VAN GOGH ✨junhao +
Słowa: 1494
Gatunek: smut
Z dedykiem dla xnesqio
Nie zesrajcie się, błagam.
- Twoje ubrania mi przeszkadzają.
Głos Minghao był zachrypnięty i napięty, gdy szybko popychał Junhuia w stronę łóżka. Ten zdążył tylko zamknąć drzwi na kluczyk, zanim wylądował na miękkiej pościeli.
Zaśmiał się cicho, wzrokiem skanując całą sylwetkę kochanka. Oblizał wargi i wciągnął go na swoje kolana, patrząc na niego lekko z dołu.
- No to się ich pozbądź, skarbie.
Głowa Minghao odchyliła się do tyłu, gdy gardłowo jęknął, czując dłoń Wena na swoim kroczu. Zaraz skupił całą swoją uwagę na luźnej koszulce starszego chłopaka, która zdecydowanie nie była w tamtym momencie potrzebna.
Chwycił ją dłońmi i chaotycznym ruchem pociągnął w górę. Jego wygłodniały wzrok spoczął na brzuchu Junhuia. Ruszał biodrami, chcąc wywołać jakiekolwiek tarcie, które pomogłoby mu w pozbyciu się swojego napięcia i cicho jęczał mu prosto do ucha, by nakręcić Juna jeszcze bardziej.
- Boże, Wen potrzebuję cię.
Dłonie starszego zacisnęły się na jego pośladkach w pożądliwym geście. Ucałował jego szyję, idealnie w najczulszym punkcie, ewidentnie bawiąc się z Minghao.
- Nie wiem czy zasługujesz na to, żeby się tobą zająć. Jesteś ostatnio strasznie niemiły...
Xu popchnął go na poduszki, dysząc lekko. Zwolnił swoje ruchy i zamrugał, uroczo oblizując wargi.
Doskonale wiedział, że Jun ma słabość do jego uroczej strony.
Położył się na nim i posłał mu lekki uśmiech.
- Junnie hyung, proszę zajmij się mną.
Mruknął, palcami rysując szlaczki na jego umięśnionych ramionach. W myślach błagał, by Junhui poddał się szybciej.
- Chę cię ujeżdżać, hyung.
Szepnął, doskonale wiedziąc, że wygrał. I utwierdził się w tym, gdy Wen jęknął, ściskając jego biodra.
Jednym ruchem rozdarł jego koszulę, rzucając ją gdzieś do tyłu. Odpiął jego spodnie i tym razem wolniej zaczął je z niego ściągać, przeklinając głośno na widok czerwonej bielizny.
- Zaplanowałeś to sobie, co?
Spytał, wcale nie oczekując odpowiedzi. Rzucił spodnie tam gdzie podartą koszulę i szybkim ruchem odwrócił młodszego tak, by siedział na nim tyłem.
Oblizał wargi i ściągnął koronkowe majtki, zaczynając kaszleć na widok korka analnego wsuniętego do tyłka Minghao. Szybkim ruchem wyciągnął zabawkę, otrzymując za to pełen zawodu jęk.
On sam ciągle był w spodniach, co niezwykle im przeszkadzało. Lekko chaotycznie zaczął je z siebie ściągać, razem z bokserkami. Młodszy siedział obok, wpatrując się w jego ruchy z szybko bijącym sercem.
Znowu wylądował na jego kolanach, z jego ustami na swojej szyi i głową odchyloną do tyłu. Junhui ssał i gryzł jego skórę, a on wplótł palce w jego włosy, mocno za nie ciągnąc. Plecy wygiął w łuk, gdy starszy przygryzł jego sutek i westchnął z rozkoszą, ruszając biodrami i ocierając się o erekcję kochanka.
- Jesteś dzisiaj niezwykle chętny, aniołku. - Mruknął cicho Jun, przesuwając dłonie po jego bokach. Blondyn zadrżał w jego ramionach i przygryzł wargę.
Zarzucił mu dłonie na kark i uśmiechnął się słodko.
- Junnie, to wszystko twoja wina. Wyglądałeś tak gorąco na scenie, po prostu nie mogłem wytrzymać. Miałem tyle myśli w głowie...
Wen kochał te momenty, gdy Minghao chciał go nakręcić. Zamieniał się w słodkiego malucha, potrzebującego, cholernie *potrzebującego* dopieszczenia.
- Jakie myśli, żabko?
Pytał, wolno zsuwając ręce na dół jego pleców. Minghao przygryzł płatek jego ucha i westchnął mu prosto w nie, znowu ruszając biodrami.
- Zastanawiałem się jakby to było, gdybyś wziął mnie przy tych ludziach. Boże, nawet nie wiesz jak bardzo pragnę cię w sobie. Junhui, chcę ciebie, wchodzącego we mnie cholernie mocno, chcę zostawiać na twoich plecach czerwone ślady po paznokciach, chcę czuć twoją spermę w sobie, chcę wiedzieć, że jesteś tylko mój...
Jun warknął cicho i gwałtownie ścisnął jego pośladki, rozchylając je i muskając jednym kciukiem jego wejście.
- Mam zamiar spędzić każdą tą fantazję... Może oprócz tej o seksie przy ludziach. Kurwica by mnie trafiła ze świadomości, że ktoś patrzyłby na twoje nagie ciało. Wiesz co robić, skarbie.
Minghao miał ochotę powiedzieć "Boże wreszcie", mimo że cholernie kręcił go taki Jun. W dodatku był napalony, boleśnie mocno napalony i był w stanie zrobić wszystko byleby osiągnąć spełnienie.
Zsunął się z jego bioder, a następnie z łóżka i usadowił się na piętach, oblizując wargi. Patrzył jak starszy poprawia się na pościeli i zerka na niego lekko wyczekująco.
Jedną dłonią chwycił jego penisa i zaczął ją wolno przesuwać w górę i w dół. Kciukiem muskał jego główkę, rozsmarowując po niej preelakujat. Nachylił sę i przesunął językiem po całej jego długości, wsłuchując się w boski jęk Junhuia.
A później wziął tyle ile mógł do ust, pozwalając by członek kochanka uderzał o tył jego gardła, gdy rytmicznie ruszał głową. Pomagał sobie dłonią, bo za cholerę nie dałby rady wziąć go całego.
Normalnie by go to brzydziło, w końcu miał w ustach cudze genitalia, jednak dźwięki, które otrzymywał od starszego, ręka w jego włosach i widok kochanka pogrążonego w ekstazie skutecznie mu to wynagradzały.
Po chwili odsunął się, odrywając swoje usta od członka z mlaśnięciem. Spojrzał na niego z dołu i lubieżnie oblizał wargi, doprowadzając Juna na skraj zdrowego rozsądku.
Popchnął go na pościel i usiadł obok niego, skupiając swoje spojrxenke na starszym.
- Mógłbyś jeszcze przez chwilę być słodki?
Spytał cicho, muskając kciukiem jego dolną wargę. Minghao przygryzł jego palec i nieśmiało pokiwał głową. Odsunął od siebie jego dłoń i wziął do ust dwa swoje palce, które przez chwilę ssał. Nie potrzebował rozciągania, w końcu pół dnia paradował z korkiem analnym, ale dobrze wiedział, jak ten widok zadziała na kochanka.
Drugą ręką wolno wędrował po swoim ciele, drażniąc swoje czułe punkty i wzdychając słodko. Wyjął palce z ust i bezceremonialnie wsunął w siebie jeden z nich do pierwszej kostki, mrucząc cicho. Słyszał, jak Junhui gwałtownie wciąga powietrze. Czerwień oblała jego policzki, gdy ruszał dłonią, pozwalając sobie na cholernie krępujące dźwięki.
- Kurwa, Junhui n-nie baw sie ze mną, bo doskonale w-wiem, że ty też tego po-otrzebujesz.
Warknął, mocno nabijając się na swoje palce.
Wen wciągnął go na swoje biodra i przytrzymał ręką swojego członka, by lekko pomóc kochankowi. Minghao oparł dłonie na jego klatce piersiowej i wolnym, lecz zdecydowanym ruchem zaczął się na niego opuszczać.
Oboje jęknęli, a temperatura wokół ich ciał gwałtownie wzrosła, gdy Minghao wypuścił drżący oddech i na chwilę zamknął oczy, powstrzymując się przed krzykiem rozkoszy, gdy poczuł go w sobie całego.
Miał nad Wenem swego rodzaju kontrolę i doskonale zdawał sobie sprawę. Starszy naprawdę się starał, by pozwolić Minghao działać, lecz oboje wiedzieli, że wystarczy zaledwie kilka jego jęków by samokontrola poszła się pierdolić.
Mocno zagryzł wargę, by nie jęczeć, by jeszcze przez chwilę czuć tą słodką kontrolę, gdy palce Juna boleśnie, lecz idealnie trzymały jego biodra.
Do tamtej pory wszystko było chaotyczne, pełne impulsywności i ekspresjonizmu, lecz gdy Hao wolno uniósł biodra i z cholerną gracją je opuścił, subtelna, wcześniej ledwie wyczuwalna otoczka miłości rozwinęła skrzydła. Ich ruchy były przemyślane, wymierzone i pełne pasji, gdy Minghao wzdychał cichutko, spod przymrużonych powiek patrząc na Junhuia.
Wędrował dłońmi po umięśnionym brzuchu mężczyzny, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy, pogrążonej w błogim stanie.
Jun był zaabsorbowany pięknem Minghao, który rytmicznie się na nim ruszał, oblizując swoje pełne wargi. Długa szyja, pokryta śladami we wszelakich odcieniach karmazynu, blond włosy roztrzepane w perfekcyjnym nieładzie i nagie ciało, drżace z rozkoszy.
I jęknął, nie wytrzymując dłużej. Tak słodko, niepewnie, z miłością. Śpiew aniołów mógł schować się przy tym dźwięku, który dla Juna był jak klucz do bram raju.
Minghao schował twarz w dłoniach, mocniej wypychając biodra w stronę kochanka. Jedno słowo, wystarczyło, że powiedział jedno słowo i Jun szybko zmienił ich pozycje. Wolnym, erotycznym ruchem przesunął opuszkami palców po udach swojego chłopca, gwałtownie je rozsuwając. I nawet w tym ruchu czuć było miłość i niezwykłe szczęście.
Ekspresja jego twarzy, gdy z pasją zaczął poruszać się w blondynie sprawiła, że plecy Xu wygięły się w łuk.
Rozedrgane wargi spotkały się z tymi gorącymi, które jako jedyne potrafiły go uspokoić. Dłonie wplótł w jego włosy i szeptał mu w usta ciche wyznania miłości, które byli w stanie usłyszeć tylko oni.
- Jesteś moim wszystkim, wiesz?
Tylko do niego Junhui mówił tak czule, tylko jemu szeptał takie rzeczy. Tylko z nim planował przyszłość, tylko jego uda pieścił ustami. Tylko z nim się kochał, jakby miało nie być jutra, tylko jego całował, przelewając w pocałunki wszystkie swoje uczucia.
Junhui był jego, całkowicie i do śmierci jego. Nawet gdyby jakimś cudem się rozstali i tak nigdy nie pokochałby kogoś tak bardzo, jak kochał Minghao.
Xu przejechał paznokciami po jego plecach, z pewnością zostawiając na nich czerwone ślady, gdy Junhui trafił w jego czuły punkt. Każde pchnięcie było starannie wymierzone, byleby mógł patrzeć, jak ciało Minghao wije się pod nim z przyjemności.
Młody mężczyzna drżał, przyciskając do siebie kochanka i krzyknął jego imię, zdzierając sobie gardło. Lepka ciecz wytrysnęła na ich brzuchy, a zmarnowany blondyn opadł na białą pościel, wyglądając jak anioł.
I tyle wystarczyło, by Wen sięgnął raju. I był pewny, że gdzieś przed oczami mignął mu Van Gogh patrzący na niego z podziwem, że tak cudowne dzieło sztuki było zakochane właśnie w nim.
Jeszcze jeden, tym razem słabyszy jęk Minghao dotarł do jego uszu, gdy nasienie wypełniło go od środka. Położył się obok niego i opiekuńczo objął go ramieniem, cmokając jego ucho.
- Hej, Junnie? Kocham seks z tobą chyba bardziej niż ciebie, jeśli tak się da.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top