Specjał Z Okazji Karnawału

- Impreza jak każda inna - stwierdził obojętnie Candy, odwracając głowę w stronę okna. W tej samej chwili jednak jego siostra Cane chwyciła go za brodę i odwróciła z powrotem w swoją stronę.

- Nie wierć się tak, trudno jest malować na żywym płótnie, więc mi tego dodatkowo nie utrudniaj - powiedziała.

- Sam mógłbym się pomalować, umiem to doskonale! - zawołał jej oburzony brat.

- Zamoczyć ryj w farbie to każdy potrafi, ale wykonać prawdziwe makijażowe dzieło sztuki jest dużo trudniej, więc po pierwsze nie gadaj już tyle i nie kręć się, a po drugie pamiętaj, że przegrałeś zakład i obiecałeś, że będę mogła cię pomalować na naszą imprezę karnawałową. I że całą spędzisz w makijażu zrobionym przeze mnie - powiedziała Cane, po czym odsunęła się od Candy'ego, aby zmienić swoje narzędzie pracy (czyt. pędzelek) na nieco inny.

- Tak, ale to było pół roku temu! Gdybyś była dobrą i kochaną siostrą, dawno byś o tym zapomniała i nie robiła ze mnie pośmiewiska!

- Wygrałam zakład, więc chcę mieć swoją nagrodę, a ty mogłeś o tym myśleć, zanim stwierdziłeś, że dasz radę zjeść kilogram cukierków Jack'a - stwierdziła ze spokojem Cane.

- Byłem pijany! - zawołał Candy.

- A to już nie mój problem. I, jak wszyscy dobrze wiemy, tym gorzej to się skończyło dla ciebie. Następnym razem może pomyślisz zanim połączysz wódę i silne narkotyki czy inne gówno, może i nie umrzesz z powodu przedawkowania czy zatrucia, ale to nie oznacza, że nie odczujesz tego skutków - powiedziała Cane, starając się mówić jak najbardziej wyniosłym i umoralniającym tonem, gdyż wiedziała, że to właśnie najmocniej denerwuje Candy'ego.

- Skompromitujesz mnie milionem penisów, które namalujesz na mojej twarzy, mam rację? - zapytał jej brat, któremu jakimś cudem udało się zignorować jej zaczepkę.

- Skompromitujesz to ty się zawsze sam bez niczyjej pomocy - odparła, wracając do malowania jego twarzy. Potrwało to jeszcze kilka minut i w końcu Cane odsunęła się od Candy'ego i pozwoliła mu zobaczyć swoje dzieło. Błazen odwrócił się na obrotowym krześle w stronę lustra i aż krzyknął. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, co zrobiła jego siostra.

- Moja twarz! Coś ty zrobiła z moją twarzą! - zawołał z przerażeniem. Dotknął swoich policzków, ale Cane szybko kazała mu opuścić ręce, żeby nie zepsuł efektów jej pracy. - Tego się już nie da bardziej zepsuć - stwierdził załamany błazen. Spojrzał na niezwykle zadowoloną z siebie i uśmiechniętą Cane, a potem znów na swoje odbicie w lustrze. Na jednej połowie twarzy miał jakieś kolorowe wywijasy z namalowanymi kwiatkami, a na drugiej tęcze po której chyba biegł jednorożec. Candy nie odczuwał potrzeby przekonywania się, czy tak właśnie jest. Na jednym policzku miał kolorowego motyla, a na drugim uśmiechnięte słoneczko. - Oni mnie zjedzą, jeśli tak się im pokażę. Zniszczą mnie i nic ze mnie nie zostanie. Idę to zmyć! - powiedział, po czym wstał. Jego siostra jednak chwyciła go mocno i powstrzymała przed pójściem gdziekolwiek.

- Nie ma mowy! Nagroda to nagroda, a ty masz do wyboru albo wypełnić swoją obietnicę, albo jej nie wypełnić, ale wtedy ja opowiem wszystkim o najbardziej żenującej historii twojego życia - powiedziała Cane i uśmiechnęła się złośliwie.

- Chyba nie mówisz o historii z kondomem, długopisem i zapalniczką? - spytał z przerażeniem jej brat.

- Mówię właśnie o tej historii - odpowiedziała Cane, nadal z tym samym uśmiechem na twarzy.

- Nikt ci nie uwierzy! - zawołał Candy.

- Możemy się przekonać - stwierdziła jego siostra, siląc się na miły, ironiczny ton. Błazen pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Jesteś najgorszą siostrą na świecie i do tego wszystkiego pragniesz zniszczenia dobrej reputacji swojego brata - powiedział z wyrzutem. Cane zaśmiała się głośno.

- Nie da się zniszczyć czegoś, co nigdy nie istniało, nie istnieje i nie będzie istnieć - powiedziała z wrednym uśmiechem, gdy już uspokoiła się na tyle, że była w stanie mówić. Candy posłał jej wściekłe spojrzenie, co jeszcze bardziej ją rozbawiło, mimo że wiedziała, iż oznacza to, że jej brat na pewno jakoś okropnie się na niej zemści. Ale wzajemne wycinanie sobie kawałów było już u nich normą.

~*~

- Aaaaaahahahajkghhhhhhhhhhaaaaaaa!

- Coś mówiłeś, czy kot zdycha pod drzwiami? - spytała Jill, wychyliwszy się na chwilę z łazienki. Jack, który do tej pory leżał na wznak na łóżku, usiadł na nim.

- Nie! To byłem ja! Wyrażam swoje niezadowolenie spowodowane tym, ile czasu się szykujesz! To trwa już dwie godziny, a zaraz musimy wychodzić, jeśli nie chcemy się spóźnić na tą imprezę karnawałową, na którą tak bardzo chciałaś iść! - zawołała z pretensją klown. Jill popatrzyła na mnie obojętnie.

- Nie poganiaj mnie, bo się zdenerwuję, zestresuję i będę się szykować jeszcze dłużej - odparła dziewczyna, wracając do łazienki.

- Jill! Co tym tam do cholery tak długo robisz?! Serio pytam! Przecież chyba się nie malujesz? Jesteś czarno-biała, żeby się umalować, musiałabyś zanurzyć całą głowę we wiadrze farby - odparł z lekką złością. Chwilę później Jill ponownie wyjrzała z łazienki i Jack już po jej minie zrozumiał, że przeholował.

- Przesadziłeś! Nigdzie nie idę! - wrzasnęła i wróciła do łazienki, najpewniej albo płakać, albo poszukać sposobu, żeby się wyżyć. Jack westchnął, odczekał chwilę, po czym wstał i poszedł do łazienki. Wiedział, że musi teraz przeprosić Jill i błagać ją o wybaczenie, mimo że to ona, nie on, chciała iść na tą zabawę. Ale wiedział też, że jeśli nie pójdą na tą imprezę, to Jill już od następnego dnia zacznie strzelać focha i złościć się, że nie poszli tam przez niego, bo on ją obraził i odebrał jej ochotę do zabawy. Klown zapukał lekko w drzwi.

- Jill? Przyspiesz swoje przygotowania i zaraz wychodzimy - powiedział.

- Nigdzie nie idę! - zawołała dziewczyna.

- No przepraszam no!

- Wsadź sobie w dupę to "przepraszam"!

- Jill, naprawdę cię przepraszam! No wiem, przesadziłem, ale żałuję, naprawdę. I widzisz? Naprawdę zauważyłem swój błąd, bo przeprosiłem od razu. Już dwa razy - powiedział pewnie. Na chwilę zapanowała cisza.

- A co zrobisz, jak ci nie wybaczę i jednak nigdzie nie pójdziemy? - zapytała w końcu Jill. Choć Jack jej nie widział, już po tonie jej głosu poznał, że dziewczyna przestała się na niego gniewać. Zazwyczaj łatwo było ją udobruchać, gdy znało się już dość dobrze jej instrukcję obsługi, a on znał ją doskonale.

- Rozdrapię drzwi pazurami i sam cię umaluję. Będziesz musiała znieść całą zabawę z moim dziełem na twarzy. I jeszcze będziesz musiała naprawić drzwi - powiedział. Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Usłyszał, że Jill w łazience też zaczęła się śmiać.

- Daj mi jeszcze pięć minut i będę gotowa! - zawołała po chwili.

~*~

- Masky, Masky, Masky, Maksy, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky, Masky - Masky dzielnie znosił zaczepki Toby'ego, ale Hoodie, który obserwował to wszystko z drugiego końca spokoju wiedział, że zaraz skończy się to prawdziwą tragedią. Nie mylił się. Masky w końcu nie wytrzymał, rzucił się na Toby'ego, który zaczął spierdalać, co poskutkowało tym, że w całej tej gonitwie zniszczyli część dekoracji. Hoodie westchnął i zaczął je poprawiać. Przynajmniej Masky i Toby wybiegli z domu na zewnątrz, więc tymczasowo nie musiał się martwić, czy nic tutaj nie zepsują. Akurat gdy skończył pojawił się podekscytowany Offenderman. To on zaproponował pomysł zrobienia imprezy i tak długo truł o to dupę bratu, że Slenderman w końcu dla świętego spokoju się zgodził. Podobno Offenderman chciał też zamówić na zabawę kilkanaście striptizerek poprzebieranych w różne stroje (w czym poparł go oczywiście Candy Pop), ale na to już Slenderman nie zgodził się, nieważne jak bardzo jego brat maltretował go prośbami. W każdym razie, mimo to, Offenderman czuł się bardzo odpowiedzialny za imprezę karnawałową. Chciał, żeby przeszła do historii (czego Slenderman chyba najbardziej się obawiał) i, co za tym idzie, pilnował, aby wszystko poszło jak najlepiej. Widząc, że z dekoracjami i ogółem z pokojami jest wszystko dobrze, poszedł  jeszcze sprawdzić, jak idą przygotowania w kuchni. Niczego dobrego nie zapowiadały hałasy, które usłyszał, kierując się tam. Dźwięki brzmiały, jakby ktoś zarzynał świnie. A, z tego co wiedział, świnia ani żadne inne zwierzę, które wcześniej trzeba byłoby zabić nie znajdowało się dziś w jadłospisie. Przyspieszył, a gdy wszedł, ledwo uchylił się przed lecącym w jego stroję nożem, który ostatecznie wbił się w ścianę.

- Trzymajcie ją! Clockwork, Jack, odciągnijcie ją i na ziemię! - zawołała Judge. Chwilę później razem z Benem podbiegła do Jane, której chyba chcieli pomóc wstać, dziewczyna jednak odrzuciła ich pomoc i wstała o własnych siłach, podczas gdy Eyeless Jack i Clockwork przytrzymywali wyrywającą się Ninę. Offenderman westchnął.

- Niech zgadnę. Jane obraziła lub groziła Jeffowi i teraz Nina postanowiła się zemścić? - spytał.

- Strzał w dziesiątkę! Ale nie pozostanę jej dłużna! Nie dam sobą pomiatać! Już po tobie, słyszałaś, suko?! - wrzasnęła Jane. Wiadome było, iż jest gotowa spełnić swoją karę.

- Dobrze już, dobrze, ja się tym zajmę - powiedział Offenderman. Wyprzedził Jane i jako pierwszy podszedł do wyrywającej się, przygwożdżonej siłą do podłogi Niny. Wszyscy zastygli w oczekiwaniu na to, co zrobi brat Slenderamana. Ten kazał się odsunąć Jack'owi i Clockwork, co oni zrobili, choć z lekkim wahaniem, a następnie, zanim Nina zdążyła wstać i rzucić się na Jane, oplótł ją w pasie swoimi mackami i podniósł ją w górę. Dziewczyna natychmiast zaczęła jeszcze głośniej krzyczeć, aby Offenderman ją zostawił.

- Zaraz jej wbiję nóż w gardło, jeżeli się nie uciszy! - wrzasnęła Jane.

- Spokojnie, ja się nią zajmę - powiedział ze spokojem Offenderman, kierując się w stronę drzwi.

- Jak? - spytał Jack.

- Zgwałcę ją - odparł Offenderman i wyszedł z kuchni, zostawiając za sobą zgraję osób, które zastanawiały się, czy mówił na serio. Ostatecznie jednak nikt zbytnio nie przepadał za Niną i nikt jej nie współczuł, więc dość szybko wrócili do swoich obowiązków.

~*~

- Błagam, proszę, błagam, zrobię wszystko, co tylko zechcesz, tylko mnie wypuść! Nikomu nie powiem! - zawołała zrozpaczonym głosem dziewczyna. Nadal próbowała się wyrwać, hałasując przy tym nieznośnie łańcuchami, co doprowadzało go do szału. Starał się jednak nie zwracać na nią na razie uwagi, oceniał stan swojej nowej, białej koszuli oraz czy da się ją jeszcze uratować. Dziś niestety dowiedział się od swojej nowej przyjaciółki, że ta zamierza wyjechać na weekend z innymi znajomymi, a on przecież nie mógł na to pozwolić. Musiał działać. Musiał szybko ją przy sobie zatrzymać i naprawić, aby zrozumiała, że prawdziwych przyjaciół nie porzuca się nigdy nawet na chwilę. Z tego powodu, choć był już prawie gotów do wyjścia, musiał się nią zająć. A jego nowa przyjaciółka i przyszła lalka jak zwykle nie doceniła jego poświęcenia, zaczęła się wyrywać i podarła mu przy tym nową koszulę. Będę musiał się przebrać - pomyślał ze złością Jason. Już mieli mało czasu, a co dopiero po tym wszystkim. Jakby wyczuwając jak bardzo sytuacja jest zła, w piwnicy pojawił się Puppeteer. Dziewczyna pomyślała przez jedną, króciutką chwilę, że może właśnie oto nadeszło jej wybawienie, ale porzuciła tę myśl gdy tylko ujrzała, jak ta nowa postać wygląda. Krzyknęła jeszcze głośniej z przerażenia, gdy zdała sobie sprawę, że w piwnicy na domiar złego pojawiło się teraz jeszcze to szare coś, które lewituje i świeci jak lampka. Puppeteer spojrzał na nią obojętnie, był w końcu przyzwyczajony do takich, a nawet jeszcze gorszych lub ciekawszych widoków, więc nie zrobiło to na nim wielkiego wrażenia.

- Zamierzasz teraz robić lalkę? Zaraz musimy wychodzić, jeśli nie chcemy się spóźnić - powiedział marionetkarz. Jason odwrócił się ze złością w jego stronę i spojrzenia ich świecących oczu się spotkały. Jego oczywiście świeciły na żółto, Jasona na zielono.

- Nie zamierzałem! Myślałem, że nie będę musiał jej naprawiać, ale ona chciała mnie zostawić! - odparł lalkarz.

- Jesteś popierdolony, wypuść mnie, słyszysz?! - wrzasnęła dziewczyna, ponownie przypominając im o swojej obecności. Jason odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią ze złością, a ona, widząc go znowu tak odmienionego, na chwilę zamilkła z czystego przerażenia. Lalkarz zwrócił się znów w stronę Puppeteera. - Tak jak nigdy nie chciałem iść na tę głupią...zabawę. Po co? Aby obserwować, jak połowa z nich się spije, Offenderman i Candy będą się przystawiać do wszystkiego, co się rusza, Jack i Jill naćpają wszystkich cukierkami z dodatkami, drugi Jack będzie się wykłócał z Toby'm, czy lepsze są nerki, czy gofry, a na koniec Jeff wywoła katastrofę samą swoją obecnością, bo działa na Jane jak płachta na byka, a na Ninę jak wibrator na niewyżytą seksualnie porąbaną fangirl, którą zresztą ona jest - powiedział Jason. Puppeteer nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, przez który z jego ust zaczęła się sączyć odrobiny światła.

- Mi też się to wszystko nie podoba, ale lepiej utrzymywać dobre stosunki ze Slendermanem. Wiesz co? Mam propozycję. Ja zajmę się twoją lalką... - tu musieli na chwilę przerwać, gdyż dziewczyna zaczęła na nowo krzyczeć i Jason uciszył ją chwilowo grożąc, że albo się zamknie, albo straci język. - Tak więc, kontynuując, ja mogę się zająć twoją lalką, a ty pójdziesz się przebrać - dodał Puppeteer, wskazując na poszarpaną koszulę swojego przyjaciela.

- Jak się nią zajmiesz? - zapytał Jason, dla którego bardzo ważne było jak najlepsze i najdelikatniejsze obchodzenie się z materiałem, z którego zamierzał zrobić lalkę. Choć ostatecznie, jeśli komuś miałby oddać pod opiekę swoją lalkę czy dziewczynę, z której zamierza dopiero zrobić lalkę, to chyba właśnie Puppeteerowi. Znał go trochę i wiedział, że może mu w miarę ufać, a do tego Puppeteer miał nieco podobne zajęcie jak Jason i znał się na rzeczy. Marionetkarz wzruszył ramionami.

- Zabiję ją i zabezpieczę, żeby nic jej się nie stało i żeby przypadkiem się nie zepsuła. Ty się w tym czasie uszykujesz. Pójdziemy tam, pokażemy się, będziemy przez chwilę dla wszystkich w miarę mili, a potem wrócimy i każdy będzie mógł zająć się swoją robotą, co ty na to? - spytał Puppeteer. Na szczęście w trakcie całej tej rozmowy Jason miał czas, aby nieco ochłonąć. Do tego pomysł marionetkarza nie wydał mu się wcale aż tak zły, skoro musieli dla świętego spokoju zjawić się na imprezie w Rezydencji, więc ostatecznie uspokoił się jeszcze bardziej. Zanim to przemyślał, wrócił już do swojej normalnej, ludzkiej formy.

- Myślę, że to może być dobry pomysł - powiedział.

- Czyli ustalone. Świetnie! To ja idę się zająć naszym nowym gościem - odparł marionetkarz. Minął zabawkarza i skierował się w stronę ogromnego stołu, do którego przykuta była łańcuchami owa dziewczyna. Jason spojrzał na nich przez chwilę, akurat żeby zobaczyć, jak ta na nowo zaczyna krzyczeć, płakać i błagać o życie i litość (ludzie zawsze okropnie bali się naprawy i się przed nią wzbraniali, nie rozumiejąc, że to ich ostatnia szansa, aby stali się doskonali), po czym skierował się w stronę schodów i zaczął wchodzić po nich na górę. Usłyszał jeszcze, jak błagania ze strony dziewczyny ustają, za to wzmagają się krzyki, jakby ktoś...ją mordował. Chwilę później krzyki się urwały, a Jason odwrócił się jeszcze raz, zaciekawiony, jaką metodę zabijania wybrał Puppeteer. Miał tylko nadzieję, że nie uszkodził mu w żaden sposób lalki. Na szczęście jednak nie, jak to miał w zwyczaju, użył swoich złotych nici, aby szybko przebić jej ciało i zapewne przeciąć najważniejsze tętnice i żyły. To nie zostawiało wiele śladów, a nawet jeśli, łatwo dało się je usunąć podczas naprawy, więc już niemal całkiem spokojny Jason wrócił do swojego pokoju, gdzie jak najszybciej się przebrał. Parę minut później spotkał się w holu z Puppeteerem.

- Zrobiłeś wszystko jak należy? - zapytał już na samym początku zabawkarz. Marionetkarz uśmiechnął się.

- Spokojnie. Nie ma mowy, że zrobiłem coś źle, a jeśli tak, to sam odetnę sobie za karę swoje sznurki - odparł. Jason popatrzył na niego z zaskoczeniem.

- Jesteś dziś nad wyraz pewny siebie i wesoły. Normalnie jak nie ty. Zaraz zacznę podejrzewać, że to widmo karnawałowej imprezy u Slendermana tak cię uszczęśliwia. A może najdzie cię jeszcze ochota i przebierzesz się za jakąś wróżkę? Księżniczkę? O, albo już mam! Przebierz się za...

- Nie mów tego! Nawet nie próbuj! - zawołał nagle zdenerwowany Puppeteer. Światło wydobywające się z jego oczu lekko przygasło, jak zawsze, gdy był zły.

-...lampkę. Albo nawiedzoną latarkę. Lub świecznik z Czarnobyla - dokończył Jason.

- Nie wybierałem sobie swojej formy jako duch, nie moja wina, że jestem, jaki jestem! - odparł marionetkarz, co wywołało krótki wybuch śmiechu u lalkarza.

- Wredny jesteś, ty stary, prawie trzystuletni dziadzie! - stwierdził Puppeteer. Na początku chciał jeszcze dodać, że teraz już wiem, dlaczego nikt nie chce się z nim zaprzyjaźnić, ale na szczęście w porę się powstrzymał. Nazwanie go "starym, prawie trzystuletnim dziadem" Jason by jeszcze zniósł podczas takiego wzajemnego, przyjacielskiego dogryzania sobie. Jakiekolwiek nawiązanie do jego lalek, przyjaciół lub ogółem przyjaźni skończyłoby się za to wkurwem Jasona, awanturą i tym, że Puppeteer musiałby odbyć walkę z lalkarzem o własne życie, żeby samemu nie stać się za karę jego lalką i zniknąć na kilka dni, aby Jason mógł ochłonąć. Lepiej więc jednak było nie ryzykować i nie poruszać przy nim, nawet w żartach, a właściwie to zwłaszcza w żartach, tematu przyjaźni.

- Wolę być starym, wrednym dziadem niż żarówką - odparł z irytującym uśmiechem Jason. Puppeteer mimo woli też się uśmiechnął. Dziś miał faktycznie dobry humor i złość długo się go nie trzymała.

- Dla twojej informacji, znalazłem sobie ciężko chorą na depresję, a tym samym pożywną dla mnie ofiarę. Więc, skoro posiliłem się dość dobrze jej cierpieniem i smutkiem, to mam dobry humor. W życiu nie cieszyłbym się z imprezy karnawałowej Offendermana zorganizowanej u Slendermana. A teraz lepiej chodźmy. Wiem, że bardzo chciałbyś włożyć sukienkę Kopciuszka i udawać jego lalkową (dop. aut. Takie słowo w ogóle istnieje? XD) wersję, ale niestety nie mamy już czasu - powiedział Puppeteer. Kilka minut później wyruszyli w stronę Rezydencji Slendermana, uprzednio zamykając sklep Jasona i umilając sobie drogę kolejnymi ripostami. Zapowiadała się naprawdę ciekawa impreza karnawałowa creepypast.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top