Istny Cyrk Na Kółkach
Nie jest to część opowiadania z mini serii "to moja siostra", ale mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Postanowiłam napisać, jak, moim zdaniem, naprawdę wyglądałoby wspólne mieszkanie Candy'ego, Jasona, Laughing Jack'a i Puppeteer'a:D
~~~~****~~~~
- Nie możesz zabijać moich lalek, ile razy mam ci to powtarzać?! - krzyknął zirytowany Jason.
- Ale ta chciała uciec, musiałem coś zrobić! - odparł Candy Pop.
- Tak jak z poprzednimi trzema?! - spytał zabawkarz.
- No co ja poradzę na to, że same pchały mi się pod młot? - zapytał błazen. Wzruszył ramionami i wybuchł swoim szaleńczym śmiechem, który przypominał Jasonowi atak padaczki połączony z dźwiękiem, jaki wydaje z siebie zdychająca foka albo hamujący pociąg. A propos pociągu, najchętniej wrzuciłbym go teraz pod jakiś rozpędzony pociąg, tak z trzydzieści razy - pomyślał Jason, rozwścieczony przez Candy'ego po raz kolejny w tym tygodniu. Wyciągnął w stronę błazna swoje ręce zakończone pazurami, ale ten dość szybko zorientował się, co się dzieje i wymknął się z pokoju i zaszył gdzieś w pozostałej części sklepu, a ostatnią rzeczą, na jaką w tej chwili zabawkarz miał ochotę, było szukanie tego szkodnika. W konsekwencji więc udał się po prostu do swojego pokoju, gdzie miał zamiar spróbować się uspokoić, pracując nad jakąś nową zabawką. Niestety lalki zrobić nie mógł, bo nie miał na to materiałów, przez Candy'ego, który zabił wybraną przez Jasona dziewczynę. Gdy przechodził z pokoju do pokoju, zauważył go Laughing Jack, ale nic nie powiedział, tylko udał się do swego rodzaju "kuchni", skąd wydobywał się lekki blask sugerujący, że albo ktoś w środku dnia zapalił tam światło, albo tam właśnie przesiaduje Puppeteer. Prawdą okazało się to drugie.
- Wiesz, co stało się Jasonowi? - spytał klown, wyczarowując sobie lizaka, którego chwilę później włożył do ust.
- Candy zabił jego przyszłą-niedoszłą lalkę - odparł marionetkarz.
- Znowu? - zdziwił się Jack.
- Widać Candy'ego kręcą albo lalki Jasona, albo jak Jason się na niego wścieka i próbuje zrobić lalkę z niego - odparł Puppeteer. Jack mimochodem zaśmiał się cicho.
- Ben kiedyś pokazał mi fanarta, na którym ktoś uznał Candy'ego za lalkę Jasona - powiedział.
- Może jeszcze za seks-lalkę? - spytał marionetkarz, po czym odwrócił się w stronę klowna, do którego do tej pory stał tyłem, gdyż zajęty był podziwianiem nudnawego widoku za oknem.
- Po Candy'm w tej kwestii spodziewałbym się wszystkiego - stwierdził Jack. Puppeteer skwitował to jedynie niewielkim uśmiechem.
- A właśnie - zaczął po chwili, podchodząc do klowna. - Skoro już tu jesteś, mam prośbę - dokończył, stanąwszy obok niego. Jack uniósł pytająco jedną brew.
- O co chodzi? Choć nie, poczekaj, niech zgadnę, potrzebujesz jakiejś trucizny? - zapytał.
- Czytasz ze mnie jak z otwartej księgi. Znalazłem sobie taką jedną ofiarę, ale mam z nią pewne problemy. Potrzebuję dobrych środków nasennych, żeby ją powaliło tak na kilkanaście godzin, ale żeby się przypadkiem nie przekręciła - wyjaśnił Puppeteer.
- Da się załatwić, tylko powiedz mi jeszcze, ile dokładnie mają działać i czy nie wiesz o ofierze czegoś więcej? I czy to chłopak, czy dziewczyna? - zapytał Jack.
- 20 godzin potrzebnych mi jest co najmniej. To dziewczyna i bierze jakieś leki na serce. Pozwoliłem sobie zabrać jedno opakowanie - powiedział marionetkarz, po czym wyjął z kieszeni pudełko lekarstw.
- Ok, zapoznam się z tym, co tu mamy. Ale zgaduję, że za dwie godziny będziesz miał najlepszy środek nasenny, akurat nie mam nic ciekawszego do roboty. Mam zrobić cukierki czy w innej formie jej to podasz? - spytał Jack.
- A mógłbyś zrobić tak, żeby to wyglądało jak jej leki? Po prostu bym jej je podrzucił i po kłopocie - powiedział Puppeteer.
- Jasne, nie ma sprawy - odparł Jack, a chwilę później opuścił pomieszczenie i udał się do swojego pokoju w celu sporządzenia idealnej mieszanki odpowiednich substancji, na czym znał się jak mało kto. Bądź co bądź, za to go właśnie wszyscy cenili i dlatego pragnęli go mieć blisko siebie, znał się jak nikt na truciznach, narkotykach, środkach nasennych i wszelkich substancjach psychoaktywnych, a nawet na ziołach, w końcu dwieście lat trucia dzieciaków cukierkami z niespodzianką jakąś wiedzę na ten temat daje. Jego, Laughing Jack'a, cenili więc właśnie za mistrzostwo w dziedzinie toksykologii, Candy Pop potrafił idealnie używać swoich demonicznych mocy przy zacieraniu wszelkich śladów swoich zbrodni, Jason the Toy Maker miał własny sklep, a Puppeteer, ze względu na swoje zdolności, był po prostu kimś, z kim każdy się liczył i kogo każdy uważał za dobrego sojusznika. To właśnie te cechy sprawiły, że w obliczu obecnej sytuacji, kiedy ludzie z roku na rok udoskonalali produkowane bronie, stawali się ostrożniejsi, ale też pod pewnymi względami niebezpieczniejsi, postanowili poniekąd zacząć współpracować. Choć w głównej mierze przyczyniły się do tego postępy i coraz większe zagrożenie ze strony różnych instytucji, które wiedziały o istnieniu creepypast i za wszelką cenę chciały wszystkie je zniszczyć. Creepypasty oczywiście chciały z kolei zniszczyć wszystkie te instytucje, ale nie sposób było znaleźć i załatwić wszystkie, a tu wciąż powstawały nowe. Dlatego dobrze było mieć sojuszników, na których przynajmniej po części można było liczyć, choć codziennie każdy z tej czwórki setki razy miał ochotę zabić kogoś innego, ale czego innego można się było spodziewać, gdy zgromadzi się pod jednym dachem czwórkę niestabilnych psychicznie dziwaków?
~*~
Po dwóch godzinach Jack faktycznie skończył i wyszedł ze swojego pokoju, wpadając prostu na Candy'ego. Lubił towarzystwo błazna, mógł śmiało stwierdzić, że z trójki swoich towarzyszy, jego tolerował najlepiej. Zresztą, nie dało się ukryć, że Candy Pop i Lauhging Jack, których najbardziej śmieszyło zadawanie bólu innym, którzy uwielbiali wszelkie żarty, kawały i psikusy (zwłaszcza te krwawe) i najchętniej żywiliby się tylko słodyczami, po prostu dość szybko się polubili, tak jak Jason i Puppeteer, których połączyła wręcz fanatyczna miłość do lalek i marionetek.
- Dlaczego ty zawsze musisz robić na złość Jasonowi? - spytał od razu Jack.
- Dlaczego wszyscy muszą drążyć ten temat? Zabiłem tą jego lalkę, zanim jeszcze stała się jego lalką, no trudno, bywa, jak nie żyje to nie żyje - stwierdził błazen.
- A kto umarł...
- ...ten nie żyje - błazen dokończył dobrze znany tekst. - No dokładnie i nie widzę powodu, dla którego on się mnie tak czepia - dodał Candy.
- Widzisz go doskonale, każdego by wkurwiło, jakby ktoś notorycznie mordował jego zabawki - odparł klown.
- Nie robię tego notorycznie!
- To czwarty raz z rzędu!
- To jeszcze o niczym nie świadczy! - odparł błazen.
- Mów, co chcesz, każdy i tak wie swoje, ale serio, czemu to robisz? - spytałem. Candy wzruszył ramionami.
- Powodów może być setki, jak nie tysiące i może to być również głupi powód. Może zdarzyło mi się parę razy zgwałcić lalkę Jasona, a wiedziałem, że o to będzie jeszcze bardziej wkurwiony niż o zamordowanie? A może po prostu uważam, że słodko wygląda, jak się złości? - odparł Candy, po czym skrzyżował ręce i zachichotał, rozbawiony własnym żartem.
- O rety, jak słodko! Czyli ten krążący po internecie mem jest jednak prawdziwy?* Jak i setki fanartów? To co, jakie imię nadacie dzidziusiowi? Candy the Toy Maker czy Jason Pop? No i najważniejsze, kiedy masz termin, laleczko? Ej, a jak zabawiacie się w łóżku, to ty go nazywasz "cukiereczkiem", a on ciebie "laleczką"? A mówiłeś, że jesteś całkiem hetero, to jak w końcu? - więcej Jack nie zdołał już powiedzieć, musiał skończyć żartować, żeby zdążyć wrócić do pokoju i zatrzasnąć drzwi przed Candy'm, zanim ten zmiażdżyłby go swoim młotem. Nie czekając, aż błazen zniszczy drzwi (za co pewnie znów dostanie opiernicz od Jasona, bo niszczy mu część mieszkalną sklepu, jakby nie patrzeć, którą lalkarz im udostępnił) klown teleportował się poza dom i wszedł do sklepu głównym wejściem, jak klient, zanim ktoś go zauważył, po czym udał się na zaplecze i odszukał Puppeteera, idąc oczywiście w stronę światła. Marionetkarz był mu wdzięczny i podziękował za pomoc, a po wszystkim Jack zdecydował się użyć swojej mocy niewidzialności i odwiedzić niedawno poznanego przyjaciela, którego planował niedługo zabić. Jednak, gdy znalazł się przy jego domu, dość mocno zaskoczył go widok, jaki zastał. Przerażony ojciec dzieciaka, wozy policyjne, masa policjantów i, jak zdążył potem zauważyć, dwa worki na ciała, które ewidentnie były pełne. Poczuł złość na myśl, że miała tutaj miejsce makabra, która nie była jego udziałem. To on miał zabić chłopca i jego rodzinę, nie ktoś inny. Klown nie zdążył jednak rozeznać się lepiej w sytuacji, kiedy poczuł, jak ktoś ciągnie go za rękaw w stronę jakiegoś zaułka. Ponieważ nie widział tej osoby, uznał, że musi to być Candy albo Puppeteer, bo tylko oni, oprócz niego, potrafili stawać się niewidzialni. Gdy znaleźli się w zaułku, owa postać ujawniła się. Był to oczywiście ten niebieski pedał, czyli Candy Pop.
- Następnym razem nie uciekniesz mi tak łatwo i wyżyję się na tobie, nie na twoich ofiarach - syknął ze złością błazen.
- Co? Jak ty to...? I skąd wiedziałeś? - zapytał, równie mocno zły Jack.
- Debil by nie zauważył, którego dzieciaka obrałeś sobie obecnie za cel - odparł Candy.
- No ale ty właśnie jesteś debilem, dlatego dziwi mnie, że to spostrzegłeś - stwierdził klown, który nie mógł sobie odmówić przyjemności z żartu z błazna.
- Jak ci zaraz przykurwię moim młotem, to się nie pozbierasz nawet po stu latach gnicia w tym swoim pieprzonym pudle! - wrzasnął rozwścieczony błazen.
- Dobra, już dobra, ciszej. To, że Jason cię dziś porządnie nie zerżnął nie znaczy, że musisz się wyżywać, ściągając nam na głowę całą obecną tutaj policję - stwierdził klown, po czym, nie czekając na reakcję błazna, ponownie stał się niewidzialny i odszedł stamtąd jak najszybciej na bezpieczną odległość. Nie miał pojęcia, jakim cudem wcześniej Candy tak łatwo go znalazł, gdy był niewidzialny, ale teraz na szczęście błazen nie miał pojęcia, gdzie poszedł Jack, co go tym bardziej denerwowało. Rzucił pod jego adresem soczystą wiązankę przekleństw, tak głośno, że dość szybko faktycznie zwrócił na siebie uwagę policjantów i sam musiał zniknąć. Nie udał się jednak z powrotem do sklepu Jasona, tylko zaczął się włóczyć po mieście. Czekał, aż zapadnie noc, bo wtedy łatwiej było polować na ofiary, a on musiał się po prostu najeść, bo miał wrażenie, że minęły wieki, odkąd pochłonął ostatnią ludzką duszę. Chcąc to sobie jakoś dodatkowo uprzyjemnić, wybrał się do klubu nocnego, gdzie dość łatwo było mu się wślizgnąć, będąc niewidzialnym. Mógł też dzięki temu wybrać sobie miejsce nawet na samym podeście, na którym tańczyły erotyczne tancerki, gdyby tylko zechciał. Ale dziś, ku jego niezadowoleniu, wcale go to nie kręciło. Gdy patrzył na nie, na ich perfekcyjne, ludzkie ciała, myślał tylko o zamkniętych w nich duszach, które tak bardzo chciał w siebie wchłonąć. Ostatecznie udało mu się dopaść pod klubem jakiegoś młodego, przystojnego i elegancko ubranego mężczyznę, którego duszą się pożywił, dzięki czemu mógł użyć swojej mocy i na najbliższych kilka godzin przybrać jego wygląd. Bez skrupułów podrywał i płacił kolejnym tancerkom (które w rzeczywistości były prostytutkami), zabierał je ze sobą w jakieś odosobnione miejsca i tam pozbawiał ich dusz, którymi się pożywiał. Tak spędził czas aż do samego rana, kiedy to klub był zamykany, a on postanowił wróci do domu, to jest do sklepu Jasona, w którym na powitanie omal nie dostał nożem prosto w serce, na szczęście zrobił unik i nóż wbił się w ścianę za nim. Błazen spojrzał na niego obojętnie, po czym pomaszerował dalej, w końcu to nie on rzucał ani nie był to jego nóż, więc nie jego zmartwienie. Przechodząc przez niebieskie drzwi prowadzące na zaplecze (które już wcześniej były szeroko otwarte i z których wyleciał rzucony przez kogoś nóż), minął się z Jasonem, który jak poparzony wbiegł do swojego sklepu, wyrwał nóż ze ściany i wrócił na zaplecze.
- Nie rzucaj nożami po sklepie, tam mogą być zawsze jacyś kliencie, jak ja im to wytłumaczę?! - krzyknął, ponownie rozwścieczony Jason. Candy usunął się w bok i przepuścił zabawkarza obok siebie, ciesząc się w duchu, że tym razem to nie on jest powodem, dla którego oczy i włosy Jasona zmieniły barwę. Candy, zaciekawiony tym wszystkim, zdecydował jednak udać się za lalkarzem i dowiedzieć się, co się stało. W przedpokoju, naprzeciw drzwi łączących zaplecze (czyli część mieszkalną i miejsce, gdzie zabijali swoje ofiary) ze sklepem Jasona stał Jack, który miał już w ręku kolejny nóż.
- Nie podchodź do mnie! Ostrzegam, tym razem w ciebie trafię! - wrzasnął klown.
- Litości, i tak wiesz, że mnie nie zabijesz! - odparł Jason, zmęczony już całą tą szopką.
- Jeśli twoja pozytywka jest tam, gdzie powinno być serce, to celując w serce, zniszczę pozytywkę i cię zabiję - powiedział ze spokojem klown.
- Po prostu następnym razem nie rzucaj swojego pudełka byle gdzie, to nie wezmę go za jedną ze swoich zabawek i nie spróbuję go otworzyć! - odparł lalkarz.
- Po takim czasie powinieneś już wiedzieć, jak wygląda moje pudełko i że nie jest twoją zabawką - stwierdził Jack.
- Powinieneś lepiej go pilnować! - zawołał Jason. Candy, rozbawiony kłótnią tej dwójki, przemknął szybko do swojego pokoju i wybuchnął swoim szaleńczym chichotem. Nie chciał, aby tamta dwójka widziała czy słyszała, jak się z nich śmieje, bo obawiał się, że wtedy całą swoją złość skupią na nim. W tym czasie Jason i Jack skończyli już swoją kłótnie, każdy obrażony na drugiego. Jason zszedł do swojej pracowni znajdującej się w piwnicy, do którego teoretycznie wstęp miał tylko on (a praktycznie stale właził tu Candy Pop i zabijał jego lalki), po czym przystąpił do tworzenia nowej zabawki. Wczoraj, pod nieobecność błazna, znalazł sobie nowy materiał na lalkę. Planował skończyć, zanim niebieski klown wróci, ale niestety nie wyrobił się. Nienawidził się spieszyć, ale tym razem musiał, jeśli chciał po raz pierwszy od miesiąca ukończyć swoją lalkę. Plus był taki, że lepiej było mu się uspokoić po kłótni z Jack'iem. Zabawkarz nie miał pojęcia, jak on wytrzymuje z tymi pojebami. Zwykle nie przeklinał, nie był fanem przekleństw, preferował kulturalny język, ale tej trójki nie mógł określić inaczej. No, jeszcze Puppeteer był w miarę do zniesienia, Jack czasem, ale Candy'ego ledwo trawił. Choć wiedział doskonale, jak z nimi wytrzymuje. Po prostu miał świadomość, że pozwalanie im na mieszkanie w jego sklepie miało więcej zalet niż wad. I tak zawsze o wszystko łatwo się denerwował, czego miał świadomość, więc najprawdopodobniej nawet i bez ich obecności wściekałby się o coś co najmniej cztery razy dziennie, a mając ich, miał przynajmniej jakieś zyski. Candy idealnie tuszował wszystkie morderstwa i manipulował wszystkim dookoła, potrafił nawet sprawić, że rodziny nie zauważały zniknięcia swoich bliskich nawet przez kilka tygodni czy miesięcy, dopóki ich czwórka nie zdecydowała się opuścić jakiegoś miejsca. Jack był specem od trucizn, co nierzadko się przydawało, a Puppeteer miał dość duże zdolności i moce, dzięki którym łatwo mógłby się przydać w kryzysowej sytuacji, gdyby trzeba było kogoś uwięzić (jego nici są w końcu niemal nierozerwalne). No i nocą robi za żarówkę - pomyślał mimochodem Jason, po czym zaśmiał się sam do siebie. Wtem zdał sobie sprawę, że drzwi piwnicy zostały otworzone. Odwrócił się i na górze schodów ujrzał nikogo innego, tylko właśnie Puppeteer'a.
- Co tu robisz? Coś się stało? - spytał.
- Nic wielkiego, tylko słyszałem, jak kłócisz się z Jack'iem i chciałem sprawdzić, czy się nie pozabijaliście - odparł marionetkarz.
- No cóż, ja, jak widać, żyję - stwierdził Jason, przerywając chwilowo pracę nad swoją nową lalką.
- Właśnie widzę. Jack też i obecnie kręci się na karuzeli śmiechu razem z Candy'm - odparł Puppeteer.
- To znaczy?
- Siedzą w pokoju błazna i śmieją się jak dziesięciolatki na dźwięk słowa "seks", tylko nie mam pojęcia, co ich tak bawi - powiedział marionetkarz.
- Czasami mam nadzieję, że kiedyś dosłownie pękną z tego śmiechu - odparł z powagą Jason. Puppeteer uśmiechnął się, wyobrażając to sobie. Lalkarz domyślił się, o czym myśli jego rozmówca i na jego twarzy też zagościł uśmiech. - Widać nie tylko mi taka wizja się podoba - dodał.
- Fakt, ale bez nich mogłoby być nudno - stwierdził Puppeteer.
- Czasami was lubię, czasem nienawidzę - skwitował to jeszcze Jason, po czym wrócił do pracy. Marionetkarz przyglądał się przez chwilę, jak lalkarz przystępuje do oddzielania skóry od kości i mięsa. On zupełnie inaczej zabierał się do tworzenia swoich marionetek, ale nie znaczyło to, że interesował go sposób pracy Jasona, który po części już poznał. Często rozmawiali i wymieniali się spostrzeżeniami, radami i ciekawostkami dotyczącymi tworzenia lalek i marionetek, ostatecznie miały ze sobą trochę wspólnego. Dzięki temu Puppeteer, jako jedyny, zbliżył się do Jasona na tyle, że ten nie wybuchał złością, gdy marionetkarz, bez pozwolenia, tak jak teraz, zjawiał się w jego piwnicy, choć Puppeteer wiedział, że gdyby pojawił się tutaj, gdy nie ma Jasona albo zszedł niżej, mogłoby skończyć się to gorzej. Gdy po paru chwilach znudziło mu się przyglądanie pracy Jasona, wrócił na górę, zamykając za sobą drzwi. Z pokoju Candy'ego nadal dolatywało obłąkańcze śmiechy dwóch klownów. Puppeteer'a trochę śmieszyło to, jak podobna, ale jednocześnie zupełnie różna jest ta dwójka. Oprócz oczywistych podobieństw, jak radość czerpana z zadawania bólu czy miłość do słodyczy, różnili się chociażby tym, że jeden wyglądał jakby zblakł w praniu, a drugi z kolei przywodził na myśl kogoś, kto wykąpał się w dzwoneczkach, kolorowych, świecących bransoletkach i spermie jednorożca.
Chociaż to byłoby niemożliwe. Gdyby Candy Pop spotkał jednorożca, prędzej by go przeleciał niż wykąpał się w jego spermie, choć chyba nie ma skłonności do zoofili, ale pewny nie jestem - pomyślał Puppeteer. On również, tak jak Candy poprzedniego wieczora, zaczął odczuwać głód, więc musiał udać się do swojej obecnej ofiary, chłopaka, który przeżywał jedno z cięższych, a przy okazji ostatnie załamanie w swoim życiu po tym, jak rzuciła go dziewczyna. Co prawda ostatnio chciała do niego wrócić, przez co chłopak znów stałby się szczęśliwy, a Puppeteer straciłby swoje obecne źródło pożywienia, ale na szczęście z pomocą Jack'a tym łatwiej udało mu się łatwo porwać dziewczynę i pozbyć się jej z życia jego ofiary. Przynajmniej mógł się cieszyć, że będzie miał co robić obecnie, gdy w domu znajduje się tylko wkurzony Jason i dwójka roześmianych i pewnie jeszcze naćpanych cukierkami Jack'a klownów. Choć był chyba najmniej konfliktową osobą z nich wszystkich, bo wolał zazwyczaj zniknąć i wyżyć się na jakiejś ofierze, niż kłócić się z kimkolwiek, nie znaczyło to, że lubił spędzać z nimi dużo czasu. Było zupełnie na odwrót, znośny z nich wszystkich był dla niego najbardziej Jason, choć Candy'ego i Jack'a też nawet polubił, ale nie na tyle, żeby stale z nimi przebywać. Musiał od czasu do czasu opuścić ten dom, a raczej sklep pełen wariatów, żeby samemu nie stać się jeszcze większym wariatem. Pomysł z ich współpracą i wspólnym mieszkaniem był jednocześnie najgorszym i najlepszym pomysłem, na jaki się zgodził, ale najbardziej chyba współczuł Jasonowi, bo jego ukochany, wspaniały sklep przypominał teraz coś w rodzaju istnego cyrku na kółkach. Tak to się kończy, kiedy pod jednym dachem zamieszka czwórka różnych psychopatów - pomyślał Puppeteer.
~~~~****~~~~
*
To nawiązanie między innymi do tego fanarta i innych, shipujących Candy'ego z Jasonem (jak coś ja nie mam z tym problemu, każdy może shipować kogo chce z kim chce, ja to tylko użyłam do stworzenia zabawnej moim zdaniem sytuacji UwU)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top