Pokój 101
Wattpad mnie nie lubi i posklejał słowa. Poprawiłam, ale błędy mogą się zdarzyć. Proszę o zwrócenie mi uwagi, jeśli takowe znajdziecie ;)
Ps > praca pisana na polski
Jestem pokojem sto jeden,
Wyspą strachu w morzu rozpaczy,
Sumieniem, bólem, cierpieniem.
Tym, co snem nie uraczy.
Zostać sobą się nie godzi.
Widzę twoje przerażenie,
Zamknij oczy, męka nadchodzi
Spokojnie... to będzie tylko cierpienie.
~nieobywatel, ewaportowany dwie minuty temu
~*~
Patrzę. Widzę. Czuję...
Widziałem tyle smutnych zakończeń historii, ale nigdy nie dane mi było poznać ich początków. Widziałem tyle bólu i smutku, zadanych dla samej satysfakcji. Widziałem już tak wiele, a oni wciąż mnie zaskakują swoją pomysłowością. Widziałem nieskończoną ilość kłamstw, ale nigdy nie będę mógł powiedzieć prawdy. Moje ściany muszą milczeć, moje oczy muszą zostać zamknięte, moje uszy zatkane. Bo Wielki Brat patrzy.
~*~
Zielonkawe sukno na dwóch stolikach porusza się delikatnie przez przeciąg, który wpadł przez otwarte drzwi. Przyzwyczaiłem się do tego. Z każdym dniem mam przecież coraz więcej gości, a doba zaczęła być za krótka.
Wprowadzają kolejnego. Wygląda tak samo jak wszyscy. Skóra i kości, nieproporcjonalnie wielka, łysa głowa, twarz poorana bliznami, wielkie, przerażone oczy.
Wiem, że się boi. Czuję to. Moja podłoga wychwytuje drżenie jego nóg, przyspieszoną akcję serca. Nierówny oddech odbija się od starych ścian, z których zaczyna się sypać tynk.
Ale on tego nie widzi. Widzi tylko fotel z metalowymi obręczami, siedzeniem lepkim od krwi poprzedniego przybysza. Wiedział, co go czeka. Każdy w głębi duszy wie, czym jestem.
Rozkazują mu usiąść. On nawet się nie przeciwstawia, bunt zdławiono w nim już dawno. Więc po co to? Po co to wszystko? Dla władzy. Dla Boga.
Pasy zapięte, mężczyzna gotowy jest już do najstraszniejszej przejażdżki swojego życia.
Oni wiedzą wszystko. Wiedzą, co jadłeś na śniadanie piątego grudnia dziesięć lat temu, o czym teraz myślisz, znają twoje najskrytsze pragnienie i dawno zakopany lęk.
Stara się uspokoić. Widzę to. Wciąga powietrze przez nos w równych odstępach czasu. A przynajmniej się stara. No cóż, nie zda się to na wiele.
– Akarofobia.
Zabawne, że jedno, skomplikowane słowo jest w stanie wywołać aż taki strach. Jedno słowo, pięć sylab, dziewięć liter. Wygląda to niemal na hippopotomonstrosesquipedafobię.
Jeszcze śmieszniejsza jest reakcja człowieczka, gdy spojrzał w setki oczu swojego strachu. Zachowuje się niczym usidlone dzikie zwierzę.
A tuż nad jego uchem stoi dobrze znany mi Grubas. I szepcze.
Możesz to zmienić. Wiesz dobrze, czego oczekujemy. Powiedz to...
I powiedział.
Wykrzyczał,wyrzucił z siebie to, co czyniło go człowiekiem. A z każdym dniem ludzi jest coraz mniej.
~*~
Dziewczyna. Na oko lat dziewiętnaście. Oskarżenie? Brak odpowiedniego zaangażowania podczas Dwóch Minut Nienawiści. Za to ile lęków! Aż szkoda tego nie wykorzystać, poeksperymentować.
Wiem, że ona już stąd nie wyjdzie nigdy.
~*~
Kolejny nieszczęśnik. Jednak on wygląda lepiej niż inni. Lepiej odżywiony, nieco bardziej zadbany. Jednak on też nosi ślady poprzednich tortur. Łysa głowa cała jest w bliznach, nos został złamany co najmniej kilka razy, a krzywe palce noszą ślady licznego łamania.
Widzę jego kartę. Musofobia, Wintson... Wintson Smith... już gdzieś słyszałem to imię. Gdzieś w mrokach pamięci słyszę głos, wypowiadający to imię.
Moje zamyślenie przerywa krzyk. Nieludzki, bo to już nie człowiek wypowiada te słowa. Kolejne takie samo zakończenie dla kompletnie innej historii.
– Zróbcie to Julii, nie mnie! JULII, nie mnie!!!
Właśnie! Julia. Już pamiętam. Urocza dziewuszka, buntowniczka bez chęci otwartego buntu, słodka w swojej młodzieńczej naiwności.
Ją też złamali, chociaż gębę miała niewyparzoną i zdawało się,że wytrzyma dłużej od innych. Cóż, tutaj nie ma bohaterów. Są tylko przegrani głupcy. Zaiste, cienka jest granica pomiędzy odwagą, a głupotą.
~*~
Mało sypiam, chociaż czasem mi się to zdarza. Najczęściej ucinam sobie krótkie drzemki, ponieważ ciężko jest zapaść w sen, gdy kilkoro ludzi spaceruje po tobie. Są jak robaki, jak szarańcza, która niszczy wszystko na swojej drodze. Wszyscy bez wyjątku, nawet Wielki Brat. Ciekawe, czy kiedykolwiek dojdą do takiego absurdu, aby karać pokój za myślozbrodnię?
Moją drzemkę przerwał wysoki, świdrujący krzyk. Wdarł się w setki moich uszu, powodując ból.
Wydałem z siebie ciche westchnienie, które uwidoczniło się tylko delikatnym ruchem obrusów. Prowadzili kolejnego przegraną.
Ta jednak nie była jak inni. Nie przyjęła biernej postawy wobec nieuniknionego losu. Wierzgała, kopała, gryzła, chociaż nie mogła nic zmienić. Była jak dzika kotka, walcząca ze sforą psów. Nie miała szans, a szarpanina była tylko małym gestem. Jednak ten nic nie znaczący gest na chwilę przywrócił mi wiarę w ludzkość.Szybko jednak wiara ta prysnęła jak bańka mydlana. Ona była jedna przeciw setkom wiernym Partii. Co mogła zdziałać? Nic. Zresztą zaraz, już za chwilkę, ona przestanie mieć cokolwiek wspólnego z człowiekiem.
Stawiała opór, a ja po raz pierwszy od dawna przypomniałem sobie, czym jest współczucie. I chyba po raz pierwszy chciałbym coś zmienić.
Bo wiecie co? Ja też mam marzenia. Zawsze, odkąd pamiętam, chciałbym mieć inne przeznaczenie. Na przykład mógłbym być salą porodową.Oglądać codziennie cud narodzin, patrzeć jak rodzi się nowe życie, a nie patrzeć, jak się je odbiera. Albo mógłbym być salą zabaw. Widzieć radosne i beztroskie dzieci, które nie mają o co się martwić. Cieszyłbym się z drobnych, niezręcznych,dziecięcych malunków powstałych na moich ścianach.
Zapięli ją tak ciasno, że nie mogła się ruszyć. Opluła Grubasa, ten jednak zniósł to ze spokojem.
– Witamy, Julio. Próbowałaś nas okłamać, oszukać. To był niebywały nietakt, nie uważasz?
Dziewczyna milczała, wbijając wściekły wzrok w ścianę naprzeciwko.Patrzyłem w jej oczy, w których widniała złość pomieszana z rozpaczą.
– Nie chcesz mówić, nie mów. Wcześniej byłaś dostatecznie rozmowna – stwierdził kwaśno Grubas. Zdawało się, że nie powie nic więcej, jednak po chwili zapytał. – Jak sądzisz, co tam u Wintsona?
Ból przemknął przez tęczówki kobiety, wymazując wszystkie inne uczucia zostawiając tylko pustkę. Biedna, blada, skurczona, zapadła się w sobie, stała się obojętna na wszystko wokół. Julia milczała uparcie, wiedząc, że jakiekolwiek słowa odebrałyby te resztki godności, jakie jej zostały.
– Dobrze więc. Wiem, co teraz myślisz. Że wszystko, co zostało powiedziane wcześniej się nie liczy. Pomimo tych słów masz własną wolę, której ci nie odbierzemy. Pokażę teraz, jak bardzo się mylisz...
– Zamknij się, O'Brien.
Ochrypły śmiech rozniósł się po całej mojej przestrzeni, odbijając się od ścian. Jednak poza śmiechem dało się dosłyszeć coś innego.Głos wibrujący, na przemian wznoszący się i opadający. Wwiercał się w uszy, powodował szczękanie zębów ze strachu. Julia zbladła jeszcze mocniej.
– Ty wiesz, co to jest, prawda? Ile razy budziłaś się sama, dławiąc krzyk? Ile razy bałaś się otworzyć okno, pomimo zaduchu w mieszkaniu? Jak często musiałaś rezygnować z najprostszej drogi do celu, aby ominąć swój strach?
Bała się. Była przerażona. Szczękała zębami, próbowała przerwać więzy, które trzymały ją w ryzach. Chciała uciec, zniknąć z tego miejsca jak najszybciej.
Dźwięk z każdą chwilą rósł. Aż w końcu dało się dostrzec źródło hałasu.
Okrągły hełm wielkości trzech ludzkich głów wyłonił się zza winkla. W środku kłębiły się dziesiątki, setki pasiastych owadów.Bzyczały wściekle, rozjuszone dodatkowo przez drażniący zapach dymu, który wtłaczany był do środka przez specjalną pompkę.
– Chyba nie muszę tłumaczyć, jak to działa – zaczął Grubas,mrużąc oczy. – Ale zrobię to w kwestii formalności. Pamiętasz może, jak skończyła twoja matka? Co zjadła przez przypadek? Po co ja się pytam! Doskonale pamiętasz te wyłupiaste oczy, ten język puchnący z każdą chwilą, odcinający dopływ powietrza do płuc.Pamiętasz też, że nic nie mogłaś zrobić. Ale teraz możesz,pamiętaj o tym.
– Ale czego wy ode mnie chcecie!?– krzyknęła z przerażeniem. W jej oczach widniało szaleństwo.
– Nie wiesz? Jaka szkoda... zobacz, to nakładamy na głowę, o tak... Wiesz dobrze, co się stanie, gdy opuścimy drugą zasłonę.Rozjuszone osy wylęcą ślepo do przodu, zaczną wchodzić do nosa i ust. Ciekaw jestem, czy najpierw pogryzą i oszpecą twoją twarz,czy może od razu zaczną kąsać gardło? A ty, jak myślisz?
Julia strzelała oczami na boki, szukając drogi ucieczki. Milczała,myśląc intensywnie. Obłęd odbijał się w jej tęczówkach, a ona sama zaczynała przypominać osaczone zwierzę. To już nie była dzika kotka, tylko osaczony szczur. A takie nie myślą już nad tym,co robią.
Klatka zbliżała się nieubłagalnie. Julia zachowywała się jak opętana.Nagle w jej oczach pojawił się błysk nadziei.
– Wintson!!! On na to zasłużył! Niech to spotka jego! JEGO!!! Niemnie!
W oczach grubasa pojawiło się zadowolenie. O jednego człowieka mniej.
~*~
Oni wiedzą wszystko. Wiedzą, co jadłeś na śniadanie piątego grudnia dziesięć lat temu, o czym teraz myślisz, znają twoje najskrytsze pragnienie i dawno zakopany lęk.
A Ty? Czego się boisz?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top