child - bucky barnes
Siedzę na kanapie w salonie Stark Tower. Jest kilka minut po dwunastej w nocy. Wszyscy śpią, ale mi się nie chcę . Nie mogę zasnąć. Dzisiaj Avengers mieli kolejną misję. W tym Bucky. Mój narzeczony. Jesteśmy ze sobą już parę ładnych lat. Boję się o niego jak o nikogo innego. Jest najważniejszy w moim życiu. Kilka godzin temu dowiedziałam się, że będę miała jeszcze jedną najważniejszą osobę w moim życiu. Tak, jestem w ciąży, a Bucky będzie ojcem. Nie powiedziałam mu o tym, z jednej strony, dlatego, że się bałam, jak na to zareaguje, a z drugiej, dlatego, że od razu gdy przyszedł poszedł spać. Był zmęczony po udanej misji i nie miałam mu tego za złe. Podskakuje lekko gdy czuję, jak ktoś dotyka mojego ramienia. Odwracam się i zauważam Barnesa. Uśmiecham się lekko, a on siada obok mnie, obejmując mnie ramieniem.
- Co tutaj robisz? Nie powinnaś spać, tak jak wszyscy? - pyta, całując mnie w czoło. Bucky bardzo się o mnie troszczy. Zmienił się przez ten czas i jest zupełnie inny niż wcześniej.
- Nie mogę zasnąć - mruczę i spoglądam na swoje dłonie, które lekko się trzęsą. Ciągnie mnie na swoje kolana i zerka w moje oczy.
- Coś się dzieje? Wiesz, że zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć - uśmiecha się pocieszająco.
- I z tego powodu się cieszę, ale naprawdę się nic nie dzieje - muskam jego usta. Odwzajemnia pieszczoty i wtula się we mnie.
- Chodźmy spać - podnosi się i ze mną na rękach idzie do części z pokojami. Śmieję się cicho gdy kładzie mnie na łóżku. Nachyla się nade mną i całuje mnie, przejeżdżając ręką po moim brzuchu.
- Mieliśmy iść spać - szepczę między pocałunkami. Uśmiecha się lekko i zaczyna całować mnie po szyi. Ręką zjeżdża na moje udo i ściska je lekko.
⭐⭐⭐⭐⭐⭐
Minęły trzy miesiące. Mój brzuch jest już widoczny, ale staram się go zakrywać dużymi ubraniami i najczęściej noszę bluzy Buckiego. Nie powiedziałam mu o tym, ani nikomu innemu. Nie chcę, aby wiedzieli. Boję się jak na to zareagują, jak zareaguje na to Bucky. Wchodzę do kuchni, ale zaraz zostaję pociągnięta w drugą stronę. Steve ciągnie mnie za rękę w stronę jednej z pracowni Starka.
-Steve, po co mnie tu przyprowadziłeś? - pytam. Zamyka drzwi i staje przede mną.
- Podciągnij bluzę - karze. Unoszę brew prychając.
- Steve, mam narzeczonego - mruczę. Wykręca oczami i podchodzi do mnie. Bronię się, ale łapie mnie za ręce i podnosi bluzę, tak, że odsłania mój brzuch.
- Wiedziałem, że coś jest nie tak. Dlaczego nikomu nie powiedziałaś? - puszcza mnie, a ja rozmasowuje nadgarstki. Patrzę w bok milcząc. - Ana, dlaczego nikomu nie powiedziałaś?! - pyta ponownie, tym razem podnosząc lekko głos. Zamykam oczy i nabieram powietrza w płuca.
- Że przytyłam? Schudnę i nikt nie zauważy - mruczę, a on krzyżuje ręce na klatce piersiowej.
- Nie myśl, że mnie oszukasz. Wiem, co się dzieje. Zastanawiam się tylko czy Bucky wie - patrzy na mnie pytająco. Jakim cudem on się dowiedział? Przecież przez te bluzy nic nie widać. Bucky śpi ze mną w jednym łóżku i nie zauważył, a Steve widząc mnie na korytarzu czy w salonie, dostrzegł, że jestem w ciąży.
- Nie, on nic nie wie - szepczę. Prycha śmiechem i przeczesuje swoje włosy.
- Zamierzasz mu powiedzieć? Który to w ogóle miesiąc?
- Trzeci i nie wiem. Boję się jego reakcji - wyznaję. Podchodzi do mnie i przytula.
- Jesteście ze sobą długo i na pewno przyjmie to na spokojnie. Ucieszy się z tego, że będzie ojcem - szepcze, gładząc mnie po plecach ręką.
- Boję się Steve - szepczę i wtulam się w niego mocno. Całuje mnie w czubek głowy.
- Za dwa dni jedziemy na misję, myślę, że to odpowiedni moment, aby mu powiedzieć. Albo zrobisz to dzisiaj, albo w cale. Dobrze wiesz, na co się piszemy jadąc w sidła wroga - dodaje i oddala się ode mnie.
- Muszę sobie wszystko poukładać w głowie - mówię i opuszczam pracownie. Ruszam w stronę pokoi, ale nie wchodzę do tego, który dzielę z Buckim, wchodzę do pustego pokoju. Nie chcę, aby widział mnie w takim stanie. Nie teraz.
Spoglądam na zegarek. Jest druga w nocy. Za godzinę Avengers jadą na misję. Nadal nie powiedziałam dla Barnesa, że będzie tatą. Nie mogę zebrać w sobie myślę i odwagi. Wstaję z łóżka gdy do pomieszczenia wchodzi brunet. Uśmiecha się lekko i całuje mnie w usta. Całuje mnie, jakby mógł mnie już nigdy nie zobaczyć. Nie dziwię się mu, bo jedzie na pewną śmierć.
- Kocham cię, pamiętaj o tym - szepcze i przytula mnie mocno. Oddala się ode mnie i spogląda w moje oczy zdziwiony.
- Bucky, musimy już lecieć i tak jesteśmy już spóźnieni - do pokoju wchodzi Steve. Spogląda na mnie z lekkim uśmiechem. Bucky jeszcze raz mnie całuje i wychodzi z pokoju. Wypuszczam powietrze z płuc, aż w głowie mi się kręci. Siadam na łóżku i nie pozostało mi nic, jak czekać, aż wrócą.
Minęły trzy dni. O dzień za dużo od planowanego powrotu. Może coś im się przedłużyło. W pewnym momencie drzwi od mojego pokoju otwierają się z hukiem. Za nimi stoi Bucky i patrzy na mnie. Jest brudny i we krwi po misji, musieli dopiero, co wrócić.
- Musimy porozmawiać - zaczyna i wchodzi do pokoju. Staje na środku i spogląda na mnie. Czekam, aż zacznie temat. Gdy słyszę jego kolejne słowa, robi mi się słabo.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś w ciąży?! - krzyczy. Unoszę na niego wzrok. Skąd on wie?! Steve mu powiedział czy sam się domyślił?
- Bucky... - zaczynam, ale mi przerywa.
- Do cholery, jestem prawie twoim mężem, a ty nie chcesz mi powiedzieć, że będę ojcem? - pyta, cały czas na mnie krzycząc. Motylki w brzuchu zaczynają szaleć gdy słyszę słowo "twoim mężem".
- Bucky...
- Który to w ogóle miesiąc?
- Trzeci...
- Trzeci?! Trzy pieprzone miesiące ukrywałaś przede mną, że jesteś w ciąży?! Dlaczego?
- Bo wiedziałam jak zareagujesz! Chciałam je usunąć i mieć jeden problem z głowy, a później... Później dotarło do mnie, że James nic nie zrobił złego...
- To będzie chłopiec? - pyta, a jego głos się zmienia. Staje się cichszy. Podchodzi do mnie i podnosi bluzę do góry. Jego oczom ukazuje się zaokrąglony brzuch.
- Tak, to będzie chłopiec - uśmiecham się lekko.
- Chłopiec - szepcze. Uśmiecha się lekko, ale zaraz jego twarz staje się blada. Jego oczy się przymykają i gdyby nie to, że go łapię, to spadł by na podłogę.
- Bucky, co się dzieje?! - pytam przerażona. Spogląda na mnie nie przytomnie.
- Na misji... Byłem rozproszony, bo myślałem, dlaczego masz duży brzuch i... I pozwoliłem, aby wróg nas pokonał...
- Bucky, o czym ty mówisz?! - moje przerażenie stale rośnie i nie zapowiada się, aby coś się zmieniło.
- Oni... Oni nie żyją... Pozwoliłem, aby Hydra ich zabiła - szepcze i opada na ziemię.
- Bucky! Bucky, co się dzieje?!
- Umieram, kochanie - szepcze i kładzie rękę na moimi policzku. Moje łzy zaczynają kapać na jego szyję.
- Nie. To nie prawda, wcale nie umierasz - szepczę. Uśmiecha się lekko, a jego zęby są czerwone od krwi.
- Opiekuj się naszych Jamesem... Niech wyrośnie na pożądanego obywatela - kaszle, a kropelki krwi brudzą mi twarz.
- Bucky, nie. Nie odchodź ode mnie. Nie dam rady bez ciebie - płaczę.
- Wierzę w ciebie, zawsze wierzyłem - jego oczy stają się puste, oddech staje w gardle, a klatka piersiowa przestaje się ruszać.
- Bucky, nie... Tylko nie ty... Wszyscy tylko nie ty - szepczę siedząc nad nim. Opieram głowę na jego piersi i płaczę.
- Bucky! - krzyczę i siadam na łóżku. Obok mnie ktoś się porusza. Spoglądam tam i dostrzegam bruneta. On żyje. To był tylko sen.
James. Ten chłopiec będzie miał na imię James.
- Co się stało? - pyta, patrząc na mnie uważnie.
- Muszę Ci coś powiedzieć. Tylko nie bądź na mnie zły - proszę. Uśmiecha się lekko dotykając mojego policzka, ale zaraz mina mu się zmienia, gdy pod palcami czuje moje łzy.
- Co się stało?
- Bo ja... Jestem w ciąży, będziesz tatą - mówię, a ruchy jego ręki się zatrzymują. Patrzy na mnie, a jego oczy błyszczą.- Bucky, proszę. Powiedz coś, cokolwiek - łapię go za dłonie. Kręci głową na boki i wstaje z łóżka.
- Który to miesiąc? - pyta, chodząc po pokoju.
- Trzeci, Bucky, proszę...
- Trzeci? Trzy miesiące nosisz dziecko w brzuchu i dopiero teraz mi i tym mówisz?! - przerywa mi, unosząc głos. Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że zareaguje krzykiem.
- Bucky, proszę. Bałam Cię, rozumiesz? Nie wiedziałam jak na to zareagujesz...
- Na pewno był zareagował inaczej gdybym się dowiedział na początku. Trzy miesiące! To jest jakiś żart! - oburza się i ciągnie za swoje włosy.
- Rozumiem, jeśli nie będziesz chciał się opiekować Jamesem, myślałam nad tym czy nie usunąć ciąży, aby...
- Przepraszam, co? - staje jak wryty ba środku pokoju. Spoglądam na niego.- James?
- Tak, bo to będzie chłopiec i...
- Nazwałaś dziecko James? - pyta podchodząc do mnie. Kiwam głową na znak zgody. Siada obok mnie. - To... To będzie chłopiec? Mały ja? - pyta z lekkim uśmiechem.
- No, nie do końca. Nie będzie miał metalowej ręki - uśmiecham się lekko. Kręci głową z uśmiechem.
- Kiedy się urodzi?
- Dwudziesty czwarty grudnia... - wyciąga w moją stronę rękę, a gdy za nią łapię, przyciąga mnie do siebie.
- Lepszego prezentu na gwiazdkę nie mogłaś mi wybrać - uśmiecha się i całuje mnie w usta. Odwzajemniam pieszczoty.
- Nie jesteś na mnie zły?
- Trochę, bo powiedziałaś mi dopiero teraz, a przez te trzy miesiące miałem mnóstwo misji, z których mogłem nie wrócić - szepcze i przytula mnie. Kładzie jedną rękę na moim brzuchu. - Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem? - pyta sam siebie. Po jakimś czasie kładziemy się na łóżko i zasypiamy.
⭐⭐⭐⭐⭐⭐
Kilka godzin temu na świat przyszedł mały James. Bucky mimo iż twierdził, że będzie cały czas koło mnie to zemdlał dwa razy i do końca porodu siedział za drzwiami. Teraz śpi na krześle obok mnie. Musiał być zmęczony. Poród był bardzo długi i ja też jestem zmęczona.
⭐⭐⭐⭐
- Mamo! - krzyczy James zaraz po tym jak wchodzi do mieszkania. Za nim idzie Bucky uśmiechnięty od ucha do ucha. Chłopiec ma już sześć lat i jest bardzo energiczny. Wraz z Barnesem pobraliśmy się i wyprowadziliśmy z Stark Tower do małego domu... Byłby mały, gdyby nie był prezentem od Starka. Tak, Tony kupił nam dom w ramach prezentu ślubnego.
- Tak, kochanie?
- Tato zabrał mnie do muzeum i wiesz co tam widziałem? - pyta, a Bucky siada obok mnie i muska moje usta na powitanie. - Tam był taki pan, który wyglądał jak tatuś i jak wujek Steve, ale tata powiedział, że to są zupełnie inne osoby - dodaje ucieszony. Uśmiecham się lekko.
- Bo, to niemożliwe, aby tata tam był, bo to jest poświęcone dla osób, które brały udział w wojnie, a wojna była sto lat temu - śmieję się. Bucky się uśmiecha i czochra malca po czarnych włosach.
⭐⭐⭐⭐⭐
- Boże, tato odwal się ode mnie! - krzyczy James, wchodząc do domu. Za nim podąża Bucky.
- Jak to "się odwal"?! Pytałem się tylko, co to za dziewczyna, z którą się całowałeś! - odpowiada, ściągając kurtkę. James ma już szesnaście lat. Szybko ten czas zleciał.
- Jestem prawie dorosły, mogę robić co chcę - chłopak rzuca plecak w kuchni na stół i podchodzi do lodówki, witając się ze mną buziakiem w policzek.
- No właśnie. "prawie" dorosły, więc mam prawo wiedzieć z kim się zadajesz - Bucky siada na krześle i przyciąga mnie do siebie.
- Powtarzam, że to moja sprawa, nie musisz wiedzieć, co to była za dziewczyna - wzdycha i bierze z lodówki kanapki, które zrobiłam mu do szkoły, ale ich nie wziął rano.
- Dziewczyna? Też chcę wiedzieć! - mówię z uśmiechem. James spogląda na mnie i rusza szybkim krokiem na górę, biorąc pod drodze swój plecak. Bucky się uśmiecha i całuje mnie.
- Te dzieci tak szybko dorastają... - mruczy i ponownie mnie całuje. Podnosi mnie i zanosi do naszej sypialni.
⭐⭐⭐⭐
Siedzę na kanapie i czekam, aż Bucky wróci z pracy. Dzisiaj mieli wrócić z misji i mężczyzna powinien pojawić się za kilka minut.
Wchodzi do salonu i pierwsze co robi, to mnie całuje. Siada obok mnie i opiera się wygodnie na kanapie, zamykając oczy. Otwiera je gdy czuje, że kładę na jego klatkę mały przedmiot. Bierze go do ręki i ogląda dokładnie.
- Tym razem chcę mieć dziewczynę - mówię, a jego reakcja jest pozytywna. Przyciąga mnie do siebie i mocno całuje.
- Kocham cię - szepcze i przytula mnie mocno. Uśmiecham się lekko.
⭐⭐⭐⭐⭐
- Jesteś jej starszym bratem, powinieneś się nią zajmować! - krzyczy Bucky. Cztery lata temu przyszła na świat Jasmine. Mała, ruda dziewczynka. James ma dwadzieścia lat i Bucky ma rację, powinien pomóc nam z jego siostrą. On jednak woli imprezy od rodziny.
- Nie będę się nią zajmował, mam ważniejsze sprawy na głowie - mruczy, wpatrzony w swój telefon.
- Chodzenie na imprezy i pieprzenie lasek po kątach nazywasz ważniejszymi sprawami? - pyta Barnes. James jedynie wstaje i wychodzi do pokoju.
- Za ostro, Bucky - mruczę, wtulając się w niego. Wzdycha ciężko i obejmuje mnie ramieniem.
- Jest jej starszym bratem, mógłby od czasu do czasu się nią zająć - szepcze. Unoszę głowę i zerkam w jego oczy.
- Kiedy, jak on jest cały czas zajęty?
- Na przykład wtedy, kiedy to ja będę cię pieprzyć w kącie - nachyla się i całuje mnie w usta. Przenieśliśmy się do sypialni.
⭐⭐⭐⭐
- Nie, tego już za wiele! Kolejny bachor w domu? Ile jeszcze ich będzie? - pyta zdenerwowany James. Buckiego "pieprzenie w kącie" nie wyszło nam na dobre i spodziewamy się kolejnego dziecka. Tym razem nie chcieliśmy wiedzieć jego płci. To będzie niespodzianka.
- James! Możesz się wyrażać? - pytam, karmiąc Jasmine. Kręci tylko głową, macha oburzony rękoma i ucieka na górę.
- Ja się tam cieszę - mruczy Bucky i całuje mnie. Jas tylko robi kwaśną minę i je dalej.
- James, co raz bardziej się buntuje. Chyba trzeba mu pokazać, co to znaczy życie - mruczę.
- Stark by mu pokazał, ale dobrze wiesz, że nikt nie wie gdzie on jest. Tylko czasami do nas dzwoni - odpowiada, siadając na krześle za mną. Wzdycham ciężko.
⭐⭐⭐⭐⭐
Steve. Tak ma na imię nasz drugi syn. Bucky się upierał, aby mu tak nadać, ponieważ twierdził, że jak jeden ma jego imię, to drugi ma mieć na imię jak jego przyjaciel.
Dzisiaj mają do nas zjechać się wszyscy członkowie Avengers. Oczywiście organizacja ta już nie istnieje. Całe zagrożenie zostało wyeliminowane kilkanaście lat temu, ale gdyby coś się działo, to wszyscy mają swoje stroje w swoich domach.
Siedzimy wszyscy na kanapie i wspominamy dawne czasy. Śmiejemy się, aż przychodzi James.
- Cześć młody. Jak szkoła? - pyta Stark. James staje jak wryty. Nigdy jeszcze nie poznał moich i Buckiego przyjaciół, no oprócz Steve'a, Natashy, Nicka i Hill, którzy są chrzestnymi jego i Jasmine. Chrzestnymi Steve'a jest Tom i Kim, których poznałam kilka lat temu.
- Cześć? - miesza się. Odrzuca plecak na bok i podchodzi bliżej.
- Jestem Tony Stark, znasz mnie czy raczej nie? - Tony wstaje i podchodzi do chłopaka. Ten ochoczo ściska mu dłoń z wielkim uśmiechem.
- Oczywiście. Iron Man... Sławny pół wieku temu, jak Ty jeszcze żyjesz?! - pyta, a Stark się śmieje.
- Podoba mi się chłopak - siwiejący już mężczyzna, wraca na kanapę. Wszyscy zaczynają się witać z Jamesem. Nawiązał znajomość z Pietro i Peterem. Z tymi dwoma najbardziej rozmawiał, a ja się cieszyłam, że w ogóle chciał z kimś rozmawiać.
⭐⭐⭐⭐⭐⭐
I tu nasza bajka się kończy. Bucky został pochowany wczoraj. Ja też już długo nie pociągnę. Leżę tylko na łóżku, a trójka moich kochanych dzieci się mną opiekuje. Ciesze się, że ich mam. Mimo tego, jacy byli gdy, byli młodsi. Szczególnie James. Teraz dorósł i nie jest taki sam jak wcześniej. Bardzo się zmienił. Bucky... Mój kochany Bucky. Nawet nie mogłam iść na jego pogrzeb... Z tego, co donoszą mi dzieci to przy życiu został tylko Peter i Wanda. Reszta odeszła, bronić Boga przed złem. I ja zaraz tam do nich dołączę.
- Mamo, co się siedzie, mamo?! - James łapie mnie za rękę i ściska ją lekko.
- Nic, synku. Już czas, abym dołączyła to twojego taty. Obydwoje Cię mocno kochamy, pamiętaj o tym - spoglądam na niego. Z jego oczu ciekną łzy.
- Nie, mamo, nie możesz mi tego zrobić. Musisz ze mną zostać...- szlocha. Nie słyszę, co mówi dalej, bo porywa mnie ciemność.
Koniec.
⭐⭐⭐⭐⭐⭐
One Shot. Leżę na łóżku a tu nagle pomysł mi wpadł i o to jest to, co widzicie a górze. Miłego dnia /nocy w zależności kiedy to czytasz.
Przepraszam za błędy na dniach je poprawie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top