• Lonesome town • Lashton •

Lashton

Ricky Nelson- Lonesome Town

Luke- 17 lat
Ashton- 23 lat

*Gdzie młody mężczyzna porywa przypadkowego nastolatka*

*Porwanie
*Tortury

Od 2019 roku właściwie miało to być fanfiction. Ono zalegało tam dość długo.
Ostatnio robiłam porządek w wersjach roboczych i postanowiłam z większości zrobic po prostu one shoty. Stara okładka jest w mediach!

***

Luke Hemmings od zawsze lubił zagadki kryminalne. Odkąd pamiętał lubił oglądać horrory lub filmy dokumentalne o porwaniach czy morderstwach. Jednak zawsze traktował to jak film.
Okrutny, lecz ciekawy film, który był idealny do oglądania wieczorem przy ciepłej herbacie.
Pomimo tego, że wiedział, że takie rzeczy jak przetrzymywania czy gwałty mogą dziać się wszędzie, w każdej chwili i komukolwiek mogło by się to zdarzyć, on czuł się ponad to.
Te historie były tak nierealnie okrutnie, że Hemmingsowi nie mieściło się to w głowie, jak tak okropnie można potraktować drugiego człowieka.
Wiedział, że porywacze zabierają dzieci lub nastolatków raczej o mniejszej posturze, mniejszym wzroście. Luke może i był chuderlawym nastolatkiem, ale był wysokiego wzrostu.
Dlatego nigdy, by nie pomyślał, że dwudziestego czerwca dwa tysiące piętnaste roku zostanie porwany.

***

Okres czerwca, lipca i sierpnia to był ten czas, gdy w Australii było najzimniej. Może nie było nie wiadomo jak zimno, ale dla przeciętnego Australijczyka, takiego jak Luke, było dość zimno.
Ubrany w grubą bluzę i jak zwykle czarne rurki, przemierzał ulicę Sydney. Było po czwartej po południu. W jego poplątanych słuchawkach leciało My Chemical Romance. Kiwał głową w rytm piosenki Mama i nucił sobie pod nosem. Było mu coraz zimniej, więc przyśpieszył trochę kroku. Był już mały kawałek od domu, dzieliło go kilka metrów, ale do niego nie dotarł.

To wszystko działo się tak szybko. Czarny mercedes podjechał koło niego, a z niego wysiadł młody mężczyzna. Luke nie zdążył nawet krzyknąć, a już praktycznie był objęciach obcego chłopaka, który zasłonił mu buzię i podniósł. To trwało krócej niż mrugnięcie, gdy Luke znajdował się w bagażniku. Dopiero w nim zaczął głośno krzyczeć. Co niestety na nic się zdało. Mężczyzna zamknął bagażnik i skierował się na miejsce kierowcy.
Do Luke'a nie docierało zbytnio nic. Miał wrażenie, że był o krok od dostania ataku paniki. Nie dość, że w bagażniku było cholernie ciasno to jeszcze było ciemno.
Próbował się uspokoić, unormować oddech, ale na marne. Jego oczy i policzki były już całe mokre. Miał wrażenie, że jego serce z klatki piersiowej mu zaraz wyskoczy.
Starał się też najwięcej skrętów zapamiętać. W duszy miał nadzieję, że to naprawdę coś pomoże.

Luke nie wiedział ile ta jazda trwa, ale czuł, że jest coraz bardziej zmęczony. Był po całym dniu w szkole. Oczy mu się same zamykały, choć starał się mieć je otwarte. Ale jednak to na nic się zdało. Droga była cholernie długa i pełna zakrętów. Po godzinie Luke po prostu zasnął.

***

Obudził się dopiero w ciemnym pomieszczeniu. Spanikowany pociągnął za ręce, które były w kajdankach. Zaskomlał i delikatnie się odwrócił. Zobaczył, że leżał na starym, poplamionym materacu, przykuty do jakiegoś metalowego pręta, który był w ścianie. Pociągnął nosem i, gdy jego wzrok przyzwyczaił się do ciemności, zaczął się rozglądać. Nie zobaczył praktycznie nic oprócz jakiejś drewnianej ławki i obskurnych ścian. Luke przybliżył głowę do rąk i zaczął ocierać łzy, których i tak przybywało coraz więcej.

Pociągnął mocniej za łańcuch i jęknął cicho, gdy metal otarł się mocniej o jego poranione już nadgarstki. Zapłakał bardziej.

- Chcę do domu... - jęknął rozpaczliwie i mocniej zaczął ciągnąć za łańcuch, choć wiedział, że to nic nie da. Rozpłakał się jeszcze bardziej.

Po niedługiej chwili, usłyszał przekręcanie zamka w drzwiach. Od razu zaprzestał czynności i spojrzał na drzwi ze strachem. Pociągnął nosem i na tyle ile mógł otarł oczy.
W końcu drewniane, stare drzwi się otworzyły, a zza nich wszedł ktoś. Luke wywnioskował, że po budowie ciała był to mężczyzna. Pociągnął jeszcze raz nosem i skulił się w kącie, w którym siedział.
Nieznajomy powoli zbliżał się do niego. Nie odwracał od Luke'a wzroku. I vice versa, Luke nigdzie indziej się nie patrzył tylko na niego.
Hemmings próbował bardziej wcisnąć się w kąt, ale niestety mężczyzna był coraz bliżej.
Nieznajomy kucnął obok niego, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który przyprawił Luke'a o ciarki.

- Piękny... - szepnął i wystawił do niego rękę. Blondynek skulił się bardziej i zacisnął mocniej oczy. Poczuł jak jego dłoń zawija sobie kosmyk włosów na palcach, a potem bierze włosy za ucho. - Śliczny... i już tylko mój... - uśmiechnął się delikatnie.

Luke zadrżał nieprzyjemnie na jego dotyk. Nie wiedział jak ma zachować się w takiej sytuacji. Najprawdopodobniej został porwany w biały dzień prze zupełnie obcego mężczyznę, który nazywał go "swoim". Hemmings przełknął ślinę i odsunął się od starszego chłopaka.
Chociaż jemu się to nie spodobało. Szatyn mocno złapał szczękę Luke'a i przysunął do siebie.

- Nie uciekaj... - mruknął, krążąc palcem po jego wardze. Z ust siedemnastolatka wydostał się głośny szloch. Jego warga drżała z przerażenia.

- Proszę... - zapłakał. - J-ja oddam... dam ci pieniądze.... naprawdę... proszę... - błagał. Czarnowłosy się tylko zaśmiał i pokręcił głową.

- Ale, kochanie... ja nie chcę pieniędzy... ja chcę ciebie. - starł jego łzy z policzków i przybliżył się bardziej do niego. - Jesteś już mój, kochanie. Tak długo czekałem na to. - wymamrotał przy jego ustach. Po chwili delikatnie je musnął. Luke odsunął się gwałtownie z płaczem i przylgnął do zimnej ściany.

- N-nie dotykaj... - nieznajomy uśmiechnął się i wstał z klęczek. Poszedł do drzwi i wyszedł z pomieszczenia, zamykając drzwi na kilka zamków. Luke wybuchł głośnym płaczem. Czuł się brudny. Wtedy nie wiedział, że ten dzień rozpoczął kolejne sześć lat piekła i cierpienia.

***

2 lata później

- B-boli... - zajęczał, gdy dostał kolejne uderzenie w plecy.

- Ma boleć, Luke. Byłeś niegrzeczny, a to twoja kara. - Ashton zamachnął się jeszcze raz i uderzył i tak już poranione plecy blondyna.

Koszmar Luke'a trwał już dwa lata. Przez ten cały czas, nie wyszedł z tej cholernej, ciemnej piwnicy. Był w niej odkąd tu przyjechał. Co za tym idzie, nie widział przez ten czas słońca, deszczu, nie czuł lekkiego wiatru. Nie wiedział również czy ktoś go szuka. Nie wiedział co się dzieje w świecie. Zawalił dwa lata szkoły. Nie widział swoich przyjaciół, swojej rodziny, swojego psiaka. Tak bardzo tęsknił za mamą, tatą, Calumem i Michaelem, Petunią, nawet za swoimi braćmi, z którymi na co dzień, nie dogadywał się najlepiej. Był tylko on, piwnica i Ashton.

Dopiero po poł roku, jego porywacz powiedział mu coś o sobie. Pewnego dnia przyszedł i po prostu zaczął o sobie opowiadać. Luke mimo niechęci, zaczął słuchać. I nawet gdzieś w środku, cały czas zaczął mu współczuć. Dzieciństwo Ashtona jak i wczesna młodość nie były proste. Na pewno miał o wiele trudniej jako mały chłopiec niż Luke.
Hemmings był wręcz pewny, że te właśnie wydarzenia, spowodowały to kim właśnie teraz jest Ashton. Ale nie był pewny czy on sam zasłużył, by być teraz w tym miejscu.

Krzyknął głośno, a jego głowa opadła gwałtownie. Opadł gwałtownie ciałem na podłogę i skulił się. Zaczął głośno płakać.
Ashton odłożył niedelikatnie metalowy łom i kucnął przy blondynie. Przeczesał delikatnie jego włosy, przyglądając się jego twarzy. Podniósł go delikatnie i położył na brudnym materacu.

Poszedł szybko po wiadro i szmatę, którą później delikatnie mył ciało Luke'a. Starał się to robić jak najdelikatniej, by najmniej go bolało.

W Ashtonie tkwił jeden problem, jedna niespójność, której Luke jeszcze nie rozwiązał.
Czarnowłosy potrafił zadać mu krzywdę cielesną. Bił go, upokarzał, nie raz nawet dotknął go w ten seksualny sposób. A jednak zawsze po tym, był z nim i się nim opiekował. Nie wyzywał go, raczej mówił mu miłe słówka, nazywał go kochaniem, a drugiego dnia, znęcał się nad nim do nieprzytomności.

Tak jak teraz. Chwilę temu, Ashton ukarał go za pyskowanie, a teraz traktował go jak porcelanową laleczkę.
Luke tylko grzecznie spytał czy mógłby wyjść z tego pomieszczenia. Chciał normalnie się umyć i załatwić. Ashton wpadł w szał i po prostu go zbił.

- Cichutko, kochanie... jutro będzie lepiej. - szepnął Ashton, słysząc głośniejszy płacz Luke'a, który łamał mu serce. - Tylko nie płacz, proszę... sprawiasz mi przykrość. - szepnął, przeczesując jego włosy. Luke skulił się jeszcze bardziej przez jego dotyk. Chciał, by ten koszmar się już skończył.

***

2 lata później

- Ubieraj się. - do piwnicy wpadł Ashton.

- Huh? - Luke uniósł wzrok znad kartki.

- Luke, ubieraj się. Wychodzimy. - Luke przełknął głośniej ślinę. Nie docierały do niego te słowa. "Wychodzimy"? Gdzie? Luke tępo wpatrywał się w Ashtona, nadal przetwarzając słowa w myślach.
Ashton westchnął i podszedł do niego szybkim krokiem. Złapał za ramiona i podniósł do góry, przez co jego kolorowanka i kredki wylądowały na brudnej podłodze. Złapał za jego dłoń i poprowadził do wyjścia z piwnicy.

Minęły kolejne dwa lata. Do tej pory, Ash już pozwalał mu wyjść z piwnicy i swobodnie poruszać się po zabezpieczonym na kilkanaście sposobów domu.
Przez ten czas, wygląd Luke'a się nawet nie zmienił. No może oprócz rys twarzy, które się zaostrzyły, nadal wyglądał jak siedemnastolatek, nie jak mężczyzna po dwudziestce. Ashton dbał o to, by włosy Hemmingsa były przycięte i ułożone na żel.
Luke miał wrażenie, że Ashton chciałby, by pozostał wciąż nastolatkiem.

- Chodź. - Ash zaprowadził go na przed pokój. Założył mu to na głowę chustę, a na oczy okulary przeciwsłoneczne.

- Po co to...? - zapytał niepewnie Luke.

- Żeby cię nikt nie rozpoznał. - mruknął starszy. Zawiązał mu to dokładnie i założył mu na ramiona jego bluzę. - Nadal cię szukają. Że to im się nie znudziło. - prychnął i pokręcił głową.

W główce Luke'a zapaliło się małe światełko nadziei. Szukają go. Przez całe cztery lata, Luke nawet nie mógł obejrzeć głupiej telewizji ani poczytać gazety. Był w dużym szoku, że nadal go szukają. Nagle zaczął mieć lepszy humor. Może to właśnie dzisiaj będzie ten dzień, w którym ucieknie stąd? Może to dzisiaj zakończy się wszystko?

- Nawet nie myśl o ucieczce. Masz się nie odzywać przez całą drogę. Do nikogo. Do mnie możesz szeptać. - mruknął. - A jeśli tylko mi się wyrwiesz lub krzykniesz to przysięgam, że nie będzie nawet mógł leżeć. - opatulił go jeszcze. Zaczął sam się ubierać. Blondyn pokiwał delikatnie głową. - Idziemy. - złapał go mocno za dłoń. Wyszli obaj z domu. Ashton przekręcił zamek.

Hemmings zaczął rozglądać się po okolicy. Nie mógł uwierzyć w to co się teraz dzieje. Po czterech latach w zamknięciu mógł wyjść na świeże powietrze. Zobaczyć innych ludzi, zobaczyć piękne, niebieskie niebo. Uśmiechnął się delikatnie.

Z zachwytu wyrwał go Ashton, który pociągnął go dość mocno w stronę auta. Posadził go na tylnym siedzeniu, które od razu zamknął. Sam wsiadł za kierownicę. Odpalił samochód i zaczął jechać. Mijał kolejne budynki, a Hemmings dopiero zauważył, że kojarzy te ulice. Był cały czas w swoim mieście. Co było dla niego wręcz niemożliwe. Przecież jechał tyle godzin... powinien być co najmniej w innym mieście. Przygryzł delikatnie siną wargę, starając się zapamiętać każdy szczegół.

W końcu dojechali do supermarketu. I to do tego supermarketu, w którym Luke i jego rodzina robiła zawsze zakupy. Znowu cień nadziei pojawił się w głowie Luke'a.

Po chwili drzwi od jego strony otworzyły się. Ashton wystawił do niego rękę, za którą on delikatnie złapał. Dwudziestosiedmiolatek zamknął auto i poszedłem w stronę sklepu.

Wzięli jeden duży wózek i zaczęli robić zakupy. Luke przyglądał się wszystkiemu, dotykał wszystkiego. Kiedyś to była dla niego codzienność. Teraz wyjście do sklepu wydawało się takie niezwykłe. Chciał wręcz płakać. Z jednej strony ze szczęścia, a z drugiej z niemocy, którą czuł. Pomimo tego, że był otoczony ludźmi, bał się, że nikt mu nie uwierzy. A w domu Ashton da mu ostrą karę. Lub zrobi jeszcze coś gorszego.

W pewnej chwili Luke nie wiedział czy ma płakać czy się szczerzyć. Emocje kumulowały się, gdy zobaczył swoją mamę i brata. Z ust Luke'a wydał się głośny szloch. Większość osób w tym dziale spojrzała na niego. W tym Liz.

- Luke, nie rób scen. - mruknął Ashton i przybliżył bardziej do siebie. Luke zaczął jeszcze głośniej płakać. - Wychodzimy. - widać było z daleko, że Ashton Irwin wkurza się jeszcze bardziej. Odłożył wózek gwałtownie na bok i złapał go mocniej za dłoń. Pociągnął go w stronę wyjścia.
Hemmings z nerwów zaczął się trząść. Wiedział co będzie jak wrócą.

I się nie mylił. Ashton kolejny raz zbił go do nieprzytomności i go upokorzył. Tylko, że zamiast przełożyć go na brudny materac i się nim zając, ja zwykle robił, zostawił go półprzytomnego na brudnej podłodze i zamknął go w piwnicy na dwa dni.

***

2 lata później

- Umyj okna na tarasie. Potem odkurz. Obiad też możesz zrobić. - mruknął Ash, przeglądając telefon. Luke delikatnie pokiwał głową i wziął z kuchni ręczniki papierowe i płyn do szyb. - Ja będę na górze. Tylko mi nie przeszkadzaj. - poszedłem schodami na piętro.

Hemmings westchnął i kulejąc, skierował się na taras. Przez ostatni rok czuł się jak gosposia i worek treningowy. Irwin traktował go jeszcze gorzej. Nie dość, że wyżywał się na nim, to jeszcze kazał mu sprzątać cały dom i gotować. W dodatku teraz, ze skręconą kostką, było to dwa razy trudniejsze. Chociaż gdyby nie pisnął ani słowa, nic by się nie stało. Ashton, nie popchnął, by go i Luke nie spadłby ze schodów. Mógł tylko obwiniać siebie.

Stanął na palcach i zaczął myć okna. Zaczął od góry i kierował się coraz bardziej w dół.
Przetarł zmęczone oczy, po 5 minutach robiąc sobie przerwę. Kostka, która w ogóle nie była opatrzona, puchła mu jeszcze bardziej. Miał ochotę płakać, ale wiedział, że zezłości tym czarnowłosego. A tego nie chciał.

Przysiadł na chwilę przy tarasie. Skulił się i zaczął się rozglądać za czymś, czym mógłby to opatrzyć. Zamiast bandaża czy chociażby chusty, znalazł coś o wiele lepszego. Coś co było jego przepustką do wolności. Przygryzł wargę i delikatnie wstał. Podszedł do furtki, która była delikatnie uchylona. Wyjrzał i zobaczył pustą ulicę. Jego serce zabiło jeszcze bardziej, a ręce zaczęły się pocić.

- Luke?! Kiedy będzie obiad?! - usłyszał krzyk Ashtona.

Jak wyjdzie teraz, nie zdąży na bank. Ashton go dopadnie, a potem zleje. Znowu. Już teraz wyglądał źle, a co dopiero później. Jęknął cicho zdesperowany. Wyszedł delikatnie, nie oglądając się. Poszedł szybkim krokiem przed siebie. nie zwrócił już uwagi na puchnącą kostkę. Zaczął biec. Łzy spływały mu po policzkach. Biegł w nieznanym mu kierunku. Gdy nie słyszał ani nie widział Ashtona, zwolnił i po prostu się rozpłakał. Czuł, że zrobił cholerną głupotę. Gdzie teraz pójdzie? Przecież przez całe 6 lat miał tylko jego. On go karmił i utrzymywał. A teraz mu uciekł. Bił się sam ze sobą. Jak wróci, Ashton go cholernie ukarze. A jak pójdzie dalej... nie wiedział nawet gdzie iść. Jak inni zareagują? A może mu nie uwierzą?
Starał się nadal iść szybkim krokiem. Miał iść do rodziców? Tak, to chyba dobry pomył. Znowu przyśpieszył i szedł do domu.

Dopiero dotarł po pół godzinie. Zapukał do tego domu i odsunął się delikatnie. Po chwili drzwi otworzyła mu Liz.

- W czymś mo- chciała kontynuować, ale niemal od razu go rozpoznała. Zakryła twarz dłońmi. Łzy leciały po jej policzkach. - Lukey...?

Chłopak szybko pokiwał głową i znów się rozpłakał. Liz od razu zgarnęła go w ramiona i mocno przytuliła.

- Już myślałam, że nie wrócisz... - szepnęła bardziej do siebie. - Tak bardzo tęskniliśmy... kochanie, jesteś z nami. - Luke zacisnął palce na jej koszulce. Po dłuższej chwili Liz delikatnie pociągnęła go do domu, w którym nikt nie mógł uwierzyć w cud, który ich spotkał.

***

Po sali rozniosły się słowa, które skazały Ashtona Irwina na dwadzieścia lat pozbawienia wolności. Irwin zacisnął mocno usta w cienką linię i pokiwał głową.
Przez całą rozprawę, Luke wręcz nie mógł patrzeć na Ashtona. Czuł odruch wymiotny przez stres i wspomnienia.

- Chciałbym tylko coś powiedzieć. - Irwin uniósł rękę w górę. Sędzia przymknął na to oko i pozwolił mu mówić. - Luke... zajmowałem się tobą ten cały czas... opiekowałem się, troszczyłem. Byłeś moim kochaniem... moim promyczkiem. A ty mi się tak odpłacasz...? - spojrzał na blondyna z wyrzutem. Hemmings przełknął głośno ślinę i spuścił wzrok w dół. - Nie tego się spodziewałem po tobie...

Luke nie czuł się tak winny. Policjanci wyprowadzili Ashtona z sali, a blondyn wybuchł głośnym płaczem.

- On cię już nie skrzywdzi. Obiecuję. - szepnęła Liz, przytulając chłopaka mocno.

Ale Hemmingowi to nie pomogło. Czuł się cholernie winny. Ash miał rację. Miał cholerną rację. Tyle dla niego zrobił, a on się właśnie tak odpłaca. Zniszczył mu życie na dwadzieścia lat.
To, że go bił to.. nie ważne. Przecież był niegrzeczny, zasłużył.

Słowa Irwina wbiły mi się w pamięć. Nie na godzinę, na tydzień czy dwa. Cholerne dwa miesiące męczył się ze sobą. Dopiero, gdy pewnego dnia, był w domu sam. Zrobił to. Wziął dość sporo tabletek i alkohol. Popił je po kilka razy i położył się na łóżku. Czekał tylko aż to zacznie działać i go już nie będzie.

I tak się właśnie stało.

21.06.2021, godzina 11:34.

***

Hej kochani
Pisałam ten rozdział dosłownie chyba jakiś miesiąc. Praktycznie większość napisałam dzisiaj. Macie ode mnie ponad 2700 słów. Nie wiem, mam nadzieję, że wam się podoba. Mi nie bardzo, mogłam to zrobić lepiej, ale strasznie mnie to męczyło. I jakbym się dzisiaj nie wzięła to bym tego pseododzieła nie napisała
No cóż, pomysł z 2019. Jak pisała wczęśniej, miało być to ff. Ale sprawdziłam moje robocze i sporo tego było. I większości bym pewnie nie napisała, dlatego pomyślałam, że zrobię z nich one shoty. Mam nadzieję, że się podobało. Do następnego!

Miłego wieczoru xx

btw, można mnie zaobserwować na spotify: Paula

• Data: 23.06.2021











































Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top