• Busy man • Lashton •
Lashton
Busy woman- Sabrina Carpenter
Wróciłyśmy z fvckreseey na małą chwilę XD mamy dla was prace pisaną przez nas od września? XD chyba tak, jeśli wgl ktoś tu jeszcze jest XDDD
fun fact: wymyśliłam tego shota jakoś w 2020? coś takiego może 2019, pamiętam ze plan do niego pisałam w 2020, mniej więcej wtedy gdy pisałam gay porn lol, miał być to cashton ale zmieniłyśmy to na lashtona
enjoy
btw, nie sprawdzałam tego bo mi się nie chciało...
***
Luke's pov
Wszedłem do domu i od razu zdjąłem buty. Już chciałem krzyknąć do mamy, że wróciłem, ale zanim zdążyłem nawet pisnąć słówko, zdenerwowane głosy rodziców dotarły do moich uszu.
— Andrew, jak to możliwe! Przecież miałeś to rozwiązać! A co teraz?! Luke zaraz miał iść na studia! Jak za to wszystko zapłacimy? Zwolnili cię, zadłużyłeś nas na taką szaloną kwotę! Jak ty to sobie wyobrażasz?
— Liz... nie krzycz proszę, wszystko się rozwiąże, szukam już pracy, to chwilę potrwa, ale wiesz że zrobię wszystko byś ty i Luke tego nie odczuli. Nie musisz się martwić...
— No jak nie muszę się martwić! Jak mam opłacić rachunki, wykarmić was, utrzymać Luke'a zadbanego, a później wysłać go jeszcze na drugi koniec Australii na studia o których marzy, z jednej pensji! Nie zarabiam tyle żeby starczyło na to wszystko i jeszcze żeby spłacić te wszystkie długi! Mowiłam ci ze z tego twojego hazardu będą same problemy... — jej głos się załamał.
Jak to...? Co to wszystko miało znaczyć? Czułem się jakbym spadał. Musiałem aż oprzeć się o ścianę. Panika zaczęła mnie ogarniać, nogi zrobiły sie jak z waty, obraz korytarza zawalonego butami zaczał wirowac i się rozmywać. Brałem płytkie oddechy, a łzy zbierające się w moich oczach coraz bardziej mnie denerwowały.
Nie wierzyłem, że to wszystko to prawda. Mieliśmy długi, tata stracił pracę? Jak długo to działo się za moimi plecami? Jak długo to się ciągnęło i udawali że wszystko gra? Kręciłem głową, niedowierzając.
Nie słyszałem już nic co mówią, wszystkie słowa które do mnie dolatywały z kuchni były jak niezrozumiała paplanina w nieznanym języku.
Wyjrzałem w głąb domu i stanąłem w kuchni, przez zdenerwowanymi, patrzącymi na mnie ze zmartwieniem rodzicami.
- Co się dzieje? - powiedziałem dość cicho i niepewnie. Mama od razu wpadła w moje ramiona i mocno mnie przytuliła.
- Kochanie, nie przejmuj się... wszystko z tatą załatwimy... - musiała się domyśleć, że słyszałem większość rozmowy. Spojrzałem na ojca, który przeczesywał swoje włosy. Dopiero teraz zauważyłem jak w ostatnim czasie się postarzał. Jego włosy nie były całkowicie blond. Były już gdzieniegdzie siwe, a zmarszczki koło oczu były bardziej widoczne.
- Co się dzieje? Ile to trwa? Mogliście mi powiedzieć.
- Nje chcieliśmy cię martwić... poza tym... egzaminy i aplikacja na studia... to też są stresujące rzeczy...
- Ale cały ten czas mogłem wam pomóc! mówicie o długach tak? Jak dużo? Przecież mogę iść do pracy!
Ojciec od razu pokręcił głową, tak samo mama.
— Kochanie, nie musisz naprawdę, nie martw się o to, to nasz problem i my się tym zajmiemy, nie zaprzątaj sobie tym głowy. Masz teraz duzo na glowie...
-Chce wam pomóc! Mamo... proszę... Nie ukrywajcie tego przede mną...
WIedziałem że przekonanie ich do tego bedzie prawie niewykonalne, ale ja wiedziałem swoje i byłem pewny tego, że jestem gotowy znaleźć pracę nawet jak oboje będą mnie od tego odciągać.
- Luke, masz studia. Zajmij się tym. - westchnął tata.
- No właśnie nie wiadomo czy mam te studia. - spojrzałem na nich. Nasza sytuacja finansowa była... bardzo niepewna.
Adres westchnął, ale ostatecznie przyznał mi rację. Nawet zgodził się bym poszedł do pracy. Po chwili też mamę przekonał do tego. Są wakacje... mnóstwo młodych ludzi chce sobie dorobić. Nie musiałem chorować 12 godzin dziennie. Wystarczyło, bym... przynosił cokolwiek. I tego się podejmę.
Tata dołączył do naszego uścisku. Mocno nas objął, przeczesując moje wlosy i całując mamę w czubek głowy. Zacisnąłem oczy i pozwoliłem sobie w końcu dać splynąc łzom po policzkach.
-Będzie dobrze... - tata zapewnił nas kolejny raz. Jego głos był tak słaby, nie poddobny do tego jak zawsze wybrzmiewał głośno i pewnie, jak był szczęśliwy i zawsze zabarwiony smiechem. Obwiniał się, widziałem to, i chcial to naprawić... dlatego musieliśmy byc teraz razem i się wspierać.
***
- I co? Znalazłeś coś?
- Nic, a nic. - westchnąłem. - Nie przyjmą nikogo bez doświadczenia. - mruknąłem do Caluma i Mikea, którzy mi pomagali w znalezieniu pracy.
- Na pewno coś znajdziemy. Gdzieś muszą cię przyjąć. No chyba, że chcesz bym cię polecił komuś? - odezwał się Michael.
- Oj ty mnie nie polecaj nikomu. Jeszcze wpędzisz mnie w kłopoty. - westchnąłem znowu i przetarłem oczy.
-Bez przesady. - parsknal i mimo moich zakazów, zapalił niebieskiego Chesterfielda, rozkładając się na moim łózku jak u siebie. Patrzyłem na niego z irytacją, z której ten nic sobie nie robił. - Dobra, zacznijmy od tego, żeby ci zrobić jakieś dobre CV! Masz CV? - spojrzał na mnie unosząc obie brwi az do lini jego włosów.
Czemu on zawsze patrzył na mnie jak na idiotę? Przeciez to ja byłem tym mądrzejszym i rozsądniejszym!
Pokiwałem głową i pokazałem mu moje wywody nad którymi siedziałem od wieczora kiedy dowiedziałem się o naszych problemach. To nie było najlepsze co stworzyłem, ale chyba było znośne, przynajmniej tak mi się wydawało, aż nie obaczył tego MIke i calum nie spojrzał mu przez ramię.
-Zrobimy ci lepsze, takie że cię kurde wszędzie zatrudnią. - mike usiadł po turecku na materacu i wział moj laptop na kolana. Coś klikał, stukał w klawiaturę z prędkościa wyścigówki i w koncu pokazał mi wypieszczone CV ze wszystkim o czym marza potencjalni szefowie. ten chłopak od zawsze potrafil mnie zadziwić, szczególnie gdy popisywał sie umiejętnościami, o które nikt by go nie podejrzewał! - Nie musisz dziękować. - usmichnął się widząc moją minę. Te CV było naprawdę dobre.
- Jak ty to...
- Oj ma za sobą trochę pisania CV. W końcu byłem w tylu pracach... - zaśmiał się i dopalił papierosa.
- Z każdej cię wywalali. - zmarszczył się Calum, gdy do jego nosa doszedł smród dymu.
Michaela przewrócił oczami. - No teraz to się czepiasz mnie, a to ja stworzyłem Lukeowi to cudo!
- Dobra, dobra! Mam CV. Teraz muszę szukać jakiejś oferty.
I znalazłem. Nie było az tak znowu cieżko, wysłałem CV do kilku miejsc, w większości sklepów... no i do firmy zajmjącej sie nieruchomościami. Wiem jak to brzmi. A brzmi powaznie i nigdy sam bym tego nie zrobił! Ale... ale miałem do pomocy Caluma i Michaela, którzy zmusili mnie bym chociaż spróbował. No i... teraz własnie ide na rozmowe o pracę na stanowisku sekretarza do jakiegoś bogacza ktorego nazwisko przewija się na bilbordach w całym mieście. Irwin.
Gdy wszedłem do firmy, recepcjonistka wskazała mi drogę. Poszedłem do windy i kliknąłem siódemkę. Potem udałem się na koniec korytarza i stanąłem przed drzwiami z numerem 72. Przygryzłem warge i zapukałem niepewnie. Prawie nic nie było słychać, więc zrobiłem to jeszcze raz, pewniej.
- Proszę! - usłyszałem po pewnym czasie. Odetchnąłem kilka razy. Już nie ma odwrotu. Wszedlem powoli do gabinety. Od razu spojrzałem na białe ściany, a potem na białe szafki, które wręcz lśniły. Wszedłem głębiej i w oczy rzuciło mi się wielkie czarne biurko i postać za nim. Mężczyzna był w okularach i przeglądał jakieś papiery. - Siadaj. - powiedział nawet na mnie nie patrząc. Oblizalem spierzchnięte usta i zamknąłem szybko za sobą drzwi. Usiadłem na krześle naprzeciwko niego.
Patrzyłem na mężczyznę i siedziałem tak przez dłuższy czas. W ciszy, bo męzczyzna dalej nawet na mnie nie spojrzał robiąc cos w tych dokumentach. Nie wiedziałem co robić... odezwać sie, czy nie? W koncu spojrzał na mnie i jego głos sprawił że prawie podskoczylem na krzesle.
- Małomówny jesteś, już masz plusa. - mruknął, ale z jego tonu nie potrafiłem kompletnie nic wyczytać, czy zartował? mówił poważnie? Oceniał mnie? Przez to jaką miał wokół siebie aurę, az sie zająknałem i by w koncu wydusić cos z siebie musialem kolejny raz nerwowo odchrząknąć.
-Wysłałem swoje CV...
-Tak wiem, widziałem. - patrzył na mnie znad oprawek okularów. Mierzył mnie wzrokiem, teraz juz na pewno mnie oceniał. I coś mi mówiło... że nie do konca spodziewał sie takiego dzieciaka jakim jestem. Chyba nie był zadowolony.
- Um... chciałbym tą pracę, ponieważ... - jakalem się co chwilę. Jego silna osobowość zdominowała mnie całkowicie. Czułem się jak jakaś mrówka.
- Nie pytałem. - szybko mi przerwał i wrócił do papierów. Od razu mnir zamurowało. Czułem się jeszcze bardziej przytłoczony i mały. Mężczyzna poprawił okulary i dalej wertował kartki. Nie miałem pojęcia co robię nie tak ani o czym miałbym mówić przez najbliższe minuty.
Otarłem spocone ręce o materiał spodni.
- Powiedz mi. Czy ty w ogóle skończyłeś jakaś szkole? Podstawówkę? Liceum? Wygldasz jak dzieciak. Ty myślisz, że w naszej firmie chcemy dzieci? Otóż nie. Potrzebujemy ludzi, którzy będa się godnie prezentować i będą stali na wysokości zadania.
-J-ja... dopiero co skonczylem liceum. - wyjąkałem z trudem bo wielka gula wyrosła mi w gardle. Zacisnąłem piąstki zdenerwowany. Przysięgam, łzy same mi się cisneły do oczu. Ale musiałem ten stres przełknąć i pokazać, że dam radę. I to mnie szuka... - Dam z siebie 100 procent. Jestem gotowy na pracę i jestem bardzo dyspozycyjny... I...
-Okej starczy. Dzięki. Ale nie szukamy nikogo poniżej... powiedzmy... 24. Ale fajnie ze wpadleś Lucas.
- Ale... ja mam papiery i cv...
- Dosyć. Nie potrzebujemy w firmie dzieci. Naprawdę. Super, że złożyłeś je tutaj, ale niestety. Nie przyjmujemy cie tu.
Patrzyłem na niego w szoku. Czułem jak coś kuje mnie w sercu. Zamrugałem szybko, by się otrząsnąć jakkolwiek. Było mi naprawdę przykro, że mnie tak potraktował. Taka luksusowa firma... a pracują w niej same gbury. Przełknąłem ślinę i podniosłem lekko głowę w górę.
- Dobrze, więc... dziękuję. - wstałem powoli. Dalej na miękkich nogach poszedłem do wyjścia. Zamknąłem za sobą drzwi i... byłem naprawdę chwilę od płaczu.
Nawet w najgorszych koszmarach przed tym dniem nie wyśniłem czegoś tak... upokarzającego. Nie tak to sobie wyobrażałem i może nie byłem przekonany że mnie przyjmą, ale myslalem chociaż ze odrzucą mnie chociaż odrobinę... kulturalnie.
Odetchnąłem, raz, drugi i powoli ruszyłem korytarzem do windy. Chciałem powiedzieć, ze wiem gdzie idę, ale nie, szedłem na ślepo, bo w oczach stały mi łzy. Zamazały mi całkiem widok. Wisiałem na włosu przed wybuchnięciem płaczem, więc przyspieszyłem kroku i prawie biegiem wpadłem do akurat otwierającej się windy.
Chciałem stąd jak najszybciej uciec.
***
Po dwóch tygodniach szukania pracy, dostałem ofertę pracy jako kelner w jednej z popularniejszych kawiarni w centrum miasta. To na razie była moja jedyna szansa, którą chciałem wykorzystać.
Pierwsze dni były dość ciężkie. Kawiarnia miała sporo klientów; tych miłych i tych bardziej wymagających. Trzeba było mieć szybkie ruchy i sprężać się z zamówieniami, by zbyt dużo nie czekali. Jako budynek też była duża i miała dwa piętra. Wracałem do domu padnięty, a przez pierwszy tydzień i niewyspany, bo miałem na godzinę 6. Trochę czasu trzeba było poświęcić na sprzątanie i ogólne przygotowanie kawiarni na cały dzień roboty.
Dawałem z siebie naprawdę wszystko, ale ta praca nie była łaskawa. Moje pierwsze wpadki zaczęły się od pomylenia zamówień, a potem już było tylko gorzej. Przez moje ogólnie nieogarnięcie życiowe i niezdarność, kilka razy upuściłem szklanki czy talerzyki na schodach kawiarni.
Na początku po prostu potrącano mi z pensji, ale potem... szefowa mnie po wywaliła. Po dwóch tygodniach tam, zarobiłem tysiąc sześćset dolarów. Oczywiście cała tę kwotę oddałem od razu rodzicom.
-Kochanie...- mama nie mogła opanować wzruszenia. Widziałem ze sie martwiła, ale bya dumna ze mnie. Przytuliła mnie mocno i dziękowała za to że im pomagam, choć powinienem sie cieszyc powoli konczacym dziecinstwem.
Nie słuchałem jej, nie przyjmowalem do wiadomości tego że teraz mmógłbym odpuścić. To bylo za mało by im pomóc, na pewno nie wystarczy, choć mama namawiała mnie, ze to juz duża pomoc i nie muszę się więcej przejmować.
Szukałem dalej pracy, i tak musiałem to zrobić, prędzej czy później, a ratowanie naszej rodziny było najwazniejsze, więc... znowu zacząłem zataczać to samo koło, wysyłałem masę wiadomości z CV, chodzilem na jakieś głupie spotkania z kolejnymi bucowatymi szefami, do kolejnych kawiarni, restauracji, sklepów, ale jak na złość nigdzie nie chcięli mnie przyjąc.
Gdy kolejny raz zaczynałem tracić nadzieję, w końcu znalazłem cokolwiek. Roznoszenie ulotek i gazet. Wiem co pomyślicie, to nie jest dobrze płatna praca, a wręcz momentami bardzo słaba. Ale dobre to niż nic, a zadna praca nie hańbi. Dlatego zgłosiłem się, a gdy mnie przyjęli, ucieszyłem się jak dziecko i odetchnąłem z ulgą.
W koncu poszedłem na pierwszy dzień pracy, ubralem się schludnie ale wygodnie, by czuć się swobodnie, dostałem torbę ulotek, kilka miejsc w których powinienem zacząć i ruszylem.
Niestety trafiłem na bardzo wietrzny dzień, moją bluzą ciągle szarpł wiatr, a co gorsze, porywał też ulotki gdy tylko chciałem je wyjąć lub dać przechodniom. Próbowałem gonić za nimi, ale wpadały w kałuże po wczorajszym deszczu i tak kończył się zywot większosci ulotek. Ale wręczyłem kilka ludziom, choć byli wredni, albo całkiem mnie ignorowali gdy próbowałem ich namówić na wzięcie tej przeklętej karteczki.
Praca była ciężka, bo przez większość czasu ludzie mnie po prostu ignorowali. Byłem dla nich kolejną wkurzającą reklamą, która chce im coś wcisnąć.
Szef też był niezadowolony, gdyż przynosiłem ulotki z powrotem do pracy. Sam mi mówił, że powinienem rozdawać wszystkie ulotki, ale czy miałem tym ludziom do rąk im je włożyć? Do kieszeni? Nie lubiłem być nachalny.
Gdy po raz piąty z rzędu wróciłem z ulotkami... zostałem zwolniony po raz drugi. Dostałem swoją wypłatę za te 5 dni i... to tyle.
Wróciłem do domu i dałem wszystkie pieniądze mamie. Nie chciała ich przyjąć, ale powiedziałem jej, że specjalnie dla nich je zarobiłem.
No i znowu wracałem na start. Tym razem coraz bardziej zawiedziony i zniechęcony ciągle powtarzającymi się porażkami. Byłem tym tam zasmucony ale też zażenowany, że nawet nie żaliłem się chłopakom, wstydziłem się tego jak słabo mi szło znalezienie pracy na dłużej.
Juz z niechęcią szukałem dalej, ale zmęczenie spowodowane tą pracą przy ulotkach dawalo o sobie kolejny raz znać. Dałem sobie chwilę wytchnienia, kilka dni bez myślenia o tym, że musze znaleźć coś jak najszybciej.
Ale tez... nie byłem najlepszy w ukrywaniu swojego smutku, więc mimo tego ze odpocząłem fizycznie, psychicznie dalej byłem zmęczony, co zauważył Mike. I zainteresował się tym... chcąc mi pomóc.
Znalazł mi kolejną pracę.
Poszedłem do klubu, w którym miałem pracować jako barman. Zdziwiłem się, bo nie potrzebowali ludzi w doświadczeniem, z żadnymi kursami ani nic. Już następnego dnia, był to piątek, udałem się do centrum do klubu nocnego. Zszedłem po schodkach, gdzie stali jacy mężczyźni i palili papierosy.
Ominąłem ich zgrabnie i wszedlem do budynku. Od razu praktycznie, przeżyłem szok. Wiedziałem, że... będę pracował w klubie, gdzie śmierdziało alkoholem, ziołem czy papierosami. Wiedziałem że będzie mnóstwo ludzi pijanych czy naćpanych, ale... nie sądziłem, że będzie to klub ze striptizem. Miałem ochotę dać Michaelowi z liścia, że wpakował mnie w takie coś.
Byłem wstydliwy, nieśmiałość bolą ode mnie na kilometr. Idąc do baru, starałem się nie patrzeć na nagie kobiety czy skąpo ubranych mężczyzn.
- Hej, um... jest szef..? Miałem pracować jakoś barman... - powiedziałem do dziewczyny, która akurat robiła jakiego drinka.
- Tam jest. - wskazała na masywne, czarne drzwi. Kiwnąłem głową i poszedłem tam na miękkich nogach.
Zapukałem dość głośno, ale nie usłyszałem czy ktoś mnie wpuszcza. Muzyka była głośna, zaczęła mi w uszach huczeć.
Niepewnie pociągnąłem za klamkę i wychyliłem głowę zza drzwi. W rogu było ustawione małe biurko, a na nim mnóstwo papierów. Za nim siedział niski i bardzo szczupły mężczyzna. Spojrzał na mnie, licząc pieniądze.
- Um... dobry wieczór... miałem od dzisiaj zacząć pracę...
- Ach! Nowy tancerz. Świetnie!
-Tancerz...? - zamrugałem w szoku. - Um... ja miałem... pracować na barze. - wymamrotałem niepewnie.
-Mamy barmankę. Będziesz tańczyć. Oh! Jesteś do tego idealny, pokochają cię. Umiesz się ruszać? - wstał ze swojego fotela i podszedł do mnie powoli. Oglądał mnie całego z każdej strony.
- Ruszać? - wymamrotałem skołowany. Nie docierało do mnie jeszcze co te facet do mnie mówi. - Ja przepraszam najmocniej, ale to chyba jakaś pomyłka. Mój przyjaciel mówił, że mam być tutaj na barze.
- No to cóż, plany się zmieniły. Idź do piątki i weź sobie rzeczy jakie tam chcesz! Słuchaj... wy jesteś taki bardziej kobiecy chyba, nie?
- Kobiecy?! - powiedziałem w szoku.
-Masz delikatną urodę i idealne ciało! Nie przeszkadza Ci ze będziesz tańczyć dla mężczyzn? Oh na pewno nie! Tak, jesteś idealny. Leć się szybko przebrać, Daniel będzie akurat potrzebował zmiany. Leć, leć. - praktycznie wypchnął mnie z pomieszczenia.
- D-daniel? Jaki Daniel? - wymamrotałem. - Gdzie mam iść? Miałem iść za bar!
- Idź do piątki! - wykrzyknął zza drzwi. Zamknął mi je przed nosem praktycznie.
Patrzyłem otępiały przed siebie. To chyba jakiś żart... nie mogłem chyba iść tak po prostu i... zatańczyć! Gdzie ja miałem tańczyć?
Co to w ogóle miało być?! Rozejrzałem się, zobaczyłem zaraz drzwi z numerem pięc. Czy ja naprawdę będę to robić? Nie, powinienem uciec jak najszybciej... ale potrzebowałem kasy, a Mike mówił że ten facet dużo płaci.
Ta, ale mówił też zę bede pracował na barze a nie jako striptizer!
Westchnąłem zirytowany i gdy klolejny już raz kolejna półnaga kobieta mnie szturchnęła bym ruszył się z drogi... poszedłem do ej przeklętej piątki.
Rozejrzałem się po pokoju gdzie była masa skąpych strojów. Skrzywiłem się od razu na to.
Po chwili usłyszałem, że ktoś wchodzi tutaj. Odwróciłem sie nagle.
- O! Jesteś nowym tancerzem, tak? Super. Już moja zmiana się kończy, a nie miałem nikogo do zastępstwa. - młody chłopak powiedział. To chyba był daniel? - Boże, ładniutki jesteś! Te zboki cię dosłownie pokochają. - zaśmiał się i od razu zaczął się rozbierać. Odwróciłem zawstydzony wzrok.
- Um... nie do końca... uh... miałem pracować na barze. Nie moge tańczyć. Nie jestem striptizerem.
-Ta, kazdy mysli ze idzie na bar. - zdjął z siebie wszystko. dosłownie stał tam zupełnie nago, bez żadnego skrępowania. Ja... nigdy bym nie miał wystarczająco odwagi.
- Ale słuchaj, jest jak jest, nie? Czasami masz tylko takie wyjście. Nie jesteś striptizerem, ale zaraz się nim staniesz. I zarobisz sporo kasy. Opłaca się.
Gapiłem się na swoje palce. Byle jeszcze bardziej zestresowany. W co mnie wpakował ten drań... jednak myśl o szybkim i dużym zarobku była naprawdę kusząca.
-Jakieś rady...?- wymamrotałem. Nie było teraz odwrotu, bo wykorzystałem już wszystkie swoje szanse. Może chociaż do tego się będę nadawał?
- Nie daj się. - mrugnął do mnie. Ubierał się sprawnie. - I! Zrób show! Ubierz się ładnie. Nadawałbyś się na... kociaka! - zaśmiał się.
Otworzyłem szeroko oczy i cały się zarumieniłem.
- Um... wolę nie... muszę się w coś przebierać..?
- Albo masz stroje albo idziesz nago.
- No tak... - westchnąłem. Podszedłem do małej szafy, w ktorej były upchane rzeczy.
-Idę, powodzenia, piękny.- wysłał w moją stronę całusa i wyszedl. Zamrugałem kompletnie w szoku. Czułem się jakbym nie był w swoim ciele i w prawdziwym świecie.
To bylo szaleństwo.
Niepewnie przejrzałem tw wszystkie skąpe stroje i wziąłem ten który z nich wszystkich był najmniej odsłaniający. Okej, nie było to wiele bo dalej czułem się w nim prawie jakbym był nagi... Ale wolałem to niż różki diabła albo kocie uszy i ogonek.
Ociągałem się trochę, przebierałem się wolno. Byłem przerażony w co mnie Michael wpakował. Miałem wrażenie, że to jakiś sen. To się nie działo naprawdę. W żadnych uniwersum nie wylądowałbym w klubie ze striptizem. Chciałem stąd uciec z płaczem i zamknąć się w pokoju.
Moje palce drżały, gdy zakładałem na siebie wyciętą bieliznę. Spojrzałem na siebie w lustrze i wyglądałem niedorzecznie. Moje kroczę praktycznie się nie mieściło w tych majtkach, tak samo jak mój tyłek. Wszystko było mi widać!
Nagle ktoś zajrzał przez drzwi. To był ten sam mężczyzna, mój nowy szef.
-Tutaj jesteś! No ruchy, scena stoi pusta, tak być nie może. Wygldasz w tym bosko, pokochają cię!
- Nie mogę tam pójść... - pokręciłem głową.
- Możesz! Zakładaj te buty. - podał mi jakieś niebieskie wysokie buty. - No już!
- Nie wyjdę w tym! Nie umiem w tym chodzi! - krzyknąłem przerażony.
-No to musisz się nauczyć bo innych tutaj nie mamy, zakładaj, masz 2 minuty, masz być na scenie.
Znowu wyszedl. Pociągnąłem nosem. Poczułem łzy na policzkach. Okej... Stres wzial mnie w swoje sidła całkowicie.
Szybko jednak musiałem się pozbierać, bo może i ten facet nie wyglądał na takiego znowu groźnego, ale nie chciałem się przekonać co będzie jak po tym czasie nie wyjdę na salę.
Założyłem te buty i z wielkim trudem przeszedłem drogę od siedzenia do drzwi.
Złapałem od razu za klamkę. Przytrzymałem się. Odetchnąłem kilka razy. Wyszedłem z pomieszczenia i ledwo poszedłem na pełną salę. Rozglądałem się, co jakiś czas się potykając.
Te buty były ogromne, nie miałem pojęcia jak w ogóle zdołałem przejść kilka kroków.
Wszedłem na scenę i od razu złapałem się rury, by się nie przewrócić. Do moich uszy dotarły pierwsze gwizdy i komentarze pijanych mężczyzn.
Spojrzałem na nich. Okej, chyba jednak się nie nadawałem. Miałem ochotę uciekać jak najszybciej, ale gdy odwróciłem wzrok w stronę drogi ucieczki, spotkałem spojrzenie szefa i wiedziałem że nie mogę. Niezm dlatego że mnie trzymał, a dlatego że zaplsci mi sporo pieniędzy, których potrzebowałem.
Odetchnąłem kilka razy i powoli przeszedłem się po scenie, wokół rury którą trzymałem mocno, aż zbielała mi dlon.
Balem się, że w każdej chwili po prostu się przewrócę. I nie dość, że to będzie po prostu wstyd, to jeszcze zrobię sobie krzywdę. A chciałem jeszcze pożyć. Czekało na mnie kilka koncertów, które musiałem zobaczyć.
Chodziłem tak przed dłuższy czas. Zerknąłem na szefa, który pokazywał, że miałem się rozkręcić; zrobić jakiś obrót czy coś.
Kiedy ja nie potrafiłem! Ostatni raz z metalową rurą miałem doświadczalnie na placu zabaw jak miałem 6 lat!
Złapałem ja trochę wyżej, trzymając się jak najmocniej bo nie chciałem tutaj stracić życia i odbiłem się nogami od desek sceny. Nie wiedzialem co robić, co to, to nie, ale starałem sie robic cokolwiek, by szef nie miał juz takiej miny. Objąłem ta rure nogami i lekko po niej zjechałem... co bolało jak diabli, ale chociaż coś robiłem... Pozniej znowu chodziłem wokół rury, lekko kręcąc biodrami.
Moje policzki na pewno były w kolorze dorodnego pomidora. Mogłem się o to założyć.
Zrobilem ten obrót i gdy spojrzałem w stronę miejsca, w którym wcześniej stał szef, jego juz tam nie było. Czy to znaczyło ze był usatysfakcjonowany i uznal ze juz sobie poradze?
Już myślałem, że mógłbym po prostu zejść i wyjsc stąd, ale mój podest był dosłownie otoczony. Stały przed nim kobiety jak i mężczyźni. Patrzyli na mnie, wowatowali i rzucali w moją stronę pieniądze. Spojrzałem pod siebie. Stałem tam dosłownie chwilę, a było tam naprawdę mnóstwo banknotów. Przygryzłem lekko wargę.
To był naprawdę szybki zarobek.
Stanąłem za rurą i powoli się osunalem. Rozszerzyłem jeszcze nogi. Obserwowałem inne striptizerki. Patrzyłem jak one to robią.
CHyba nie wypadłem tak źle na ich tle, bo mimo wszystko robilem to samo co one, chodziły wokół rury, kręcąc biodrami, pochylały się ze sceny do małej publiki zebranej pod nią, zsuwaly sie posladkami po rurze i tobiły obroty. Poczułem się odrobinę lepiej, szczeglnie gdy po wykonaniu kolejnego obrotu kolejne banktnowy spadły u mych stóp.
Widziałem jak nowi ludzie podchodząc zobaczyć mój występ, pewnie dlatego ze byłem nowym tancerzem, ale nawet gdyby, to cieszyłem się że według nich nie zrobiłem z siebie pośmiewiska.
Pochyliłem się po pieniądze, z czerwonymi policzkami kręcąc pośladkami. Byłem zawstydzony słysząc wiwaty, okrzyki jaki to jestem seksowny i jak zajebiscie sie ruszam, czy jaki boski mam tyłek.
Było to krępujące, zważywszy na to, że nikt nigdy tak się o mnie nie wypowiadał. Słyszałem od Mikea kiedyś, że mam niezły tyłek, ale się przekomarzalismy. A teraz słyszałem takie rzeczy od całego tłumu.
Starałem się jakoś urozmaicić mój taniec, by zostawić publike przy mnie. Chciałem zarobić jeszcze więcej pieniędzy, by dać je rodzicom. Nie ważne jak je zarobiłem, ważne, że były, a moi rodzice mogli spłacić długi. Nawet nie myslalem co by bylo gdyby sie dowiedzieli.
Tanczyłem coraz pewniej, wiedziałem więcej co robić i jak, obserwując tancerzy na innych scenach ale tez obserwując swoje własne ciało, jak zachowuje się przy róźnych ruchach. Słuchając zachęceń i pochwał publiki, potrafiłem już odkryć, co podoba im sie najbardziej i tym samym co daje mi najwiecej pieniedzy pod nogi.
Starałem się wyłączyć myślenie, skupić się, tak jak to robiłem zwykle przy nauce i po prostu robić to najlepiej jak potrafiłem. A dzięki temu też szybciej zlatywał mi ten czas. Więc kiedy znowu zobaczyłem szefa, który chciał ze mną zamienić słówko, kompletnie nie wiedziałem ile czasu minęło i po co mnie woła? czy zrobiłem coś zle? Chyba nie, bo przecież na deskach sceny lezał spory pliczek pieniędzy a cała widownia zebrana pod moją rurą była zachwycona! O czym swiadczyło rownież to ze gdy tylko zrobiłem krok by zejśc ze sceny i porozmawiać z mężczyzną, spotkałem się z niezadowolonym okrzykiem.
Usmiechnalem sie jedynie niesmialo do tych pijanych mężczyzn i stanąłem naprzeciw faceta w garniturze.
—Luke! Bardzo dobrze się spisujesz! I nie uwierzysz, ale dostałeś już pierwsze zamówienie do pokoju! Przygotuj sie natychmiast, to nasz najważniejszy klient, nie zawiedź go. No leć. - lekko popchnał mne w strone szatni, nie wyjaśniając mi nic więcej! Co ja miałem tam robić...? Czy ja zgodziłem się w ogóle na coś takiego?!
-A-Ale...? - nie zdązyłem nawet nic powiedzieć, bo jego już nie było w zasięgu mojego wzroku.
Rozejrzałem się jeszcze. Nie wiedziałem co mam zrobić... gdzie miałem iść? Jak miałem się przygotować? Westchnąłem cicho i... pozbierałem jeszcze trochę pieniędzy ze sceny. Poszedłem do pomieszczenia, w którym byłem na początku. Schowałem je do kieszeni swojego płaszcza szybko. Nie byłem pewny czy serio dostanę tę kasę... wolałem je wziąć i mieć cokolwiek.
Podszedłem do lustra. Zobaczyłem, że... przez taniec, odrobinę się spociłem. A nawet bardzo. Wziąłem ręcznik papierowy i wytarłem czoło i trochę szyję i obojczyki. Odetchnąłem kilka razy. Chciałem jednak by ten wieczór się skończył. Czułem się jak w innej rzeczywistości. Nigdy bym się nie spodziewał, że skończę w takim miejscu. Nagle zachcialo mi się płakać, chciałem uciec stąd jak najszybciej, Zerknąłem na godzinę, dochodziła trzecia. Z tego co zauważyłem, to klub zamykał się o 6. Zostało mi lekko ponad trzy godziny.
Dam radę. Musiałem. Rodzice, tak, muszę myśleć o tym że to im pomagam.
Doprowadziłem się do porządku i wyszedłem. Gdy tylko zobaczyłem jakiegoś innego tancerza, zapytałem o ten cały pokój. Pokazał mi drzei bez słowa i zniknął za innymi drzwiami. Odetchnąłem kilka razy. Miałem tam po prostu tak wejść? Co miałem tam robić? I z kim? Miałem milion myśli na minutę.
Rozejrzałem się. Nikogo na korytarzu nie było, więc... musiałem wejść w końcu. Pociągnąłem za klamkę i popchnąłem trochę drzwi.
Wszedłem do pomierzenia, które było oświetlono na różowo i czerwono
Poszedłem powoli w głąb, wcześniej zamykając drzwi. Słyszałem jak cicho muzyka gra z magnetofonu. Miała chyba nadać nastroju, ale zamiast tego sprawiła, że w brzuchu mi się przekręciło. Chciałem już stąd wyjść, z tego pomieszczenia i z tego budynku.
Dopiero jak doszedłem na podest, zobaczyłem postać w rogu. Prawie, że podskoczyłem ze strachu. Nie spodziewałem się już tu kogoś.
Nie miałem okularów na nosie, więc przez ciemność, twarz mojego... klienta trochę się rozmazała. Po posturze widziałem, że był dość muskularny i elegancko ubrany. Kogoś mi przypominał, ale nie mogłem skojarzyć sobie kogo.
Słyszałem i widziałem jak mężczyzna rozsiada się na kanapie. Powoli wziąłem w dłoń rurę. Nie wiedziałem czy coś powinienem powiedzieć? Do czego ten mężczyzna może się ze mną posunąć, bo za co on właściwie płacił? Prywatny taniec, czy cos jeszcze?
Znowu stresowałem się, a fakt, że nie widziałem go za dobrze, napawał mnie jeszcze większą.... grozą?
- Nie sądziłem że spotkamy się w takich okolicznościach. - uslyszałem i, cholera, ten głos! Znałem go, co jakiś czas przypominałem go sobie w momentach zwątpienia i jak cała postać, dawał mi negatywne wspomnienia. Pan Ashton Irwin...
Słyszałem jak mężczyzna wstaje z kanapy i podchodzi do mnie, tym samym wchodząc w światłlo. Był blisko i teraz idealnie widziałem jego twarz i ciało. Elegancki tak jak tamtego dnia, może nawet w tym samym garniturze, z bardzo ale to bardzo chytrym uśmiechem na ustach. O nie...
- No proszę... nie wiedziałem, że z korporacji przeniesiesz się do... burdelu. - mruknął z uśmiechem. Patrzył perfidnie na całe moje ciało. Starałem się zasłonić jakoś rękami. - Oj nie zasłaniaj się, nie ma sensu. Po to tutaj jesteś, prawda? Jak długo tutaj pracujesz? - czułem wręcz jak jego wzrok wypala w moim ciele szlaki.
-To mój pierwszy dzień...- wymamrotałem mimo nerwów, mój głos lekko drżał, dłonie również, i nie pomagał mi fakt, że.. Pan... Irwin był tak blisko, że słyszałem jego odech i czułem idealnie zapach jego perfum.
Zacmokał cicho na moją odpowiedź. - Zapłaciłem za taniec i mały striptiz. - rzucił nagle, zamrugałem zszokowany, podnosząc wzrok na jego twarz.
- Mam... to zrobić?.. - wymamrotałem.
- Tak. Dalej tego oczekuje. No chyba, że chcesz stracić zarobione pieniądze? - uniósł brew. Pokręciłem głową szybko. - To do roboty. - uśmiechnął się i wrócił na fotel.
Wypuściłem drżący oddech. Byłem wcześniej zestresowany, a fakt... że to była osoba, z którą miałem do czynienia powodował, że chciało mi się wymiotować. Ale zapłacił... a zależało mi na tych pieniądzach. Tylko czy byłem zdolny posunąć się az do takich rzeczy by zdobyć te pieniądze?
-No dawaj, Luke. - usłyszałem i aż spiąłem się jeszcze bardziej. Pamiętał moje imię... Przełknąłem gulę w gardle i zacząłem tańczyć. Starałem się to robić tak, jak na tamtej scenie na sali. Chociaż teraz, będąc sam na sam z tym mężczyzną, który może patrzeć tylko na mnie, w tym dość małym pomieszczeniu, jedynie słysząc tą nastrojową muzykę.
Okręciłem się wokół rury, starając się nie patrzeć w stronę pana Irwina. Sama jego obecność mi wystarczała by nogi mi się trzęsły z nerwow i byłem blisko potknięcia się na tych obcasach.
Przytrzymałem się mocniej metalu. Starałem się robić to co wcześniej przed tymi mężczyznami, ale teraz czułem trzy razy bardziej wzrok na sobie. Na swoich nagich ramionach, brzuchu, nogach, już nie mówiąc o pośladkach.
Zerkałem niepewnie na niego, ale jego wzrok był utkwiony nisko, na dole moich pleców. Przewróciłem oczami nieznacznie.
Przez ten występ, zdałem sobie sprawę, że Ashton Irwin, właściciel tak wielkiej firmy, korzysta takich usług. Z jednej strony, mogłem go potraktować tak jak on mnie, mogłem komuś donieść, że go widziałem tutaj, albo może zaszantażować go, by płacił mi za milczenie, jednak... byłem zbyt dobrą osobą na to. Przecież... też był człowiekiem, mógł robić różne rzeczy. Musiałem przestać o tym myśleć!
Zatańczyłem dla niego jak najlepiej potrafiłem, i podobało mu się, o czym domyśliłem się po pomrukach które co jakiś czas dolatywały do moich uszu z jego strony.
Powoli musiałem tańczyć coraz bardziej zachęcająco, szczególnie, że miałem jeszcze doslownie się przed nim rozebrać. Dalej to do mnie nie docierało, ale... cóż, tak teraz wyglądała moja rzeczywistość. Dokonczylem taniec, patrząc na niego z udawaną pewnoscią siebie az nie podszedłem do niego blizej i nie zacząlem krecic biodrami prawie na jego kolanach.
Jego wzrok stał się jeszcze bardziej palący, jeszcze mocniej skupiony na moich pośladkach. Odwróciłem się do niego tyłem i co jakiś czas zerkałem przez ramię, gdzieś kiedyś widziałem że tak robią niektóre kobiety? W jakimś filmie, czy coś w tym rodzaju. Staralem sie nie pokazywac jak jego wzrok na mnie wpływa. W ogóle starałem się nie myśleć że przed kimś tańczę.
Pierwszy raz chyba ktoś patrzył na mnie takim wzrokiem, ktoś pierwszy raz... patrzy na mnie seksualnie. Mi samemu było z tym dziwnie? A może i sam byłem tym lekko podniecony.
Odetchnąłem cicho kilka razy i powoli położyłem dłonie na swoich biodrach. Widziałem, że jego wzrok od razu tam ucieka. Zaplątałem palec wokół mojej bielizny. Drażniłem się z nim, co jakiś czas obniżając paseczki majtek w dół moich pośladków, ale potem wracałem szybko nimi na górę bioder.
- Litości... przestań się drażnić... - wymamrotał pod nosem. Niepewnie wyciągnął rękę do przodu i najdelikatniej jak mógł, pogłaskał kciukiem moją delikatną skórę nad biodrami.
Przygryzłem wargę jeszcze mocniej. Nie wiedziałem że mnie dotknie, nie spodziewałem się czegoś takiego, ale tez... nie spodziewałem się ze jego dotyk bedzie za razem tak delikatny i tak podniecający! Nie mogłem od siebie odepchnąc mysli ze... byłem z kimś w takiej jednoznacznej sytuacji i jeszcze mi ktoś za to płacił. Okej... w koncu w stu procentach zdałem sobie sprawe, że sprzedaję swoje ciało, ale... sam nie wiedziałem co o tym myślę i jak się z tym czuję, orpócz nerwów które mnie nie opuszczały.
Wypuściłem drżący odech gdy zrobił to znowu. Lekko ponownie zakręciłem biodrami, bo na chwilę mnie zamurowało...
-Mogę to z ciebie zdjąć...? - usłyszałem prawie przy swoim uchu, bo męczyzna uniósł się troche wyżej... czy on chciał wprawić mnie w ten stan w którym byłem, czy robił to nieświadomie? Bo chyba właśnie zarumieniłem się jeszcze bardziej i oblała mnie gorąca fala, i nawet podnieciłem się bardziej.
-Myslałem że... zapłacił pan za striptiz. Muszę sam się rozebrać. - wymamrotałem słabym głosem przez to jak wiele róznych emocji nagle sie we mnie kotłowało. Spojrzałem na niego przez ramię kolejny raz, przez co udalo mi sie zobaczyć ze to co powiedziałem wywołało na nim jakieś wrażenie, zdziwienie, moze nawet podniecenie?
Odsunąlem sie odrobine, ale nie duzo, bedac dalej blizej niz na wyciagniecie ręki i w koncu odwróciłem sie do niego przodem, i ciągle z przygryzioną wargą, powoli zacząłem zsuwać z siebie tą i tak niewiele zakrywającą bieliznę.
Przez dłuższy czas patrzył na moją twarz, jednak im niżej była bielizna, tym niżej był jego wzrok.
W końcu zdjąłem z siebie całe moje okrycie i rzuciłem je do jego stóp.
Sam nie mogłem oderwać od niego wzroku. Cały czas w głowie miałem to, że pierwszy raz ktoś widzi mnie nago... ktoś obcy, a mi się to podobało i nawet mnie podniecało, co było widać po moim penisie, co zwróciło uwagę Pana Ashtona. Patrzył na mnie, oblizując pełne wargi. Naprawdę chyba był bliski wręcz rzucenia się na mnie.
Oddaliłem się w końcu na kilka kroków. Chwyciłem rurę i znowu powoli zacząłem się obkręcać.
W sumie, nie mialem co więcej z siebie zdjąć, chyba ze buty, więc tanczylem dalej az wukupiony przez Irwina czas sie nie skonczyl. Przygryzłem wargę i z całmi czerwonymi policzkami i szyją siegnalem po swoja bieizne by sie zakryć chociaz tym. Spojrzałem na mężczyznę niepewnie, nie wiedzialem czy cos powinienem powiedzieć, więc patrzyłem jedynie na niego.
On również nie mógł oderwać ode mnie wzroku. Po chwili jednak odchrząknął i wstał powoli ze swojego miejsca. Mimowolnie mój wzrok zjechał na jego krocze i zobaczyłem... spore wybrzuszenie w tym miejscu. Usmiechnalem sie lekko pod nosem i jeszcze bardziej zarumieniłem.
Podszedł powoli do mnie, patrząc w moje oczy z czymś, czego nie potrafilem zidentyfikować. Gdy był juz na tyle blisko mnie by sięgnąć do mojej dłoni, wcisnął w nią pliczek pieniędzy... i pochylił się do mojego ucha.
-Luke... przyjdz do mnie jutro po południu... do mojej firmy. Wiesz gdzie mnie szukać. Obiecuję że nie będziesz żałować. - powiedział głębokim i niskim glosem i odsunął się i wyszedł z pokoju poprawiając swój krawat.
Stałem przez chwilę w wielkim szoku. Czy Ashton Irwin właśnie zaprosił mnie na seks? To był dla mnie cios. Nie byłem przecież dziwką do kupienia! To, że wylądowałem dzisiaj w takim miejscu to... przypadek.
Jego propozycji nie spodziewałem się kompletnie, była dla mnie obrzydliwa i uprzedmiotowiająca mnie. Jednak małe uczucie motylków w brzuchu i podniecenia zostawiła we mnie. Westchnąłem cicho i przeliczyłem pliczek. Było w nim aż 1000 dolarów! Cholera! Za jakieś 40 minut, zarobiłem pełnego kafla. To było dopiero cios!
Przeliczyłem pieniądze jeszcze raz. Rzeczywiście, była tam tak wielka suma!
Scisnąłem mocniej pieniądze. Zwinąłem je w rulon i wyszedłem z pokoju. Czekało mnie jeszcze trochę... mojej zmiany. Ale teraz... mogłem trochę odetchnąć, mając te pieniądze, schowane bezpiecznie w torbie.
***
mialem sporo czasu by przemysleć propozycję Ashtona Irwina i... postanowiłem zjawić się w jego gabinecie dzisiaj.
Nie myślałem o tym, co będę musiał zrobić, chociaż może trochę... mnie to ekscytowało? Bo... ten mężczyzna, podobał mi się, taniec dla niego tak na mnie wpłynął i chociaż nigdy nie myslalem ze powiem cos takiego, to wlasnie tak było.
Poza tym przemawiały do mnie pieniądze które mi wręczył poprzedniej nocy i ktore oddałem rodzicom dzisiaj rano jak tylko wstali. Byli w szoku, skąd miałem taką sumę tak szybko, ale przemilczałem ich pytania. Ulga w oczach mojej mamy i wdzięczność ojca, który miał duży problem by poprawić swoja sytuację z pracą, wystarczyły bym po południu ubrał się w swoje najlepsze ciuchy i poszedł do firmy, w której niedawno co starałem się o pracę.
Wjechałem na odpowiednie piętro i poszedłem znanym już korytarzem do znanych już drzwi.
Nie kojarzyłem tego miejsca z dobrymi wspomnieniami, raczej kojarzyłem je z porażką i upokorzeniem, ale przynajmniej nie musiałem być już w burdelu. Boże, tamto miejsce, teraz tak myśląc, było paskudne. Nigdy więcej nie zgodzę się na cokolwiek co proponuje mi Michael. Bądź co bądź, to jego wina, że się tam znalazłem, po raz kolejny przysporzył mi niepotrzebnej traumy.
Poprawiłem swoją koszulę i zapukałem do masywnych drzwi. Przez chwile nikt się nie odzywał, ale po chwili usłyszałem już znany głos, który pozwala mi wejść.
Popchnąłem drzwi. Nie wiedziałem czemu, ale miałem flashbacki z wczorajszego wieczoru. Wtedy nie wiedziałem co mnie czeka, ale teraz przynajmniej byłem ubrany i wiedziałem do kogo idę.
- Dzień dobry. - mruknąłem cicho. Zamknąłem za sobą drzwi i przeszedłem kilka kroków. Ashton Irwin uniósł wzrok znad jakichś papierów. Widząc mnie, wyprostował się od razu i zdjął okulary. - Miałem przyjść dzisiaj...
Odłożyl je na biurko i patrzył na mnie. Nie wiedziałem, co myslał, ale... wiedziałem ze ja czuje jedynie nerwy, znowu moje ręce drżały i nie byłem pewny czy to przez wspomnienia mojej porażki czy... przez jego obecność.
-Witaj, Luke. Cieszę się, że zdecydowałeś przyjść. - powiedział i nawet usmiechnął się w moją stronę. Kiwnąłem głową z nerwami i pozwoliłem sobie zrobić krok w jego strone.
No dobra, teraz albo nigdy. Zrobiłem kolejny i kolejny krok i po chwili stałem już bardzo blisko niego, prawie tak jak w tamtym burdelu. Przełknąłem ślinę i mogłem się załozyć że to słyszał.
Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem, ale... on chcial zebym tutaj przyszedł dla seksu prawda? Ale... nie wygladal jakby o to mu chodzilo.
-Um... ile za to dostanę? - zapytałem cicho.
Mężczyzna otworzył szerzej oczy i zamrugał, patrząc na mnie już całkiem zbity z tropu.
-Luke... nie wiem o czym mówisz. Ale... usiądź proszę. Mam dla ciebie propozycję. - powiedział... i jego głos brzmiał bardziej...biznesowo, jak przystało na szefa. Nie było tej głębi i podniecenia, które było słyszalne wczoraj. Teraz to ja byłem zbity z tropu.
Usiadłem naprzeciw niego, tak jak powiedział. Patrzyłem na niego zamyślony i zdziwiony. O co teraz chodziło? Byłem prawie pewny, że chce uprawiać ze mną seks. Nic już nie rozumiałem.
- Po co miałem przyjść? - wymamrotałem. Wykręcałem sobie palce ze stresu.
- Luke... chciałem ci zaproponować ofertę pracy. Wiem, że ostatnio potraktowałem nieprofesjonalnie, moje zachowanie było nie na miejscu... cóż... - odetchnął głośno. - Chciałem ci jednak dać tę pracę.
-Pracę? - wymamrotałem cicho. Uniosłem wzrok ze swoich palców i odważyłem się utkwić go w nim, chociaż czułem jeszcze większe nerwy niż gdy tutaj wszedłem. Czy to możliwe?
-Tak, chciałeś posadę sekretarki... wybacz, sekretarza, i dam Ci ją... jeśli tylko dalej ci na niej zależy.
Zamrugałem i... okej, Ashton Irwin potrafil być miły? Za pierwszym razem, a nawet za drugim sprawiał wrażenie zupełnie innego, a teraz, nie wierzyłem w to co słyszałem z jego ust.
-Ale... dlaczego?
Odkaszlnął cicho i zaczął bawić się długopisem. - No cóż... Doszedłem do wniosku, że ktoś taki jak ty, nie posunąlby się do pracy w... mirjscu w takim jakim cie wczoraj spotkalem, gdyby nie musiał i nie byl do tego zmuszony. Prwnie potrzebujesz pieniedzy, a ja... zarobisz u mnie więcej niż tam. Dlatego, chce dać ci tą pracę. - wyjaśnił, patrząc na swoje palce i wszędzie tylko nie na mnie.
Otworzyłem znowu szeroko oczy. Propozycja pracy to ostatnie czego bym się spodziewał, ale... nie narzekałem. To było dość miłe i hojne z jego strony. Ale też wiedziałem, że zlitował się nade mną.
- Jestem... jestem zaskoczony. - mruknąłem pod nosem.
-Rozumiem to, możesz... to przemyslec jeśli chcesz. Ale... mam nadzieję że się zgodzisz. - spojrzal w końcu na mnie. Wyglądał tak dostojnie w swoim fotelu, był elegancki, taki... jakby wypolerowany. Wręcz biła od niego władza i bogactwo, emanował tym. Nie trudno się domyśleć, jak osiągnął taki sukces. Ten sukces na pewno sam do niego ciągnął, jak magnes!
-Nie! Znaczy... Tak, zgadzam sie. - powiedzialem, bo czemu mialbym sie nie zgodzic? To znaczylo ze juz na pewno nie kusialem wracac do tego... burdelu, ani nie musiałem spędzać godzin na szukaniu kolejnej pracy z której najprawdopodobniej szybko by mnie wylali.
Potrzebowałem pieniędzy, Ashton sie tego domyślił. Więc wykorzystam jego propozycję i szanse która mi dawał. Ale... No wlasnie, pozostawalo jedno ale. Co jesli znowu bedzie taki jak podczas mojej pierwszej rozmowy o pracę?
- Świetnie. - uśmiechnął się od razu pod nosem. - Zapisz mi proszę swoje maila, jeszcze dzisiaj prześlę ci twój grafik i twoje obowiązki. Zaczniemy od parzenia kawy, piję czarna. Zwykła, czarna, bez cukru, bez mleka i innych takich. Strój... taki jak teraz masz jest odpowiedni. Włosy mają być uczesane, a buty wypolerowane, nie spóźniaj się, ani nie zostawaj za długo w pracy, bo to bez sensu. Jakieś pytania?
Przygryzłem wargę i pokręciłem głową. - Wszysrko jasne... - mruknąłem. Pokiwał głową i podał mi długopis i karteczkę na której miałem zapisać swoje dane. Podsunął mi jeszcze umowę, którą miałem podpisać.
- Chcesz ją czytać?
- A powinienem...? - przekartkowałem z 20 stron, pisanych małym druczekiem.
- Tak, ale i tak wiem, że nikt tego nie robi.
Spojrzalem na niego i usmiechnalem sie pod nosem. On ku mojemu zdziwieniu również się usmiechnal. W koncu podpisałem w miejscach w których powinienem i odłozylem dlugopis na biurko. Pan Irwin wstał i ja również to zrobiłem i uścisnął mi dłoń.
Spojrzalem na niego i usmiechnalem sie pod nosem. On ku mojemu zdziwieniu również się usmiechnal. W koncu podpisałem w miejscach w których powinienem i odłozylem dlugopis na biurko. Pan Irwin wstał i ja również to zrobiłem i uścisnął mi dłoń.
***
Pierwszy dzień w firmie był już następnego dnia. Założyłem eleganckie spodnie, koszulę i marynarkę. Włosy totalnie ze mną nie współpracowały, dlatego zamiast podnosić je do góry jak zawsze, zostawiłem je lekko opadnięte. Tak jak mówiła umowa, nawet buty wypolerowałem!
Pojechałem tam autobusem, który był za wcześniej, ale jakbym pojechał późniejszym, spóźniłbym się o całe 20 minut. Nie chciałem się narażać już pierwszego dnia, na dodatek, ja nie byłem osobą która się spóźnia.
Dlatego wszedłem do firmy przed czasem, co mimo wszystko nie było aż takie złe, mogłem się przygotować lepiej przed swoim pierwszym dniem. Poszedłem do swojego biurka, które wczoraj pokazał mi mój szef. Rozejrzałem się, mimo ze moja zmiana zaczynała się dopiero za jakąś godzinę, w samej firmie było już sporo ludzi. Czułem lekki stres, bo co jesli bardzo ciężko coś spieprzę? Nie mogłem się negatywnie nastawiać, więc po prostu zająłem swoje miejsce, wcześniej wieszając swój płaszcz na wieszaku.
Rozejrzałem się po swoim otoczeniu, zobaczyłem oczywiście komputer, słoiczek z długopisami, samoprzylepne karteczki i inne tego typu biurowe przybiory, oraz telefon stacjonarny, który dommyślalem sie ze stanie sie dla mnie najwazniejszym zadaniem, nie mogłem opuscic zadnego telefonu od Pana Irwina.
Mijali mnie różni ludzie, aż w koncu do swojego gabinetu poszedł również Ashton, mijając mnie, wysyłając mi lekki uśmiech i mówiąc wesołe "dzień dory". Usmiechnalem sie ale... poczułem ukłucie stresu, czylli już teraz miała zacząć się moja praca. Usiadłęm prosto, żeby wyglądać na bardziej pewnego siebie.
Czekałem już na pierwsze swoje zadanie, które nadeszło bardzo szybko.
Ashton Irwin wyszedł ze swojego gabinetu i patrzył na mnie.
- Tak na przyszłość... jak już przychodzę do pracy, to proszę, by kasa czekała na mnie już na moim biurku. - powiedział od razu. Otworzyłem szeroko oczy. Spieprzyłem już w pierwszej chwili!
- Oh... jasne, przepraszam... już idę robić... - wstałem szybko. Przeszedłem kilka kroków. - A gdzie mam ją zrobić? - odwróciłem się do niego. Na szczęście nie był chyba zły, patrzył na mnie z lekkim rozbawieniem.
- Na piętrze niżej, dosłownie pod nami jest kuchnia... ekspres jest na blacie przy lodówce.
- Dobrze, dziękuję... szefie. - wymamrotałem i poszedłem szybko do windy.
Zjechałem do kuchni, tak jak powiediał Irwin, była tak gdzie opisał. Zrobiłem mu kawę. czarną , bez cukru, bez mleka. Tak jak powiedział mi wczoraj że lubi. Czekałem, lekko skubiąc skórkę przy paznokciu aż kawa się zrobi i jak najszybciej zaniosłem ją dla szefa. Starałem się donieść ją w całości... i nie wylać zawartości kubka na siebie. By to zzrobić, musiałem być ostrożny i.. udało mi się! Z czego naprawdę byłem dumny, bo podejrzewałem po sobie że nawet robienie kawy potrafię zepsuć w sytuacji tak dla mnie stresowej. Zapukałem do drzwi jego gabinetu
- Proszę!
Wszedłem do gabinetu z ławą. Położyłem ją przed nim na na biurku.
- Czarna kawa. Bez mleka. Bez cukru. - powiedziałem dość szybko. Spojrzał na mnie rozbawiony. Poprawił okulary na nosie.
- Dziękuję, Luke.
Uśmiechnąłem się lekko i poszedłem do siebie. Odetchnąłem głośno. Moje pierwsze zadanie było wykonane! Byłem podekscytowany, bo to chyba była pierwsza praca, w której zostanę dłużej niż tydzień czy dwa. Usiadłem przy swoim biurku i... w sumie nie miałem nic do roboty. Czekałem na jakieś polecenia Ashtona.
Po jakimś czasie zadzwonil telefon, pierwszy raz dzisiaj, przez co podskoczylem.troche na swoim miejscu, po prostu się go nie spodziewając. Przygryzłem lekko wnętrze policzka i wziąłem słuchawkę.
-Gabinet Ashtona Irwina, słucham...?- starałem się brzmieć pewnie, ale jedna prawda o mnie była taka, że nienawidziłem rozmów przez telefon, szczególnie z nieznajomymi, co musiałem teraz przezwyciężyć jeśli chciałem tutaj pracować. A chciałem...
-Proszę przekazać Panu irwinowi że czekają na niego na sali konferencyjnej, będzie wiedział o co chodzi.
-Oczywiście... przekażę. Dziękuję. - wymamrotałem i niepewnie odlozylem słuchawkę i wstałem że swojego fotela. Podszedłem do drzwi i znowu w nie zapukałem, chwilę później słysząc zaproszenie.
Zajrzaldm do środka i przekazałem mu informacje.
-Oh! Tak, tak, całkiem zapomniałem. Dziękuję Luke. - zaczął trochę w pośpiechu zbierać różne przedmioty, papiery I teczki by wyjść.
Przez chwile obserwowałem go, takiego zabieganego... w pośpiechu. Ale dalej eleganckiego. Pokręciłem głową sam do siebie i wyjąłem głowę z jego gabinetu. Wróciłem do biurka.
Pan Ashton po chwili wyszedł z gabinetu i chwilę zatrzymał się przy moim biurku.
-Powinienem wrócić za dwie godziny, jeżeli ktoś będzie potrzebował czegoś ode mnie, powiedz ze jestem na spotkaniu i wrócę, tak jak powiedziałem, za około dwie godziny. - uśmiechnął się I zanim zdążyłem coś powiedzieć juz wyszedl.
I ws sumie tak mijał mi pierwszy dzień. Pan Irwin wychodził i wracał z różnych spotkań i konferencji, albo przesiadywał w swoim gabinecie, a ja donosiłem mu kawę, dokumenty które dostawałem od kogoś innego, odbierałem telefony i przekazywałem informacje.
I jeśli miałem być szczery, podobała mi się ta praca, a jak na swój pierwszy dzień, myślę że spisałem się całkiem nieźle, na pewno o wiele lepiej niż przy swoich poprzednich... na przykład przy tych nieszczęsnych ulotkach!
Kolejne dni mijały, a ja coraz bardziej się zaaklimatyzowałem w firmie. Może nie robiłem nic ekscytującego i w sumie każdy dzień był taki sam, ale mi to na razie pasowało. Zbierałem kasę dla rodziców, przy okazji odkładając małe sumy na studia. Akurat tutaj były tygodniówki, co pasowało mi jeszcze bardziej.
Nawet zaprzyjaźniłem się z kilkoma osobami, na przykład z Sally, która była recepcjonistką. To ona zaraz po Ashtonie najczęściej do mnie dzwoniła z różnymi sprawami, by Ashtonowi nie zawracać głowy. Było naprawdę w porządku
I chyba byłem naprawdę potrzebny, bo w raz z tygodniami, telefony od Pana Ashtona stawały się coraz częstsze. To były różne sprawy, czasami papierkowa robota, czasami kolejna kawa, a czasami jakiś wymyślny lunch. Nie przeszkadzało mi to, w końcu po to byłem. Jednak dalej trochę czułem się onieśmielony, bo jednak... widział mnie nago. Tańczyłem dla niego w klubie ze striptizem. Choc żadne z nas nie rozmawiało o tym, napięcie było wyczuwalne od początku.
Jak o tym myślałem, dostałem kolejny telefon od Irwina, więc poszedłem do jego gabinetu. Już aż tak się nie denerwowałem że coś zepsuje, chodzilem pewnym krokiem, lubiłem to miejsce, lubiłem mieć coś do roboty.
Wszedłem do jego gabinetu po zapukaniu.
-Dzien dobry. O co chodzi?- uśmiechnąłem się, patrząc na niego.
-Luke. Dobrze że jesteś. Usiądź, weź to proszę i... zapisz proszę to co będę Ci mówił. Nie moge się wyrobić z tym wszystkim.
Powiedział, a ja oczywiście wykonałem od razu jego polecenie i słuchałem uważnie, kiedy on dyktował mi... jakąś przemowę? Coś w tym rodzaju. Pisałem szybko, co mówił, a mówił bardzo długo. Ale to nie było aż takie dziwne. Nagle po prostu zacząłem wyczuwać... na sobie wzrok. Gdy pisałem, a on mówił, czułem... że na mnie patrzy.
- Um... coś nie tak? Notuję wszystko. - powiedziałem mu i pokazałem mu to co napisałem.
Spojrzał na mnie znów rozbawiony. Uśmiechnął się pod nosem.
- Dobrze. Cieszę się. Ale mam dla ciebie inne zadanie.
- Jakie? - zmarszczyłem brwi.
- W sobotę chciałbym byś poszedł ze mną do włoskiej restauracji w centrum. Co ty na to?
Patrzyłem na niego tępo. To było kolejne jakieś zadanie? Miał tam się z kimś spotkać? Mialem mu asystować?
- No... w porządku. Ale po co? Mam coś przynieść? Jakiś notes? To jakieś spotkanie biznesowe i mam notować wszystko? - patrzyłem na niego dużymi oczami. Ashton Irwin zaśmiał się cicho i pokręcił głową. Już nic nie rozumiałem.
- Luke, zapraszam cię na spotkanie. Albo raczej na randkę.
Nie mogłem uwierzyć w to co słyszałem. Patrzyłem na niego oniemiały, nie mogłem nawet złożyć pełnego zdania w swojej glowie, tak bardzo mnie zaskoczył swoim pytaniem.
-Ja... randkę?- wymamrotałem. tylko tyle byłem w stanie. Patrzyłem na niego wielkimi oczami, ale on uśmiechał się cały czas że swoją pewnoscia siebie.
-Randkę, oczywiście... jeśli chcesz.- Patrzyłem na niego jeszcze dużymi oczami. To było... takie dziwne. Nie spodziewał bym się tego chyba nigdy. Czułem gorąco w moim ciele.
Ashton starał się być wyluzowany, jednak widziałem po nim, że chyba stresuje się moja oodpowiedzia. - Luke? - spytał znowu jak długo nie odpowiadałem.
- Um, tak, tak! - od razu poczerwienialem na swój zbyt wielki entuzjazm. Zaśmiał się cicho.
-Przyjadę po ciebie o 18. - powiedział z usmiechem, znowu wyglądał na wyluzowanego. Ulżyło mu, ale mi również! Serce dalej mi waliło z całej siły, jednak... czułem się dobrze. Podświadomie chyba naprawdę miałem nadzieję zeby sie to stało, by mnie zaprosił...
-Dobrze. Jasne... um, znasz adres...?
Pokiwał głową i zaśmiał się. - z umowy... - patrzył na mnie, a ja zarumieniłem się bardziej niż bym chciał! Co ten mężczyzna ze mną robił...?
-No oczywiście...- wymamrotałem. - To... do soboty? - mruknąłem niepewnie, czując znowu ciepło na swojej szyi. A zresztą... nie tylko na szyi! Cały byłem czerwony. Zaskoczyło mnie to wszystko co ostatnio działo się w moim życiu. I czemu z jakiegoś powodu wszystko to było związane z tym mężczyzną w szytym na miarę garniturze?!
-Tak. - uśmiechnął się szerzej. - Jeśli chcesz możesz już iść, i tak zaraz kończy się twoja zmiana. Nie będę cię niepotrzebnie trzymał dłużej. Miłego dnia, Luke. - powiedział przyjaznym, wręcz ciepłym głosem.
To był pierwszy raz kiedy słyszałem taki głos z jego strony, i pierwszy raz kiedy dawał mi wyjść wcześniej... dosłownie pół godziny przed czasem! To było sporo. Przeważnie trzymał sszystkich do ostatniej minuty... a teraz dawal mu tak wyjsc?
Jak mógłbym się nie zgodzic? Pokiwałem znowu głową i pożegnałem się cicho, dziekujsc mu jeszcze raz. Uciekłem jak najszybciej, bo zawstydzenie naprawdę na mnie wpływało.
Na szczęście już chwilę później mogłem odetchnąć świeżym powietrzem.
Zapowiadał się ciekawy weekend...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top