baby {k. stoch}
To nie tak miało wyglądać. Miałam powiedzieć Kamilowi o ciąży,kiedy zdobędzie trzeci Medal Olipmijski. Zaplanowałam,że po prostu do niego zadzwonie. Ale on skończył na czwartym miejscu! Wiem,że nie będzie się tym długo przejmował i skupi się na następnych skokach. Ale ja się boję,że on nie będzie szczęśliwy. Że nie będzie chciał o tym słyszeć.
Dzwonię do Marceliny,mojej przyjaciółki,a jednocześnie żony Huli.
-Halo?- po kilku sygnałach słyszę głos przyjaciółki.
-Marcelina?- pytam,chcąc się upewnić,że to na pewno ona.
-Nie,święty Wincenty.- śmieje się czarnowłosa.
-Marcelina,bo ja...- głos mi się urywa.
-No co znowu odwaliłaś?
-Bo.. ja ... w ciąży jestem no!
-Co?!
-To co słyszałaś,drugi miesiąc.- mruknęłam cicho.
-Jejciu,słonko! Gratulację!
-Ale...-
-Nie cieszysz się?! - przerywa mi gwałtownie.
-Oczywiście,że się cieszę,ale... bo Kamil jeszcze nie wie.
-No i?- pyta przeciągliwie.
-Ja nie wiem jak on zareaguje.
-Nie bój się tego! Po pierwsze : nie mógłby się nie cieszyć,uwierz mi. Po drugie : nie mógłby cię zostawić,przecież nie chciałoby mu się załatwiać tych wszystkich formalności z rozwodem. - w tym momencie się zaśmiała. - A po trzecie : za bardzo cię kocha.-
-Ale jak mam mu to powiedzieć?
-Po prostu,zadzwoń,a jak usłyszysz jego głos,będziesz wiedziała co robić.
-Jesteś pewna?
-Na sto pro.- ponownie się roześmiała.
-W takim razie dzwonię! - uśmiechnęłam się pod nosem.
-Powodzenia!- po tych słowach połączenie zostało przerwane. Ponownie weszłam w kontakty i odszukałam numer Kamila. Nacisnęłam słuchawkę. Nie odebrał. Dzwoniłam jeszcze kilka razy. Wreszcie się dodzwoniłam.
-Cześć kochanie.- przywitał mnie jego ciepły głos.
-Cześć,Kamil. Jak tam nastrój?
-Cóż,cieszę się,to prawda,ale jest pewien niedosyt,też prawda.- powiedział,a ja byłam pewna,że w tym momencie przechylił głowę.
-Rozumiem. A jak tam Stefan?
-To samo co u mnie.
-Mhm,pogratuluj ode mnie Stefanowi i chłopakom z podium.
-Przecież ty ich nie znasz.- roześmiał się.
-No i? To nie istotne.- również się zaśmiałam.
-No,dobrze,przekażę im gratulację. A jak tam u ciebie?- powiedział,a ja poczułam,że to jest ten moment.
-No,trzymamy się jakoś.- powiedziałam uśmiechnięta.
-Trzymamy? Chodzi ci o Marcelinę? Czy może twoja mama lub siostra przyjechały?
-Nie,nie o to mi chodzi. Chodzi mi o naszego dzidziusia. - po moich słowach zapadła cisza. Zaczęłam się niepokoić.
-Nie śmieszne te twoje żarty. To co,mama czy siostra przyjechały?- spytał z powątpiewaniem.
-Ale to nie są żarty.- powiedziałam całkowicie poważnie.
-Czy.. czy ty chcesz powiedzieć,że... będę miał dziecko? - spytał nie pewnie.
-Mhm.- potwierdziłam mruknięciem. Znowu zapadła cisza,która została przerwana przez przeciągły okrzyk radości.
-Jeju kochanie!! Tak bardzo się cieszę!! Kocham cię,rozumiesz?! Kocham cię tak bardzo mocno! I kocham też nasze dziecko! Nasze baby!
-Czyli się cieszysz?
-Oczywiście! Też mi pytanie! Który miesiąc?
-Drugi.
-O ja nie mogę.
-Ja też.- zaśmiałam się.
-Wrócę do domu najszybciej jak się da.
-Ej! Ale ty pamiętaj,że masz Igrzyska!
-Pamiętam. I będę pamiętał. Wszystko z tych Igrzysk.
-Uroczo. Za ile masz trening?
-Za godzinę.
-No to na co czekasz? Śmigaj mi trenować! - zaśmiałam się.
-No dobrze,zadzwonię później. Do usłyszenia,kocham was!
-My ciebie też,Kamilku! Na razie!- usłyszałam pikanie,sygnalizujące,że połączenie zostało przerwane.
Cieszę się,że mam już to za sobą. A Kamil chyba się cieszy,że zostanie tatą.
451 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top