L'AMOUR REVE ✨ junhao +


NOTKA POD OS

słowa: 1537

gatunekk: fluffik ze smucikiem

Snopy światła wpadały do pomieszczenia przez ogromne okna, oświetlając czarny fortepian i siedzącego przy nim mężczyznę. Jego palce z zadziwiającą gracją poruszały się po białych klawiszach, wygrywając spokojną melodię. "L'amour reve" przywodziło mu na myśl tylko jedna osobę, która potrafiła wywołać na jego twarzy czuły uśmiech.

Było koło drugiej w nocy, a on ciągle siedział w czarnej koszuli, zwyczajnie nie chcąc spać. Nie czuł się zmęczony, a nie miał serca budzić Minghao, który tak ślicznie spał ubrany w jego koszulę. Zszedł wiec na dól, zasiadł przy fortepianie i zaczął grać, myślami będąc gdzieś obok młodszego chińczyka.

Ten natomiast obudził się trochę później, przecierając dłońmi zaspane oczy i rozglądając się za swoim mężczyzną. Westchnął cichutko i zszedł na dól, doskonale wiedząc gdzie znajdzie swojego narzeczonego. I nie pomylił się, gdy zastał Junhuia w pokoju z czarnym fortepianem i cudowną akustyką. Cicho podszedł do Wena i stanął za nim, wplatając palce w jego miękkie włosy.

-- Dlaczego nie śpisz? -- Spytał czule, gdy Junhui przestał grać i spojrzał na niego z dołu. Dawał Minghao bawić się swoimi włosami, przymykając przy tym oczy z przyjemności. Uwielbiał gdy Hao dokładnie przeczesywał palcami jego kosmyki.

-- Nie jestem zmęczony. -- Mruknął, chwytając młodszego za nadgarstek i ciągnąc tak, by wylądował na jego kolanach. Xu pisnął cicho, szerzej otwierając zaspane oczy.

-- Wen Junhui! -- Warknął, patrząc na niego z lekką złością.

-- Tak, księżniczko? -- Spytał, cmokając naburmuszonego blondynka w nos. Księżyc oświetlał jego delikatną twarz, gdy jego policzki przybierały uroczą, czerwoną barwę.

Minghao miał na sobie białą koszulę, luźno zwisającą z jego ramion. Uda od połowy miał odkryte, przerzucone przez te Junhuia i bose stopy, niedosięgające podłogi. Wyglądał pięknie, dla Juna najpiękniej. Nie mógł się powstrzymać i pocałował jego słodkie, pulchne usteczka. Xu fuknął, lecz oplótł jego szyję rękoma, uchylając mu warg, niczym bram do raju.

Usta miał słodkie, smakujące truskawkami i czekoladą. Był delikatny, kruchy i filigranowy tak bardzo, że Junhui bał się, że gdy tylko mocniej go ściśnie, ten się zwyczajnie rozleci.

-- Nie mów tak do mnie. -- Burknął Minghao, gdy odsunęli się od siebie. Chwycił dłoń swojego mężczyzny i zaczął bawić się jego palcami. Junhui zaśmiał się rozczulony i odgarnął włoski z jego twarzy.

-- Kiedy ja lubię nazywać cię swoją księżniczką. -- Jun położył dłoń na pianinie i zaczął wygrywać jakąś prostą melodię. Młodszy westchnął i oparł głowę na jego ramieniu, wsłuchując się w muzykę. Od Juna biło przyjemne ciepło, które wywoływało na jego ciele ciarki. Mingaho uchylił oczka i spojrzał na starszego z dołu, czując miłe ukłucie w sercu na widok błogiego uśmiechu swojego przyszłego męża. Księżyc wyostrzył jego rysy, a Minghao nie wytrzymał i przesunął palcem po linii jego szczęki, wzdychając cicho. Wen Junhui był cholernie przystojny. Drgnął pod jego dotykiem i spojrzał na niego, oblizując wargi.

-- Dlaczego musisz wyglądać tak cholernie ślicznie? -- Spytał, zsuwając rękę z fortepianu i umieszczając ją na talii młodego mężczyzny na jego kolanach.

-- Boże, nie zawstydzaj mnie. -- Szepnął Hao, patrząc na Juna z lekką złością. Ten zaśmiał się i nachylił się nad nim. Przygryzł płatek jego ucha i z zawadiackim uśmiechem odezwał się, tonem głosu niższym o oktawę.

-- To nie moja wina, że wyglądasz tak pięknie i nie mogę się powstrzymać od komplementów.

Trącił nosem jego szyję, wsłuchując się w gwałtowne wciągnięcie powietrza ukochanego. Zaśmiał się cicho i zaczął sunąć palcami po jego udach.

-- Mój cudowny chłopiec. -- Wyszeptał, pozwalając by Minghao usiadł na nim okrakiem. Odchylił głowę do tyłu i westchnął cicho, wplatając palce we włosy kochanka, gdy Junhui zassał się na jego szyi.

-- Powiedz to jeszcze raz. -- Poprosił, zębami przytrzymując dolną wargę, by nie jęknąć.

-- Jesteś, kurwa, mój. -- Oddech Xu przyśpieszył. Dłonie starszego mężczyzny wędrowały po wewnętrznej stronie jego ud, odbierając mu zdrowy rozsądek.

-- Boże, tak jestem. -- Pisnął, czując jak ręce Juna zatrzymują się na jego pośladkach i mocno zaciskają.

-- Grzeczna księżniczka.

Jun złączył ich usta i wolno się podniósł, czując przeraźliwy gorąc, gdy długie i szczupłe nogi Minghao oplotły go w pasie. Posadził go na zamkniętym chwilę wcześniej fortepianie i ułożył dłonie na jego talii, przesuwając je lekko w górę.

-- Junnie. -- Niespokojny jęk wyrwał się z jego cudnych usteczek, gdy Jun odsunął się od niego. Zdążył się już podniecić, a na samą myśl o jego mężczyźnie sprawiającym mu przyjemność miał ciemno przed oczami.

-- Czego pragnie moja kruszynka?

-- Cholera, pieprz mnie. -- Głos Minghao był słaby i łamiący się, gdy patrzył na Juna błagalnym wzrokiem.

-- Tylko skoczę po lubrykant. -- Mruknął starszy i ostatni raz ucałował jego wargi, odsuwając się i wychodząc z pokoju.

Hao był bardzo, bardzo niecierpliwy, gdy sunął ręką po swoim ciele, odpinając guziki białej koszuli, dwa palce drugiej dłoni trzymając w ustach i zasysając na nich policzki. I gdy Jun wrócił, trzymając w ręce buteleczkę czekoladowego lubrykantu, stanął jak wryty dostrzegając narzeczonego.

Miał rozpięte ubranie, prawie nagie ciało drżące z rozkoszy i dwa palce w sobie. Wzdychał słodko, ruszając dłonią i coraz bardziej wyprowadzając Juna z równowagi. Starszy podszedł do niego szybko i zacisnął szczękę, by nie wybuchnąć.

-- Ile razy mam ci mówić, że nie ma dotykania się bez pozwolenia? -- Warknął, mocno zaciskając dłonie na biodrach pasywa. Minghao jęknął i uchylił powieki, patrząc na Junhuia jak przestraszony kotek.

-- P-przepraszam, po prostu chcę już... o boże Jun! -- Krzyknął, gdy starszy przejechał palcem po jego pachwinach i mocno przygryzł wargę.

Dłonie Wena szybko rozpinały guziki czarnej koszuli, która wkrótce wylądowała gdzieś za nimi. Tego samego koloru spodnie, ściągnięte wraz z bielizną podzieliły jej los.

Junhui oblizał wargi, zimnymi dłońmi sunąc po filigranowym ciele swojego największego skarbu. I gdyby widział ich jakiś artysta, zapłakałby i wyciągnął sztalugę wraz z pędzlami, bo to był tak piękny i erotyczny obraz, którego grzechem byłoby nie uwiecznić.

Wen szybko wylał na swojego członka czekoladowy lubrykant i czule spojrzał na Minghao, splatając ich palce razem. Pchnął prosto w różowy pierścień mięśni, wsłuchując się w ten boski jęk przecinający powietrze.

Xu Minghao był jego małą sztuką.

Odczekał chwilę, dysząc przy tym ciężko i odgarniając włosy ze swojego czoła. Nogi pasywa znów oplotły go w pasie, przyciągając go bliżej. Oboje ciężko dyszeli, a ich klatki piersiowe unoszące się w szybkim rytmie raz po raz się stykały.

-- Już? -- Spytał cicho starzy, a gdy Minghao lekko pokiwał głową poruszył biodrami, otrzymując pierwsze, słodkie sapnięcie.

Dłonie Hao w niedługim czasie znalazły się na plecach szatyna. Zostawiał na jego skórze białe ślady które chwilę później zmieniały kolor na krwistą czerwień. Chciał rozsunąć nogi bardziej, chciał czuć jeszcze mocniej i wyraźniej, choć zdawało się to być niewykonalne. Jego ciało zaś obsypywane było pocałunkami Juna, będącymi jak róże. Miękkie wargi jak płatki kwiatów rozkwitały na jego skórze tworząc z jego oblicza niezwykły ogród, widoczny tylko dla nich dwóch. Przy starszym czuł się niesamowicie piękny, szczególnie gdy ten porównywał go do muzyki, gwiazd czy kwiatów, będących przecież najpiękniejszymi rzeczami na całym świecie. I gdy Wen Junhui, mężczyzna który pokochał każde jego oblicze, sukowatą naturę, zbyt duże oczy, roztrzepane włosy i nieidealną sylwetkę, ruszał się w nim z ogromną pasją i fascynacją, czuł się cholernie dobrze. Cztery dni później na jego palcu miała znaleźć się obrączka, a Wen Junhui miał zostać jego mężem, dając mu przy tym ogromny powód do szczęścia.

Cztery dni.

Starszy trafił w jego prostatę, z przyjemnością patrząc na jego ciało, które wygięło się w łuk.

-- J-junnie.

Imię szatyna brzmiało idealnie w jego ustach, dlatego nie krępował się i wymawiał je co chwilę, gdy jego właściciel dawał mu ogromną przyjemność.

Palce Junhuia oplotły jego męskość, Minghao krzyknął. Za dużo, boże to było dla niego za dużo. Kilka ruchów dłonią i Minghao osiągnął błogi stan. Jęknął głośno, spychając przekonanie o tym, że prawdopodobnie sąsiedzi go słyszeli gdzieś w czeluści umysłu i wytrysnął na ich brzuchy, łącząc usta z tymi Junhuia.

Ten szczytował chwilę później, rozlewając się w ciasnym wnętrzu narzeczonego. Żaden z nich nawet przez chwilę nie pomyślał o prezerwatywie czy czymkolwiek innym, zbyt skupieni na sobie i swojej miłości.

Jun ostrożnie podniósł ukochanego, niosąc go do sypialni. Ułożył go na miękkich poduszkach i złożył na jego ustach czuły pocałunek. 

-- Słodkich snów kochanie.


Siedem lat później.


-- Jae, nie biegaj! -- Upomniał chłopca Minghao, wzdychając ciężko. Spojrzał na swojego męża z radością i zmęczeniem. Junhui zaśmiał się cicho, podążając wzrokiem za sześcioletnim maluchem.

Chłopiec przystanął i odwrócił się do rodziców, uśmiechając się i odsłaniając tym samym uroczą przerwę między ząbkami.

-- Sorki, mamo. -- Powiedział i mrugnął, odbiegając. Junhui wybuchnął śmiechem, za co oberwał po głowie od ukochanego. Natychmiast ucałował go w skroń i spojrzał na niego z szerokim uśmiechem.

-- Miejmy nadzieję, że Hyeri nie będzie taka energiczna. -- Mruknął Hao, przeczesując palcami włosy.

-- Wda się w mamusię i będzie małą, seksowną kobietą. 

-- Wen Junhui!



A/N UWAGA

W świetle koreańskich godzin masz już urodziny, więc piszę Ci życzenia teraz.

Jeśli mam być szera, nigdy nie myślałam, że wytrzymamy ze sobą AŻ tyle i jasna cholera dziękuję Ci za wszytko, co dla mnie zrobiłaś.

Życzę Ci szczęścia, bo potrzebujesz tego cholernie. Zdrowia, żebyś nie musiała cierpieć. Uśmiechu, bo wyglądasz wtedy cudownie, bro. Jak najwięcej czasu ze mną, Olą i Gośką. Wymarzonych ocen, zdania prawa, dobrych imprez, zajebistej przyszłości, dużo junhao i jihan moments, ogarniania wspaniałych zespołów i kurwa dziewczyno, wszystkiego, wszystkiego czego zapragniesz.

(I dzieci z Horanem żebyś nie musiała oddawać jej setki)

Kocham Cię, uśmiechaj się dużo i nie kładź dzisiaj zbyt późno,

Twoja wspaniała royal slut,

Wika.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top