M. Eisenbichler & A. Wellinger & S. Leyhe part II
Dla Daughter_Of_My_Dad ok666ok666 wikaczika11
Odkąd Stephan zdecydował się dać mi drugą szansę, unikałem Markusa. Nawet na treningach robiłem wszystko, żeby nie zamienić z nim nawet zdania.
Może to nie było dojrzałe, ale nie chciałem dawać Stephanowi jakichkolwiek powodów do zazdrości.
Starałem się bywać u niego jak najczęściej, więc praktycznie zamieszkałem z nim.
- Hej! - wszedłem do mieszkania mojego chłopaka. Nikt mi nie odpowiedział. Rozebrałem się i poszedłem do salonu. Siedział na podłodze. Nogi miał wyciągnięte przed sobą i trzymał dłonie na stopach. Rozciągał się.
Miał słuchawki w uszach, więc dlatego mi nie odpowiedział. Usiadłem na kanapie i patrzyłem na niego.
Po chwili odłożył słuchawki i przyciągnął do siebie wózek.
- Pomóc ci? - zapytałem, a on drgnął.
- Chcesz żebym dostał zawału? - zerknął na mnie.
- Przepraszam - wstałem i podszedłem, aby klęknąć przy nim. - Więc pomóc?
- Poproszę - szepnął. Uśmiechnąłem się i jedną ręką objąłem jego plecy, a drugą wsunąłem pod jego kolana i podniosłem go, aby posadzić go na wózku. - Dzięki - uśmiechnął się do mnie, a ja stuknąłem się palcem wskazującym w usta. Zaśmiał się i mnie lekko pocałował.
- Jak rehabilitacja? - pogłaskałem go po policzku.
- Mój fizjoterapeuta to idiota.
- Co zrobił? - zaniepokoiłem się.
- No nic... Nie lubię go - wzruszył ramionami.
- Możemy poszukać kogoś nowego - zaproponowałem.
- Nie trzeba. Prawie rok już z nim pracuję. Przyzwyczaiłem się.
- Jak wolisz - pocałowałem go. - Zjesz coś? - podniosłem się.
- Nie jestem głodny.
- A jadłeś coś od śniadania? - wszedłem do kuchni.
- Tak. Jasne - odparł i dołączył do mnie.
- Mhym... No to nie będę nic gotował. Nie chce mi się - nastawiłem ekspres. - Chcesz herbatę?
- Tak, zrób mi - szepnął. - Myślisz, że to ma sens?
- Co takiego? - nastawiłem czajnik.
- Ta rehabilitacja i...
- Przestań - kucnąłem przed nim i położyłem mu dłonie na kolanach. - Oczywiście, że to ma sens - zacisnąłem palce. - Staniesz na nogach. Jestem tego pewien - przesunąłem dłonie na jego uda.
- Andi... Zrób to jeszcze raz - wyszeptał.
- To? - ścisnąłem lekko jego nogi. - Czujesz? - zapytałam, a on pokiwał głową i uśmiechnąłem się szeroko. - To ma sens - zaśmiałem się. - Masz dowód... Małymi kroczkami, skarbie.
- Zrób to jeszcze raz - poprosił, a ja ponownie zacisnąłem palce na jego udach. - Czuję to. Kurwa... Czuję - szeptał i objął ramionami moją szyję. Ukląkłem, aby go przytulić.
- Tak się cieszę - pogłaskałem go po głowie. - Kocham cię.
- Ja ciebie też... Myślisz, że...
- Tak - przerwałem mu. - Będziesz chodził. Jestem tego pewien - odsunąłem się trochę i pocałowałem go w czoło.
- Cieszę się, że jesteś - szepnął.
- Już zawsze będę.
- Wiesz co?
- Co? - odsunąłem się trochę i patrzyłem na niego.
- W sumie to bym coś zjadł.
- Zamówię pizzę.
- Tylko bez ananasa - przypomniał mi, gdy wstałem i sięgnąłem po telefon.
- Pamiętam. Masz uczulenie.
- No właśnie - ziewnął.
- Może się połóż na chwilę? A pizzę zamówię później, hmm?
- Nie. Mam ochotę na pizzę - odparł, a ja się zaśmiałem.
Zadzwoniłem, a Stephan przeniósł się do salonu. Kiedy tam wszedłem, chłopak siedział na kanapie. Zająłem miejsce obok niego i położyłem sobie jego nogi na kolanach, a on przytulił się do mojego ranienia, kładąc mi głowę na barku. Wpatrywaliśmy się w telewizor.
Rozległo się pukanie do drzwi. Z jękiem wstałem żeby otworzyć. Gdy uchyliłem drewnianą konstrukcję, zobaczyłem Markusa.
- Wiedziałem, że cię tu zastanę - uśmiechnąłem się.
- Co tu robisz?
- Mogę wejść?
- Nie.
- Andi...
- Powiedziałem coś! - nie chciałem wpuścić go do środka.
- Andi? Kto to? - usłyszałam mojego chłopaka.
- To tylko ja! - odpowiedział Markus i wepchnął się do mieszkania. Skierował się do salonu. - Nie wstaniesz się przywitać?
- Nie. Nie jesteś wart tyle zachodu - warknął Stephan. - Wynoś się z mojego mieszkania. Nie zapraszałem cię
- Mam do pogadania z Andim - przeniósł na mnie wzrok. - Unika mnie od pół roku.
- Rozmawiajcie. Tylko nie w moim mieszkaniu... Wynoś się, Eisenbichler.
- Wyjdziemy?
- Nigdzie z tobą nie idę. Wyjdź.
- Łatwo zmieniasz front... Ciekawe, kiedy ci się znudzi ta zabawa, co? Znowu przyjdziesz do mnie i... - nie pozwoliłem mu dokończyć. Uderzyłem go w twarz.
- Andreas! - mój chłopak podniósł głos. Wyrzuciłem Markusa z mieszkania i wróciłem na kanapę do Stephana. - Głupi jesteś?
- No co? Nie mogłem mu pozwolić żeby...
- Nie powinieneś był go uderzyć - oznajmił.
- Ale chciałem... - pocałowałem go szybko. Wplątał palce prawej dłoni w moje włosy. Moja ręka znalazła się na jego biodrze.
- Głupi... - pokręcił głową.
- To się zgadza - znowu go pocałowałem. Zaśmiał się w moje usta. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - odparł i uśmiechnął się.
Znowu złączyłem nasze usta. Uwielbiam go całować. A skoro na nic więcej mi nie pozwala, to robię to bardzo często.
Moja dłoń wsunęła się pod jego koszulkę i musnąłem palcami jego brzuch. Steph złapał mnie za nadgarstek i wyciągnął moją rękę spod swojej bluzki.
- Andi... - szepnął.
- W porządku, skarbie - pocałowałem go w czoło i przytuliłem. Ukrył twarz w mojej szyi, a ja położyłem sobie jego nogi na kolanach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top