• Go Go Dancer • Lashton •

Go go dancer- lana del rey

Niektórzy z was są już tak długo na moim profilu, więc pewnie pamiętają niedokończonego fanfika Stripper o lashtonie, który był i nadal jest dla mnie zmorą. Fanfik miał z 7 rozdziałów? Które były na moim profilu od 2020 roku. Sama bym tego nie skończyła, dlatego poprosiłam o to fvckreseey która na szczęście się zgodziła <333 także dziękuję bardzo i nie przedłużając,  zapraszamy do czytania ponad 25k słów!!!

(mam nadzieję, że wszystko poprawiłam i nic nie nie usunęło

Uwaga: 
*smut
*różnica wieku
*zdrada
*ekstremalnie napalony 28letni Ashton na prawie 20letniego Luke'a
* pobocznie malum

***

Ashton's pov

Całowałem mocno Nicka, dotykając całego jego brzucha w pełnym zachwycie tym, jak wygląda jego ciało.

Nick był idealny, Nick był nie tylko przystojny i gorący ale też cudowny i po prostu kochany. Dlatego został moim narzeczonym, bo kocham go całym sercem.

Poglębiłem pocałunek bardziej, dotykając jego brzucha, a potem lekko pieszcząc palcami jego delikatne podbrzusze. Jego cichy pomruk zabrzęczał w moich uszach, nakręcając mnie bardziej na niego. Odsunęłam się kawałek i ustami schodziłem coraz niżej po jego ciele, aż nie dotarłem do jego penisa, którego pocałowałem przez materiał bokserek.

Jego palce zacisnęły się na moich włosach, za które później pociągnął, zachęcając mnie do tego, bym wziął go do ust. Od razu to zrobiłem, dając mu jak najwięcej przyjemności tylko potrafiłem. Ssałem go i poruszałem po nim głową, zasysając policzki, aż nie odsunąłem się ponownie, by zdjąć całkiem jego bieliznę. Dałem sobie kilka sekund na podziwianie jego boskiego, nagiego ciała, a potem sam rozebrałem się z bielizny i założyłem prezerwatywę.

Złapałem go za dłoń i ściskając ją, wszedłem w niego powoli i ostrożnie, patrząc w jego oczy. Po czasie już poruszałem się w stałym rytmie, pojekując cicho i słuchając jęków i sapnięć swojego narzeczonego. Obaj czuliśmy coraz więcej przyjemności, kiedy przyspieszyłem kolejny raz ruchy biodrami i dodatkowo całowałem jego szyję, zostawiając delikatne malinki, tam gdzie zassałem się na jego skórze. Moja dłoń powoli pieściła jego penisa, poruszałem po nim dłonią, dając mu tym kolejną niebywałą przyjemność, dzięki której kolejne jęki wychodziły z jego ust. Kolejne ruchy i obaj doszliśmy obficie, on na swój napięty brzuch, ja w prezerwatywę, przeciągając nasze orgazmy kolejnymi ruchami.

Po wszystkim, przytuliłem go mocno, opadając obok niego, dysząc cicho. Dalej czułem to cudowne uczucie i zmęczenie, które jeszcze potęgowały niesamowitość tego uczucia. Nick pocałował mnie krótko w spocone czoło i poprawił swoje włosy, a potem wstał powoli, na pewno czując lekki dyskomfort.

Usiadł, a potem podniósł się z łóżka i zaczął powoli się ubierać i doprowadzać do porządku. Patrzyłem na niego, niepewny. - Idziesz gdzieś? - mruknąłem lekko zachrypniętym głosem. Spojrzał na mnie i uśmiechnął sie pocieszająco. Już wiedziałem, że powie mi coś, czego słyszeć bym nie chciał.

- Tak... przepraszam, muszę iść do pracy.

Zamrugałem w szoku i niezadowolony usiadłem. Patrzyłem na niego, nie wiedząc co powiedzieć, chciałem z nim spędzić ten czas w łóżku, przytulić się i.. być razem. - Naprawdę...? Kiedy wrócisz?

- Przepraszam, Ashy... przecież wiesz, że chcę dostać awans. Muszę się poświęcać.  Postaram się wrócić szybko... - spojrzał na mnie, zapinając swoją koszulę pod samą szyję, zakrywając tym samym moje malinki.

- No... no okej. - westchnąłem, zaciągając na siebie swoją bieliznę. Nick pocałował mnie i wyszedł z naszej sypialni, zostawiając mnie niezadowolonego i niespełnionego, jedynie z marzeniami o wspólnym romantycznym czasie. Miałem jedynie nadzieję, że po ślubie i po jego awansie, wszystko znowu będzie pięknie i wszystko wróci do normalności.

Poszedłem powoli na dół do salonu, gdzie miałem nadzieję spotkać jeszcze Nickolasa, jednak zamiast niego spotkałem Caluma. Mój przyjaciel siedział na kanapie i wcinał jogurt prawdopodobnie z mojej i Nicka lodówki.

- A co ty tu robisz? - mruknąłem, czesząc swoje włosy. Patrzyłem oczekująco na mulata, który nic sobie nie zrobił z mojej obecności.

- Czekam na ciebie. Mamy dużo do pogadania. Między innymi, twój wieczorek. - uśmiechnął się do mnie.

Westchnąłem głośno i usiadłem koło niego ciężko.
- Po co... - przetarłem twarz dłońmi. - Zostawmy już ten tamat...

- Ale, Ash! Jest tyle jeszcze do omówienia!

- Mówiłem już co o tym sądzę. - mruknąłem niechętnie.

- Taaak. Świetny wieczór kawalerski. Ty, ja, Michael i pizza u nas. - mruknął. - No weź. Twoja ostatnia impreza jako narzeczony... no weź! To trzeba uczcić.

- Wiesz jaki mam stosunek do tego.

- Ty masz stosunek czy Nick? - uniósł brew. Westchnąłem głośno. Calum może i miał rację. Zależało mi na tym wieczorku, by się wybawić, popić i odstresować tymi przygotowaniami ślubnymi. Jednak Nickolas miał trochę inny stosunek do tego. Na początku nie mieliśmy robić wieczorków, był przeciwny temu. Nawet się pokłóciliśmy kilka razy o to. Jednak Calum Hood ma dar przekonywania. Do tej pory nie mam pojęcia jak udało mu się to zrobić.

Westchnąłem i w końcu posłusznie usiadłem obok niego, od razu wywołując na twarzy Hooda szeroki uśmiech. Prawie podskoczył z tego zadowolenia.

- No nareszcie! Wychodzisz spod pantofla! Lepiej późno niż wcale. - ze śmiechem poklepał moje udo i już skupił się na tym, by jak najlepiej i najkorzystniej przedstawić mi swoje plany na mój wieczorek kawalerski.

- Impreza, dużo alkoholu, o to się nie martw, dobra muzyka, zboczone dekoracje i... proponuję dress code: seksowny, gorący przyszły pan młody. No i nie może zabraknąć striptizerów i tancerzy!

Spojrzałem na niego, szczerze mówiąc niezadowolony, ponieważ miałem wrażenie, że nic do niego nie dociera. Czemu? Ponieważ już z nim o tym rozmawiałem i powiedziałem mu, że striptizerów nie chcę, bo Nick za żadne skarby świata by się na to nie zgodził. Westchnąłem ciężko.

- Calum, bez striptizerów. Wszystko inne, okej... ale na to się nie zgadzam... bo Nick...

- Nie obchodzi mnie co o tym myśli Nickolas. To ja planuję ci kawalerskie i ja ustalam zasady. A przecież wiesz, że lubię jak coś się dzieje. - mruknął tak przekonanym głosem, że byłem już w 100 procentach pewny, że nie przekonam go do zmiany swoich planów.

- Tak? To od razu ci mówię, że będzie na ciebie. Nie na mnie. - mruknąłem, trochę zdenerwowany, a nawet zestresowany.

- Ale kto powiedział, że on się dowie? - prychnął. - Pewnie ten jeden z jego znajomych go tam zajmie... i cała noc nasza. Wynajmę w razie co prostytutkę.

- Calum!

- Ale dla ciebie! Nie dla niego! - zaśmiał się, widząc moją wkurzoną minę.

Westchnąłem męczeńsko. Nie miałem już siły do niego, ale pokiwałem potulnie głową.

- Co tam u ciebie Hood? - mruknąłem, bo ostatnio nie mieliśmy okazji porozmawiać o nim. Chciałem, nawet próbowałem, jednak Hood był zapatrzony w moje kawalerskie i nie pozwalał mi mówić do niego o niczym innym.

- Dobrze. - mruknął, choć zanim odpowiedział, zapadła między nami cisza. Spojrzałem na niego zaciekawiony i uniosłem brwi.

- O co chodzi? Coś się stało?- wymamrotałem, jednak Hood pokręcił głową. Ale przecież widziałem że kłamie, coś go jednak trapi. Może nawet dlatego tak dokładnie zajmował sie imprezą dla mnie, by nie myśleć o tym, co go tak smuci? - No mów... po to tutaj jestem. - nalegałem na niego. Aż w końcu pękł i prawie położył się na kanapie, a potem patrząc na mnie, wyznał mi cos, co nawet mi złamało serce.

Mike mnie chyba zdradza. - zaczął ruszać nerwowo nogą, patrząc już nie na mnie, lecz pustym wzrokiem przed siebie. - Poza tym... cały czas bierze dodatkowe zmiany w pracy... nie ma go w ogóle w domu... Tak... on mnie na pewno zdradza, jest taki... inny... taki zamyślony...

- Słucham? Co ty gadasz? - spojrzałem na niego marszcząc brwi. Cal i Mike byli ze sobą od liceum. Od tamtej pory byli w siebie wpatrzeni jak w obrazek. Michael był w stanie przenosić góry byle by tylko jego chłopak był zadowolony i szczęśliwy. Był gotowy spełnić każdą zachciankę tylko by na twarzy Caluma pojawił się uśmiech. Obaj byli dobrano idealnie, dlatego nie wiedziałem dlaczego Hood o tym pomyślał.

- Widzę to... przez nadgodziny nie ma dla mnie czasu...wraca do domu i od razu idzie do łóżka... oczywiście nie winie go, bo jest zmęczony... jednak... po co miałby brać dodatkowe zmiany? Obaj dobrze zarabiamy...

- W takim razie musi mieć dobry powód. - nie wiedziałem w sumie co mu powiedzieć by było lepiej.

- Mhm. Może jakąś panią sobie znalazł? Albo pana? Na pewno kogoś ma. Po co by tam zostawał?

- Calum...posłuchaj. Zanim będziesz się na niego... gniewał, to porozmawiaj z nim. On cię kocha, naprawdę mocno. Przecież wiesz, że nie widzi niczego poza tobą, jest w tobie zakochany po uszy... i na pewno ma dobry powód, dlaczego pracuje więcej. Porozmawiaj z nim. – mruknąłem, obejmując go i przytulając do siebie, by chociaż tak dodać mu otuchy. Dobrze wiedziałem, dlaczego Clifford bierze dodatkowe zmiany, jednak teraz nie mogłem nic powiedzieć Hoodowi. To była niespodzianka i moja tajemnica z Cliffordem, której obiecałem dotrzymać. Mogłem jedynie trzymać kciuki za nich, że do czasu, kiedy wszystko będzie gotowe, oni przez to się nie pokłócą. - Zobaczysz, że wszystko się wyjaśni i będziecie się śmiać z tego, że takie myśli w ogóle ci przyszły do głowy. - uśmiechnąłem się do niego lekko.

Westchnął cicho i tylko machnął ręką. Wiedziałem, że nie chce już o tym rozmawiać. Uszanowałem to i mocniej go przytuliłem.

***

Luke's pov

Zakręciłem się wokół rury, lądując w lekkim rozkroku na kolanach. Mężczyźni wokół mnie rzucili mi więcej banknotów.
Głośny bas obijał mi się o uszy, a kolorowe światła odbijały się w oczach.

Oblizałem usta i zacząłem dotykać się po klatce. Patrzyłem prowokacyjnie na mężczyzn, tylko po to, by dostać więcej pieniędzy. Co na szczęście się udało. Zagwizdali niektórzy, a inni włożyli mi więcej pieniędzy za paseczki bielizny.
Uśmiechnąłem się pod nosem i wstałem powoli.

Zamieniłem się z Aaronem i powoli zszedłem z podestu. Poszedłem do baru i za zarobione pieniądze kupiłem sobie drinka.

Rozejrzałem się po sali, która cała była wypełniona ludźmi. Spocone ciała tłoczyły się przy ścianach, ocierały i szturchały o siebie na parkiecie, ruszając się w rytm głośnej muzyki.
Napiłem się drinka i przymknąłem oczy.

Od razu pomyslałem o tym, że czeka mnie jeszcze sporo godzin pracy, bo noc dopiero co się zaczęła, a impreza nawet się w pełni nie rozkręciła.

Mogłem sobie jednak pozwolic na krótką przerwe i odpoczynek od tańca i męczącego i nachalnego wzroku wielu, naprawdę wielu ohydnych mężczyzn.To była jedyna moja opcja. Znowu westchnąłem ciężko i napiłem się swojego drinka, wlewając w siebie paktycznie całą szklankę.

Nawet ani trochę się nie skrzywiłem. Mój organizm był tak przyzwyczajony do alkoholu, więc ani drinki ani czysta wódka nie robiły na mnie żadnego wrażenia.

Dosłownie dwie sekundy później poczułem szorstką dłoń na biodrze. A bardziej na paskach bielizny. Złapałem szybko ręce oprawcy i obejrzałem się za siebie. Westchnąłem ciężko widząc swojego pracodawcę.

- Skarbie, wyluzuj. - uśmiechnął się chytrze i wziął wszystkie pieniądze. Zaczął je liczyć.

- One są moje. - mruknąłem, patrząc na szklankę. Słyszałem głośne prychnięcie z jego ust.

- Tak? Nie wydaje mi się. Twoje, co najwyżej może być to. - dał mi dziesięcio dolarowy banknot.

Spojrzałem na niego i teraz to  ja prychnąłem, chociaż dobrze wiedziałem, jak będzie, kiedy się postawię. - Zarobiłem to, oddaj... - mruknąłem.

Zaśmiał się i pokręcił głową. - Dalej tak samo uparty. Dostaniesz te pieniądze, kiedy zrobisz coś więcej. - przybliżył się do mnie aż poczułem na policzku jego oddech. - Tylko zobacz, ile klientów na ciebie czeka... i tyle pokoi jest wolnych. Zabaw ich, wtedy możesz zatrzymać swoje pieniądze. - prychnął i odsunął się, chowając pliczek banknotów do kieszeni.

Patrzyłem na jego zadowolony uśmiech, wiedziałem że wygrał, jak zawsze. A ja tak czy siak nie miałem wyboru i musiałem robić to dalej za marne dziesięć, może dwadzieścia dolarów przy dobrych wiatrach i przy dobrym humorze szefa.

Podniosłem się, a kiedy odchodziłem, do baru podszedł mężczyzna. Odchodząc usłyszałem tylko, jak on pyta, czy organizujemy prywatne imprezy, na przykład wieczory kawalerskie. No i odpowiedź tego łakomego na kasę potwora, już obiecującego mu swojego najlepszego tancerza, tylko na wyłączność.

Przygryzłem wargę prawie do krwi i jak najszybciej się oddaliłem. Wróciłem na rurę i kolejne banknoty trafialy za moją bieliznę lub prosto pod moje nogi. Cieszyłem się z tego, chociaż to za pewne był ostatni moment kiedy widziałem te pieniądze.

***

Ashton's pov

Wróciłem dość późno do domu po spotkaniu z Calumem. Miałem mu podać listę osób, które chciałbym na swoim wieczorku. Ale na tym się nie skończyło, wypiliśmy kilka piw i przegadaliśmy większość wieczoru i wszystkim i o niczym.

Położyłem klucze na szafce w przedpokoju i zdjąłem buty. Poszedłem kilka kroków i dość mocno się zdziwiłem, gdy zobaczyłem palące się światło w salonie. Od razu tam poszedłem. A moje zdziwienie jeszcze bardziej wzrosło, gdy zobaczyłem Nicka. Siedział na kanapie i czytał jedną z tych swoich rozwojowych książek.

- Hej, kochanie. Co tu robisz? - usiadłem na kanapie obok niego.
Nick spojrzał na mnie spod byka i przewrócił na kolejną stronę.

- Gdzie byłeś?

- U Caluma. Musieliśmy obgadać trochę spraw. Czemu nie śpisz?

- U Caluma. - powtórzył po mnie. Jego głos brzmiał dziwnie, coś w nim było, czego nie potrafiem w pełni rozszyfrować. - Jakie to były... sprawy?

Patrzyłem na niego uważnie. Zmarszczyłem brwi. - Rozmawialiśmy o moim kawalerskim, o liście gości, o samym ślubie. - wzruszyłem ramionami, przytłoczony tym oceniającym tonem w jego głosie i tym jego wzrokiem, niby skupionym na stronach książki, a jednak wypalającym dziury we mnie.

- Aha. Ale miałeś nie mieć wieczorku. Umówiliśmy się, że tego nie robimy. - odłożył książkę na kanapę. - Poza tym... nie podoba mi się to, że tyle czasu spędzasz z Hoodem... On jest... g...

- Nicolas. - powiedziałem ostro. - Po pierwsze, TY ustaliłeś że tego nie robimy, na co JA się nie zgodziłem. Po drugie, jak możesz mi zabraniać kontaktów z moim najlepszym przyjacielem... jesteś o niego zazdrosny? I co to ma znaczyć że on jest...? No kim jest. - już się zdenerwowałem i wiedziałem że tak szybko sie nie uspokoję, a zanim to się stanie, pokłócimy się na dobre.

- Calum jest gejem i dlatego jestem niepewny, bo może... mi ciebie zabrać. Poza tym... jest głośny i wulgarny, brak mu samodyscypliny.

Wstałem z kanapy jak poparzony. Patrzyłem na niego, niedowierzając w to, co od niego usłyszałem.
- Nie mam zamiaru przeżywać tej kłótni po raz kolejny. Kocham cię. Jesteś dla mnie ważny. Ale nie masz prawa oceniać i obrażać mojego przyjaciela, który zresztą ma partnera! Ile razy mogę to powtarzać? - dałem już sobie spokój i poszedłem do naszej sypialni. Było już późno i naprawdę nie sądziłem, że w domu będą czekać mnie jakiekolwiek kłótnie.
Zamknąłem za sobą drzwi. Zdjąłem koszulkę przez głowę, a potem spodnie. Położyłem się sfrustrowany do łóżka

Nie minęło dziesięć minut, a drzwi do sypialni się otworzyły. Słyszałem jak Nick je ponownie zamyka i podchodzi do łóżka. Położył się za mną i delikatnie objął mnie.

- Wiesz, że po prostu cię bardzo kocham i nie chcę cię stracić... - mruknął. - Jestem też zestresowany tym ślubem... weselem... i twój wieczorek kawalerski nie poprawia tego.

- Nick. - odwróciłem się do niego. - Z tobą biorę ślub, okay? Nie z Calumem. Ja wiem, że...  się stresujesz... ale nie wyładowuj tego na mnie... ja też jestem ty zestresowany i nie potrzebuje kłótni z tobą.

- Przepraszam, Ashy... - wymamrotał. - To... jak przygotowania...? - zapytał, głaszcząc mnie niepewnie po ramieniu.

- Hm... no... Calum się wszystkim zajmuje... ja tylko wybrałem gości i... nie musisz się bać, nie ma ich dużo.

- Wszystkich znam...? - od razu na jego pytanie w odpowiedzi pokiwałem głową. Przymknąłem oczy i mówiąc mu cicho o tym, jak minął mi dzień. Po chwili po prostu zasnąłem, zmęczony tym dniem, ale też kłótnią sprzed chwili.

***
Luke's pov

Dwa tygodnie później, stałem w tej samej garderobie, w tym samym klubie jak co dzień i przeglądałem się w lustrze. Poprawiłem strój, który miałem na sobie. Podciągnąłem różowy gorset bardziej w górę. To samo zrobiłem z białymi podwiązkami.

Przygotowywałem się do wieczorku kawalerskiego, który miał być za dwadzieścia minut, a ja miałem wystąpić za trzydzieści.

Richard obiecał, że jak dam z siebie wszystko, dostanę osobne wynagrodzenie za występ i podwyżkę. Miałem tylko nadzieję, że mówi prawdę, bo nie chciałem robić całego show za darmo.

Przejrzałem się kilka razy w lustrze, upewniłem się, że wszystko dobrze na mnie leży i że wyglądam zachęcająco. Musiałem wypaść najlepiej, jak potrafiłem. Patrząc co jakiś czas na zegarek, napiłem się drinka, by chociaż odrobinę dodać sobie otuchy.

Zdenerwowany odliczałem minuty do wyjścia, a gdy zostały dwie, wstałem i założyłem prześwitujący szlafroczek. Ostatni raz przejrzałem się w lustrze i ruszyłem do wyjścia. Pewnie pociągnąłem za klamkę i przeszedłem korytarzem, prowadzącym za scenę. 

Oczywiście stał tam Richard, ubrany w garnitur, który był na niego chyba o rozmiar za mały. Uśmiechnął się do mnie.

- Liczę, że pamiętasz o umowie? Nie zawiedź mnie. - pokazał na wyjście, czyli wielką kurtynę i gdy bez słowa przechodziłem obok niego, złapał mnie za ramię. - Przyszły pan młody ma być zadowolony. Inaczej nici z pieniędzy. Przygotuj się. - lekko popchnął mnie do wyjścia na koniec dając mi klapsa w pośladki. Odszedł kawałek dalej do miejsca, gdzie klienci już siedzieli. Odetchnąłem kilka razy i wyszedłem zza kotary. Od razu usłyszałem gwizdania i śmiechy. Kątem oka zerknąłem na siedzących mężczyzn. Jeden z nich, chyba pan młody, miał nikłe rumieńce i śmiał się pod nosem, kręcąc głową.

- Calum! Umawialiśmy się!

- Mówiłem, że cię nie będę słuchał. - zaśmiał się głośno i polał mu wódki. Usłyszałem kawałek ich rozmowy. Wszedłem na podest akurat, gdy muzyka zaczęła lecieć.

Potrzebowałem chwili, by się rozkręcić. Przeszedłem wokół rury, trzymając ją jedną ręką, lekko kręcąc biodrami. Moja druga dłoń błądziła leniwie pod materiałem szlafroka. Odwróciłem się do widowni i patrząc prosto na zarumienionego dalej, przyszłego pana młodego, kucnąłem, pomiędzy pośladkami mając rurę.

I just wanna be up close, real tight
Touch you with the boys you loved once did
I just wanna be your boy, alright

Moje palce z brzucha oraz bioder, teraz znalazły się na szyi, gdy odchyliłem głowę i dotykałem jej, a nawet złapałem za nią lekko, patrząc w oczy mężczyzny, przygryzając dodatkowo wargę.

Kiss your neck like them, yeah, I admit
To me you're fucking perfect in every way

Wstałem z podłogi i kręcąc biodrami, wskoczyłem na rurę i kręciłem się na niej, wykonując dodatkowo różne figury. Słyszałem zachwycone rozmowy swoich widzów i nawet kilka banknotów zaczęło lecieć w moją stronę. Gdy znowu wylądowałem na podłodze, przeszedłem się bliżej mężczyzn, zdejmując powoli swoje prześwitujące okrycie, które ostatecznie wylądowało na kolanach kolegi, przyszłego pana młodego, który chyba nazywał się Calum. Uśmiechnąłem się do niego zalotnie, a w zamian dostałem banknot za paski podwiązki.

Kręcąc dalej biodrami, podszedłem do jeszcze bardziej czerwonego na twarzy mężczyzny. To nim miałem się zająć, więc zacząłem tańczyć przed nim, najlepiej jak potrafiłem.

Sad sex
All I ever need is sad sex
Baby, let me be your sad love
All I wanna be is your sad love

Zaczepiałem go, sprawiając że rumienił się coraz bardziej, dotykałem go po udach, a potem po ramionach, powoli wchodząc na jego kolana, a potem nagle się cofając, by zrobić kolejny, zachęcający ruch biodrami. Patrzyłem w jego oczy, które błyszczały. Za pewne przez wypity alkohol, ale może też przeze mnie?

I just wanna be what you admire
But honestly I'm fine just by giving head
Wanna be the boy that lights your fire

Opadłem na jego uda, prowadząc jego dłonie po swoim ciele, od bioder, po sam brzuch, do sznurków gorsetu, zachęcając go by po prostu je odwiązał. Ale nie zrobił tego, zapatrzony w moją twarz.

To me you're fucking perfect in every way
To you I'm just some boy who you just slayed

Znowu wstałem z jego ud i przesadnie kręcąc biodrami, odszedłem od niego kawałek, by po chwili wejść znowu na podest. Zakręciłem się na rurze, robiąc kilka figur. Kątem oka widziałem, jak Richard coś szepcze do przyszłego pana młodego i klepie go po ramieniu.

W końcu powoli pociągnąłem za sznurki od gorsetu i zdjąłem go, zostając w podwiązkach i skąpych stringach.

Gdy muzyka zmieniła się na inną, poszedłem do jednego z kolegów pana młodego i trzymając się jego kolan usiadłem delikatnie na nim i potarłem biodrami. Usłyszałem za to głośne gwizdania i wiwaty coraz to bardziej pijanych ludzi.

Mężczyzna złapał mnie za biodra i mocniej przyciągnął do siebie. Teraz sam kręcił moim ciałem. Tańczyłem na jego biodrach w rytm, który mi narzucał. Zmieniałem mężczyzn których zabawiałem, co jakiś czas, coraz bardziej się rozkręcając i z braku innej opcji, pozwalając im na wszystko, za co dostawałem kolejne pieniądze, wpychane za stringi lub za podwiązki.

Odchyliłem głowę, lekko podskakując na kolanach przyjaciela pana młodego. A potem spojrzałem na niego, wręcz buzującego od tego, jak cały mój występ go nakręcił. Kolejny raz tego wieczora zszedłem z kolan jakiegoś faceta i wróciłem do rury, aby potańczyć przy niej jeszcze trochę. Zza pleców słyszałem krzyki, bym wracał do nich, na co jedynie uśmiechnąłem się w ich stronę chytrze i puściłem im oczko.

Odchyliłem się od rury, trzymając ją jedną ręką i drugą palcem zaczepiłem o swoją dolną wargę, dłoń prowadząc od ust, aż do swojego krocza. Dość sporo banknotów upadło mi wprost pod stopy.

Zakręciłem się i by moja widownia się nie znudziła, ponownie podszedłem do nich, chociaż tym razem, pokonałem dzielącą nas odległość na czworaka.

Kątem oka widziałem telefony skierowane w moją stronę. Zdziwiłem się dość mocno widząc je. Richard zazwyczaj nie pozwalał nagrywać występów jego tancerzy. Widocznie dzisiaj mu to nie przeszkadzało. Kiedy po kolei podchodziłem do każdego z klientów, dotykałem zadziornie ich ud, na sam koniec docierając do mojego najważniejszego gościa dzisiejszego wieczoru.

Podczas tej drogi zarobiłem kolejne pieniądze oraz kilka klapsów. Sam byłem już rozkręcony. Zatrzymałem się przed mężczyzną i kręcąc biodrami, wspiąłem się na jego uda bardzo powoli, trzymając się jego kolan, a potem również ud. Usadowiłem się wprost na jego kroczu, czując jego twardość i poruszyłem się subtelnie, dotykając jego klatki i ramion. Odgarnąłem swoje włosy i pochyliłem się do szyi mężczyzny, by później zalotnie ją polizać. Znowu wiwaty i gwizdy dotarły do moich uszu.

Przyszły pan młody położył dłonie na moich biodrach i sam zakręcił nimi.

Lekko się wygiąłem do tyłu i wziąłem jakąś szklankę z wódką. Odchyliłem głowę klienta i wlałem mu do ust alkohol. Reszta mężczyzn gwizdała głośniej i jeszcze lepiej się bawiła. Miała rozrywkę z tego przedstawienia i coraz bardziej i chętniej brali w tym udział.

Nawet sam najwyższy, połykał wódkę, przybliżając mnie do siebie. Zniżył ręce i położył je na moich pośladkach.

Odłożyłem szklankę z wódką i dalej chętnie poruszałem biodrami, licząc, że Richard dotrzyma obietnicy i zapłaci mi więcej. Byle bym czynsz opłacił na następny miesiąc.

Gdy po dłuższej chwili chciałem wstać, uścisk nieznajomego zacieśnił się. Przysunął mnie bardziej do swojego krocza za pośladki. Poruszał nimi szybciej, pojękując w moją szyję. Odchyliłem głowę i rozchyliłem usta. To uczucie było naprawdę przyjemne. Jedno z przyjemniejszych odkąd tu pracowałem.

Uśmiechnąłem się pod nosem, bo przecież im bardziej będzie zadowolony, tym dla mnie lepiej. Wplątałem palce w jego włosy i przeczesałem je, lekko za nie szarpiąc. Robiłem kółeczka biodrami, co chwilę ocierając się o niego i sprawiając, że częściej pojękiwał.

Spojrzał na mnie i przysunął się do mnie, prawie mnie całując. Odchyliłem głowę i położyłem dwa palce na jego ustach, odpychając go lekko. Dalej jednak pozostawałem na jego biodrach, pan młody patrzył na mnie pewnie trochę zdziwiony, jednak nie przestawał wykorzystywać moich pośladków do sprawiania sobie przyjemności. 

Przyszła pora, by impreza jeszcze bardziej się rozkręciła, więc wstałem z jego ud, choć było to trudne i kręcąc biodrami, poszedłem za kurtynę, gdzie korytarzem pociągnąłem szatyna do jednego z VIP'owskich pokoi.

Ashton's pov

Jak otumaniony poszedłem za blondynem, który już chyba przez dwie...? Może trzy? Albo cztery godziny się nami, a bardziej mną, zajmował. Czułem, że byłem wstawiony, gdzie tam. Ja byłem kompletnie nawalony.

Nawalony i napalony.

Dawno nie czułem drugiego ciała na swoim. Nickolasa ciężko było namówić na cokolwiek, ze względu na to, że był zapracowany. Rozumiałem to, ale cholera. Dopiero teraz czułem, jak bardzo brakowało mi dotyku od drugiej osoby, dlatego bez żadnego sprzeciwu, poszedłem za nim. Słyszałem jeszcze, jak Michael i Calum krzyczą moje imię i dopingują mnie. Uśmiechałem się pod nosem, cały czas patrząc na dość młodego chłopaka przed sobą. A bardziej patrzyłem na jego jędrny tyłek, który był dosłownie na widoku i tylko dla mnie. 

Weszliśmy do pomieszczenia, dość małego, w którym ściany były brązowo-czerwone. Pociągnął mnie na okrągłą, różową kanapę. Usiadłem na niej, a nieznajomy poszedł włączyć muzykę. Rozsiadłem się i patrzyłem na rurę, która była na środku pomieszczenia. Już wiedziałem, że dostanę prywatny występ, przez co byłem przeszczęśliwy, a moje spodnie zrobiły się jeszcze ciaśniejsze.

Chłopak przyszedł w końcu do mnie. Muzyka rozbrzmiała głośno na głośnikach. Patrzyłem cały czas na niego. To jak wchodzi na podest i powoli obraca się wokół rury, a potem wypina się w moją stronę. Gryzłem mocno wargę. Był tak blisko mnie. Dotknąłem lekko jego pośladka. Zamruczałem wręcz na to jak aksamitna i gładka była jego skóra.

Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i uciekł spod mojej dłoni. Zrobił falę przy rurze, ocierając się o nią z lekko rozchylonymi ustami.

Muzyka wręcz dudniła mi w uszach, ale byłem skupiony tylko na tym niesamowitym ciele i na jego jeszcze lepszych ruchach.

Tańczył przy rurze, wypinając się i ruszając zwinnie biodrami. Jego dłonie, to były na rurze, to nagle dotykały tego cudnego ciała. Podążałem za nimi wzrokiem i przygryzłem wargę, dodatkowo wstrzymując oddech, gdy jego palce zaczepiły się na naprawdę skąpych stringach, lekko pociągając je odrobinę niżej.

Wypiął się przy rurze, znów dając mi możliwość dotknięcia go. Od razu to wykorzystałem, spragniony faktury jego skóry. Lekko pociągnąłem dłonią po jego pośladku. Poluzowałem swój pasek.

Striptizer kucnął przede mną i dalej ruszał biodrami. Patrzyłem na to, jak jego pośladki lekko się trzęsą przy każdym takim ruchu. A po chwili nastąpiło coś, czego kompletnie się nie spodziewałem. Chłopak znowu wypiął się w moją stronę i po prostu zdjął swoją bieliznę. 

Gdzieś z tyłu głowy wiedziałem, że to wszystko idzie za daleko, jednak byłem tak zafascynowany tą sytuacją, która się dzieje na moich oczach, że nie mogłem się oprzeć.

- Kurwa... - przekląłem pod nosem. - Jesteś taki seksowny. - ścisnąłem jego pośladek. Już powoli zaczynało mnie ponosić, bo dałem mu dość niedelikatnego klapsa, na co sapnął głośno i spojrzał na mnie.

Odwrócił się do mnie przodem i oparł dłonie na moich kolanach. Przybliżył się do mnie bardziej i z uśmiechem, całkiem odpiął mój pasek, a nawet wyjął go ze szlufek. Nim się jednak obejrzałem, znowu wstał i z paskiem, zarzuconym na ramieniu, odszedł kolejny raz do rury. Oparł się o nią, patrząc na mnie, zaczął znowu się dotykać, wprawiając mnie w jeszcze większy obłęd. 

- Chodź tutaj... - sapnąłem spragniony.

Spojrzał na mnie przenikliwie i jęknął prowokacyjnie, lekko muskając swoją długość moim paskiem, a potem pokręcił lekko głową. - Dotknij się. - wymruczał. Odezwał się pierwszy raz tej nocy i ja nie mogłem się oprzeć myśli, że ten głos jest najpiękniejszym, jaki słyszałem. Delikatny i ostry w tym samym momencie. Pikantny i słodki. Jak cudownie brzmiałby, gdyby wychodziły z jego ust moje imię pomiędzy jękami? Wstyd się przyznać, jednak to krótkie polecenie, rozpaliło we mnie już nie iskierkę, a całe ognisko pożądania.

Niemal od razu wykonałem polecenie. Położyłem dłoń na swoim kroczu i ścisnąłem je. Odchyliłem lekko głowę, ale starałem się nie odrywać wzroku od jego pięknego ciała.

Spojrzałem w dół na jego penisa, i o boże, aż chciało się go dotknąć i włożyć do ust.

Odpiąłem jeszcze kilka guzików koszuli. Było mi tak cholernie gorąco. Czułem, jak cały się pocę. Pot wręcz spływał mi po plecach.

Po chwili się odwrócił. Złożył pasek na pół i klepnął się w nim w pośladek. Jęknąłem wręcz patrząc na to, jak gorący jest. To co robił wprawiało mnie w kompletne szaleństwo.

Sunął nim w górę po swoich plecach, aż nie rzucił go gdzieś w kąt i nie wrócił do tańca. Tym razem jednak położył się na podłodze, unosząc lekko biodra, dzięki czemu miałem idealny widok na linię, dzielącą jego pośladki. Poruszał nimi szybko, opierając się na łokciu jednej ręki, gdzie drugą dotykał się tuż nad pośladkami.

Przekląłem pod nosem, odpinając powoli swój rozporek i ścisnąłem się znowu.

Nie wiem, jak długo tańczył na tej podłodze, dotykając się albo po pośladkach, albo po swoim penisie, ale totalnie mnie to pochłonęło i kiedy podniósł się i doczołgał się do mnie, nie wiedziałem już, co się dzieje i nie kontrolowałem swojego ciała. 

Podniósł się, opierając się na moich udach i koniuszkiem palca pokonał drogę od kolana, aż do mojego krocza. - No i na co czekasz? Zdejmij to. - lekko pociągnął za moje spodnie, od razu zsunąłem je, patrząc na niego z przygryzioną wargą. Gdy spodnie znalazły się przy moich kostkach, blondyn usiadł znowu na moich kolanach. Robił kółeczka, ale nie na długo. Od razu go przyciągnąłem za biodra do siebie, tym samym ocierając się o niego.

Jęknąłem gardłowo czując jakąkolwiek ulgę.

Nie mogłem się powstrzymać, więc złapałem mocno za jego pośladki. Ściskałem je, ugniatałem, masowałem, cokolwiek, byleby tylko je czuć. Pojękiwałem na to co chwilę.

Patrzyłem na chłopaka, szukając jakichś oznak, że robię źle, ale nic nie znalazłem. Oblizywał wargi, przygryzał je, czy sapał co chwilę. To nakręcało mnie jeszcze bardziej, a nie wiedziałem, że to możliwe.

Pochyliłem się do jego szyi i pocałowałem ją, od razu czując wręcz zawroty głowy od jego zapachu. Chciałem słyszeć jak najwięcej jego jęków czy sapnięć. Poruszałem pod nim biodrami, ocierając się o niego, co ruch.

Jego palce zacisnęły się mocno na moich ramionach, kiedy przycisnąłem go dominująco do siebie. Byłem już naprawdę podniecony, cały wręcz płonąłem i nie mogłem się doczekać, aż dostanę spełnienie.

Nieznajomy odsunął się kawałek, tylko po to, by odpiąć ostatnie guziki mojej koszuli i rzucić ją gdzieś za siebie. Jego wzrok skakał po całej mojej klatce, tak samo jak jego ciepłe dłonie. Nim się obejrzałem uniósł się lekko na kolanach i sięgnął do szafeczki, na którą dopiero teraz spojrzałem. Wyjął jedną paczuszkę prezerwatyw z bukietu zrobionego właśnie z gumek.

Zaśmiałem się trochę zbyt pijacko i mocniej ścisnąłem jego pełne biodra.

Młody mężczyzna znów opadł na moje uda, trzymając między palcami małą, kwadratową paczuszkę w czerwonym kolorze.

Powoli, cały czas na mnie patrząc, otworzył paczkę i wyjął z niej prezerwatywę. Odsunął się ode mnie dosłownie na milimetr i pociągnął za moje bokserki.

Uniosłem biodra, by mógł je ze mnie ściągnąć, co zrobił, ale cholernie powolnie. Jego małe dłonie dotknęły mojego penisa i nałożyły na niego gumkę. Oczywiście wszystko robił dwa razy wolniej niż to było konieczne. Drażnił się ze mną.

W końcu przyciągnąłem go mocno do siebie, przez co wpadł na moją klatkę.

Każdy mały dotyk, który od niego dostawałem, wręcz mnie palił, sprawiał, że byłem podniecony bardziej, niż maksymalnie.

W tym momencie, gdzieś z tyłu głowy paliła mi się czerwona lampka, która mówiła, że zaraz zdradzę swojego narzeczonego. Mojego najukochańszego. Osobę, którą za tydzień miałem poślubić.

Naprawdę nie miałem pojęcia jak ten blondyn to zrobił, że przez kilka chwil zapomniałem o krzyczących przyjaciołach i ciągle narzekającym Nickolasie, którego jednak kochałem nad życie. Przecież nigdy w życiu bym go nie zdradził.

A teraz co robię? Jestem w małej bańce razem z nieznajomym striptizerem, który się właśnie na mnie opuszczał. 

Obaj jeknęliśmy głośno na to uczucie, które dla mnie było wręcz jak zbawienie. Przez cały wieczór kumulowały się we mnie podniecenie i pożądanie i teraz, w końcu dostając ulgę, nie mogłem nie myśleć o niczym innym, jak o tym.

Odepchnąłem od siebie myśli i wyrzuty sumienia, pewnie dlatego, że byłem kompletnie nawalony i przytrzymałem biodra striptizera, poruszając od razu szybko biodrami.

- Jak masz na imię?- mruknąłem cicho, sapiąc z wysiłku i przyjemności. Nie odpowiadał mi nic przez dłuższy czas, jedynie jęcząc i mrucząc z przyjemności.

- A jak chcesz żebym miał na imię?- dotykał moich ramion i całej mojej klatki, lekko drapiąc ją przy mocniejszych ruchach.

- Tak, jak masz naprawdę...- przymknąłem na chwilę oczy, jednak nie chciałem na zbyt długo tracić go z oczu.

- Nie musisz tego wiedzieć. - jęknął przeciągle, wychodząc na przeciw moim ruchom. 

Byłem dość zawiedziony, że nie odpowiedział mi. Najprawdopodobniej już nigdy nie poznam jego imienia. Ale i tak w tym momencie raczej mi to jakoś nie przeszkadzało, a zwłaszcza, że chłopak tak seksownie poruszał swoim ciałem, że już myślałem tylko o tym.

Zastanawiałem się, jakby wyglądał pode mną, dlatego mimo spodni i bokserek, które obejmowały moje kostki, przewróciłem go na kanapę i zawisnąłem nad nim. Teraz miałem jeszcze lepszy widok na jego drżące ciałko.

Poruszałem szybko biodrami, obserwując jego twarz. Skupiłem się na ustach, które oblizywał czy rozchylał. Zastanawiałem się, jak by wyglądały wokół mojego penisa. O tak, to też chciałem zobaczyć i poczuć.

Moje myśli już odważnie wystrzeliły. Myślałem, co mógłbym robić z chłopakiem. Cholera, podniecało mnie to jeszcze bardziej. Robiłem mocniejsze i szybsze ruchy biodrami, nie hamując się.

Kiedy usłyszałem jego jęki, myślałem, że dojdę jak na zawołanie.

W tak grzesznej sytuacji, brzmiał pięknie, a może i nawet anielsko.

Nie odrywałem od niego wzroku, robiąc już dosyć chaotyczne ruchy biodrami i złapałem za jego nadgarstek, lekko go ściskając.

Chłopak wił się pode mną z przyjemności i pojękiwał coraz częściej. Myślałem tylko o nim. Przyspieszyłem ruchy bioder, samemu jęcząc już coraz częściej. Zaczęło mi się kręcić w głowie, striptizer i cały pokój wirowały, od tych emocji i od naprawdę wielu kieliszków wódki.

Wyobrażałem sobie go w każdej możliwej pozycji i marzyłem o tym, by te wyobrażenia się spełniły. Chciałem go przy rurze, na podłodze, przy ścianie, czy przyciśniętego do drzwi. 

Pochyliłem się nad nim, by go pocałować. Jednak chłopak odchylił sprawnie głowę, przez co pocałowałem go w szyje. To też mi nie przeszkadzało. Pocałowałem mocno jego szyję, a potem szczękę. Moje dłonie dotykały go po żebrach, brzuchu czy biodrach. Jego skóra była taka gładka. W każdym miejscu, które dotykałem.

Nie mogąc już wytrzymać z tego podniecenia, wykonałem kilka mocnych ruchów biodrami i doszedłem w prezerwatywę. Jęknąłem głośno, a moje plecy lekko wygięły się w łuk. Dawno nie dostałem tak intensywnego spełnienia.

Nieznajomy poruszał lekko biodrami, przedłużając moją przyjemność. Zajęczałem, a moje uda drżały przez uczucie, które towarzyszyło jego pewnym ruchom.

Patrzyłem, jak naprężony leży na tej kanapie. Na tle różowego materiału, wyglądał idealnie. Naprawdę idealnie.

- Chcę więcej. - wysapałem i na pewno normalnie bym tego nie zażądał, nigdy w życiu, nie powiedziałbym tego z taką rządzą, jednak już dawno nie kontrolowałem siebie i nie byłem normalnym, trzeźwym sobą.

- Czego tylko chcesz. - sapnął, jeszcze bardziej naprężając swój brzuch. Uśmiechnąłem się pod nosem. Poruszałem biodrami trochę wolniej, bo dalej dochodziłem do siebie po mocnym orgazmie. 

Wbijałem się w jego blade, zmęczone ciało, które tak bardzo chciałem ozdobić krwistymi znakami. Chciałem, by jego biodra były sine, a pośladki miały czerwony odcisk moich dłoni.

Pierwszy raz w moim dwudziestoośmioletnim życiu byłem tak podniecony, dominujący i żądny. Nikt nigdy nie sprawił, że czułem tyle silnych emocji na raz.

Odsunąłem się zasapany od chłopaka. Wyplątałem się z moich ciuchów. Złapałem go za dłoń i przyciągnąłem do siebie. Chłopak jeszcze po drodze zabrał kolejną prezerwatywę z bukietu.Pokierowałem nas w kierunku rury. Odwróciłem go do siebie tyłem i kazałem mu oprzeć się o rurę i wypiąć. Zrobił to od razu, przez co na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech.

Pocałowałem jego ramię i zmieniłem prezerwatywę. Dałem mu mocnego klapsa, zostawiając odcisk dłoni na jego idealnym pośladku. Nie czekałem na nic i od razu wszedłem w niego mocno i szybko. W uszach mi szumiało i już czasami się chwiałem, jednak mimo to, mocno pieprzyłem tego uroczego blondyna. Ściskałem jego pośladki i biodra, z zachwytem patrząc na to, jak trzyma się rury i jak idealnie się do mnie wypina.

Chłopak wręcz perfekcyjnie wpasowywał się w moje ciało, jego pośladki były idealne dla moich dłoni, a moja długość pięknie znikała pomiędzy nimi. Jęczałem cicho, nie chcąc zagłuszać jego pięknych, melodyjnych jęków.

Nie mogłem się powstrzymać i praktycznie co kilka sekund moja dłoń spotykała się z jego pośladkiem. Tak, jak chciałem, zostawiałem mocne, czerwone ślady na jego skórze. A jego skóra delikatnie drżała, gdy to robiłem.

Jęczałem głośno, mocniej się wbijając. Byłem już cholernie blisko, ale zanim doszedłem, blondyn to zrobił. Zajęczał głośno, a jego uda drżały. Przytrzymałem mocno jego biodra, by nie spadł. Wbijałem się w niego jeszcze mocniej, z czasem znowu osiągając spełnienie.

Zacisnąłem oczy i oddychałem głośno i szybko. Niechętnie się odsunąłem i padłem na kanapę, na której się rozsiadłem. Patrzyłem na striptizera, który też dochodził do siebie, jednak jemu przyszło to o wiele szybciej niż mi. Odsunął się od rury. Podszedł do wielkiego lustra i zaczął się poprawiać. Poprawił różowo-białe podwiązki i ogarnął swoją fryzurę.

Nie odrywałem wzroku od niego. Byłem wręcz chłopakiem zafascynowany. Nie wiedziałem jak można być tak cholernie pięknym, seksownym i uroczym w jednym momencie.

Chłopak ubrał stringi i obrócił się do mnie, dalej z tym swoim uśmiechem. - Chciałbyś czegoś jeszcze ode mnie?

Patrzyłem na niego zamroczony. Uniosłem się trochę na łokciach, nie odrywając od niego wzroku. Czułem ogromne zmęczenie, które dopiero teraz ze mnie wychodziło.

- Nie... dziękuję...- wymamrotałem dosyć niewyraźnie. Obejrzałem się po pokoju i zebrałem swoją bieliznę, spodnie i koszulę i leniwie zacząłem się ubierać. 

Kiedy chłopak przykładał dużo uwagi, by poprawić się, czy ułożyć włosy, ja ubrałem się byle tylko się ubrać. Włosy całe miałem roztrzepane, koszulę zapiąłem krzywo, opuszczając dwa czy trzy guziki, a spodnie opadały mi trochę na biodrach przez brak paska.

Mężczyzna oparł się o rurę i patrzył na mnie z zalotnym uśmiechem, który chyba był na stałe przypisany do jego twarzy. - To co? Szczęścia na nowej drodze życia.

Przygryzłem wargę. W tamtym momencie nie wiedziałem za bardzo, o co chodzi, dlatego kiwnąłem głową. Przeczesałem swoje włosy.

Chłopak wyszedł jako pierwszy z pokoju. Ja trochę chwiejnie też to zrobiłem. W klubie muzyka głośno grała, a moi przyjaciele pili na potęgę. Chyba najbardziej trzeźwy był z nich wszystkich Calum. Wiadomo, był pijany, ale naprawdę na tle innych, praktycznie nie było po nim nic widać.

Podszedłem do nich z pijackim i rozmarzonym uśmiechem. Od razu przywitali mnie okrzykami i wiwatami. Zaśmiałem się i ciężko opadłem na miejsce obok nich. Od razu w moją dłoń trafił kieliszek z wódką, a wśród moich kolegów, wzniósł się toast. Za pana młodego.

Wypiłem z nimi i rozglądałem się po sali, mimo że przez to, jeszcze bardziej kręciło mi się w głowie. Możliwe, tylko możliwe, że szukałem wzrokiem blondyna.

- I jak tam? Pokaz się udał? - Calum poruszył brwiami, dosiadając się do mnie.

- W życiu. Ale to kurwa w życiu, nie dostałem lepszego prezentu, Calum! - powiedziałem pijany. - Kurwa jakie to było dobre! 

Mulat zaśmiał się głośno i kiwnął głową. - Tak myślałem, że ci się spodoba. Widzisz? Nie było tak strasznie. A nawet ci się podoba!

- A jak może mi się nie podobać?! Ten blondyn jest gorący, naprawdę seksowny. - rozsiadłem się. Dalej przeżywałem to, co się działo jeszcze kilka chwil temu.

- Wiedziałem kogo biorę. Twój typ. Blondyn, szczupły, niebieski oczy. Dosłowna petarda na scenie. Mogę się tylko domyślać jaki jest w łóżku. - parsknął głośno, klepiąc mnie po ramieniu.

- Kurwa, uwierz mi, że jest zajebisty... nigdy nikogo takiego nie spotkałem. - Calum zaśmiał się tylko i pokiwał głową. Nalał nam jeszcze wódki. - To jak napinał te swoje ciało... musiałbyś to zobaczyć. - wypiłem kolejny kieliszek. - Jego skóra była taka miękka i w ogóle... oh! A jak pięknie jęczał. Nikt nigdy nie brzmiał tak pięknie, gdy go pieprzyłem. - napiłem się. - To był najlepszy seks w moim życiu. - wymamrotałem.

Spojrzałem na Caluma i zorientowałem się, że Calum nie wygląda na tak zadowolonego, co ja. Zmarszczył brwi. - Co robiłeś? 

- Najpierw dla mnie zatańczył, ale jak zdjął te jego majtki... boże... ja nie mogłem się powstrzymać... - pokręciłem głową, wspominając tę chwilę.

- Czekaj, czekaj. - odłożył swój kieliszek. - Ashton, o czym ty teraz mówisz?

- Calum... - jęknąłem niezadowolony, że mnie nie słuchał. - Nie lubię z tobą konwersować. Wolałbym iść na trzecią rundę z tym blondaskiem. Tak. To by było lepsze.

- Kurwa, Ashton. - przybliżył się bardziej do mnie. - Co wy robiliście w tym pokoju? Zatańczył dla ciebie? - dopytywał. Pokiwałem pijany głową. - I co dalej?

-No Calum... uprawialiśmy najlepszy seks mojego życia. Dwa razy! Mówiłem ci już, że to był najlepszy seks mojego... życia?! Wziąłem go przy tej rurze... oh chciałbym to powtórzyć. Albo zrobić to w innym miejscu. Może nawet pozwoliłby mi się związać?! To byłoby NIE SA MO WI TE!

Hood patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Wziął naprawdę głośny wdech, przeczesując włosy obiema dłońmi. - Kurwa.

Zaśmiałem się głośno. - Dokładnie tak! Zazdrościsz mi pewnie, co? - pokręciłem ze śmiechem głową. - Mikey pewnie nie dałby ci się, co? - parsknąłem głośno, jakbym usłyszał najśmieszniejszy żart na świecie.

- Ashton. Posłuchaj mnie. - odwrócił mnie do siebie, bym na niego spojrzał. - Jesteś pijany... bardzo... - wymamrotał. - Wy naprawdę uprawialiście seks...?

- Calum, ile można mówić?! Dwa razy! 

- O mój Boże. - wymamrotał i oparł się o kanapę. - Ashton, idziemy do domu. - wstał szybko i próbował mnie za rękę podnieść, ale naprawdę byłem tak nawalony, że nie miałem siły.

Zaśmiałem się głupio i w końcu udało mu się mnie podnieść. Wziął mnie pod pachami i wręcz ciągnął do wyjścia z klubu. Nie kontaktowałem i nie rejestrowałem tego, co dzieje się wokół mnie, ale słyszałem jeszcze, jak Hood woła do chłopaków, że się zwijamy.

Zamknąłem oczy, ponieważ zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze i w głowie jeszcze bardziej mi wirowało.

Luke's pov

Po wyjściu z pokoju, poszedłem do razu do baru. Poprosiłem o dość mocnego drinka. Nie powinienem pić w pracy, jednak wydarzenia sprzed chwili wymusiły na mnie, bym spożył trochę alkoholu.

- Bardzo dobrze się spisałeś. - usłyszałem bardzo blisko siebie ten znajomy głos Richarda. Wiedziałem, że oglądał cały występ na kamerach, najprawdopodobniej dotykając się do naszego show. - Pan młody był bardzo zadowolony. - nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, że uśmiecha się chytrze. - I chyba nie tylko on... Mała kicia też chyba była zadowolona... - pogłaskał mnie po pośladkach. - A taka niechętna jest zawsze... tak bardzo nie chce. A teraz? Istna petarda. - klepnął mnie mocno w pośladek, aż poruszyłem się na swoim siedzeniu.

- Mus to mus. - wzruszyłem ramionami i napiłem się alkoholu, od razu prosząc o dolewkę. Wypiłem całość i odwróciłem się do Richarda. - Skoro się spisałem... chcę moje wynagrodzenie. 

Mężczyzna zaśmiał się, kręcąc głową. - Uroczy, jak zawsze. - wyjął z kieszeni pliczek i odliczył mi czterdzieści dolarów. Wręczył mi je. Spojrzałem na niego.

-Żartujesz sobie ze mnie? - patrzyłem na pieniądze. - Miało być więcej. I podwyżka. Zrobiłem wszystko, żeby tamten facet był zadowolony i był, więc dotrzymaj słowa i zapłać mi za to, bo już więcej mnie tutaj nie zobaczysz.

- No już, króliczku. - zaśmiał się. - Chcesz więcej? To w takim razie idź na podest i pozbieraj swoje pieniądze. - minął mnie i poszedł w swoją stronę. Westchnąłem ciężko. Wiedziałem, że to będzie dla mnie upokarzające. Zbieranie pieniędzy, jakbym nigdy ich nie widział. Jednak i tak to zrobiłem.

Szybkim krokiem poszedłem na scenę. Kucnąłem i pozbierałem wszystkie pieniądze. Byłem w szoku ile banknotów było. Zbierałem je szybko. Kiedy już nie miałem jak ich trzymać, wciskałem je w bieliznę lub podwiązki.

Oczy wręcz mi się zaświeciły przez łzy. Tyle pieniędzy przez skąpego pracodawcę nie zarabiałem przez miesiąc. Przecież nawet jak spłacę rachunki to dalej będę mieć ich mnóstwo. Ręce mi nawet zaczynały drżeć z ekscytacji.

Pozbierałem wszystkie banknoty, co do jednego i ze łzami na policzkach wstałem z kolan. Miałem ochotę wręcz skakać z radości, w końcu nie musiałem się martwić przez jakiś czas, czy starczy mi na podstawowe produkty, czy będę miał za co zjeść i czy dam radę zapłacić rachunki.

Ścisnąłem mocniej pieniądze i jak najszybciej poszedłem do swojej garderoby. Zamknąłem za sobą drzwi i nawet przekręciłem klucz, a potem zjechałem po nich powoli. Miałem gdzieś, że zbieranie tych pieniędzy było jak wpychanie siebie do rowu, że po prostu jeszcze bardziej się upokorzyłem. Dla mnie teraz liczyło się to, że chociaż przez jakiś czas mogłem być spokojniejszy. 

Na kolanach szybko podszedłem do swojej torby. Jak najszybciej pakowałem tam gotówkę. Robiłem to tak szybko, jakby miał mi ją ktoś zabrać. ale drzwi były zamknięte. To było niemożliwe.

Pociągnąłem nosem i gdy upewniłem się, że nic nie zostało, przytuliłem do siebie mocno torbę. Pozwoliłem sobie na chwilę słabości i popłakałem się. Ściskałem dłonie na torbie. Myślałem już o jutrzejszym śniadaniu czy obiedzie. O porządnych, spożywczych zakupach. A przede wszystkim o rachunkach, które na spokojnie będę mógł opłacić.

Nie wiem ile tak spędziłem, dwadzieścia minut? Trzydzieści? A może godzinę? Nie ważne, jeszcze mocniej przytuliłem torbę i wstałem. Schowałem ją, żeby tylko nikt mi jej nie zabrał i stanąłem przed lustrem. Wytarłem policzki, wydmuchałem nos i poprawiłem gorset. Doprowadziłem się do porządku i nawet uśmiechnąłem się do swojego odbicia. Nie zalotnie, nie chytrze, uśmiechnąłem się prawdziwie, naprawdę zadowolony, chociaż przecież nie wszystkie moje problemy nagle zniknęły. Ale większa ich część teraz wydaje się błaha i łatwa do rozwiązania. 

***

Następnego dnia, od razu kiedy wstałem, ogarnąłem się w miarę i poszedłem na małe zakupy. Poszedłem do marketu i zamiast kupić jak zwykle bułki i jogurt i iść do kasy, pierwsze, co zrobiłem, to poszedłem po wózek.

Po kolei chodziłem po alejkach i zbierałem produkty. Te ważne, jak warzywa, owoce, makarony i ryże, i te mniej ważne. Dla swojej przyjemności kupiłem kakao, masło orzechowe i kilka fit batonów. Korciło mnie, by kupić jakąś bogatą tabliczkę czekolady. Jednak wiem, że gdyby Richard dowiedział się, że jem coś tak kalorycznego, zwolniłby mnie natychmiast.

Z wypchanym wózkiem poszedłem do kasy. Zapłaciłem naprawdę sporo za swoje zakupy, ale naprawdę nie interesowało mnie to. Nawet problemem nie było przenieść te cztery siatki i zgrzewkę wody do domu.

Chyba nigdy od mojej ucieczki z domu nie byłem tak szczęśliwy, jak teraz.

W domu z uśmiechem rozpakowałem wszystkie zakupy, pierwszy raz odkąd pamiętam, moja lodówka była pełna. Nie mogłem powstrzymać łez szczęścia. Już myślałem, co dzisiaj zjem na obiad. Ale najpierw, co zjem na śniadanie.

Pierwszy raz od 4 lat mogłem sobie pozwolić na prawdziwe, pożywne śniadanie, a nie na suchą bułkę i zwykły, najtańszy jogurt. Tego dnia mogłem zjeść jajecznicę, o której naprawdę marzyłem latami. Wyjąłem jajka i usmażyłem je na maśle. Sam zapach sprawił, że mój żołądek wręcz się ścisnął. Nie wiedziałem, jak głodny byłem, aż do tego momentu.

Z uśmiechem posmarowałem kromkę chleba masłem i przełożyłem jajecznicę na talerz. Wziąłem pierwszy, mały kęs i nikt nie pomyślałby, że prawie dwudziestoletni mężczyzna tak cieszyłby się ze zwykłej jajecznicy.

Pochłonąłem ją dosłownie w pięć minut, mrucząc co jakiś czas na pyszny smak. Po zjedzeniu umyłem talerz i usiadłem przy małym stoliczku. Wziąłem zeszyt, który był na widoku i pieniądze. Przeliczyłem je i zapisałem kwotę, która mi została. Potem rozdzieliłem je. Zapisywałem daną kwotę, która pójdzie na rachunki, jedzenie i drobne przyjemności. 

***

Ashton's pov

Pierwsze, co poczułem, to ból głowy. Kurewski ból głowy. Miałem wrażenie, że powoli zbliża się mój koniec. Nie miałem siły otworzyć oczu, a co dopiero poruszyć się. Jęknąłem głośno z bólu.

- ...już? - słyszałem gdzieś z boku jakiś głos. Może Caluma? Michaela? Johna? Nicka? Nie miałem pojęcia.

- ...to wygląda. - słyszałem kolejny głos, a potem śmiech, który może nie był jakoś mega głośny, ale dla mnie? Cholera, myślałem, że mi uszy urwie.

- Ćśś... - szepnąłem i powoli położyłem palec na ustach, dając znać, że nie mam ochoty nikogo teraz słyszeć.

- Zabalował... - znowu ten śmiech. Fuknąłem, zakrywając głowę poduszką. Poczułem dłoń na ramieniu i spojrzałem na właściciela, którym okazał się Hood. 

- Przyniosę ci elektrolity. - mruknął. - Chcesz coś jeszcze? Jesteś głodny...? - dodał, dziwnie zmartwiony. Czy naprawdę tak się przejął moim stanem? Dlaczego tak się martwił, przecież nic mi nie było. No oprócz wręcz zabójczego bólu głowy i nasilającego się kaca mordercy.

Pokiwałem jedynie głową, marszcząc się na za głośne dźwięki. Wszyscy moi koledzy wyszli razem z nim z pokoju. W końcu zostałem w zupełnej ciszy. Ponownie zamknąłem oczy i próbowałem zwalczyć ból głowy i praktycznie zupełną pustkę w głowie. Powoli oddychałem, przywołując następne i następne wspomnienia ze swojego kawalerskiego, jednak musiałem się przyznać, że nie było to ani trochę łatwe i nic nie chciało się w mojej głowie złożyć w całość. Cała noc, bo na pewno była to długa noc, była czarną dziurą i jedyne co pamiętam dobrze, to początek tej balangi.

Weszliśmy z chłopakami do klubu, pamiętam ich zadowolone uśmiechy, że w końcu możemy być gdzieś w starej paczce, bez mojego narzeczonego. I pamiętam ich stroje, niby normalne, a jednak nie, ponieważ każdy z nich miał przyczepione do koszuli naszywki z męskim przyrodzeniem. Pomacałem swoją koszulę i zorientowałem się, że ja swoją zgubiłem. Dalej jej dotykałem, nie otwierając oczu i aż zrobiło mi się wstyd, że byłem tak krzywo zapięty. Od razu starałem się przypomnieć sobie, dlaczego w ogóle musiałem ją zapinać, i dlaczego i kiedy ją odpiąłem.

Ponownie próbowałem prześledzić to, co pamiętałem. Weszliśmy do klubu i Michael od razu pociągnął nas do baru, gdzie wznieśliśmy toast, za moje i Nicka szczęście. Pamiętałem również śmiech Caluma, gdy mówił "I byście pieprzyli się dzień i noc!". Cóż, Hood słynął ze swojej zboczonej strony, która na pewno wyszła z niego tego wieczoru w stu procentach.

Wypiliśmy sporo na sam początek i przez dziesięć, może dwadzieścia minut bawiliśmy się na parkiecie, a potem któryś z chłopaków zawiązał mi oczy i zaprowadzić pod scenę. Na której tańczył ten przystojny blondyn. Jednak dalej? Na razie miałem czarną dziurę. 

Powoli zdołałem otworzyć oczy, które i tak po chwili zamknąłem. Ta jasność sprawiła, że ból zdecydowanie się nasilił. Potarłem delikatnie skronie.

Chciałem tylko, by Calum przyszedł, bo moje gardło przypominało Saharę. Dawno nie chciało mi się tak pić, ani dawno nie miałem takiego kaca. W końcu się doczekałem i mój przyjaciel wrócił do pokoju ze szklanką pomarańczowego napoju, butelką wody, tabletką i kanapką. Mruknąłem cicho i z jego pomocą, wziąłem tabletkę.

- Calum... dobrze się wczoraj bawiliśmy...?- wymamrotałem po kilkudziesięciu minutach ciszy, kiedy to dochodziłem do siebie. W tym czasie wypiłem elektrolity, wodę i zjadłem kanapkę, choć niechętnie, bo do bólu głowy, dołączyły również lekkie, ale denerwujące mdłości.

Przygryzł wargę jakby zmartwiony i spojrzał na mnie. - Ile pamiętasz, Ashton? Zmarszczyłem brwi. Dawno nie słyszałem go tak poważnego. Przecież to był tylko wieczorek, nic się takiego nie stało. 

- No... pamiętam jak weszliśmy do klubu... od razu zaczęliśmy pić... potem... potem pamiętam ten występ. Tego blondyna. Potem... on chyba się z nami bawił...? - potarłem znowu skronie. - Coś takiego.

Mój przyjaciel westchnął ciężko. Wziął telefon i pokazał mi jakiś filmik z wczoraj. Było na nim głośno. Słyszałem krzyki Michaela i Alexa. A na obrazie byli moi przyjaciele na około mnie. Na moich kolanach znajdował się ten tancerz z wczoraj. Przygryzłem wargę. Tak, teraz pamiętam jak jego ciało wiło się na mnie, a jego biodra ruszały się płynnie.

- No cóż... nieźle się bawimy... - zaśmiałem się z lekką chrypką. Calum patrzył na mnie, widocznie zestresowany. - Ej, o co chodzi? Coś się stało wczoraj, czego nie pamiętam...?- wymamrotałem, teraz również zestresowany.

- Naprawdę NIC nie pamiętasz...? Nic co się stało później...? - patrzył na mnie, ściskając mocno telefon. Pokręciłem lekko głową, zawstydzony, bo jednak, doprowadziłem się do dosyć poważnego stanu, a nie byłem przecież nastolatkiem, powinienem się chociaż trochę pilnować. Mężczyzna westchnął ciężko i potarł twarz po czym spojrzał na mnie zmartwiony. - Pamiętasz, że miałeś... prywatny występ? - mruknął, a ja na chwilę zmarszczyłem brwi, starałem sobie to chociaż trochę przypomnieć i udało mi się jedynie w kawałkach.

- Nie pamiętam tego...nie w całości. - wymamrotałem, a Hood wyglądał na wręcz przerażonego tą wiadomością. O co mu chodziło? To pytanie nie dawało mi spokoju.

- A co dokładnie pamiętasz?

- No... pamiętam... hm... jak tam weszliśmy... on chyba poszedł włączyć muzykę... i potem dla mnie zatańczył...? Tak mi się wydaje...

- Ash... byliście tam sami. Nikt więcej. Nikt... nie widział tego, co robicie... a... nie było was długo. I gdy w końcu wyszliście... byłeś spocony. Koszula była wręcz rozpięta. Pasek zgubiłeś... i kiedy zapytałem, jak było... - westchnął ciężko i potarł oczy.

- Na litość, wyduś to z siebie.

- Ashton, jak zapytałem cię, jak było, powiedziałeś, że...uprawialiście seks... dwa razy. I... jezu, powiedziałeś, że to był najlepszy seks twojego życia... Naprawdę...to robiliście? - w końcu z siebie wydusił, jednak, chyba wolałem, by mi tego nie mówił.

Patrzyłem na niego, jak na ducha, a po chwili po prostu wybuchnąłem śmiechem. Śmiałem się i śmiałem, a Hood patrzył na mnie z przygryzioną wargą. Naprawdę się tym stresował ale... przecież to nie mogła być prawda. Przecież... nigdy bym tego nie zrobił. Kochałem Nickolasa, chociaż był dosyć... wyjątkowy. Miał swoje dobre i złe strony, ale go kochałem, mimo wszystko. A teraz Hood mówił mi coś takiego, co przecież nie mogło być prawdą.

- Calum, proszę cię, to niemożliwe. Bajerowałem cię, przecież byłem tak nawalony, że nie mogłem... mówić prawdy. Nie zdradziłbym Nicka, cholera, za tydzień się pobieramy! To nie ma sensu, Calum... 

- Ja... też myślałem, że to żart... ale przyszedłeś taki... rozanielony. Źle koszula zapięta, bez paska... fryzura rozwalona... Ashton... myślę, że nie bajerowałeś mnie wtedy. - przeczesał swoje włosy. Przez jego nastrój, aż sam zacząłem się stresować jeszcze bardziej. Przecież... to nie mogło być tak. Kocham Nickolasa. Najmocniej na świecie. Nawet pod wpływem, nie dotknąłbym innej osoby w ten erotyczny sposób.

- Calum, zmartwiłeś mnie teraz. - wymamrotałam. - Ale to nie możliwe... Calum. On tylko pewnie zatańczył...

- Ale nie jesteś pewien?

- Ja... - nie wiedziałem, co mu odpowiedź. Naprawdę nie myślałem, że mógłbym go zdradzić... jednak... nie pamiętam połowy imprezy. A co jeśli naprawdę to zrobiłem? Co jeśli naprawdę zdradziłem go tuż przed ślubem?

Potarłem kark i starałem sobie przypomnieć cokolwiek, coś co mnie upewni w tym, że to co powiedział mi Calum, to tylko pijackie przekomarzanki z przyjacielem.

Zacząłem zastanawiać się, czy naprawdę byłbym do tego zdolny i przecież... nie dostawałem żadnego erotycznego dotyku od Nicka już przez dłuższy czas... i może dlatego po dużej ilości alkoholu, po prostu puściły mi wszelkie hamulce. Nie, nie zrobiłem tego.

- Calum... ja nie wiem, czy... czy jestem pewny... - wymamrotałem, już też przerażony i zestresowany. Słyszałem jak Calum przeklina pod nosem. Miałem wrażenie, że jeszcze chwilę temu nie był tak blady, jak teraz.

W brzuchu dosłownie zaczęło mi jeździć. Brakowało naprawdę niedużo bym zwrócił kanapkę, którą zjadłem przed chwilą i wczorajszy alkohol. Na czole czułem kropelki potu ze stresu. 

- Pod żadnym pozorem, nie mów tego nikomu. Nawet Michaelowi. A Nickolasowi zwłaszcza. Dzisiaj albo jutro pojadę tam i się zapytam. Ja... nie mogę obiecać, że tego nie zrobiłem.- przetarłem twarz ze wstydu.

Calum westchnął głośno i niechętnie pokiwał głową. Widziałem po nim, że sam jest przytłoczony tą całą sytuacją. I co się dziwić? Powiedziałem mu wprost, że zdradziłem swojego narzeczonego. Na imprezie, którą on mi organizował, z tancerzem, którego on mi wybrał.

Bez zbędnego czekania, wstałem i poprawiłem tylko koszulę. Wiedziałem, że jak zaraz niczego nie ogarnę i nie dowiem się, czy to prawda, to wybuchnę- złością czy płaczem.

- Gdzie idziesz...? - zapytał, też wstając.

- Idę do tego klubu. Po prostu zapytam tego chłopaka, czy między nami do czegoś doszło. - westchnąłem.

- Ash, teraz nie ma sensu. Jest... piętnasta. Klub się otwiera późnym wieczorem. Teraz tylko pocałujesz klamkę. Poza tym, jesteś zdenerwowany i zmęczony. Nie nastawiaj się. Weź gorący prysznic, ja ci dam coś do ubrania i zjemy porządny obiad.

Westchnąłem ciężko, przygryzając mocno wargę. Wiedziałem, że Hood ma rację, jednak nie dawało mi to spokoju i czułem, że nim się nie dowiem, będzie mnie nosiło. Jednak pokiwałem głową i po prostu dałem się zaopiekować Calumowi, który zawsze naprawdę dobrze radził sobie z reperowaniem mojego stanu fizycznego jak i psychicznego. Dlatego z jego koszulką, bielizną i spodniami zniknąłem w łazience na prawię godzinę, gdzie przez ten czas stałem pod prysznicem i dawałem gorącej wodzie, zmyć z mojego ciała cały wczorajszy wieczór. Czułem wręcz, jak zmywam z siebie stres, chociaż on mimo to bezustannie do mnie wracał. Umyłem się dokładnie i przebrałem w czyste ciuchy. Dopiero teraz miałem okazję przejrzeć się w lustrze i musiałem przyznać się przed samym sobą, że nie wyglądam najlepiej. Może to ten alkohol, może zmęczenie po imprezie, a może ta myśl, że zrobiłem coś naprawdę niewybaczalnego i niepodobnego do mnie, ale wyglądałem, jakbym postarzał się o dziesięć lat.

Obmyłem twarz zimną wodą, mimo że była rozgrzana od prawie wrzącej wody i przymknąłem oczy na kilka sekund, po prostu oddychając. Może ćwiczenia oddechowe pomogą mi uspokoić myśli.

Jednak chociaż chciałem, wydawało się to niemożliwe i poddałem się. Wyszedłem z łazienki i przerzuciłem swoje rzeczy, w poszukiwaniu telefonu. Prawie się rozpłakałem, nie mogąc go znaleźć, ale Calum uratował mnie przed kompletnym załamaniem, dając mi mój telefon. Cały i zdrowy.

Poszliśmy na dół, gdzie czekał na nas obiad przygotowany przez parę moich przyjaciół. Usiadłem przy stole i wmusiłem w siebie trochę jedzenia, by trochę zacząć działać. 

Co mnie zdziwiło to to, że zamiast zjeść na spokojnie czy porozmawiać, Michael pochłonął ekspresowo jedzenia, pocałował Caluma w głowę i wyszedł z mieszkania, mówiąc, że idzie do pracy. Po imprezie do pracy?

Spojrzałem na Hooda, któremu ochota na jedzenie już dawno przeszła. Dłubał widelcem w daniu i patrzył na stół.

Przygryzłem wargę. Przysunąłem się do niego ze swoim krzesłem i objąłem go ramieniem, cmoknąłem w policzek. - Nie przejmuj się... to przejściowe... rozmawialiście o tym? - mruknąłem cicho, naprawdę zmartwiony.

Calum pokręcił głową i otarł oczy. - To nie ważne... już mnie to nie obchodzi... w dupie to mam czy mnie zdradza, albo po co pracuje tyle. Niech się nażre tymi pieniędzmi, mam to gdzieś. - wyrzucił z siebie, agresywniej wbijając widelec w kawałki mięsa. - Może nawet go przyprowadzić do domu, mam to w dupie, słyszysz Ashton? Mam to gdzieś. - spojrzał na mnie i po prostu łzy zaczęły mu lecieć po policzkach. Przytuliłem go mocno, a Hood szlochał w moje ramię. Głaskałem go po plecach i całowałem go w głowę, by chociaż trochę go uspokoić.

Aż sam nie wiedziałem jak go pocieszyć. Wiedzialem, co Mike planuje, ale nie mogłem nic powiedzieć Calumowi. To była taka piękna niespodzianka, której nie miałem serca niszczyć. Na dodatek, Michael by mnie zabił jakbym wszystko wypaplał.

- Cal... nie przejmuj się tym... to na pewno nic poważnego...

- Nic poważnego? Ashton, on nie ma nawet czasu, by zjeść ze mną normalnie posiłek. Nie kochaliśmy się od miesiąca czy dwóch. Nie zasypiam już obok niego. Ja jestem w ogóle zdziwiony, że dał radę przyjść wczoraj!

Przygryzłem wargę mocno. Postanowiłem mu powiedzieć. No nie całość, ale... naprowadzić go. A na liście zadań do zrobienia, zapisałem sobie żeby porozmawiać z Michaelem i uprzedzić go, jak wygląda sytuacja ze strony Hooda, by naprawdę tego nie spieprzył. 

- Cally, Mike cię nie zdradza, a pracuje więcej... bo szykuje coś dla ciebie, co jest... drogie i piękne, ale nie mogę ci nic powiedzieć, bo twój chłopak by mnie zabił, gdybym całkiem zepsuł ci niespodziankę... Nie mogę patrzeć jak... jesteś smutny, bo Clifford... to idiota, który ma szalone pomysły i może jest czasem dziecinny, ale cię cholernie kocha, od liceum szaleje za tobą, jak kot za kocimiętką i... daj mu się wykazać. Na pewno się nie zawiedziesz i... naprawicie to, wręcz z przytupem!

Spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami i miną zbitego psa. Calum pomimo tego, że z biegiem lat, wydoroślał, co jest oczywiste. Rysy mu się zmieniły, linia szczęki bardziej się zarysowała, przez regularne ćwiczenia, nabrał mięśni, to w takich sytuacjach wyglądał jak dzieciaczek. Jego policzki wyglądały na bardziej pyzate, a jego szklane oczy były niewinne, a i w tym przypadku smutne i pełne łez. - Naprawdę tak jest...? - otarł szybko oczy i nos.

- Oczywiście, że tak. Nie okłamałbym cię... Daj mu czas. Naprawdę nie pożałujesz. I jeszcze zdążycie się nakochać. - zaśmiałem się cicho i na szczęście Cal zrobił to samo.

Przytuliłem go jeszcze raz bardzo mocno i obaj już w lepszych nastrojach zjedliśmy do końca nasze bardzo późne obiady. Pożegnaliśmy resztę naszych kolegów, a gdy zostaliśmy sami z Hoodem, zabijaliśmy czas podczas rozmowy, o dosłownie wszystkim. O życiu, o miłości, o ślubie, a na sam koniec... o mojej potencjalnej zdradzie. Chociaż bardziej to Calum uspokajał mnie i siebie, że nie ważne co, jest wyjście z tej sytuacji, nawet jak wydaje się ona zupełnie bez wyjścia, jak ślepa uliczka. Ale w każdym labiryncie są przecież nie tylko ślepe uliczki, są też drogi, prowadzące do wyjścia. 

- Ashton, jesteś silny i na pewno dasz radę to wszystko... rozwiązać. Chcesz bym pojechał z tobą do klubu?

Ostatecznie odmówiłem i postanowiłem sam to rozwiązać. To był mój problem, ja nawarzyłem sobie piwa, to teraz musiałem je sam wypić.

***

Gdy wybiła 22, o której klub się na dobre otwierał, a ludzie się w nim zbierali, pojechałem tam. Całą drogę myśłałem jedynie o tym, co mogę się dowiedzieć od tego striptizera.

Mogłem być później spokojniejszy, ale równie dobrze, mógł on potwierdzić moje obawy, czego szczerze się bałem. Jednak starałem się myśleć pozytywnie i gdy wchodziłem do klubu, pewnym krokiem wszedłem w głąb, do baru, skąd miałem najlepszy widok na całe wnętrze.

I praktycznie od razu go zobaczyłem. Tańczył na samym środku w jasnoniebieskiej bieliźnie. Przygryzłem wargę, patrząc na to, jak jego ciało wygina się przy rurze. Potem podszedł do jednego z klientów i usiadł na jego kolanach.

Dłonie starszego o wiele mężczyzny, wylądowały na jego pośladkach.

Zmarszczyłem się trochę obrzydzony, jak taki stary facet może traktować tak młodego chłopaka. Ale zaraz potem przypomniałem sobie, że ja wczorajszego wieczoru zrobiłem to samo.

Westchnąłem cicho i szukałem wzrokiem właściciela. Nie wiedziałem czy tak od razu mogę porozmawiać z tancerzem.

Podszedłem trochę bliżej sceny, przez co miałem trochę też lepszy widok na resztę klubu, ale i blondyna. Ciężko było mi to przyznać, ale z trudem odrywałem od niego wzrok.

Właściciela nie mogłem znaleźć przez dłuższy czas, dlatego od razu, gdy tancerz zszedł ze sceny, szybkim krokiem poszedłem za nim aż do baru. Po zamówieniu przez niego drinka, podszedłem trochę bliżej. Dotknąłem jego ramienia. Chłopak jak poparzony odwrócił się w moją stronę.

Spojrzałem na niego z bliska. Niestety musiałem przyznać, że był przepiękny. Delikatne rysy, takie wręcz chłopięce sprawiały, że nie pasował do tego miejsca.

- Tak? - mruknął tym swoim głosem anioła, który tym bardziej nie pasował do klubu ze striptizem. Tak, zapamiętałem ten głos bardzo dobrze, gdzieś błądził w mojej głowie, chociaż nie miałem żadnego wspomnienia, które pamiętałem z naszego... spotkania.

- Um... miałem tu wczoraj wieczór kawalerski i... chciałem o coś cię zapytać... to dość... delikatny temat.- mruknąłem. Blondyn zmarszczył brwi i nagle zaśmiał się cicho pod nosem. 

- Jeśli chcesz odzyskać pasek to bardzo mi przykro, ja go nie mam. Musisz iść do szefa, może go zatrzymał, chociaż wątpię. Wszystkie zgubione rzeczy trafiają na śmietnik, chyba że to coś cennego, wtedy jest w barze albo właśnie u niego. Wybacz. - napił się swojego drinka.

- Nie, nie. Nie o to chodzi. Chociaż fakt, lubiłem ten pasek. - mruknąłem i usiadłem obok niego. - Ja... mógłbyś mi opisać wczorajszy wieczór...? Po pójściu do tego pokoju... dałeś mi pokaz, prawda...? - patrzyłem na niego. Blondyn znowu upił łyk alkoholu i pokiwał głową. - I co dalej?

- Dalej? Uprawialiśmy seks. - wzruszył ramionami. - A bardziej pieprzyliśmy się. - spojrzałem na niego niedowierzając. Wiedziałem, że taki scenariusz był najbardziej prawdopodobny, ale w głębi duszy miałem dalej nadzieję, że to był po prostu mój pijacki wymysł. Pokręciłem głową i przeczesałem włosy.

- Nie mówisz poważnie, to nie mogło się stać.

Przewrócił oczami i wstał z krzesełka. - Cokolwiek pozwoli ci spać. Wracam do pracy. - odszedł kawałek. Od razu zrobiłem kilka kroków za nim i złapałem go za nadgarstek. Przyciągnąłem go trochę za mocno, bo wpadł na mój tors. Patrzyłem z bliska na jego twarz. Wspomnienia z ostatniej nocy dosłownie we mnie uderzyły. Jakbym dostał olśnienia. Jego twarz wykrzywiająca się w przyjemności, jego cudowne i głośne jęki. Jego smukłe ciało, w które się wbijałem.

Oczywiście, że miał rację i to się wszystko stało.

- Cholera. - wymamrotałem, bardziej do siebie. No oczywiście że to zrobiłem, dlaczego w ogóle próbowałem to od siebie odeprzeć. Przecież od samego początku, gdzieś w głębi siebie wiedziałem, że to prawda. - Przepraszam. - puściłem jego nadgarstek i podrapałem się lekko po karku. - Ja po prostu... za tydzień wychodzę za mąż... Chcę wiedzieć... wszystko. Proszę. - westchnąłem cicho, patrząc na jego wykrzywioną w lekkim zaciekawieniu twarz.

- Chcesz wiedzieć jak zdradziłeś swojego prawie męża? Mam ci to opisać, żeby później co...?

- Proszę... jesteś mi to winien... ja...

- Niczego ci nie jestem winien, to moja praca i nie wciągaj mnie w swoje dramaty, bo nie będę miał wyrzutów sumienia. To twój problem. - zaśmiał się cicho i znowu odwrócił się, by odejść.

- Nie chcę cię obwiniać... chcę... wiedzieć. To tyle. Jak nie chcesz to chociaż mi powiedz, jak masz na imię... - westchnąłem. Chwilę staliśmy tak, ja modliłem się, by powiedział mi chociaż tyle, a on milczał może myślał, co zrobić w tej sytuacji, aż w końcu odwrócił się do mnie i westchnął cicho. 

- Dobra. Co chcesz wiedzieć - wymamrotał, siadając znowu na barowym krzesełku. Zamówił sobie jakiegoś kolorowego drinka i zerknął jedynie kątem oka na mnie. - Poza tym, jestem Luke...

- Ashton... - wymamrotałem i przygryzłem wargę. Luke. W jakiś dziwny sposób, którego nie potrafiłem wyjaśnić, podobało mi się to imię i bardzo pasowało do tego blondyna. - Chciałbym po prostu... mieć dowody... Wiem, że naprawdę to zrobiłem, ale... Chciałbym wiedzieć na pewno.

Mężczyzna kiwnął głową i napił się swojego alkoholu. - Nie wiem, co musiałbym ci pokazać żebyś był pewny. - przygryzł wargę, a po chwili spojrzał na mnie. - Może... chciałbyś zobaczyć nagrania z kamer...? - powiedział ciszej, niepewny i zawstydzony.

Poczułem ukłucie w brzuchu. Nagrania? Czyli... były dowody. Twarde i niepodważalne, że naprawdę to zrobiłem. Przygryzłem mocno wargę i lekko kiwnąłem głową. - Chciałbym je zobaczyć...

Pokiwał głową. - Zaraz przyjdę. - poszedł gdzieś w głąb klubu. Przygryzłem wargę z nerwów. Zaraz miałem zobaczyć swój akt zdrady. Przytłaczała mnie ta sytuacja.

Nie minęło pięć minut, a młody mężczyzna przyszedł w różowym, satynowanym szlafroczku. Poszliśmy razem do jakiegoś pomieszczenia, gdzie było mnóstwo ekranów.

Nie zdawałem sobie sprawy, że to miejsce jest tak monitorowane.

Chłopak poprosił o nagrania z wczoraj, a dokładnie o nagrania z VIP'owskich pokoi. Od razu na ekranie pojawił się pokój, ciemny. Mężczyzna siedzący przy biurku przewinął nagranie do pierwszego momentu, w którym światło się zapaliło. Od razu zobaczyłem nas, wchodzących do środka. 

On był prawie zupełnie nagi, a ja, widocznie nietrzeźwy i... zapatrzony w blondyna, a szczególnie w jego pośladki. Wręcz wstrzymałem oddech, oglądając całe nagranie. Faktycznie, blondyn zatańczył dla mnie, aż za bardzo seksownie, a potem wszystko po prostu ruszyło jak domino i faktycznie... zdradziłem ukochanego narzeczonego ze striptizerem. I to na dodatek dwa razy.

Przerażało mnie to, jak zadowolony byłem, jak uśmiechnięty i jak moja twarz wykrzywiała się lekko w przyjemności. Wręcz bolało mnie serce, widząc, że nawet się przed tym nie wahałem. Wręcz nie dowierzałem, że to naprawdę ja... pieprzę blondyna na kanapie a potem przy tej nieszczęsnej rurze.

Westchnąłem ciężko i drżącą dłonią przeczesałem swoje włosy, a potem przetarłem twarz, gdy tylko my skończyliśmy i wyszliśmy z pokoju. Blondyn podziękował mężczyźnie, jakby naprawdę nic się nie stało. Jakby na codzień jakiś facet przychodził tutaj oglądać nagrania z monitoringu. A może właśnie tak było? Na pewno nie byłem jedynym, chcącym dowiedzieć się, czy to prawda... że pijany zdradziłem kogoś ukochanego.

Też podziękowałem i trochę drżąc, wyszedłem, a Luke za mną. Nogi miałem, jak z waty, a stres jeszcze bardziej zagnieździł mi się w głowie. - Masz dowody. - mruknął od razu.

Przełknąłem ciężko ślinę i pokiwałem głową. Tak, miałem dowody. Było mi tak cholernie gorąco. I nie miałem już pojęcia czy to przez kac, nagranie czy zdradę.

Pokręciłem głową niedowierzając. - Więc to tyle. Taka była moja rola. - wzruszył ramionami. Już chciał odchodzić, ale mocno złapałem za jego nadgarstek. - Puść mnie.

- Bardzo dobrze wiedziałeś, że to wieczór kawalerski. Mam narzeczonego, a ty tak po prostu dałeś się przelecieć. - miałem wrażenie, że zaraz wybuchnę z emocji. Powoli złość oplatała mnie całego.

- Bo mi za to płacą. - wyrwał się. - Masz mnie nie dotykać, bo wezwę ochronę.

- Teraz ochronę? Trzeba było ją brać wczoraj. Jakoś ci nie przeszkadzało, że cię dotykam. Przez ciebie zdradziłem narzeczonego. - nie miałem pojęcia, co we mnie wstąpiło. Chyba po prostu chciałem się wyżyć, a blondyn był pod ręką.

-Wybacz, ale chyba się zapędzasz. Sam tego chciałeś, do niczego cię nie zmuszałem. Nie masz podstaw by mnie oskarżać, nie byłem tam po to, by cię pilnować, sam powinieneś myśleć, a nie teraz masz do mnie pretensje. A teraz, wracam do pracy, za kłótnie mi nie płacą.

Odwrócił się i odszedł szybkim krokiem znowu na salę, skąd muzyka wręcz dudniła. Fuknąłem głośno, zakrywając twarz. Co ja narobiłem.

Oddychałem ciężko, opierając się o ścianę. Chciałem wrzeszczeć i płakać w tym samym momencie i pewnie bym to zrobił, gdyby nie telefon dzwoniący mi w kieszeni.

Pierwsze połączenie zignorowałem, drugie i trzecie również, wciąż starając się uspokoić, ale czwartego już nie mogłem zignorować, zważając na fakt, że byłem zestresowany samym tym, że ktoś tak zawzięcie się do mnie dobija.

- Halo? - powiedziałem dość nieprzyjemnie do słuchawki.

- Ashton? - słyszałem pociąganie nosem. - Masz w tej chwili wrócić do domu. Mam gdzieś, co teraz robisz. Masz wrócić do domu. - słuchałem Nicka w jeszcze większym stresie. Zgodziłem się cicho i rozłączyłem. Wyszedłem z klubu z myślą, że on już wie. Nicholas wszystko już wiedział.

- Kurwa. - przekląłem pod nosem. Wsiadłem wściekły do auta i odetchnąłem kilka razy. Ścisnąłem mocno kierownice i gdy się chociaż trochę uspokoiłem, pojechałem do domu.

***

Zatrzymałem auto i wyłączyłem silnik. Zanim miałem wyjść na spotkanie z Nickiem, musiałem jeszcze trochę odetchnąć. Siedziałem tak w tym aucie, może dziesięć minut, myśląc, co może mnie spotkać w domu. W końcu wysiadłem gwałtownie i nie poszedłem do drzwi szybko, nerwowym krokiem.

Od razu gdy wszedłem do domu, uderzyła we mnie wręcz przeszywająca cisza, a gdy wszedłem głębiej, zobaczyłem Nicka w salonie na kanapie. Siedział na niej skulony, obejmując swoje nogi i patrzył przed siebie, na praktycznie pustą ścianę. 

Przygryzłem wargę, starając się stąpać cicho i ostrożnie, jakbym był na obcym, wrogim terenie. Jedna myśl, któreś w kółka chodziła mi po głowie to była "On wie".

- Kochanie, ja... - szepnąłem zmarnowany. - Nie wiem co mam ci powiedzieć...

- Umawialiśmy się. - jego głos był ochrypły i chłodny. - Właśnie tego się bałem, Ashton. Dlatego nie chciałem, by żadne z nas miało jakiegoś wieczoru kawalerskiego. - nawet na mnie nie patrzył.

Westchnąłem. W moich oczach już łzy lśniły. - J-ja byłem pijany... naprawdę nie wiedziałem... nie kontrolowałem tego... ja myślałem, że to będzie tylko taniec. Skarbie nie zasługuję, by tutaj być teraz z tobą. Ta zdrada to naprawdę była pomyłka. - podszedłem do niego niepewnie.

Nickolas spojrzał na mnie zraniony. - Zdrada...? - szepnął. - Jak zdrada, Ashton? Ja cały czas miałem na myśli ten pieprzony filmik, na którym tańczy ci striptizer na kolanach! - wstał gwałtownie.Od razu cofnąłem się o krok.

- Przepraszam... byłem pijany... Ja tak bardzo cię przepraszam... Nie kontrolowałem się przez ten alkohol i... Nickolas, co ty robisz. Gdzie idziesz?! - ruszyłem za mężczyzną, który bez słowa wyszedł z salonu i szybkim krokiem ruszył do naszej sypialni. - Nick, wysłuchaj mnie...

- Ashton, ja naprawdę nie mam na to ochoty... nie musisz się tłumaczyć. Wiem, że byłeś pijany i tak dalej, ale... to cię nie usprawiedliwia. - wpadł do naszej sypialni i wyjął spod łóżka torbę. Otworzył szafę i wyjmował z niej ubrania, a potem wrzucał je do torby. 

- Proszę cię, Nick... nie musisz się wyprowadzać... ja ci to wszystko wyjaśnię. Kocham cię! - zacisnąłem mocno piąstki ze stresu, obserwując go w tym szaleńczym maratonie od szafy do łóżka i od łóżka do szafy i jego upychanie spodni, koszulek w ten małej torbie. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to nie jego ciuchy, lecz moje. - Nick co ty robisz?! Odpowiedz mi w końcu.

- Nie widać?! Pakuję cię. - zapiął energicznie torbę i rzucił mi ją pod nogi. - Idź sobie. Wynoś się...

Patrzyłem to na niego, to na torbę i ja naprawdę nie potrafiłem tego pojąć, jakby nie docierało do mnie to, co się dzieje. Zamrugałem w szoku. - Nie mówisz poważnie. - wymamrotałem, ale Nickolas był zupełnie poważny i nieugięty.

- Nie, nie żartuję. - wepchnął w moje dłonie torbę. - Po resztę rzeczy przyjedź kiedy mnie nie będzie. Zrywam zaręczyny. Możesz powiedzieć swojej rodzinie, że żadnego ślubu nie będzie.

Dosłownie mogłem usłyszeć jak moje serce rwie się na kawałki. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Przez jeden, cholerny wieczór traciłem właśnie to co zbierałem latami. Traciłem właśnie miłość mojego życia.
Nick popychał mnie delikatnie w stronę wyjścia, a ja tylko patrzyłem na niego. 

- Nick, proszę... byłem pijany... - szepnąłem błagalnie, ale wydawać się mogło, że po prostu mnie ignoruje. - Nick! Proszę cię... możemy to wyjaśnić! Nie musimy zrywać zaręczyn.. ja cię kocham! Proszę...- wypchnął mnie za drzwi i zdjął swój zaręczynowy pierścionek, wpychając mi go w dłoń, a potem zatrzasnął drzwi.

Ręce opadły mi przy ciele, patrzyłem na drewno drzwi, na wizjer, na numer domu i naprawdę nie wiedziałem, co czuje. Na raz wszystkie emocje wręcz we mnie buzowały, byłem smutny i wściekły i znowu czułem ochotę po prostu wywrzeszczeć te emocje z siebie.

Wziąłem torbę, mocno ściskając jej rączkę i powoli odsunęłam się od drzwi. Ze spuszczoną głową wsiadłem do auta i by uratować się od płaczu, po prostu odjechałem spod budynku. Gdybym tylko został tam dłużej, płakałbym i błagał na kolanach pod drzwiami, by Nickolas mnie wysłuchał i przyjął z powrotem.

Pojechałem od razu do Caluma i Michaela. No bo co miałem zrobić? Wysiadłem z auta z torbą i poszedłem do jego mieszkania. Zapukałem. Dosłownie minuta nie minęła i Hood mi otworzył.

- Ash? Wróciłeś z klubu? I co? - wszedłem do środka i odłożyłem torbę. - Ash...? - Calum zamknął za nami drzwi. - Co to za torba...?

- Nie ma już nic, Calum... nic. Nie mam domu, narzeczonego. Nic. - wymamrotałem. Poszedłem do salonu, gdzie akurat był jeden kieliszek i otwarta butelka wina. Widocznie Mike nie wrócił jeszcze z pracy. Od razu wyjąłem zza szyby drugi kieliszek i usiadłem na kanapie, a potem nalałem sobie do pełna kieliszek.

Wypiłem na raz prawię połowę, a w tym czasie Calum wręcz przybiegł do mnie. - Jak to...? Ashton, co się stało...?

Wzruszyłem ramionami, opierając się o kanapę. - Po prostu, Nick dowiedział się jakoś o striptizerze, ja się wygadałem że go pieprzyłem i tak... wszystko runęło. - wyjąłem z kieszeni pierścionek i okręciłem go w palcach. - Ślubu nie będzie, a ja muszę chyba szukać sobie mieszkania, bo zostałem wypchnięty na ulicę z jedną torbą. - dopiłem wino i rzuciłem pierścionek na ich stolik kawowy.

Kawałek złota z małymi brylancikami zakręcił się na szkle i spadł, zostawiając po sobie trochę brzęku. Dolałem sobie alkoholu do kieliszka i westchnąłem ciężko. - Jeden wieczór... jeszcze wczoraj myślałem że będę miał męża, a teraz... teraz to ja gówno mam, jeszcze muszę o tym powiedzieć wszystkim, co ja im powiem, Calum? Jak ja im to powiem... - przymknąłem oczy, a powoli smutek zamienił się w czystą złość. - I kto mu do kurwy nędzy wysłał ten pierdolony filmik! - westchnąłem sfrustrowany, kolejny raz opróżniając kieliszek.

Miałem ochotę wręcz pozabijać każdego, w tym siebie, kto przyczynił się do tego rozpierdzielu. Spojrzałem na Hooda, który przeglądając coś w telefonie, wręcz pobladł.

- Ty mnie słuchasz...?- wymamrotałem, ale Hood spojrzał na mnie z czymś dziwnym w oczach. -Co ci jest... pobladłeś. Coś się stało? 

- Ashton... wiesz... chyba... chyba to ja przypadkowo wysłałem Nickowi te filmiki z kawalerskiego...Przepraszam! - wydusił z siebie. Nie wiedziałem, co powiedzieć, naprawdę nie wiedziałem, czy go nienawidzę, czy chcę go udusić, czy może wypatroszyć, a może dodatkowo wykastrować. Westchnąłem głośno, wypijając wino i zamknąłem oczy, trąc je piąstkami. - Spoko Calum... - wymamrotałem. - Nie szkodzi...- powiedziałem zrezygnowanym, mając teraz jedynie ochotę żeby mnie zakopali żywcem w trumnie, 3 metry pod ziemią. Zamiast ślubu, pogrzeb, tak, to byłoby coś zjawiskowego. Tu i tu można płakać i się wystroić.

- Ja... Ashton, ja cię przepraszam... myślałem, że wysłałem do Nevela... źle przeczytałem po prostu.. wiesz... oba na "N".

Machnąłem ręką. - Chuj z tym, Calum. Jeszcze ten filmik to pół biedy. Ale wiesz co? Ten pieprzony striptizer bardzo dobrze wiedział, że kurwa to jest kawalerski. A i tak zaciągnął mnie do tego pieprzonego pokoju i tam przeleciał. No to już naprawdę musi mieć zero szacunku do siebie. - prychnąłem i pokręciłem głową.

- Ashton... może i tak. Nie powinien. Ale on na tym zarabia, tak? A ty... nie wyglądałeś na pokrzywdzonego... ani niechętnego. - mruknął pod nosem.

- No i co z tego, byłem najebany! Wręcz... ululany! Nie myślałem trzeźwo... przecież na trzeźwo nigdy bym tego nie zrobił! Nawet bym tego chłopaka nie dotknął! To wszystko jego wina, nie obchodzi mnie, że to jego praca, kurwa powinien mieć chociaż trochę... wstydu. Powinien... zatrzymać to kiedy za bardzo mi odpierdoliło. No przecież wiedział, że to kawalerski a nie jakiś zwykły taniec dla kogoś z ulicy. Wiesz co zrobię?- spojrzałem na niego wyzywająco, a Hood pokręcił głową, z miną raczej oznaczającą, że nie jest za bardzo przekonany do moich słów. -Pójdę tam i się zemszczę. Tak, zemszczę się za to, że mi zniszczył życie... 

- To chyba nie jest dobry pomysł... obaj zawiniliście... a ciebie alkohol nie usprawiedliwia. - widziałem jak przewraca oczami, co bardziej mnie zdenerwowało. - Jakbyś nie chciał to nawet po alkoholu byś się zapierał i taka jest prawda. Boisz się teraz przyznać, że ci się podobało.

Prychnąłem głośno i przeczesałem włosy. - Ty chyba sobie żartujesz. Zdradziłem swojego narzeczonego z jakąś dziwką i ty jeszcze mi mówisz, że mi się to podobało?

Hood tylko wzruszył ramionami i napił się troszkę wina. - Sam powiedziałeś, że to był "najlepszy seks twojego życia". Naprawdę, musisz zrozumieć, że sam sobie to zrobiłeś, jesteś moim przyjacielem, ale nie zawsze będę się z tobą zgadzał. Zostaw tego chłopaka w spokoju i... zanim coś zrobisz, ochłoń. Jesteś wkurwiony, smutny i jeszcze podpity tym winem.

Westchnąłem zrezygnowany i założyłem ręce na klatce. -Mogę zostać na jakiś czas...? - wymamrotałem, na razie odpuszczając planowanie zemsty. Calum pokiwał głową i lekko mnie objął. Siedzieliśmy tak, wtuleni w siebie, aż po prostu obaj zasnęliśmy na tej kanapie, przykryci jedynie małym kocem.

***

Przez całe trzy tygodnie od tamtego incydentu, robiłem wszystko, by skontaktować się z Nickiem. Dzwoniłem do niego, pisałem, a nawet byłem kilka razy u nas w mieszkaniu.

Ostatnie tygodnie były dla mnie katorgą. Nie mogłem się pogodzić z tym co zrobiłem. Z tym jak kurewsko zraniłem miłość mojego życia, a tym bardziej jak zraniłem siebie. Nie mogłem sobie tego wybaczyć. Każdego dnia miałem ochotę najchętniej sobie przywalić za to co zrobiłem. Ale wiedziałem, że nawet to nic nie pomoże, Nick mi nie wybaczy. 

Na szczęście moją podporą był Calum, który jako, że pracował na razie w domu, dodawał mi otuchy. A ja zresztą dotrzymywałem mu towarzystwa, bo Michael naprawdę pracował dzień w dzień po dwanaście godzin. A czasem nawet więcej.

Przez ten czas oczywiście wróciłem do pracy. Starałem się też szukać mieszkania. Niedługo miałem jechać i oglądać je. Cena dla mnie nie grała roli. Ważne, bym miał wszędzie blisko i okolica była przyjazna.

Spędziłem pozostały czas, pomiędzy aktualnym, a umówionym spotkaniem na przygotowanie się i ogarnięcie swojego wyglądu. Niby nie było tak źle, ale jednak cała ta sytuacja, wręcz beznadziejnie wpływała na mój wygląd i samopoczucie, dlatego szczególnie musiałem o siebie zadbać, by zrobić dobre wrażenie na właścicielu.

Ogoliłem się, ułożyłem włosy i przebrałem w coś ładnego i schludnego i by idealnie wyrobić się w czasie, poszedłem pod wskazany adres. Moje potencjalne nowe mieszkanie było usytuowane dość blisko tego Michaela i Caluma, co było sporym plusem, nie tylko na teraz, ale też na przyszłość, gdybym ostatecznie się na nie zdecydował.

Szedłem spacerkiem, oglądając okolicę, którą już dobrze zdążyłem poznać przez ten prawie miesiąc. Było tutaj przyjemnie i spokojnie, osiedle miało nie tylko działki z domkami jednorodzinnymi czy bliźniakami, ale też bloki, w tym ten, do którego zmierzałem. Sprawdziłem jeszcze godzinę, a potem na pewno adres, gdy dotarłem na miejsce. Byłem zadowolony, widząc budynek z zewnątrz, a gdy wszedłem do środka, nie zawiodłem się jakoś bardzo, chociaż czułem, że ta przestrzeń potrzebuje remontu i odświeżenia.

Z westchnieniem zauważyłem jeszcze brak windy i był to spory minus, zważając na fakt, że mieszkanie, które chciałem kupić, było na czwartym piętrze. Powoli wchodziłem po schodach, aż w końcu dotarłem pod odpowiedni numer. Zapukałem i drzwi praktycznie od razu otworzył mi mężczyzna. W koszuli, bez zarostu, szatyn, z naprawdę przystojną i estetyczną twarzą, która od razu mi się spodobała i wzbudziła moją sympatię.

- Dzień dobry, zapraszam tędy. - szedłem za nim, rozglądając się po mieszkaniu. Od razu rzucały mi się w oczy takie szczegóły jak drobne usterki, czy jeszcze pozostawione rzeczy właściciela, ale na ten moment, ignorowałem je, słuchając mężczyzny, który jakby z wprawą, opowiadał mi o tym mieszkanku.

-Kuchnia była dopiero co remontowana, w tym meble i urządzenia, wszystko to zostaje tutaj, salon w południe jest świetnie oświetlony, są tutaj dwa pokoje, sypialnia i jeden mniejszy... teraz pusty, tutaj jest łazienka. - pokazał mi drzwi i otworzył je, prezentując naprawdę małą łazienkę. Jednak to nie był dla mnie problem.

Pootwierał jeszcze drzwi do pokoi. Widać że jeszcze tutaj pomieszkiwał, bo łóżko chociaż zaścielone, to miało na sobie kilka rzeczy, takie jak laptop, a na szafeczce nocnej była książka, którą... znałem bardzo dobrze. Tak, to była książka, jedna z tych psychologicznych i rozwojowych, którą czytał Nickolas i mój mózg chyba z tęsknoty, podsuwał mi niewyobrażalne scenariusze, że to właściwie ten sam egzemplarz. Miał przecież nawet te same zakładki, które Nick przyklejał na praktycznie każdej stronie! Co przecież musiało być zwykłym zbiegiem okoliczności. 

A właściciel, teraz wręcz łudząco przypominał mi idealny typ Nicka, i nie mogłem znieść swojego mózgu, który cały czas mi o nim przypominał. Starałem skupić się na czymś innym, na mieszkaniu, więc oglądałem je uważniej i słuchałem zapewnień właściciela o jego zaletach.

- Dlaczego pan je sprzedaje? - zapytałem z ciekawości, uśmiechając się lekko.

- Oh, zawsze lepszy rydz niż nic, ale jednak... lepiej mieszkać w domu, a nie w mieszkaniu. Mój partner... mieszka w domku jednorodzinnym i postanowiliśmy razem się tam przenieść. Więcej możliwości. - uśmiechnął się, co ja odwzajemniłem. Chciałem jeszcze o coś zapytać, wcale nie szukając podobieństw, chociaż robiłem to trochę nieświadomie, ale przerwał mi dzwonek do drzwi.

- Przepraszam, to pewnie on. Miał przyjechać później. - facet otworzył drzwi i od razu poznałem, kto za nimi stoi.

- Nick? - spytałem. Przez chwilę naprawdę myślałem, że mam jakieś omamy, ale widząc przerażoną wręcz minę obu panów, wiedziałem, że się nie pomyliłem.

- Ashton...? Co ty tu robisz? - wszedł niepewnie do mieszkania. Widziałem jak trzyma walizki, które pakował jak wyjeżdżaliśmy na wakacje. Teraz pewnie są one potrzebne do przeprowadzki.

- Co ja tutaj robię? Co ty tutaj robisz? To jest ten twój partner? - spytałem nieznajomego. - Jesteście razem? Nick! Nie jesteśmy ze sobą trzy tygodnie! Ty już sobie kogoś znalazłeś?! - byłem wręcz wściekły i byłem blisko wyładowania swoich emocji.

- My... tak wyszło... - powiedział nieśmiało mój były narzeczony. Prychnąłem cicho. 

- Kochanie, trzeba mu w końcu powiedzieć. - nowy chłopak Nicka spojrzał na mnie. - spotykamy się dłużej niż trzy tygodnie. A raczej już dwa miesiące. Dzisiaj jest nasza rocznica. - powiedział pewny, a ja myślałem, że się przesłyszałem.

-Jaja sobie ze mnie robisz? Poważnie?!- parsknąłem. Spojrzałem na Nicka i myślałem że naprawdę mam zwidy bo on pokiwał tylko głową, potem ją spuszczając by nie musieć na mnie patrzeć. - Ty jesteś chory. - parsknąłem głośno, mimo że do rozbawienia było mi daleko. - Wyrzuciłeś mnie z NASZEGO domu za zdradę, raz! I to jeszcze jak byłem pijany! A sam mnie zdradzałeś od miesięcy?! Dobre mi sobie. - pokręciłem głową.

- Ashton ja... tak wyszło...

- "Tak wyszło"?! Egoista i hipokryta z ciebie. I co?! Jak pracowałeś dłużej to latałeś do niego? Mieliśmy brać ślub, do cholery. Ile chciałeś ukrywać przede mną swoje podwójne życie, Nickolas?!

- Ashton przepraszam... ale ja kocham Filipa. I ciebie też kochałem ale... przepraszam. 

Westchnąłem ciężko i pokręciłrm głową. - Idę. Nic tu po mnie, szczęścia wam, czy coś. - wyszedłem pośpiesznie z mieszkania tego całego Filipa.

Naprawdę nie mogłem pojąc, co się właśnie stało. To czego się dowiedziałem, nie mieściło mi się w głowie i byłem po prostu wściekły na Nickolasa za to wszystko, kiedy on był jeszcze bardziej nie fair w stosunku do mnie, co ja do niego. Ja chociaż mu powiedziałem o swoim przewinieniu.

Idąc do domu Maluma, kopałem każdy kamyk na drodze, próbując w taki sposób rozładować emocje. Było mi jeszcze gorzej, a do tego przypomniało mi się, co powiedziałem Luke'owi, tamtego wieczora, gdy dowiedziałem się na sto procent że zdradziłem. Przecież ja wszystko zrzuciłem na niego, całą winę. I teraz, wiedząc, że mój były narzeczony wcale nie był taki wspaniały... i skrzywdzony, miałem wyrzuty sumienia.

Powinienem przeprosić tego blondyna, nawet jeśli dalej odrobinę żałowałem tego, co między nami zaszło.

Nie było sensu jechać teraz do klubu, bo nawet nie był otwarty. Postanowiłem, że wrócę do niego koło dwudziestej drugiej. Miałem nadzieję, że Luke będzie w pracy.

***

Luke's pov

Kolejny dzień poszedłem do pracy, ale co się różniło w tym dniu? Byłem najedzony i pełny sił. Od wczoraj zjadam trzy posiłki dziennie. Nie są one jakieś duże, bo dalej staram się oszczędzać produkty, które kupiłem. Nie chciałem zjeść wszystkiego w tydzień. 

Wszedłem do już pełnego klubu i od razu skierowałem się do garderoby. Tam z innymi chłopakami przebrałem się w czerwony, koronkowy gorset i pończochy, a na stopy założyłem wysokie buty.

Poprawiłem blond włosy i psiknąłem się moimi perfumami.

O wyznaczonej godzinie wyszedłem wraz z nimi na scenę i zaczęliśmy taniec. Na początku spokojny i wręcz niewinny, ale z każdą figurą, z każdym zakrętem i każdym przysiadem było coraz goręcej i zachęcająco. Od razu gdy pierwsze sznureczki gorsetu były odwiązywane, na scenę spadały banknoty i pijani mężczyźni krzyczeli i wiwatowali, byśmy zdjęli je całkiem i pokazali im to, co najlepsze.

Przeskanowałem tłum wzrokiem, widząc kilku mężczyzn, których już znałem i kilka razy tańczyłem dla nich w prywatnych tańcach. Wszyscy byli tak samo starzy, tak samo pijani i tak samo obrzydliwi. I zapatrzeni we mnie, jak w obrazek, co jeszcze bardziej mnie brzydziło. Z tymi brzuchami, wąsami i czymś w kącikach ust. Od razu przywodzili mi na myśl mojego szefa, który był równie odstraszający. 

Na szczęście, nigdy nie musiałem z nimi sypiać, znosiłem jedynie prywatny taniec. Kiedy mogli mnie dotykać i patrzeć na mnie, gdy powoli zrzucam z siebie i tak skąpe okrycie, najczęściej zwyczajnie się do tego dotykając.

A propo prywatnych występów, szef na starcie uprzedził mnie, że mam jeden taki, jednak nie chciał powiedzieć mi nic więcej oprócz godziny, o której jestem "wykupiony". Jak zwykle westchnąłem na samą myśl, nie lubiłem tego, chociaż dostawałem wyższe wynagrodzenie gdy dobrze się spisałem. Ale zawsze bałem się, że trafię na kogoś, kogo wymagania będą... większe, ostrzejsze.

Zakręciłem się znowu na rurze i znowu spojrzałem na widownię. Od razu rzucił mi się w oczy mężczyzna z wieczoru kawalerskiego, a jego oczy wręcz wypalały mi dziurę w ciele, a szczególnie w pośladkach, które były idealnie na widoku, dzięki bardzo skąpych stringom.

Od razu się zastanawiałem po co znowu tu przyjechał. Przecież ostatnio mi nagadał i obarczał winą.

No cóż, może przyszedł popatrzeć znowu.

Zignorowałem go i do godziny dwudziestej trzeciej tańczyłem na rurze razem z Aaronem i zabawialiśmy klientów. Co jakiś czas całowaliśmy się czy dotykaliśmy, by zrobić większe show. Obaj mieliśmy nadzieję, że Richard to doceni i zapłaci nam więcej. 

Minutę po dwudziestej trzeciej wszedłem do VIP roomu. Wszedłem w głąb pomieszania i zobaczyłem tego samego mężczyznę z kawalerskiego.

- Od razu mówię. Nie chcę żadnego tańca. - powiedział zanim w ogóle zdążyłem dojść do głośników. Uniosłem lekko brew i oparłem się o rurę. Mężczyzna wstał i podszedł do mnie. Patrzyłem na niego lekko z dołu. Pomimo tego, że po ostatniej naszej wymianie zdań, czułem się przy nim niekomfortowo, nie odsunąłem się. - Chciałem cię przeprosić. - westchnął ciężko i przeczesał swoje złote loki. - Nie powinienem na ciebie krzyczeć... a tym bardziej zwalać na ciebie całą winę. Byłem pijany. W cholerę. Ale jednak... nie przeszkadzało mi to. A nawet tego chciałem. Postąpiłem niegrzecznie wobec ciebie. Tamta kłótnia była niepotrzebna. Dlatego przepraszam cię bardzo.

Patrzyłem na mężczyznę zszokowany. Od żadnego klienta nigdy nie usłyszałem głupiego "przepraszam". Gdzie tam, ja od nikogo nigdy tego nie usłyszałem! Było to dla mnie nowe. Nie wiedziałem w sumie jak mam się zachować. Przyjąć spokojnie przeprosiny, czy może raczej zrobić awanturę. A może po prostu go wyprosić.

I tak pewnie nie zobaczę tego faceta już nigdy. Nawet chyba nie chciałem dociekać dlaczego mnie przeprasza. Postawiłem na pierwszą opcję. 

- Spoko. - wzruszyłem ramionami.

Patrzył na mnie dosyć nieodgadnionym wzrokiem, nie wiedziałem, co może się za tym spojrzeniem kryć, a szczególnie, co sobie myśli, ale to nie był już mój problem. Mogłem teraz się odwrócić i wyjść, skoro chciał tylko powiedzieć mi "przepraszam", ale coś wręcz nie pozwalało mi go jeszcze zostawić. Może to te jego zawiedzione spojrzenie? Trudno mi powiedzieć, ale dalej stałem bardzo blisko przed nim, a on patrzył na mnie.

-Może wyjdziemy do kawiarni? Jutro? Chciałbym cię przeprosić jak należy, bo... zrobiłem głupotę, na którą sobie nie zasłużyłeś, a spodziewam się, że nie jesteś przekonany co do moich intencji.

Spojrzałem na niego znowu unosząc brew.

Tego to się na pewno nie spodziewałem. Przygryzłem lekko wargę. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć.

- Proszę...? - uśmiechnął się lekko, gdy tak długo nie odpowiadałem. Westchnąłem cicho.

- Nie widzę takiej potrzeby... już wybaczyłem. No, ale... zgoda.

Od razu na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Świetnie!

***

Pozwoliłem sobie tego dnia pospać. Wtuliłem się mocno w poduszkę i razem z nią przekręciłem się na drugi bok, obejmując ją rękoma i nogami. Wróciłem do domu jak zwykle bardzo późno a raczej wcześnie rano, bo dopiero o 5. Dopiero o tej godzinie impreza się skończyła i zainteresowanie mną i innymi tancerzami. 

Musiałem pamiętać żeby upomnieć się u Richarda o dodatkową zapłatę za te nadgodziny, ale teraz o tym, ani w ogóle o niczym, nie myślałem, dając sobie czas na odpoczynek i relaks w swoim łóżku, w którym wylegiwałem się prawie do 14.

Nagle mnie olśniło i zerwałem się z łóżka, jakby pościel i poduszka mnie poparzyły i rozejrzałem się wręcz spanikowany bo przypomniało mi się że powinienem być w kawiarni na przeprosinowym spotkaniu z facetem z wieczoru kawalerskiego.

Nienawidziłem się spóźniać, po prostu tego nie znosiłem. U siebie, jak i u innych, a przecież miałem tam być o 14. Zerknąłem na zegarek i wręcz odetchnąłem że mam jeszcze nawet te 10 minut.

Wstałem szybko i pierwsze co to poszedłem do łazienki. Ogarnąłem. się szybko, umyłem zęby, ułożyłem włosy. Potem szybko ubrałem na nogi czarne jeansy i ciepłą bluzę. Na dworzu nie było jakoś zimno, ale wystarczająco dla mnie, by ubrać bluzę, która należała kiedyś do mojego brata.

Wziąłem telefon, klucze i wyszedłem z mieszkania. Pobiegłem szybko na autobus. Modliłem się tylko, by akurat teraz nie było kontroli biletów.Musiałem pamiętać żeby upomnieć się u Richarda o dodatkową zapłatę za te nadgodziny, ale teraz o tym, ani w ogóle o niczym, nie myślałem, dając sobie czas na odpoczynek i relaks w swoim łóżku, w którym wylegiwałem się prawie do 14.

Nagle mnie olśniło i zerwałem się z łóżka, jakby pościel i poduszka mnie poparzyły i rozejrzałem się wręcz spanikowany bo przypomniało mi się że powinienem być w kawiarni na przeprosinowym spotkaniu z facetem z wieczoru kawalerskiego.

Nienawidziłem się spóźniać, po prostu tego nie znosiłem. U siebie, jak i u innych, a przecież miałem tam być o 14. Zerknąłem na zegarek i wręcz odetchnąłem że mam jeszcze nawet te 10 minut.

Wstałem szybko i pierwsze co to poszedłem do łazienki. Ogarnąłem. się szybko, umyłem zęby, ułożyłem włosy. Potem szybko ubrałem na nogi czarne jeansy i ciepłą bluzę. Na dworzu nie było jakoś zimno, ale wystarczająco dla mnie, by ubrać bluzę, która należała kiedyś do mojego brata.

Wziąłem telefon, klucze i wyszedłem z mieszkania. Pobiegłem szybko na autobus. Modliłem się tylko, by akurat teraz nie było kontroli biletów. 

Uszło mi na sucho i trzy przystanki później wysiadłem. Spojrzałem na wyświetlacz w telefonie i niestety byłem spóźniony, ale dwadzieścia minut to chyba jeszcze nie tak źle.

Wszedłem do prawie pustej kawiarni i od razu zobaczyłem tego mężczyznę, Ashtona. Od razu spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął. Podszedłem do stolika przy którym siedział.

-Przepraszam cię bardzo, zaspałem. Wybacz że musiałeś tyle czekać...- wymamrotałem od razu, nawet się z nim w żaden sposób nie witając.

-Nie szkodzi. - uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Odwzajemniłem ten uśmiech lekko i usiadłem naprzeciw niego. Od razu podał mi kartę. Otworzyłem ją i przygryzłem wargę. Niestety musiałem chyba pocieszyć szklanką wody. Ceny nie były jakieś bardzo duże. Jednak jak na mój budżet... wolałem chyba poczęstować się wodą.

Kelnerka po chwili do nas przyszła z notesem. Ashton zamówił duże cappuccino i kawałek ciasta Oreo. Potem spojrzeli na mnie.

- Ja... wodę poproszę. - uśmiechnąłem się lekko.

Kelnerka kiwnęła głową kompletnie nie zainteresowana niczym i z ponurą miną odeszła w swoją stronę. Tak, zdecydowanie miała gorszy dzień, a praca tutaj jej tego nie ułatwiała, mogłem się tego domyślić.

Czasami podobnie miałem w klubie. Ale to było kompletnie co innego.

Zamyśliłem się nad tym wbrew własnej woli i dopiero po chwili dotarło do mnie, że Ashton coś mówi. Spojrzałem na niego zdezorientowany. 

- Mógłbyś powtórzyć...?- wymamrotałem cicho. - Wybacz, zamyśliłem się. - westchnęłam, siadając trochę wygodniej, ale dalej dosyć spięty. Nie na co dzień wychodzi się do kawiarni ze swoim klientem.

- Pytałem czemu wziąłeś tylko wodę... - powtórzył.

Wzruszyłem ramionami. - Z pensji striptizera w tym klubie to ciężko cokolwiek kupić. - parsknąłem cicho. Ja już się przyzwyczaiłem do tej sytuacji, dlatego zawsze obracałem ją w żart. Jednego mężczyźnie przede mną nie było do śmiechu.

- Chciałbym byś wiedziała, że to ja płacę dzisiaj. Nie musisz się przejmować pieniędzmi na chwilę. Proszę, weź menu, zajrzyj do niego i weź sobie co chcesz. - uśmiechnął się przyjaźnie.

Patrzyłem na niego zdziwiony. Przez około trzy minuty bez słowa, patrzyliśmy na siebie. I ku mojemu zdziwieniu, nie było to niezręczne. Ale i tak postanowiłem to przerwać. Wziąłem niepewnie menu i patrzyłem na różne desery i napoje. 

Gdy kelnerka przyniosła zamówienie Ashtona i moją wodę, poprosiłem ją o ciasto, które było najdroższe w karcie i o gorącą czekoladę. Gdy tylko spojrzałem na Ashtona, ten uśmiechnął się szeroko, jakby był serio zadowolony, że sobie coś zamówiłem.

Kelnerka znowu odeszła z naszym zamówieniem i nastała między nami cisza ale... potrzebowałem tej ciszy, bo nie wiedziałem, co tak naprawdę czuję. Byłem niepewny w jego towarzystwie, bo przecież on ma męża, poza tym, był tylko moim klientem, przespałem się z nim raz i to tyle, a teraz... siedziałem z nim w naprawdę ładnej i klimatycznej kawiarni. Nigdy nic takiego mi się nie przydarzyło. To był pierwszy raz.

- Wiesz... - zacząłem niepewnie. - Nie musiałeś mnie nigdzie zapraszać. Po słowie "przepraszam" już ci wybaczyłem. Nie ma co wracać do tematu. - wzruszyłem ramionami.

- Wolałem się upewnić. - zaśmiał się cicho i napił się swojej kawy. - Ale... hm... po prostu, chciałem cię chyba gdzieś zaprosić. - powiedział już mniej pewnie. Uniosłem brew.

- Chyba?

- Nie chyba, na pewno. - zaśmiał się zawstydzony. Widziałem jak zerka na moje dłonie czy szyję.

- A twój mąż nie będzie zazdrosny?

Ashton spojrzał na mnie z lekkim zawodem w spojrzeniu i myślałem że powie coś kompletnie innego niż to co naprawdę od niego usłyszałem. Spodziewałem się raczej odpowiedzi, że tak, pewnie będzie trochę zazdrosny. A usłyszałem coś co mnie naprawdę zdziwiło.

- Nie doszło do ślubu więc... nie mam męża. - westchnął, ale zaraz zaśmiał się cicho i napił się trochę swojej kawy. Nie chciałem naciskać, ani dopytywać go o powody. 

- Przykro mi... - powiedziałem cicho, bo pewnie tego wymagała ode mnie sytuacja. Ale Ashton nie wyglądał na bardzo smutnego. Nie rozumiałem tej sytuacji, ale to nie była moja sprawa. Jednak i tak musiałem oczyścić swoje sumienie. - Ale... to przez tą sytuację w klubie...?

- Poniekąd tak. - westchnął. - Jednak dowiedziałem się czegoś gorszego. Nie tylko ja zdradziłem. - spojrzał na mnie z bólem oczach. Przygryzłem wargę. Już nie dopytywałem. Kiwnąłem tylko głową.

Kelnerka przyniosła nasze, a bardziej moje zamówienie. Wielki kawałek ciasta, na który nie powinienem w ogóle zerkać i czekolada. Gdyby Richard to zobaczył, zwolnił by mnie natychmiast. On chyba wolał jak jego tancerze głodują.

Pomimo naszej wcześniej rozmowy, Ashton patrzył na mnie i moje jedzonko z lekkim uśmiechem.

- Jak coś, nic nie widzisz. - mruknąłem. Zaśmiał się cicho i pokiwał głową.

Zaczęliśmy obaj jeść. Dosłownie mruczałem na pyszny smak ciasta. Na pyszny smak słodkości, której tak dawno nie jadłem. Ten kajmak, czekolada. Pycha.

Ashton chyba widział jak się zachwycam ciastem, dlatego śmiał się cicho. Ale nie złośliwie. Brzmiało jakby był rozczulony, co było jeszcze dziwniejsze.

Co jakiś czas popijałem słodkość słodkością.

Praktycznie zjedliśmy swoje dania w ciszy. U mnie to zajęło dosłownie mniej niż dziesięć minut, mojemu towarzyszowi troszkę dłużej.

Wytarłem usta w serwetkę i odetchnąłem najedzony. Uśmiechałem się przez to, że mogłem coś takiego w ogóle zjeść.

Spojrzałem na mężczyznę, który też już powoli kończył swoje ciasto. Gdy zjadł, zaczęliśmy rozmawiać. Byłem mniej skrępowany jego towarzystwem, rozmowa nam się kleiła i obaj trochę się przed sobą otworzyliśmy i opowiadaliśmy o sobie. Dowiedziałem się, gdzie pracuje Ashton, oraz że szuka sobie nowego mieszkania, a ja powiedziałem mu trochę o pracy w klubie. Chociaż nie mówiłem do końca prawdy, nie chcąc po prostu za bardzo się nad sobą użalać.

Po może godzinie, kiedy temat z naszego życia zmienił się na jakieś głupoty, na przykład ulubione jedzenie czy słodkości, Ashton wyszedł z propozycją spaceru, na co oczywiście się zgodziłem. Nawet nie miałem wątpliwości, bo dawno nie miałem z kim tak naprawdę porozmawiać z taką wręcz wolnością. Nie miałem dużo przyjaciół, nie miałem nikogo tak naprawdę, nie licząc kolegów z pracy, ale to nie było to samo. Dlatego wstaliśmy i wyszliśmy z kawiarni, by przenieść naszą rozmowę na zewnątrz.

Otworzył przede mną drzwi, przez co troszkę się zakłopotałem. Przeszedłem obok niego. Ashton po chwili do mnie dołączył. Poszliśmy w stronę centrum. 

Szliśmy obok siebie, dość blisko, ale nie przeszkadzało mi to. Generalnie jego towarzystwo mi nie przeszkadzało. Albo jak się wypowiadał. Miałem wrażenie, że jego wypowiedzi, nawet na najgłupszy temat, są przemyślane trzy razy.

Słuchałem go jak opowiadał o swojej pracy czy o swoich przyjaciołach z wieczorku.

-Od podstawówki trzymaliśmy się razem, jakoś tak wyszło, że wszyscy razem robiliśmy nastoletnie głupoty później w liceum. - zaśmiał się. - Calum mieszkał obok mnie, Johnn kawałek dalej, a Mike zawsze był tym który nas odprowadzał do domów, a sam zapierdzielał

po ciemku do siebie, bo mieszkał najdalej. - zaśmiał się, a ja razem z nim. - No i do teraz razem się trzymamy chociaż muszę przyznać że jak wydorośleliśmy to jest to o wiele rzadsze... no i tak mniej spotykaliśmy się przez Nicka... Bo on ich wszystkich nie lubił i wolał żebym się z nimi nie spotykał. - westchnął.

Słuchałem go z lekkim uśmiechem i zazdrościłem mu tego, że mógł wspominać z nimi tyle lat wspólnej przyjaźni.

- Ale... Nicka już nie ma. Więc pewnie będę spotykał się z nimi częściej. - uśmiechnął się. Chodziliśmy po centrum. Co jakiś czas patrzyłem na sklepowe witryny. - Może... powiesz teraz coś o sobie? Ciągle gadam i gadam. - Ashton zaśmiał się cicho. Przygryzłem wargę niezbyt wiedząc co mam powiedzieć.

- Cóż... wyprowadziłem się w dość młodym wieku... nie utrzymuje kontaktów z rodziną... no chyba, że z braćmi. Ale to bardzo rzadko, mają swoje życie. I cóż... mieszkam sam... pracuję w godzinach nocnych, co już wiesz... i życie ciągle mi mija. - wzruszyłem ramionami.

- Czemu się wyprowadziłeś? - spojrzał na mnie a ja, by nie mówić mu o tym że matka i ojciec wyrzucili mnie z domu za samą moją egzystencję, wzruszyłem ramionami.

- Taki... wybryk. Ale wolę życie na swoim... chociaż nie jest łatwo i kolorowo. - parsknąłem cicho, przyglądając się wystawie jakiegoś sklepu z odzieżą.

- Praca striptizera nie jest chyba za łatwa co? -  westchnął cicho, a ja pokiwałem głową.

- Jest... niebezpieczna, często obrzydliwa, strasznie wymagająca. Serio czasami nie chce mi się tego robić, ale... nie mam wyjścia. To jedyne co potrafię tak właściwie... a i tak ledwo co mogę sobie odłożyć... Szef skąpiec. Ale nie będę ci się żalić... Ale tak, nie jest łatwo się z tego utrzymać... - westchnąłem.

- Współczuję... i przepraszam... - wymamrotał a ja od razu spojrzałem na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Za co...?

- Że musiałeś się ze mną pieprzyć wtedy... i że cię tak obmacałem. Teraz mi jest głupio... gdy trochę cię poznałem, mam lekkie wyrzuty sumienia. 

- Przestań to moja praca... poza tym uratowałeś mnie, miałem chociaż z czego zapłacić rachunki... i zjeść porządny obiad. I jeszcze sobie odłożyłem! Serio, nie przepraszaj, tak naprawdę zrobiłeś dobry uczynek. - parsknąłem cicho. Czułem że za dużo gadam o sobie, naprawdę odczuwałem taką presję, że powiem za dużo, ale... w sumie chciałem w końcu się wygadać, bo to siedziało we mnie od czterech lat, a widziałem że Ashton chce mnie słuchać.

- Jest tak źle...? - wymamrotał. - Wiesz... pieniądze... i tak dalej.

Westchnąłem cicho. - Tak. - powiedziałem już prawdę. - Richard jest skąpy. Strasznie. Ale przynajmniej mam zapewnioną posadę. Czasem sobie myślę, że... w niektórych sytuacjach, by mnie natychmiast zwolnił. Jednak... ma ze mnie najlepsze zarobki. Których mi nie daje. - parsknąłem. - Twój wieczór kawalerski to była moja szansa. Byłem na dnie. Niechętnie to zrobiłem, ale.. to moja praca. - wzruszyłem ramionami.

Ashton niepewnie pokiwał głową. Chyba myślał dużo na ten temat. Trochę mu się dziwiłem, bo jednak, nie musiał się tym martwić, kompletnie, ale jednak to robił, co było dla mnie... nowe. 

- Ciągle mam jakieś prywatne tańce... to nie jest moje ulubione zajęcie, bo tam może się stać praktycznie wszystko, a on i tak nic z tym nie zrobi, chyba że nie dostanie pieniędzy. Tylko na tym mu zależy... i na tym żebyśmy o siebie dbali, bo jak się podobamy to on ma dochody. Dlatego...jak tylko któryś z nas przytyje to wylatuje. - westchnąłem.

- To... okropne. - powiedział w szoku. Wzruszyłem ramionami. Szliśmy dalej po okolicy. - Ile już tam pracujesz? - spytał po chwili ciszy. Zastanawiałem się chwilę.

- Trzy lata? Trzy i pół? - mruknąłem. Spojrzał na mnie w jeszcze większym szoku.

- Wyglądasz młodo... bardzo młodo... przepraszam, że pytam, ale... ile miałeś lat?

- To było jakoś przed moimi siedemnastymi urodzinami? Tak, chyba tak. W lipcu kończę dwadzieścia, więc na to by wychodziło.

Widziałem po Ashtonie, że kompletnie go zatkało. Tak, to było dosyć... nieodpowiednie, nie powinienem nigdy tam trafić, ale... przecież nie miałem wyjścia.

- I przyjął cię do takiej pracy...? - wymamrotał po długiej ciszy między nami. Ja kiwnąłem głową lekko.

- Miał to chyba gdzieś ile mam lat... nie dociekał... od razu wiedział że zarobi na mnie... no i... spodobałem mu się. Trochę nie wiedziałem na co się piszę... myślałem że będzie lepiej, byłem głupi, a teraz muszę się użerać z Richardem... Który po prostu robi ze mną co chce...

- Nie wiem co jest gorsze... bycie w takim miejscu tak młodo czy... po prostu pracowanie tam... - mruknął. - Nie myślałeś by się wyrwać?

- Oczywiście, że myślałem. Dalej myślę. Ale nie mam pieniędzy ani innych umiejętności. Rzuciłem szkołę od razu jak skończyłem osiemnastkę... mam tylko wykształcenie podstawowe. Nikt nawet mnie do warzywniaka nie przyjmie. Zresztą... wyrwanie się z klubu ze striptizem i... prostytucją... - wręcz wyplułem to ostatnio słowo. - Nie jest takie łatwe.

- Może warto jednak spróbować?

- Nawet jakby jakimś cudem mi się udało, nie miałbym nic innego, więc muszę tam pracować...

Usiedliśmy na jednej z ławek, które były co jakiś czas przy samym chodniku. Już robiło się ciemno i powinienem się powoli zbierać do siebie, a potem do pracy.

Na chwilę obaj zamilkliśmy. Patrzyłem na swoje palce, myśląc o pracy czy o swoim wręcz nędznym życiu. W końcu musiałem mu powiedzieć, że muszę iść. Chociaż bardzo nie chciałem się z nim żegnać, polubiłem rozmowy z nim i nie chciałem stracić możliwości... bycia wysłuchanym? Już otworzyłem usta by mu powiedzieć, ale on wyprzedził mnie i sam powiedział coś, co mnie mile zaskoczyło. 

- Chciałbyś wyjść ze mną do kina? Może w sobotę...? - patrzył na mnie. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem.

- Jasne... bardzo chętnie. Ale... teraz muszę już iść... mam pracę. - westchnąłem, powoli wstając z naszego miejsca.

Ashton poszedł w moje ślady i również wstał. - Odprowadzę cię.

Uśmiechnąłen się lekko i już powoli szliśmy do klubu.

Pół godziny spacerkiem i doszliśmy do celu.

- Więc... dziękuję. - uśmiechnąłem się. - To był udany dzień.

- To ja dziękuję, że się zgodziłeś. I... mam takie same odczucia. - zaśmiał się cicho. - Więc... sobota? Podasz mi swój adres...? Przyjadę po ciebie.

- Mam traktować to jak randkę...? - mruknąłem niepewnie. Mężczyzna przede mną zamyślił się chwilę i pokiwał pewnie głową.

- Tak. Zabieram cię na randkę.

***

Po piątkowym wieczorze w pracy byłem dość mocno poturbowany. Miałem dość sporo siniaków na ciele przez jednego klienta, z którym spędziłem ponad dwie godziny.

Był bardzo ostry, często robił rzeczy, których normalnie nikt nigdy ze mną nie robił i Richard później był zły, że jestem taki poturbowany, i o dziwo, trochę się zmartwił. Próbował nawet się mną trochę zaopiekować, ale w żadnej rzeczywistości nie pozwoliłbym mu na to. Już i tak miałem dosyć jego dotyku. Nie potrzebowałem więcej.

W sobotę wstałem około godziny czternastej. Jeśli chciałem kontynuować znajomość z Ashtonem, musiałem się doprowadzić do porządku na godzinę szesnastą. 

Wstałem z niewygodnego łóżka i zacząłem się ogarniać. Ale przed tym, zjadłem dość spore śniadanie. Potem poszedłem do łazienki. Przejrzałem się w lustrze. Naprawdę nie wyglądałem dobrze. A nawet wręcz tragicznie, dlatego poszedłem pod prysznic, gdzie zmyłem z siebie resztki wieczoru.

Myłem się powoli i dokładnie, oddychając trochę spokojniej. Cały czas byłem zestresowany, bo ta sytuacja bardzo na mnie wpłynęła. Czułem się z tym okropnie i nie mogłem na siebie patrzeć w lustrze. Nie chciałem też nigdzie wychodzić ani pokazywać się ludziom, ale... zależało mi na spotkaniu z Ashtonem. To był ktoś taki, do którego cię ciągnie bez większego powodu. Ja po prostu chciałem być obok niego, bo dawał mi poczucie normalności. Tak jak wcześniej pokazał, jest osobą, która potrafi wysłuchać i właśnie tego mi było potrzeba w życiu, chociaż wcześniej nawet nie pomyślałem że tak jest

Umyłem się dokładnie i wyszedłem spod prysznica, by się tym razem nie spóźnić. Dwa razy pod rząd to byłoby o dwa za dużo.

Wytarłem się szybko i nałożyłem na rany na pośladkach i biodrach maść. Trochę też nałożyłem na szyję. Potem tam gdzie byłem czysty i bez ran, nałożyłem balsam, którego już w sumie były resztki.

Poszedłem nagi do pokoju. Otworzyłem szafę i pierwsze co to wybrałem bokserki. Chciałem by było mi wygodnie. Choć piękną, kobiecą bieliznę darzyłem miłością, musiałem od niej odpocząć. Na dodatek, mój tyłek czuł się źle.

Zastanawiałem się co mam założyć. Idę przecież na randkę. Nie ubiorę się w bluzę i dresy. A szkoda.

Wziąłem czarne, ciasne jeansy z rozcięciami po bokach i założyłem je. Obejrzałem się w lustrze, sprawdzając, jak w nich wyglądam. Nie byłem co do nich pewien, jednak w sumie nie miałem lepszej opcji, dlatego wybrałem sobie bluzkę, tym razem na długi rękaw i zasłaniającą mój podrapany brzuch. Poprawiłem spodnie i dodałem do nich pasek, czując że zsuwają mi się z bioder.

Poprawiłem któryś już raz włosy i westchnąłem ciężko, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Nie podobało mi się to co widziałem. Jednak już tak bardzo byłem przyzwyczajony do tego widoku,żea nie wiedziałem co w sobie zmienić. Bałem się zmian w swoim wyglądzie.

Zerknąłem na zegarek i zobaczyłem, że Ashton powinien tu zaraz być. Nie wiem czemu, ale zacząłem się stresować. Nie byłem na żadnej randce od... nigdy. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Czy powinienem mu coś dać? Jakoś specjalnie się zachowywać? Czegoś unikać? Uważać na coś?

Moje myśli jeszcze bardziej nakręcały stres, jaki mnie dopadł. Zacisnąłem na chwilę oczy by się uspokoić. Musiałem się ogarnąć, przecież to nie był powód do takiego panikowania i takiej paranoi.

Wyszedłem z pokoju, po drodze biorąc jeszcze telefon i poszedłem do kuchni, by na uspokojenie napić się wody. Akurat gdy odstawiałem szklankę na suszarkę do naczyń, dzwonek do drzwi zadzwonił i wydawał się aż za głośny, przez co podskoczyłem.

Poprawiłem ostatni raz swoje włosy, które tego dnia przyprawiały mnie wręcz o nerwicę, nie chcąc się poprawnie ułożyć. Poszedłem do drzwi, które niepewnie otworzyłem.

Przede mną stał Ashton, który zaskoczył mnie już swoim wyglądem. Miał na sobie niebieską koszulę włożoną w czarne, garniturowe spodnie. Loki były starannie ułożone, a na twarzy widniał szeroki uśmiech. Przecież jak przy nim wyglądałem jak... jak dziecko. Wychudzone, biedne. Wyglądałem przy nim okropnie. Naprawdę chciałem teraz uciec w głąb domu i nie wychodzić już nigdy. Przygryzłem mocno wargę ze stresu.

Ashton wyciągnął do mnie rękę z wielkim bukietem kwiatów. - Cześć, Luke. Wyglądasz ślicznie. To dla ciebie.

Wziąłem niepewnie kwiaty. Nie mogłem się powstrzymać i zaciągnąłem się ich zapachem. Były śliczne.

- Dziękuję... poczekasz chwilkę? Muszę je wstawić... do wazonu. - poszedłem szybko do kuchni. Wyjąłem jakąś szklankę i napełniłem wodą. Włożyłem tam kwiaty. Odetchnąłem przy okazji jeszcze kilka razy. Naprawdę chciałem, ale nawet nie miałem w co się przebrać. 

Wróciłem niepewnie do Ashtona, który czekał spokojnie na mnie.

- Zabieram cię dzisiaj na wspaniały wieczór. - wystawił w moją stronę dłoń, którą niepewnie przyjąłem. Z lekką ekscytacją, ale i stresem.

***

Ashton's pov

Od samych drzwi, gdy spojrzałem na Luke'a pomyślałem, że wygląda obłędnie. Te ciasne spodnie, które opinały jego zgrabne nogi, ta przylegająca czarna bluzka, rumiana twarzyczka. Wyglądał przepięknie.

Zupełnie inaczej niż w klubie. Fakt, tam wyglądał seksownie, zjawiskowo i bajkowo. Ale teraz? Wyglądał pięknie. Tak zwyczajnie. Miałem wrażenie, że ten widok jest tylko dla mnie.

Uśmiechnąłem się do niego i otworzyłem mu drzwi od strony pasażera, gdy tylko dotarliśmy do mojego auta. Chłopak jeszcze bardziej się zarumienił, co wręcz topiło moje serce.

Wsiadł do auta, od razu zapinając pasy. Z uśmiechem i myślami krążącymi jedynie wokół blondyna, sam wsiadłem do auta.

- Pozwól, że zabiorę cię do kina, a potem pojedziemy na coś dobrego, co ty na to?- Uśmiechnąłem się, a Chłopak patrząc na mnie z lekko błyszczącymi oczyma, pokiwał głową, opierając się o zagłówek.

Tak jak powiedziałem, pojechaliśmy najpierw do kina.

Zaparkowałem na parkingu. Szybko wysiadłem i okrążyłem auto. Otworzyłem Luke'owi drzwi. Chłopaków zaśmiał się cicho i też wysiadł z auta.

- Dziękuję. - uśmiechnął się do mnie. Kolejna rzecz, która była piękna. Jego uśmiech. Cholernie uroczy i niewinny. 

Zamknąłem auto i weszliśmy do środka. Oczywiście, otworzyłem mu drzwi, by wszedł pierwszy, przez co znowu się delikatnie speszył. Wiedziałem, że Luke był zestresowany, ale ja miałem identycznie. Dawno nie byłem na randce z kimś... nowym, obcym. Z Nickiem byliśmy razem cztery i pół roku. Już przyzwyczaiłem się do jego osoby.

Ale fakt, że Luke był bardzo miłą odmianą.

Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać po nim, gdzie mojego byłego narzeczonego dobrze znałem i wiedziałem, co lubi, a czego nie, gdzie chce chodzić, a jakich miejsc nienawidzi. Lubiłem jednak, że teraz mogę tak samo poznać Luke'a i dowiedzieć się wszystkiego o jego randkowych preferencjach.

Poszliśmy razem do lady. Wstrzymywałem się przed kupnem biletów aż do teraz, nie wiedząc, jakie filmy blondyn lubi. Nie chciałem popełnić aż takiej gafy, dlatego zapytałem go, na co z granych teraz filmów chciałby iść.

- Um... a ty...? Co lubisz? Ja się dostosuję. - uśmiechnął się do mnie lekko.

Ten chłopak naprawdę mnie rozbrajał.

- To ty masz zdecydować. Jeśli chciałbyś horror, to pójdziemy na horror. Jeśli chciałbyś na bajkę to idziemy na bajkę. Co tylko chcesz. - uśmiechnąłem się szerzej. 

Odwrócił głowę w stronę plakatów filmowych. Widziałem jak dłużej patrzy na film Mario, jednak wybrał jakiś film sci-fi. Wiedziałem, że chce jak najbardziej się dostosować.

- Na pewno? Bo wiesz... ja Mario zawsze chciałem zobaczyć na wielkim ekranie. - zaśmiałem się cicho. Luke uśmiechnął się delikatnie i jednak zmienił wybór filmu.

Z uśmiechem kupiłem nam bilety, a później popcorn i poszliśmy na salę, idealnie mogąc od razu już wejść. Podczas reklam, co chwilę patrzyłem na blondyna i nie potrafiłem przestać się nim zachwycać. Był niezwykle piękny, taki delikatny i jakby bezbronny. Te niebieskie oczka, cudowne rzęsy, nosek i policzki. To było totalne przeciwieństwo tego co widziałem w klubie.

Przygryzłem wargę, by nie szczerzyć się aż tak i odwróciłem wzrok, bojąc się że mnie przyłapie na tym gapieniu się. Film powoli się zaczynał. Postawiłem idealnie między nas popcorn, by Luke nie wstydził się ich brać ode mnie. Przecież to też było jego.

I tak podczas prawie dwugodzinnego filmu nie skupiałem się prawie na nim. Zerkałem co chwilę na Luke'a, który wydawał się być wciągnięty w bajkę. Najlepszymi momentami to były te, gdy chłopak śmiał się i cieszył. A to cieszyło mnie, bo poznałem już trochę jego historię, dlatego byłem zadowolony że mogę coś zmienić.

Luke's pov

Po udanym seansie, który przysporzył mi wiele frajdy, Ashton zabrał mnie do restauracji.

Widziałem jak cały czas na mnie z uśmiechem zerka. Speszyło mnie to, nie powiem. Jednak widząc jego wielki uśmiech, nie przeszkadzało mi to jakoś. Miałem nadzieję, że był to szczery uśmiech i mężczyzna naprawdę czerpał radość z mojego towarzystwa. 

Dojechaliśmy do restauracji w centrum, w której nigdy chyba nie byłem. Nawet wtedy jak mieszkałem z rodzicami.

Tak jak przed kinem, Ashton i tym razem otworzył mi drzwi od auta i podał mi dłoń, a potem przepuścił mnie w drzwiach do restauracji. W środku było naprawdę zjawiskowo i klimatycznie, a my mieliśmy stolik zarezerwowany wręcz w idealnym miejscu, przy oknie, z widokiem na miasto.

Z nieśmiałym uśmiechem podziękowałem mu kolejny raz już tego wieczora, gdy on odsunął mi krzesło, bym mógł na nim wygodnie usiąść. Czułem się wręcz... dziwnie, Nigdy nikt nie był dla mnie taki, nikt nie był w stosunku do mnie tak kulturalny, a czasami wręcz skrajnie przeciwnie, ale o tym nie chciałem myśląc, będąc na takiej randce z Ashem.

Co mogłem powiedzieć,prócz tego, że każdy taki nawet mały gest przyprawiał mnie o motylki w brzuchu i rumieniec na twarzy?

Kelner przyszedł i podał nam kartę, przy okazji też zaproponował wino, na co Ashton zaprzeczył, ze względu na to, że prowadził autem. Ja również odmówiłem. Nie chciałem się opijać, upijać. Już wystarczy, że piłem w klubie. 

Nie powinienem tyle pić, wiedziałem o tym, ale będąc wręcz osaczonym przez tych wszystkich ludzi, przez tych facetów, alkohol w barze był chyba moim jedynym łatwy. sposobem ucieczki i jedynym ratunkiem.

Wybraliśmy sobie dania, przy czym panowała prawie całkowita cisza między nami, jeszcze raz Ashton zapewnił mnie, że on stawia, więc mogę zamówić co tylko mam ochotę... ale tym razem nie brałem nic co by przekraczało również mój budżet. Jednak nie chciałem go tak chamsko naciągać, więc zaproponowałem byśmy po prostu później zapłacili na pół. W oczekiwaniu na jego steka, a moje risotto, rozmawialiśmy o mojej pracy, o jego, o tym jak minął nam dzień czy jakie mamy plany na weekend.

Później gdy już nasze ciepłe dania trafiły pod nasze nosy, zaczęliśmy ze smakiem jeść, odzywając się tylko czasami.

Wtedy tematem było głównie nasze jedzenie, chwaliliśmy to, co jedliśmy, i kiedy ja po prostu byłem zadowolony, że mogę zjeść coś ciepłego i do tego jeszcze jak smacznego, nie mówiłem tego, chwaląc po prostu smak, bo był dobry, nie mogłem temu zaprzeczyć, chociaż mi smakowałoby cokolwiek, naprawdę. Ashton chwalił to, jak dobrze był przygotowany jego stek, półkrwisty, z idealnie podsmażonymi na grillu warzywami. Nie mogłem zaprzeczyć, że wyglądał smacznie.

Później natomiast popijaliśmy ja swoją herbatę z plasterkiem cytryny, a on lemoniadę. Całe spotkanie minęło już dość szybko, bo już po wypiciu, Ashton poprosił kelnera o czek, który po chwili dostaliśmy. Gdy wyjmowałem pieniądze z kieszeni, Ashton włożył swoją połowę do kieszonki. A przyjemniej tak myślałem, bo jak ją otworzyłem, była tam całą kwota.

- Ale... umówiliśmy się... na pół... - spojrzałem na niego trochę zbity.

- Przemyślałem to. Nie możesz zapłacić. To ja cię zaprosiłem, dlatego ja płacę. - uśmiechnął się do mnie, przez co widać było jego dołeczki.

Przepadłem dla tych dołeczków od razu, jak je tylko zobaczyłem i... zgodziłem się z nim, bo czułem że mężczyzna tak szybko nie odpuści swojego zdania. Od razu widząc moją zgodę, mężczyzna uśmiechnął się szerzej.

- Pójdziemy się przejść?- zaproponował.

Nie miałem nic przeciwko temu więc obaj wstaliśmy ze swoich miejsc i wyszliśmy z restauracji. Dalej Ashton nie odpuszczał i tym razem otworzył przede mną drzwi, wpuszczając mnie przodem. Dalej, mimo tylu razów, wywołało to na moich policzkach rumieniec. Podziękowałem chyba jeszcze ciszej niż poprzednio i poszliśmy chodnikiem.

Na dworze było już prawie ciemno i uliczne lampy oraz szyldy sklepów i innych knajpek przy tej ulicy, dodawały naszemu spacerowi klimatu.

Sprawdziłem godzinę. Zobaczyłem, że ma szczęście mam jeszcze dwie godziny do pracy.

Chodziliśmy po centrum. Mijaliśmy zrelaksowanych ludzi, którzy idą na kolację, jedzą w restauracjach czy idących na zabawę. 

O mało nie zwróciłem uwagi na to jak Ashton delikatnie chwyta moją dłoń. Spojrzałem od razu na niego, a potem na nasze dłonie. Od razu cofnął ją.

- Wybacz... nie wiedziałem czy to będzie okay z tobą... powinienem zapytać... wybacz... - widziałem jak się speszył. Uznałem to nawet za urocze.

Zaśmiałem się cicho i chwyciłem jego dłoń.

Szliśmy dalej przed siebie, jedynie z tą różnicą, że teraz trzymaliśmy się za dłonie i... podobał mi się ten fakt. To było odmienne, ale bardzo miłe uczucie, które w sumie mnie zaskoczyło. Sam fakt, że Ashton chciał trzymać mnie za rękę, była dla mnie szokująca, bo... myślałem raczej, że nikt, poza pracą, nie chciałby dotykać kogoś takiego, jak ja. Nie brzydziło go to...?

Przygryzłem wargę, starając się, by twarzy nie wykrzywił mi grymas, a myśli nie uciekły dalej w tamtą ciemną stronę.

Ale było to chyba nieuniknione, bo chcąc nie chcąc, po zerknięciu na zegarek, przypomniałem sobie, że muszę iść do tej pracy, czego nie chciałem, ale nie miałem wyjścia.

Spojrzałem na Ashtona, który uśmiechał się lekko pod nosem.

- Ja... z chęcią bym kontynuował nasz spacer... nawet do późnej godziny... jednak... muszę niedługo iść do pracy. A muszę jeszcze się ogarnąć. - przygryzłem mocno wargę.

Ashton spojrzał na mnie lekko zawiedziony, ale zatuszował to lekkim uśmiechem.

- Jasne, nie ma problemu. Zawiozę cię do domu.

Pokiwałem głową i oddałem niepewnie uśmiech. Zawróciliśmy i powoli szliśmy w stronę parkingu, na którym stał samochód.

Otworzył mi drzwi od strony pasażera. - Dziękuję. - uśmiechnąłem się i wsiadłem do auta. Zapiąłem pas. Ashton usiadł za kierownicą i po chwili byliśmy w drodze do mojego mieszkanka. 

- Luke...? - mój towarzysz ściszył radio. Uniosłem wzrok znad swoich dłoni na niego. - Nie męczy cię ta praca? Nie chciałbyś z niej zrezygnować?

- Oczywiście, że męczy... - westchnąłem ciężko. Ale nie mogę z niej zrezygnować. Nie teraz... - pokręciłem głową. Dojechaliśmy do mojego mieszkania.

- Wiesz... jeśli byś chciał... albo potrzebował czegoś... możesz na mnie liczyć. - odwrócił się w moją stronę. Uśmiechnąłem się nieprzekonany. - Naprawdę... jeśli byś potrzebował pieniędzy... lub lokum... lub towarzystwa... dzwoń.

- Nie będę brał od ciebie pieniędzy. Ale fakt... towarzystwo się przyda. Zwłaszcza twoje. - uśmiechnąłem się. - W każdym razie, dziękuję za dzisiaj. Było świetnie

***

Ashton's pov

Z Luke'iem wyszedłem na jeszcze kilka randek. Za każdym razem, starałem się, by dać mu poczucie bezpieczeństwa i by dobrze się bawił, by pokazać mu fajne rzeczy.

Z mojej strony, wszystko było idealne, lubiłem spędzać z nim czas i lubiłem tego blondyna coraz bardziej. Wręcz myślałem, że dla niego ruszyłbym niebo i ziemię żeby zapewnić mu to co mu trzeba.

Naprawdę nie zauważyłem jak powoli i mocno zakochiwałem się w nim. Luke był uroczy, śliczny i dzielny. Chciałem by był jak najszczęśliwszy i by miał coś od tego okropnego życia, które tak bardzo go karało.

Po naszej ostatniej randce, zdecydowałem się powiedzieć o nim Calumowi. Chyba nie muszę opowiadać o tym jak w szoku był. Jego oczy przypominały kule do kręgli. Nie mógł uwierzyć, że umawiam się z tym samym chłopakiem, który jeszcze z miesiąc temu tańczył dla nas w klubie. Sam zresztą nie mogłem w to uwierzyć.

Żeby pokazać im wszystkim, że zależy mi, zdecydowałem zaprosić całą trójkę do mnie na kolację.

Jakiś czas temu, w końcu zszedłem z barków Caluma i Mike'a i kupiłem sobie małe mieszkanko, blisko pracy i nie tak daleko od nich samych. Udało mi się trafić wręcz ofertę idealną, bo mieszkanie było zadbane, a właściciel nie chciał za nie dużo, bo zależało mu tylko na szybkim pozbyciu się go. Wtedy zapytałem go wręcz w szoku, dlaczego chce sprzedać takie mieszkanie, dopiero co wyremontowane i do tego z pełnym umeblowaniem, na co odpowiedział, że w życiu są różne sytuacje, nad którymi nie ma się kontroli i jedną z takich sytuacji jest choroba bliskich, w tym przypadku matki. Mężczyzna nie miał wyjścia i rzucił wszystko, by przeprowadzić się do niej, by się nią zaopiekować.

Pomimo mojego współczucia, skorzystałem z okazji. Nawet zdążyłem się nieźle urządzić. Rzeczy z poprzedniego mieszkania, mojego i Nicka, zabrałem, gdy ten był w pracy. Oddałem mu też przy okazji klucze. 

A teraz, stałem w kuchni i mieszałem sos do spaghetti, który już był prawie gotowy. Zerknąłem na godzinę i stwierdziłem, że w każdej chwili mogą już tu być. Stresowałem się tym spotkaniem. Chciałem, by Calum i Mike przyjęli ciepło Luke'a. Naprawdę mi na tym zależało, by Luke w naszej... rodzinie, został zaakceptowany i polubiony.

Nie pomyliłem się i dosłownie po kilku minutach, kiedy doprawiałem jeszcze sos i mieszałem go zestresowny, dzwonek do drzwi zadzwonił głośno. Szybko przykryłem patelnię, wytarłem dłonie i jeszcze poprawiłem swoją koszulkę i włosy. Dzwonek dał o sobie znać jeszcze raz, co wyrwało mnie ze swoich myśli. Poszedłem szybko do drzwi i otworzyłem je z lekkim uśmiechem.

Przed drzwiami stał Luke, ubrany w szerokie spodnie i top z długim rękawem w brudnym odcieniu różu. Uśmiechnąłem się szerzej i zaprosiłem go do środka, robiąc miejsce w przejściu.

- Pięknie wyglądasz. - uśmiechnąłem się i pocałowałam jego policzek.

- Dziękuję. - widziałem rumieńce na jego policzkach. Uśmiechałem się jak wariat. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. - Wziąłem... wziąłem dzisiaj wolne w pracy, by... nie zrywać się tak szybko...

Patrzyłem na niego oniemiały. Luke mi zdradził dość sporo sytuacji ze swojego życia. Między innymi, że nie mógł odpuścić sobie dnia pracy, bo w każdym dniu mógł zarobić i kupić przynajmniej bułki. A teraz? Teraz stał w moim mieszkanku i mówił, że wziął wolne.

- Nie musiałeś tego robić... - podszedłem do niego. Delikatnie złapałem za jego dłonie.

- Ale zrobiłem. To nic takiego... to tylko jeden wieczór. - uśmiechnął się delikatnie. Zauważyłem też, że od naszego pierwszego spotkania, Luke częściej się uśmiechał.

Odwzajemniłem uśmiech szeroko, prowadząc go do kuchni. Od razu chłopak zaciągnął się zapachem sosu. 

- O boże, jak pysznie pachnie. - zachwycił się, podnosząc pokrywkę, by poczuć ten zapach lepiej i wyraźniej. Na jego twarzy był wręcz błogi uśmiech.

Po chwili ponownie zadzwonił dzwonek. Przygryzłem wargę zdenerwowany, i poszedłem otworzyć chłopakom. Przytuliłem ich na przywitanie i zaprosiłem do środka. To był pierwszy raz kiedy byli u mnie na dłużej niż tylko przelotnie, więc zaczęli się rozglądać i chwalić jak się urządziłem.

Poszliśmy do kuchni, gdzie dość nieśmiało stał Luke. Wyginał swoje palce w różne strony. Wyglądał teraz jak przestraszony dzieciaczek, co mnie wręcz rozczuliło.

Uśmiechnąłem się i stanąłem obok niego.

- Chłopaki... to Luke. - uśmiechnąłem się. - Luke... to Calum i Michael. Moi przyjaciele.

Calum jako pierwszy wystawił do niego dłoń. Luke przywitał się cicho z lekkim uśmiechem. To samo zrobił z Michaelem. 

Sam nie dziwiłem się dlaczego Luke jest taki nieśmiały. Nie dość, że to moi najbliżsi przyjaciele- chciał zrobić dobre wrażenie, to na dodatek obaj byli dość dużymi i wysokimi facetami.

Sprawiali wrażenie silnych i poważnych. Jakby każdy zły ruch przy nich, mógł się skończyć ich złością. Obaj chodzili na siłownię (choć Mike ostatnio dalej nie miał na nic czasu, zajmując się tylko pracą). Jednak uśmiechali się przyjaźnie do Hemmingsa, na pewno chcąc, by czuł się komfortowo.

-Już możemy jeść. - uśmiechnąłem się. Zacząłem nam nakładać. Mike od razu podszedł do mnie zadowolony.

-Moje ulubione, najlepsze co umiesz ugotować.

-Jedyne co umie! - parsknął Calum. Przewróciłem oczami i zaniosłem talerze, wszystkie cztery na raz, na stół.

Ciekawostką o mnie było to, że przez kilka lat, jakoś od siedemnastu, może do dwudziestu, pracowałem jako kelner w restauracji i często popisywałem się swoimi kelnerskimi umiejętnościami

- Siadajcie już, naprawdę... - parsknąłem. Postawiłem talerze na stole. Poszedłem jeszcze po szklanki na sok. Mike i Cal usiedli obok siebie z uśmiechem i wielkim apetytem.

Luke dalej onieśmielony stał w kuchni. Objąłem go lekko w talii. - Chodź do stołu. - uśmiechnąłem się do niego pokrzepiająco i poprowadziłam go do chłopaków. Usiedliśmy naprzeciwko nich, wcześniej rostawiłem nam szklanki.

Mike od razu z zadowoleniem zaczął jeść, a Calum nalał sobie soku.

Zerknąłem na Luke'a. Widziałem jak niepewnie chwyta za widelce i zaczyna jeść. uśmiechnąłem się pod nosem. Kochałem gotować dla kogoś, a zwłaszcza dla kogoś mi bliskiego. Dla kogoś z kim łączy mnie silne uczucie. I takim kimś był teraz Luke.

Sam też zacząłem jeść.

Trwaliśmy przez chwilę w ciszy. Każdy był zajęty swoją porcją.

W końcu odezwał się Mike.

-Parę miesięcy temu tańczyłeś przed nami prawie nago, a teraz Ashton nam cię przedstawia jako swojego chłopaka i jeszcze siedzimy i razem jemy spaghetti... zajebiste swoją drogą.

-Mike! - Calum wyglądał, jakby chciał go dosłownie zdzielić po głowie. Patrzył na niego wymownie, a potem spojrzał na jeszcze bardziej zawstydzonego blondyna, którego policzki były całe czerwone. - Przepraszam za niego... to cymbał. - westchnął.

- Tak... jasne... - odpowiedział nieśmiało. Widać było z kilometra, że poczuł się z tym dość nieswojo. W tym momencie miałem ochotę zabić Michaela. Patrzyłem na niego gniewnie i z jawną irytacją. 

Mike zauważył mój wzrok, a potem zerknął na Luke'a, który siedział bardziej skulony.

- To tylko żarty... nie miałem nic złego na myśli.

-Okej... nie szkodzi. - wymusił lekki uśmiech. Złapałem za jego dłoń pod stołem. Chciałem mu jakoś dodać otuchy i pewności siebie w tej sytuacji.

- Wybacz, Luke. Michael już tak ma. Nie wie kiedy się odezwać. - pogłaskałem jego dłoń

- Ej! Wymsknęło mi się po prostu. - przewrócił oczami. - Calum, nie będziesz mnie bronił?

- Nie. - wymamrotał mulat, jedząc swoje danie. Tą odpowiedzią wywołał cichy śmiech Luke'a. Uśmiechnąłem się od razu.

-Hej, chcemy cię poznać. Ashton dosłownie nic nam o tobie nie powiedział, mogę nawet powiedzieć, że ciebie przed nami ukrywał! To nie fair. - zaśmiał się Mike, chcąc chyba zrekompensować mu swój pierwszy błąd i przy okazji, przerwać niekomfortową ciszę.

- Nie powiedziałeś o mnie... no wiesz... - Luke zaczepnie szturchnął mnie. Zaśmiałem się cicho, a na moich policzkach pojawił się wstydliwy rumieniec.

- No... tak wyszło. Wolałem to zrobić tak... oficjalniej. - uśmiechnąłem się.

Uśmiechnął się do mnie delikatnie i spojrzał na chłopaków. - Nie wiem co mówić.. nie jestem zbytnio ciekawy, naprawdę... No ale mam dwóch starszych braci... już długo pracuję gdzie pracuje... i wcale nie jest tak fajnie jak wygląda z zewnątrz - westchnął, ale zaśmiał się cicho, nie chcąc pewnie wyglądać, jakby się żalił.

- To pewnie... trudna robota. - mruknął Calum, a Luke pokiwał lekko głową, dłubiąc w swoim talerzu. 

- Wydawać by się mogło, że w takiej pracy zarabia się kokosy, serio, ale... u nie to zależy od szefa, czasami wcale nie chce mi dać tego, co zarobiłem, ani tych napiwków ze sceny... Zresztą nie tylko w tym on jest... słabym szefem?- westchnął. - Według niego jestesmy jego własnością... i nawet... jakbym chciał, nie uda mi się wyrwać z tego klubu tak łatwo jak sobie mozna wyobrażać.

- Jak... jak tam trafiłeś? Jeśli nie chcesz to nie mów, ale... wydajesz się sporo młodszy od nas. - Calum w końcu przestał całej swojej uwagi skupiać na jedzeniu.

- No... potrzebowałem gotówki. Jak jest się młodym... w niewielu miejscach można pracować. - wzruszył ramionami. Przygryzł delikatnie wargę.

Ścisnąłem mocniej jego dłoń. - Kochanie, to żaden wstyd, pamiętaj. - uśmiechnąłem się. - nikt cię tutaj nie ocenia.

To chyba pierwszy raz jak nazwałem Luke'a w ten sposób. I spodobało mi się to cholernie. Miałem nadzieję, że jemu też.

Ale chyba tak było, bo uśmiechnął się lekko w moją stronę i pokiwał powoli głową. 

- Musiałeś być jeszcze dzieckiem... dosłownie. To... ohydne i okropne, że ktoś dał ci właśnie taką pracę.

- Takie jest życie... - westchnął cicho. - nie mogę na razie nic z tym zrobić. Ale... jakoś idzie.

- Jeśli mogę zapytać... ile miałeś lat? - zapytał Mike.

- Szesnaście. - powiedział. Cal i Mike spojrzeli na siebie wręcz przerażeni. Fakt, to było okropne mieć świadomość, że takie rzeczy dzieją się na świecie. Że tak młodzi ludzie są wykorzystywani do prostytucji, tylko dlatego, że chcieliby przeżyć.

- To... bardzo mało... - wymamrotał Calum. Michael pokiwał głową.

Wzruszył znowu ramionami, jeszcze bardziej grzebiąc w jedzeniu. Patrzyłem na niego z troską.

-Mike, Calum, wasza kolej, opowiedzcie o sobie, bo to jest jeszcze bardziej nie fair, on też nie wie o was niczego. - mruknąłem z lekkim, niepewnym uśmiechem. Wziąłem sprawy w swoje ręce i chciałem już zmienić temat i odciągnąć uwagę od Luke'a, który wyglądał już powoli, jakby nie chciał tutaj być i odpowiadać na pytania, przez które musiał znowu przypominać sobie to wszystko.

Wiedziałem już, że to był dla niego trudny temat, sam powiedział mi, że nigdy nikomu nie mówił o tym, jak wygląda jego życie i jak ciężko w nim jest, dlatego nie chciałem już dłużej by go męczyli.

- Oj założę się, że ty powiedziałeś mu o nas wszystko. - zaśmiał się Mike. - No ale dobrze... no więc jestem architektem. Na razie może nie jakimś wielkim, ale pracuję gdzieś z boku nad tym, żeby założyć własną firmę.  

- A ja... w sumie czasami pomagam Mike'owi, ale głównie prowadzę galerię sztuki. Wystawy, jakieś wycieczki i tak dalej, to moja specjalność. - uśmiechnął się pod nosem.

- Calum jest szefem szefów. - zaśmiał się Clifford. Hood pokręcił głową.

- Wcale nie, ale to nie ważne, Michael po prostu ma różne fantazje. - spojrzał na niego, unosząc brwi ze śmiechem i zjadł trochę swojego spaghetti.

- Oczywiście. - zaśmiał się. - To tylko fantazja. A szefem szefów jestem ja. - obaj się zaśmiali. Luke uśmiechnął się delikatnie.

Próbowałem jakoś pociągnąć rozmowę, zadawałem im pytania, chłopaki odpowiadali. Po czasie nawet Luke był bardziej otwarty i ciekawy. Dopytywał chłopaków o ich pracę. A zwłaszcza Caluma o pracę w galerii sztuki. I co poznałem o Luke'u nowego to to, że jak jeszcze mieszkał w rodzinnym domu, interesował się sztuką. Lubił zwiedzać różne muzea czy galerie. 

Oparłem głowę na dłoni i patrzyłem na Luke'a, który rozmawiał zawzięcie z Calumem o jakichś malarzach? Nie wiem. Nie byłem pewien, nie słuchałem zbytnio. Patrzyłem na twarz blondyna, która z minuty na minutę coraz bardziej lśniła, a jego uśmiech, tak jak pewność siebie, zwiększały się.

To było dla mnie jak miód na serce, naprawdę. Cieszyłem się, że Luke widocznie został przez moich przyjaciół przyjęty, mało tego, on sam ich polubił, a szczególnie Caluma, czego... w sumie się spodziewałem. Uśmiechnąłem się pod nosem i całkiem zapomniałem o swoim spaghetti, więc kiedy wszyscy zjedli swoje porcje, ja miałem jeszcze sporo na talerzu.

Ocknąłem się, gdy Luke poczuł, jak sie na niego gapię, i zerknął na mnie z lekkim, ale też nieśmiałym uśmiechem. Odwzajemniłem go, z delikatnym różem, wychodzącym na moje policzki i zwróciłem swoje zainteresowanie znowu na talerz, powoli kończąc jedzenie.

-Wiecie co? Musicie wpaść za tydzień do mnie do galerii, bo mamy zaplanowaną najnowszą wystawę. Będą obrazy i rzeźby, głównie studentów z uniwersytetu, z którym współpracujemy, a obiecuję ci Luke, oni są świetni, na pewno ci się spodobają ich dzieła. Temat to "wnętrze", co może być... naprawdę chaotyczne i na pewno pojawią się, różne ciekawe interpretacje tematu, w sumie jak co roku, kiedy rzucamy im jakiś temat, oni wręcz rozwalają system, dosłownie. Bilety się wyprzedają jak świeże bułeczki i drzwi się nie zamykają. - zaśmiał się Hood. Zdecydowanie był już w swoim świecie, zabierając ze sobą Luke'a i... ciesząc się w sumie razem z nim. To było dla mnie wręcz niesamowite uczucie, kiedy rozmawiali tak razem, bez żadnego problemu, tak luźno i spokojnie.

Luke spojrzał na mnie, jakby szukając odpowiedzi, na to zaproszenie. Wzruszyłem ramionami, z szerokim uśmiechem i kiwnąłem mu głową, by szedł w to, jeśli naprawdę go to interesuje. Jego uśmiech poszerzył się i również Hemmings pokiwał głową, zgadzając się przyjść. 

- Dam wam niedługo bilety, przyjdźcie razem, naprawdę obiecuję, że warto. - uśmiechnął się Mulat, patrząc na mnie i Luke'a. Przygryzłem wargę. Luke, naprawdę był zadowolony, ścisnął moją dłoń. Wręcz rozpływałem się, widząc jego radość

- A... ile to będzie kosztować? Ile dla ciebie? - spytał od razu Luke, wyjmując już jakąś małą portmonetkę ze spodni. Mimowolnie zerknąłem na nią. Była ona skórzana, czerwona i bardzo porwana. Widać, że Luke miał ją od dłuższego czasu.

- Coś ty. Nic. - uśmiechnął się. - Zrób po prostu mi tą przyjemność i przyjdźcie z Ashtonem. Będzie mi bardzo miło jak przyjmiesz to bez dawania mi nic w zamian.

Luke patrzył na chwilę na niego skołowany i po chwili schował portfel. - No... dobrze. Dziękuję bardzo.

Hood uśmiechnął się szeroko i wstał od stołu. Zaczął zbierać po nas brudne talerze i wynosił je do kuchni. Spojrzałem na niego poirytowany, bo co on sobie myślał? Będąc gościem, sprzątał? Jak to stawiało mnie, gospodarza w takiej sytuacji? Westchnąłem i również się podniosłem, a potem poszedłem za nim. Mike widocznie też już zdążył się rozgościć w moim mieszkaniu i poszedł do salonu, zabierając ze sobą Luke'a. Słyszałem jak próbuje go zagadać i lepiej poznać, ale też pozwolić blondynowi poznać jego.

Podszedłem do Hooda, który już stał przy zlewie i zmywał po nas naczynia. Westchnąłem wręcz jak męcznnik widząc go w takiej pozycji.

- Co ty wyprawiasz, co? - zaśmiałem się. - Jesteś gościem, więc gość się. Jakbyś nie wiedział, goście nie zmywają brudnych garów. - uniosłem ze śmiechem brwi.

- Przyjdziesz z Luke'iem w piątek do galerii? - spojrzał na mnie, uśmiechając się... hm, zagadkowo, jak dla mnie. Czułem już, że coś knuje, ale nie wiedziałem jeszcze co. Chociaż, chyba miałem się właśnie dowiedzieć.

- No przyjdę... zapłacę ci za bilety, nie możesz przecież nam to stawiać z własnej kieszeni, nie możecie ponosić takich strat... przeleję ci na konto, jeśli o to chcesz się upewnić. - zacząłem, ale on parsknął głośno i pokręcił od razu głową.

- Nie. Spokojnie, i tak dostajemy bilety dla bliskich, normalnie pewnie dałbym je Michaelowi, by zabrał Karen, ale... mam pomysł. Co byś powiedział, jakbym powiedział ci, że zapewnię ci urocze miejsce na randkę z Luke'iem? - uśmiechnął się szerzej i chyba nawet bardziej zagadkowo niż przedtem. - Polubiłem go... to fajny chłopak... i chcę trochę pobawić się w amorka albo jakiegoś innego... wujka swatkę. Wszystko zostaw mnie, od ciebie potrzebuję tylko zgody. A reszta to całkowita niespodzianka. Wchodzisz w to? 

Mulat żartobliwie wyciągnął w moją stronę dłoń. Co innego mógłbym zrobić, jak uścisnąć ją i... kolejny raz pozwolić mu zaplanować coś dla mnie? Przecież wiedziałem, że gdy on coś zrobi, jest to idealne, więc jak mogłem mu nie zaufać?

***

Piątek nadszedł błyskawicznie, nim się obejrzałem, prasowałem już koszulę w małe, niebieskie kropeczki, którą chciałem założyć na ten wieczór. Stresowałem się chyba nawet bardziej niż tamtego wieczoru, kiedy zaprosiłem jego i przyjaciół do siebie.

Nie wiedziałem, co dokładnie nas czeka już w galerii sztuki. Tak samo jak Luke, również i ja miałem mieć całkowitą niespodziankę na ten wieczór. Znałem tylko godzinę otwarcia wystawy, adres galerii i.. miałem dwa, zgrabne, wydrukowane na grubym papierze bilety, na których były te same informacje, które dostałem od Caluma. Czyli wiedziałem bardzo niewiele. Czy naprawdę mogłem zaufać Hoodowi w takiej sytuacji? Pozwolić mu... zaaranżować sobie i Hemmingsowi randkę? Nie wiedziałem, ale... głównie dla Luke'a i tego, by mógł obejrzeć wystawę, którą tak się ekscytował, wtedy zgodziłem się na wszystko, co tylko Hood sobie wymyśli.

Założyłem jeszcze ciepłą od żelazka koszulę i od razu poprawiłem ją, by było idealnie. Musiało być idealnie. Przygryzłem wargę, patrząc się w swoje odbicie. Wziąłem muszkę i krawat i po kolei, przystawiałem je sobie do szyi. Co wybrać? A może lepiej sobie odpuścić? Odrzuciłem oba dodatki i zamiast tego poprawiłem ostatni raz włosy.

Musiałem zacząć się streszczać, więc szybko psiknąłem się jeszcze perfumami i wyszedłem z pokoju, a później również z mieszkania.

Poszedłem szybkim spacerkiem w stronę mieszkania Luke'a. Co chwilę sprawdzałem godzinę, ale miałem jeszcze czas, chociaż i tak bardzo się stresowałem, tym, co z tego wszystkiego wyjdzie.

Doszedłem do jego mieszkania. Wszedłem po stromych schodach na odpowiednie piętro i zapukałem do jego drzwi.

Usłyszałem po chwili kroki. Drzwi się otworzyły i zobaczyłem blondyna, który wyglądał jeszcze piękniej niż to możliwe.

Patrzyłem na niego praktycznie oniemiały, zaparło mi dech w piersi, bo... jeszcze nie widziałem Luke'a tak wystrojonego, tak eleganckiego i tak... pięknego. Jego codzienny styl, który obejmował przeważnie topy i szerokie spodnie, teraz został zastąpiony przez jasnoróżową koszulę, z kilkoma, niezapiętymi u góry guzikami, ale również z przewiązanym luźno krawatem oraz z czarnymi eleganckimi, materiałowymi spodniami, które trzymał gruby, skórzany pasek.

Uśmiechnąłem się pod nosem. - Hej... wyglądasz naprawdę cudownie. - patrzyłem na niego, kiedy zakładał buty i wiązał w nich sznurówki. Gdy wstał i stanął przede mną, przyjrzał mi się z chyba równym zachwytem co chwilę temu ja właśnie jemu.

Nieśmiały uśmiech wystąpił na jego usta. - Wow. Im częściej widzę cię w koszulach, tym bardziej mi się to podoba... wyglądasz niesamowicie... - westchnął ze śmiechem, chwytając z szerszym, i pewniejszym uśmiechem za moją dłoń, wystawioną w jego stronę. 

- Dziękuję ci bardzo. - uśmiechnąłem się. Wyszedł z domu i zamknął go na klucz. Zeszliśmy na dół i już byliśmy w drodze do galerii. Uśmiechałem się lekko. Nie mogłem się napatrzeć na tego, pięknego chłopaka obok mnie. Z dnia na dzień robił na mnie coraz większe wrażenie. A po sytuacji w klubie nie wiedziałem, że tak się da.

***

Luke's pov

Już godzinę chodziliśmy z Ashtonem po galerii sztuki. Nie dość, że dzieła studentów uniwersytetu były zapierające dech w piersiach to jeszcze te całe miejsce było cholernie eleganckie.

Czułem się jak w prawdziwym pałacu.

Przez cały też czas nie natknęliśmy się na Caluma. Może tylko z raz mi mignął gdzieś przy jakiejś rzeźbie. Przybliżyłem się do Ashtona, oglądającego jeden z obrazów. Patrzyłem wraz z nim na dzieło i miałem wrażenie, że dosłownie się ono wdziera we mnie, było takie cudowne, takie... chwytające za zmysły. Naprawdę niesamowite. 

- Podoba ci się...?- zapytałem cicho, nie mogąc wręcz oderwać wzroku od tego obrazu. Nie byłem nawet w stu procentach pewien, co dokładnie przedstawia. Wyglądało mi to na wnętrze wulkanu? Ale mogło to być zupełnie co innego. Dziura ziejąca ogniem i lawą, jakby wciąga odbiorcę do środka i tym samym... wchodziła ci prosto w głowę, w duszę. Możliwe, że przesadzałem, ale... czy to miało znaczenie?

W końcu spojrzałem na Ashtona. On też odwrócił w moją stronę głowę.

- Podoba... ale nie rozumiem, co to. - zaśmiał się cicho, jakby nieśmiało, kątem oka zerkając ponownie na dzieło przed nami.

- Sam nie wiem... dla mnie to coś ognistego... może wulkan... a może jakieś zaświaty? - mruknąłem, wzruszając ramionami. Chciałem już przejść dalej, ale obok nas pojawił się Hood we własnej osobie. W koszuli, marynarce i idealnie zaprasowanych garniturowych spodniach, z muszką przewiązaną przy szyi. Wyglądał, jak wszyscy tutaj, zjawiskowo. Zdecydowanie ta wystawa była wyjątkowa i elegancka.

- I Jak wam się podoba? - zapytał po przywitaniu.

- Jest boska. Jest tutaj tak wiele talentów... te rzeźby, obrazy... jestem pod wrażeniem. - uśmiechnąłem się nieśmiało. Calum uśmiechnął się szerzej i pokiwał głową.

- Zgodzę się. Co wystawa to te prace są coraz piękniejsze. Ale teraz nie o tym. Mam dla was małą niespodziankę.

Uniosłem lekko brew. Popatrzyłem na Ashtona. On za to pokręcił głową.

Calum zaprowadził nas w zupełnie inne miejsce. Z dala od całego hałasu i zgiełku. Szliśmy korytarzami, gdzie było wręcz pusto. Słyszeliśmy jedynie przytłumione głosy, dochodzące z sali, na której wcześniej byliśmy, i nasze kroki, aż w końcu Calum otworzył przed nami jedne z drzwi. 

Zaprosił nas gestem dłoni do środka, uśmiechając się pod nosem. Przygryzłem wargę, kiedy Ashton przepuścił mnie przed sobą. Wszedłem powoli pierwszy, do jak się okazało, jednej z innych sal, gdzie również były wystawy. Na ścianach wisiały piękne obrazy, a na piedestałach były wystawione różne rzeźby i konstrukcje.

Calum wziął z małego, przykrytego obrusem stoliczka butelkę szampana i rozlał nam do wysokich kieliszków. Nie zwracałem jednak na niego uwagi, obserwując wszystko dookoła. Byłem w szoku, i kolejny raz tego wieczoru zaparło mi dech w piersi.

Nagle wszystko stało się jeszcze cudowniejsze, gdy górne światła zgasły, a zamiast tego zapaliły się lampeczki, porozwieszane pod sufitem, przy obrazach, czy rzeźbach, robiąc naprawdę bajkowy klimat.

Jeden z dwóch kieliszków trafił w moją dłoń. Odwróciłem się znowu do nich z lekkim, zachwyconym uśmiechem.

- Zostawiam was. Bawcie się dobrze. - Calum z lekkim uśmiechem wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. 

- Wiedziałeś...? - szepnąłem do Ashtona. Patrzyłem na niego z iskierkami w oczach. Odwrócił wzrok z jeden z konstrukcji. Uśmiechnął się i pokręcił głową..

- Nie... nie wiedziałem... - patrzył na mnie cały czas z uśmiechem. Podszedł do mnie i złapał delikatnie moją dłoń. - Ale możemy skorzystać. - poprowadził nas na dziecięce pufy. Usiadłem na jednej z nich, a Ashton usiadł obok.

Patrzyłem na to pomieszczenie, rozglądałem się.

-Może wznieśmy toast, jak już mamy szampana. - zaśmiał się cicho, a ja kiwnąłem głową z lekkim uśmiechem, zerkając na niego.- To może... skoro to nasza randka, wypijmy za nas. - powiedział i jego niepewność, rozczuliła mnie. Z szerszym uśmiechem, sam lekko zawstydzony... ale również zachwycony, pokiwałem głową. Stuknęliśmy się więc kieliszkami.

Obaj napiliśmy się alkoholu. Od razu poczułem miłe mrowienie przez bąbelki. W tym otoczeniu, z kimś takim jak Ashton, to wszystko wydało mi się jeszcze lepsze.

- Jak podobała ci się wystawa?

- Bardzo. Bardzo mi się podobała. Pierwszy raz byłem w tak... bogatym... miejscu. - uśmiechnąłem się zawstydzony. - Zawsze to były muzea raczej... inne. Znacznie mniejsze i nie tak pięknie urządzone i eleganckie. - spojrzałem na kieliszek. - A tobie?

- Wiesz... nie znam się tak na sztuce. - zaśmiał się cicho.

- To dlaczego... przyszedłeś ze mną? Wiesz, że zrozumiałbym. 

- W tym rzecz. Chciałem spędzić z tobą czas. - uśmiechnął się. Od razu spojrzałem na niego. Zarumieniłem się delikatnie. Czułem się naprawdę dla niego ważny, skoro robił coś dla mnie, nawet jeśli może tego nie lubił... a to było dla mnie czymś zupełnie nowym, tak jak większość rzeczy z nim związanych. Miłe uczucie, jakby ciepło, rozlało mi się na sercu.

- Naprawdę...? - wymamrotałem cicho, powoli znowu uśmiechając się delikatnie. Ashton pokiwał głową, pijąc odrobinę szampana ze swojego kieliszka. - Musisz żartować. To nie może być prawda. - mruknąłem, patrząc na niego, bo chociaż to co powiedział, sprawiło że znowu poczułem się... doceniony, ważny, to przecież dalej byłem tylko Luke'iem Hemmingsem, który przecież nie ma nikomu nic do zaoferowania, oczywiście oprócz swojego ciała. Dlatego za każdym razem, gdy Ashton mówił rób robił coś, co pokazywało zupełnie coś odwrotnego, nie potrafiłem mu uwierzyć.

- Nie żartuje, Luke. - jego wzrok obleciał całą moją twarz i na koniec zatrzymał się na moich oczach. Z trudem nie odwróciłem wzroku, kompletnie zawstydzony. Zarumieniłem się jeszcze bardziej, przez jego słowa, i przez to jak patrzył w moje oczy. Przygryzłem lekko wargę, nie wiedząc co powiedzieć. 

- Chciałem z tobą spędzić czas, bo... bardzo to lubię, lubię twoje towarzystwo... i podobasz mi się... - dodał, na co nie tylko moje policzki, ale też cała moja twarz i szyja pokryły się rumieńcem.

- Co ty wygadujesz... Ashton. - zaśmiałem się cicho, dalej nie wierząc że jego słowa mogą być prawdziwe. Może mogłem mu się podobać, wiedziałem, że podobam się mężczyznom... kobietom również, ale lubić moje towarzystwo? Lubić je nie dlatego, że z nim sypiam a dlatego że... spędzam z nim czas? To była dla mnie wręcz nieosiągalna myśl, nigdy bym, się na nią nie zdobył i nie odważył.

- Mówię co czuję. Nie wiedziałem, że po zerwaniu z Nickolasem się zakocham tak szybko. Że w ogóle się zakocham. Ale od początku tego klubu... cholera, Luke... - pokręcił głową. Patrzyłem na niego oniemiały. - Nikt nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. Najpierw o twoim ciele, naszym seksie... a potem po randce... o twoich oczkach, nosku czy nikłych piegach. A teraz nie mogę przestać myśleć o twoich coraz szerszym uśmiechu. Zakochuję się w tobie coraz bardziej i nic nie mogę na to poradzić. - spuścił wzrok na swój kieliszek szampana.

Nie wiedziałem co mam zrobić. To naprawdę było nierealne.

- Nie musisz mi dawać znać teraz... po prostu... chcę byś wiedział, że chcę być z tobą. Chcę ci zapewnić większy luksus niż masz teraz. Chcę się tobą zaopiekować. Chcę dać ci wszystko to czego zapragniesz. - złapał mnie delikatnie za dłoń, patrząc mi głęboko w oczy. - Jeśli tylko mi na to pozwolisz.

***

- No... to już wszystko. - uśmiechnąłem się, praktycznie sam siebie. Odłożyłem swoją torbę na bok i odwróciłem do go Ashtona. 

- No, nie powiem, zmachaliśmy się cholernie. Raptem dwie torby i jeden karton. - zaśmiał się głośno i podszedł bliżej, by objąć moją talię.

Zaśmiałem się cichutko i rozejrzałem się po naszym salonie. Ashton powiedział, że mogę wprowadzić tutaj każdą zmianę jaką sobie zażyczę odkąd się wprowadzę, czyli właśnie od dzisiaj. Ale dla mnie mieszkanie As- nasze, było idealne. Nie za małe, ale nie za duże.

Minęły trzy miesiące od naszej rozmowy w galerii sztuki. I boże, to były intensywne, ale najszczęśliwsze miesiące mojego życia. A nie wiedziałem, że może być jeszcze lepiej.

Nie zgodziłem się od razu na związek z Ashtonem. Chciałem, by nasza relacja rozwijała się powoli, co Ashtonowi w ogóle nie przeszkadzało. Ale fakt, że nie mógł patrzeć na to jak ja mieszkam, dlatego nalegał na przeprowadzkę.

A jak lepiej poznać człowieka szybciej i bardziej, każde jego dziwadztwa i zalety, jak mieszkając razem? Zgodziłem się chociaż oczywiście miałem wątpliwości, ale teraz, kiedy już wnieśliśmy moje rzeczy, bardzo skromne, odetchnąłem i nie mogłem przestać się uśmiechać, przytulając się do jego klatki. 

- Zrobiłem ci miejsce w szafie... i opróżniłem szufladę w łazience. - wymamrotał z uśmiechem. Spojrzałem na niego rozczulony.

- Dziękuję... ale nie mam tyle rzeczy by zająć całą szufladę.- zaśmiałem się, lekko zawstydzony. Ale mając swoją dawną klitkę, rozlatującą sie wręcz przy każdym dotknięciu, nie przykładałem wagi do przedmiotów, miałem kilka najpotrzebniejszych kosmetyków, jak pasta do zębów, szczoteczka czy jakiś krem do twarzy, a z ciuchów, wszystkie swoje ubrania mogłem zmieścić w dwóch torbach. Nie miałem gdzie się stroić, większość czasu spędzałem w klubie, lub w łóżku śpiąc, więc nie potrzebowałem całej szafy ubrań.

- Nie szkodzi, ale jest twoja. Jak wszystko tutaj... możesz się rozpakować gdzie tylko chcesz. - jego uśmiech sprawił, że wręcz się rozpłynąłem, mocniej wciskając się w jego ciało.

Powoli wszystko w moim życiu w końcu się układało. Miałem cudowny związek, w końcu piękne i przytulne mieszkanie i w końcu zrezygnowałem z klubu.

Dwa miesiące temu, rozmawiałem z Ashtonem. Powoli już wkroczyliśmy etap związku, a ja się czułem okropnie z tym, że co wieczór tańczyłem prawie nago dla obcych mężczyzn. Jednak moim problemem było to, że nie wiedziałem jak z tego zrezygnować. A dzięki Ashtonowi pozbyłem się problemu w mgnieniu oka. Poszedł ze mną do klubu i postraszył ich, że zatrudniają nieletnich.

Richard bardzo nie chciał bym odchodził, bo tym samym pozbył się swojego najlepszego źródła zarobku, ale groźby Ashton szybko zmusiły go do zwolnienia mnie. Wiadomo, miał swoje wymówki, był w tej branży tyle lat, że chyba dobrze wiedział co mówić, ale żadne jego tłumaczenia, że "teraz Luke jest już pełnoletni" i inne, nic nie dały i w końcu... w końcu byłem WOLNY i szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy.

Jeszcze mocniej wtuliłem się w mojego mężczyznę. Myśląc o tym wszystkim nie mogłem powstrzymać małych łzek w kącikach oczu, łez szczęścia, bo naprawiając swoje życie obiecałem sobie, że już nie będę płakał z innego powodu jak szczęście.

Uniosłem głowę i pocałowałem Ashtona tak czule, jak tylko było mnie na to stać... a ostatnio, było mnie stać na wiele czułych rzeczy. Chciałem tak trwać już na zawsze, nie obchodziły mnie moje graty, rozrzucone po salonie, ani rozpakowywanie ich, mógłbym tutaj zostać na zawsze i dalej całować usta Irwina i przyulać go mocno, bo teraz czułem się najszczęśliwszy i wiedziałem że byłem z nim bezpieczny, nic mi nie mogło grozić, gdy byłem w ramionach Ashtona Irwina.

Uśmiechnąłem się pod nosem, jednak nie mogłem spędzić wieczności w takiej pozycji, bo do naszych drzwi zadzwonił dzwonek i nim się obejrzeliśmy, bez żadnego pozwolenia, Mike i Calum, znaleźli się w naszym salonie z butelką wina i małą torebeczką.

Więc usiedliśmy razem na kanapie, pijąc wino, oglądaliśmy teleturnieje w telewizji i wspominaliśmy. Znaczy oni wspominali, a ja słuchałem i śmiałem się wraz z nimi z ich historii, jakie wspólnie przeżywali przez tyle lat znajomości. 

Dlaczego przyszli? Dlaczego wparowali nam do salonu i zaczęli nas rozpijać winem? To było proste, po pierwsze, chcieli przywitać mnie w mieszkaniu i świętować nasz kolejny ważny krok w wspólnym życiu razem, ale też po drugie, chcieli się z nami pożegnać.

W końcu znaleźli chwilę dla siebie i wyjeżdżali na wymarzone i zasłużone wakacje. Kibicowałem im... znając od Ashtona sekrety tego, co na tych wakacjach miało się wydarzyć z planów Michaela, więc żegnając się z nimi, miałem nadzieję, że wrócą nie tyle wypoczęci co jeszcze bardziej szczęśliwi i zakochani.

***

Michael's pov

Spakowałem ostatnią naszą walizkę do bagażnika i z uśmiechem spojrzałem na Caluma, kiedy on sam się zamykał za naszymi plecami.

- Gotowy na wakacje?- uśmiechnąłem się szerzej, kiedy on, zaspany, w swoim najwygodniejszym dresie, z roztrzepanymi włosami, stał na podjeździe, przytulając jeszcze swoją poduszkę.

- Yhym... ale czy koniecznie musieliśmy wstawać o 2...? - wymamrotał i ziewnął głośno. Zaśmiałem się głupio, otwierając mu drzwi auta. Wsiadł i od razu rozłożył się do spania. Podałem mu koc z tylnego siedzenia i sam wsiadłem za kierownicę.

- Ale pomyśl, że teraz się poświęcisz, a potem będziesz opalał dupkę na plaży i pił drinki z palemką. - zaśmiałem się, ale nie dostałem już żadnej konkretnej odpowiedzi, a jedynie mruknięcie, a potem Calum zasnął znowu, opierając policzek na szybie. 

Cała droga z naszego domu na lotnisko, a potem wszystkie czynności na miejscu i sam lot na Bali, minęły nam naprawdę spokojnie i bez przeszkód. Kilka godzin w samolocie, obaj przespaliśmy tylko raz budząc się na posiłek i na zrobienie kilku zdjęć w samolocie i zza okna. A potem czekały nas tylko wypoczynek i dobra zabawa, naprawdę.

Obaj byliśmy podekscytowani tym wyjazdem. Dobrze wiedziałem, że Calum ucieszy się z tego, co planowałem. Chciałem, by poczuł się jak książę, bo naprawdę na to zasługiwał, po tym długim czasie kiedy go zaniedbywałem i przez tyle czasu zbierałem pieniądze na wyjazd jego marzeń oraz... na najpiękniejszy zaręczynowy pierścionek, jaki tylko był u jubilera.

Trzeciego z siedmiu dni naszych wakacji, chodziłem jak struty, przez stres przed tym, co chciałem zrobić. Minął nam już jet lag, zdążyliśmy odpocząć po podróży, zaklimatyzowaliśmy się już w nowym miejscu i nawet kilka razy spacerowaliśmy po plaży. Mieliśmy zarezerwowane różne zwiedzanie na późniejsze dni, ale teraz, te kilka pierwszych dni na Bali, zarezerwowałem tylko dla nas. Tak jak poprzedniego dnia, tak i tego dnia wyszliśmy nad wodę. Piasek wżyna nam się w gołe stopy a słońce paliło nas w plecy, ale wytrwale szliśmy w nasze ulubione, trochę odludnione miejsce na plaży. Na ramieniu miałem koszyk z kocami, ręcznikami i kilkoma przekąskami- owocami i napojami.

A w kieszeni czułem czerwone pudełeczko, gdzie bezpiecznie schowany był pierścionek dla Caluma.

Nigdy nie zapomnę tego momentu kiedy uklęknąłem przed swoim ukochanym i wyjąłem je z kieszeni spodenek. Mężczyzna nie spodziewał się tego, co się stało. Patrzył na mieniący się w słońcu pierścionek z malutkimi diamencikami i otwierał szeroko usta i oczy kiedy powiedziałem to słynne "Wyjdziesz za mnie". Nigdy nie zapomnę też tego uczucia, tego stresu, kiedy czekałem aż w końcu po mojej krótkiej przemowie, w której wyznawałem mu swoje silne uczucia do niego, w końcu się odezwie, w końcu powie to wyczekiwane "tak".

Aż powiedział. Nie! Krzyknął głośno, a jego "Wyjdę, kurwa jasne że za ciebie wyjdę!" poniosły się echem z falami i poniósł je wiatr.

To zdecydowanie była najszczęśliwsza chwila w moim życiu Kiedy nałożyłem pierścionek na jego palec, a potem pocałowałem głęboko i z uczuciem.

Kocham tego mężczyznę nad życie, a ja świadomość tego, że będziemy już razem na zawsze, rozpalała we mnie gorąco.

- Kocham cię, Mikey. Boże! To dlatego tak pracowałeś, tak?! - patrzył na mnie rozemocjonowany, z iskierkami w oczach.

Pokiwałem głową i ucieszyłem go kolejnym pocałunkiem.

Potem już tylko byliśmy my. My i wielki pierścionek na palcu mojego narzeczonego. My i wielkie, hotelowe łóżko. My i ta piękna wyspa. My i tylko my. Ja i mój piękny narzeczony, Calum Hood, który nie mógł się powstrzymać i wysłał mnóstwo zdjęć swojego pierścionka do rodziców, siostry i Ashtona i Luke'a.

My i nasza wspólna przyszłość, nasza rodzina, my i plany na ślub, chociaż z tym nie chcieliśmy się spieszyć,ale kto komu zabroni marzyć o pięknym ślubie? My i długie lata wspólnego życia, my i pomysł na zaadoptowanie gromadki uroczych szczeniaczków, my i tylko my.

I wiadomo, że nie wszystkie historie dobrze się kończą, nie zawsze jest łatwo i z górki, to czasami jednak coś może kończyć się szczęśliwie, dobro przecież w bajkach zawsze wygrywa, czyż nie?

A my żyliśmy teraz w najpiękniejszej bajce o miłości, przyjaźni i rodzinie, z cudownymi, ale też niespodziewanymi znajomościami zawartymi po drodze, z randkami, obrazami i szampanem, z walką szczęścia ze smutkiem, gdzie ster przejęło najprawdziwsze szczęście, z dobrymi zakończeniami, z marzeniami i planami, z silnymi emocjami, tymi pozytywnymi i negatywnymi, ale wszystkimi potrzebnymi by wszystko, cała nasza historia, na ten moment mogła skończyć się właśnie tak, że wszystkie strony tej historii miały uśmiech na ustach i radość w sercu.

W tej bajce możliwe było tylko dobre zakończenie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top