• Hello • Muke •

Muke

Hello- Clairo, Rejjie Snow

Luke- 17 lat
Michael- 18 lat

Razem z fvckreseey mamy dla was coś lekkiego i przyjemnego hahah, przynajmniej moim zdaniem. Żadnych smutów, kinków, tylko friends to lovers haha
Oczywiście one shot miał być ff, zalegał u mnie od 2018, stara okładka w mediach ze słaba jakością
Zapraszamy!

***

Odłożyłem ostatnie książki do swojej szafki, co się okazało dużym błędem, bo w tym całym bałaganie, teraz musiałem znowu szukać piórnika, który gdzieś zagubił się w mojej zagraconej szafce. Westchnąłem i znowu wyjąłem wszystko z szafki, gdzie większość rzeczy i tak należała do mojego przyjaciela.

Wyrzuciłem książki z szafki. Wylądowały z głośnym echem na podłodze przed moimi stopami. Potem wyrzuciłem worek na wf, a po nim dwie bluzy przyjaciela. Uśmiechnąłem z satysfakcją, gdy znalazłem to, czego szukałem.
Włożyłem piórnik do plecaka, a potem znowu wszystko wrzuciłem jak popadnie do szafki. Zamknąłem ją z hukiem, a zaraz potem poczułem owijające się wokół mnie ramiona. Dostałem obowiązkowego buziaka w policzek. Uśmiechając się, odwróciłem się do Michaela.

- Cześć skarbie. - zaśmiał się, wciskając w moją dłoń drugie śniadanie. - Karen zrobiła mi dwie kanapki, czyli dla mnie i dla ciebie. Smacznego, takie jak lubisz. - pocałowałem jego policzek w podzięce.

- Dziękuję, Mikey. - schowałem drugie śniadanie do plecaka. - Musisz wziąć swoją bluzę z mojej szafki. I drugą też. I swoje zeszyty też. W ogóle wynieś się z mojej szafki. - zaśmiałem się cicho.

Oczywiście że naprawdę nie chciałem by zabierał się z niej tak na zawsze, jak zwykle się z nim droczyłem... chociaż nie narzekałbym na więcej miejsca w tej małej szafeczce.

Michael przewrócił oczami ze śmiechem. - Daj spokój. Twoje. Moje. Nasze. - objął mnie ramieniem i poprowadził do klasy na lekcje. - Idziesz na imprezę do Caluma? Jak cię w ogóle wpuści, małolacie. - zaśmiał się, szczypiąc mnie w ramię.

Przewróciłem oczami. - Nie dość, że zaśmiecasz mi szafkę to wypominasz mi, że poszedłem rok wcześniej do szkoły. Dzięki, skarbie.
Mike zaśmiał się i pocałował mnie znowu w policzek. - I tak mnie zmusisz bym tam szedł.

-Racja, i tak cię zmuszę. Musimy cię wypindrzyć żebyś był gwiazdą imprezy. A później będziemy się bawić do rana!
- Jasne... - parsknąłem cicho. Doszliśmy do klasy i usiedliśmy na naszym stałym miejscu; na końcu, pod oknem. - Ale będziesz cały czas obok? - popatrzyłem na niego.

- Wiesz, że zawsze jestem. Nigdy cię nie zostawiłem i nie zostawię. - uśmiechnął się do mnie. - Wejdziemy razem i wyjdziemy razem. - zaśmiał się.

- No dobra... jak przekonasz Liz do tego to spoko... możemy iść. - wzruszyłem ramionami.

- Ja nie przekonam? Liz mnie uwielbia! - zaśmiał się, a po chwili zadzwonił dzwonek na pierwszą tego dnia lekcję.

***

- Pomóc ci z plecakiem? Nie masz za ciężkiego? - odezwał się Mike, gdy szliśmy do mnie do domu ze szkoły. W sumie prawie jak zawsze.

- Nie. Ale dziękuję. - uśmiechnąłem się do niego. Przytuliłem się do jego boku.
Gdy szliśmy powoli do domu, Mikey obejmował mnie cały czas w talli. Co jakiś czas całował mnie w głowę, a ja uśmiechałem się delikatnie pod nosem.

Lubiłem jego czułości, te pocałunki i przytulanie z Michaelem. Byłem typem przylepy, a jemu to nie przeszkadzało. Tworzyliśmy naprawdę zgrany duet i nie dziwiłem się, że od razu się zaprzyjaźniliśmy, nawet jeśli pod wieloma względami się różniliśmy.

Mike był bardziej spontaniczny, energiczny, odważny, ja każdy swój krok musiałem przemyśleć... co zazwyczaj kończyło się zarwaną nocką. Jedną sytuację rozkładałem na czynniki pierwsze. Czy mi się to opłaca, czy Liz nie będzie wściekła, czy Mikey nie będzie zły, jak na to spojrzą Calum i Ashton. Mike się tym zdecydowanie nie przejmował. Podejmował decyzje od razu dlatego też miał teraz kolorowe włosy i kolczyk w brwi, które zrobił przez nagły impuls "chcę zaszaleć!", nie przejmując się oceniającymi spojrzeniami i komentarzami. Za to ja od razu zapadłbym się pod ziemię, a później spędził całą noc lub nawet kilka pod kołdrą, płacząc.

On był w tej relacji tym silnym ramieniem, do wypłakiwania w nie łez i pocieszania, a ja byłem tym, który w nie płacze.

Jednak pod wieloma względami byliśmy bardzo podobni do siebie. Obaj lubiliśmy na pocieszenie schować się w kołdrę, wziąć górę niezdrowych przekąsek i by zdetronizować smutek, oglądać Friendsów, zajadać go i przytulać się mocno do siebie.

Albo wspólne rysowanie. Obaj nie mieliśmy do tego talentu, ale tak bardzo to kochaliśmy. Nasze obrazki nie przedstawiały nic szczególnego, ale bawiliśmy się przy tym znakomicie. No już mniej, gdy Karen zobaczyła brudną podłogę. Ale to szczegół, teraz wiemy, że malujemy tylko na starych gazetach

Po jeszcze pięciu minutach marszu, weszliśmy do mnie do domu. Jacka jeszcze nie było, tak samo jak moich rodziców. Skopałem z siebie buty, co Mike po mnie również zrobił i poszedłem do kuchni.

- Nie wiem jakie masz plany, ale ja chcę obejrzeć coś i zajadać się ciastkami. - mruknąłem. Wyjąłem ciasteczka z kawałkami czekolady i gotowy popcorn.

- A to nie tak, że miałeś nie jeść słodkości, bo robi ci się większy trądzik? - zaśmiał się i napił się wody.
Przewróciłem na niego oczami.

- Nie? Nie odmówię sobie ciastka. Wybacz. - pobiegłem na górę. Słyszałem jak Mike biegnie za mną.

- Jutro będziesz narzekał, że masz wielką krostę na czole! - zaśmiał się, doganiając mnie. Przerzucił mnie sobie przez ramię, przez co od razu pisnąłem i złapałem się go mocno. - Zaraz mi koszulkę rozerwiesz. - parsknął cicho, zaciskając palce na moich udach.

- Mike, postaw mnie. - mruknąłem od razu, trzymając się go jeszcze bardziej. Kierował się powoli do moje pokoju. Otworzył sprawnie drzwi i niedelikatnie rzucił mnie na łóżko. Jęknąłem cicho, gdy opakowanie ciastek wbiło mi się w żebro.
Clifford za to nic sobie z tego nie zrobił. Wziął laptopa i po wpisaniu hasła, ułożył się koło mnie.
- To bolało. - sapnąłem z wyrzutem.

- Tak? Wybacz, skarbie. - zaśmiał się, całując mnie w policzek. Ułożył przed nami laptop i włączył nam "Love, Victor". Od razu gdy się przysunął, przytuliłem go mocno, patrząc na intro serialu. Oglądaliśmy pierwszy odcinek, zajadając się ciastkami.

Wraz z Mike'iem zrobiliśmy sobie listę seriali i filmów, które po kolei oglądaliśmy, teraz padło właśnie na "Love, Victor". Mieliśmy dziennik, w którym pisaliśmy takie rzeczy. Razem ozdobiliśmy okładkę naklejkami i rysunkami, a w środku trzymaliśmy różne listy, np. Listę rzeczy do zrobienia w wakację, listę książek, które koniecznie musimy przeczytać razem, lista seriali i filmów.

My po prostu lubiliśmy robić razem listy i ozdabiać je małymi rysunkami. Poza tym wspólne przeżywanie fabuły jakiejś książki czy filmu też było bardzo miłe.

Czasem też lubiliśmy pisać razem piosenki. Mamy już trochę piosenek napisanych razem, jednak nigdy ich nie graliśmy. Nie czuliśmy takiej potrzeby. Ważny był dla nas tekst.
Tak samo jak nie chwaliliśmy się nimi. One były tylko dla nas; napisane i włożone w stary zeszyt Michaela, który oczywiście też był cały w naszych rysunkach i naklejkach.

- Niedobre te ciastka. - mruknął Mike po jakimś czasie, obejmując mnie bardziej ramieniem.

- No to nie jedz. - mruknąłem, wiedząc, że i tak jego dłoń weźmie kolejny smakołyk.

- Nie. Muszę cię jakoś chronić od większego trądziku. - zaśmiał się, a ja przewróciłem oczami.

- No już przestań z moimi krostami! Czekolada jeszcze nikomu nie zaszkodziła! - ugryzłem mocno ciastko, krusząc nim na swój brzuch. Mike tylko zaśmiał się głośniej i przeczesał moje włosy.

- Tobie tak. - zaśmiał się głośniej. Przekręciłem się na drugą stronę, tym samym będąc teraz tyłem tyłem do niego.

- Jestem obrażony. - wymamrotałem, wgapiając się w laptopa.

- Dobrze. - parsknął i objął mnie od tyłu.

-Nie dotykaj mnie, nie wiesz co to znaczy "obrażony"? Mam ci to przeliterować?- uniosłem brew, patrząc na niego przez ramię. - No i co się śmiejesz! Jesteś okropny. - pisnąłem oburzony, gdy śmiał się ze mnie. Perfidnie się ze mnie śmiał... wredny. Odwróciłem się tyłem do niego, wyginając się, żeby go odepchnąć.

-Dobrze, już nie będę, panie obrażony. - parsknął po raz kolejny, zabierając mi całe pudełko ciastek. - Ale ciastka są moje. - wystawił do mnie język, wpychając sobie do buzi trzy słodkości.

-Mówiłeś, że są niedobre!

-Ale teraz już mi smakują. - mruknął z pełną buzią.

-Aha! - usiadłem gwałtownie, patrząc na niego z mordem w oczach. -To idę po żelki! - rzuciłem się biegiem do drzwi, a Mike za mną, rozsypując ciastka po łóżku.

- Jak możesz, Hemmings! Wiesz, że je kocham! - jęknął, biegnąc za mną.

Zaśmiałem się głośno. Wbiegłem do kuchni i wziąłem słodycze z szafki. Gdy już chciałem biec do schodów, wpadłem na Michaela, który niemal od razu mnie przytrzymał przy sobie, bym nie spadł.

- Uważaj... - zaśmiał się cicho. Mimowolnie poczerwieniałem na twarzy.

- Żelki za ciastka...? - uśmiechnąłem się lekko, pokazując mu opakowanie słodyczy.

***

- Co ubierasz jutro? - spytał Mike, rzucając się na moje łóżko. Był czwartek, byliśmy po zajęciach szkolnych, w moim domu. Mieliśmy dziś długi dzień, więc obaj byliśmy trochę padnięci. Położyłem się obok niego, wyciągając się na łóżku, przez co koszulka mi się podwinęła.

- Nie wiem... coś twojego... - spojrzałem na niego lekko z dołu. Zmarszczył brwi ze śmiechem.

- Mojego? A kto ci pozwolił?

- Ja.

- A, w porządku. - obaj się zaśmialismy. Przeturlałem się i przytuliłem do niego mocno. Wtuliłem się w jego klatkę i zaciągnąłem się jego zapachem. Od razu poczułem jego perfumy i... fajki.

- Paliłeś? - popatrzyłem na niego zły. Obiecał, że nie będzie tego robić. -Michael!

-Tylko jednego, z Ashtonem i chłopakami z drużyny... po treningu poszliśmy zapalić, nie mogłem odmówić, Luke.

-Obiecałeś! Złamałeś obietnicę! A to było na paluszek! - uderzyłem lekko jego klatkę piersiową dłonią. - Wiesz co?! Nie dam ci więcej moich żelków. - fuknąłem i podniosłem się z łóżka. Podszedłem do szafy. - I nie zakładam nic twojego! - zacząłem przetrząsać szafę w poszukiwaniu czegoś mojego, ale ku mojemu zdziwieniu, większość koszulek i ogólnie ciuchów należała do przyjaciela.

-Czyżby?- parsknął, dokładnie obserwując moje poczynania, mając ubaw po pachy.

- Cicho bądź! - popatrzyłem na niego wściekły. - Jestem na ciebie obrażony!

- Tak? - uniósł jedną brew do góry. Zawsze się zastanawiałem jak on to robi.

- Tak. - mruknąłem. Szukałem czegoś co mógłbym ubrać na imprezę jutro, ale koszulki praktycznie były albo Michaela albo mojego brata. Westchnąłem ciężko i usiadłem w kupie wyrzuconych ubrań.

- No chodź... nie dąsaj się... - wymamrotał, robiąc mi zdjęcie. Przewróciłem oczami. Patrzyłem na ciuchy wokół siebie aż w końcu podniosłem się i z obrażoną miną położyłem się na Michaelu, wciskając twarz w jego szyję. - Nie mam co ubrać, Mike. - jęknąłem zły.
Zaśmiał się cicho i przeczesał moje włosy.

- Dam ci coś swojego, hm? Założysz swoje czarne spodnie... jak teraz... - zaśmiał się, a ja razem z nim. - Mogę ci dać koszulę w kratkę... będzie troszkę za duża, ale będziesz wyglądał gorąco i uroczo w jednym. - uśmiechnął się.

- No dobrze... niech tak będzie. - mruknąłem, przymykając oczy. - Idę spać. - Rozłożyłem się na nim bardziej i przykryłem nas kocem.

- Nie za wygodnie ci?

Pokręciłem głową, mocniej obejmując go rękami. Ułożyłem się wygodniej, zakryłem cały kocem i w akompaniamencie cichego śmiechu Michaela, naprawdę próbowałem zasnąć. Jak można się łatwo domyślić, Mike mi w tym nie pomagał.

No może niezupełnie. Bo jego śmiech był skutecznym blokerem snu, ale palce przeczesujące moje włosy zdecydowanie sprzyjały mojemu zmęczeniu i w końcu zasnąłem z delikatnym uśmiechem na ustach.

***

Weszliśmy razem z Michaelem do wielkiego domu pełnego ludzi. Nim sie rozejrzałem, Calum już był przy nas i witał nas z uśmiechem.

- Cieszę się, że przyszliście. - uśmiechnął się szeroko i nas uściskał mocno. Zaśmiałem się, widząc jak już pijany Calum się zrobił. A minęła godzina imprezy, bo oczywiście, że się spóźniliśmy. Mike musiał pojechać na stację zatankować i zjeść jakiegoś hot doga, bo zgłodniał, a oczywiście my mieliśmy takie szczęście, że trafiliśmy na cholerną kolejkę. - Zapraszam... - zaśmiał się. Mike kiwnął głową i powiedział, że pójdzie dla nas po drinki. Calum się do niego dołączył.
Poszedłem bardziej do salonu, gdzie siedział rozłożony Ashton z jakimiś dziewczynami z młodszej o rok klasy.

- O! Luke! Jesteś już. A gdzie masz swojego chłopaka?

Przewróciłem oczami na ten komentarz.
- Ile razy mam mówić, że to nie mój chłopak?

-Zachowujecie się jak para. - patrzył na mnie poważnym spojrzeniem, a bynajmniej starał się by było ono poważne. Jednak nie wszystko da się zrobić będąc pijanym, bardzo pijanym. - Wszyscy widzą że coś was do siebie ciągnie. - objął jedną z dziewczyn ramieniem.

-Przyjaźnimy się. Poza tym, czemu o tym rozmawiamy!? Mieliśmy się bawić...- sapnąłem, chcąc wykręcić się z tej rozmowy. Widziałem po Irwinie, że bardzo chce ciągnąć temat dalej, ale na szczęście z pomocą pojawił się Clifford z alkoholem dla naszej dwójki. Dlatego od razu się napiłem.

- Wow... zwolnij trochę... - zaśmiał się. - Zaraz będę musiał lecieć po nowego... - nie dałem mu dokończyć, bo pociągnąłem go na taras, gdzie było chyba jeszcze więcej ludzi. Ale ich chociaż nie znałem. - Nie chciałeś zostać z Ashtonem i Calumem?

- Nie... widzimy ich codziennie... - mruknąłem i poprowadziłem go pod jedno z większych drzew. Usiadłem i oparłem się o pień.

- Coś ci Ashton nagadał? Przecież przed chwilą było wszystko dobrze... - usiadł obok mnie.

- Nie... po prostu Ashton jest głupi. Rozumiesz?

- Nie bardzo. - zaśmiał się. - Idziemy zaraz potańczyć? Jak wypijemy?

-Nie wiem... może. - napiłem się znowu, patrząc w trawę. - Ale wiesz, że nie umiem tańczyć, Mikey. - wypiłem znowu sporego łyka. Clifford prychnął na moje słowa.

- Ta... a ja jestem fatalny w gry. - prychnął znowu i napił się swojego alkoholu.

- To akurat prawda. - parsknąłem i dostałem od niego w ramię. - Ałć!

- Jesteś lepszym tancerzem niż my wszyscy razem wzięci. - wzruszył ramionami i oparł się wygodniej o drzewo. Zaczął przyglądać się innym ludziom, który już powoli wskakiwali do wody.

- Nie powiedziałbym tego... ale dziękuję. - oparłem głowę o jego ramię. - Co dalej nie zmienia faktu, że jesteś fatalny w gry. - zaśmiałem się cicho, powoli odzyskując humor.

- To ty zawsze przegrywasz. - parsknął, szczypiąc moje ramię. Spojrzałem na niego naburmuszony.

- Nie zawsze. - wymamrotałem, ale wiedziałem, że Clifford miał rację i to ja byłem lamą w grach...

Zrobił swoją typową minę, unosząc jedną brew do góry, czym rozbawił mnie i śmiałem się w jego ramię, aż nie uszczypnął mnie znowu.
- Nie nabijaj się ze mnie, małolacie. - zaśmiał się.

- No znowu się ze mnie śmiejesz! Ze mnie i mojego wieku! - uniosłem ręce z emocji.

- No już, już. Zluzuj. - zaśmiał się. - Nie moja wina, że jesteś małolatem.

- Jesteś tylko o rok straszy! Rok!

- Aż o rok, chłopczyku. - parsknął i dopił swojego drinka. Przewróciłem oczami.

- Jeszcze chwila i cię wrzucę do basenu. Nie zawaham się.

- I tak wszyscy wiemy, się to ty będziesz tym wrzucanym.

-Nie prawda, teraz to ty będziesz. Obiecuję ci to. Jak jeszcze raz się zaśmiejesz, to wylądujesz w basenie. - pogroziłem mu palcem.

-Dobrze, małolacie. - parsknął, podkreślając "małolat". Zagotowało się we mnie. Igrał sobie ze mną i dobrze się bawił, bo myślał, że nic mu nie zrobię. Grubo się jednak mylił, bo ja nie czekając długo, pociągnąłem go w stronę basenu i wrzuciłem go do zimnej wody.

Patrzyłem na niego dumny i usatysfakcjonowany... aż nie wciągnął mnie do wody za nogę.

Po nas o wiele ludzi zaczęło wskakiwać do wody.

Wypłynąłem i zaczerpnąłem porządnie powietrza. Rozejrzałem się szukając Michaela.
- Mike?

Od razu poczułem ramiona owijające się wokół mojego pasa. Od razu zostałem podrzucony i znowu wylądowałem w wodzie. Wypłynąłem od razu. Przetarłem oczy i od razu zobaczyłem śmiejącego się Michaela.

- Jesteś okropny! Cholernie okropny! Myślalem już, że ci się coś stało! - on tylko zaśmiał się cicho i przytulił mnie do siebie. Oczywiście przytuliłem się mocno do niego.

***

Już pod koniec imprezy, widziałem podwójnie. Zdecydowanie nie powinienem pić tak dużo. Ledwo co stałem, zataczając się nawet w bezruchu, a Mike nie pomagał mi ustać, gdy trzymał się mnie mocno.

Obaj byliśmy na maksa pijani i nie było czego ukrywać. Nie wiem kto się trzymał gorzej, ale chyba on, gdyż wisiał na mnie, jak kurtka na wieszaku i miał minę jakby miał zaraz zwymiotować.

Miałem nadzieję, że nie opróżni swojego żołądka wprost na mnie.

Przytuliłem go, by jakoś wesprzeć go w staniu.

- Luke! Ale ty jesteś śliczny! - zachichotał, a ja razem z nim. Patrzył na mnie jak na kolejnego shota, czyli wzrokiem... naprawdę pełnym miłości i zachwytu.

- A ty jesteś pijany. - ponownie zachichotałem, a potem ziewnąłem. Chciałem już pójść do domu i położyć się. Wtuliłem się w niego mocniej, a zamiast mnie przytulić do siebie, uniósł lekko mój podbródek, a później zrobił coś, czego się nie spodziewałem.

Pocałował mnie.

Na początku nie wiedziałem, co się dzieje. Mój zamroczony alkogolem mózg nie potrafił zakodować tego, co się stało. Ale po chwili, sam nie wiem czemu, odwzajemnilem pocałunek, przymykając zmęczone oczy i przytulając się do niego.

Miałem ochotę spać i całować swojego przyjaciela. Tylko o tych dwóch rzeczach marzyłem w tej chwili, ale wybudziłem się z tego otumanienia, gdy Mike oderwał się ode mnie szybko i pochylił się nad krzakiem tuż obok nas, by użyźnić go swoimi wymiotami... fuj.
Skrzywilem się i od razu odwróciłem wzrok. Nie byłem typem osoby, która będzie wspierała osobę... wymiotującą. To było po prostu obrzydliwe. Sam miałem ochotę zwrócić słysząc tylko ten dźwięk.
Dopiero, gdy Mike podniósł się i otarł usta o swój rękaw, Potarlemt jego plecy. Złapałem go za palec i powoli wyciągnąłem go z dworu, a potem z domu Hooda, który zniknął już jakiś czas temu. Z tego co słyszałem to nieźle zezgonował i teraz odsypiał w swoim pokoju, a Ashton się nim zajmował, bo o dziwo nie był aż tak pijany jak reszta znajdujących się tutaj.

Poszliśmy do domu. Normalnie ta droga zajęłaby mam blisko 15 minut, ale nasz stan zdecydowanie utrudnił nam dotarcie do domu, a sama droga zajęła nam 2 razy dłużej.

Później kolejne długie minuty walczyłem z kluczem, co skutecznie utrudniał mi, wieszając sie na moim ramieniu i chuchając mi w szyję.

Westchnąłem ciężko, ale i z satysfakcją, gdy wreszcie udało mi się otworzyć drzwi do domu Michaela, gdzie mieliśmy dzisiaj nocować.

Weszliśmy do środka i w ciemnościach pustego domu zdjęliśmy buty.

Zaprowadziłem Mike'a do jego pokoju, co było niemałym wyzwaniem, ponieważ musieliśmy wejść po schodach...ale na szczęście przeżyliśmy to i nawet nic nam się nie stało.

Mike kleił się do mnie już kilka godzin, a teraz, kiedy powoli urywał mu się film, było jeszcze gorzej. Gdy ułożyłem go na łóżku, chcąc samemu w końcu iść spać, on przyciągnął mnie do siebie, ponownie szykując się do pocałowania mnie.

Od razu odepchnąłem go, czując obrzydzenie... nie do samego Mike'a... ale do tego czym pachniał jego oddech...

- Jak chcesz mnie całować to najpierw umyj zęby. - ostrzegłem go i położyłem się na łóżku. Unosząc biodra, powoli zdjąłem spodnie.

Myślałem raczej że Mike odpuści i pójdzie spać, bo jest na tyle pijany, że nie da rady zadbać o swoją higienę... ale grubo się myliłem, bo jak torpeda podniósł się z łóżka.

Słyszałem jak z kranu leci woda, a on szoruje zęby. Zamknąłem oczy i nim się zdążyłem porządnie wyciszyć, Mike wskoczył na łóżko, przygniótł mnie swoim ciałem i pocałował szybko. Mruknąłem zaskoczony w jego usta, a ten od razu pogłębił pocałunek. Starałem się nadążyć za całusem, ale nie minęła chwila, a nam obu zabrakło powietrza. Mike odsunął się z nikłym uśmiechem na ustach. Patrzył na mnie chwilę, a potem ułożył się do spania. Wtulił głowę w moją szyję i od razu zasnął. Ja dosłownie chwilę później zrobiłem to samo.

***

Przez cały weekend nie odzywałem się do Michaela. Rano wstałem szybciej i zawinąłem się szybko z domu. W sobotę ani w niedzielę nie pisałem do Michaela. To było dla mnie dziwne, nie widząc go dwa dni. To był jak odwyk. Przez te dwa dni zdążyłem się dziesięć razy za nim stęsknić.

Czułem się źle, pamiętając wszystko z tamtej imprezy. I czułem się jeszcze gorzej z tym, że podobało mi się to jak Michaela mnie całował. Michael Clifford. Całował mnie. To było tak okropne, ale tak cudowne uczucie. Jego miękkie, miętowe usta na moich... rozpływałem się. Całe dwa dni, zastanawiałem się nad tym pocałunkiem, naszą relacją i swoją orientacją. Może i dopiero teraz uświadomiłem sobie jak patrzę na innych chłopców. Odrobinę inaczej niż na dziewczyny, które były piękne... ale to tyle. Nigdy mnie nie pociągała żadna. Chłopak w sumie też... ale dopiero teraz zauważyłem tą różnice. Jednak, gdy nadszedł poniedziałek, moje rozterki nie skończyły się. Nadal myślałem nad tym wszystkim.

Zajrzałem znowu do szafki w poszukiwaniu książki od matmy. Westchnąłem głośno, gdy ten cały bajzel z głowy przeniósł się do mojej szafki. Nie mogłem znaleźć książki, jak i siebie. Przyłożyłem czoło do szafki obok. Próbowałem się uspokoić, jednak osoba za mną zdecydowanie mi przeszkodziła.

- Hej, małolacie. - podszedł do mnie Mike. Od razu wręcz się spiąłem, jednak nie chciałem dać po sobie poznać, że jest coś nie tak.

- Hej, Mikey... - odwróciłem się do niego z nikłym uśmiechem.

- Wybacz, że nie pisałem cały weekend, ale... leczyłem kaca. - podrapał się po karku. Kiwnąłem lekko głową. - Nie miałem nawet siły wstać.

- Jasne... rozumiem. Ja w sumie miałem podobnie... ale Liz rano zadzwoniła. I... musiałem szybciej iść... - wymamrotałem.

- W porządku... pamiętasz coś z piątku? - przygryzłem mocni wargę, patrząc na niego niepewnie.

- Um... czy pamiętam...? Nie bardzo... - zaśmiałem się nerwowo. - Pamiętam jak wskoczyliśmy do basenu... potem było już gorzej...

- Mam dosłownie tak samo... - zaśmiał się cicho. Nie wyglądał na przekonanego, ale wolałem nie wnikać. - W ogóle jest tu mój strój na wf?

Odwróciłem się do szafki o przerzuciłem wszystkie rzeczy, które w niej były.
Pokręciłem głową, widząc tylko swój worek ze strojem.

- Nie ma... ale mogę ci dać swój i tak nie chce mi się dzisiaj ćwiczyć...- mruknąłem, mając dzień niechęci do samego siebie i nie chciałem się rozbierać, nawet w samotności, w szkolnej toalecie.

- Kurde... to zgubiłem gdzieś go chyba... z resztą nie ważne, chyba mogę sobie zrobić dzisiaj odpoczynek... posiedzimy razem?

Spojrzałem na niego będąc w szoku, że on planuje przesiedzieć lekcję wfu... poza tym byłem przerażony wizją siedzenia obok niego na lekcji wychowania fizycznego, podczas gdy w mojej głowie był kompletny bałagan i to jeszcze w miejscu, gdzie naprawdę trener miał w nas wszystkich wywalone... a szczególnie w tych na trybunach.

Pokiwałem głową i wymusiłem uśmiech.
- No i super. Idziemy na matme?- uśmiechnął się lekko, trzymając ręce w kieszeniach czarnych rurek.

Kiwnąłem ponownie głową, powoli idąc na znienawidzoną matematykę...

***

Trzy lekcje później nadszedł czas na wf... nigdy wcześniej tak bardzo nie bałem się tej lekcji, jak teraz. Może przesadzałem... już kiedyś się bałem równie, albo i nawet bardziej, ale to szczegół...

Teraz Mike nie odstępował mnie na krok i mimo że tęskniłem za nim, to nie radzilem sobie z jego obecnością, gdy w głowie przez cały czas kwestionowałem swoją seksualność... no i moje poplątane, jak makaron w zupce chińskiej uczucia do swojego przyjaciela.

Lubię? Kocham? A jak kocham to w ten przyjacielski, braterski sposób, czy może... romantyczny?

Nie. Stop.

Musiałem przestać zaprzątać tym sobie głowę i najlepiej odstawić ten problem gdzieś głęboko na półkę i nie sięgać na nią aż nie będę sam ze sobą.

Uśmiechnąłem się do Clifforda, udając, że wiem o czym mówił przez ten czas, gdy ja toczyłem walkę w swojej głowie.
Poszliśmy na salę. Nawet nie kwapiłem się, by iść do nauczyciela i powiedzieć, że nie ćwiczę. I tak będzie miał to w dupie.
Usiadłem od razu na trybunach z Michaelem i kilka innymi dziewczynami, jednak one usiadły dość daleko od nas.
Cały czas Michael mówił mi o tym, że już nigdy więcej nie zamierza pić, bo to co przeżył w weekend to była jedna wielka męczarnia. Ja tylko przytakiwałem głową i rozglądałem się po sali.
Patrzyłem chwilę na dziewczyny, które patrzyły się na nas i wskazywały na nas. A bardziej na Michaela. Chichotały cicho, a jedna z nich, Rebecca, była wręcz zarumieniona. Zmarszczyłem brwi.

- O co im chodzi?- mruknąłem do siebie. Mike spojrzał na dziewczyny, poprawiając włosy. Od razu wszystkie ponownie zachichotały, a Rebecca zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.

- Może są chore? - parsknął i oparł się o trybuny za nami. Patrzył już tylko na mnie, a ja czułem jak też się rumienię.
Rozłożyłem się na ławce, tak samo jak Mike i patrzyłem na sufit, gdzie przy belkach były piłki. Zawsze zastanawiało mnie jak ktoś dał radę tak wysoko je wrzucić.

- Może i są. - wzruszyłem ramionami. - Ale myślę, że chodzi o coś innego. - mruknąłem i wyciągnąłem z plecaka książkę, którą teraz razem czytaliśmy. Uciąłem ten temat, otwierając Playlist for the Dead.

- Mogę się przyłączyć?- zapytał, opierając się o moje ramię. Pokiwałem głową i uśmiechnąłem się pod nosem. Zaczęliśmy czytać.
Jednak przerwano nam to szybko.

- Michael...? - obaj podnieśliśmy wzrok na dziewczynę... zarumienioną Rebecce... no tak.

- Ta?- mruknął niezadowolony, że ktoś wcina nam się w ten moment.

- Chcesz no nie wiem, wyjść gdzieś po szkole? Masz dzisiaj czas?

Mike spojrzał na mnie wzrokiem, mówiącym "o co chodzi?" Oraz "czemu miałbym mieć dla niej czas?" A ja tylko wzruszyłem ramionami, wracając wzrokiem do książki.

- Um... a po co? - spojrzał na nią.

- No wiesz... tak.. po prostu. - dziewczyna się speszyła. Pomimo tego, że byłem dość wkręcony w lekturę, przysluchiwałem się ich rozmowie. - Wyjść... pogadać... zapoznać się lepiej.

- No... spoko, jasne. - wzruszył ramionami. Becca jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Umówili się od razu po szkole, że pójdą razem połazić, a przy okazji może wejdą do jakiejś kawiarni. Przygryzłem wargę.

- Podoba ci się? - mruknąłem, gdy odeszła ucieszona do koleżanek.

- Nie wiem... ktoś podoba mi się dużo bardziej... ale chyba nic się nie stanie jak spróbuję z nią? W sensie... ona należy do tych wrednych suk... ale od razu nie muszę przecież z nia być, to tylko koleżeńskie wyjście. - przytulił mnie i wrócił do książki. Ja równiez starałem się czytać dalej, ale opowiedź Michaela nie dawała mi spokojnie czytać dalej. "Ktoś podoba mi się dużo bardziej". Może to Franie z klasy niżej? Zawsze się do niej uśmiechał... a może to... ja? Nie, czemu ja w ogóle o tym myślałem. Przecież to mój przyjaciel.

Westchnąłem i zacząłem znów czytać, bo Michael chciał przełożyć kartkę.

***

Dni mijały, a relacja Michaela i Becca'i wręcz rozkwitała. Mike wydawał się... zadowolony. Z tego co widziałem na korytarzach, bo ta wredna zołza zabierała mi go coraz częściej.
Czułem się samotny i sfrustrowany. Tęskniłem za Michaelem bardziej niż zwykle. Ta jego Rebecca nie odstępowała go na krok. Nawet na korytarzu, łaził z nią, gdy siedzieliśmy razem w ławce, cały czas z nią pisał przez telefon albo wysyłali sobie głupie liściki.
Byłem najzwyczajniej w świecie smutny, że praktycznie już nie odzywa się do mnie, nie pisze ze mną. Ja byłem pierwszy, który do niego pisze, czy zapraszał gdzieś, a on zawsze odnawiał, bo Rebecca była pierwsza. I najwyraźniej, ważniejsza.

Tak jak teraz, siedziałem na korytarzu sam z telefonem w ręku, zerkając na Michaela, który był z Rebeccą i jej koleżankami. Moim zdaniem wydawał się dość znudzony, obracał telefon w ręce i wzdychał co jakiś czas, słuchając dziewczyn. Ale i tak stał przy swojej pożal się Boże, dziewczynie.

Westchnąłem cicho i przetarłem oko piąstką. Starałem się wręcz nie popłakać. Znowu było mi źle samemu, a towarzystwo Ashtona, który właśnie przyszedł nie poprawiało mi humoru.

- Jak tam związek z Michaelem? Zerwaliście? - usiadł obok mnie. Przewróciłem oczami z cichym prychnięciem.

- Zostaw mnie, Ashton... - odblokowałem telefon i bez celu przełączałem strony na głównym ekranie.

Przytulił mnie bez słowa, a ja również milcząc, wtuliłem się w niego mocno. Pociągnąłem nosem i zamrugałem szybko, by się nie popłakać.

- No już... jeszcze wrócicie do siebie... - przeczesał moje włosy.

- Ale Ashton... my nigdy nie byliśmy razem... tęsknię za Michaelem... w sensie jako za przyjacielem... - wymamrotałem trochę chyba za szybko końcówkę.

***

W następnym tygodniu, dopadła mnie choroba. Zaraził mnie Jack, który zaraził się od swojej dziewczyny. Skończyło się na tym, że leżałem do góry brzuchem od niedzieli aż po czwartek, oglądając The End Od The Fucking World. Co z tego, że to był mój i Michaela serial. Tęskniłem za nim i za serialem, którego dość dawno nie oglądaliśmy. Popijałem herbatkę z cytryną i miodem i przytulałem się do swoich pluszaków.

Nawet nie byłem świadomy co mnie ominęło przez cały tydzień....

***
POV Michael

Rebbeca trzymała mnie za ramię, gdy szliśmy korytarzem na kolejną lekcję.

Zacząłem odczuwać jak bardzo tęsknię za Hemmingsem... za swoim przyjacielem. Tęskniłem już wcześniej i plułem sobie w brodę, że tak bardzo go ignorowałem przez ten czas.

Już od kilku dni miałem ochotę odepchnąć od siebie dziewczynę i polecieć do Luke'a, którego.... Naprawdę kochałem. Pierwszy raz przyznałem to przed sobą, że kochałem go, nie jak brata...

Westchnąłem ciężko, słuchając, że moja dziewczyna bardzo cierpi z powodu braku nowej paletki z cieniami do oczu... rozumiecie moje znudzenie?

-Muszę zadzwonić do przyjaciela, dasz mi chwilę?- mruknąłem, patrząc na jej profil, przerywając jej w połowie zdania.

Popatrzyła na mnie. - Nie? Możesz zadzwonić przy mnie. - przytuliła się do mojego boku. Znowu to robiła. Nie mogłem zrzucić winy tylko na nia, bo ja również zawiniłem... ale to przez dziewczynę nie mogłem podejść do przyjaciela nawet na chwilę.

-Ten związek jest toksyczny. - burknąłem pod nosem, mając nadzieję, że mnie nie słyszała.

-Co mówisz, misiu? - zagruchała, a ja zmarszczyłem się bliski wymiotów.

-Nic, nic. - wplątałem się z jej uścisku i spojrzałem na nią z góry. Staliśmy na środku korytarza, podczas drugiej przerwy.

-Idziemy, Mike? - spytała niecierpliwa, stając przede mną.

- Nie, mówiłem, że muszę zadzwonić. - przewróciłem oczami i wziąłem swój telefon. Chciałem wykręcić numer Luke'a, którego dzisiaj w ogóle nie widziałem. Chciałem się dowiedzieć czy jest w ogóle w szkole, ale Becca po prostu wyrwała mi telefon z ręki. - Co ty do cholery robisz? Oddaj mi telefon. - wystawiłem do niej dłoń.

- Nie. Idziemy najpierw do sali gimnastycznej, bo tam zostawiłam worek, a potem pójdziemy na stołówkę, bo muszę pożyczyć od Pameli błyszczyk.

- No to pójdziesz sama, oddawaj telefon.

- Czemu jesteś taki opryskliwy. Jak poczekasz kilka minut nic ci się nie stanie.

- Kurwa, czekam już dwa tygodnie. Muszę zadzwonić. Nie wiem o co ci chodzi, ale zachowujesz się jak jędza. Wiesz co, mam dosyć tego, jak ty masz swoje przyjaciółeczki, ciągasz mnie do nich, a ja nawet nie mogę do niego zadzwonić, bo cały dzień mnie pilnujesz. Zrywam z tobą. Teraz możesz iść po ten zasrany błyszczyk. - wyrwałem jej z dłoni swój telefon i poszedłem w stronę wyjścia ze szkoły, zostawiając Rebeccę samą na środku korytarza.

Waliło mnie czy mam jeszcze lekcję, sprawdzian czy że właśnie na oczach całej szkoły zerwałem z dziewczyną... musiałem koniecznie porozmawiać z Luke'iem i jak najlepiej go przeprosić.

***

Wysmarkałem nos w zużytą chusteczkę. Nowe opakowanie leżało dosłownie na biurku, ale nie miałem siły podnieść dupy z łóżka. Nie miałem siły nawet otworzyć drzwi, gdy ktoś pukał.

- Jack... otwórz... - wycharczałem, mając nadzieję, że mówię wystarczająco głośno. Mój brat czuł się odrobinę, miał przynajmniej siłę iść do toalety.
Słyszałem jak schodzi na dół i otwiera drzwi. Wtuliłem się bardziej w pluszaka.
Potem kątem oka zobaczyłem jak ktoś otwiera drzwi, a następnie już zobaczyłem czerwoną czuprynę.

- Hej, Lukey... - Mike mruknął niepewnie. Kichnąłem cicho i zignorowałem go. Ale to i tak nie powstrzymało go, by wejście do mojego pokoju. - Jak się czujesz...?

- Jak widać. - mruknąłem, bardziej wtulając policzek w poduszkę. Nie wiem czemu, ale poczułem do Michaela tak nieopisaną złość. Dopiero teraz, po dwóch tygodniach w ogóle ze mną zaczął rozmawiać. Przetarłem oko piąstką.

- Ja... przepraszam cię, Luke... - usiadł na krawędzi mojego łóżka. - Przyniosłem ci twoje ciasteczka... wiem, że to nie naprawi naszej relacji, jednak...

- Jednak co? Rebecca kazała ci je przynieść? - prychnąłem i znowu kichnąłem.

- Zerwałem z Rebeccą... - mruknął pod nosem.

- Zerwałeś? - kaszlnąłem. Jednak po chwili schowałem się pod kołdrę.
Tak, zerwał z nią, więc potrzebne mu towarzystwo, bo nie ma z kim rozmawiać, a wie że ja jestem na tyle naiwny by rzucić się na niego, dziękując że znowu łaskawie na mnie spojrzał. Nie. Czułem się jak śmieć. Wykorzystany i rzucony w kąt, gdy pojawił się ktoś lepszy.

- Zerwałem... ja nie wiem jak cię przeprosić... zawaliłem sprawę po całości... nie wiem czemu... wcześniej się jej nie postawiłem... Nie zachowałem się jak przyjaciel. Przepraszam. Naprawdę jest mi przykro... - szepnął. Wiedziałem że patrzy na mnie.

- To super. Mi też jest przykro jak totalnie mnie olałeś, wiesz? - szepnąłem i wtuliłem się mocniej w poduszkę. Przyciągnąłem do siebie misia. - Jebane dwa tygodnie nie odzywałeś się... nawet jak byliśmy obok siebie w ławce.. to nie było fajne, wiesz?

- Wiem... wiem, Luke... wybacz mi proszę. To było bardzo nie w porządku jak się zachowałem w stosunku do ciebie... rozumiem, że czujesz się... źle... ale naprawdę za tobą tęskniłem... starałem się dzwonić do ciebie, ale ta wiedźma była dosłownie co chwilę przy mnie... wybacz proszę, Luke... nie chcę zawalić naszej przyjaźni...

- Już zawaliłeś, nie rozumiesz!?- spojrzałem na niego ze łzami w oczach. Odwróciłem się do niego plecami. - Wolałeś Rebecce to teraz do niej idź. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, najlepiej wyjdź... - zacisnąłem oczy.

- Luke...

- Byłem sam przez dwa tygodnie bo wolałeś jakąś ździrę ode mnie! Miałeś już przecież dziewczyny, ale nigdy nie zostawiałes mnie jak szmatę! Nawet nie raczyłeś na mnie kurwa spojrzeć! Gdyby nie Ashton nawet nie miałbym do kogo aię odezwać, bo ty lizałeś dupę przyjaciółeczkom Rebecci. Przecież się przyjaźniliśmy! Obiecaliśmy sobie że nic tego nie zmieni, a to było kurwa w przedszkolu! Wyjdź, zawiodłem się na tobie... - ostatnie zdanie wyszeptałem w poduszkę.

- Luke... proszę... daj mi drugą szansę... ja to
naprawię... ale daj mi szansę żebym mógł to zrobić... chcę dalej być twoim przyjacielem i.... Pamiętasz imprezę u Caluma? Pamiętam co się stało. Pocałowałem cię... i to zabrzmi okropnie... ale nigdy nie chciałem związku z Rebeccą, zgodziłem się na to tylko dlatego że chciałem zobaczyć czy dalej czuję to samo przy dziewczynach, ale nie... Ja cię kocham, Luke. Proszę, chcę dostać drugą szansę. Tym razem nie spieprzę tego, obiecuję. - delikatnie odsłonił mnie i powoli zabrał kołdrę. Pociągnąłem nosem, nawet na niego nie patrząc. Byłem w szoku. Dopiero przetrawiałem to co powiedział. Kichnąłem, znowu pociągnąłem nosem i starałem wytrzeć oczy zużytą już chusteczką. Michael pochylił się po nową paczkę. Wyjął jedną chusteczkę i nachylił się nade mną, by delikatnie wytrzeć moje oczy, a potem policzki i nos. Patrzyłem cały czas na to co robi. Mój wzrok zjechał na jego usta. Od razu, gdy przyłapałem się na tym, wróciłem wzrokiem na jego oczy. Mike uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie lekko, bez pośpiechu.
Przez chwilę wręcz leżałem bez ruchu, jednak po czasie oddałem niepewnie pocałunek.

Nie mogłem długo się na niego gniewać. Był moim przyjacielem. Najdroższym i najlepszym. Nie chciałem, by te wszystkie lata poszły się jebać. A zwłaszcza, że usłyszałem, że moje uczucia są odwzajemnione.
Wiedziałem, że gdy Mike mówi, że naprawi, to tak będzie. Dlatego, gdy tylko odsunąłem się od niego z trudem, szepnąłem:

- Wybaczam... ale nie rób już tak więcej... nie zostawiaj mnie dla kogoś... bo... ja też cię kocham i nie chcę by ktoś inny mi ciebie zabierał.

Mike pokiwał głową, uśmiechając się delikatnie, by później ponownie pocałować mnie z czułością.
Nasz pocałunek trwał teraz dłużej i nim pokazywaliśmy sobie wszystkie emocje. Całą tę tęsknotę, ból, smutek.

- Jestem chory, a ty mnie całujesz.- zachichotałem cicho, kichając kilka razy w rękaw bluzy... która oczywiście, że należała do Clifforda.

- Wolę być chory z tobą, niż dalej udawać, że nie chciałem tego zrobić. - bez zastanowienia położył się tuż obok mnie na łóżku i wsunął się pod moją kołdrę, a później przytulił mnie mocno, całując w czoło.

Mimo że czułem wiele emocji przez ostatnie tygodnie. Głównie smutek i niepewność, teraz czując ciepło Clifforda, jego zapach i wiedząc jakimi uczuciami mnie darzy, wszystko to co było wcześniej, zniknęło, a ja byłem szczęśliwy, kochając swojego przyjaciela.

Czyż nie na tym polega miłość? Należy kochać kogoś, kto jest dla nas najdroższym przyjacielem, wtedy już nic nie może stanąć temu uczuciu na drodze.

Przyjaciele czy nie, zawsze będziemy razem i zawsze wrócimy do siebie, nawet z dwóch krańców świata.

***

obie mamy nadzieję, że wam się podobało! Miłego wieczorku! xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top