Walentynkowy Specjał

It's time to Walentynkowy Specjał UwU Życzę Wam, aby w Waszym życiu przez cały rok było jak najwięcej miłości, niekoniecznie ze strony partnera/partnerki, ale też od rodziny, przyjaciół. Z okazji Walentynek powstał ten oto krótki one shot, mam nadzieję, że się Wam on spodoba. Jest on jednocześnie zapowiedzią opowiadania, które prawdopodobnie pojawi się na moim profilu niedługo jako osobna książka, bo mam już napisanych kilka rozdziałów. Byłabym więc wdzięczna, jeśli ocenilibyście jakoś to opowiadanie, powiedzieli, co Wam się podoba, co nie, co mogłabym umieścić lub pominąć, kiedy będę kontynuować to opowiadanie już w osobnej książce. Wszelkie rady są mile widziane UwU

~*~

- Rosja? Naprawdę Timeo, Rosja? - spytałam, kręcąc z niedowierzaniem głową. Chłopak uśmiechnął się.

- Na pewno ci się spodoba - odparł.

- Szczerze w to wątpię - stwierdziłam, opadając na swój fotel. Skrzyżowałam ręce. Byłam na niego nieco zła. Gdy powiedział, że szykuje mi niespodziankę z okazji Walentynek, nie mogłam się doczekać aż do wiem się, co takiego wymyślił. Oczekiwałam czegoś... sama nie wiem czego. Czegoś, co mnie zaskoczy i ucieszy. Na pewno nie oczekiwałam wykupienia wycieczki do Rosji...

- Teraz tak mówisz, ale zmienisz zdanie, kiedy zwiedzimy Plac Czerwony, a na nim na przykład GUM... gwoli ścisłości, to jeden z największych w Rosji, i oczywiście na świecie, domów towarowych. Poza tym jest tam mnóstwo pięknych cerkwi i soborów. Znam twoje zainteresowanie architekturą, ale sama musisz przyznać, że w Paryżu dość już się napatrzyłaś na niewątpliwie piękne, ale stare i tak podobne do siebie katedry i kościoły. Tam zobaczysz całkiem nowe style architektoniczne! Poza tym, jest jeszcze masa innych rzeczy! Na pewno spodoba ci się spacer ulicami Arbat i Nowy Arbat - powiedział Timeo.

- Doprawdy? A co tam jest niby takiego ciekawego? - spytałam. Jego słowa wzbudziły moją ciekawość, ale wciąż byłam na niego zła. Mógł mnie jakoś ostrzec przed tym wszystkim, a nie nagle oświadczać dzień przed, że zaplanował nam podróż do Rosji. Jasne, mogłam się nie zgodzić, tyle że wiedziałam, że Timeo chciał zrobić na mnie dobre wrażenie, zaimponować mi, zrobić coś, co mi się spodoba. A ponadto, wszystko było już zaplanowane i w większości zapłacone. Nie byłam pewna, czy, gdyby nagle wszystko odwołał, zwróciliby mu kasę za to? A nawet jeśli tak, pewnie musiałby sporo się z nimi nawalczyć, żeby zgodzili się na to. Wolałam więc jakoś przemęczyć się dla niego te dwa tygodnie.

- Nowy jest siedzibą władz Rosji, za to Stary Arbat to ulica pełna sztuki! Mnóstwo tam ulicznych artystów, tancerzy, poetów, malarzy, muzyków... Nazywają go nawet moskiewskim Saint-Germaine! A już na pewno spodoba ci się przejażdżka moskiewskim metrem! Wiesz, jakie oni tam mają piękne stacje? Normalnie człowiek czuje się w nich jak w pałacu! - zawołał Timeo. W jego głosie nie dało się nie wyczuć ekscytacji, którą z trudem mógł opanować. Chyba zupełnie nie zrażała go moja niechęć do tego wyjazdu, ale musiałam przyznać, że jego słowa zaczęły mnie pomału przekonywać.

- No ok, ale skąd ty to wszystko w ogóle wiesz? - spytałam.

- Jak to "skąd"? Mówiłem ci przecież, że postawiłem sobie ambitny cel! Chcę być naszym przewodnikiem! - odparł. Następnie sięgnął po swoją podręczną torbę. Przez chwilę czegoś w niej szukał, aż wreszcie wyjął ze środka książkę. Gdy mi ją pokazał spostrzegłam, że jest to przewodnik po Moskwie. - Tak właściwie dzięki tej książce zrodził się w głowie mój plan. Trafiłem na nią raz w księgarni, zacząłem przeglądać, zaciekawiła mnie trochę... Ostatecznie kupiłem ją i czytałem w wolnych chwilach. A gdy zaczęły zbliżać się Walentynki i musiałem wymyślić jakiś prezent dla ciebie, pomogła mi. Dla tak wyjątkowej kobiety jak ty, Ivette, prezent też musiał być wyjątkowy. Poza tym, niestety, nie mogłem zbytnio zaplanować wycieczki do stolicy miłości, bo na co dzień już w niej mieszkamy, więc zwiedzanie Paryża, biorąc pod uwagę, że oboje żyjemy tutaj całe życie, raczej nie byłoby aż tak wspaniałą atrakcją. Postanowiłem zrobić ci więc taką oto niespodziankę! Wycieczka do Moskwy! Dwa tygodnie zwiedzania tego niesamowitego miasta, i to tylko we dwoje. Jak wspomniałem, chciałbym też robić za naszego przewodnika, dlatego poświęcę tych kilka godzin lotu, aby wykuć informacje zawarte w tej książce na pamięć co do słowa - dodał Timeo. Postukał lekko o okładkę książki, na której znajdował się... chyba jakiś kościół. Obróciłam głowę w bok. Napis obok niego głosił, że to Cerkiew Wasyla Błogosławionego. Jeśli w rzeczywistości wyglądała ona choć w połowie tak zachwycająco na ilustracji, byłam gotowa uznać, że nie będzie to aż tak zmarnowana podróż. Spojrzałam ponownie na swojego chłopaka.

- Wow, to naprawdę... Aż nie wiem, co powiedzieć - odparłam. Timeo zabrał książkę i otworzył ją na zaznaczonym okładką fragmencie.

- Nie musisz nic mówić, ważne, żeby ci się spodobało, ma chère* - odparł Timeo. Uśmiechnęłam się do niego lekko, co on odwzajemnił, a zaraz potem skupił się na lekturze. Naprawdę zaczęłam do siebie dopuszczać możliwość, że to nie będą aż tak zmarnowane dwa tygodnie. To, co mówił Timeo, faktycznie brzmiało nie najgorzej. Tym gorzej jednak czułam się z myślą, że gdzieś w luku bagażowym znajdowała się moja walizka z prezentem dla niego, którym był zwykły zegarek. Co prawda trochę się na niego wykosztowałam, nie chciałam kupić mu pierwszego lepszego taniego badziewia, który zepsuje się, zanim na dobre zacznie działać, ale i tak w porównaniu w wykupieniem wycieczki do Moskwy wypadało to marnie. Musiałam coś wymyślić. Oczywiście miałam już kilka planów. Postanowiłam, że zafunduje nam kilka wizyt w restauracjach z tradycyjnym, rosyjskim jedzeniem. Oboje uwielbialiśmy podróżować, a poznawanie potraw popularnych w danym regionie było dla nas stałym i oczywistym elementem wycieczek. 

Ponadto liczyłam, że uda mi się kupić jakąś wspaniałą pamiątkę dla niego, a nad resztą musiałam się jeszcze zastanowić. Timeo skupił więc całą uwagę na czytaniu książki, podczas gdy ja zaczęłam podziwiać widok za oknem. Uwielbiałam to robić w samolocie, tak samo jak uwielbiałam to uczucie, które mi towarzyszyło. Już za niedługo mieliśmy startować, znów miałam poczuć to śmieszne uczucie w brzuchu, później poczuć, jakbym ważyła tonę, kiedy samolot się rozpędza, aby wreszcie unieść się wraz z nim w powietrzu, czując się przy tym jak piórko. A cała ta podróż miała mieć swój finał w Moskwie, która nigdy zbytnio mnie nie interesowała. Teraz jednak słowa Timeo to zmieniły. Nie byłam już zła, byłam podekscytowana tym wszystkim. Wkrótce jednak miało się okazać, że wszystko to, jeżdżenie moskiewskim metrem, zwiedzanie cerkwi, soborów, smakowanie tradycyjnej, rosyjskiej kuchni, nigdy nie będzie miało miejsca.

~*~Życie bywa zaskakujące. Pewnego dnia budzisz się i przygotowujesz się na podróż do Moskwy, która jest niespodzianką zgotowaną ci przez twojego chłopaka. Jesteś niezadowolona, ale z czasem to mija i zaczynasz się nawet cieszysz. Niecierpliwie czekasz, aż znajdziecie się na miejscu i zacznie się wasze wspólne, dwutygodniowe zwiedzanie stolicy Rosji. A koniec końców, nie wiesz nawet jak, lądujesz w obskurnej dziurze, gdzie jest zimno, ciemno, przerażająco, a twój ukochany chłopak, zwykle tak troskliwy, kochający, czuły i opiekuńczy, usiłuje cię zabić.

- Timeo! - zawołałam. - Timeo, błagam cię! Przestań! - dodałam. Obejrzałam się za ramię. Nadal za mną biegł, i nadal nie wyglądał jak on. Jego oczy... pełne były szaleństwa. Inaczej nie potrafiłabym tego nazwać. Wciąż nie mogłam pojąć, jak właściwie do tego doszło. Wszystko było ok, zastanawialiśmy się, jak tutaj trafiliśmy (każde z nas pamiętało, że byliśmy w samolocie, a potem nagle pustka i ocknęliśmy się ponownie tutaj), ile tutaj już jesteśmy (mieliśmy wrażenie, że całą wieczność) i jak stąd wyjść. 

Potem on zupełnie nagle, bez ostrzeżenia i bez powodu rzucił się na mnie, przewrócił mnie, a potem zaczął mnie dusić! Na szczęście jakimś cudem, po długiej szamotaninie, udało mi się przynajmniej go z siebie zrzucić. Wciąż jednak nie wiedziałam, jak przemówić mu do rozumu. Nie rozumiałam, co on wyprawia, ani dlaczego. Coraz bardziej się w tym wszystkim gubiłam. 

Wybiegłam na jakiś korytarz, oświetlony lepiej niż reszta. Rozejrzałam się szybko. Spostrzegłam jakieś drzwi. Bez zastanowienia podbiegłam do nich, szarpnęłam za klamkę. Na szczęście były otwarte. Otworzyłam je i bez namysłu wbiegłam do środka, zatrzaskując je za sobą. Od razu zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu w poszukiwaniu drogi ucieczki albo dobrej kryjówki i dzięki temu szybko spostrzegłam, że trafiłam do... co najmniej dziwnego miejsca. 

To wyglądało jak...sklep z zabawkami. Taki w starym stylu, nie jakiś firmowy sklep z tysiącem takich samych, nudnych, idiotycznych zabawek. To miejsce wyglądało bardziej jak niewielki sklepik, który ktoś sam założył i prowadził. Takie przynajmniej miałam wrażenie, przebywając tam. Podłoga i ściany były drewniane, podobnie jak półki, uginające się pod ciężarem mnóstwa zabawek, głównie misiów i lalek. Nie mogłam się im nie przyglądać, były prześliczne. Wiedziałam jednak, że nie mam na to czasu. 

Podeszłam do jednej z półek, na której spostrzegłam szczególnie piękną lalkę. Nie byłam w stanie się powstrzymać, musiałam jej dotknąć. Ostrożnie podniosłam ją z półki i zaczęłam się jej przyglądać. Było tak, jakby sterowała mną jakaś dziwna siła, która sprawiła, że w pełni zapomniałam o tym, co się tutaj dzieje i co mi grozi. Dopiero hałasy dobiegające zza drzwi, którymi tutaj weszłam, wyrwały mnie z tego dziwnego stanu, w jakim się znalazłam. 

Spojrzałam na drzwi, a wtedy dobiegł zza nich kolejny hałas. Tym razem mogłam go już rozpoznać. To był krzyk. Krzyk Timeo. Brzmiał, jakby coś mu się stało. Niewiele myśląc, od razu pobiegłam z powrotem w stronę niebieskich drzwi. Zupełnie zapomniałam o lalce, którą nadal trzymałam w jednej ręce. Otworzyłam je i... przez chwilę stałam jak wmurowana. Potem ciszę przerwał czyjś okropny, głośny krzyk, a ja dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to mój własny głos. Potem usłyszałam dźwięk, jakby coś się stłukło. Nie miałam pojęcia, co to mogło być, dopóki nie nadepnęłam przypadkiem na coś, co zachrzęściło pod moimi stopami. Spojrzałam w dół. Lalka, którą prawdopodobnie upuściłam, była cała połamana i w kawałkach. Popatrzyłam znów w górę, przed siebie.

- T-timeo - wyjąkałam cicho. Widziałam, jak desperacko walczy o życie, o każdy następny oddech. Jedną rękę trzymał na dłoniach czegoś, co chwyciło go za gardło i uniosło dobrych kilka metrów nad ziemią. Drugą wyciągnął w moją stronę. Widziałam krew ściekającą mu po wardze, widziałam strach w jego oczach, a także desperację i chęć walki o kolejną garść powietrza. Ale widziałam także, jak wszystko to powoli zaczyna znikać. Jak oczy mojego ukochanego zachodzą mgłą, jego ręka, wyciągnięta w moją stronę, bezwładnie opada... Wtedy to coś odwróciło się w moją stronę. Wcześniej widziałam tylko, że to coś wielkiego i czarno-białego. Teraz mogłam spostrzec, że był to wysoki, czarno-biały klown. Właściwie wyglądał bardziej jak nasze francuskie mimy, gdyby nie jego stożkowaty nos. Uśmiechnął się szeroko, ukazując cały rząd ostrych kłów, po czym oblizał je lekko swoim językiem.

- Widzę, że dziś będę miał podwójną zabawę! - zawołał, po czym zaczął się głośno śmiać. Jego śmiech... Brzmiał okropnie. Najpierw śmiał się, głośno i długo, po czym przeszło to w szaleńczy, urywany chichot, a gdy spojrzał na mnie, na nowo zaczął się śmiać. A ja stałam tam, sparaliżowana strachem, próbując zrozumieć, co się właśnie dzieje.

- To sen - powiedziałam cicho, sama do siebie. - To musi być sen - powtórzyłam. Cofnęłam się, aż natrafiłam na drzwi, o które się oparłam. Wtedy ta kreatura przestała się śmiać i popatrzyła wprost na mnie. O ile już sam jej śmiech mnie przerażał, tak teraz omal nie umarłam ze strachu. Jego wzrok... nie wróżył nic dobrego. Jego spojrzenie przywodziło na myśl wzrok wygłodniałego wilka, który trafił na bezbronne jagnię.

- Och, moja droga, zapewniam cię, że to nie sen! Tak wspaniała zabawa nie mogłaby być "tylko snem"! Zaraz się przekonasz, tak samo jak twój kolega, jak fajnie można się ze mną bawić! - zawołała kreatura. Potem spojrzał na Timeo, którego nadal bez problemy trzymał ponad ziemią. - Muszę przyznać, że te nowe cukierki działają naprawdę ciekawie... Jeśli podam je większej liczbie osób, to będzie wspaniała zabawa, obserwować, jak dostają szału, mają mordercze zapędy i próbują wybić siebie nawzajem - nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że stwór mówi bardziej do siebie niż do mnie. 

Korzystając z tego, że wydawał się stracić na razie mną zainteresowanie, zaczęłam się wycofywać do sklepu. Wtedy jednak znów nadepnęłam niechcący na pozostałości lalki. Przerażający klown natychmiast zwrócił się znów w moją stronę i ponownie posłał mi ten okropny uśmiech. - Chcesz odejść? Nie chcesz się pobawić? Znam wiele fajnych zabaw - powiedział. Potem zrobił coś okropnego. Odrzucił na bok Timeo, jakby ten był tylko workiem kartofli. Zasłoniłam usta, ale nie byłam w stanie powstrzymać się przed kolejnym krzykiem, który przeszedł po chwili w głośne łkanie. Jak on mógł to zrobić? I co on właściwie zrobił mojemu Timeo? Dlaczego jemu? Dlaczego nam? Jak my tutaj trafiliśmy? Czy to się kiedyś skończy? Nie miałam niestety czasu myśleć o tym wszystkim, bo klown zaczął się do mnie zbliżać. - Potrafię bawić się w wyrywanie zębów, miażdżenie kości, wypruwanie flaków... O, jeśli o flakach mowa... - potwór na chwilę przerwał. Znajdował się już praktycznie przede mną. 

Chyba właśnie ta jego bliskość na mnie podziałała i byłam w stanie wreszcie jakoś zareagować. Zaczęłam szybkim krokiem cofać się do sklepu. - Potrafię robić balonowe zwierzątka z jelit, z chęcią ci pokażę! Będziesz moim materiałem, dobrze?! - zawołał. Znów zaczął chichotać. Wyciągnął swoją długą, zakończoną pazurami rękę w moją stronę. Zapewne bez problemu by mnie złapał, gdyby ktoś mi nie pomógł. Poczułam na ramieniu dłoń, która odciągnęła mnie do tyłu. Potem na kogoś wpadłam.

- To nie jest twój teren - powiedział męski głos, dochodzący zza moich pleców. Obejrzałam się ostrożnie przez ramię. Za mną stał mężczyzna. Był wysoki, dość dobrze zbudowany. Oprócz tego rzuciło mi się w oczy, że miał dość nietypowy kolor włosów, bo czerwony. Spojrzałam z powrotem na tego klowna. Z jego twarzy zniknął uśmiech. Przyglądał się przez chwilę mężczyźnie, który stał za mną.

 - Wykończyłem już jej znajomego, daj mi więc dokończyć - powiedział klown.

- Nie masz tutaj prawa niczego "kończyć". Mój sklep, to mój sklep i mój rewir, a nie twój lunapark czy wytwórnia cukierków, nie masz tutaj władzy ani nawet prawa przebywać. Nie możesz nawet tutaj wejść, żeby ją stąd zabrać - powiedział mężczyzna. Jego słowa zaskoczyły mnie, ale nieco i dodały otuchy. Nadal byłam przerażona, nie wiedziałam co to za miejsce ani kim oni są, martwiłam się o Timeo, ale zauważyłam przynajmniej, że klown naprawdę zatrzymał się przed sklepem i nie wyglądał, jakby zamierzał do niego wejść. Na twarzy potwora pojawił się grymas niezadowolenia.

- Oni trafili najpierw na mój teren, to ja powinienem móc się nimi zająć! - zawołał klown.

- Przykro mi, ale ona już nie jest na twoim terenie, więc nie zajmiesz się nią. Znasz zasady - powiedział mężczyzna. Potwór prychnął cicho. 

- To nie fair, powinienem mieć do tego prawo! - odparł klown. Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, odwrócił się i zaczął odchodzić.

- Masz wszelkie prawa na swoim terytorium. Od mojego sklepu się odczep - powiedział za nim mężczyzna. Klown jednak nic więcej nie odpowiedział. Wkrótce jego sylwetka zniknęła w mroku jednego z korytarzy. Na jedną krótką chwilę odetchnęłam z ulgą. Zaraz jednak to się zmieniło. Poczułam, jak chwyt na moim ramieniu przybiera na sile. Potem nagle mężczyzna odwrócił mnie tak, że stanęłam twarzą do niego. Przyjrzał mi się uważnie, wzrokiem kogoś, kto ocenia i planuje. - Hm... Zniszczyłaś moją Isabelle, która była naprawdę piękną lalką. Ale chyba nadasz się na zastępstwo za nią. Muszę tylko cię naprawić - powiedział. Ostatnie zdanie wypowiedział naprawdę cichym, mrocznym tonem. Od razu wróciło moje przerażenie. Jego włosy zaczęły powoli tracić kolor, stawały się białe, a oczy zaświeciły się na zielono! Chciałam się odwrócić i uciec, ale mężczyzna mocno mnie trzymał. Miał też mnóstwo siły. Mimo moich prób wyrwania się, zaczął mnie gdzieś za sobą ciągnąć. 

ma chere - moja droga

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top