Rozstanie

Po nocy pełnej koszmarów Natasza obudziła się z krzykiem i z łzami w oczach. Śnił się jej jeden, zawsze ten sam, straszny sen. Coś w rodzaju zmory sennej.

Leżała przez chwilę, z zamkniętymi oczami, próbując uspokoić oddech. Gdy jej się udało otworzyła swoje niesamowicie zielone oczęta. Jak zawsze odwróciła się na drugi bok, do mężczyzny, którego kochała - Clinta, ale codziennie widziała tylko pusty materac. Przepełniał ją smutek, gdy myślała o tym, że koszmar był prawdziwy i straciła swojego ukochanego na zawsze.

Natasza marzyła o tym by znów go spotkać i powiedzieć mu co do niego czuje.

Umarł dokładnie dwa lata temu, był jednym z niewielu bohaterów, którzy polegli w bitwie z Thanosem i jego armią. Clint zginął przez nią! Natasza nigdy sobie nie wybaczyła, że nie zobaczyła tego potwora, który wyglądał jak gorsza wersja Chitauri, i jego broni. Czarna Wdowa usłyszała tylko krzyk swojego przyjaciela, a gdy się odwróciła zobaczyła jak Clint osłania ją swoim ciałem. Z jego klatki piersiowej wystawał miecz, który przebił ciało Hawkeye'a tuż pod sercem.

"Clint!" Głos dudnił w jej głowie.

" Ty zrobiłabyś to samo". To było jego przed ostatnie zdanie. "Kocham Cię". Jego oczy zamknęły się, a serce przestało bić.

"Ja Ciebie też kocham" Natasza do dzisiaj żałowała, że nie powiedziała mu tego wcześniej.

To był właśnie jej koszmar. Każdej nocy śniła się jej dokładnie ta scena. Każdej nocy, żałowała, że nie powiedziała mu co czuje, tak żeby też o tym wiedział.

Jej twarz pokryła się łzami, jak każdego ranka gdy przypominała sobie ten dzień. Zawsze gdy się budziła miała nadzieję, że popatrzy w jego piękne i pełne radości oczy przypominające kolorem bezchmurne niebo, a on w tym momencie uśmiechnie się do niej, ale to tylko marzenia, które się już nigdy nie spełnią.

Dzisiaj miała wielką nadzieję, że ten dzień będzie jej ostatnim. To dzisiaj wyrusza na swoją pierwszą misję od dwóch lat. Była załamana i zdesperowana. Dokładnie dwa lata temu po raz ostatni widziała go żywego. Natasza chciała go zobaczyć jeszcze raz, od dwudziestu czterech miesięcy myślała o tym dniu. Odcięła się od wszystkich by nikt za nią nie tęsknił, jeśli ktoś taki w ogóle był.

Natasza wytarła oczy i powoli wstała z łóżka, skierowała się w stronę szafy i wyjęła z niej czarne dżinsy i podkoszulek tego samego koloru. Poszła ze strojem do łazienki, gdzie się umyła, zrobiła makijaż i ubrała się we wcześniej przygotowane rzeczy. Przy wyjściu ostatni raz popatrzyła na swoje mieszkanie, potem zabrała z korytarza torbę, w której znajdował się jej koci strój, dwa pistolety z dodatkowymi magazynkami i mały, trudny do namierzenia laptop.

Wyszła nie zamykając drzwi na klucz. Nie zależało jej, czy obrobią jej mieszkanie czy nie.

Skierowała się krętą, brudną i pełną walających się wszędzie pustych butelek po piwie i mocniejszych trunkach klatką schodową, by wyjść na podobnie wyglądającą uliczkę. Robiąc zwinne ruchy, omijała pijaków, żebraków i innych ludzi trzeciego świata. Przechodząc koło dwóch mężczyzn wyglądających jak gangsterzy nie zaszczyciła ich spojrzeniem, ale oni wręcz przeciwnie.

- Hej! Mała dokąd się tak śpieszysz? Może pobawić się z nami i umilisz nam ten dzień?- mówiąc to nie spuszczał wzroku z jej biustu, a jego kolega uśmiechając się zaczął się do niej zbliżać.

Natasza szybkim ruchem złapała nadgarstek drugiego z nich i wygięła go pod nie naturalnym kątem, co spowodowało, że mężczyzna krzyknął. Drugi z nich próbował się wycofać, ale Czarna Wdowa kopnęła go tuż pod kolanem przez co upadł na brudne płytki.

- Z chęcią się z wami zabawie... Na swój sposób.- Podniosła z ziemi brudne i tępe ostrze scyzoryka.- Wiecie, że odcinanie kończyn tępymi narzędziami boli najbardziej, a urazu psychicznego nie da się pozbyć?

Mężczyźni zaczęli ją błagać o litość, a Natasza uznała, że mimo jej dzisiejszego celu ten dzień będzie udany. Przyjemność jaką czerpała ze straszenia rosłych facetów sprawiała jej frajdę. Niestety przypomniała sobie, że zabijanie ludzi od tak jest złe. Clint powiedział tak podczas ich drugiego spotkania, gdy trzymała lufę pistoletu wymierzoną w pierwszą lepszą osobę, która się nawinęła.

"Zabijanie bezbronnych? Tego Cię nauczyli? Zanim to zrobisz musisz wiedzieć, że zabijanie ludzi od tak jest złe. Zabijanie jakiejkolwiek osoby jest złe."

Tamtego dnia nie zabiła kobiety, która stała się jej żywą tarczą. Tamtego dnia nie zabiła Clinta, który był jej celem. Tamtego dnia wkroczyła na ścieżkę dobra.

"Niech Cię, Clint" pomyślała Natasza po czym odrzuciła ostrze. Usłyszała jak mężczyźni wypuszczają powietrze z ulgą, ale zaraz po tym gdy to zrobili, kobieta uderzyła ich w bardzo krótkich odstępach czasu w tyły głów, co spowodowało, że stracili przytomność.

Kobieta jak gdyby nigdy nic udała się w stronę miejsca, które odwiedzała bardzo często, po śmierci Clinta. Cmentarz, na którym go pochowano. Nie było to normalne miejsce spoczynku, tylko Cmentarz Bohaterów. 

Natasza automatycznie skręcała między nagrobkami i dużymi pomnikami, znając na pamięć trasę do miejsca jego spoczynku. Gdy znalazła się tuż przed kamieniem nagrobnym przeczytała napis jaki widniał na granitowej skale, na której szycie znajdował się pomnik Clinta, który w jednej ręce trzymał łuk, a w drugiej strzałę.

"Ś.P. Clinton Francis Barton

Oddał życie byśmy mogli żyć w pokoju.

Ur. 07.01.1971

Zm. 26.04.2018"

Pierwsza łza spłynęła po policzku Nataszy, a za nią ruszyły kolejne. Nogi kobiety stały się miękkie i po chwili klęczała przy nagrobku, trzymając twarz w dłoniach.

- Clint czemu to zrobiłeś? Dlaczego? Ty... miałeś dla kogo żyć. Zostawiłeś Laurę, Coopera, Lilę i Nataniela samych. Mogłeś pozwolić mi zginąć, wtedy świat byłby o wiele lepszy. Gdybyś był tu, a ja byłabym wtedy tam zamiast Ciebie. Po pewnym czasie zapomniałbyś o mnie i zajął swoją rodziną, ale nie! Teraz Laura sama wychowuje dzieci, próbuje być silna... dla nich. Ona ma dla kogo żyć, ja nie. Obiecuję Ci, że za niedługo się spotkamy. Obiecuję.

Natasza otarła łzy i uspokoiła trochę oddech. Położyła na nagrobku fiołki i lawendę, które były jego ulubionymi kwiatami. Podejrzewała tylko jeden powód, dla którego były w jego pokoju i domu, ich wyrazisty fioletowy kolor.

Kobieta skierowała się w stronę wyjścia z cmentarza, a gdy wyszła przez metalową bramę, wsiadła do metra i pojechała w stronę Triskelionu. Z dawnego przyzwyczajenia wysiadła parę przystanków wcześniej i przeszła się chodnikiem przy rzece, która znajdowała się przy bazie TARCZY.

Natasza wchodząc do ogromnego budynku pokazała swoją kartę wstępu. Nie przyjmowała się, że agenci patrzyli na nią jak na ducha, wytrzeszczali oczy i szeptali coś między sobą. Czarna Wdowa skierowała się do windy, gdy znajdowała się w maszynie kliknęła przycisk z numerem pokoi agentów poziomu ósmego i w trakcie drogi na górę sprawdziła godzinę. Miała jeszcze trochę czasu, więc mogła przeanalizować plan.

Wysiadając z windy skierowała się do swojego dawnego pokoju. Wchodząc do niego nie zobaczyła zbyt dużych zmian, prócz tego, że większość rzeczy była pokryta kurzem.
Natasza robiąc cichy krok na podłodze z czarnego drewna rozejrzała się ponownie. Białe ściany z paroma obrazami wciąż były takie same jak zostawiła je dwa lata temu, parkiet lekko skrzypiał pod naciskiem jej stóp, ale gdy stanęła na białym dywanie poczuła jakby chodziła po chmurze. Z jasnego sufitu zwisała ozdobna lampa.

Natasza skierowała się w stronę łóżka i od razu zatopiła się w miękkim materacu. Leżała chwilę rozmyślając, ale po chwili wstała i wyjęła z torby koci strój. Szybko się przebrała, zaopatrzyła się w broń i dodatkowe magazynki. Później ruszyła długimi korytarzami w stronę pasu startowego, gdzie czekał już na nią quinjet. Ku jej zaskoczeniu przed samolotem stało dwóch mężczyzn, których nie znała i Maria Hill. Gdy agenci ją zobaczyli wyprostowali się i stali bez słowa dopóki ich szefowa nie zabrała głosu.

- Natasza, jak długo Cię nie widziałam. Jak się czujesz?

- Zwarta i gotowa do następnej misji.- Czarna Wdowa uśmiechnęła się, na co agentka Hill zrobiła to samo.

Zapadła cisza, którą przerwał jeden z mężczyzn. Dobrze zbudowany szatyn o piwnych oczach. Odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę.

- Witam agentko Romanoff- mówiąc to podał jej rękę.- Jestem Carl Snow, a to jest Kevin Boyle- wskazał na swojego kolegę, który był zupełnym przeciwieństwem szatyna. Jego włosy były koloru jasnego blondu, a oczy zdawały się odbijać kolor nieba.- To dla nas zaszczyt, że będziemy towarzyszyć takiej sławie jak pani.

- Witam, miło was poznać. I proszę mówcie mi Natasza.- Kobieta uśmiechnęła się podając im dłoń.- Mario możemy porozmawiać?- Czarnowłosa pokiwała głową i razem odeszły parę metrów od mężczyzn.- Powiedziano mi, że to będzie solowa misja.

- Taki był pierwszy zarys sytuacji, ale okazało się, że dla jednej osoby byłaby to misja samobójcza. Nawet dla Ciebie. Agenci Hydry zbierają się i szykują na wasze przybycie.

- Kolejny kret?

- Tak myślę, pracujemy nad tym... Nataszo musisz zrozumieć, że nie chcemy Cię stracić. Jesteś naszą najlepszą agentką i jestem pewna, że sama wierz kto, zabiłby mnie, gdybyś umarła.

- Rozumiem.- Rudowłosa uśmiechnęła się, ale w środku krzyczała z wściekłości. To był właśnie jej plan. Skąd TARCZA wiedziała o dodatkowych agentach Hydry, to miała być tajemnicza.- Dobra, miejmy to już za sobą.

Kobiety wróciły do mężczyzn i po uzyskaniu informacji od Hill, wsiedli do quinjet'u.

Natasza siedziała z tyłu samolotu i zastanawiała się jak pozbyć się jej towarzyszy, gdy podjęła decyzję docierali już do wrogiej bazy.

Gdy mężczyźni zaczęli lądować Czarna Wdowa powoli zbliżała się do nich wyciągając dwie strzykawki z mocnym środkiem usypiającym. Podeszła do Carla oraz Kevina i błyskawicznie wbiła im igły w szyję wpuszczając płyn do ich organizmów. Agenci padli prawie od razu.

Samolot wylądował, a bohaterka wyszła z niego, kierując się w stronę bazy wroga. Była uzbrojona w pistolety, dwa granaty dymno-usypiające i swoje bransolety, a na lewe ramię zarzuciła torbę z laptopem.

Przed drzwiami stały trzy szeregi strażników, Natasza musiała znaleźć inny sposób, by dostać się do środka. Przed śmiercią chciała wykonać swoją ostatnią misję. Kobieta obeszła budynek i zobaczyła ścianę strzeżoną przez dwóch mężczyzn, którzy byli zajęci rozmawianiem między sobą. Podchodząc do nich cicho i bezszelestnie obserwowała czujnie otoczenie. Agenci Hydry nadal jej nie zobaczyli, a zanim którykolwiek zdążył coś zrobić leżeli na ziemi ze złamanymi karkami. Natasza popatrzyła na ścianę, którą "bronili" strażnicy. Były na niej bruzdy, a na wyciągnięcie ręki znajdowało się okrągłe logo Hydry. Czarna Wdowa nacisnęła emblemat, a po chwili tajne drzwi otworzyły się przed nią. Kobieta cicho zakradła się do środka i przez około pół minuty szła ciemnym, wilgotnym i dusznym korytarzem nasłuchując kroków zbliżających się wrogów. Przez cały czas trzymała jedną rękę na broni, a drugą na ścianie, próbując wyczuć chłód metalu. Gdy nareszcie poczuła, że materiał z którego była zrobiona ściana zmienia się, zatrzymała się w tamtym miejscu i zaczęła błądzić po omacku dłońmi szukając metalowej rączki. Gdy takową znalazła pociągnęła ją do siebie i weszła do chłodnego, wąskiego otworu. Błądziła tunelami wysłuchując rozmów wrogich agentów. Kierując się w tamtą stronę natrafiła na zakratowaną dolną ścianę tunelu. Obserwowała jak około dwunastu ludzi siedzi przy komputerach, a między nimi maszerują inni. Z góry wyglądali jak mrówki. Natasza wyjęła cicho granaty i otworzyła bezgłośnie kratkę, odbezpieczyła je i wypuściła, wstrzymując oddech obserwowała jak pod spodem wydobywa się biały dym, a agenci Hydry zaczynają cicho kaszleć i upadają na ziemię. Po minucie, gdy granaty przestały zbierać swe plony, Czarna Wdowa powoli zeskoczyła do pomieszczenia i omijając bezwładne ciała dotarła do jednego z komputerów. Szybko podłączyła go do swojego laptopa i przegrała wszystkie dane na przenośne urządzenie. Odłączając sprzęt wysłała wiadomość z plikiem zawierającym wszystkie informacje do Hill z dopiskiem - przepraszam.

Natasza podbiegła do komputera oddalonego parę metrów od niej i nacisnęła parę przycisków na klawiaturze uruchamiając sekwencję autodestrukcji.

- Jak zginąć to z przytupem - mówiąc to kobieta sprawdziła ilość naboi w pistoletach i dodatkowe magazynki.

Nie wiele myśląc, otworzyła gwałtownie drzwi na korytarz, gdzie stali agenci Hydry. Zobaczyła na ich twarzach zaskoczenie, które szybko zmieniło się w gniew. Zaatakowało ją pięciu strażników, których pokonała bez używania gadżetów. Jednemu podcięła nogi, innemu oplotła nogi na szyi, a rękami złapała trzeciego powalając ich na ziemię. Czwarty dostał mocno w krtań co spowodowało, że zaczął się krztusić, a piąty oberwał z półobrotu w płuca.

Natasza celowo pozwoliła szóstemu włączyć alarm, ponieważ jak tak dalej pójdzie to zdąży wszystkich zabić lub zranić i jeszcze zostanie jej czas na wydostanie się z wrogiej bazy. Miała także drugi powód. Chciała mieć to z głowy i umrzeć jak przystało na Czarną Wdowę- z hukiem. Nie bała się i wiedziała co ją czeka. Śmierć już od dawna na nią polowała i w końcu nadszedł dzień, w którym jej się udało.

Do uszu Nataszy dotarł dźwięk alarmów i nawoływań do ataku. Zaraz potem po schodach, w stronę kobiety zaczęli nadciągnąć wrogowie. Wdowa wyjęła pistolety i zaczęła strzelać, gdy zabrakło jej naboi we wszystkich magazynach, i już prawie słaniała się we krwi wrogów, odrzuciła broń i zaczęła walczyć wręcz, wciąż unikając pocisków agentów Hydry.

To już nie była Natasza Romanoff, Czarna Wdowa broniąca dobra agentka, w tej chwili wróciła do przeszłości. Stała się Natalią Alianovną Romanovą, pierwszą Czarną Wdową, mordującą w dzikiej furii i zabijającą kogo popadnie. Już nie widziała twarzy, tylko plamy szkarłatnej czerwieni.

W pewnym momencie usłyszała huk i dopiero po chwili poczuła przeszywający ból. Nie przestawała walczyć, wiedziała że została trafiona, ale już się tym nie przejmowała. Z każdym kolejnym ruchem stała się słabsza. Usłyszała kolejny dźwięk wystrzału i następny. Spojrzała w dół. Zobaczyła jak jej kostium przesiąka jej własną krwią. Mimo otaczających ją ostrożnie agentów Hydry uśmiechnęła się i popatrzyła każdemu z nich w oczy, by ten ostatni raz zobaczyć strach w oczach jej wrogów.

Gdy to zrobiła poczuła, że upada. Ostatkiem sił odwróciła się twarzą w stronę sufitu, by zobaczyć oślepiający błysk. Mogłaby przysiądź, że w ostatniej sekundzie swojego życia przed oczami przemknęły jej wszystkie wspaniałe wspomnienia związane z Avengers, Tarczą i Clintem.

Czuła jak wypływa z niej życie. Nie walczyła z tym. Uśmiechnęła się po raz ostatni i zamknęła oczy.

- Już do Ciebie idę, Clint.


Koniec


... Tak, więc. Cześć wszystkim. Mam nadzieję, że opowiadanie w jakiś sposób wam się spodobało. 

Lekko zmieniając temat. Jak wiedzie dzisiaj jest 26 Kwietnia, co oznacza premierę Avengers: Infinity War! Kto się cieszy? Jakie są wasze przeczucia odnośnie najbardziej wyczekiwanego filmu w historii kina?

Póki co Wakanda Forever i Avengers Assemble!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top