Rodzina cz. 2

- Skoro się rozumiemy, to spotykamy się w hangarze za dwie godziny.- Powiedział Tony, wstając z krzesła i idąc w tylko sobie znanym kierunku. Najprawdopodobniej jednak to było jedno z jego laboratoriów.

Zaraz za nim z pomieszczenia wyszła cała reszta Avengersów.

***

Natasza dosłownie zaraz po opuszczeniu Centrali ruszyła w stronę zbrojowni, a Clint i Bucky poszli za nią.

Zdawało się, że między dwoma osobnikami płci męskiej toczyła się zawzięta kłótnia, walka o rudowłosą. Jeden nie chciał jej stracić, a drugi chciał ją odzyskać.

- Natasza, poczekaj!- Zawołał Clint, dobiegając do rudowłosej jako pierwszy i lekko popychając ją na ścianę, w taki sposób, że ręce miał po dwóch stronach jej ciała, blokując tym samym jej jakąkolwiek drogę ucieczki.

- Zostaw mnie. Nie zmienisz mojego zdania.- Powiedziała oschle kobieta, patrząc mężczyźnie chłodno w oczy.

- Słyszałeś ją.- Dodał Bucky, popychając łucznika i zmuszając go do puszczenia rudowłosej.

- Nie wtrącaj się James.- Natasza skierowała morderczy wzrok na Barnesa.

Tego jej jeszcze brakowało. Podwojonej ilości testosteronu. Patrzyła na zmianę raz na Hawkeye'a, raz na Zimowego Żołnierza. Po paru sekundach przeszła między nimi i już nie zwracała na nich uwagi. Byli tylko przeszkodami na jej drodze do wolności. To była jej szansa na zniszczenie jej przeszłości i niedopuszczenie do powtórki. 

Rudowłosa miała nadzieję, że 'system obronny' jaki wgrał jej do mózgu Ivan, stracił datę ważności. Liczyła... marzyła o tym, że zabije swojego fałszywego ojca. Nie obchodziło jej, co się stanie później. Ważne było to, żeby on był martwy jak najszybciej. Pragnęła, by ostatnią twarzą, jaką zobaczy Ivan, była jej. Oblicze pierwszego udanego eksperymentu Red Roomu. Najchłodniejszej, najniebezpieczniejszej, nieustraszonej maszyny do zabijania, która nie ma uczuć. Tak czuła się od początku tego strasznego dnia. Co fakt niecałą godzinę temu emocje wypływały z niej jak wodospad, ale dzięki temu teraz była pusta. Nie została w niej nawet najmniejsza oznaka uczuć.

Znów była Morderczą Czarną Wdową.

Szybko weszła do zbrojowni, zamknęła za sobą cicho drzwi i popatrzyła po zgromadzonym tam sprzęcie. Wybór był ogromny. Błyskawicznie sięgnęła po dwa Glocki i parę magazynków, tyle samo zabrała mniejszych pistoletów i zestaw noży. Wychodząc, chwyciła jeszcze parę dysków paraliżujących i swoje Żądła.

Wracając do pokoju, błagała w myślach, by nie zastała w nim łucznika.

Powoli otworzyła drzwi i odetchnęła z ulgą. Pomieszczenie było puste. 

Szybko otworzyła szafę i sięgnęła dłonią po swój kombinezon. Wyciągnęła go i w jej oczy rzuciła się mała karteczka samoprzylepna doczepiona do stroju. Delikatnie chwyciła ją i przeczytała krótką wiadomość.

"Proszę Cię, nie rób głupot. Przemyśl wszystko jeszcze raz. Nie chcę Cię stracić. Pamiętaj, jesteś wśród rodziny, która nie opuści Cię mimo wszystko. Kochamy Cię, ja Cię kocham i nie zapominaj o tym. Razem damy radę ze wszystkim.

~Clint"

Wszystko było napisane skrótowo i chaotycznie, ale rudowłosa zrozumiała. 

Westchnęła głośno, odłożyła notatkę na stolik nocny i powoli się przebierając myślała nad tym, co napisał jej łucznik.

Czy mogła odpuścić? Pozwolić by potwór, który ją wychował i stworzył taką, jaką jest, trafił do więzienia, z którego miałby szansę uciec?

Mogła pozwolić by więcej dziewczynek czekał podobny los jak ją? Nowe Czarne Wdowy pod rozkazy Rosji, Hydry, Ivana i każdego, kto zapłaci?

Odpowiedzią na wszystkie pytania było "nie". Nie mogła pozwolić, by trafił do więzienia i później z niego uciec. Nie pozwoli, by więcej cierpiało przez Ivana.

Wniosek z jej rozmyślań był prosty.

'Zabiję go, jak tylko pojawi się taka możliwość. Za wszelką cenę' pomyślała i wstała z łóżka.

Wkładając całą broń do kabur, mówiła coś do Jarvisa, co na dany czas mogło być bez sensu, ale czy było warto, okaże się dopiero w przyszłości, kiedy wszystko skończyła, wyszła z pokoju i kierując się w stronę hangarów, rozmyślała.

Przez całą drogę wmawiała sobie, że da radę zabić Ivana... Wierzyła, że już nie podlega programowi. Ten głupi kod uleciał z jej mózgu jak ten, który miał kiedyś Bucky... Nie chciała domawiać, że on był poddany specjalnemu zabiegowi w Wakandzie... A ona nie.

Ale przecież to były dwa różne programy... Prawda?

Do jego było potrzebne wgranie parunastu słów oznaczających daną komendę, aktywującą program Zimowego Żołnierza. A jej? Zwyczajne wgranie konkretnego zapachu perfum, których używali generałowie i trenerzy w Red Roomie.

To na pewno było łatwiejsze, więc mogło ulec odkodowaniu. 

Natasza miała tylko jedną możliwość. Musiała spróbować zabić Ivana. Jeśli nie da rady wymyśli jakiś inny sposób. Na przykład podłoży bombę w więzieniu, w którym będzie przebywać. Zabije przy tym wielu niewinnych ochroniarzy i jakichś innych więźniów, ale... podświadomie wiedziała, że ten potwór nie może żyć już dłużej. Wystarczy, że prześladuje ją od ponad sześćdziesięciu lat. Miała go dość. Zachowywał się jak Loki dla Thora. Zawsze, kiedy miała nadzieję, że umarł, on ponownie pojawiał się w jej życiu.

Zdała sobie sprawę, że już dotarła do hangarów. Przeleciała wzrokiem po dużym pomieszczeniu z różnego rodzaju pojazdami. L.O.L.A., parę motocykli i Quinjetów. Przy jednym z nich stał Steve. Podeszła w jego stronę, ale tak naprawdę nie zwracała uwagi na Kapitana. Kątem oka widziała jak otwiera usta, by coś powiedzieć. 'Pewnie jakieś słowa otuchy czy rozwagi', ale rudowłosa szybko go minęła i weszła do samolotu. Czuła na sobie wzrok innych obecnych już Avengersów, ale nie zwracała na to uwagi. Po prostu usiadła w jednym z foteli pod koniec kabiny i zamknęła oczy. 

Zaczęła sobie wyobrażać różne sposoby zabicia Ivana. 

Strzał w głowę byłby za banalny, ale przynajmniej szybki. Tak samo w serce. Wtedy miałaby szansę go pokonać i nikt nie byłby w stanie go uratować. Wyobrażała sobie jak patrzy w jego powoli gasnące oczy.

Mogła też sprawić by jego śmierć była bardzo bolesna i długa, ale wtedy musiałaby mieć pewność, że nikt jej nie przeszkodzi w torturach. 

Zaczęłaby powoli, podcięłaby mu ścięgna, by nie mógł jej uciec, a jednocześnie nie wykrwawiłby się zbyt szybko. Później mogłaby mu strzelić w nogę lub bark. Może związałaby mu ręce i za nadgarstki powiesiłaby go na haku. W razie, gdyby zemdlał z bólu oblewałaby go lodowatą wodą. Później robiłaby w różnych częściach jego ciała małe cięcia tępym nożem i może by go lekko przypalała zapalniczką? Na koniec strzeliłaby mu w brzuch i nie czekając na jego śmierć, opuściłaby go, by sam konał w męczarniach. Dzięki tej torturze zemściłaby się, za te wszystkie podpalania, podcięcia, podwieszania, podduszenia i wiele innych rzeczy, które on robił jej i innym dziewczynką z programu.

Z rozmyślań wyrwał ją delikatny dotyk na jej ramieniu. Otworzyła oczy i z mieszanką lekkiej nienawiści i spokoju, popatrzyła w stronę stojącego obok niej mężczyzny, którym okazał się Clint. 

Natasza zamknęła na sekundę oczy. Musiała wmówić mężczyźnie, że jest dobrze i nie zabije Ivana... Co oczywiście było wierutnym kłamstwem, ale gdyby łucznik o tym wiedział, nie pozwoliłby jej brać udziału w misji. 

Ponownie otworzyła oczy i tym razem był w nich tylko spokój. Ostrożnie położyła dłoń na jego i lekko się uśmiechnęła.

- Przemyślałam to sobie.- Powiedziała cicho i popatrzyła mężczyźnie prosto w oczy. 

- I co?- Zapytał, delikatnie pocierając kciukiem o moje palce.

- Niech zgnije w więzieniu.- Odparła, uśmiechając się.

- Cieszę się.- Odparł, oddając uśmiech i schylił się, by pocałować ją w czoło.

Po chwili Clint odsunął się od rudowłosej i powiedział, że zaraz do niej wróci tylko musi coś uzgodnić ze staruszkiem i miliarderem.

Przez chwilę rudowłosa siedziała sama i z oddali obserwowała innych.

Po niecałej minucie zobaczyła jak w jej stronę rusza Bucky. Jego oczy przeszywały ją na wylot... I już wiedziała, że jego tak łatwo nie okłamie.

- Co masz zamiar zrobić?- Zapytał, krzyżując dłonie na piersi.

- Po prostu go złapiemy i wsadzimy do więzienia.- Odparła, wzruszając barkami.

- Myślałem, że to Steve jest słabym kłamcą.- Natasza popatrzyła na niego lekko zdziwiona. Aż tak było po niej widać, że ma zamiar zabić Ivana?- Ty jesteś jeszcze gorsza.- Dodał uśmiechając się lekko.

- Nikt nie jest gorszym kłamcą od Steve'a. Poza tym pamiętaj, że oszukałam Lokiego.- Powiedziała, rzucając mu lekki i kąśliwy uśmieszek.

- Ale przeszłości nie oszukasz.- Odpowiedział bardzo stanowczo i popatrzył Nataszy głęboko w oczy.

- Może nie, ale jest szansa, że dzisiaj przestanie mnie ścigać.- Powiedziała cicho i spuściła wzrok na swoje dłonie ułożone na kolanach.

- Talio, zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli nadal nie jesteś w stanie go zabić... twoi przyjaciele będą musieli cię obezwładnić i prawdopodobnie zamknąć w jakimś więzieniu? Może jednak pozwolisz mi to zrobić.- Zapytał, bacznie obserwując każdy jej ruch, który mógł wyrażać zgodę, ale niczego takiego nie zobaczył. Zamiast tego, rudowłosa pokręciła przecząco głową i popatrzyła na żołnierza.

- Nie, James... Ja... Ja muszę spróbować. Chcę go zabić własnoręcznie, pragnę patrzyć jak z jego ciała ulatuje życie. Nie zmienisz mojego zdania... Myślałam, że mnie w tym wspierasz.- Mówiła tak cicho, że brunet ledwo ją słyszał, normalnemu człowiekowi wydawałoby się, że kobieta porusza tylko delikatnie wargami, ale dla niego, superżołnierza, ze wzmocnionym zmysłem słuchu... rozumiał każde słowo i ostatnie zdanie lekko go zabolało. Wspierał Nataszę, w każdy możliwy sposób. Także pragnął, by Ivan zginął, ale wiedział, że to rudowłosej należy się większa zemsta niż jemu. On tylko został zmuszony do trenowania młodych dziewczynek, by stały się zabójczymi Czarnymi Wdowami, ale Natasza... Ona musiała znosić jego tortury, zachcianki i wiele innych. To rudowłosa miała prawo do zabicia tego mężczyzny przed nim. Ale jednak... Jeśli córka Rosji nadal nie była w stanie zakończyć życia Ivana, a Avengers przejrzeliby jej zamiary, zostałaby prawdopodobnie z powrotem odesłana do Rosji lub zamknięta w więzieniu. Żadna z tych opcji nie była dobra. Bucky nie mógł na to pozwolić.  

- Bo tak jest, ale Natalia... Nie chcę odwiedzać Cię w więzieniu.- Powiedział, patrząc na piękną kobietę z troską.

- Nikt Ci nie będzie kazać się ze mną widzieć.- Odparła lekko już poirytowanym i zagniewanym głosem. Już się nastawiła. Znała konsekwencje swoich działań i je akceptowała.

Bucky chciał coś powiedzieć, kiedy samolotem lekko zatrzęsło, a zza siedzenia pilota, Steve powiadomił całą resztę ekipy o znalezieniu się u celu. Metaloworęki westchnął tylko i ruszył za całą resztą do wyjścia, chwilę za nim wstała także Natasza.

Kiedy wszyscy stali już na dachu jednego z budynków sąsiadujących z domem dziecka, Tony poprosił Jarvisa o zakamuflowanie quinjetu. Tak też się stało. Po paru sekundach odrzutowiec był już niewidzialny.

- Dobra, każdy zna swoje zadania?- Zapytał Steve, patrząc na każdego z Avengersów po kolei, kiedy nikt się nie odezwał, Kapitan kontynuował.- Załatwiamy to najciszej jak się da. Nie chcemy zwracać niczyjej uwagi. Uważajcie na cywili i trzymajcie się przydzielonych zadań, żadnej samowolki. Jasne?- Blondyn zatrzymał wzrok na Nataszy i czekał aż każdy potaknie. Jak już tak się stało, każdy ruszył na swoje stanowisko. Bucky zaczął rozkładać swój sprzęt na dachu, los chciał, a raczej Steve, by towarzystwa dopilnował mu Clint, który wyjął łuk i jakąś fioletową ściereczkę, po czym zaczął czyścić narzędzie, całkowicie ignorując obecność Zimowego Żołnierza, który składał karabin z tłumikiem.

Między nimi panowała grobowa cisza, żaden z nich nie chciał rozmawiać ze swoim "konkurentem". Wiedzieli, że jedynym tematem i osobą ich łączącą była Natasza. Więc tak oto na dachu budynku Bucky obserwował wszystko, co działo się na ulicy, a Clint polerował swój już dawno wypolerowany łuk. Długimi przeciągłymi ruchami gładził jego krawędzie i wzrokiem szukał jakiejkolwiek plamki lub zarysowania.

- Z Natalią też się tak obchodzisz?- Zapytał żołnierz nie przerywając obserwacji.

- Nawet jeśli to nic Ci do tego.- Odburknął łucznik nadal delikatnie czyszcząc łuk.

Bucky'ego bardzo korciło, by sprowokować łucznika, ale teraz miał ważniejsze zadanie. Musiał znaleźć w tłumie przechodniów, Ivana i jego ochroniarzy. Na ulicy panował delikatny ruch. Ludzie chodzili i auta jeździły, ale nie z taką intensywnością co w Nowym Jorku. Bucky z łatwością dostrzegł Tony'ego, który udawał, że gorączkowo dyskutuje z kimś przez telefon, jednocześnie patrząc na witrynę sklepową, z której odbicie padało prawdopodobnie prosto na dom dziecka. Tymczasem Steve siedział na ławce oddalonej o jakieś pół kilometra i czytał gazetę, co chwilę kątem oka rzucając w stronę ich celu. Natasza zgodnie z zadaniem siedziała na dachu sierocińca i także obserwowała sytuację na dole. Nikt nie wiedział, że w zaciśniętej dłoni trzyma pistolet z tłumikiem i tylko czekała, by ten potwór pojawił się na ulicy. Bucky obiecał jej, że nie podejmie żadnego działania, póki kobieta nie zabije, lub przynajmniej spróbuje, Ivana. Na szczęście Wanda i Sam zajęli pozycje w domu dziecka i udawali parę poszukującą słodkiego, małego urwisa, który wpasowałby się do ich "rodziny".

Po parunastu minutach zapanowała cisza. Po chodniku szybko przemykali jacyś ludzie, którzy po paru sekundach zniknęli za rogiem. Żadne auto nie przejechało ulicą.

Z sierocińca zaczął dobiegać stanowczy głos jakiejś kobiety, a po chwili drzwi się otworzyły i Wanda z Samem wyszli, a raczej zostali wypchnięci.

- Wyrzuciła nas.- Powiedział Sam przez komunikator.

- Bała się czegoś. Czułam to.- Dodała szybko Wanda.

- Zbliża się.- Wymamrotała Natasza, zaciskając dłoń mocniej na rękojeści broni. Popatrzyła w stronę dachu, na którym znajdował się Bucky i Clint. Widząc bruneta kiwnęła delikatnie głową, na co ten odpowiedział tym samym. Parę sekund później Clint zajął stanowisko przy rogu dachu.

- Czarny wóz z zamazanymi tablicami rejestracyjnymi na dwunastej.- Powiedział łucznik, przyglądając się uważnie pojazdowi, który zatrzymał się naprzeciwko domu dziecka.

Po chwili z pojazdu wysiadło trzech uzbrojonych po zęby wojskowych, a parę sekund później siwowłosy mężczyzna w garniturze pojawił się na chodniku.

Natasza upewniła się, że wszyscy są skupieni na Ivanie i wyciągnęła szybko z ukrycia broń z tłumikiem, wycelowała i strzeliła.

.

..

...

..

.

Kula przeleciała tuż obok głowy mężczyzny. Pocisk wbił się w ścianę budynku, a Ivan szybko ruszył głową w stronę miejsca skąd wyleciał pocisk i zobaczył rudowłosą kobietę. Mimowolnie się uśmiechnął. Po tylu latach nareszcie na powrót spotkał swoją "córkę". Swoją ptaszynę, która już dawno powinna wrócić do Rosyjskiego gniazda.

Zobaczył jak jego żołnierze, orientując co się dzieje chwytają za bronie ukryte za pasami.

- Czekać na rozkaz.- Warknął przez zaciśnięte zęby i rozejrzał się.

Natasza patrzyła z przerażeniem w oczach, kiedy zorientowała się co zrobiła. A raczej czego nie zrobiła. Wycelowała jeszcze raz. Tym razem kula przeleciała tuż nad głową mężczyzny.

Po każdym strzale czuła narastającą coraz bardziej nienawiść. Nie była tylko pewna czy czuje ją do siebie, czy do Ivana.

Sam krzyknął coś przez komunikator, ale przez wściekłość wszystko odbijało się od Nataszy jak od ściany. 

Ivan wyszedł z między swoich żołnierzy i zaczął iść w stronę budynku, na którym znajdowała się rudowłosa.

Wanda, Sam, Tony i Steve zaczęli iść w jego stronę, ale on krzyknął coś do swoich ludzi i Ci rozpoczęli ostrzał. Wtedy z drugiego końca ulicy zaczęły nadjeżdżać kolejne auta, z których zaczęli wybiegać następni wrodzy agenci. 

- Bucky, Clint! Osłaniajcie nas!- Zawołał z dołu Kapitan, który właśnie rzucił tarczą, która jak bumerang powaliła trzech przeciwników i wróciła do blondyna.

Dwoje mężczyzn stanęło obok siebie i zaczęło między sobą niemą walkę, o to który powali więcej wrogów.

Kiedy Avengersi bili się ze sługusami Ivana, mężczyzna powoli podchodził w stronę Nataszy, która cały czas strzelała, a pociski trafiały tuż obok jej ojczyma i wbijały się w asfalt. 

Po paru sekundach zniknął za drzwiami budynku, w tym czasie rudowłosa wiedziała, że zawiodła, ale nadal miała nadzieję, że da radę go zabić. Wierzyła, że po kilku jeszcze próbach jej się uda. Zdawała sobie sprawę, że już nie jest jedną z Avengersów i chwilę po zakończeniu całego przedstawienia dziejącego się wokół niej, zostanie przetransportowana do jednego z więzień... prawdopodobnie Raft. Ale będzie już wolna od przeszłości.

Nadal słyszała w uchu głosy bohaterów, do których już nie należała. Wyjęła małe urządzenie z ucha i rzuciła je na ziemię, depcząc je.

Nie całe dziesięć sekund później przez drzwi prowadzące do środka, wyszedł spokojnie Ivan z lekkim uśmiechem zadowolenia na twarzy.

- Moja mała Natalia... Znamenitaya Chernaya Vdova. Spójrz na siebie. Nic się nie zmieniłaś od naszego ostatniego spotkania.- Mówił cały czas się zbliżając, aż w końcu stał w odległości takiej, że broń rudowłosej dotykała jego czoła.- Naciśnij spust. Wiem, że tego chcesz. Naciśnij i zabij mnie dopełnij swojego przeznaczenia i stań się tym, kim chciałem. Potworem. Spraw mi tę radość i uczyń mi tę przyjemność. Zabity przez swój eksperyment. Przez kreaturę, którą stworzyłem. 

- Przestań.- Warknęła, kręcąc szybko głową i zaciskając na chwilę oczy.

- Zmuś mnie. Nie zamilknę, chyba że naciśniesz spust. Wtedy już więcej mnie nie usłyszysz. Lecz zanim to zrobisz, chciałbym, żebyś wiedziała, że jestem z Ciebie dumny. Taką Cię stworzyłem. Na podobieństwo największych. Ulepioną z najlepszej rosyjskiej gliny... Pokaż swoim przyjaciołom kim jesteś. Udowodnij mi, że po tych parędziesięciu latach nie zmieniłaś się i nadal jesteś Moją Czarną Wdową. Moją małą Natalią Alianovną Romanovą. Moją ptaszyną.

Umysł rudowłosej walczył z ciałem. Mózg chciał zabić mężczyznę stojącego przed nią, ale ręka się na to nie zgadzała. W końcu wypuściła broń z dłoni, upadła na kolana i podpierała się rękami, by nie upaść na ziemię.

- Nie mogę.- Mamrotała cały czas z głową spuszczoną i patrzącą na granulat, którym pokryty był dach.

- Wiedziałem.- Odparł Ivan z wyczuwalną radością. Po sekundzie położył swoją wielką dłoń na jej głowie i zaczął ją głaskać jak grzecznego psa.- Jesteś słaba. I pomyśleć, że gdybyś nie próbowała mnie wtedy zabić, dzisiaj prawdopodobnie byłbym już martwy. Wiem, że to pamiętasz, ale powiedz mi, przypominasz sobie, dlaczego chciałaś to zrobić?- Zapytał, ciągnąc jej włosy do tyłu zmuszając ją do spojrzenia na niego. Delektował się zagubieniem w jej oczach. Po chwili pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Mężczyzna prychnął.- Spokojnie, będziemy mieć sporo czasu, by o tym podyskutować.- Dodał, po czym puścił ją i odsunął się parę kroków od kobiety, zakładając jednocześnie ręce za kark.

Po chwili na dachu pojawili się wszyscy Avengersi, którzy stanęli dookoła dwójki Rosjan.

Natasza była w zbyt dużym szoku, by zrozumieć, co mówią jej byli przyjaciele. Do uszu trafiały jej tylko szczątkowe wyrazy takie jak "niesubordynacja", "Raft", "Przykro mi". Wiedziała, że ktoś pomógł jej wstać, do samolotu weszła z własnej woli, ale powoli i z oczami wbitymi w ziemię. Przez cały lot czuła na sobie wzrok Avengersów i słyszała ich ciche szepty.

Najgorsze było to, że Ivan leciał w tym samym quinjecie, ale na szczęście znajdował się w szklanej klatce, przez którą uważnie obserwował swoje dzieło.

Ponownie złamał Nataszę, znowu znała swoje miejsce w hierarchii.

Po jakimś czasie rudowłosa podniosła ostrożnie głowę i spojrzała prosto w przepełnione dumą, z siebie, oczy Ivana. Nienawidziła tego wzroku. Przypominały jej się czasy Red Roomu, tak samo patrzył na każdą z jego ptaszyn, kiedy zabijały drugą w trakcie pojedynku na śmierć i życie.

Przez chwilę znowu poczuła w sobie chęć bycia ulubienicą Ivana, by był z niej dumny... i to ją przeraziło. W duchu żałowała, że uciekła. Gdyby tego nie zrobiła nie poznałaby lepszego świata, nadal żyłaby w przekłamaniu, ale przynajmniej nie pragnęłaby czegoś takiego jak przyjaźni i miłości. Mogła nadal mordować i nie posiadać sumienia... Gdyby nie pojawił się Clint i nie pokazał jej tego pięknego życia. Nie udowodniłby jej, że też jest człowiekiem zdolnym jak każdy inny, do wykonywania normalnych czynności.

Ivan zaczął lekko się uśmiechać jakby umiał czytać w jej myślach... Myślach, które były niekompletne. Kto, prócz Bezukhova, wie jakie wspomnienia jej zabrali. Wyrwali z podświadomości, zamknęli w sejfie i zakopali parę metrów pod ziemią. Czy w ogóle istniał ktoś taki?

- Nat?- Z rozmyślenia, wyrwał ją cichy i załamany głos Clinta. Rudowłosa spojrzała w jego kierunku i zobaczyła, że jego oczy były lekko pod czerwienione.

Nie musiał nic więcej mówić. Już wiedziała. Przylecieli na Raft. Natasza wstała i popatrzyła ze smutkiem na łucznika, który trzęsącymi się rękami założył jej na nadgarstki zimne kajdanki. Wiedziała, że takie są procedury, ale i tak... mąż zamykający metaliczne bransolety na rękach swojej żony... to było druzgocące przeżycie dla obojga. Mimo że kobieta próbowała powstrzymywać łzy i nie chciała zaakceptować, że jej nieudane działania doprowadziły do czegoś takiego. Próbowała sobie tłumaczyć, że to wszystko wina Ivana. Gdyby się nie pojawił, nadal żyłaby ze swoim mężem i przyjaciółmi w bazie i cieszyłaby się z tego. Ale czy to naprawdę była wina mężczyzny, czy jej? Gdyby nie jej wściekłość za zniszczone dzieciństwo i za to, kim ją zrobił... tylko Ivan zostałby skazany. 

Natasza i Clint wyszli razem na małe lotniskowe więzienie. Kobieta obejrzała się i posłała swoim byłym przyjaciołom przepraszające spojrzenie. Minęli ochroniarzy, którzy dali jej więzienne ubrania, rozpięli jej kajdanki i kazali jej się przebrać i zostawić cały swój sprzęt w specjalnie przeznaczonym na to miejscu. Tak też zrobiła. Kiedy wyszła, ubrana w granatowe dresy i koszulę, zobaczyła jak Clint gorączkowo o czymś dyskutuje z agentem.

- Proszę.- Szepnął błagalnie łucznik, po czym drugi mężczyzna głośno wypuścił powietrze z ust i kiwnął lekko głową.

- Będziemy mieć was na oku. Zaprowadź ją do celi 304, nie rozmawiaj z nią i nie dotykaj. Każdy taki czyn będzie uznany za próbę pomocy w ucieczce.

- Dzięki.- Odparł Clint, po czym ruszył w stronę rudowłosej i bez słowa ruszyli w stronę celi przeznaczonej dla kobiety. Przeszli jeszcze przez wykrywacz metalu, który nie zareagował na obecność dwójki ludzi. 

Gdy tylko skręcili za róg, Barton nie ruszając ustami zaczął mówić przyciszonym głosem.

- Myślałem, że wszystko przemyślałaś. Miałem nadzieję, że naprawdę nie będziesz ingerować w los Bezukhova.

Natasza milczała, lecz każde słowo zapisywała w pamięci i znowu sobie uświadamiała, że zawiodła najważniejszego mężczyznę w jej życiu.

Resztę drogi przebyli w ciszy. Może nie było tego widać, ale cieszyli się swoją obecnością. Każdy mały gest, jaki mogli sobie przekazać, był osobliwym przeżyciem. Lekkie potarcie barka, stuknięcie się kostek w dłoni lub dotykali się ostrożnie opuszkami palców.

Jednak oboje zdawali sobie sprawę, że za niedługo ich cichy taniec się skończy i zostaną rozdzieleni szklaną ścianą.

Mimo wszystko Natasza starała się być silną. Kroki stawiała dumnie i pewnie, ale z każdym następnym metrem zaczynała się coraz bardziej wahać.

W końcu dotarli do dużego pomieszczenia z czterema pustymi celami, przy czym jedna była otwarta, a przed nią stał strażnik, z jedną ręką na pistolecie i wzrokiem utkwionym w Nataszę. 

- Będę Cię odwiedzać tak często, jak zdołam.- Szepnął Clint, po czym podeszli do strażnika. 

Bez żadnego słowa weszła do celi, a agent zamknął za rudowłosą szklane drzwi. Spokojnie usiadła na "łóżku" i wyszeptała:

- Nie musisz się fatygować. Poradzę sobie.- Nie patrząc w oczy męża, położyła się i zakładając dłonie za głowę, patrzyła na biały sufit.

C.d.n 

______

Hejo!

Żyję i przepraszam za tak ogromne opóźnienie. Od nowego roku rodzice zaczęli mnie jeszcze bardziej naciskać. "Matura za niedługo. Zdecyduj w końcu na jakie studia chcesz iść..." itp.

Więc w tym roku znowu mogą być jakieś opóźnienia :( 

Do maja chcę napisać swoją wersję filmu o Nat i skończyć to opowiadanie (prawdopodobnie będzie jeszcze jedna część).  

Na koniec jeszcze, będę wdzięczna za komentarze, uwagi i gwiazdki :D

Do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top