Mój Idiota

... Ludzie mówią, że głupota nie boli. Sama nie wiem, czy się z nimi zgadzam. Przecież to powiedzenie nie mówi, kto cierpi przez czyjś idiotyzm.

Czemu zawsze jest tak, że to niewinni ludzie cierpią najbardziej?

Jakiś debil prowadził auto po pijaku i wjechał w przystanek autobusowy. Jemu nie stało się nic, za to matka z dzieckiem skończyły w szpitalu. Dziecko przeżyło, matka nie.

Naćpany gnojek postanowił sprawdzić się w łóżku z przypadkową dziewczyną. On ją zgwałcił, ona popełniła samobójstwo.

Grupka starszych chłopców kopała i nękała słabszego od nich. Ich to nie bolało, jego już tak. Zaraz potem powiesił się w szkolnej łazience.

Ktoś założył się, że wyskoczy przez okno z trzeciego piętra. Spadł na kobietę, łamiąc jej kręgosłup. On się tylko potłukł, ona do końca życia będzie jeździć na wózku.

Takich koszmarnych przykładów jest wiele. Głupota nie boli... czy właśnie tak brzmi mądrość naszych przodków? Na prawdę?

A mój Idiota? Mój Idiota zrobił coś, przez co umrę. Zostało już tylko kilka dni.

Nie wiem, co on sobie myślał. Może chciał zaistnieć? Stać się sławnym? Dowartościować sam siebie? Pokazać, że jest lepszy? Nie wiem. Dla mnie po prostu nie myślał...

   Zamknęłam pióro. Czułam, że ręce mi drżą. Dotarło do mnie, że za niedługo nie będę w stanie pisać.
   Wypuściłam powietrze z płuc. Starałam się nie patrzeć na igłę motylka w moim nadgarstku.
   Podniosłam wzrok znad kartek, wbijając go w białą ścianę, zupełnie jakby to ona była wszystkiemu winna. Starałam się ją przyszpilić wzrokiem, wyobrażałam sobie na niej twarz mojego oprawcy, choć tak na prawdę nigdy jej nie widziałam. Był stary czy młody? Ładny czy brzydki? Pryszczaty czy nie? Dla mnie nie miało to znaczenia. Ważne było, co zrobił.
   Dłonie już powoli przestawały mi konwulsyjnie drgać, chociaż cały czas delikatnie drżały.

... Chcę spojrzeć mu w oczy i zobaczyć w nich strach oraz skruchę. Chcę obrzucić go najgorszymi obelgami, nazwać go po prostu samolubnym chujem. Ale chyba nigdy nie życzyłabym mu, aby znalazł się na moim miejscu...

  Zacisnęłam oczy, czując falę bólu, która rozlała się po moim ciele kompletnie bez ostrzeżenia. Leki nie dawały już tyle, ile dawać powinny.
   Oddech przyspieszył, dodatkowo wzmagając ból. Pióro wypadło z mojej dłoni na ziemię.
   Cierpienie minęło równie nagle jak przyszło. Zostawiło po sobie tylko wspomnienie i przestrogę. Jutro może być tylko gorzej.

~*~

Obudziła mnie rozmowa, ratując od dalszej tortury niespokojnego snu.

  – Panie doktorze, czy nie ma możliwości... – niespokojny głos, który tak dobrze znałam, który kojarzył mi się z ciepłem i miłością, był wyprany z uczuć.

  – Nie ma. Przykro mi. Wasza córka umiera.

  Łkanie wwiercało się w moje uszy. Nie otworzyłam jednak oczu. Dla rodziców.
   Niech pomyślą, że śpię. Wtedy nie będą wiedzieli, że widzę, jak cierpią. Będą mogli wylać smutki i dopiero wtedy do mnie przyjść. Z poważnymi minami, z dystansem. Jedyne, co da mi znać o jakichkolwiek ich emocjach, to zaczerwienione oczy.

~*~

... Czasami wolałabym, żeby nie ukrywali tego przede mną. I tak wiem, że umrę. Oni też to wiedzą. Dlaczego więc musimy grać w tej słabej tragedii, że jeszcze wszystko może skończyć się dobrze? Dlaczego musimy udawać? Dlaczego oni nagle zmienili się w bezmyślne figury, bez uczuć czy cienia emocji? Chciałabym, aby mama płakała razem ze mną. Wylałybyśmy to z siebie, a potem mogłybyśmy porozmawiać tak jak kiedyś. Chciałabym, żeby tata pozostał tym samym zabawnym i ironicznym ojcem. Śmialibyśmy się razem ze słabych dowcipów i wpadek z przeszłości. Moglibyśmy nacieszyć się sobą do samego końca. Dlaczego więc nie możemy? I dlaczego każdy traktuje mnie z przesadnym współczuciem, mówi do mnie jakbym miała jakiś poważny uraz mózgu? Mam już czternaście lat! Może nie wszystko rozumiem, może nie jestem do końca dorosła, ale przynajmniej się staram!

Moglibyśmy tego uniknąć. Wszystko byłoby dobrze. Gdyby nie Idiota...

~*~

  ... Leki przeciwbólowe już w ogóle nie działają. Cierpienie nawiedza mnie w dzień i w nocy. Nie jestem w stanie spać. Przykuta do łóżka jak barwny owad do kolekcji. Prawie nie mogę się ruszać.

Mama i tata są praktycznie cały czas przy mnie. Teraz poszli oboje coś jeść. Mama strasznie schudła, więc poprosiłam tatę, żeby ją przypilnował na stołówce szpitalnej. Wiem, że jedzenie tutaj jest okropne, też niechętnie jej jem, ale jeśli ona się zagłodzi, to byłaby moja wina.

Dobrze, że poszli. Muszą odpocząć. Ja też już nie mogę znieść tych ich pełnych współczucia spojrzeń. Chce powiedzieć „mamo, tato, nic mi nie jest", ale zawsze wtedy ból zatyka mi usta...

~*~

   – Przerzuty na kości, wątrobę... przykro mi. Nic więcej nie możemy zrobić – przymykam oczy. Nie mogą nic zrobić. Już jest za późno.

~*~

... Umieram. Wiem to. Ból nie opuszcza już mnie wcale. Czasem tylko nieco staje się lżejszy i mogę znowu myśleć o czymś innym...

~*~

  Mam zamknięte oczy. Nie mogę unieść powiek. Ale czuję.
  Mama trzyma mnie za rękę. Staram skupić się na tym uczuciu, zapomnieć o bólu. Jej delikatne palce gładzą wierzch mojej dłoni mokrej od potu.
  Słyszę. Rozmowę.

  – Czy gdyby wtedy możliwy byłby przeszczep... czy wtedy dałoby się jeszcze coś poradzić?

  – Proszę pana, nie jestem wszechwiedzący. Bardzo możliwe, że tak. Jednak teraz nie ma co rozpamiętywać. Proszę iść do córki i nie szukać winnych. To jej ostatnie dni, potrzebuje wsparcia.

  Drzwi się otwierają. Wiem, że to tata. Słyszę jego głos, który tak dobrze znam...

  – To wszystko przez tego jebanego debila. Kurwa mać, gdybym tylko mógł, to...

  – Andrzeju! Uspokój się. Nie teraz.

  Tata nigdy nie przeklinał. Zawsze powtarzał mi, że takie zachowanie nic nie zmieni. Wulgaryzmy do niczego nie prowadzą. Ale czasem się przydają.
  Ból nadszedł silną falą. Urządzenia wokół zaczęły pikać jak szalone.

  – Siostro, szybko!

   Krzyki, krzątanina. Nie chcę już nic czuć. Chcę umrzeć. Wieczny sen jawił się przede mną jak wybawienie.

~*~

  – Hania umarła...

  Dźwięk tych słów rozdarł powietrze. Kobieta około czterdziestki była przygotowana na taki obrót sprawy od tygodni, jednak mimo to jakaś irracjonalna nadzieja kazała jej wierzyć, że może zdarzy się cud. Że jej jedyne dziecko wyzdrowieje.
  Może właśnie dlatego przeżyła taki szok, gdy usłyszała te słowa. Smutek zacisnął się wokół jej gardła, bo po chwili wypłynąć wraz ze łzami.
  Jeszcze cztery miesiące temu świętowali razem. Anonimowy dawca zgodził się na przeszczep nerki. Matka sama najchętniej oddałaby swoją nerkę, nawet dwie. Tak samo ojciec. Jednak nie było to możliwe z powodu innej grupy krwi. Hania była adoptowana i miała niezwykle rzadką grupę zero Rh-.
  A jednak zderzył się cud. Ktoś z taką grupą krwi zdecydował się na oddanie nerki dla kompletnie obcej osoby. Dla Hani.
  Ta rodzina była biedna. Nie mieli pieniędzy na operację i późniejszą rehabilitację oraz leczenie, więc zorganizowali zbiórkę. Dzięki mediom, które nagłośniły problem, w ciągu trzech dni udało się zebrać połowę potrzebnej kwoty, która im wydawała się kosmiczna.
  I nagle pieniądze utknęły w martwym punkcie. Na początku się tym nie przejmowali, liczyli na kolejną falę. Brakowało tak mało, że resztę byliby w stanie spłacić sami, biorąc kredyt i sprzedając wszystkie zbędne rzeczy. Zabrakło tylko trochę. Tylko, albo aż.
  Szanse na operację z powrotem wracały w sferę mglistych marzeń. Pieniądze nie napływały.
Okazało się, że media nagłośniły inną tragedię, jeszcze mocniej ściskającą za serce.
   Mały chłopiec, lat dziesięć. I matka samotnie wychowująca dziecko. Tak podali w internecie.
   Pieniądze potrzebne Hani trafiły gdzie indziej. Potem okazało się, że to wszystko był żart, że matka i chłopiec nie istnieją. Ale ludzie zdążyli stracić zaufanie. Bali się, że ich pieniądze pójdą do kogoś, kto tego nie potrzebuje. Zanim ośmielili się dać kolejne datki, było już za późno.
   Nowotwór rozprzestrzenił się z nerki na kości. Potem na wątrobę. Chemioterapia nie działała. Nie było szans.

   – Hania umarła...

  Zdławione łkanie zmieniło się w histeryczny płacz.

~*~

Ten shot jest wynikiem weny, dwugodzinnego okienka, lekcji biologii i dawno już zapomnianej sprawy, niegdyś głośnej w mediach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top