super hero || lashton
Opis:
Luke zostaje uratowany przez nieznajomego mężczyznę. Chcąc go poznać i odwdzięczyć się za uratowanie mu życia, szuka go wszędzie. Jakimś cudem okazuje się, że nieznajomy znowu pojawia się w pobliżu i ratuje jego życie.
Notka:
One shot napisany we współpracy z SosyRzyciem , miał się pojawić wcześniej, ale nie miałam czasu ( i motywacji) żeby go poprawić haha
Wpadnijcie do niej po więcej ff!!
Ale teraz już zapraszamy do czytania!
PS. w mediach okładka!
<><><><>
Była ciemna noc. Dochodziła 1:38 kiedy Luke wracał z pracy do domu. Nigdy nie był fanem samotnych spacerów po zmroku, od dziecka bardzo bał się ciemności i dalej mu to zostało.
A szczególnie na tych drogach, gdzie było naprawdę niebezpiecznie, a noc była jeszcze ciemniejsza niż normalnie.
Wiele razy słyszał od znajomych, że w tych uliczkach czają się źli ludzie, którzy mogliby zrobić mu krzywdę. I wierzył w to, panikując za każdym razem gdy wracał z kina, w którym pracował wieczorami.
Zawsze nosił przy sobie gaz pieprzowy i miał latarkę oraz kluczyki z ostrym breloczkiem, którym mógłby się bronić, gdyby było to konieczne. Więc z tyłu głowy modlił się w duchu, że uda mu się tym obronić w trakcie ataku.
Usłyszał coś, co brzmiało jak brzęk noża, jednak okazała się to spadająca puszka, metal uderzający o chodnik. Odwrócił się w tamtą stronę, bojąc się, że to jakiś człowiek, ale to był tylko mały, niegroźny szczur, który urządzał sobie poczęstunek w osiedlowym koszu na śmieci, rozwalając wszystko dookoła.
Wiedział że od tej pory jego mózg będzie podsuwał mu makabryczne wizje, czającego się za rogiem mordercy w masce, jak w Happy Death Day.
Odetchnął cicho, ale i też się zmarszczył, gdy zobaczył zwierzę wyjadające resztki.
- Fu. - wymamrotał cicho pod nosem. Poszedł dalej ulicą, przyspieszając kroku. Już tak bardzo chciał się znaleźć w domu. W łóżku pod kołdrą, gdzie nic mu nie groziło i był zupełnie bezpieczny. I gdzie miał tak ciepło i przytulnie. Jednak wiedział, że ma jeszcze kawałek do domu i dojście do niego, nawet szybkim krokiem zajmie mu około jedenastu minut albo nawet dłużej.
Dosłownie sekundę później usłyszał ponownie dziwne dźwięki, które wywołały u niego dreszcze na całym ciele. Z szybko bijącym sercem uświadomił sobie, że słyszy kroki. Odwrócił się szybko, a naprawdę widząc idącego kawałek od niego mężczyznę, zaczął prawdziwie panikować.
Przyspieszył kroku i przerażony szedł przed siebie, cały czas oglądając za plecy. Nim się zorientował usłyszał dźwięk klaksonu i poczuł ból w ręce. Zacisnął oczy, nie kontaktując ze światem, co dzieję się wokół niego, aż zorientował się, że człowiek który miał być mordercą, porywaczem lub gwałcicielem, odciągnął go w porę przed nadjeżdżającym z wielką prędkością autem.
- Jak łazisz?! Oglądaj się może czy nikt nie jedzie, gówniarzu! To nie wybieg, blondi! - kierowca krzyczał na niego, a potem z piskiem opon odjechał, zostawiając po sobie ślad na asfalcie i zapach spalin.
- J-ja... - Luke dalej się rozglądał, to wszystko działo się tak szybko. Dotarło do niego, że gdyby nie chłopak obok niego, mógłby być właśnie w drodze do szpitala. A teraz jedynie leży na chodniku, cały i zdrowy.
Oddychał szybko i nierówno, nie potrafiąc nad tym zapanować. Ręce go szczypały przez zdartą na nich skórę i kręciło mu się w głowie przez ten ogromny strach i rozkojarzenie.
Chciał spojrzeć na chłopaka, który uratował mu życie, ale już go nie było. Powiedział nieusłyszane przez Luke'a "uważaj na siebie" i zniknął w ciemnościach nocy.
Hemmings zamrugał szybko, podnosząc się z ziemi. Rozejrzał się kolejny i kolejny raz, ale wokół niego było pusto, ciemno i cicho. Nawet szczur zamilkł i przestał buszować w koszu na śmieci, przyglądając się chłopakowi nierozumiejącym spojrzeniem.
Chłopak powoli szedł do domu, teraz uważając na wszystkie przejścia. Dopiero w swoim małym mieszkanku, gdzie poczuł się w pełni bezpiecznie, pozwolił sobie na płacz, który miał być ulgą, ale jednak przyniósł mu jedynie więcej bólu.
Był niewyobrażalnie wdzięczny mężczyźnie, który stał się teraz jego bohaterem. Chciał go znowu spotkać i mu podziękować za uratowanie życie.
Opatrując rany na rękach i kolanach, cicho szlochał, marząc o tym by ten dzień się już skończył, jednak gdy tylko próbował zasnąć, pojawiały się straszne koszmary, w których nieznajomego, ratującego mu życie, nie było.
***
Minęło kilka dni od tej sytuacji, dalej Hemmings nie mógł przestać myśleć o tym, że prawie został potrącony przez auto. Nigdy nic takiego go nie spotkało.
Luke chciał spotkać mężczyznę, który odepchnął go z drogi pędzącego auta, ale już tracił nadzieję, że go znajdzie.
Próbował szukać w okolicy, pytał ludzi, czy znają tego mężczyznę o czarnych lokach, ale oczywiście nie przynosiło to żadnych efektów. W końcu chłopak postanowił szukać go w internecie, pisząc post o tym, że chciałby odwdzięczyć się mężczyźnie, ale do tej pory nikt nawet nie wykazał zainteresowania jego postem.
Chłopak niestety musiał odpuścić i wrócić do normalnego życia.
Dni mijały, a jego rutyna się nie zmieniła. Powoli zapominał o czarnowłosym mężczyźnie, choć dalej z tyłu głowy, gdzieś daleko w wyobraźni miał jego obraz.
Żył z dnia na dzień, ucząc się i chodząc w weekendy do pracy. Od czasu do czasu spotykał się ze swoimi przyjaciółmi, Michaelem i Calumem, jednak oni sprawiali, że i tak przez większość czasu czuł się jak piąte koło u wozu. Jego przyjaciele się spotykali, już długo i chyba nawet planowali wspólne życie. Kibicował im, ale czuł, że w ich towarzystwie był po prostu na doczepkę. Czasem sobie myślał, czy nie spotykają się z nim, by nie było mu zwyczajnie przykro i czy nie zmuszają się do tego żeby po prostu ich kontakt całkiem nie umarł.
W jedną sobotę szedł rano do pracy. Sydney jak Sydney, pełno ludzi, same tłumy, przez które dostanie się do jego pracy, było o wiele dłuższe i bardziej uciążliwe.
Był już naprawdę zirytowany, jednak jego emocje zmieniły się, gdy zauważył czarną czuprynę.
Może i to było przewidzenie, jednak w tamtej chwili Luke Hemmings dałby sobie rękę uciąć, że to on, mężczyzna, który uratował mu życie.
Przyspieszył kroku, chcąc porozmawiać z mężczyzną... no i upewnić się, że to naprawdę on przedzierał się przez ludzi, ale gdy znowu spojrzał w miejsce, w którym wcześniej stał nieznajomy, czarna czupryna zniknęła. Rozejrzał się szybko, patrząc wszędzie gdzie mógł pójść, ale nigdzie go nie było.
Znowu jego bohater mu uciekł, a on na powrót poczuł wypełniającą go potrzebę spotkania go drugi raz.
***
Kolejny tydzień Luke myślał o nieznajomym mężczyźnie, znowu szukając go, kiedy tylko miał ku temu okazję.
Do tej pory był pewien, że tamtego poranka to właśnie był on. Pomimo tego, że wtedy w nocy widział go z jakieś 5 sekund, on wszędzie by go poznał.
Ta sytuacja nie dawała mu spokoju. Dlatego stwierdził, że klub będzie idealną opcją, by trochę zapomnieć. W sobotę do pracy miał na godzinę 13. W dzień pracował w kawiarni, a potem szedł na noc do kina. Ale i tak pozwolił sobie w piątek wieczorem iść do klubu. Nie pytał Caluma czy Michaela czy też chcą iść z nim, ponieważ wiedział, że oni wolą pobyć razem.
Zamówił sobie pierwszego shota i wypił go szybko, a później poszedł trochę potańczyć. Ruszał się w rytm muzyki, powoli się rozluźniając. Co jakiś czas tańczył z kimś, z jakąś kobietą lub mężczyzną, a później wracał do baru i kupował sobie drinki.
Czuł się coraz bardziej pewny siebie, gdy kolejne procenty trafiały do jego krwi i tańczył też odważniej, nie mając jednak w planach z kimkolwiek poznać się lepiej albo tylko przeżyć z kimś przygodę na jedną noc. Chciał tylko pić i tańczyć, żeby później wrócić do normalności i pracy, oczyszczony ze wszystkiego, co go dręczyło.
Był już bardzo pijany kiedy wypił połowę drinka i poszedł na parkiet, zostawiając alkohol samemu sobie. Tańczył już coraz mniej składnie, czasami jedynie skacząc. Już powoli nie można było nazwać tego tańcem, ale bawił się nawet lepiej niż dobrze, a to liczyło się przecież najbardziej, prawda?
Po wyczerpującym tańcu, wrócił znowu do baru. Wziął szklankę i gdy już chciał wypić, poczuł na swoim nadgarstku ciepłą dłoń, która cofa tą jego.
Spojrzał później na rękę, a potem lekko w górę. Oczy mu wręcz zabłyszczały, gdy zobaczył mężczyznę o czarnych włosach.
- Nie pij. - szepnął, patrząc głęboko w oczy Luke'a. Hemmings czuł jak grunt mu się usuwa pod nogami. Oczy jego bohatera były tak piękne. Zielona łąka pomieszana z najładniejszym odcieniem brązowego jaki kiedykolwiek widział.
- To ty...- szepnął, patrząc na niego. - To naprawdę ty. - szepnął i odstawił szklankę na blat baru.
- Nie pij tego. - pokazał na szklankę jeszcze raz. - Lepiej zamów sobie nowy.
Luke ożywił się i spojrzał na szklankę. - Czemu...? - wymamrotał. Zakręciło mu się w głowie, więc musiał przytrzymać się krzesełka.
-Widziałem, jak jakiś facet dorzucił ci coś do szklanki. Lepiej nie ryzykować... - posłał mu uspokajający uśmiech i już miał odejść, kiedy Luke złapał za jego dłoń i zatrzymał go na jeszcze chwilę.
- Dziękuję... drugi raz mi ratujesz życie... Bardzo ci dziękuję... jesteś moim bohaterem. Jak mogę ci się odwdzięczyć? - wstał i stanął przed nim, w miarę prosto, dalej trzymając za dłoń mężczyzny.
Nieznajomy się tylko delikatnie uśmiechnął.
Nim Luke się obejrzał, mężczyzny znowu nie było. Miał wrażenie, że po mrugnięciu oka, on zniknął.
Luke znowu został sam.
***
- Ale to jest cholernie dziwne! On znowu po raz trzeci sobie poszedł! Przepadł jak kamień. - westchnął Luke z frustracją, mówiąc o tym wszystkim, co go spotkało przez te dwa tygodnie swoim przyjaciołom.
Calum i Mike byli przytuleni razem na kanapie i patrzyli to na siebie to na Luke'a. - No co...? Nic nie powiecie?
Przez chwilę milczeli i dopiero Mike odezwał się, przerywając tę ciszę.
- Wiesz Lu... to trochę dziwne... czemu nam mówisz dopiero teraz? Przecież... już trochę czasu minęło... a my się dopiero teraz dowiadujemy...
Luke był zły, nawet bardzo zły. Nie mógł pojąć, dlaczego to jedyne co są zdolni mu powiedzieć! Mieć wyrzuty o to, że nic im nie mówi, kiedy to oni nie mają dla niego czasu i nawet teraz wolą zajmować się sobą, niż poświęcić mu chociaż trochę uwagi.
- Myślisz że sobie to wymyśliłem? Żeby co? Zwrócić na siebie uwagę? - burknął zły i wstał z fotela. - Gdybyście więcej czasu spędzali ze mną, wiedzielibyście dużo wcześniej. - powiedział na pożegnanie i wyszedł z domu "przyjaciół".
Pociągając nosem, szedł do domu. Miał łzy w oczach, a jego dłonie drżały lekko przez stres, ale też smutek. Jeśli tak wyglądała przyjaźń, on jej nie chciał.
Trzasnął za sobą drzwiami mieszkania i zatopił się w swojej pościeli, gdzie chciał zniknąć aż wszystko się nie ułoży i nie nabierze kolorów.
***
- Czaisz to, Ashton? - Mike mruknął do swojego znajomego z pracy. Musiał się z kimś podzielić historią od Luke'a. Calum miał już powoli dość tego tematu, dlatego musiał się jeszcze bardziej wygadać Ashtonowi.
-Powiedzieć nam prawie dwa tygodnie później, że o mało nie został potrącony, a potem zgwałcony? Przecież jesteśmy przyjaciółmi! Powinien nam coś takiego od razu powiedzieć. -pokręcił głową. - Mam wrażenie, że coś kręci. Może to robi dla uwagi? Przecież... ostatnio jestem cały czas z Calumem... staramy się pielęgnować nasz związek, a Luke... no troszkę poszedł w odstawkę, ale to nie powód, by tak kłamać.
Ashton nie wiedział co powiedzieć. Podejrzewał, że to właśnie on w opowieści Michaela jest tym nieznajomym mężczyzną, który ponoć uratował jego przyjaciela.
I co miał powiedzieć? "Hej to ja byłem tym gościem, a twój przyjaciel dwa razy w ciągu miesiąca był zagrożony?".
Nie wiedział jeszcze czy się ujawni, czy pozostanie jedynie słuchaczem. I kto tutaj był złym przyjacielem? Michael czy Luke, który do tej pory w jego głowie był bezimienny? Jaki przyjaciel kwestionował takie wyznanie.
Ashton westchnął cicho i kiwnął głową.
- A może powinniście poświęcić mu trochę więcej czasu? W końcu się przyjaźnicie. To nie fair odrzucać przyjaciela z powodu związku. - wycierał sklepową ladę.
- To nie ważne, jak myślisz, mógł kłamać, żeby zwrócić na siebie uwagę? - powiesił nowy cennik lodów.
- Nie wiem. Chociaż bardziej prawdopodobne, że mówił prawdę. - grał ofensywnie, na razie nie chciał się wychylać.
- No tak... ale dlaczego powiedział to dopiero teraz!
Ashton spojrzał na niego, jak na debila. Miał ochotę zapytać "Serio jesteś taki tępy?" ale powstrzymał się przed tym, nie mając w naturze ubliżanie innym.
- Sam mówiłeś, że zajmujesz się bardziej Calumem niż nim, może dlatego? Nie dziwię się, że wam nie powiedział, skoro nie macie dla niego czasu. Może nie chciał się ubiegać o waszą uwagę? Nie powiem ci dokładnie, to twoje zadanie z nim pogadać.
- Nawet jeśli to prawda, to jakim cudem ten sam facet go uratował dwa razy, przecież to na kilometr śmierdzi kłamstwem.
- A może to przypadek? Przypadki się zdarzają. - wzruszył ramionami.
- Ale, żeby aż takie? Ashton... proszę cię...
- Okay, jak nie chcesz to mi nie wierz, ale jeśli mój przyjaciel byłby w potrzebie, wyznał by mi takie coś, byłbym przy nim, a nie gadał na niego swoim znajomym w pracy. - mruknął bardziej oschle niż miał w zwyczaju.
- No dobra.. może robię źle, ale nie bądź wredny. - Mike powiedział marszcząc brwi. Nie wiedział skąd nagle to zirytowane znalazło się w Ashtonie. Chciał przecież tylko to obgadać... nic więcej.
- Wiesz... Luke mówi prawdę. Więc poczuj się jak przyjaciel i z nim pogadaj... chyba w takiej sytuacji potrzebuje wsparcia bardziej niż myślisz. - mruknął jedynie i poszedł na zaplecze.
Mike patrzył się chwilę na drzwi. Jakaś lampeczka zapaliła mu się w głowie. Czarne włosy, dołeczki i brązowe oczy? A co jeśli to Ashton jest tym bohaterem?
***
Mike wpadł do domu od razu po zmianie w sklepie spożywczym i pobiegł szybko do Caluma.
-Hood, Luke mówił prawdę, ja chyba... nie, na pewno wiem kim jest ten facet! Jesteśmy najgorszymi przyjaciółmi tej dekady!
- Mikey... już mam dosyć tego tematu... - wymamrotał chłopak. - Ustaliliśmy już coś wczoraj. - Calum wziął drugą poduszkę i położył sobie pod głowę. Zaczął znowu skakać po kanałach.
- Ale Calum... - jęknął Mike. - On mówił prawdę... rozmawiałem dzisiaj z Ashtonem...
- Jakim Ashtonem? - zmarszczył brwi od razu, przerywając mu dalszą wypowiedź.
- Znajomy z pracy, nie ważne... i to chyba on był tym, który ratował Luke'a! Opis się zgadza z tym co mówił Hemmings! A on jeszcze był taki uparty... to na pewno on!
- I co chcesz z tym zrobić? - westchnął, patrząc na swojego chłopaka zmęczonym wzrokiem.
- Nie wiem, przeprosić Luke'a? Przyznaj że byliśmy dla niego okropni... - usiadł na brzegu łóżka. Calum objął go ramieniem i pocałował w skroń.
- Pojedziemy do niego... ale to po tym filmie...- mruknął.
Mike podniósł się szybko. Spojrzał na Hooda z gromami w oczach i fuknął pod nosem.
- Wiesz co? Sam pojadę, a ty sobie oglądaj filmy. - burknął i wyszedł z pokoju, a później z domu, zostawiając Hooda zdezorientowanego przez nagły wybuch Clifforda.
***
Mike zapukał szybko do drzwi Luke'a Hemmingsa. Stresował się cholernie, nie był pewien czy młodszy o rok chłopaka nadal chce go widzieć. Teraz wiedział, że zachował się obrzydliwe i to na pewno nie powinno mieć miejsca. Przecież Luke się otworzył przed swoimi przyjaciółmi... a oni go wyśmiali.
Czekał aż Luke mu otworzy, podgryzając lekko skórkę na wardze. Po chwili drzwi się otworzyły, a Hemmings uniósł jedną brew, patrząc na Michaela.
- Co tu robisz?
- Chciałem cię przeprosić... nie uwierzyłem ci... Luke czuję się źle. Wiem, że to co mówiłeś wcześniej było prawdą... teraz już wiem. - westchnął z pełną skruchą.
- Aha... - mruknął cicho. Odsunął się, robiąc mu miejsce, tym samym zapraszając go do środka bez słowa.
- Przepraszam Luke... wybacz mi to. Już nie będziesz się czuł jak piąte koło u wozu, obiecuję. - wymamrotał i przytulił go mocno, nie zważając na to, czy Luke tego chciał czy nie.
Chciał. Odwzajemnił od razu gest i wtulił się w niego. Przymknął oczy i napawał się tym uczuciem i świadomością, że ma przyjaciela.
- Wybaczysz mi...? - wymamrotał Mike. - Proszę... nie chciałem źle. Teraz już będę lepszym przyjacielem.
- Ja... nie wiem, Michael... naprawdę bolało to co powiedziałeś... nigdy bym was nie okłamał... a zwłaszcza z taką sprawą. Naprawdę byłem dwa razy o krok od tragedii.
- Wiem, Luke... teraz to wiem. Naprawdę wierzę ci. I jest mi przykro, że tak się stało... - Hemmings uniósł lekko brew, ale również uśmiechnął się delikatnie, czując w końcu, że jego dawny przyjaciel naprawdę wrócił.
- Mam dla ciebie małą niespodziankę... - mruknął, głaszcząc jego ramiona.
Luke zmarszczył brwi.
- Jaką niespodziankę...? - szepnął niepewnie, patrząc na chłopaka ze strachem w oczach, bojąc się, co takiego Michael wymyślił.
- Chyba znam twojego bohatera... i jeśli chcesz, mogę cię z nim poznać. - uśmiechnął się, a Luke czuł jak jego serce wypełnia szczęście, ekscytacja i odrobinę strachu.
***
Luke nie mógł się doczekać tego spotkania, dlatego zmusił Michaela, by zadzwonił do swojego znajomego w tej samej chwili co o tym powiedział i zaprosił go na drugi dzień.
Pomimo wielkiej ekscytacji, stresował się. Cholernie się stresował. A co jak jego bohater go nie polubi? A co gorsza jak Luke nie polubi jego? I okaże się, że jest zarozumiałym bufonem?
Jego ręce cholernie się trzęsły, gdy siedział niespokojnie w swoim mieszkaniu i czekał na resztę chłopaków. Brał głębokie oddechy, by się jakoś uspokoić, ale jak usłyszał pukanie do drzwi, od razu zamarł.
To był ten moment.
Moment, w którym pozna mężczyznę, którego tak bardzo pragnął poznać.
Na trzęsących się nogach podszedł do drzwi i otworzył je. I zobaczył go. To był naprawdę on. Luke poczuł jak jego serce przyspiesza i jak dłonie jeszcze bardziej zaczęły mu się trząść.
- Hej. - powiedział cicho, patrząc tylko i wyłącznie na mężczyznę. Już czuł, że nie przestanie na niego patrzeć dopóki on sam nie ucieknie z jego mieszkania.
Jego bohater był prawdziwy i tak samo piękny, jak go zapamiętał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top