|back to the past| K. Stoch & P. Prevc part II
Kamil był u mnie już prawie od tygodnia. Między nami nawiązywała się taka relacja jak kiedyś.
- Pero! - krzyknął ze śmiechem, gdy wypomniałem mu, jak uczył się jeździć na nartach. - Nie wracajmy do tego.
- Ale to było śmieszne! - zaprotestowałem.
- Wcale nie - śmiał się. - To było żenujące.
- Żenująca była ta impreza na koniec sezonu 2013/14.
- Nie, nie przypominaj... Dobrze, że ze mną byłeś - roześmiał się. Chciał coś dodać, ale rozległo się pukanie do drzwi.
- Zaraz wracam - wstałem od stołu przy którym jedliśmy śniadanie. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem Daniela. - Czego chcesz? - warknąłem.
- Muszę z nim porozmawiać - próbował wejść do środka.
- Chyba coś ci się pomyliło! - pchnąłem go do tyłu.
- Nie dotykaj mnie!
- Nie wejdziesz do mojego domu! - zagrodziłem mu przejście.
- Kamil!!! - zawołał go. - Porozmawiajmy!
- On nie będzie z tobą rozmawiał - chciałem zamknąć drzwi, kiedy poczułem ciepłą dłoń Kamila na ramieniu. Zerknąłem na niego. Założył na siebie moją bluzę, która była zapięta do położy i spadała mu z ramienia.
- Czego chcesz? - zapytał. Daniel go zlustrował i nie podobało mi się to, że brunet ma na sobie moją bluzę.
- Porozmawiajmy...
- Mów - cały czas stał za moimi plecami.
- W cztery oczy.
- Nie zostanę z tobą sam na sam - odparł.
- Kamil... Przepraszam, kochanie... Nie potrzebnie się zdenerwowałem... Kocham cię...
- Co ty, kurwa, pierdolisz?! Jakie kocham cię?! Czy ty jesteś jakiś pojebany?!
- Pero - Kamil zacisnął pięść na mojej koszulce na plecach.
- Nie wtrącaj się - warknął blondyn w moją stronę, zrobiłem krok w jego kierunku. Złapałem go za szyję i przycisnąłem do ściany, tak jak on Kamila.
- Jeszcze słowo - zacisnąłem palce.
- Pero, puść go - Kam objął mnie od tyłu i próbował odciągnąć od chłopaka.
- Trzymaj się od niego z daleka, bo nie ręczę za siebie - puściłem go, a on osunął się po ścianie. Kamil wciągnął mnie do wnętrza domu i zamknął drzwi.
- Oszalałeś? Chcesz narobić sobie kłopotów?
- Jakich kłopotów? On nic mi nie zrobi. Możesz być pewien.
- Skąd ta pewność?
- Bo to tchórz. Wiesz dlaczego podniósł na ciebie rękę? Bo wiedział, że mu nie oddasz, bo jesteś od niego słabszy. Wiedziałem, że mnie nie uderzy, bo jestem dla jego trudniejszym przeciwnikiem.
- Chyba masz rację - stwierdził.
- Na pewno mam, Kamil - pogłaskałem go po policzku.
- Ale nie rób tego więcej, ok?
- Ok.
- Kawy to już dziś nie potrzebuję - stwierdził wracając do kuchni.
- Jeśli chcesz, to co rano mogę ci podnosić ciśnienie - zaoferowałem.
- Obędzie się - przewrócił oczami i podszedł do szafki po kubek. - Chcesz herbatę?
- Nie - oparłem się o blat i obserwowałem go.
- Czemu tak patrzysz? - postawił kubek na blacie i spojrzał na mnie.
- A czemu nie?
- Przestań - spuścił wzrok. - Krępuje mnie to.
- Wiem.
Zawsze tak było - dodałem w myślach
- Nie przyspieszaj, Pero.
- Nie miałem zamiaru - odparłem.
- Cieszę się - posłał mi uśmiech. - Jemy?
- Jasne - podszedłem do stołu i odsunąłem mu krzesło, a gdy usiadł zająłem miejsce na przeciw niego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top