church accident [cake]
Kiedy msza (na którą pójście zmusiła mnie mama) w końcu się skończyła odczekałem chwilę, by większość ludzi wyszło, po czym podniosłem się z ławki i zacząłem schodzić po schodach, jako iż siedziałem na chórze. Kiedy zostało mi już kilka stopni do przebycia ktoś mnie szturchnął, przez co straciłem równowagę i poleciałem do przodu. Pisnąłem cicho, a moje serce prawie stanęło, kiedy po chwili runąłem na ziemię, a moja ręka wylądowała perfidnie na kancie ostatniego schodka. Usłyszałem głośny trzask i w tym samym momencie od mojej ręki po całe ciało rozszedł się niewyobrażalnie ogromny ból. Krzyknąłem głośno, mocno zaciskając powieki i kuląc się nie podłodze.
- Kurwa, żyjesz? - usłyszałem męski głos, który najwyraźniej nie przejmował się tym, że wciąż jesteśmy w kościele.
Ręka pulsowała ostrym bólem, co spowodowało pojedyncze kropelki łez na mojej twarzy. Nie chciałem płakać, ale nie mogłem tego powstrzymać.
- Żyję, a-ale ręka.. - przerwałem z głośnym jękiem.
Kurczowo przyciskałem ją do swojego brzucha, jakby to miało pomóc. Czułem pod palcami lekkie zniekształcenie, co tylko wzmagało mój ból i płacz.
- Boli cię coś jeszcze oprócz ręki? - spytał zmartwionym tonem.
- K-kostka - wyjąkałem, wciąż nie otwierając oczu.
- Musisz wstać. Pomogę ci, dobrze? - pokiwałem lekko głową, uchylając powieki.
Chłopak był mniej więcej w moim wieku, od razu rozpoznałem go z kółka muzycznego. Potrafił niesamowicie grać na basie i przyznam, że czasami przyglądałem mu się podczas zajęć. Kiedy grał wyglądał, jakby nic innego nie miało dla niego wtedy znaczenia i to mnie fascynowało. Był również bardzo przystojny. Miał ciemną karnację, brązowe oczy oraz włosy. Zawsze miałem słabość do brunetów, ale to było tylko zwykłe zauroczenie i nie miałem zamiaru nic z tym robić, ponieważ on nigdy nie okazał żadnego zainteresowania moją osobą.
Calum, bo tak miał na imię owy chłopak, włożył rękę pod moje plecy, drugą chwycił moje przedramię i delikatnie podciągnął mnie do góry. Kiedy tylko stanąłem o własnych nogach od razu skrzywiłem się z bólu, jaki wywołała uszkodzona kostka.
- Wyjdźmy na zewnątrz - powiedział i wciąż mnie nie puszczając, zaczął kierować nas do wyjścia.
W końcu po kilku minutach nieudolnego kuśtykania doszliśmy do małego murka przed kościołem, na który od razu usiadłem.
- Zadzwonię na pogotowie - oznajmił, a ja tylko lekko pokiwałem głową, wciąż czując ten piekielny ból.
Przysłuchiwałem się rozmowie Caluma z osobą po drugiej stronie słuchawki, czekając, aż ten zapyta mnie o moje imię. Jednak tak się nie stało, a zamiast tego brunet bez chwili zastanowienia podał tamtej osobie moje pełne imię i nazwisko, co trochę mnie zaskoczyło. Nie sądziłem, że Calum chociażby kojarzy mnie z wyglądu, a co dopiero zna moje imię. Po kilku minutach zakończył połączenie i schował telefon z powrotem do kieszeni.
- Musimy wyjść na główną, bo karetka nie zmieści się w tej uliczce - poinformował, a ja z cichym jękiem spojrzałem na wydającą ciągnąć się w nieskończoność, wąską ulicę, która odchodziła od ulicy głównej i prowadziła do kościoła. Wstałem, ale po chwili z powrotem opadłem na murek, czując rwący ból w kostce. Calum spojrzał na mnie jakby się nad czymś zastanawiając, po czym bez żadnego ostrzeżenia pochylił się nade mną, ułożył jedną rękę pod moimi plecami, drugą pod kolanami i zanim mogłem zareagować już wisiałem, trzymany przez jego silne ramiona.
- C-co ty robisz? Mogę iść sam - zaprotestowałem, czując różowe wypieki na policzkach.
- Jakbyś szedł sam doszlibyśmy tam za miesiąc, Luke - odpowiedział, na chwilę przenosząc swój wzrok na mnie. - A dla mnie to żaden problem, żeby cię chwilę ponieść.
Nie odpowiedziałem już nic, wiedząc, że to co powiedział na początku było prawdą. Nie dałbym rady dojść tam samodzielnie.
Nareszcie po kilku kolejnych minutach wyszliśmy za bramy kościoła i Calum odstawił mnie na ziemię, na której od razu usiadłem, wiedząc, że przyjazd karetki trochę zajmie.
- Kazali mi odsłonić ci rękę, więc muszę zdjąć twoją bluzę, okej? - spytał, przyklękując przy moim boku.
Zgodziłem się, na co brunet przysunął się jeszcze bliżej mnie i przeniósł dłonie na mój zamek. Zaczął go rozpinać, sunąc delikatnie palcami po mojej klatce, co wydawało mi się niekonieczne i jakby robił to specjalnie, ale póki jego poczynania powodowały na moim ciele przyjemne dreszcze, nie miałem nic przeciwko. Pod koniec musiałem odsunąć rękę od brzucha, by mógł rozpiąć suwak do końca, co równało się z kolejnymi falami bólu.
Następnie zaczął zsuwać materiał z mojej nie uszkodzonej ręki. Chłodne powietrze owiało nagą skórę na moim przedramieniu, ale to nie ono spowodowało falę gęsiej skórki na niej, a delikatny dotyk Hooda. Chłopak obkrążył mnie odkrywając również moje plecy, po czym zrobił coś czego się nie spodziewałem. Przełożył nogę przez moje uda, po czym jak gdyby nigdy nic usiadł sobie na moich kolanach. Przełknąłem głośno ślinę, mocno się rumieniąc i posłałem mu pytające spojrzenie.
- Tak będzie mi wygodniej - wyjaśnił z małym uśmieszkiem, po czym przeniósł wzrok na moją prawą rękę i zsunął rękaw tyle ile dał radę, dopóki nie przerwało mu moje ciche jęknięcie. Patrzyłem w dół, bojąc się jak będzie wyglądała. Nagle Calum przyłożył do mojego podbródka dwa palce i podniósł delikatnie moją głowę, zmuszając mnie do patrzenia na siebie. - Nie patrz na to. Patrz na mnie, dobrze? Tylko na mnie.
Pokiwałem głową, na co tamten posłał mi delikatny uśmiech i wrócił do "pracy" przy mojej ręce. Pewnie to ostatni raz kiedy miałem okazję przebywać tak blisko niego, więc postanowiłem to wykorzystać i przyjrzeć mu się dokładniej. Obserwowałem jak lekko marszczy brwi i zaciska wargi w skupieniu, by sprawić mi jak najmniej bólu. Jego cera była wręcz nieskazitelna. Piękne, głębokie, czekoladowe oczy i gęsta kurtyna czarnych rzęs je otaczająca. Idealne kości policzkowe, a usta pełne i tak bardzo kuszące. Nagle niezamierzenie moja wyobraźnia zeszła na całkiem inny tor. Wyobraziłem sobie jego, górującego nade mną, bez koszulki i składającego na mojej szyi delikatne pocałunki. Możecie domyślić się co później wydarzyło się w mojej chorej wyobraźni. W pewnym momencie poczułem lekkie motylki w podbrzuszu i już wiedziałem co to oznaczało. Cały się spiąłem i mocno ścisnąłem uda, by za wszelką cenę ukryć to co się tam pojawiło. Dostałem wzwodu od samego myślenia o Calumie, to takie upokarzające.
- Got.. - zaczął brunet, ale przerwał kiedy jego wzrok padł na moje spodnie.
Natychmiast spuściłem głowę, zauważając przy okazji, że Cal przykrył mi rękę moją bluzą. Chłopak zszedł z moich kolan i usiadł obok, opierając się jedną ręką za moimi plecami, by być bliżej mnie, po czym nachylił się w moją stronę.
- O czym myślałeś, Lukey? - wymruczał do mojego ucha, trącąc go lekko nosem, co całkowicie odwróciło moją uwagę od nieznośnego bólu.
- O.. - próbowałem wymyślić jakąś wymówkę, ale że jestem w tym naprawdę słaby, wykrztusiłem tylko - O niczym.
Calum zaśmiał się pod nosem. Wzdrygnąłem się, przez to jak jego oddech uderzył o moją szyję.
- Czyżby? - spytał sarkastycznie, ale wciąż tym przyjemnym tonem głosu.
Nagle przeniósł dłoń ze swojego kolana na moje udo, przez co natychmiast zrobiło mi się w tamtym miejscu gorąco. Jego dłoń powoli i delikatnie zaczęła głaskać moją nogę, wysyłając po moim ciele przyjemne dreszcze i gęsią skórkę.
- Jesteś pewien, że o niczym? - ponownie trącił nosem tym razem moją szyję, a jego dłoń zsunęła się do wewnętrznej strony mojego uda.
Czułem się jakby mój brzuch miał za chwilę eksplodować od nadmiaru tych cholernych motyli.
- C-calum - zająknąłem się, po czym kontynuowałem drżącym głosem - P-przestań, mam prawdopodobnie złamaną rękę i jesteśmy w miejscu publicznym.
- Nie przeszkadza mi to - oznajmił, a jego dłoń zaczęła niebezpiecznie przesuwać się w górę.
Tak bardzo jak bałem się tego co miało się wydarzyć, tak nie mogłem się tego w dziwny sposób doczekać.
Niestety, a może i stety, przerwało nam głośne wycie syreny.
Calum zabrał rękę od mojego ciała, na co niekontrolowanie cicho jęknąłem. Kiedy dotarło do mnie to co zrobiłem, moje policzki natychmiast pokryły się ciemną purpurą.
- Nie martw się - brunet złożył delikatny pocałunek w kąciku moich ust, po czym wyszeptał - Wrócimy do tego.
a.n
Wpadłam na ten pomysł dzisiaj w kościele ( 😂 ), ogólnie mam taką fazę na Cake'a, że zaraz ochujam ze szczęścia XD 😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top