nie zaparkowałem pod jego domem, ale kilka posesji wcześniej. Wyłączyłem światła i wyłączyłem radio, a następnie sięgnąłem po telefon.
Nasze kontakty były teraz bardzo utrudnione i widywaliśmy się naprawdę rzadko. A mi brakowało spędzania z nim czasu, nagrywania z nim, czy zwykłych rozmów.
Wybrałem numer Marka, wiem, że jest już późno, bo po drugiej w nocy, ale... Widziałem, że odbierze.
- Halo? - usłyszałem jego zaspany głos.
- Cześć, księżniczko - rzuciłem, a na moich ustach od razu pojawił się uśmiech, bo z nim rozmawiam.
- Jest środek nocy, Łuki - szepnął. - Coś się stało?
- Jestem u ciebie pod domem - powiedziałem. - Chodź do mnie.
- Zwariowałeś? - westchnął, ale słyszałem, jak wstał z łóżka. - Miałeś nie podjeżdżać pod dom.
- Nie stoję pod samym domem. Ale kilka domów wcześniej... Chodź, przejedziemy się - poprosiłem.
- Zaraz przyjdę - rozłączył się, a ja z uśmiechem rzuciłem telefon na tylne siedzenie.
Siedziałem, wypatrując Marka, który pojawił się w zasięgu mojego wzroku. Mignąłem mu światłami, aby mnie zauważył i wysiadłem z auta. Chłopak podbiegł do mnie i od razu rzucił mi się na szyję, całując mnie mocno. Zaśmiałem się lekko, obejmując go ramionami.
- Tęskniłem, księżniczko - przytuliłem się do niego mocniej i przycisnąłem usta do jego szyi.
- Ja też. Za rzadko się widujemy - szepnął i odsunął się trochę.
- Wskakuj do auta, Maruś - puściłem go. Chłopak przeszedł na drugą stronę mercedesa, a potem zajęliśmy miejsca w środku. Włączyłem światła i wyjechałem na ulicę. - Zapnij pasy - spojrzałem na chłopaka, a ten tylko przewrócił oczami, ale zrobił o co prosiłem.
Położyłem mu dłoń na udzie, a Marek położył rękę na mojej.
- W porządku? - zapytałem, bo wiem, że trochę miał o mnie spinę z mamą, bo kobieta nigdy mnie nie lubiła.
- Nie gadamy ze sobą - westchnął. Odkąd Marek się ode mnie wyprowadził, cały czas spotykaliśmy się tak, jak teraz. Kiedy nikt nie widzi. - Nie mam pojęcia, jak ona ogarnęła, że do ciebie pojechałem - westchnął.
- Nie wiem, skarbie... Jedziemy gdzieś, czy będziemy po mieście krążyć? - zapytałem.
- Pojeździjmy - szepnął, a ja na niego spojrzałem. - Ewentualnie na nasz placyk możemy jechać - dodał, a ja się uśmiechnąłem. Wiele rzeczy się tam wydarzyło. - Łuki? - wyszeptał i sięgnął ręką do moich włosów.
- Słucham? - zerknąłem na niego, kierując się w stronę naszego miejsca.
- Jedź szybciej - rzucił, a ja się zaśmiałem lekko. - Dlaczego jedziemy bez muzyki? - zapytał i włączył radio, a z głośników poleciała jedna z moich piosenek.
- Uuuu... Na podjeździe nowy Bentley - zaśpiewałem razem ze sobą z radia i zerknąłem na Marka. - Gwiazda tu przy tobie blednie - uśmiechnąłem się do chłopaka, a on tylko pokręcił głową z uśmiechem. - Drogie wino innych nie chcę - skupiłem się na drodze, trzymając Marka za udo. - Jesteś tylko moja baby - dokończyłem cicho.
- Gdyby nie to, że mówisz do mnie "księżniczko" to by to nie pasowało - zaśmiał się lekko, a w tle brzmiał mój głos i Bentley.
- No bo... Jak bym zaśpiewał w formie męskiej, to by nie pasowało - zauważyłem, wyjeżdżając trochę za miasto, a potem zjeżdżając w nieoświetloną ulicę, a następnie na nasz placyk. Zatrzymałem się na drugim końcu i wyłączyłem światła. Marek od razu odpiął swój pas i wpakował mi się na kolana. Objąłem go mocno ramionami i wtuliłem się w niego. Chłopak sięgnął i odpiął mój pas, a potem odsunąłem fotel do tyłu. - Jezu, Marek - jęknąłem, bo kręcił się na moich kolanach. - Co ty robisz? - zapytałem, a on się zaśmiał i otworzył drzwi od kierowcy. - Wysiadamy?
- Nie - odparł i postawił stopy na progu drzwi. Przewróciłem oczami. - Wiesz co mam? - objął moją szyję ramionami, a ja z uśmiechem prawe ramię oplotłem wokół jego pasa, a lewą dłoń położyłem na jego udzie.
- Co takiego? - zapytałem, a on z kieszeni spodni wyciągnął papierosy.
- Przecież wiesz, że już nie palę - przesunąłem dłonią po jego udzie.
- Wiem, że popalasz czasami - pocałował mnie lekko.
- Nieprawda - oburzyłem się, a Marek pokiwał kpiąco głową.
- Kochanie... Myślisz, że nie czułem? - zapytał, a ja tylko westchnąłem. - No właśnie - wyjął papierosa i zapalniczkę z paczki. Zdecydowanie za dużo teraz pali, ale chyba ja nie powinienem go pouczać w tym aspekcie.
Chłopak odpalił papierosa i odłożył paczkę na deskę rozdzielczą. Zaciągnął się i podał mi szluga. Wziąłem go i przyłożyłem do ust. Wciągnąłem dym do płuc, patrząc jak Marek go z nich wypuszcza.
Odsunąłem papierosa od swoich ust i sięgnąłem do twarzy Marka, aby obrócić go w moją stronę żeby na mnie spojrzał, a gdy to zrobił, pochyliłem się w jego stronę i złączyłem nasze usta. Chłopak rozchylił lekko wargi, a ja wpuściłem dym papierosowy do jego ust. Marek przycisnął jeszcze mocniej usta do moich, a po chwili się odsunął i popatrzył mi w oczy, wydmuchując resztki dymu w moją twarz.
- Kocham cię - powiedziałem, patrząc mu w oczy. Marek uśmiechnął się lekko i złączył nasze usta po raz kolejny. Wyrzuciłem papierosa na beton, a potem objąłem ramionami mojego chłopaka.
Wsunąłem język do jego ust, pogłębiając pocałunek. Marek odwzajemnił pieszczotę, obejmując moją szyję ramionami, napierając na moje wargi jeszcze bardziej. Przygryzł mi dolną wargę i zassał ją delikatnie.
- Ja ciebie też kocham - szepnął, opierając czoło o te moje.
Wtuliłem się w niego, chowając twarz w szyi Marka, a on przeczesał palcami moje włosy.
- Masz pojęcie, jak za tobą tęsknię, gdy cię nie ma obok? - wymamrotałem, a on objął mnie mocniej.
- Mam, bo ja też tęsknię - wyszeptał. Poniosłem głowę i po raz kolejny złączyłem nasze usta, ale tym razem w krótkim pocałunku.
Marek położył głowę na moim ramieniu, dotykając nosem mojej szyi, a ja oparłem policzek o jego głowę. Siedzieliśmy tak objęci w moim aucie. Dookoła nie było żywej duszy, byliśmy na kompletnym odludziu. Nawet nie rozmawialiśmy, siedzieliśmy wysłuchując się we własne oddechy i zatopieni w myślach, a w tle ciągle cicho grała muzyka, która była nieodłączną częścią naszego życia.
- Nigdy nie sądziłem, że to się tak potoczy - wyszeptałem, przerywając milczenie między nami.
- Że będziemy mieszkać osobno? - dopytał, unosząc dłoń i kładąc ją na mojej szyi.
- Też... Jak się poznaliśmy, to myślałeś o tym, że będziemy kiedyś razem? - zapytałem.
- Po sześciu latach znajomości mnie o to pytasz? - zaśmiał się, a ja przekręciłem się tak, aby lekko ugryźć go w policzek. - Ej! - uderzył mnie w klatkę piersiową. - Dlaczego mnie gryziesz? - oburzył się, odsuwając ode mnie. - I gdzie ty w ogóle masz maskę?! Nie wiesz, że trzeba?! A jakbyś mnie zaraził?!
- To ty się na mnie z językiem rzuciłeś - zauważyłem, śmiejąc się głośno.
- A ty się tak broniłeś... - zironizował, a ja znowu się roześmiałem, a na ustach Marka pojawił się uśmiech.
Pochyliłem się w jego stronę i dałem mu buziaka, a za chwilę kolejnego i jeszcze jednego. A gdy się odsuwałem, ugryzłem go w nos.
- No debilu!!! - wydarł się na mnie Marek, a ja się roześmiałem.
- Kochasz mnie - oznajmiłem pewnie, a on się tylko uśmiechnął.
- No kocham... Jesteś moim debilem - zaśmiał się i przytulił do mnie, obejmując ramionami moją szyję. Oparłem brodę o jego ramię i spojrzałem na zegarek przy licznikach.
- Musimy wracać, skarbie - westchnąłem.
- Zobaczymy się jutro? - podniósł głowę z mojego ramienia.
- Przyjedź do mnie. Będę sam - dałem mu buziaka.
- To przyjadę... Ale będę trochę wcześniej niż o drugiej w nocy - zażartował.
- Dobrze, skarbie - uśmiechnąłem się. - Możesz przyjechać o każdej porze - dodałem.
Marek wrócił na fotel pasażera, a ja zamknąłem drzwi. Zapaliłem świtała, ciągle pracującego auta i ruszyłem w drogę powrotną do domu rodziców Marka.
Gdy dotarliśmy na miejsce, zaparkowałem w tym samym miejscu do poprzednio i spojrzałem na mojego chłopaka. Pochyliłem się w jego stronę i złączyłem nasze usta w pocałunku.
- Do jutra?
- Raczej do później - zauważył, przeczesując palcami moje włosy. Przewróciłem oczami i pocałowałem go lekko. - Zadzwonię wieczorem.
- Dobrze. Będę czekał - obiecałem.
- To pa - dał mi buziaka i wysiadł z auta. Poczekałem aż wejdzie za odpowiednią posesję, a potem odjechałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top