Pamięć
Widziałem ciemność i słyszałem tylko stłumione dźwięki jakiejś aparatury lub bardzo regularne pikanie myszki...
Uznałem, że bardzo mnie to interesuje, więc postanowiłem powoli otworzyć oczy... To był ogromny błąd. Moje źrenice zareagowały bardzo gwałtownie na ostre białe światło lampy sufitowej, co spowodowało, że błyskawicznie zamknąłem oczy. Próbowałem się zorientować, gdzie jestem, ale światło było za jasne.
Po dosłownie sekundzie poczułem czyjąś, ciepłą i delikatną dłoń na mojej.
- Spokojnie, Clint. Wszystko będzie dobrze.- Do moich uszu dotarł kobiecy melodyjny głos. Nie wiedziałem, do kogo należy, ale w tonie, jakim to powiedziała... wyczułem nutkę ulgi.
Jeszcze raz spróbowałem otworzyć oczy, tym razem wolniej. Po chwili plamy zaczęły się stapiać w spójną całość i zobaczyłem średniej długości rude włosy. Następnie skoncentrowałem wzrok na pięknych ciemnozielonych oczach, a później na krwistoczerwonych ustach.
- Clint? Słyszysz mnie?- Nieznajoma zapytała lekko zaniepokojona.
- Tak. Tak słyszę- przez chwilę wpatrywałem się w piękną kobietę i zdałem sobie sprawę, że faktycznie jej nie znam- przepraszam, ale... kim jesteś?
Poczułem, jak rudowłosa zabiera swoją delikatną dłoń od mojej.
- Jestem... Natasza. Czy możesz powiedzieć mi, co pamiętasz?- W jej oczach zobaczyłem chwilową panikę i smutek, które szybko ukryła pod wzrokiem ciekawości. Czy ona jest jakąś nową agentką TARCZY? A może Hydry? Gdzie ja w ogóle jestem? Szpital? Więzienie? Rozejrzałem się. Byłem w białym pomieszczeniu, jedna ściana była zrobiona z kuloodpornej szyby, przez którą było widać panoramę Nowego Yorku. Koło mojego łóżka znajdowała się kroplówka i sprzęt medyczny z logiem TARCZY oraz krzesło, na którym siedziała zielonooka Natasza. W ścianie naprzeciw okna znajdowały się drzwi. Tak... na pewno byłem w szpitalu organizacji.
- Ostatnie co pamiętam- zanim powiedziałem więcej, przypomniałem sobie, że wszystkie moje dane są zakodowane i nie mogę z nikim rozmawiać, prócz dyrektora Fury'ego, agenta Coulsona i agentki Hill. Może i jestem w skrzydle medycznym, ale czy to oznacza, że Natasza jest agentką TARCZY? Może jest podwójną agentką lub szpiegiem? Mimo mojej paranoi czułem, że chcę wszystko powiedzieć temu rudowłosemu aniołowi. Moje chęci nic nie znaczyły, ponieważ w mojej głowie panowała całkowita ciemność. Natasza patrzyła na mnie, badając każdy mój ruch- w sumie nic nie pamiętam.- Potrząsnąłem ze zrezygnowaniem głową.
- Clint naprawdę nic?- Usta zielonookiej lekko zadrżały, a jej oczy nabrały szklistego połysku.
- Tak.- Usłyszałem jak drzwi do pokoju otwierają się. Po chwili koło mojego łóżka stanął ciemnoskóry mężczyzna z przepaską na oku. Fury. Popatrzył na rudowłosą, która pokiwała przecząco głową.
- Zostaw nas samych.- Powiedział mężczyzna, a gdy Natasza zamknęła za sobą drzwi, skierowałem wzrok na mojego szefa.
- Dyrektorze.
- A jednak coś pamiętasz.
- Tak, ale nie wiedziałem, czy to jest agentka i nie wiedziałem, czy mogę jej coś powiedzieć.- Fury zrobił zdziwioną minę, ale ukrył ją pod maską obojętności. Jak zawsze.
- W takim razie co pamiętasz?
- Wszystko przed dołączeniem do TARCZY i następne pięć lat, ale później pustka.
- Czyli nie pamiętasz wydarzeń z 2008 ani następnych jedenastu lat?- Jedenaście lat! Właśnie tyle straciłem!- Dużo się przez ten czas wydarzyło. Poznałeś wielu ludzi, którym możesz zaufać, ale także straciłeś. Poznałeś już Nataszę Romanoff...- Przerwałem mu zduszonym krzykiem. Poczułem ból przeszywający moją czaszkę. Usłyszałem, że drzwi otwierają się ponownie i poczułem delikatny i kojący uścisk rudowłosej na mojej dłoni. Później ujrzałem ciemność, z której wyłoniły się fragmenty wspomnień związanych z kobietą.
Budapeszt, Tokio, Waszyngton, Nowy York. Zobaczyłem, jak nasza przyjaźń się budowała. Od zlecenia zabójstwa, przez różnorodne misje aż po Bitwę na lotnisku. Widziałem wiele rzeczy w krótkim czasie, co spowodowało ogromny ból głowy. Słyszałem czyjś głos, ale jakbym był pod wodą. Wszystkie dźwięki docierały do moich uszu ciche i szumiące. Po chwili pochłonęła mnie ciemność, z której wyłoniła się kobieta w sukni ślubnej z welonem zasłaniającym twarz. Stała w miejscu i nic nie robiła, zorientowałem się, że stoję przed nią. Już miałem odsłonić jej twarz, ale wpadłem w otchłań, która pojawiła się pode mną. Spadałem, przez nie wiem ile, ale jak upadłem, poczułem zimny kamień. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że to... grobowiec?! Napis na nim głosił "Tu spoczywają Laura, Cooper, Lila i Nataniel Barton. Na zawsze zostaną w naszej pamięci.". Gwałtownie wstałem. Jak to się stało? Patrzyłem z osłupieniem na szary kamień. Po chwili poczułem czyjąś dłoń na moim barku. Odwróciłem lekko głowę w kierunku osoby. To była Natasza. Patrzyła na mnie wzrokiem pełnym bólu i straty. Przypomniałem sobie, że była dla nich jak rodzina, a ja byłem ich rodziną. Jak oni zginęli?
- Clint! Obudź się, proszę!- Usłyszałam czyjś głos i cały obraz zaczął się rozmazywać.
Znowu byłem w moim łóżku szpitalnym. Kiedy poczułem czuły dotyk na policzku, zwróciłem twarz w danym kierunku i ponownie zobaczyłem siedzącą koło mnie Nat, która ocierała właśnie mój policzek z łez... Sam zobaczyłem, że jej oczy też są lekko zaczerwienione, jakby przed chwilą płakała.
- Jak?- Zapytałem tylko, łapiąc dłoń mojej przyjaciółki, a kiedy zobaczyłem grymas niezrozumienia na jej twarzy, dodałem.- Jak zginęła moja rodzina?
Przez sekundę zobaczyłem w jej oczach wyraz bólu, smutku i żalu.
- Nie sądzę, żeby to był odpowiedni moment...- Powiedziała, lekko się odsuwając.
- Natasza. Proszę, powiedz.- Powiedziałem stanowczo, a pod koniec zacząłem się lekko gniewać i ścisnąłem mocniej dłoń kobiety.
Rudowłosa wydała z siebie lekki jęk bólu, po czym próbowała wyrwać swój nadgarstek, ale wtedy wzmocniłem uścisk.
- Clint, to boli.- Powiedziała cicho, a w jej głosie wyczułem nutę bólu... Moje oczy powiększyły się, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co robię. Automatycznie ją puściłem i zakryłem dłońmi twarz.
- Przepraszam... przepraszam.- Mamrotałem w kółko, nawet po tym, jak usłyszałem zamykające się drzwi... Wiedziałem, że nie powinienem tego robić, ale... Nie wiem, czy mam na to jakieś usprawiedliwienie. Chciałem wiedzieć, kto zabił moją rodzinę. I jeśli okazałoby się, że ten ktoś żyje, poszedłbym do niego i torturował go, aż nie umrze z wycieńczenia i braku krwi. Bo na to zasługiwał morderca mojej rodziny.
Z takimi myślami odpłynąłem w sen, który okazał się kolejnym przebłyskiem z przeszłości.
Stałem na dachu jednego z wieżowców i strzelałem we wrogą armię z kosmosu. Przy zestrzeleniu kolejnego, widziałem jedno utracone wspomnienie. Zaczęło mi to przypominać swego rodzaju grę.
Kiedy strzała wbiła się w plecy bojownika Chitauri pojawiła się przede mną wizja, jak uczę Coppera strzelać z łuku. Następny cios, kolejny obraz.
Próba podniesienia Mjolnira, Sokowia, Raft, areszt domowy, Laura gotująca obiad, Nat chroniąca mnie przed pociskami i po chwili upadająca na zimny beton, ciężko oddychająca. Następnie ja biegnący z nią między drzewami, by dostać się do odrzutowca i mówiący czułe słówka, że wszystko będzie dobrze, żeby mnie nie zostawiała samego i w końcu zobaczyłem zamykające się tuż przede mną drzwi do sali operacyjnej. Słyszałem pielęgniarkę, która informowała mnie, że nie mogę tam wejść i, że mam czekać na korytarzu... Tak mijały godziny. Po jakimś czasie zjawiła się reszta Avengersów i Fury, wszyscy siedzieli i czekali. W końcu z sali wyszedł lekarz, a ja poderwałem się na nogi i patrzyłem z nadzieją na mężczyznę. Był wysoki, miał brązowe włosy i oczy, no i bródkę, która pasowała bardziej do Starka niż do niego. Po chwili zwróciłem uwagę na karteczkę na jego chałacie.
"Doktor Stephen Strange"
- Doktorze, jak się czuje?- Zapytałem szybko, lekko się trzęsąc.
- Jej stan jest stabilny, ale na razie jest w śpiączce. Nie wiem, kiedy się obudzi, ale powinno to nastąpić w miarę szybko.
- Mogę ją zobaczyć?- Nie docierało do mnie, że jest nieprzytomna. Wtedy liczyło się dla mnie to, że żyje.
- Jeśli jest pan, z jej rodziny to tak.
- Jestem jej partnerem.- Powiedziałem szybko, a mężczyzna zlustrował mnie wzrokiem. Odchrząknąłem i sprecyzowałem.- Mężem.- Nie wiem, czemu to powiedziałem. Może po prostu chciałem zobaczyć Nataszę? Złapać ją za rękę, mówić jej, że jak się obudzi pójdziemy na lody i naleśniki.
- Niech będzie.- Mruknął doktor, po chwili wyrzucając w aktorskim geście ręce w górę.- Poza tym, co mnie to obchodzi.- Dodał i poszedł w tylko sobie znanym kierunku.
Szybko zostawiłem wszystkich za sobą i poszedłem do sali, w której odpoczywała Natasza.
Jak otworzyłem drzwi, sceneria się zmieniła. Byłem na łące obok mojego domu.
- Laura! Lila!- Krzyknąłem, kiedy usłyszałem ciche piski, docierające z domu. Szybko pobiegłem w tamtym kierunku, a krzyki stawały się coraz głośniejsze. Biegłem co sił w nogach, a kiedy przekroczyłem próg, usłyszałem głos mojej żony.
- Proszę, zabij mnie, ale oszczędź moje dzieci... Moje i Clinta. Proszę.- Błagała, słyszałem, jak jej głos się załamuje. Po chwili usłyszałem dźwięk odbezpieczanej broni.
Wychyliłem głowę zza ściany i zobaczyłem zamaskowaną postać stojącą do mnie tyłem i moją rodzinę. Laurę, która próbowała osłonić nasze dzieci, swoim ciałem i Lilę, Coppera i Nataniela schowanych za nią. Następnym co mi się rzuciło w oczy to chwilowe, delikatne... wręcz ledwo widoczne spuszczenie broni, przez przyszłego mordercę. Postać lekko potrząsnęła głową, a pistolet, ponownie skierowała na Laurę.
- Ciociu, proszę.- Szepnęła moja córeczka, a mnie zamurowało. Powoli wyszedłem zza rogu i wyciągając broń zza pasa, wymierzyłem w osobę.
- Zostaw ich!- Krzyknąłem, ale osoba się nie odwróciła. To nie mogła być Natasza. Nie ona! To musiało być kłamstwo. Manipulacja. Nat, nie... ona nie... To nie było możliwe. Kochała moją rodzinę, jak swoją, a my traktowaliśmy ją jak jej członka.
- Clint!- Zawołała Laura, patrząc na mnie ze smutkiem i miłością. Później usłyszałem strzał. Poczułem, jak upadam na ziemię, po sekundzie do moich uszu dotarły jeszcze cztery wystrzały... Nastała cisza, z której po chwili usłyszałem zbliżające się do mnie kroki. Podniosłem głowę i zobaczyłam rude włosy wyłaniające się spod maski i kaptura.
- Nat, proszę! To nie możesz być ty!- Krzyczałem, wstając. Kiedy byłem na jej wysokości, popatrzyłem jej w oczy, które zasłaniały jakieś okulary.- Dlaczego? Dlaczego!- Wrzasnąłem i rzuciłem się na kobietę, która nie stawiała oporu. Padła na ziemię, a ja ją biłem. Moje pięści trafiały ją w brzuch, żebra i głowę. Nie panowałem nad sobą. Chciałem ją zabić, a kiedy poczułem, że słabnę, zdjąłem jej maskę, okulary i kaptur... Zastygłem w bezruchu. Do tamtego momentu, wypierałem fakt, że mogła to być Natasza, ale teraz, widząc jej zakrwawioną twarz... To złamało mi serce. Moja do tamtej pory najlepsza przyjaciółka zabiła moją rodzinę! Zostawiłem konającą kobietę i podszedłem do mojej żony i dzieci. Byli razem w jednej dużej kałuży krwi, która zaczęła pochłaniać coraz większą część podłogi. Uklęknąłem koło nich i położyłem głowę Laury na kolanach, głaszcząc jej włosy.
- Przepraszam, proszę, obudźcie się. Błagam.- Mówiłem, kładąc głowę na małej główce mojej córeczki. Czułem, jak łzy spływają po moim policzku.
- Clint?- Usłyszałem, dławiący się głos. Wiedziałem, kto to jest, ale nie miałem zamiaru odpowiadać. Po głowie krążyło mi tylko pytanie "dlaczego?".- Co się stało?- Powiedziała słabo. Kątem oka widziałem, jak kobieta nadal leży w tym samym miejscu, więc nie zwracałem na nią uwagi... Do czasu. Kiedy do moich nozdrzy zaczął trafiać zapach krwi.
- Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś!?- Zapytałem, delikatnie kładąc ciała mojej rodziny i podchodząc do rudowłosej.
- O czym ty mówisz?- Zapytała słabo.
- Dlaczego ich zabiłaś!- Wrzasnąłem, biorąc do ręki pistolet i celując nim w rudowłosą.
- Clint!- Usłyszałem głos, który zaczął mnie wyciągać z wizji. Znałem ten głos, który od paru chwil stał się dźwiękiem, którego nienawidziłem najbardziej na świecie. Zanim otworzyłem oczy, wyskoczyłem z łóżka, oplatając dłonie wokół szyi rudowłosej. Przycisnąłem ją do ściany i powoli zacząłem zaciskać mocniej.
- Dlaczego!
- To nie... takie proste.- Powiedziała, próbując się uwolnić.
- To mi to wytłumacz!
- Puść, to Ci powiem.
- Nie wierzę Ci. Nie wiem, jak mogłem zapomnieć o czymś takim. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką, a ty? Ty zabiłaś moją rodzinę. Zabiłaś wszystkich, których kochałem... Jesteś zwykłym potworem i tyle. Bestią, która łaknie krwi.- Szeptałem jej do ucha. Więcej słów cisnęło mi się na usta, ale poczułem silny ból w kroku. Skuliłem się i dostałem z łokcia w górny odcinek pleców.
- Może masz rację.- Usłyszałem słaby głos kobiety, następnie głęboki, ale nierównomierny oddech, a na koniec dźwięk zatrzaskujących się drzwi.
Znowu to, co zrobiłem, dotarło do mnie po fakcie. Upadłem na kolana, a następnie skuliłem się na zimnej podłodze.
Jak mogłem jej powiedzieć coś takiego? W przeszłości ją prawie zabiłem, a teraz w dodatku próbowałem ją udusić!
To nie ona była potworem... tylko ja. Natasza musiała mieć jakiś dobry powód, by zrobić to, co zrobiła, a ja? Chciałem tylko zemsty, ale czy poczułem satysfakcję? Nie, zdecydowanie nie. Nie mógłbym zabić Nataszy ani jej torturować, gdybym był w pełni świadomy tego, co robię.
- Barton? Clint? Wszystko dobrze?- Usłyszałem łagodny głos, a kiedy podniosłem głowę, zobaczyłem błękitne oczy Steve'a.
- Chyba właśnie popełniłem największy błąd, w całym moim życiu.- Wymamrotałem, wstając.
- Chodzi Ci o naszą Małą Mi?- Zapytał Stark.
- Natasza wybiegła z twojego pokoju jak poparzona. Co się stało?
- Powiedziałem i zrobiłem kilka rzeczy za dużo... Jakie jest prawdopodobieństwo tego, że wiecie, gdzie poszła?
- Niskie Legolasie... bardzo niskie. Nic nam nie powiedziała, tylko mamrotała, że musi coś skończyć.
- I nic z tym nie zrobiłeś!?- Krzyknąłem na Starka, zbliżając się do drzwi.
- A ty gdzie?
- Znam ją na tyle dobrze, że wiem, gdzie jest i nie pozwolę by teraz to ona, znowu popełniła najgorszy błąd w życiu, w dodatku z mojej winy.- Nie czekając na ich argumenty, wybiegłem z pomieszczenia i udałem się w stronę łazienek. Kiedy chciałem otworzyć damską toaletę, zdałem sobie sprawę, że jest zamknięta. Szarpałem, ciągnąłem za klamkę i nic.
- Tasha! Otwórz, proszę. Nie chciałem tego powiedzieć! Przepraszam! Popełniłem błąd, błagam, porozmawiajmy!
- Clint idź stąd. Powiedziałeś mi już wystarczająco dużo. Jestem potworem, a je się trudno zabija, ale zawsze jest jeden skuteczny sposób.- Jej głos był słaby i stłumiony przez drzwi. Po mojej głowie zaczęły krążyć najgorsze myśli.
- Nat, przemyśl to jeszcze raz! Nie rób tego!
Nie odpowiedziała. Zacząłem uderzać całym ciałem w drzwi, próbując je wyważyć. Po paru próbach udało się.
To, co zastałem w łazience, sprawiło, że moje serce stanęło. Natasza siedziała, opierając się o zimne kafelki na ścianie, a w jednej dłoni trzymała skalpel... Z drugiej ręki szybko, z podłużnych ran ciętych wypływała krew.
Błyskawicznie do niej podbiegłem i kleknąłem przy niej. Oderwałem kawałek materiału z mojego podkoszulka i owinąłem nim nadgarstek rudowłosej.
- Nat...- chwyciłem jej głowę i skierowałem ją w moją stronę. Popatrzyłem w jej smutne oczy, w których od dawna nie widziałem takiego bólu. Poczułem jak z moich oczu, zaczynają powoli wypływać łzy.- Nie zostawiaj mnie, proszę. Przepraszam, przez to wspomnienie... Wszystko działo się tak szybko. Błagam Cię, walcz. Nie... Nie możesz się teraz poddać. Nie zostawiaj mnie samego. Pielęgniarki zaraz tu przyjdą. Wytrzymaj.
- Po co?- Zapytała słabo, a ja poczułem, jak moje serce zaczyna rozpadać się na miliony małych kawałeczków. Moja najlepsza przyjaciółka chce się zabić, przeze mnie.
- Po... Po co? Nat, jesteś Czarną Wdową. Ty zawsze walczysz... Poza tym jesteś moją najlepszą przyjaciółką.
Na te słowa, Natasza odwróciła głowę, w drugą stronę i cicho prychnęła. Później oparła głowę o ścianę zrobioną z zimnych płytek i powoli zamknęła oczy... Przyznam, że jej zachowanie mnie zabolało.
- Teraz tak uważasz.- Jej głos był cichy i monotonny.- Przed wypadkiem... Było inaczej. Później byłeś moim przyjacielem, a po chwili znienawidziłeś mnie i próbowałeś mnie udusić. A teraz znowu jesteśmy przyjaciółmi?- Jej głos stawał się coraz słabszy.
Zacząłem się zastanawiać, co miała na myśli mówiąc o tym, że wcześniej było inaczej.
Potrząsnąłem głową. Będę się tym zajmował później. Zaraz Nat może stracić zbyt dużą ilość krwi, by móc dalej żyć. A ona jest mi potrzebna! Bez niej... Bez niej byłbym pusty. Straciłem już rodzinę, nie mogę stracić i jej.
- Nat! Nie odchodź! Potrzebuję Cię!- Zaraz po moich błagalnych krzykach do łazienki wbiegło parę osób ubranych na biało. Nie zwracałem uwagi, kim byli. Przez cały czas patrzyłem na Nataszę. Na jej bladą skórę, lekko sine usta, jej błyszczące rude włosy i na końcu popatrzyłem na nasze połączone dłonie... Które były w szkarłatnej krwi, która nadal wypływała pulsującym, coraz słabszym rytmem z tętnicy Nataszy.
Poczułem jak ktoś, odsuwa mnie od mojej najlepszej przyjaciółki. Ten Ktoś coś do mnie mówił, ale go nie słyszałem. Patrzyłem tylko, jak zabierają Nataszę na nosze i wywożą ją z łazienki. Po sekundzie zerwałem się na nogi i wyrwałem się z uścisku mężczyzny. Szybko biegałem w stronę bloku operacyjnego, a kiedy zobaczyłem powoli zamykające się drzwi, przyspieszyłem. Przed wbiegnięciem tam na pełnej szybkości powstrzymała mnie pielęgniarka, która wyrosła jak z podziemi.
- Przykro mi, ale nie może Pan tam wejść.- Powiedziała szybko, ale wyraźnie.
- Pani nie rozumie. To przeze mnie! Ja muszę z nią być! Proszę.
- Przykro mi, ale jak już mówiłam, to niemożliwe. Na sali może przebywać tylko i wyłącznie zespół medyczny. Mogę tylko zaproponować Panu, żeby Pan poczekał tutaj. Zaraz po zatrzymaniu krwawienia lekarz po Pana przyjdzie.
- Natasza straciła za dużo krwi! Mogę być jej dawcą. Mamy tę samą grupę.
Pielęgniarka spuściła głowę i westchnęła cicho.
- Jak lekarze zatamują krwawienie, niezwłocznie po Pana przyjdę. Ale na razie proszę nie przeszkadzać. Każda sekunda naszej rozmowy naraża Pana przyjaciółkę na coraz większe niebezpieczeństwo.- Nadal była spokojna, ale w jej głosie wyczułem nutę irytacji.
Powoli odsunąłem się od drzwi i stanąłem przed nimi. Pielęgniarka kiwnęła głową i ruszyła w głąb tunelu, na którego końcu znajdowała się sala operacyjna. Nadal stałem. Czekałem. Patrzyłem z wyczekiwaniem na drzwi, ale nic się nie działo. Nic przez nie nie widziałem ani nie słyszałem. Po nie wiem jakim czasie poczułem czyjąś ciepłą dłoń na moim ramieniu.
- To moja wina.- Powiedziałem, nadal patrząc na drzwi.
- Nie obwiniaj się.- Odpowiedział, ciepłym, lecz zmartwionym głosem Steve.
- Nie rozumiesz. To naprawdę moja wina!
- Clint, musisz się uspokoić. Oddychaj, pomyśl o czymś miłym.
- Po co mam się uspokajać! Steve, nie myślę o niczym innym niż o Nataszy która leży tam- powiedziałem, wskazując na metalowe drzwi- a mnie tam nie ma. Moja pamięć wygląda jak dziurawy ser. Tam nie ma szczęśliwych chwil.
W tym momencie naszą rozmowę przerwał dźwięk otwierających się drzwi. Szybko popatrzyłem w tamtym kierunku. Przed nami stał lekarz w lekko zakrwawionym chałacie.
- Jej stan jest zły, ale stabilny. Rozumiem, że jeden z panów jest dawcą krwi dla naszej pacjentki.
- Tak, to ja.- Powiedziałem i zrzuciłem dłoń Steve'a z mojego barku.
- Świetnie, proszę za mną.- Odpowiedział, odwrócił się i przeszedł przez drzwi. Szybko ruszyłem za nim.
Kiedy otworzyły się kolejne drzwi, zobaczyłem Nataszę podłączoną do paru maszyn. Rozpoznałem irytujące, pikające ustrojstwo, kontrolujące tętno, puls i oddech. Do jednego nadgarstka miała wbity wenflon, do którego była przyczepiona cienka przezroczysta rurka, której drugi koniec był podłączony do kroplówki.
- Woli Pan siedzieć czy leżeć?- Zapytał lekarz, patrząc na mnie.
- Siedzieć.- Powiedziałem, nie odkrywając wzroku od bladej skóry Nataszy.
Jedna z pielęgniarek postawiła krzesło obok łóżka mojej przyjaciółki.
- Proszę umyć ręce.- Powiedziała, patrząc na moje dłonie. Sam też to zrobiłem i zobaczyłem, że całe są we krwi, tak samo, jak moje spodnie na wysokości kolan i koszulka w okolicach brzucha.
Kiwnąłem głową ze zrozumieniem i udałem się we wskazanym przez pielęgniarkę kierunku.
Umyłem dokładnie ręce, dezynfekując je specjalnym sprejem.
Po chwili wróciłem do Nataszy, lekarza i pielęgniarki.
Zobaczyłem krzesło obok łóżka Nat i usiadłem na nim. Od razu pielęgniarka przejechała wacikiem nasączonym etanolem po wewnętrznej części mojego łokcia.
Następnie wbiła mi igłę, połączoną z drenem, w to samo miejsce. Zobaczyłem, jak lekarz ostrożnie wbija kolejny wenflon w dłoń Nataszy.
Pielęgniarka za pomocą specjalnego sprzętu zaczęła przesysać moją krew przez dren do żyły Natashy.
Lekarz nie odrywał wzroku od monitorów z funkcjami życiowymi rudowłosej, a ja od niej samej.
Cały zabieg trwał parę godzin. Długich i ciągnących się w nieskończoność godzin, przepełnionych bólem i rozmyślaniami.
Nie spuszczałem wzroku z Nataszy. Dokładnie obserwowałem, jak kolor jej skóry zaczął się zmieniać i przybrał standardowy odcień.
Gdzieś w połowie transfuzji lekarz musiał wyjść, ponieważ dostał pilne wezwanie, tak się złożyło, że potrzebował też pielęgniarki, więc zostałem sam z zielonooką.
- Nat... Wiem, że prawdopodobnie mnie nie słyszysz, ale... Ale muszę to z siebie wyrzucić... Wyznać. Od rana dużo się stało. Obudziłem się i nie pamiętałem, co działo się przez ostatnie jedenaście lat. A teraz? Pamiętam prawie wszystko... prawie. W takich szybkich przebłyskach widziałem wiele rzeczy. Avengersów i wszystko z nimi związane, Tarczę i wszystko, co z nią związane i moją rodzinę... Najdziwniejsze i najgorsze jest to, że Ciebie prawie tam nie ma. Nie wiem czemu. Prócz tych paru... bolesnych wspomnień, nic. Pustka. Nie wiem czemu to zrobiłaś ani czemu tak się zachowałem. Przepraszam, że tak zareagowałem... Przecież jeśli nadal byłaś moją przyjaciółką, to znaczy, że wtedy musiałem Ci wybaczyć. Prawda? Inaczej by Cię prawdopodobnie przy mnie nie było. Byłabyś w jakimś kraju Trzeciego Świata, ukrywała przede mną i innymi...Ale byłaś przy mnie, a teraz ja jestem przy Tobie. Proszę, obudź się i mi wszystko wyjaśnij... Uwierzę we wszystko, nawet jeśli to byłaby najbardziej nieprawdopodobna rzecz. Uwierzę! Tylko otwórz oczy i mi to powiedz... Proszę. Błagam! Nie opuszczaj mnie. Jesteś mi potrzebna... bez Ciebie nie widzę sensu żyć.- Nie wiem, co mną kierowało, ale zbliżyłem twarz do jej i pocałowałem ją w policzek... a raczej miałem taki zamiar, ale kiedy się zbliżałem twarz Nataszy odwróciła się, przez co moje usta wylądowały na jej miękkich, malinowych wargach.
To nie było właściwe... Chciałem się odsunąć, ale zatrzymało mnie kolejne wspomnienie.
Siedzieliśmy z Nataszą na klifie, oczywiście był zachód słońca. Nasze nogi zwisały z dwudziestometrowej skarpy, byliśmy tuż po jednej z tych prostszych misji.
- Mógłbym tu zostać na zawsze.- Powiedziałem, zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos.
- Umarłbyś po pięciu dniach z głodu.- Odparła rudowłosa, lekko się śmiejąc i patrząc w słońce, które nadawało całej jej postaci tylko jej przypisanej boskości. Rude włosy zdawały się płonąć, zielone oczy stawały się wyrazistsze, a jej blada zazwyczaj skóra mieniła się blaskiem słońca. Wyglądała jak bogini, piękna, mądra i niesamowita we wszystkim, co robiła.
- Umarłbym szczęśliwy, bo ty byłabyś ze mną.- Powiedziałem, odwracając głowę w jej stronę.
- Skąd taka pewność?- Zapytała, próbując ukryć uśmiech.
- Bo ty zawsze jesteś przy mnie.- Odparłem, uśmiechając się i podnosząc lekko okulary, by móc spojrzeć Nataszy prosto w oczy.
- A może sobie odpuszczę i pojadę do najbliższego fast fooda coś zjeść?- Powiedziała, odwracając wzrok.
- To byś mi coś przywiozła.- Na moje słowa, zaśmiała się, ukazując jednocześnie białe zęby.- Jesteś piękna.- Powiedziałem nie zastanawiając się nad tym, co mówię. Od razu tego pożałowałem. Natasza spoważniała i zaczęła wstawać. Złapałem szybko jej nadgarstek, ale ona mnie odepchnęła i zaczęła iść w stronę auta.- Nat, poczekaj!- Krzyknąłem i błyskawicznie wstałem by wejść do samochodu, w którym zielonooka już siedziała. Myślałem, że odjedzie, zanim zdążę wsiąść, ale ona siedziała tam i ani drgnęła, kiedy zamknąłem za sobą drzwi. Siedziała z dłońmi opartymi o kierownicę i głową schowaną między nimi. Nic nie mówiła, po prostu tam była, ale odnosiłem wrażenie, że jej tam nie ma. Że jest gdzie indziej, gdzieś daleko.- Nat... Ja... Chcę powiedzieć, że dużo się zmieniło... Znaczy, od kiedy na Farmie... no wiesz... Chciałem powiedzieć, że... nawet wcześniej, przed tym wszystkim coś do Ciebie czułem i to nigdy się nie zmieniło.
Widziałem, jak Natasza kręci głową, zasłania uszy i jej oddech stał się nierówny i szybki.
- Nie... nie... nie. Clint... to nie powinno tak być. Powinieneś być teraz z Laurą i dziećmi, a nie ze mną tutaj. Ja powinnam być na ich miejscu. Byłbyś teraz szczęśliwy z nimi, a przeze mnie ich już tu nie ma. Nie ma!- Mówiła, a później zaczęła uderzać głową o kierownicę.
- Nat, to nie twoja wina. To Hydra. Wszystko to ich wina. Ty po prostu znalazłaś się na niewłaściwej misji, gdybyś to nie była ty, kto inny by to zrobił. Od kiedy Cię wyrwałem z Red Roomu, śniłaś mi się co noc. To ty mnie wspierałaś i możesz zaprzeczać, ale od samego początku programu "Avengers" byłaś duszą tej drużyny. Co byś nie mówiła, jesteśmy twoją rodziną, zwariowaną i po części chorą psychicznie, ale rodziną.
Podniosła głowę, a ja dotknąłem delikatnie jej policzka, który był zaczerwieniony. Natasza powoli zdjęła jedną dłoń z kierownicy i powoli położyła ją na mojej, nie pozwalając mi odsunąć ręki od jej twarzy. Jej oddech nadal był nierównomierny, ale powoli zaczynał wracać do normy. Rudowłosa otworzyła oczy, w których mogłem zobaczyć walczące uczucia. Smutek, żal i nienawiść do samej siebie, ale także radość i miłość.
Nie czekałem dłużej. Nie chciałem. Znowu nie myślałem o konsekwencjach. Pocałowałem ją delikatnie, ale po chwili pogłębiłem pocałunek. W ataku euforii poczułem jak dłoń Nataszy, kieruje się w górę mojej ręki, po chwili znalazła się na moim barku, a parę sekund później rozpinała guziki mojej koszuli.
Ze wspomnienia wyrwała mnie delikatna dłoń oplatająca się wokół mojej szyi. Otworzyłem oczy i zobaczyłem zamknięte oczy rudowłosej, które zaczęły powoli się otwierać, jak oddalała się ode mnie. Jej ręce wróciły na łóżko.
Zobaczyłem, jak kąciki jej ust układają się w łagodny uśmiech.
- Chyba mogę Ci wybaczyć.- Powiedziała, a ja na te słowa uśmiechnąłem się.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo o tym marzyłem.
Przez chwilę panowała cisza, która lekko nas krępowała. Żadne z nas nie chciało zacząć rozmowy, w końcu Nat wzięła głęboki oddech i zaczęła.
- Jakieś trzy lata temu zostałam wysłana na łatwą misję przechwycenia danych. To miała być prosta akcja, mało wrogów, jedna baza i parę informacji... Cóż okazało się, że to była pułapka. Było ich za dużo. Nawet jak dla mnie. Pokonali mnie. Kiedy leżałam i powoli wykrwawiałam się na zimnej podłodze, paru agentów zaciągnęło mnie do jakiegoś pomieszczenia, gdzie była maszyna... do czyszczenia pamięci. Zapieli mnie i podłączyli całą aparaturę. W ciągu paru, minut zamiast wymazać mi wspomnienia, włożyli mi do głowy ten durny kod Zimowego Żołnierza. Powiedzieli parę słów i stałam się ich pupilkiem. Wysłali mnie na Farmę... Tam zrobiłam najgorszą rzecz, której po Saul Paulo obiecałam nie robić, ale jednak... Zostałam zmuszona. Później byłam przez jakiś czas w Raft, odwiedzałeś mnie bardzo często, ale nie wiedziałeś tego, co mi tam robili i nadal tego nie wiesz. Długo rozmawialiśmy i zrozumiałeś wszystko. Jak tylko zostałam wypuszczona, zaczęliśmy zwalczać wszystkie oddziały Hydry, które tylko napotkaliśmy.
Wszystkie wspomnienia podczas monologu mojej partnerki zaczęły wracać. Widziałem to wszystko, o czym mówiła jakbym oglądał film. Kiedy Natasza skończyła, ja nadal widziałem co się działo później. Nagle wstrzymałem oddech i zacząłem się śmiać. Popatrzyłem na rudowłosą, w której oczach widziałem zdziwienie. Powoli zacząłem mówić.
- Nat pamiętam Cię. Pamiętam wszystko.- Pocałowałem ją z radości.
Było mi strasznie głupio, że od razu po pobudce nie poznałem własnej żony.
Koniec.
_________________
Hejka!
Wybaczcie, że tak późno, ale szkoła daje nieźle popalić. Ale co się dziwić, klasa maturalna zobowiązuje.
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Jeśli zobaczyliście jakieś błędy, to dajcie znać ;)
Gwiazdki i komentarze jak zawsze są mile widziane.
Do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top