Zostać Lalką
Dobiegłam do drzwi. Chwyciłam za klamkę i nacisnęłam ją natychmiast, ale nic się nie stało. Powtórzyłam to jeszcze kilka razy, z takim samym skutkiem. Drzwi nie ustępowały ani trochę. Były zamknięte. Odsunęłam się od nich i zaczęłam gorączkowo myśleć. On je zamknął? Jak? Kiedy? Gdy tu wchodziłam, były otwarte... Musiał je więc zamknąć później, ale przecież był cały czas ze mną... Może ktoś inny to zrobił? Jest tutaj więcej osób? Nigdy nie widziałam w warsztacie nikogo poza nim, ale kto wie? To znaczy, że jest ich tutaj więcej? Czym on w ogóle jest? Człowiekiem? Demonem? Potworem? Gdzie schował w takim razie klucz? Ma go przy sobie? Ma go ktoś inny? Jest gdzieś schowany? W mojej głowie szalało na raz tysiąc myśli, gdy nagle usłyszałam trzeszczenie drewnianej podłogi.
Odwróciłam się. Stał w drzwiach po drugiej stronie pomieszczenia, tych prowadzących do jego warsztatu. Opierał się o framugę jedną dłonią, zakończoną ostrymi, czarnymi pazurami, których jeszcze kilka chwil temu nie miał. Jego jadowicie zielone oczy patrzyły na mnie wrogo, z nienawiścią. Na jego twarzy, którą okalały pasma białych włosów, pojawił się przerażający uśmiech. Aż przeszły mnie ciarki. Od razu pojęłam, że nie czas teraz na myślenie o tym wszystkim. Musiałam uciekać.
Rzuciłam się natychmiast miedzy regały, całe zastawione zabawkami. Były teraz moją jedyną nadzieją na ratunek. Liczyłam, że posłużą jak mini labirynt, a podczas ganiania się pomiędzy nimi zdołam wymyślić jakiś lepszy plan. Usłyszałam jeszcze, że coś za mną powiedział, ale nie zrozumiałam jego słów. Po chwili usłyszałam też jego kroki, wiedziałam więc, że ruszył za mną w pościg. Starałam się nie myśleć o niczym innym, tylko o ucieczce. Ignorowałam świadomość, że on zna to miejsce lepiej niż ja. Tak samo starałam się nie zastanawiać, co się właściwie dzieje, kim on jest, dlaczego mnie ściga i co chce ze mną zrobić. Domyślałam się, że raczej nic miłego.
Starałam się teraz nie zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. I dlaczego tak nagle wpadł w szał, po tym jak powiedziałam, że muszę wracać do domu. Zaczął coś mówić, że znów go zostawiam, porzucam, tak jak inni, i że potrzebuję naprawy. Potem zaczął się zmieniać... Miał czerwone włosy, miodowe oczy, a teraz? Teraz jego włosy były białe... BIAŁE! Oczy zielone, lekko błyszczące, a twarz i ręce pokrywały czarne, okropne rany. Dość, nie myśl teraz o tym. Myśl, jak się wydostać! Wyważyć drzwi? Nie mam na to sił ani czasu. Skręciłam w lewo, pomiędzy kolejne dwa regały, a potem od razu w prawo i nieco zwolniłam. Poruszałam się co prawda wolniej, ale za to ciszej. I mogłam trochę pomyśleć. Patrzyłam na mijane zabawki. Byłam nimi tak zachwycona i codziennie przychodziłam je podziwiać, a teraz przeklinałam dzień, w którym weszłam do tego sklepu. Czy będzie mi dane jeszcze kiedyś wejść do jakiegokolwiek sklepu z zabawkami? Najpierw muszę wydostać się z tego...- pomyślałam. Natychmiast jednak uznałam, że powinnam przestać o tym myśleć. Nie potrafiłam jednak do końca tak zrobić. Wciąż widziałam te zabawki i myślałam nad tym, gdzie bym teraz była i co robiła, gdybym kilka dni temu nie zjawiła się tutaj? Na pewno nie uciekałabym przed potworem. Jakby w odpowiedzi na moje myśli, ponownie usłyszałam jego głos.
- Laleczko, laleczko... Nie ma sensu dłużej uciekać, i tak ci się to nie uda. Czyż nie lepiej pozwolić mi ciebie naprawić? - spytał. Jego głos usłyszałam niebezpiecznie blisko. Ponownie przyspieszyłam, starając się nadal zachowywać jak najciszej. Cały czas wodziłam wzrokiem po zabawkach, aż wreszcie w mojej głowie pojawił się plan. A gdyby tak wybić czymś okno? Na przykład...lalką? - pomyślałam. Nie miałam wiele czasu do namysłu, więc zatrzymałam się i szybko przyjrzałam wszystkim zabawkom na regale, po czym chwyciłam pierwszą z lalek, na której spoczął mój wzrok. Teraz musiałam tylko rozwalić nią okno i uciec i mogłam już na zawsze zapomnieć o tych okropnych, zielonych oczach i dłoniach zakończonych pazurami. Na samą myśl ponownie przeszedł mnie dreszcz. Odwróciłam się, żeby pobiec do okna i...krzyknęłam. A potem upuściłam lalkę, która uderzyła z łoskotem o podłogę i rozbiła się. W tym czasie Jason, który znalazł się tuż przede mną, chwycił mnie za rękę. Jego szpony zacisnęły się na moim nadgarstku, a ja poczułam, jak rozcinają mi skórę. Jak on się tutaj znalazł? Kiedy? Nie usłyszałam go? - tylko o tym byłam teraz w stanie myśleć. Jason zaś pokręcił lekko głową, po czym spojrzał w dół.
- Sama wymagasz naprawy, a przez ciebie będę musiał jeszcze naprawić Lilith... - powiedział, po czym podniósł na mnie wzrok. - Przysparzasz mi pracy, zacznijmy więc może jak najszybciej - dodał. Byłam w tak wielkim szoku, że w ogóle nie odzywałam się ani nie reagowałam na jego słowa w żaden inny sposób. Jason pociągnął mnie za sobą i dopiero to wyrwało mnie z tego dziwnego letargu, w jaki popadłam.
- Zostaw mnie! Czym...Kim ty w ogóle jesteś? Jason? Jason! - wołałam. Dopiero po chwili mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na mnie.
- To akurat proste. Byłem twoim przyjacielem, a teraz będę twórcą - odparł.
- Co? Twórcą? Jason, o czym ty mówisz? Co ci się stało? - spytałam. Jason jednak nic więcej nie powiedział, tylko zaczął mnie dalej ciągnąć w stronę końca alejki. - Jason, proszę - dodałam ciszej, a do moich oczu po raz pierwszy od początku tego wszystkiego nabiegły łzy. On jednak zdawał się być głuchy na moje słowa. W końcu wyszliśmy zza kolejnego z regałów i Jason zaczął mnie ciągnąć z powrotem w stronę warsztatu. Podświadomie czułam, że sprawy przyjęły dla mnie bardzo zły obrót. Zaczęłam się wyrywać z całą siłą, na jaką było mnie stać. Zaparłam się nogami, szarpiąc się w drugą stronę. Jason jednak mocno mnie trzymał i osiągnęłam jedynie tyle, że poranił mnie swoimi pazurami. Spod jego uścisku na moim nadgarstku zaczęła wypływać krew. - JASON, ZOSTAW MNIE! - wrzasnęłam, ile tylko sił miałam w płucach. Znów spróbowałam się wyrwać, ale wtedy on przyciągnął mnie z łatwością z powrotem do siebie. Niczym szmacianą lalkę. Nawet nie sądziłam, że on jest aż tak silny. Mimo moich usilnych prób wyrwania się, w końcu dotarliśmy do drzwi. Wcześniej, nawet dziś, bez problemu wchodziłam do jego warsztatu i podziwiałam jego dzieła, których nie wystawił w sklepie. A teraz czułam się niczym zwierzę prowadzone na rzeź. A ta rzeź miała mieć miejsce właśnie za tymi drzwiami.
~*~
Mijały sekundy, minuty, godziny. Najpierw starałam się skupić na oddechu, aby w ten sposób uspokoić się, a potem zaczęłam gorączkowo myśleć nad jakimś wyjściem z mojej sytuacji. Jason przyprowadził mnie tutaj, mimo że wyrywałam mu się z całych sił. Bez większego problemu przykuł mnie też do łańcuchów na tym drewnianym stole. W tym wszystkim najgorsze było jednak to, że widziałam na nim ślady krwi, nawet w tym półmroku, który panował w jego pracowni. Teraz zrozumiałam, dlaczego nigdy nie chciał mi pokazywać tego miejsca. Po tym, gdy to wszystko zrobił, powiedział, że mną zajmie się później, najpierw naprawi Lilith, po czym zniknął i nie pokazał się przez cały ten czas. Czułam się okropnie. Miałam wrażenie, że ubrania nie stanowią dla mnie żadnej osłony, że moja skóra bezpośrednio dotyka stołu, na którym leżałam. I wsiąkniętej w drewno krwi. Na tę myśl robiło mi się niedobrze, więc próbowałam skupić się tylko na możliwościach ucieczki. Wiedziałam jednak, że nie mam żadnej szansy, aby uciec. Jak uwolnić się z łańcuchów, w które Jason zakuł mi ręce i nogi? A nawet jeśli jakimś sposobem udałoby mi się, jak uciec z tej jego pracowni? A potem jeszcze z warsztatu i na końcu ze sklepu? Moje myśli cały czas krążyły wokół tego samego tematu, jednak nic nie zdołałam wymyślić. W końcu usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Odwróciłam się w bok i spostrzegłam, że zbliża się do mnie jakaś postać. Gdy stanęła przy stole, dzięki nikłemu światłu z pojedynczej żarówki, byłam w stanie rozpoznać w niej Jasona. Nie zmienił się ani trochę od swojej poprzedniej przemiany, nadal wyglądał przerażająco. Przyglądaliśmy się sobie przez chwilę w ciszy, po czym na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Wreszcie mogę nad tobą popracować. Zrobiłem, co mogłem, dla Lilith, niestety nie dało się jej już naprawić. Biedna... Zepsułaś ją. To tylko dowodzi, że sama też jesteś zepsuta i potrzebujesz mojej naprawy - powiedział.
- Jason, o czym ty mówisz? Proszę, przestań się tak dziwnie zachowywać i uwolnij mnie. Nikomu nic nie powiem, naprawdę. Po prostu... zniknę i już nigdy więcej nie będę cie niepokoić, dobrze? - spytałam. Jason nie od razu mi odpowiedział. Odszedł ode mnie i skierował się do jakiejś szafki niedaleko. Zaczął coś z niej wyjmować. Podniosłam głowę, ale nie byłam niestety w stanie dostrzec, co takiego tam robił.
- Widzisz, chodzi o to... - powiedział Jason, wyjmując coś z szafki. Potem odwrócił się w moją stronę. W dłoniach trzymał piłę ręczną. - Że ja chcę, abyś została ze mną na zawsze, a nie zniknęła. Abyś już nigdy nie mogła mnie opuścić - dodał. Z przerażeniem patrzyłam, jak podchodzi do mnie i odkłada ją na mniejszy stolik obok stołu, do którego byłam przykuta. Jason przyniósł potem jeszcze inne narzędzia, ale mój umysł ledwo to rejestrował. Wszystko działo się jak w śnie, miałam wrażenie, że to jest takie nierzeczywiste. Nie miałam już nawet ochoty płakać ani krzyczeć, po prostu... nie docierało do mnie to, co się dzieje. Wreszcie Jason przestał znosić wszystkie te rzeczy i zatrzymał się przy mnie. Popatrzył wprost na mnie, zupełnie jakby mnie oceniał. Nagle delikatnie pogłaskał mnie po głowie, uważał przy tym, aby nie zranić mnie swoimi szponami. - Spokojnie, już niedługo naprawię cię. Zrobię to dla ciebie i po tym będziemy mogli być przyjaciółmi już na zawsze. Już nigdy żadne z nas nie opuści drugiego - powiedział ze stoickim spokojem. On chyba naprawdę wierzył we własne słowa i był przekonany, że postępuje słusznie.
- Jason... - powiedziałam cicho, łamiącym się głosem. Właściwie nie wiem, co chciałam powiedzieć. Podświadomie chyba wiedziałam, że cokolwiek powiem, nic to nie da. On nawet na mnie nie spojrzał. Podszedł do stolika i coś z niego wziął, a do mnie z jeszcze większą siłą dotarła świadomość tego, co mnie czeka. Nadal jednak nie krzyczałam ani nie błagałam już o litość. Wiedziałam, że to bezcelowe. Jedynie po moich policzkach na nowo zaczęły spływać łzy. Jason ponownie stanął przy mnie. Na początku chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnowałam, gdy ujrzałam jego przerażające spojrzenie. Moje słowa na niewiele by się zdały, on zachowywał się, jakby był teraz w swoim świecie, w którym panują całkowicie inne zasady. Zanim zdołałam jakkolwiek dojść do siebie i coś powiedzieć, to Jason się odezwał.
- Przykro mi, że tak to się kończy... A raczej zaczyna. Ale muszę cię jakoś unieszkodliwić. Z doświadczenia wiem, że moje laleczki lubią się wyrywać, a wtedy trudno jest mi nad nimi pracować - powiedział. Chwilę później wyciągnął przed siebie dłoń i opuścił ją na mnie. Poczułam ogromny ból, który przeszył moją klatkę piersiową...
~*~
Szybkim ruchem wbiłem jej nóż prosto w serce. Był to najszybszy sposób na unieruchomienie mojej lalki, do tego najłatwiejszy i najmniej brudzący z wszystkich możliwych. To był jednak dopiero początek pracy. Na szczęście wszystko już miałem gotowe.
Najpierw trzeba było pozbyć się skóry. Ludzka skóra jest zbyt podatna na zniszczenia, do tego szybko wysycha. Skórowanie zajmuje mi zwykle dzień lub dwa, bo chcę zrobić to dokładnie i jak najmniej uszkodzić skórę, zwłaszcza skórę głowy, gdzie znajdowały się włosy, które zamierzałem jeszcze wykorzystać. Zwykle w międzyczasie, podczas pracy nad lalką, zajmuję się też swoim sklepem, pozostałymi zabawkami i przyjaciółmi, tak też było i tym razem.
Później zająłem się kolejną rzeczą. Zacząłem pozbywać się z ciała mojej przyjaciółki niepotrzebnych jej już narządów. Dzięki temu lalka miała być lżejsza, a do tego mniejsza, co miało się przekładać na lepszą jej jakość. W tym celu musiałem też skrócić niektóre kości. Najchętniej pozbyłbym się ich, ale były potrzebne, aby ciało zachowało kształt i nie uszkadzało się aż tak łatwo. Wyciąganie narządów zwykle szło sprawniej niż skórowanie. Wystarczyło tylko naciąć brzuch oraz klatkę piersiową i wyjąć to, co było niepotrzebne. W pracy pomagał mi fakt, że po kilku dniach od śmierci ciało już nie krwawiło tak jak na początku, więc praca była znacznie mniej... brudząca.
Potem jednak musiałem zająć się tymi kośćmi. Praca z nimi również nie należała do lekkich ani przyjemnych. Wszystko to również zajmowało mi przynajmniej kilka dni. Zwykle po takich zajęciach byłem wyczerpany, ale to się nie liczyło. Tak samo jak nie liczyło się, ile krwi splamiło podczas tej pracy moje ręce. W końcu robiłem to wszystko dla mojej najlepszej przyjaciółki. Po tym wszystkim musiałem zająć się skórą. Jej skóra była ładna i tym razem również udało mi się ją oddzielić od ciała tak, aby jej zbytnio nie uszkodzić. Postanowiłem zmieszać ją z woskiem i na nowo pokryć jej ciało. Było przy tym więcej pracy, niż gdybym zrobił to wszystko samym woskiem, ale efekt był lepszy.
Ignorując narastające zmęczenie oraz wszechobecną krew, kontynuowałem swoją pracę. Po około dwóch tygodniach wreszcie mogłem się poszczycić jakimiś sensownymi wynikami. Ciężka praca ze skórowaniem, nacinaniem i przerabianiem skóry, usuwaniem narządów, kości, przerabianiem ciała, wreszcie się opłaciła. Nieraz podczas tego wszystkie czułem złość albo bezsilność, byłem wściekły, że znów muszę kogoś naprawiać, a innym razem czułem ekscytację. Gdy skończyłem pracę nad ciałem, zająłem się strojem.
Lubiła sztukę, interesowała się zwłaszcza kulturą Francji. Postanowiłem więc zrobić z niej mima. Kosztowało mnie to jeszcze więcej pracy, bo musiałem uszyć odpowiedni strój i dodać białego barwnika do skóry, oraz zrobić odpowiedni makijaż. Ale warto było. Godziny, dni, tygodnie pracy... Były niczym w porównaniu do efektu, jaki dały. Wreszcie naprawiłem moją przyjaciółkę. Byłem tak zadowolony z efektu, że postanowiłem zachować ją dla siebie, zamiast oddawać do sklepu. Zabrałem ją do swojej drugiej pracowni, gdzie projektowałem strój i wygląd lalek. Wyglądała znacznie lepiej niż ta, w której nad nimi pracowałem. Znacznie mniej obskórnie. Nie przepadałem za tamtym miejscem, choć spędzałem w nim mnóstwo czasu na naprawianiu moich przyjaciół i ulepszaniu ich ciał. Jednak zawsze czuć było tam wszechobecny zapach krwi, w wielu miejscach na stałe były jej ślady, nie mogłem pozbyć się tego w żaden sposób... Starałem się to zawsze ignorować, nienawidziłem takiego... braku perfekcji. Zwykle skupiałem się na swojej pracy, zamiast myśleć o tym pomieszczeniu i jego wyglądzie.
Przede wszystkim zawsze musiałem uważać, aby nie uszkodzić lalki i jak najdokładniej oddzielić skórę od reszty ciała. Gdy skóra po tym wszystkim była jeszcze w dość dobrym stanie, mogłem ją jeszcze wykorzystać. Gdy była lekko uszkodzona, starałem się ją jeszcze naprawić, a gdy nie byłem w stanie tego zrobić, tworzyłem dla moich lalek sztuczną skórę, ale nie była ona tak dobra jak oryginał. Takich lalek zazwyczaj szybko się pozbywałem. Narządy i kości, których musiałem się pozbyć, zwykle wynosiłem ze sklepu nocą i porzucałem w jakimś rzadko uczęszczanym miejscu. A potem przenosiłem swój sklep w inne miejsce, aby szukać lepszych przyjaciół. Takich, którzy wreszcie zasłużą sobie na moją przyjaźń i których nie będę musiał naprawiać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top