List od matki

Ostatnimi czasy pojawia się coś sporo one-shotów o Candy'm, jego bliskich i rodzinie, ale cóż, nie moja wina, że mnie tak ich historia inspiruje. Tak czy inaczej, cieszę się, że wyrobiłam się na czas z tym opowiadaniem i mogę je jeszcze dziś opublikować, dedykując mojej znajomej Creepy_Fallen_Angel4. Po pierwsze, jesteś jedną z niewielu osób, z która mogę gadać o Umbrze. Po drugie, chciałabym ci jeszcze raz złożyć życzenia z okazji urodzin! Jeszcze raz dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, radości w życiu, spełnienia marzeń, mnóstwo weny, aby zawsze otaczali cię wspaniali, dobrzy, szczerzy ludzie, abyś miała wielu prawdziwych przyjaciół, abyś zawsze miała siłę i wiarę w siebie i swoje umiejętności i aby powodziło ci się w życiu! Ten rozdział to taki mój "prezent urodzinowy" dla ciebie, bo nic innego nie mogę ci niestety dać. Mam nadzieję, że spodoba ci się choć trochę UwU 

Zelfger spoczął przy ognisku, chcąc trochę się ogrzać. Zaczął się też przysłuchiwać rozmowie pozostałych żołnierzy. Sam nie za bardzo miał ochotę się udzielać. Podzielał ich złość i rozgoryczenie wynikające z faktu, że król wysłał ich na jakąś śmieszną misję właśnie w to miejsce, ale nie miał już nawet sił narzekać. Ze znużeniem przysłuchiwał się rozmowie, czekając na swoją kolej do pełnienia warty. Zapewne w ten sposób minąłby mu ten czas, a po warcie udał się na spoczynek, by za dnia zbadać to nudne miejsce, jak zażyczył sobie tego król. Los miał jednak widocznie inne plany. Siedząc najbardziej na skraju ogniska, z łatwością zauważył, że ktoś oddalił się od ich obozowiska. Spojrzał jeszcze raz na swoich pozostałych towarzyszy, po czym wstał i, niezauważony przez nikogo, oddalił się, aby sprawdzić, kto to jest.

- Ej! - zawołał, gdy już znalazł się nieco bliżej tej postaci. Nie doczekał się jednak z jej strony żadnej reakcji. Z tej odległości z łatwością jednak rozpoznał w tej osobie dhokkalfer. - Ej, ty! Zatrzymaj się! - dodał. Postać tym razem usłyszała jego słowa. Dhokkalfer zatrzymał się i odwrócił w stronę Zelfgera. - Morailus? - spytał dhokkalfer, widząc swojego towarzysza. - Co ty tutaj robisz?

Morailus, widząc Zelfgera, uśmiechnął się, po czym podszedł do niego pewnym krokiem.

- Zwiedzam, przyjacielu. Po prostu zwiedzam - odparł. Zelfger zmierzył go uważnym, sceptycznym spojrzeniem.

- Znowu się wygłupiasz? - spytał.

- Ja? Jakże bym śmiał? - odparł Morailus, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek, co tylko bardziej wkurzyło Zelfgera. Morailus otrzymał imię po ich poprzednim, wspaniałym władcy, i zupełnie nie potrafił tego docenić ani uszanować. Zamiast zachowywać się z godnością, jak przystało na kogoś, kto ma nad sobą tak wspaniałego opiekuna, jak ich poprzedni król, Morailus zwykle robił z siebie błazna, żartując, bawiąc się i zupełnie nie przywiązując uwago do... do niczego, właściwie. Zelfger był zupełnie inny i nie mógł zrozumieć, jak Morailus może w ogóle żyć w ten sposób. Mimo to los związał ich ze sobą nierozerwalnie. Już jako dzieci byli sąsiadami, razem odbywali nauki, a potem przysposobienie do służby w armii króla. I nawet trafili do wspólnej jednostki, co nie było zaskakujące. To z kolei oznaczało, że często byli razem wysyłani na misje. Przez to, ile dzielili wspólnych wspomnień, mimo że mieli zupełnie inne podejście do życia, dogadywali się doskonale i byli dla siebie swego rodzaju wsparciem, zwłaszcza w początkach służby, co bardzo ich do siebie zbliżyło.

- Zachowaj ten sarkazm dla kogoś innego. Co tak naprawdę planujesz? - spytał Zelfger. Morailus przewrócił oczami.

- To, co ci powiedziałem. Pozwiedzać - odparł.

- W jakim sensie? - spytał Zelfger, nie kryjąc swojej niechęci do tego, co zaplanował jego przyjaciel. Czymkolwiek to dokładnie było. Mimo to, był też odrobinę ciekaw, co wymyślił on tym razem.

- Nie wierzę, że tak mądrej osobie jak ty trzeba to tłumaczyć. Spójrz na to miejsce! Rozejrzyj się! Król wysłał nas na jakieś genyrskie zadupie, żebyśmy bawili się w przeszukiwanie zgliszcz ich wioski w poszukiwaniu... no właśnie, czego? Nawet tego nie wiemy. Kazał nam jedynie przeszukać to miejsce, w celu znalezienia wskazówek co do tego, kim była istota, która zaatakowała genyry. Oraz w celu pozyskania informacji, jak obecnie wygląda wioska genyrów, czy nie ma tutaj genyrów, które jakimś cudem przeżyły atak i potrzebują pomocy i czy nikt inny nie zjawił się w tym miejscu. Śmiech na sali, nasz król po prostu chce dalej pomagać genyrom, jakby nie wystarczyło już to, że przygarnęliśmy ich do siebie! Mogą żyć w naszym królestwie, a on chce jeszcze odbudowywać im ich wioskę - powiedział Morailus.

- Podobno ma też w planach przysłanie tutaj na stałe straży, która będzie pilnowała zgliszcz tej wioski. Też mi się to nie podoba - stwierdził Zelfger.

- No właśnie! A my musimy tutaj siedzieć i zanudzać się na śmierć? Nie! Możemy oprócz tego pozwiedzać trochę to miejsce... Wiesz, odkryć jego tajemnice, zanim zrobi to reszta naszych towarzyszy. Genyry uciekały i ginęły szybko, nie miały czasu uratować cennych rzeczy, osobistych pamiątek, wiadomości... Nie jesteś ciekaw, o czym te marne istotki mówiły między sobą? Czy zostało tutaj jeszcze coś po nich? - spytał Morailus. Zelfger zamyślił się.

- Właściwie... Właściwie to... Sam nie wiem. Nie wiem, czy powinniśmy coś takiego robić. Mamy w końcu zadanie do wypełnienia, jakie by ono nie było...

- Wrócimy, zanim nadejdzie kolej warty któregokolwiek z nas. Potem odbędziemy wartę, prześpimy się i zajmiemy naszym zadaniem - odparł Morailus. Zelfger nadal jednak nie wydawał się do końca przekonany. Od zawsze był służbistą. Motailus postanowił nie czekać dłużej. Chwycił przyjaciela za rękę i pociągnął kawałek za sobą. - No chodź, nie daj się błagać! - zawołał przy tym.

- No dobrze, już dobrze, pójdę z tobą, ale puść mnie! - zawołał Zleger, wyrywając się Morailusowi. Potem, nadal z lekką niechęcią, zaczął iść obok przyjaciela. Nie znosił robić tego, co ktoś mu każe, poza służbą oczywiście, a teraz czuł się dokładnie tak, jakby Morailus zmuszał go do czegoś wbrew jego woli. Mimo to jednak jakaś część jego wolała to, niż nudzenie się przy ognisku i wysłuchiwanie narzekania pozostałych żołnierzy. - To od czego właściwie chcesz zacząć? - spytał Zelfger. Morailus wzruszył ramionami.

- Bo ja wiem? Nie mam jakiegoś konkretnego planu. Po prostu chcę sprawdzić kilka domów. Liczę na to, że trafimy na coś godnego uwagi - odparł dhokkalfer. Jego towarzysz westchnął ciężko. Już kiedy otrzymał informację na temat nowej misji, która go czekała wraz z resztą żołnierzy wiedział, będzie to jedna z najgorszych. Nie najgroźniejsza, ale zdecydowanie najgorsza. I teraz tylko się w tym upewniał.

~*~

- A więc tego chciałeś? Pobawić się w śmieciach? - spytał dhokkalfer, krzyżując ręce i krytycznym wzrokiem przyglądając się towarzyszowi. Moiralius właśnie chodził między jakimiś zgliszczami i wyglądał, jakby czegoś szukał.

- Nie marudź! Na pewno znajdziemy tutaj coś wartego uwagi! - odparł.

- Tak, nawet wiem co. Pająki, węże, szczury, lisy, śmieci... Wymieniać dalej? - spytał Zelfger.

- Daruj sobie te złośliwości - powiedział Moiralius. Następnie schylił się po jakiś przedmiot, który przykuł jego uwagę. Zabłyszczał w świetle księżyca, ale gdy go podniósł, przekonał się, że to zwykła, malowana waza.

- Ooo, nasz poszukiwacz skarbów wreszcie znalazł swój drogocenny skarb? - spytał Zelfger, zjawiając się obok Moiraliusa. - A cóż to takiego? Drogocenna waza? Starożytny artefakt? A może zwykłe naczynie, w którymś jakaś genyrka zwykła wiele lat temu przygotowywać te ich owocowe sałatki, którymi się żywią? Opcji jest naprawdę wiele - dodał. Moiralius spojrzał na niego obojętnie, po czym odrzucił wazę w bok.

- Możesz mówić co chcesz, ja dalej zamierzam szukać tutaj czegoś ciekawego - odparł. Zelfger wzruszył ramionami.

- Jak tam sobie chcesz - powiedział, podczas gdy Moiralius ruszył na dalsze poszukiwania. Zelfger w tym czasie od niechcenie kopnął jakiś ciemny przedmiot, prawdopodobnie kolejne stare naczynie, które potoczyło się po ziemi.

- Wow, znalazłeś coś! - zawołał Moiralius, zjawiając się ponownie przy swoim towarzyszu.

- Naprawdę? Co takiego? Chyba tylko kurz - odparł dhokkalfer. Jednak, ku jego zaskoczeniu, Moiralius zignorował jego słowa i po coś się schylił. Gdy ponownie wyprostował się, Zelfger dostrzegł w jego dłoni... kopertę. Brudną, nieco zniszczoną i z nadpalonym rogiem. - Wow, koperta, skarb życia - stwierdził obojętnie. Moiralius spojrzał na niego z politowaniem.

- Taki młody, a już zachowujesz się jak stary zgred - powiedział.

- Wcale nie! - zawołał oburzony Zelfger. - Po prostu zachowuję się poważnie! - dodał.

- Akurat. Mów jak tam chcesz, ale trochę zabawy w życiu też nie zaszkodzi. Nawet nasz król bawi się lepiej niż ty. Spójrz tylko! Sprowadza sobie kochanki z innych gatunków, robi im dzieci, teraz nagle chce się bawić w sojusz z genyrami i robić za ich niańkę, i jeszcze ma podobno w planach ruszyć na poszukiwania tej genyrki... Jak jej było? Jessamine? - spytał Moiralius.

- Jesterca. Ale jeśli o to chodzi, to nasz król po prostu... - tutaj Zelfger zaciął się, nie będąc pewnym ani co dokładnie chce powiedzieć, ani jak.

- No? Co nasz król? Zamierzasz skrytykować jego działania? Uważasz, ze byłbyś lepszym królem? Śmiało, rzuć mu wyzwanie! Droga wolna! - zawołał Moiralius. Zelfger popatrzył na niego ze zgrozą.

- Oszalałeś?! Jestem podrzędnym żołnierzem, dhokkalferem średniej klasy... Nie miałbym z nim szans! Poza tym, nie uważam jego rządów za aż tak złe - odparł Zelfger.

- W takim razie pozostaje ci jedynie uznać króla za wzór godny naśladowania i zacząć się więcej bawić! - zawołał Moiralius, po czym roześmiał się.

- Wystarczy mi już, że dla ciebie wszystko jest zabawą - odparł posępnie Zelfger.

- No dobra już, dobra, nie dramatyzuj tak - powiedział Moiralius, rozcinając pazurami kopertę.

- Ja dramatyzuję? Ja akurat jestem zawsze jak najdalej od tego typu zachowań - odparł Zelfger. Moiralius przewrócił oczyma, ale nie skomentował już w żaden sposób słów towarzysza. Zamiast tego skupił się na kopercie. Po jej rozcięciu wydobył z niej złożony na cztery części papier. Rozłożył go i uważnie mu się przyjrzał. - Co tam jest? - spytał Zelfger. Moiralius opuścił kartkę i z wrednym uśmieszkiem na ustach przyjrzał się towarzyszowi.

- Ciekawość jednak wzięła górę, co? - spytał. Zelfger prychnął.

- Chciałbyś. Zresztą, i tak nie dasz rady tego przeczytać. Księżyc daje dziś za mało światła - odparł.

- Dla chcącego nic trudnego - powiedział Moiralius. Jego słowa zaskoczyły Zelfgera, ale zdecydowanie bardziej zaskoczyło go to, co stało się później. Tatuaż Moiraliusa znajdujący się na szyi rozświetlił się na jasny, żółty kolor, a następnie przesunął po jego ciele, wzdłuż ręki, aż do dłoni. - Mam idealne źródło światła - dodał dhokkalfer. Chwycił kartkę w jedną dłoń, a drugą zaczął sobie przyświecać. - Dobra, czytam. Tylko nie mniej mi za złe jak coś pomylę, nigdy nie byłem dobry z nauki języków, zwłaszcza genyrów - dodał. Zelfger westchnął krótko z irytacji.

- No dobra już, mów, co tam jest - ponaglił towarzysza. Może i ta wiedza nie była mu potrzebna do życia, ale i jego ciekawiło trochę, co może być zawarte w liście. Moiralius zaczął powoli czytać jego treść.

Drogi Candy,

Zapewne masz wiele pytań. Pytań, na które ja nie znam odpowiedzi lub nie mogę ci ich udzielić. Nawet gdybym chciała, po prostu nie mogę. Dla Twojego dobra. Ale jest wiele innych rzeczy, które mogę i chcę ci powiedzieć. Pewnie nie powiem o wszystkim, nie zdążę. Piszę ten list w pośpiechu, gdyż ścigają mnie...nieważnie kto. Mam jedynie nadzieję, że zdołam dostarczyć ten list Payazo, a on przekaże ci go, gdy dorośniesz, w dniu Twoich osiemsetletnich urodzin. Mam też nadzieję, że Payazo zgodzi się Tobą zaopiekować i że będziesz szczęśliwy. Że mój brat wychowa cię na dobrego genyra. Chciałabym móc to zrobić samemu. Chciałabym, abyś urodził się w normalnej rodzinie, gdzie mógłbyś poznać swoją matkę, ojca, rodzeństwo... Gdzie oni wszyscy nie czyhaliby na Twoje życie. Nie wiem, ile prawdy do tej pory poznałeś. Prosiłam Payazo, aby na ciebie uważał, ale aby nic ci na razie nie mówił. Chciałam przekazać ci to osobiście, a skoro nie mogę, to wyjaśnię to przynajmniej w ten sposób, ale dopiero później. Na początku chciałam cię przeprosić za całe to cierpienie, które na ciebie sprowadziłam. Gdyby nie ja, nie miałbyś...takiego ojca. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz moje błędy. Chciałam cię też przeprosić za to, że mnie przy Tobie nie było. Nie było mnie, gdy stawiałeś pierwsze kroki, gdy mówiłeś pierwsze słowa, gdy uczyłeś się, poznawałeś przyjaciół, dorastałeś. Bardzo tego żałuję. Wiedz, że jesteś moim największym skarbem i największą miłością mojego życia. Bardzo cię kocham, synku, ale właśnie z tego powodu musiałam zniknąć. Po tym, co zrobił mi Twój ojciec... Byłabym dla was zagrożeniem, poza tym i on mógłby dowiedzieć się o Tobie i spróbować ci coś zrobić... On jest przebiegły, okrutny, bezwzględny i zły do szpiku kostny. Mam nadzieję, że nigdy go nie spotkasz, ale jeśli tak się zdarzy, nie daj się nabrać na słodkie słówka i kłamstwa tego manipulatora. On jest dla ciebie największym zagrożeniem, Candy. Bardzo chciałabym móc cofnąć czas, aby to wszystko jakoś inaczej się potoczyło, ale niestety nie znam takiego czaru. Tak bardzo nad tym ubolewam. Mam tylko nadzieję, że nie nienawidzisz mnie tak bardzo, jak ja siebie teraz nienawidzę za to wszystko, co stało się z mojej winy. Ale dość już o mnie. Piszę ten list, aby przede wszystkim mówić o Tobie. Zanim się urodziłeś, czułam niepohamowaną nienawiść do Twojego ojca, za to, jak mnie okłamał. Ale kiedy przyszedłeś na świat, to wszystko zniknęło. Liczyłeś się dla mnie tylko Ty, Ciebie kochałam, stałeś się całym moim życiem. Byłeś taki mały i uroczy... Teraz pewnie jesteś już znacznie większy... Gdy ostatni raz Cię widziałam, spałeś smacznie w swojej kołysce, ze swoim ulubionym misiem. Trudno mi uwierzyć, że teraz, gdy to czytasz, jesteś już dorosłym mężczyzną. Może nawet masz już jakąś ukochaną genyrkę, może planujesz z nią przyszłość... A może wręcz inaczej, planujesz zostać artystą jak wujek, albo wojownikiem, jak ja? Ostatnią opcję szczerze ci odradzam, jeśli jeszcze mam prawo jakkolwiek ci doradzać. Bycie wojownikiem to nie jest zawód. Wojownik to styl życia. Musisz podporządkować mu wszystko inne. Przyjaciół, rodzinę, bliskich, dzieci... Jeśli tylko możesz, omijaj takie życie szerokim łukiem. Jednak jeśli czujesz, że to czy cokolwiek innego jest Twoim powołaniem, nie wahaj się i zajmij się tym. Wierzę, że ktoś gdzieś tam układa plany dla każdego z nas i jeśli pójdziemy ścieżką, którą dla nas przygotował, czeka nas w końcu szczęście. I ja nie tracę nadziei, że w końcu wrócę na swoją własną ścieżkę i to szczęście odnajdę. Mam jednak szczerą nadzieję, że Ty odnajdziesz je od razu. Spełniaj swoje życiowe cele i marzenia. Słuchaj zawsze serca i kieruj się w życiu miłością, dobrem innych i marzeniami, ale nie zapominaj też o rozsądku. Ja zapomniałam o ostatniej z tych rzeczy i oto, do czego doprowadziłam. Wszystko bym dała, aby ochronić Cię przed złym losem. Czuję się taka bezradna wiedząc, że nie ma mnie przy Tobie. I nie było mnie, gdy mnie potrzebowałeś. Gdy płakałeś, cierpiałeś, bałeś się, gdy miałeś problemy. Przepraszam i wiedz, że naprawdę Cię kocham i szczerze żałuję tego wszystkiego. Szczerze żałuję, że w ogóle poznałam i dałam się zwieść Calif...

- Tutaj tekst staje się nieczytelny - powiedział Moiralius. Zelfger zabrał od niego kartkę i przyjrzał się jej uważnie.

- Rzeczywiście, dalej słowa są rozmazane, a potem nawet kartka jest porwana - powiedział.

- Co się dziwić? List przetrwał zniszczenie wioski tych wróżek i do tego przeleżał lata pod gruzami. I tak cud, że dało się odczytać chociaż tyle - odparł Moiralius.

- Fakt. Czyli, podsumowując, dwie godziny chodzenia po gruzach, żeby znaleźć i przeczytać jakieś marne wypociny matki, która z powodu problemów z facetem porzuciła dziecko i teraz próbuje się wytłumaczyć? - spytał Zelfger.

- Widać genyry nie są, a przynajmniej nie były tak nudne, jak sądziliśmy. Może znajdziemy jeszcze jakieś ciekawe rzeczy? Ja tam wolę szukanie głupot genyrów niż nudzenie się przy ognisku z resztą - stwierdził Moiralius.

- Ciekawe, co znajdziemy później? Listy genyrki do kochanka, pisane w tajemnicy przed mężem? Gdzie zdradza, że jest z nim w ciąży? Inne rodzinne dramaty? Plany podboju świata? - spytał Zelfger.

- Cóż, wszystko się może zdarzyć. Widać genyry mają o wiele więcej skandalów w swoim życiu, niż sądziliśmy - stwierdził Moiralius. Następnie opuścił list i ruszył dalej, każąc swojemu towarzyszowi iść za nim. Oddalili się w nieznanym sobie kierunku, w poszukiwaniu jakichś kolejnych cennych i ciekawych drobiazgów. List, który Moiralius porzucił, jeszcze przez chwilę leżał na ziemi, drgając lekko od wiatru, po czym jeden z silniejszych powiewów po prostu zwiał go dalej, prosto w mrok nocy, w nie wiadomym kierunku. Być może trafi na kolejną osobę, która pozna jego treść i przekona się o historii i bólu matki, która porzucić musiała własne dziecko dla jego dobra. Niestety jednak, to nie oszczędziło temu dziecku cierpień w życiu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top