Rodzina
Czy jest coś lepszego niż założenie rodziny i życie bez obaw o przyszłość? Chyba nie.
Takie myśli krążyły po głowie Nataszy, gdy patrzyła na małą, rudowłosą dziewczynkę o niebieskich oczach, która biegała po ogrodzie wraz z Luckym, paro rocznym psem, którego Clint uratował od pewnej śmierci. Golden Retriever od razu wkradł się w łaski rodziny.
Rudowłosa kobieta uśmiechnęła się, gdy jej słodka Anastazja, jej mała córeczka oraz cud, o którym kiedyś mogła tylko marzyć, rzuciła czworonogowi patyk, a on pognał za nim i w parę sekund był z powrotem u boku małej dziewczynki i energicznie machał ogonem, jednocześnie podsuwając nosem gałąź coraz bliżej niej. Jakby próbował wybłagać kolejny rzut.
Obserwując ich z kuchennego okna, popadła we wspomnienia.
Wróciła do dnia sprzed pięciu lat, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. To zabrzmiało tak dziwnie i nienaturalnie, że nie mogło być prawdą. Przecież była poddana sterylizacji, ale jakimś cudem jednak się udało.
Okazało się, że po tym, jak podano jej zmienioną wersję Serum super żołnierza, wszystkie tkanki, dosłownie wszystkie, regenerowały się w jej organizmie szybciej niż u normalnego człowieka. I oto jest jej, mała Anastazja uśmiechnięta i pełna gracji.
Clint zawsze chciał mieć dzieci, a fakt, że Natasza nie mogła spełnić jego marzenia o szczęśliwej rodzinie, napełniał ją żalem i smutkiem. Wiedząc, że nie może dać swojemu ukochanemu tego, czego chciał, napełniał ją powolną utratą chęci do życia. On dał jej wszystko, o czym marzyła, a ona?
Przez Czerwony Pokój nie miała szansy mu się za to odwdzięczyć... ale pewnego dnia pojawiło się światełko w tunelu.
Gdy wiadomość o tym, że nosi w sobie małą istotę, dotarła do Nataszy... była przerażona. Bała się, że nie da sobie rady w roli matki i wiedziała, że przez wrogów znajdujących się na całym świecie nie da rady wychowywać dziecka w bezpiecznym miejscu, ponieważ takie nie istniało. Przerażała ją także możliwość, że może poronić i stracić dziecko, lub nie dopilnuje czegoś i stanie mu się krzywda lub nie przeżyje. Była pełna wielu obaw, przez pierwsze parę miesięcy i dwa ostatnie strasznie się denerwowała, ale Clint zawsze był przy niej. Sama jego obecność ją uspokajała. Jego żarty, czasami nietrafione lub spalone, często sprawiały, że się uśmiechała i zapominała o okropnych wizjach przyszłości.
Na szczęście wszystko przebiegło dobrze. Zamieszkali wraz z Clintem na jego Farmie i wiedli spokojne życie, o jakim im się nie śniło. Oczywiście, jeśli Avengers ich potrzebowali, lecieli im pomóc, ale nie zdarzało się to zbyt często. Od kiedy w skład Najlepszych Ziemskich Bohaterów dołączyli Ant-Man, Wasp, Spider-Man i jeszcze paru innych coraz rzadziej proszono ich o pomoc. W końcu, po co światu dwójka zawodowych zabójców i szpiegów, skoro mają telepatkę, chłopaka bujającego się na pajęczynie, parkę siłaczy i innych z nadprzyrodzonymi mocami, a jak wszyscy wiedzieli Nat i Clint byli tylko zwykłymi ludźmi ze zdolnościami.
Nie oznaczało to, że Avengers ich nie odwiedzali. Tony nazywał ich "Zabójczą rodzinką" i spędzali ze sobą co drugi weekend, jeśli nie było końca świata lub jakiegoś ataku.
Natasza i Clint chcieli by ich mała Anastazja wiedziała, że może czuć się bezpiecznie, bo w końcu nie każdy ma rodzinę składającą się z prawie samych bohaterów.
- Ana choć na obiad!- Z rozmyślań wyrwał ją radosny głos Clinta, a po chwili także jego ciepłe dłonie oplatające ją w talii. Razem patrzyli przez okno, jak dziewczynka rzuca ostatni raz patyk Lucky'emu i jeszcze szybko składa swoje ładne, małe laleczki, które miały różnorodne i kolorowe ubranka, na specjalny statek z kolekcji. Błyskawicznie rzuciła okiem na psa, który miał wysoko podniesione uszy jakby czegoś nasłuchiwał, następnie szczeknął radośnie i zaczął biec w stronę dziewczynki, która automatycznie sprintem ruszyła w stronę wejścia do domu.
- Chodź błyskawico.- Powiedziała Natasza, głaszcząc ją po włosach, gdy jej pięcioletnia córeczka wbiegła do kuchni, a tuż za nią pies o złotej sierści.
- Co dzisiaj jemy?- Zapytała dziewczynka z uśmiechem.
- Naleśniki z serem, truskawkami i syropem klonowym.
- Moje ulubione!- Zawołała dziewczynka, wskoczyła błyskawicznie na krzesło i zaczęła jeść.- Smacznego.- Dodała między gryzami.
***
Po posiłku, jak zawsze cała rodzina usiadła na kanapie i w ramach odpoczynku rozłożyli jedną z gier planszowych, które mieli w salonie. Lucky w tym czasie leżał obok nich i odpoczywał po intensywnym aportowaniu.
Cała rodzinka grała przez ponad półtorej godziny, a gdy Ana wygrała, po raz kolejny, uśmiechnęła się i zaczęła skakać po kanapie, a jej dwa długie warkocze latały w górę i w dół.
- Ana co byś chciała teraz porobić?- Zapytał Clint, łapiąc córeczkę w locie.
- Naucz mnie strzelać z łuku!
- Ana, mówiłem Ci, że jesteś jeszcze za mała. Obiecałem, że jak będziesz mieć osiem lat, zaczniemy twoją naukę.
- Ale ja chcę teraz!
W tej samej chwili Lucky zerwał się z leżącej pozycji i ponownie tego dnia postawił uszy.
- Co jest piesku?- Zapytała cicho Natasza, obserwując szybę i próbując coś dostrzec.
Nie dostała od czworonoga odpowiedzi. Po prostu stał czujny i gotowy, na nie wiadomo co.
- Nie, wym...- w środku zdania Clintowi przerwał jednokrotny strzał z broni snajperskiej, gdyby Lucky szybko nie chwycił nogawki Clinta i nie pociągnął go na ziemię, mogłoby to się źle skończyć. Po chwili szyba została przebita przez pocisk i gdyby nie zwinność Nataszy i jeśli można tak powiedzieć zrozumienie wiążące ją z psem, kobieta leżałaby teraz martwa na kanapie. Clint przeczołgał się za mebel, to samo zrobiła jego żona.- Jak dam Ci znać biegnij, tak jak kiedyś trenowaliśmy. Pamiętasz?- Zapytał cicho i poważnie łucznik swoją córeczkę. Ana tylko pokiwała ze zrozumieniem głową, a w oczach miała łzy.- Kochanie, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Spotkamy się w Domku na Drzewie. Dobrze?- Dodał, wycierając kciukiem kropelkę z jej policzka.
- Dobrze, tato.- Odpowiedziała, chlipiąc cicho, Ana.
W tym czasie Natasza zdążyła sięgnąć po dwie ukryte pod kanapą bronie. Jedną dała Clintowi i kiwnęła porozumiewawczo do niego głową.
- Kochanie, pamiętaj, że Cię kochamy.- Powiedziała dorosła rudowłosa do młodszej i pocałowała ją delikatnie w czółko.
- Teraz, Ana!- Krzyknął Clint, gdy wraz z Nataszą wychylili się zza kanapy i zaczęli strzelać we wrogich agentów, którzy zdążyli już otoczyć ich dom.
- Pilnuj jej.- Powiedziała Natasza, patrząc na Lucky'ego, który pobiegł za Anastazją, która szybko wbiegła po schodach do swojego pokoju. Błyskawicznie wsunęła się pod łóżko, gdzie było ukryte tajne przejście. Zjechała małym, metalowym tunelem w czarną przepaść. Zjazd był na początku stromy, ale później zaczął łagodnieć. Dziewczynka wiedziała, że jest już w okolicach miejsca spotkania z rodzicami, gdy zaczęła hamować.
Wiedziała, że od czwartego roku życia jest tam to przejście. Tata z mamą je jej pokazali i powiedzieli, że jak coś się stanie, to dzięki tej zjeżdżalni dojedzie w bezpieczne miejsce.
Kiedy zaczęła się wspinać po drabince prowadzącej do Domku na Drzewie , ktoś złapał ją za warkoczyk i sprowadził na ziemię.
- Halt! (Stop!)- Krzyknął mężczyzna w masce trzymający Anastazję. Wszyscy wrodzy agenci przestali strzelać, co sprawiło, że Natasza i Clint zrobili to samo.- Mamy waszą córkę! Wyjdźcie z rękami nad głową, a mała przeżyje!- Mówiąc to, mężczyzna odbezpieczył broń i wycelował nią w główkę dziewczynki, która pisnęła cicho na sam dźwięk.
Para spojrzała na siebie. W ich oczach malował się największy strach, jakiego nigdy wcześniej nie czuli. Porozumiewawczo kiwnęli głowami i opuszczając broń, wyszli z kryjówki. Mimo tego, że wiedzieli, że prawdopodobnie jest to droga w jedną stronę i mężczyzna blefuje, musieli to zrobić. Nie mogliby patrzeć na filigranowe ciałko ich córeczki zastygłe w bezruchu.
- Zabrać go!- Krzyknął ten sam mężczyzna, wskazując na Clinta. Wrodzy agenci podeszli szybko do łucznika, złapali go za ramiona i pociągnęli go z całej siły na dół, przez co blondyn został zmuszony do uklęknięcia.
- Zrobiliśmy to, co chciałeś, teraz wypuść naszą córkę.- Powiedziała Natasza, patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
- Nie, nie, nie. Nie rozróżniasz znaczenia słowa "przeżyje". Ono nie jest równoznaczne ze słowem "wypuszczę". Zabiorę ją ze sobą do Ośrodka, więc przeżyje, ale nigdy więcej was nie zobaczy, chyba że jako cele. Jestem pewien, że umiejętności i odwagę wyssała z mlekiem matki. Może ma trochę za dużo uczuć i emocji, ale to da się zmienić. Za parę lat będzie bardzo podobna do matki. Te same włosy, figura, twarz.- Mówiąc, przejeżdżał dłonią, w której nie miał pistoletu, po rudych lokach Anastazji, a następnie zjechał na jej twarz i chwycił ją za podbródek.- Szkoda by było zmarnować taki materiał.
- Kim jesteś?- Krzyknęła Natasza w stronę zamaskowanego mężczyzny. Miała ochotę odcinać mężczyźnie palec po palcu, kończynę za kończyną, tak by nigdy więcej nie mógł dotknąć jej małej córeczki.
- Nie poznajesz mnie, Natalio? Przyznaję, od ostatniego naszego spotkania minęło wiele lat, ale aż tak starałaś się mnie wyrzucić z pamięci? To do mnie przychodziłaś w młodym wieku po poradę, to ja przydzielałem Ci misje, to ja chroniłem Cię w Czerwonym Pokoju, to JA patrzyłem, jak się rozwijasz. Jak z małego, cichego i słabego pisklęcia rozwijasz swoje skrzydła i stajesz się silną, agresywną i gotową na wszystko zabójczynią. To JA stworzyłem Cię tym, kim jesteś dzisiaj... A raczej kim byłaś, zanim przystałaś to wrogów i nas zdradziłaś. Nie tak Cię wyszkoliłam Natalio. Miałaś być postrachem i najsłynniejszą zabójczynią, o której nikt nic nie wie. Dawniej eliminowałaś swoje cele bez krzty sumienia. Robiłaś to, co Ci kazano. Nie obchodziły Cię uczucia innych. To było piękne, a teraz? Spójrz na siebie. Jesteś żałosna. Zmarnowałaś swój talent, oddając się rodzinie. Zakochując się w tym... łuczniku.- Ostatnie słowo powiedział z odrazą, a cała jego wypowiedź była pełna sprzecznych emocji, gniew przeplatał się ze smutkiem i melancholią.
- Ivan?- Natasza zapytała, nie ukrywając bólu, w swoim głosie. To jedno słowo kosztowało ją więcej energii niż walka z Chitauri. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że go nie pamięta. Nawiedzał rudowłosą w koszmarach, które na szczęście zdarzały się już coraz rzadziej. On i wszystko, co jej robił. Przez jego przemowę przez głowę przelatywała jej każda osoba, którą zabiła dla niego i KGB. Widziała wszystkie bolesne i upokarzające chwile w swoim życiu jako "ptaszynki Ivana". Wtedy była jedną z 28 innych dziewczynek, dopiero potem po zakończeniu szkolenia zmieniła się w Czarną Wdowę.
- We własnej osobie.- Mówiąc to, lekko się ukłonił.- Skoro już mnie rozpoznałaś, powiedz mi jedno. Co mam z tym wszystkim zrobić?- Garnął ręką dom rodziny i całą okolicę.- I co z Tobą?
- Zabierz mnie, a ich zostaw w spokoju.- Powiedziała chłodno i prosto z mostu. Nie lubiła gierek psychicznych Ivana. Zawsze wiedział co powiedzieć i jak, by sprawić, by ktoś zrobił dokładnie to, co on chce nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Natasza miała nadzieję, że to zadziała. Pragnęła by Clint żył z Anastazją i się nią opiekował. Wychodziła z założenia, że skoro przeżyła z Ivanem ponad 30 lat, to da radę więcej. Po jej głowie krążyły pomysły, jak mogłaby się wydostać i wrócić do rodziny mimo wszystko. Lecz z zamyślenia wyrwał ją chrypki i podstarzały głos Ivana.
- Hmm... Kiedyś bym się zgodził, ale teraz wiedząc, co potrafi twoja córka i czym jest, odmówię.
- O czym ty mówisz! Ivanie, zostaw ją, ona jest zwykłą dziewczynką!- Natasza próbowała zbić z tropu mężczyznę. Oczywiście wiedziała, o czym mówi Ivan, ale nie wiedziała, skąd on o tym wie.
Ana parę tygodni wcześniej zachorowała. Miała gorączkę, kaszlała, brzuch ją bolał, przez co nie miała apetytu. Zmartwieni rodzice powiadomili o tym Bruce'a, który zaproponował by przyjechali z małą do laboratorium, by on mógł ją przebadać i powiedzieć co dolega małej.
Bruce Banner pracował w tym samym ośrodku badawczym co Doktor Cho i jej ludzie. Było to jednoznaczne z obecnością wielu obcych ludzi, którymi byli głównie stażyści i doświadczeni lekarze. Istniało prawdopodobieństwo, że właśnie jedna z tych osób stała po stronie Nowego Czerwonego Pokoju. Co fakt Friday przed zatrudnieniem kogokolwiek sprawdzała i analizowała bardzo szczegółowo jego kartotekę- każdy był czysty. Przynajmniej tak wtedy myśleli, ale teraz? Jeden z nich musiał jakoś oszukać system i być wrogim agentem.
Gdy tylko Clint i Natasza przywieźli córeczkę do laboratorium, Bruce zrobił jej pełen zakres badań. Wyszło z nich oczywiście, że Ana jest chora, ale prócz tego, rodzice dowiedzieli się, że Ana ma zdolności samoregeneracyjne. Serum, które krążyło w organizmie Czarnej Wdowy, w niewielkim stężeniu przedostało się do układu krążeniowego i genotypu jej córeczki, Bruce podejrzewał, że wysoka temperatura lub wrogo nastawione przeciwciała wywołały reakcję komórek SG, jak nazwał je Doktor, co spowodowało ich rozwój, dzięki czemu Anastazja była w stanie sama się wyleczyć. Prócz tego doktor Banner zrobił rutynowe badania. Sprawdzanie wzroku, słuchu, zaburzenia równowagi itp. Wyszło z nich, że Ana wykracza poza normę w każdym z testów. "Jest mieszanką najlepszych waszych genów." Zażartował wtedy Bruce.
Natasza potrząsnęła głową, by wrócić do teraźniejszości. Do Ivana, Any i Clinta.
- Jeśli ją tkniesz, zabiję Cię.- Warknęła przez zaciśnięte zęby rudowłosa, patrząc na jej byłego Mistrza wzrokiem, po którym każdy normalny człowiek padłby trupem, ale nie Ivan. On nie był Normalny, tak jak każdy, kto przeżył w Czerwonym Pokoju.
- Najpierw musiałabyś mnie znaleźć. Poza tym będziesz zajęta przygotowywaniem pogrzebu.- Powiedział Ivan, po czym kiwnął w stronę agentów, którzy trzymali Clinta. Jeden z nich odbezpieczył pistolet i ustawił go z tyłu głowy blondyna. Ivan w międzyczasie zdążył złapać głowę Any i trzymał ją tak, by wszystko widziała.
- Kocham was.- Powiedział Clint, wiedząc, że to jest sytuacja bez wyjścia.
Przez chwilę zapadła cisza, którą przerwał huk, a chwilę później krzyki...
Agenta, który miał wykonać egzekucję. Natasza patrzyła z niedowierzaniem, jak mężczyzna pudłuje i wypuszcza broń z ręki. Szarpał się z napastnikiem, którym okazał się Lucky. Pies chwycił kłami rękę wroga i nie puszczał, nieważne jak mocno ten drugi się wyrywał.
Niestety, kiedy pierwszy szok opuścił wszystkich, inny agent wycelował z pistoletu w zwierzaka i wystrzelił trzy pociski. Dwa pierwsze trafiły psiaka, ale trzeci spudłował. Clint, słysząc skowyt swojego ukochanego Lucky'ego poderwał się na nogi i zaczął walczyć ze zdecydowanie większą ilością wrogów.
Natasza chciała mu pomóc, ale zaraz po wykonaniu jednego kroku, poczuła ukłucie w szyi. Sięgnęła dłonią w miejsce lekkiego bólu i wyczuła strzykawkę. Chciała ją wyciągnąć, ale tuż przed tym napadło ją nagłe odrętwienie. Czuła jak wszystkie jej części ciała przestają ją słuchać. Środek paraliżujący. Pomyślała, po czym upadła na ziemię, z której od razu podnieśli ją dwaj wrodzy agenci. Jeden trzymał jej twarz tak jak Ivan Anastazji. Skierowaną na Clinta, Lucky'ego i tuzin żołnierzy Ivana. Golden Retriever skomlał cicho, a jego zazwyczaj piękne, miękkie i złote futro nabierało szkarłatnej, wrogiej barwy. Nataszy łzy napłynęły do oczu, widząc jak ich kochany zwierzak cierpi.
- Jesteś słaba. Kiedyś zabijałabyś szczeniaka za szczeniakiem i nie uroniła ani jednej łzy. A teraz?- Ivan mówił z pogardą i zrezygnowaniem.- Ciebie już się nie da naprawić, chyba że przez Czystkę, ale to czasami jest zawodne. Możesz się nie martwić Natalio, twoja córka będzie wspaniałą Wdową. Taką, jaką ty nigdy nie byłaś i już nie będziesz.- Jego głos przedostawał się do zakamarków umysłu Nataszy i sprawiał, że odblokowywał zamknięte od dawna wspomnienia, o których tak bardzo chciała zapomnieć.
Ivan mógł mówić dalej, ale wtedy powietrze po raz kolejny przeszył dźwięk wystrzału z broni.
Ana pisnęła, a Natasza, gdyby mogła, krzyczałaby z całych sił. Obie patrzyły, jak bezwładne ciało Clinta upada na ziemię obok Lucky'ego. Ivan słysząc małą dziewczynkę, uderzył ją w policzek.
- Uczucia są dla słabych! Ty jesteś moją ptaszyną, która wyrośnie na silną i odważną kobietę. Takie jak ty nie mają prawa płakać! Ani pokazywać emocji. Jeśli jeszcze raz to zrobisz, zostaniesz ukarana.- Mówił, patrząc dziecku w oczy.- Rozumiemy się?- Dziewczynka kiwnęła głową, za co też została uderzona.- Jeśli o coś pytam, to masz mi odpowiadać! Od teraz masz się do mnie zwracać Ojcze. Jak tylko dojedziemy do Ośrodka, poznasz swoje siostry. Też ptaszyny. Rozumiemy się?
- Przestań...- Wyjęczała ostatkiem energii Natasza.- Proszę.
- Oh, Natalio. Jakaż szkoda, że jesteś taka słaba. Nic nie słyszę. Ale muszę Ci podziękować. Dzięki tobie mam brakującą ptaszynę do mojego programu. Wiesz, jak to jest, nie mogę Ci obiecać, że przeżyje, ale jeśli tak się stanie, to się jeszcze spotkacie. Po dwóch różnych stronach. Ty będziesz pierwszą misją Anastazji po zakończeniu Programu... Możesz być o to spokojna, a teraz wybacz, ale muszę przedstawić Anę jej siostrą.- Powiedział, odwracając się z córką Czarnej Wdowy i kierując się w stronę lasu.
Rudowłosa próbowała się wyrwać z objęć mężczyzn, ale skutecznie jej to utrudniali.
W końcu poczuła ból z tyłu głowy. Wtedy wszystko zaczęło się rozmazywać, aż nastała ciemność i bezgraniczna cisza.
*****
- Nat, wszystko w porządku? Natasza! Skarbie, proszę, obudź się.- Dobiegł ją łagodny i zaniepokojony głos osoby, którą znała. Która się o nią martwiła. Która ją kochała, z wzajemnością.
Rudowłosa po chwili zaczęła powoli otwierać oczy. Z ciemności wyłoniła się twarz jej ukochanego i pierwsze co zobaczyła wyraźnie, był jego zmartwiony wzrok.
Czarna Wdowa nic nie powiedziała, tylko rzuciła mu się na szyję i uścisnęła mocno Clinta.
- Skarbie wszystko dobrze, jestem przy tobie. Jesteś bezpieczna.- Mówił uspokajająco mężczyzna, głaszcząc jej rude loki.
Dopiero w tej chwili Natasza zdała sobie sprawę, z tego, że płacze. Przez co wtuliła się w łucznika jeszcze mocniej.
- Przepraszam, Clint. Przepraszam.
- Ciii... Wszystko dobrze. Nic się nie stało. To był tylko koszmar.
- To był sen... I był piękny, ale... zmienił się w horror. Przepraszam Clint. Naprawdę.
- Nie masz za co.
- Właśnie że jest. Clint, zajmujesz się mną, pocieszasz mnie i wyrywasz z koszmarów. Chciałabym Ci się za to odwdzięczyć dając Ci to, co chciałbyś najbardziej. Rodzinę. Dzieci...
Clint odsunął się delikatnie od rudowłosej, by móc spojrzeć jej w oczy. Aby to zrobić, podniósł delikatnie podbródek swojej żony. Kiedy już mu się udało, powiedział spokojnie z lekkim uśmiechem.
- Nat, rozmawialiśmy już o tym. Jeśli aż tak chcesz, możemy adoptować małą córeczkę, à la Meridę. Będzie mieć piękne rude włosy i stanie się mistrzynią w strzelaniu z łuku. Albo chłopaka. Takiego Czkawkę. A może adoptujemy dwójkę?
- Wierz, że to niemożliwe. W tym zawodzie trudno o bycie dobrym rodzicem. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zagrozić naszej rodzinie.
- Nie zapominaj, że żyjemy w otoczeniu najlepszych ziemskich i pozaziemskich herosów. Jest już ich tak dużo, że to dobry moment, by pójść na zasłużoną emeryturę.
- To nie znaczy, że staniemy się bezpieczniejsi. Co, jeśli jacyś dawni wrogowie... Nie mówię tu o jakichś złodziejaszkach, których łapie Spider-Man. Chodzi mi o tych, których wrzucamy do Raft. To, że tam siedzą, nie znaczy, że zostaną w swoich celach do końca życia. To tylko kwestia czasu, kiedy uda im się uciec. Co, jeśli nas znajdą? Będziemy bawić się w ogródku, a oni nas zaatakują. W dwójkę nie damy rady obronić siebie nawzajem i dziecka, walcząc równocześnie z wrogami. Nie mamy mocy ani wypasionych stroi. Jesteśmy dwójką zwykłych ludzi o morderczych umiejętnościach, przez co jesteśmy łatwiejszym celem dla wrogów. Łatwiej przestrzelić nasze stroje niż zbroje Iron-Mana, czy też tarczę Steve'a. Będąc w zagrożeniu, nie wzbijemy się w powietrze jak Carol czy Thor... My jesteśmy po prostu ludźmi.- Mówiąc to, jej oczy stawały się coraz bardziej szkliste, a głos coraz cichszy. Nie wiedziała co robić.
- Nat- Clint delikatnie dotknął dłoni kobiety, która w ten prosty sposób została wyrwana z transu i teraz znowu patrzyła na mężczyznę.- Wiem, że wybór jest trudny, ale ja naprawdę chcę założyć z Tobą rodzinę. Nie zrozum mnie źle. Nasza dwójka i cała gromada superprzyjaciół też mi wystarczy, ale nic nie zastąpi tupotu małych stópek biegających po domu. Możemy zostać tutaj. Nikt nie mówi, że musimy opuszczać wieżę. Może nawet w tym miejscu będziemy bardziej bezpieczni. Jesteśmy otoczeni przez bohaterów, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie mógł się zająć dzieckiem, a w razie niebezpieczeństwa będzie mieć dużą obstawę składającą się z boga, wzmocnionych ludzi, geniuszy i zwykłą dwójkę ludzi.- Powiedział, uśmiechając się i zbliżając się do Nataszy, tak że stykali się barkami.
Rudowłosa podniosła lekko kąciki ust i położyła powoli głowę na ramieniu męża.
- Naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? Może po prostu rodzina nie jest mi pisana? Może lepiej by było, gdybyś dokończył misję.
- Żartujesz sobie? Nawet tak nie myśl. Nat, to był najlepszy wybór w moim życiu. Spotkanie Ciebie było czymś, co przerastało moje największe marzenia. Poza tym, jeśli nie chcesz mieć dzieci, zrozumiem. Nie ważne czy tego chcesz, czy nie, ale jesteś już częścią rodziny Avengers. A Mini Merida lub Mini Czkawka, po prostu dołączyliby do tego wariactwa.
Natasza cicho się zaśmiała.
- Nie będziesz nazywać dzieci po bohaterach z bajek.
- Właśnie że będę. Nie zabronisz mi.
- Właśnie że zabronię.
Mogliby kłócić się jeszcze długo, ale przerwało im pukanie do drzwi, a po chwili kliknięcie klamki.
- Sorki, że wam przeszkadzam, ale jest sprawa. Wszystko wyjaśnię w Centrali.- Powiedział, wsuwając głowę do pokoju, Bucky.
- Zaraz przyjdziemy.- Powiedział Clint, rozciągając się.
- Teraz.- Odparł Zimowy Żołnierz.
- A możemy się ubrać?- Zapytała Natasza, delikatnie się uśmiechając, na co Bucky zaczerwienił się i wymamrotał coś w stylu "Mhm... Jasne" i zamknął drzwi.
- Jak dla mnie możesz tak iść.- Wymamrotał Clint, składając na szyi rudowłosej słodkie pocałunki.
Natasza zaśmiała się, odchylając głowę, dając łucznikowi więcej miejsca.
- Myślę, że dla innych będzie lepiej, jeśli się ubierzemy. Reszta padłaby na zawał.- Powiedziała, wstając z łóżka i zakładając czarne dżinsy i podkoszulek w tym samym kolorze.
- Tak, wyobraź sobie minę Steve'a lub Bucky'ego... W sumie każdy z męskich Avengersów chciałby mieć Cię za żonę.- Powiedział Clint, podchodząc do Nataszy i obejmując ją w biodrach od tyłu.- Mam szczęście, że wybrałaś zwykłego człowieka, a nie wzmocnionych, geniuszy lub boga.
- Gdyby któryś z nich mnie zaprosił na randkę... lub próbował mnie zabić tak jak ty, kto wie? Może teraz to na przykład Thor byłby na twoim miejscu. Tak bóg piorunów na pewno jest w lepszej kondycji od Ciebie. A może Steve lub Bucky? Ze swoim serum w organizmie pewnie potrafią zrobić nie jedno. Hmmm... Tony ze swoją wprawą też byłby dobry. A mi trafił się taki ktoś jak ty. Łucznik, który nigdy nie pudłuje.- Mówiła rudowłosa, by na koniec odwrócić się w stronę swojego męża.
- Mam dziwne wrażenie, że próbowałaś wywołać u mnie zazdrość.
- Może słusznie?
- To niesprawiedliwe! Ty masz w większy wybór. Carol pojawia się raz na parę miesięcy albo i rzadziej, Wandę traktuję jak młodszą siostrę, a Pepper jest dla mnie zbyt zorganizowana. Jest jeszcze Walkiria, która jak dla mnie za dużo pije.
- Co poradzisz? Was facetów jest łatwiej zastąpić. Nie moja wina, że jesteście niżej w łańcuchu przetrwania.- Zakończyła, całując mężczyznę szybko w usta.- Ubierz się, będę czekać z resztą w Centrali.- Mówiąc to wyszła zamykając za sobą drzwi.
Clint obserwował każdy jej ruch, póki nie opuściła pokoju. Jak tylko wyszła, mężczyzna usiadł na łóżku i westchnął.
- Jest niesamowita.- Powiedział do siebie, po czym wstał, by się ubrać i by móc szybciej zobaczyć swoją rudowłosą.
******
- Słuchajcie wszyscy, to poważna sprawa. Siódmy poziom niebezpieczeństwa. Z tego, co wiemy, nasz przeciwnik jest dużym zagrożeniem dla ludzkości. Jego działalność jest nam znajoma dopiero od paru tygodni. Jednakże przeszukując akta, Jarvis znalazł zdjęcia sprzed ponad dekady. Zgodność wyniosła 97,6%.- Poinformował poważnym tonem Kapitan Ameryka, patrząc na każdego z jego współpracowników po kolei. W międzyczasie na holoprojektorach pokazywały się zdjęcia i nagrania z mężczyzną.
Gdy Natasza zobaczyła zdjęcia, poczuła jak cała krew z niej wypływa. Zobaczyła to dwójka bohaterów, która znała jej przeszłość i automatycznie powoli zaczęli się do niej zbliżać.
- Czekaj jak to możliwe? Chcesz nam wmówić, że od 50 lat facet się nie zmienił?- Zapytał zdezorientowany Sam.
- To dość skomplikowane, ale jakoś mu się to udało.
- Kim on właściwie jest? Znamy jego tożsamość?- Dopytywał dalej Falcon.
- Z naszych informacji wynika, że to niejaki Ivan Petrovich...
- Bezukhov?- Zapytała przez zaciśnięte usta, przygryzając je lekko zębami, zamykając oczy i opuszczając głowę, Natasza. Błagała w myślach, by Steve powiedział, że nie ma racji i chodzi o zupełnie innego Ivana, ale niestety tak nie było.
- Tak... Natasza wiesz coś o nim? Każda informacja jest przydatna.- Zapytał Steve, robiąc krok w jej stronę, a na jego twarzy malował się wyraz zmieszania i dezorientacji.
Kiedy Steve mówił, Clint zbliżył się do swojej żony i delikatnie gładził ją po ramieniu.
- Wiem tylko tyle, że powinnam zabić tego potwora, wtedy kiedy miałam okazję.
- Ja też.- Powiedział Bucky, podchodząc do Nataszy.
- James, byłeś pod ich kontrolą. Nie mogłeś im nic zrobić.- Odparła rudowłosa, patrząc na żołnierza.
- Ty też. Zapomniałaś o ich specjalnej "tarczy"? Też byłaś zakodowana, ale w przeciwieństwie do mnie, nadal nic nie możesz mu zrobić. Nie ważne jak bardzo byś chciała.
- James...
- O czym wy mówicie?- Przerwał ich konwersację Tony.
- Proszę, nie drążcie tego. Ważne, by go złapać i zamknąć w Raft.
- Albo zabić.- Dodała cicho Natasza i odpychając od siebie dwóch mężczyzn, wybiegła z pomieszczenia.
- Natasza!- Krzyknęli równocześnie Zimowy Żołnierz i łucznik. Oboje mieli już za nią biec, ale Steve ich powstrzymał.
- Poczekajcie, jeden z was musi nam wyjaśnić parę rzeczy.
- Idź Clint. Jesteś w końcu jej mężem.
Hawkeye kiwnął głową w stronę Bucky'ego i pobiegł za Nataszą. Doskonale wiedział gdzie jej szukać. Wbiegł do windy i wcisnął przycisk, dzięki któremu po paru sekundach znalazł się na piętrze z salą treningową i magazynem broni. Wszedł na strzelnicę i tam zastał jego rudowłosą strzelającą do celu oddalonego o jakieś 50 metrów z pistoletu. W błyskawicznym tempie odbezpieczała, strzelała, przeładowywała broń. Jakby była maszyną. Zachowywała się tak zawsze, kiedy była zamyślona, a wtedy najlepiej było jej nie przeszkadzać.
Jednak mimo to, Natasza wyczuła obecność łucznika. Opuściła pistolet i odwróciła się w stronę męża. Kiedy tylko to zrobiła, Clint podbiegł do niej i uścisnął ją, gładząc delikatnie jej plecy.
- Wszystko będzie dobrze. Pokonamy go. Nie zrobi Ci już nigdy krzywdy. Ani tobie, ani nikomu innemu.
- To go nie powstrzyma. On ma ludzi wszędzie... To on był w tym koszmarze. To on kazał Cię zabić. To on chciał zabrać naszą córeczkę do Nowego Czerwonego Pokoju. To on groził mi, że moja własna córka będzie mieć zlecenie mnie zabić! On jest potworem! Większym niż ktokolwiek inny. Jest za sprytny, zamknięcie go tylko da mu więcej czasu do przemyśleń, do wymyślenia czegoś nowego.
- Natasza doskonale wiesz, że Avengers nie zabijają ludzi. Nie ważne jak bardzo źli są.
- Ale agenci Tarczy mogą.
- Nawet o tym nie myśl. Jesteś jedną z Avengers, nieważne jak bardzo chciałabyś go zabić... i tak nie możesz tego zrobić. Sama to wiesz, a mimo to kombinujesz.
- Mogę go zabić!
- Nie możesz. Masz to wmontowane w mózgu. Ty to wiesz, ja to wiem, Bucky to wie.
- Zawsze jest jakieś obejście. James już ma usunięty kod, ja też mogę.
- Pamiętasz ile, to go kosztowało? Przez ponad trzy lata próbował sobie przypomnieć wszystko od początku. On był w muzeum, gdzie była jego przeszłość, Steve mu pomagał, ty, Sam, każdy. Też tego chcesz? Chcesz zapomnieć o wszystkim, co przeżyłaś. Chcesz zapomnieć o nas?
- Doskonale wiesz, że nie o to mi chodziło. Po prostu... wiem, na co go stać. Więzienie go nie powstrzyma, koniec rozmowy.
- Natasza...
- Powiedziałam koniec!- Krzyknęła rudowłosa, odpychając od siebie mężczyznę i wybiegając ze strzelnicy.
Po parunastu minutach w pomieszczeniu pojawił się Bucky.
- Rozmowa nie wyszła?
- Nawet nie żartuj. Myślałem, że mnie zabije.- Powiedział łucznik, który siedział przy ścianie z głową schowaną między dłońmi.- Nie wiem co robić. Natasza... Ona jest uparta. Wiem, że nie zmienię jej zdania, ale i tak powinna być świadoma tego, że nie może zabić Ivana.
- Ja to zrobię.- Powiedział spokojnie Bucky, na co Clint popatrzył na niego zszokowany.
- Ty chyba sobie żartujesz.- Odparł łucznik, wstając i podchodząc do drugiego mężczyzny.- Zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli to zrobisz zostaniesz wywalony z Avengers?! Nie ważne jak bardzo Steve Cię będzie bronił w najgorszym wypadku trafisz do Raft zamiast Bezukhova.- Cały czas patrząc w oczy Zimowemu Żołnierzowi, Clint próbował wybić mu z głowy ten pomysł. W końcu, gdy skończył, zobaczył jak ten drugi, próbuje uniknąć wzroku łucznika, który potrząsnął z niedowierzaniem głową.- Zdajesz sobie sprawę z tego, że ona po tym zabójstwie Cię nie pokocha? Wiem, że bardzo byś tego chciał, ale Natasza wybrała mnie.
Bucky zareagował natychmiast. Złapał Clinta za barki i przyciągnął go z całej siły do ściany.
- Może masz rację, a może nie. Zobaczymy, jak już to zrobię.- Szepnął łucznikowi do ucha żołnierz, puścił go, a następnie opuścił pomieszczenie.
Clint stał jeszcze przez chwilę pod ścianą, zastanawiając się co właśnie się stało.
Wiedział, że Bucky jest zazdrosny, ale nie że aż tak.
Z osłupienia wyrwał go głos sztucznej inteligencji.
- Wszyscy proszeni są do Centrali.
Łucznik westchnął cicho i skierował się w stronę pomieszczenia.
Kiedy już tam dotarł była tam już większość bohaterów... W sumie nie było tylko Nataszy i Zimowego Żołnierza. A to bardzo zaniepokoiło Clinta. Zaczął się zastanawiać, co mogą planować... i bardzo bał się poznać prawdy.
Po paru minutach dwoje byłych agentów KGB weszło do pomieszczenia.
- Świetnie, w końcu możemy zacząć.- Powiedział Tony, klaszcząc w ręce.
- Tony to poważna sprawa. Z naszych źródeł wynika, że Ivan będzie w najbliższym czasie w okolicy jednego z miejskich domów dziecka. Musimy go złapać, zanim zdąży przekroczyć próg.- Na słowa Steve'a Natasza lekko drgnęła, Clint zaczął iść w jej stronę, ale za nim dotarł do swojej żony, obok niej stał już Bucky, który objął ją delikatnie ramieniem.- Musimy działać szybko, nie wiemy, ilu będzie miał pomocników, ale na pewno nie będzie sam. Pamiętajcie naszym celem jest złapać Bezukhova i go przesłuchać, a nie zabić. Rozumiemy?- Zapytał Steve, zawieszając na dłuższą chwilę wzrok na rudowłosej i metaloworękim.
Obu zabójców pokiwało głową, dając sygnał, że rozumieją. Ale czy na pewno tak myśleli? Clint bardzo w to wątpił. I już wiedział, że na misji coś pójdzie nie tak.
- Skoro się rozumiemy, to spotykamy się w hangarze za dwie godziny.- Powiedział Tony, wstając z krzesła i idąc w tylko sobie znanym kierunku. Najprawdopodobniej jednak to było jedno z jego laboratoriów.
Zaraz za nim z pomieszczenia wyszła cała reszta Avengersów.
Cdn
Hejo!
Jak wam się podoba? W grudniu na 90% pojawi się część 2.
Dajcie znać czy w ogóle chcecie następną część.
Mam nadzieję, że za parę dni w Mikołajki dostaniecie wymarzone prezenty!
To do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top