A. Wellinger & M. Eisenbichler & S. Leyhe
Dla prevcel, KochamSkoki, ok666ok666
Pisany we współpracy z xbutterflygirlx
Odpowiadając na prośby i pytania, które zapewne by się pojawiły...
Tak, będzie part II 😁
Nie miałem kontaktu ze Stephanem od zakończenia sezonu i naszego rozstania. Nawet go nie widziałem.
Nie chodzi o to, że chciałem do niego wrócić, jestem szczęśliwy z Markusem.
Ale jestem mogłem przestać o nim myśleć.
Budziłem się w nocy z nieodpartą chęcią pojechania do niego.
- Czemu nie śpisz? - szepnął brunet.
- Nie mogę zasnąć - złożyłem ręce za głowę.
- Myślisz o nim.
- O kim? - spojrzałem na niego.
- O Stephanie... Chcesz go odwiedzić w szpitalu? - zapytał sennie.
- Jak to w szpitalu? - zdziwiłem się.
- Miał wypadek. Leży w klinice w Insbruku.
- Ok - wstałem z łóżka.
- Co ty robisz? - zapytał, gdy się ubierałem.
- Może ze mną nie gadać, ale jest moim przyjacielem. Muszę do niego jechać - wyciągnąłem walizkę i zacząłem się pakować.
- Oszalałeś?! - usiadł. - Po co? - zapytał, ale go zignorowałem. - Andreas!
- Co? - zamknąłem walizkę. - Wychodzę.
- Jeśli teraz wyjdziesz, to z nami koniec.
- Więc żegnaj - wyszedłem z sypialni i opuściłem jego mieszkanie.
Wsiadłem w samochód i włączyłem nawigację, jednocześnie dzwoniąc do mamy Stephana.
- Andi, jest środek nocy - odebrała.
- Wiem, ale... Muszę zobaczyć się ze Stephanem. W której jest klinice?
- Już jest w domu... Ale on nie będzie z tobą rozmawiał.
- Dlaczego?
- Andi... On nawet ze mną nie rozmawia... Nie da sobie pomóc... Chciałam żeby na czas, dopóki nie stanie na nogi, zamieszkał z nami, ale on się uparł... Nawet nie wpuszcza mnie do mieszkania, gdy przyjdę...
- Pojadę do niego... Mam klucze. Spróbuję z nim pogadać - obiecałem.
- Dziękuję. Zadzwoń do mnie, gdy uda ci się z nim porozmawiać.
- Dobrze, do widzenia - rozłączyłem się.
Moment... Jeśli jest już w domu, to znaczy, że jego stan się poprawił. A to znaczy, że wypadek miał dość dawno, a to z kolei oznacza, że zapewne tuż po naszym rozstaniu.
- Kurwa... Ja pierdolę - oparłem głowę o kierownicę. - To moja wina.
Po chwili się wyprostowałem i schowałem nawigację. Wziąłem głęboki oddech i odpaliłem samochód.
Drogę do mieszkania Stephana znałem lepiej niż dobrze. Pokonywałem ją tysiące razy.
Gdy jakiś czas później, zaparkowałem pod mieszkaniem Stephana, bałem się do niego iść.
A jeśli mnie wyrzuci?
Wziąłem głęboki oddech i wysiadłem. Wszedłem do budynku, windą wjechałem windą na ostatnie piętro.
Podszedłem do odpowiednich drzwi i otworzyłem je własnymi kluczami. W mieszkaniu było ciemno, ale to nic dziwnego, bo Stephan zapewne spał.
Wszedłem do kuchni, nastawiłem ekspres i tak już nie zasnę.
Poszedłem do sypialni i zajrzałem tam. Stephan spał w łóżku, podszedłem do niego i poprawiłem kołdrę na jego ciele.
Zobaczyłem wózek w kącie pokoju i kule oparte o komodę, i zdjęcie, które stało na meblu. Byłem na nim ze Stephanem, całowaliśmy się. Pomyślałem o dniu, gdy moja siostra zrobiła tą fotografię. Mieliśmy rocznicę. Trzy lata razem.
Co mi w tym nie pasowało? Przecież byłem z nim szczęśliwy.
Wyszedłem z sypialni i wróciłem do kuchni. Wziąłem moją kawę, podszedłem do okna. Myślałem o moim związku ze Stephanem. Nie wiem, co mi strzeliło do tego głupiego łba, że zrobiłem, to co zrobiłem.
Zaczynałem rozumieć, dlaczego odtrącał rodziców. Zawsze wszystkich odpychał, gdy pojawiały się kłopoty.
Nie zdawałem sobie sprawy jak długo tak stoję, dopóki nie usłyszałem jakiegoś hałasu z sypialni. Poszedłem tam i zobaczyłem, że Stephan próbował usiąść na wózek.
- Co ty tu robisz? - warknął. Podszedłem do niego i chciałem mu pomóc, ale odtrącił moje ręce.
- Przyjechałem się z tobą zobaczyć - szepnąłem.
- Jasne - wstał. - Moja matka do ciebie zadzwoniła?
- Nie. Ja do niej. Nie wiedziałem, że... Że miałeś wypadek.
- To nie był wypadek, ale upadek na treningu... Niby nic, a jednak coś... Przesuń się - zażądał.
- Stephan... Chcę ci coś powiedzieć - zrobiłem mu przejście
- Teraz?
- Tak.
- Najpierw muszę do łazienki.
- To zrobię ci śniadanie - mruknąłem i wróciłem do kuchni.
Byłem w trakcie robienia naleśników, gdy do mnie dołączył.
- Po co przyjechałeś?
- Żeby cię zobaczyć.
- Zobaczyłeś. Możesz już iść.
- Dlaczego...?
- Nie będę ci się tłumaczył. Nie masz prawa tego ode mnie wymagać.
- Stephan...
- Nie wiem, po co ja z tobą rozmawiam. Powinenem cię stąd wyrzucić.
- Pozwól sobie pomóc.
- Już mi wystarczająco pomogłeś - warknął, a ja spuściłem wzrok.
- Przepraszam, wiem...
- Przepraszasz za zdradę? Urocze - zironizował.
- Kiedy zrobiłeś się taki zgorzkniały?
- Kiedy mój chłopak puścił się z moim kumplem - oznajmił.
- Odszedłem od Markusa - postawiłem naleśniki na stole.
- Dlaczego?
- Bo chciałem tu przyjechać, a on próbował mnie zatrzymać.
- Nie umiesz być w związku, Andi - westchnął.
Nie odpowiedziałem, ale usiadłem przy stole, zajmując miejsce naprzeciw niego.
- Nie odpychaj mnie - poprosiłem.
- Ale jeśli nie chcę żebyś tu był?
- A ja myślę, że chcesz. Bo mimo, że złamałem ci serce, kochasz mnie... A ja ciebie.
- Kochasz mnie? - zakpił. - Nie wiesz, co to znaczy.
- Może popełniłem błąd, ale to nie znaczy, że cię nie kocham. Jestem tylko człowiekiem. Pomyliłem się. Żałuję tego i zrobię wszystko abyś chciał mi dać drugą szansę.
- Oczekujesz, że wstanę i zacznę bić brawo? - zakpił.
- Co mam zrobić? - wstałem. - Paść na kolana i błagać o wybaczenie? Dobrze - ukląkłem przed nim. - Stephan...
- Co ty wyprawiasz? - odwrócił się razem z wózkiem w moją stronę. - Wstań.
- Nie, bo nie chcesz ze mną normalnie rozmawiać - złapałem za wózek i przyciągnąłem go bliżej, a potem położyłem głowę na jego kolanach. - Co mam zrobić?
- Nie wiem... - szepnął i wplątał palce w moje włosy. - Ale nie zostawiaj mnie - poprosił. Wyprostowałem się i popatrzylem mu w oczy. Wyciągnąłem rękę, aby pogłaskać go po policzku.
- Przepraszam - wyszeptałem, a z moich oczu wypłynęło kilka łez. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo tego żałuję.
- Nie płacz - starł łzy z mojego policzka, chociaż sam płakał.
- Kocham cię, Stephan. Tak bardzo cię kocham... Zrobię wszystko żeby cię odzyskać.
- Chcesz mnie odzyskać? - zdziwił się.
- Tak. Kocham cię i chcę żebyś był mój. Tylko mój.
- Chcesz mnie odzyskać z tym... - wskazał na wózek.
- A jakie to ma znaczenie? - wziąłem jego twarz w dłonie. - Ciągle jesteś sobą.
- Andi... To...
- Nie ma znaczenia - przerwałem mu.
- Ma... Prawdopodobnie już nigdy nie będę chodził, rozumiesz? Naprawdę chcesz się w to wpakować?
- W co? - nie rozumiałem go. - Nie rozumiem cię... Dla mnie to nie ma znaczenia... Kocham cię. Zrozum to - oparłem czoło o jego. - Masz walczyć... Może ty w to nie wierzysz, ale ja cię znam i wiem, że jeśli się uprzesz, to będziesz chodził - powiedziałem, a on tylko pokręcił głową i z jego oczu znowu popłynęły łzy. - Stephan?
- Tak?
- Pozwól mi się pocałować - wyszeptałem prawie dotykając wargami tych należących do niego. Chłopak pokiwał głową, a ja złączyłem nasze usta. Wczepił palce w moje włosy i pociągnął delikatnie za ich końce, co spotkało się z moim jękiem. Oparłem dłonie o jego uda i pogłębiłem pieszczotę, wsuwając język do jego ust. - Tęskniłem za tym... Uwielbiam cię całować - wymruczałem w jego wargi. Otworzył usta żeby coś odpowiedzieć, ale zaburzało mu w brzuchu, więc obaj tylko się zaśmialiśmy. - Zjedz - pocałowałem go lekko. - Zrobię ci herbatę - wstałem z kolan, pocałowałem go w czoło i nastawiłem wodę na herbatę.
- Co? - zapytał, gdy zobaczył, że mu się przyglądam.
- Jak ty zamierzasz to zjeść? - spytałem, bo polał swoje naleśniki dużą ilością syropu klonowego.
- Normalnie.
- Herbata tam, gdzie zawsze?
- Szafka koło lodówki. Ta niżej - odparł. Ze wskazanej szafki wyjąłem herbatę i zaparzyłem ją Stephanowi. - Jeśli znowu odstawisz mi jakiś numer...
- Nie odstawię. Obiecuję - postawiłem kubek na stole. - Prędzej rzucę skoki, niż ponownie cię tak zranię.
- Trzymam cię za słowo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top