Killerom mówimy pa pa
-To nie ma sensu! Nigdy go nie znajdziemy!-zawołał mężczyzna, po czym odsunął gwałtownie krzesło od stołu, wstał i odwrócił się tyłem do Jane. Podszedł do okna i wyjrzał przez nie, podziwiając widok na zewnątrz. Chociaż...nie za wiele mógł podziwiać, biorąc pod uwagę, że była noc, najbliższa latarnia znajdowała się kilkanaście metrów od budynku, ale nie działała, a światło gwiazd przysłoniły chmury. Toteż po chwili, z ponurym wyrazem twarzy, mężczyzna odwrócił się z powrotem.
-Nie denerwuj się tak. To nam nie pomoże-odparła Jane. Nawet nie oderwała wzroku od papierów na stole. Właśnie przeglądała jedną z gazet, a konkretnie artykuł poświęcony pewnemu seryjnemu mordercy. Datowany był na wczoraj i mówił o morderstwie popełnionym dwa dni wcześniej.
Policja nie podała jeszcze żadnych informacji w tej sprawie, oprócz tego, iż młoda kobieta zginęła na skutek ran zadanych jakimś ostrym narzędziem, najprawdopodobniej nożem. Na szczegóły będziemy musieli niestety poczekać. Na pytanie, czy możliwe jest, że za zabójstwo to odpowiada seryjny morderca o pseudonimie Jeff the Killer, policja oznajmiła, iż na tym etapie śledztwa nie można wykluczyć, ale nie można też potwierdzić tej tezy...
Tu Jane na chwilę oderwała wzrok od tekstu i zaśmiała się mimowolnie. Nie można potwierdzić...przecież to oczywiste, że to on!-pomyślała Jane.
-Co cię tak bawi?-spytał mężczyzna, podchodząc do niej.
-Ich głupota, Liu. Ich głupota-odparła kobieta. Jej towarzysz spojrzał na nią zdziwiony, z lekkim wyrzutem.
-Mnie to wszystko wcale nie bawi. Od tak dawna próbujemy go dopaść i nic! Jesteśmy wciąż na tym samym etapie, co policja! Tylko ganiamy za nim po całym kraju!-Liu nie wytrzymał i zaczął krzyczeć. Czuł narastającą w nim frustrację. Kiedyś myślał, że zemsta na jego bracie nie będzie aż tak trudna, zwłaszcza po tym, jak połączył siły z Jane. Prawda jednak okazała się zupełnie inna... Jeff często zmieniał miejsca pobytu, zazwyczaj zabijał gdzieś kogoś, jeśli było to większe miasto, to mordował nawet kilka osób. Potem uciekał stamtąd, w czasie kiedy policja dopiero pojmowała, z kim mają do czynienia. Oni zastawiali na niego pułapkę, a on już dawno był poza ich zasięgiem. Potem przyczajał się na jakiś czas i znowu atakował, ale w zupełnie innym miejscu, sporo oddalonym od poprzedniego, żeby morderstw nie dało się tak szybko powiązać. A to wszystko skutkowało tym, że i Jane wraz z Liu mieli trudności z odnalezieniem Jeffa. Poza tym oni mieli o wiele węższe pole do działania niż policja, bo sami przecież musieli się ukrywać.
-Wrzaski i złość nam nie pomogą-odparła ze spokojem Jane. Liu jeszcze przez parę minut miał ochotę coś rozwalić...albo kogoś, ale w końcu pod wpływem słów swojej współpracowniczki się uspokoił. Jane potrafiła być bardzo opanowana, za co Liu w głębi duszy szczerze ją podziwiał. Sam czasem tracił nad sobą kontrolę, co denerwowało go z dwóch powodów. Kiedy się wkurzał, przestawał logicznie myśleć, a poza tym sam sobie przypominał wtedy swojego brata. Jeff niesamowicie łatwo, od zawsze, się denerwował, i kiedy Liu postępował podobnie, przyłapywał się wtedy na myśli, że nienawidzi siebie za to, jak bardzo przypomina Jeffa. Jeffa, jego brata, mordercę ich rodziców, który prawie pozbawił życia także Liu.
-Dobra, pokaż, co tam masz-powiedział mężczyzna, przysuwając sobie krzesło do stołu obok Jane. Kobieta przesunęła się, aby zrobić mu więcej miejsca.
-Morderstwo sprzed trzech dni. Robota Jeffa, bo kto inny zostawia taki "autograf"?-odparła Jane.
-To znaczy, że on tutaj jest?-spytał Liu.
-Raczej był. To Wypiździejewo Dolne to zbyt małe miasteczko, żeby nawet taki debil jak on odważył się tutaj zostać po popełnieniu morderstwa. Policja niby mówi, że jeszcze niczego nie mogą być pewni...
-...a tak naprawdę pewnie już dawno zmobilizowali wszystkich swoich pracowników, wezwali wsparcie i zaczną się wzmożone patrole i poszukiwania pod hasłem "nie, nie spokojnie, wcale nie szukamy seryjnego mordercy, przeszukiwanie lasu, pól i chuj wie czego to standardowa procedura"-odparł Liu. Jane ponownie uśmiechnęła się.
-To znaczy, że nic tu po nas. Jeszcze nas złapią zamiast niego, a to by było problematyczne-odparła.
~Kilka dni później~
Jane skierowała się w stronę stacji benzynowej, którą mijali po drodze. Znajdowała się ona kawałek za miastem, przez które udało im się przejść pod osłoną nocy. Ruszyli w drogę od razu, jak tylko wytyczyli najbardziej prawdopodobną trasę wędrówki Jeffa. Teraz jednak zmuszeni byli znaleźć jakieś schronienie na resztę nocy i cały dzień. Liu miał ogarnąć starą, zniszczoną leśniczówkę, na którą się natknęli, podczas gdy Jane miała za zadanie załatwić coś do jedzenia. Poszczęściło się jej, gdyż w pobliżu kilkoro nastolatków urządziło sobie mały kemping. Oczywiście kobieta o tym nie wiedziała, jednak zauważyła, jak jeden z nich wychodzi ze stacji benzynowej i kieruje się w stronę lasu. Jane miała do wyboru trzy opcje: jawnie napaść na stację benzynową, spróbować potajemnie coś ukraść albo zdobyć pieniądze w jakiś inny sposób. Po szybkiej kalkulacji wybrała opcję numer trzy i ruszyła za chłopakiem. Po tylu latach zdobyła już doświadczenie i wiedziała, jak dobrze to rozegrać. Nawet nie starała się zachowywać jakoś szczególnie cicho. Jedynie ponownie zdjęła swoją maskę, choć nienawidziła tego robić, ale dla zemsty gotowa była na każde wyrzeczenie. Kiedy chłopak usłyszał, że ktoś być może za nim idzie, przystanął i zaczął się rozglądać. Jane dała się zauważyć.
-Kim ty jesteś?-spytał zaskoczony, ale też wyraźnie wystraszony chłopak. Kiedy jednak spostrzegł, że ma do czynienia z kobietą, w dodatku niższą od niego o głowę, rozluźnił się nieco.
-Bogu dzięki! Już myślałam, że na dobre zgubiłam się w tym lesie!-zawołała Jane i zrobiła kilka kroków w jego stronę. Podeszła do niego dość blisko i, nim chłopak coś dodał, szybkim ruchem wbiła mu w szyję nóż, który do tej pory trzymała w ręce, ukrytej za plecami. Cios był jak najbardziej trafiony, chłopak zacharczał i upadł na ziemię u jej stóp. Jane schyliła się, wyszarpnęła nóż z jego szyi i dla pewności wbiła mu go w serce, a potem zaczęła bez większych ceregieli przeszukiwać jego torbę i kieszenie. Wyjmowała wszystkie rzeczy, które mogły się jej przydać, zwłaszcza pieniądze. Cieszyła się przy tym, że udało się jej nie pobrudzić krwią chłopaka i już niedługo będzie mogła pójść kupić coś do jedzenia, uważając oczywiście, aby nikt jej nie rozpoznał. Pochłonięta w całości swoim zajęciem, nie zwracała uwagi na nic innego. Przynajmniej dopóki nie usłyszała za sobą klaskania.
-Ładnie go załatwiłaś. A teraz może zechcesz do niego dołączyć?-spytał znajomy głos. Potem jego właściciel zaczął się opętańczo śmiać. Jane szybko wstała i przeskoczyła przez ciało chłopaka, po czym odwróciła się. Zrobiła to w ostatnim momencie, gdyż ostrze noża Jeffa przecięło powietrze tak blisko jej ciała, że kobieta obawiała się, iż rana jest nieunikniona. Udało się jej jednak wyjść z tego cało. Posłała Jeffowi wściekłe spojrzenie. Nie, nie wściekłe. Pełne szczerej nienawiści.
-To chyba nie była twoja jedyna broń?-Jeff wskazał na nóż wystający z piersi chłopaka.-Bo jeśli tak to walka z tobą nie dostarczy mi żadnej zabawy!-zawołał mężczyzna. Potem ponownie rzucił się w stronę Jane. Kobieta odskoczyła do tyłu, ale Jeff był szybszy. Zdołał złapać ją za rękę i przyciągnąć z powrotem do siebie. Niewiele myśląc, Jane zbliżyła usta do dłoni Jeffa zaciśniętej na jej nadgarstku i ugryzła go, wkładając w to całą swoją siłę napędzaną nienawiścią. Zaskoczony mężczyzna wrzasnął krótko i puścił Jane, co pozwoliło jej się od niego chwilowo oddalić. Kobieta gorączkowo myślała, co powinna teraz zrobić. Zdecydowanie była zwolenniczką racjonalnego myślenia i postępowania, jednak obecnie jej ciałem zawładnął dziki instynkt przetrwania. Zabij albo zgiń. Zjedz albo zostaniesz zjedzony. Zemścij się albo daj się pokonać. Kobieta doskoczyła do Jeffa, który nadal patrzył zaskoczony na swoją dłoń, całą we krwi. Wyciągnęła ręce w stronę drugiej dłoni, w której trzymał nóż. Chciała mu go wyrwać, ale Jeff przejrzał jej zamiary. Uniósł rękę najwyżej jak mógł. Jane starała się jakoś dosięgnąć do noża, z kolei mężczyzna próbował ją od siebie odepchnąć. Noc i nierówne, leśne podłoże sprawiły, że wkrótce oboje się przewrócili. Jane spróbowała szybko wstać, ale Jeff był szybszy i po chwili był nad nią. Wyciągnął w górę nóż i chciał nim zadźgać Jane, ale jej udało się go schwycić za rękę i, przynajmniej chwilowo, powstrzymać. Ponownie zaczęli się ze sobą szarpać, tym razem jednak po ziemi. Jane starała się wyrwać nóż, Jeff z kolei próbował zadać jej ostateczny cios. Nie był to pierwszy raz, kiedy się spotkali i oboje wiedzieli już, że prędzej czy później musi się to skończyć śmiercią jednego z nich. W końcu Jeff wyszarpnął rękę z uścisku Jane, ale spowodowało to też wytrącenie noża, który poleciał kilka metrów dalej i upadł gdzieś, ginąc w mroku.
-Trudno, w takim razie cię uduszę, chociaż nie jestem fanem akurat tego sposobu zabijania-powiedział Jeff, spoglądając z powrotem na Jane. Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko wyciągnęła przed siebie rękę i rozorała paznokciami twarz mordercy. Jeff wrzasnął.
-Moja twarz! Moja piękna twarz!-zawołał. Kobieta wykorzystała jego chwilę nieuwagi i zdołała go z siebie zrzucić. Jeff był silny, ale ona też nie należała do słabych, w końcu jak inaczej zabiłaby tyle osób? Zanim jednak zdołała się podnieść, mężczyzna już był z powrotem na nogach i popchnął ją z powrotem z taką siłą, że wylądowała kawałek dalej, tuż przy ciele martwego chłopaka. Niemal natychmiast usiadła i już chciała wstawać, ale wtedy zmieniła zdanie.
-Teraz to się doigrałaś, suko-powiedział Jeff. Jego głos ociekał nienawiścią. Jego twarz z kolei ociekała krwią i Jane czuła niejako dumę z tego powodu, że to jej sprawka. Kobieta nieznacznie odwróciła głowę i spojrzała za siebie. Był tam. Nadal na swoim miejscu. Wystarczyło tylko po niego sięgnąć. Jane ponownie odwróciła wzrok w stronę mężczyzny. Chciała na niego patrzeć, aby zmusić go w ten sposób do zachowania z nią kontaktu wzrokowego. Być może dzięki temu nic nie zauważy?-pomyślała. Jeff rzucił się z powrotem w stronę Jane, z zamiarem powalenia jej na ziemię i dokończenia swojego dzieła. Kiedy jednak pochylił się nad nią, kobieta wbiła mu w pierś wyszarpnięty z ciała chłopaka nóż. Jeff zdołał jedynie wziąć swój ostatni wdech, po czym zwalił się martwy na Jane. Jego bluza zaczęła powoli przesiąkać krwią. Kobieta przez chwilę siedziała nieruchomo, jednocześnie opierając się o ciało zamordowanego nastolatka i będąc przygniecioną przez ciało Jeffa, po czym zaczęła się śmiać. Czuła się wolna, spełniona...szczęśliwa!
~*~
Szczęśliwy, ale obłąkańczy śmiech rozniósł się po lesie i przykuł jej uwagę. Ruszyła za nim, zastanawiając się, co też może oznaczać. Śmiech, damski śmiech, z każdym krokiem przybierał na sile. Szła, starając się nie wydawać zbyt wielu niepotrzebnych dźwięków, nie musiała się jednak zbytnio martwić. Ta osoba śmiała się tak głośno, że za nic w świecie nie usłyszałaby, że ktoś się do niej zbliża. Kobieta czuła ciekawość, ekscytację, zdziwienie, ale też lekki niepokój. Wszystkie te sprzeczne uczucia mieszały się w jej umyśle. Z jednej strony taki śmiech, usłyszany nocą w środku lasu nie był czymś normalnym, z drugiej jednak jej życie już od dawna nie było ani trochę normalne. W końcu, między drzewami, zamajaczyło coś białego. Kiedy podeszła powoli bliżej, wszystkie dotychczasowo odczuwane uczucia ulotniły się i zastąpił je gniew. "Coś białego" okazało się być bluzą Jeffa. Jej Jeffa. Jej Jeffusia. A śmiech...śmiech pochodził od postaci, całej ciemnej, która siedziała, przygnieciona MARTWYM ciałem Jeffa. Teraz już Ninie zdawało się, że poznaje ten głos, choć słyszała go może dwa razy w życiu. Szukając Jeffa, natknęła się kiedyś także na Jane, raz nawet obie znalazły mężczyznę w tym samym czasie. Nie zapałały jednak do siebie szczególną sympatią. Jane chciała zabić Jeffa, miłość jej życia! A teraz...teraz... Po chwili Jane przestała się śmiać.
-Don't go to...
-...sleep, my prince!- Nina nie wytrzymała i rzuciła się na Jane. Ta była mocno zaskoczona i nie zdążyła nawet zareagować, kiedy Nina podbiegła do niej, szarpnęła ją do tyłu za włosy i na oślep zaczęła wbijać nóż w jej twarz i szyję.
~Dwa lata później~
Panującą dookoła nocną ciszę przerwał nagle krzyk kobiety.
-Nie tak głośno, uszy mi pękną-powiedział mężczyzna. W tym czasie jego ofiara podczołgała się pod ścianę. Cały czas trzymała się przy tym za zranione ramię, z którego wylewała się krew.
-Skąd...? Jak ty mnie znalazłeś?-spytała drżącym głosem kobieta.
-To proste. Jesteś głupia. O wiele głupsza niż Jeff, więc łatwiej było cię wyśledzić. Szkoda, że Jane nie będzie mogła nacieszyć się tą chwilą-powiedział z uśmiechem Liu, podchodząc powoli do Niny.
-Jane to głupia suka i ani trochę nie żałuję, że ją zabiłam! Nawet jeśli mnie za to też zabijesz!-zawołała kobieta. Mężczyzna spojrzał na nią z politowaniem.
-Biedactwo. Myślałaś, że chcę cię zabić z powodu Jane? Nic z tego!-zawołał Liu i zaśmiał się.
-Co? Jak to? Przecież ja ją zabiłam, a wy ze sobą...współpracowaliście-powiedziała zaskoczona Nina.
-Zgadza się. Ale to nie oznacza, że muszę pomścić jej śmierć. Nie tego dotyczyła nasza współpraca. Ale przynajmniej potwierdziłaś moje przypuszczenia, że to ty jesteś za to odpowiedzialna. To było dość dziwne, dowiedzieć się z gazety, że zarówno Jeff jak i Jane nie żyją, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że najpewniej ty za tym stoisz. Bo najprawdopodobniejszą wersją było, że albo oboje zabili się nawzajem, albo Jane zabiła Jeffa, a potem ktoś ją, albo na odwrót, Jeff zabił Jane, a potem ktoś inny jego. Ty wydawałaś mi się, nie wiedzieć czemu, najbardziej prawdopodobną opcją. Ale nie dlatego chcę cię zabić-wyjaśnił Liu.
-Tak? Więc niby dlaczego?-spytała Nina.
-To proste-mężczyzna kucnął przed kobietą, tak, że oboje patrzyli sobie prosto w oczy.-Jeff już nie żyje i na nim się nie zemszczę, ale zabiję chociaż głupią lalę, która uważała go za bóstwo tego świata. Wiesz, taka mała rekompensata-odparł Liu. Następnie szybko wstał i zrobił krok do tyłu, unikając w ten sposób ciosu, który usiłowała zadać mu Nina nożem.-Mam nadzieję, że więcej broni już tam nie chowasz-powiedział, po czym z całej siły kopnął ją w brzuch. Ninie na chwilę zaparło dech. Wypuściła z ręki nóż, po który Liu od razu się schylił.-Po tym wszystkim chyba zaszyłaś się gdzieś na dość długo. Ale kiedy znowu zaczęłaś zabijać, łatwo cię znalazłem. Nie zmieniałaś miejsca tak często jak Jeff. Trafiłaś do dużego miasta i sądziłaś, że tu możesz czuć się bezpiecznie, bo łatwiej będzie ci się ukryć? Zresztą, nieważne, co sądziłaś. Ważne, że się myliłaś. Przegrałaś. Więc? Co wolisz usłyszeć na koniec? GO TO SLEEP? DON'T GO TO SLEEP? GO TO SLEEP, MY PRINCE? Czy może zwyczajne, ZDYCHAJ, KURWO!-zawołał Liu.
Następnie przygwoździł do ziemi Ninę, które do tej pory patrzyła się na niego z nienawiścią i nieudolnie próbowała wstać. Kobieta zaczęła wierzgać i krzyczeć, ale nic to nie dało. Liu, śmiejąc się jak opętany, zadawał cios za ciosem, aż w końcu ciało Niny przestało się ruszać. Jednak nawet wtedy mężczyzna jeszcze przez jakiś czas ciął je nożem. Potem po prostu usiadł, opierając się o ścianę, i z największą rozkoszą przyglądał się swojemu dziełu. Czuł radość, niepohamowaną satysfakcję, bo choć nie zabił swojego brata, którego nienawidził za to, iż ten zamordował ich rodziców, to chociaż wykończył tę głupią siksę, która tak strasznie szalała na punkcie Jeffa, czym wkurwiała i Liu i Jane i samego Killera. Mężczyzna nie śpieszył się nigdzie, pozwolił sobie delektować się chwilą...co zostało mu niedługo brutalnie przerwane. Policja. Ktoś musiał wezwać policję, słysząc krzyki Niny. Policjanci zjawili się po jakimś czasie. Jeden z nich rozpoznał Liu i zaczęła się zabawa. Mężczyzna nie miał już jednak takiej motywacji, aby nie dać się złapać, jak kiedyś. Osiągnął swój cel. Jeff nie żył, Nina też, a on był tak szczęśliwy z tego powodu, że nie do końca ogarniał nawet, co się wokół niego dzieje. Nie obchodziło go nic, oprócz tego, że oboje już nie żyli! Miał nawet przez chwilę ochotę przestać walczyć i dać im się złapać, byleby już móc do woli się śmiać i cieszyć ze swojego zwycięstwa. Szybko jednak przegnał tę myśl. Jakieś resztki instynktu samozachowawczego mu pozostały. Dlatego też tanio nie sprzedał swojej skóry. Udało mu się poważnie zranić jednego z policjantów, a kiedy go aresztowali, miał szczerą nadzieję, że niedługo zdechnie on w szpitalu. Może i spełnił już swój główny cel, ale nie zmieniało to faktu, że fajnie byłoby umierać ze świadomością, że jeszcze kogoś zabiło się przed swoją własną śmiercią.
~*~
Liu Woods, seryjny morderca, został stracony za pomocą zastrzyku z trucizną dnia 1 sierpnia 2019 roku, w stanie Wirginia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top