Historia Genyrów #1

Dedykuję ten rozdział Lumiriel i Bloody_Murderess bo one utwierdziły mnie w przekonaniu, żeby opublikować to opowiadanie, które zaczęłam pisać ponad rok temu XD Ogółem fanfik ten opowiada moją wersję historii Candy Popa i Candy Cane. Przemieszałam oficjalne informacje z wiki o Candy'm z creepypastą o Candy'm i Cane (która nie jest właściwie oryginalna, z tego co wiem, bo Candy prawdopodobnie wcale nie ma siostry o imieniu Cane) z paroma własnymi pomysłami i postanowiłam przedstawić jak ja to widzę. Tak tylko informuję, na wypadek gdyby pojawiły się tu jakieś fakty lub rzeczy, które mogą być trudne do ogarnięcia dla osoby, która nie zna faktów o Candy'm (a raczek nie każdy ma na jego punkcie takiego fioła jak ja XD). W każdym razie, zachęcam do zapoznania się z informacjami z wiki o nim UwU

~~~~****~~~~

W domu, w sklepie, na ulicy. Wszędzie słychać było odgłosy dzwonów. Głośne dudnienie samo w sobie tworzyło mnóstwo hałasu. A gdy dodać do tego jeszcze wiwatujący tłum? Wiele osób wyszło bowiem na ulice, a niektórzy od razu pospieszyli w stronę świątyni. Na każdą okazję przeznaczone były inne dzwony i inna melodia. Susgerin i Mantija to były dzwony narodzin. Wygrywały dźwięki pieśni Cantium Nativitatis. Wszystko więc było jasne. Nawet dzieci wiedziały, co to oznacza. I chociaż Genyry nie przywiązywały większej wagi do większości przyziemnych spraw, to jednak narodziny kolejnego wojownika o dobro były powodem do radości. Zwłaszcza, jeśli narodziny te miały miejsce w rodzinie Pop. Rodzina ta sprawowała opiekę nad najważniejszą świątynią. To miast było miejscem narodzin ich rasy, a świątynia jego sercem. Dlatego też rodzina Pop była tak szanowana, że niektórzy uznawali ich za swoich władców, choć oficjalnie rasa Genyrów żadnych władców nie miała. W kryzysowych sytuacjach powoływali Magnum Consilium, czyli coś, co można by określić mianem Wielkiej Rady, ale to nie jest teraz ważne. Ważne jest to, że przed murami świątyni Jester Nativitatis zgromadziło się naprawdę wiele osób, niemogących się doczekać, aż poznają nowego członka, a raczej nowych członków rodu Pop. Teraz bowiem był czas Astrologicznych Bliźniąt. A wtedy i tylko wtedy wśród Genyrów przychodziły na świat tylko bliźnięta. Było to o tyle niesamowite, że zazwyczaj były one silniejsze od pozostałych przedstawicieli tej rasy, ale jednocześnie nie tylko ich moce, ale oni sami byli ze sobą nierozerwalnie związani. Tak bardzo, że czasem śmierć jednego z bliźniąt oznaczała śmierć drugiego, choć nie zawsze więź ta była aż tak silna. Przed murami świątyni gromadziło się coraz więcej radosnych osób. Na ulicach pojawiało się coraz więcej magicznych istot. Wszyscy rozmawiali, śmiali się, cieszyli.

Narodziny nowych członków rodziny Pop były okazją do świętowania, wielkiego świętowania, w końcu nie co dzień na świat przychodzą tak wielcy, przyszli wojownicy. Każdy był bowiem przekonany, że dzieci ta czeka wielka przyszłość.

~*~

Jesterca nie bez lekkiego uśmiechu patrzyła na przerażenie swojego męża, który trzymał na rękach swoją córkę i miał przy tym wyraz twarzy, jakby obawiał się, że zaraz zrobi coś niewłaściwego i biedne dziecko rozpadnie się na jego rękach na części.

-Nie miej takiej przerażonej miny-powiedziała kobieta, po czym przeniosła wzrok na swojego synka. Patrzyła na niego długo, z miłością. Choć wiedziała tyle rzeczy, znała wiele tajemnic nieznanych ludziom, a nawet innymi istotom takim jak ona, wciąż nie mogła pojąć, jak to się właściwie stało, że leży teraz w łóżku, obok niej siedzi jej ukochany i każde z nich tuli w rękach największy cud, jaki w życiu widzieli. Nie mogła się napatrzeć na swojego ukochanego synka, na jego niebieskie włosy, które odziedziczył po tacie i bladą skórę.

-Myślałaś nad imionami?-spytał Calicifur. Jesterca przestała patrzeć na swojego synka, który spał na jej rękach i przeniosła wzrok na męża.

-Myślałam-odparła i uśmiechnęła się lekko.

-I co wymyśliłaś?-spytał.

-Co powiesz na Candy i Cane?-zapytała.

-Candy i Cane? Candy Pop i Cane Pop? Brzmi dobrze-przyznał z uśmiechem Calicifur.

- Myślałam bardziej nad Candy Pop i Candy Cane - powiedziała kobieta. Mężczyzny popatrzył na nią z uśmiechem.

- Chcesz, żeby mieli wspólne imię?

- Tylko po części. To może zwiększyć ich więź. I moc, a to może im się kiedyś przydać - wyjaśniła Jesterca.

- Dobrze już, dobrze, zaufam ci. W końcu to ty pochodzisz z tak uzdolnionej i znającej się na wszystkim rodziny - powiedział ze szczerością. Jego żona popatrzyła na niego z lekką złością.

- Nie wybierałam sobie rodziny - powiedziała.

- Przecież nic nie mówię, wręcz przeciwnie, cieszę się, że moja żona jest taka obeznana. I taka dobra i kochana - odparł mężczyzna. Jesterca uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Nagle Candy wydał z siebie cichutki dźwięk, jakby pisk. Na chwilę cała ich uwaga skupiła się na nim, Jesterca lekko go pokołysała, aby go uspokoić i aby z powrotem usnął. - Cane będzie się więc musiała nazywać Candy Cane Pop - dodał cicho Calificur. Jesterca westchnęła równie cicho.

- Nigdy się nie pozbędę tego przeklętego nazwiska - powiedziała.

- Wiem, że chciałabyś tego dokonać i móc żyć w spokoju, a nie jak celebrytka wśród wszystkich genyrów, ale to ma też swoje plusy. Dzięki temu, że twoja rodzina jest tak ważna, możemy zrobić wszystko, aby naszym dzieciom i innym genyrom żyło się jak najlepiej. Poza tym Cane, dzięki temu, że będzie miała dwa imiona, zgodnie z naszym prawem nie będzie się musiała tak często posługiwać nazwiskiem, jeśli nie będzie chciała, prawda? - powiedział genyr. Jesterca popatrzyła na niego z wdzięcznością. Zawsze wiedział, co powiedzieć, aby poprawić jej humor.

- Szkoda tylko, że ten przepis dotyczy tylko kobiet, wtedy Candy'emu też moglibyśmy nadać podwójne imię i byłoby po kłopocie - powiedziała. Tym razem to jej mąż uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. -Co to za hałasy?-spytała nagle Jesterca, odwracając głowę w stronę okna. Mężczyzna powędrował spojrzeniem za jej wzrokiem.

-Zapewne inni świętują-odparł. Jesterca uśmiechnęła się lekko.

- Oby tylko to nie obudziło dzieci. Zamknij lepiej okno, te hałasy tylko im przeszkodzą - odparł Jesterca. Calificur bez słowa wykonał, to, o co go poprosiła, wcześniej odkładając ostrożnie swoją córeczkę do kołyski, podczas gdy ona uśmiechnęła się jeszcze szerzej i spojrzała na swoją Cane, która teraz leżała w łóżeczku, a potem znowu na swojego synka.

~*~

Świątynia pękała w szwach. Wszędzie było pełno magicznych istot. Tłoczyły się wokół jej centrum, gdzie na białej, marmurowej podłodze wymalowana była kolorowa gwiazda. W jej środku wznosiła się duża czara, w której płonął ogień. Jesterca rozglądała się nerwowo dookoła, a potem napotkała spojrzenie swojego męża, który stał obok niej i nieco się uspokoiła. Calificur zawsze był spokojny, rozsądny. No, może poza sytuacją, kiedy pierwszy raz trzymał na rękach swoją córkę, a potem jeszcze syna. W każdym razie teraz nawet to go już tak nie przerażało. Był pewny siebie, opanowany, za co Jesterca była mu wdzięczna. Ona denerwowała się za nich oboje wystarczająco, choć nie miała właściwie powodu. Ceremonia przeprowadzana była od wieków i od wieków przebiegała tak samo, a i same wizje, które zazwyczaj miały przy nich miejsce, nie były zbyt dokładne. I nie powinna się obawiać tego, czego się z nich dowie. W końcu zamknięto drzwi świątyni i ceremonia się rozpoczęła. Najpierw to Calificur, trzymając na rękach ich syna, podszedł do czary i powoli wysunął ręce, wkładając go w ogień. Płomienie nie zrobiły jednak krzywdy Candy'emu, gdyż nigdy tak się nie działo. Zabarwiły się jedynie na niebiesko, po czym Calificur zabrał syna i odsunął się od czary. Kolor ognia zmienił się z powrotem na normalny. Teraz to Jesterca musiała podejść tam, trzymając na rękach swoją ukochaną córeczkę. Tak też zrobiła. Płomienie tym razem zabarwiły się na różowo, po czym kobieta odsunęła się od nich z dzieckiem na rękach. Razem z mężem spojrzeli na Payazo, jej starszego brata, który podszedł do nich z powagą na twarzy. Widząc jednak niepokój na twarzy siostry, posłał jej uśmiech. Obecnie to właśnie on sprawował opiekę nad świątynią, jako najstarszy członek rodu, a to oznaczało, że to on doświadcza wizji dotyczących przyszłości każdego z nowonarodzonych Genyrów.

-Candy Pop i Candy Cane-Payazo przeniósł wzrok na dzieci.-Od dziś oficjalnie zostajecie uznani za przyszłych wojowników, obrońców i przyjaciół wszystkich ludzi. Candy Pop dokona czegoś naprawdę wielkiego, czegoś, czego nikt wcześniej ani później nawet nie próbował. A Candy Cane, ona będzie niezwykle silną wojowniczką, która zawsze będzie wspierać swojego brata-dodał. Nikogo nie dziwiła niejasność i niedokładność przepowiedni, gdyż miała ona tylko trochę przybliżyć, jaka przyszłość czeka poszczególne Genyry. Często nie można było jej do końca rozszyfrować i to, czego dotyczyła, wyjaśniało się dopiero, kiedy "przewidziane" wydarzenie miało miejsce. Genyr, który dokonał tego, co było mu przeznaczone, czuł się niesamowicie. Gdy spełniało się swoje przeznaczenie, uczucie temu towarzyszące było wprost nie do opisania i dzięki temu genyr wiedział, że robi to, co było mu przeznaczone, co miało być jego przyszłością. Jesterca i Calificur spojrzeli na siebie zaskoczeni, ale też szczerze uradowani. Ich dzieci w końcu przeszły swoją ceremonię, wizje dotyczące ich przyszłości były bardzo obiecujące. Serce ich obojga przepełniały miłość i szczęście.

~*~

-Dawno, dawno temu ludzie zaczęli być nękani przez różnego rodzaju demony. Anioły miały za zadanie służyć ludziom i ich chronić, ponadto demony wywodziły się właśnie od aniołów, dlatego czuły się zobowiązanego do tego, aby pomóc nękanym ludziom. Niestety z jakichś powodów ich Stwórca zabronił im bezpośredniej ingerencji, ale wyraził zgodę na stworzenie dla ludzi strażników. I tak powstaliśmy my, Błazny. Mieliśmy za zadanie chronić ludzi, pomagać im, a aby było to możliwe, musieliśmy mieć szansę się dla nich zbliżyć. Otrzymaliśmy wesołe, miłe i zabawne osobowości, a ludzie tak nas polubili, że słowem "błazen" zaczęli nawet określać każdego, kto był zabawny. Ludzie nas pokochali, niestety te istoty nie są bez wad. Niektórzy, mimo naszych tłumaczeń, uznawali nas za bogów. Inni z kolei chcieli nas wykorzystać do własnych celów, na przykład podczas walk. Dlatego podjęto decyzję, że Błazny będą chronić i przyjaźnić się z ludźmi, ale nie będą im zdradzać swojej prawdziwej natury. Innymi słowy, ludzie nas samych też uznają za ludzi. A my im pomagamy, niszczymy demony. To miejsce, to nasza ojczyzna, gdzie ludzie nie mają wstępu. Dla nich to miejsce jest niewidzialne, w żaden sposób niewyczuwalne. Tak samo dla demonów, a przynajmniej dla większości. Jedynym demonem, który wie, gdzie jest nasza ojczyzna, jest Night Terror. On jednak sam nie może nas zaatakować ze względu na zaklęcia ochronne. Poza tym ciężko byłoby mu walczyć z nami wszystkimi naraz. Mówi się, że kiedy znajdzie się śmiałek, który stanie do walki z Night Terror i go pokona, to wtedy wszystkie inne demony ograniczą lub nawet zaprzestaną ataków na nas i na ludzi. Ze strachu, gdyż stracą jednego ze swoich najsilniejszych przywódców

Candy Pop i Cane z uwagą słuchali opowieści swojej matki. Mieli już cztery lata, a był to najwyższy czas, aby poznali historię swojego pochodzenia, swoją przyszłość i przeznaczenie.

-Anioły powierzyły nam wiele mocy i tajemnic. Znamy na przykład ich język, którego nie znają ludzie. Poza tym anielski język ma tę właściwość, że możemy nim mówić do ludzi, a oni zrozumieją nas, jak byśmy mówili w ich ludzkim języku. Poza tym wszelkie moce, rytuały, to wszystko mamy od aniołów. Kiedy na przykład się narodziliście, wasza mama i ja musieliśmy ofiarować was jako przyszłych wojowników. I wtedy też poznaliśmy wizję dotyczącą waszej przyszłości-wyjaśnił Calificur.

-I co nas czeka?-zawołał podekscytowany chłopiec. Ich rodzice uśmiechnęli się, widząc taką radość i zapał w swoich dzieciach.

-Ty dokonasz czegoś wielkiego, a ty, Cane, będziesz wielką wojowniczką i zawsze będziecie się nawzajem wspierać-odparł ich ojciec.

-To ja na pewno pokonam Night Terror!-zawołał Pop.

-Wcale nie, bo ja!-powiedziała Cane, po czym oboje nawzajem zaczęli się przekrzykiwać.

-To ja mam dokonać czegoś wielkiego!-zawołał chłopiec.

-Ale ja będę wielką wojowniczką!-odparła dziewczynka.

-Dzieci, spokojnie. Pamiętajcie, że waszym zadaniem jest ochrona i pomoc ludziom. I nie możecie za to oczekiwać żadnej wielkiej chwały, gdyż to po prostu wasze zadanie. Bardzo ważne, ale ludzie nigdy nie mogą się o was dowiedzieć. Pamiętajcie, że jedną z najgorszych rzeczy, jaka może spotkać wojownika, to zbyt wielka duma i pycha-powiedziała Jesterca. Słysząc to, Pop i Cane niemal od razu ucichli.

-No, a może teraz pokażecie nam, jakich nowych sztuczek się ostatnio nauczyliście?-spytał Calificur. Dzieci natychmiast z powrotem się ożywiły i zaczęły chwalić się przed rodzicami nowymi, niedawno poznanymi, zaklęciami

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top